Rzeknę coś od siebie i powiem, że trochę "bąblowników" rozumiem, zwłaszcza zielonych nowicjuszy. Wiem po sobie. Człowiek naczyta się przemyśleń starszych kolegów (infekcje, dezynfekcje, temperatury odpowiednie, że trzeba chuchać i dmuchać, bo delikatne to wszystko, czułe itd.), szykuje w końcu swój zestaw. Mija godzina, pięć, dziesięć, doba... i co? I nic!
I tu pojawiają się czarne myśli: coś spieprzyłem. Zainfekowałem. Drożdże słabe/nie ruszyły/padły. Temperatura za niska/za wysoka. NIE BULKA! A tymczasem fermentacja idzie swoim spokojnym tempem.
Starzy wyjadacze słusznie radzą wywalić rurkę, gdyż to ustrojstwo zżera tylko i wyłącznie nerwy. Gaz sobie ucieka gdzie chce, jak chce i kiedy chce. Ale... niektórzy przecież twierdzą, że fermentacja zaszła w ich przypadku w dwie doby, trzy, u innych 6-7 dni. Nowicjusz nie wie i się zamartwia...
W poniedziałek nastawiłem Dark Ale, po dwunastu godzinach nastąpiła erupcja, piana waliła "drzwiami i oknami", po kolejnych dwunastu godzinach wszystko umilkło i wydaje się, że stanęło. NIE BULKA Tragedia, prawda? Piwo jednak sączy się delikatnie z nieszczelnego otworku pod rurkę. Przecieram je szmatką ale we łbie pojawia się alarm: a jeśli tym przecieraniem zainfekuję brzeczkę? Śmiejcie się, Weterani, ale tak rozumuje nowicjusz.
Przecież nie będę każdego dnia dokonywał pomiaru Blg. Do środka wpadną roztocza/muchy/myszy, rączki będą niesterylne. A nuż zainfekuję brzeczkę? A z drugiej strony, jeśli NIE BULKA a nie będę tam zaglądał, to nie mam pewności, czy po powierzchni nie pływają już podejrzane białe oczka... Tak źle, tak niedobrze. Czekanie jest najgorsze.
Dlatego nie wkurzajcie się, że nowi pytają Was o brednie. Nie odsyłajcie do szukajki czy innych postów. Co z tego, że było o tym pięć minut temu, wczoraj, przedwczoraj. Do nowicjusza to nie dociera. Przecież MOJE PIWO jest jedyne, wyjątkowe, niepowtarzalne. Wydaje mi się, że pragnie on nie tyle porady, co słów otuchy, pocieszenia, że ktoś też tak miał! Jeśli kogoś to złości, niech machnie ręką i nie odpowiada, zamiast wystukiwać na klawiaturze emocje starego pryka, który młodemu grozi "kryką".
Na nic to, skoro... NIE BULKA