
Pierre Celis
Members-
Postów
4 714 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
1:33 - Newsy 15:00 - Wywiad z Mają Galerą, terapeutką uzależnień 10:13:14 - Laboratorium o tym jak projektować recepturę piwa Jesteśmy na: ? YouTube - ? Spotify - ? SoundCloud - ? iTunes - goo.gl/x4SFYk ? Stitcher - goo.gl/bXXvpK ? TuneIn - goo.gl/aktiyA ?️ mp3 do pobrania z Google Drive - Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
-
UWAGA: CZYTANIE ARTYKUŁU GROZI ZGŁODNIENIEM! Pszenne placki z serem piekli już starożytni Rzymianie. A słowo „pizza” pojawiło się po raz pierwszy w średniowieczu. Wtedy, gdy rozwijało się piwowarstwo. Przypadek? Odpowiedzcie sobie sami. W XXI w. losy pizzy i pisa są nierozerwalnie związane ze sobą niczym R2-D2 i C-3PO. Oto raport KraftMagii: 6 multitapów z pizzą z 5 miast Polski. Żeby była jasność – porządnych lokali. Nie: osiedlowych pizzerii z butelkami. Nie: baru z pizzą odgrzewaną w mikrofali. Sześć pełnoprawnych multitapów pełną gębą z własnym piecem i zacną pizzą. Zaczynamy! 1. Warszawa – Drugie Dno Ochota Drugie Dno – Multitap Pizza PubPierwszy przystanek podróży po mapie Polski znajduje się w stolicy. Nie przypadkiem: ponad 50 mutlitapów (wg ontap), krafty nawet w odległych dzielnicach – stolica żyje piwem rzemieślniczym. Doczekała się też co najmniej kilku lokali w konwencji pizza+kraft. Jednym z najświeższych jest Drugie Dno Ochota. To drugi lokal pod nazwą Drugie Dno (pierwszy mieści się przy ul. Nowogrodzkiej). 8 kranów z porządną selekcją piwa, dwa piętra i piec do pizzy szybko sprawiły, że pub stał się lokalnym miejscem spotkań. Nic dziwnego: jest przytulnie, nowocześnie i bezpretensjonalnie. A i z Centrum niedaleko. Pizza: 12 rodzajów do wyboru, klasyka od Margherity po pizzę autorską Drugie Dno (wołowina gotowana w porterze, kolendra, mozarella jalapeño), ceny 22-32 zł. Wszystkie przygotowywane są na bazie wysokiej jakości składników. Co gościom zdaje się odpowiadać, bo ani kucharz ani piec nie mają chwili odpoczynku. Oprócz pizzy można zjeść także kanapki na gorąco, sery, przekąski i desery. Do 16:00 – lunche w promocyjnych cenach. pizza ląduje w piecu Drugiego Dno OchotaJak trafić? Ochota to dzielnica położona na zachód od Śródmieścia. Z centrum można dojechać każdym tramwajem, który jedzie w kierunku zachodnim (3 przystanki). Przystanek Plac Zawiszy, pub mieści się za hotelem Sobieskim. Otwiera się o 12:00. Adres: ul. Tarczyńska 5/9, Warszawa strona www / profil Facebook 2. Kraków – Colombe wnętrze Colombe Beer and FoodPrzenosimy się szybciutko do dawnej stolicy Polski, czyli Krakowa. Tu kolejny nowy lokal, jeszcze świeży, niż Drugie Dno Ochota. Colombe Beer and Food mieści się na krakowskim Starym Mieście. Niedaleko Rynku znajduje się ulica Gołębia (ta słynna Gołębia z piosenki), od której nazwę wziął mutlitap Colombe. Co po łacinie oznacza: gołąb. Klasyczny wystrój: cegły i drewno (wszak Kraków), otwarta kuchnia, do tego 8 kranów z piwem rzemieślniczym, sporo dań w karcie i zapowiadany duży ogródek. A do tego oczywiście pizza. Ta kombinacja działa. Pizza: 11 rodzajów, głównie włoskie inspiracje; ciekawostką jest pizza czarna Colombe. Do tego lokalne przysmaki jak Maczanka Krakowska, a także spory przekrój dań bardziej współczesnych, jak bao czy pulledpork. Czynne od 12:00. Adres: Gołębia 5, Kraków strona www / profil Facebook 3. Sopot – AleBrowar pyszne połączenie: witbier i pizza – AleBrowar SopotKrzyk mewy na plaży sprawia, że stajesz się głodny. Co z tym możesz zrobić? Odwiedzić sopocki multitap AleBrowaru. To kolejna świeżynka na naszej liście. Jest to trzeci już lokal pod logo trójmiejskiego browaru, czyli AleBrowaru. Pierwszy mieści się w Gdyni, a drugi we Wrocławiu. Gdynia dołączyła do nich z początkiem 2019 roku. To przestronny lokal blisko głównego szklaku turystycznego miasta: Monciaka, który wiedzie wprost na sopockie molo. W lokalu piwo można wybierać spośród 13 kranów z piwami AleBrowaru. Dodatkowo lodówki z butelkami, które można kupować także na wynos. Pub spełnia więc też jednocześnie rolę sklepu. No i oczywiście, jest jeszcze piec do pizzy. Pizza: cienkie ciasto, placki raczej jednoosobowe z masą dodatków. Oprócz klasycznego wyboru pojawiają się takie szalone opcje, jak pizza z bananami na Tłusty Czwartek. Jak trafić? Idąc Monciakiem, czyli Bohaterów Monte Cassino w stronę mola należy dobić w prawo na wysokości torów. AleBrowar Gdynia jest niedaleko, przy kolejnej przecznicy. Otwarte od 14:00. Adres: ul.Podjazd 11, Sopot profil Facebook 4. Wrocław – 4Hops 4Hops – Cycling PubPrzenieśmy się teraz do Miasta Spotkań. Wrocław od zawsze żył piwem. Piwa rzemieślnicze, niczym krasnale, spotkać można niemal na każdym kroku. Ulica Ofiar Oświęcimskich jest tego doskonałym przykładem. Tu mieści się kilka interesujących pubów, między innym 4Hops. 16 kranów i wyrobiona renoma miejsca żyjącego kraftem od lat przyciąga głodnych i spragnionych. Kolorowy wystrój i ciekawe grafiki od zawsze były mocną stroną pubu. Nie mniej istotna była kuchnia. W 4Hops można było zjeść dania od Pancho, jednak meksykańska kuchnia poszła „na swoje” otwierając własny lokal, a 4Hops postawił na streetfood. Między innymi na pizzę i wrapy. Oprócz szybkich dań pojawiły się też rowery, bo obecnie lokal jest pro-rowerowy, a jego pełna nazwa brzmi 4Hops Cycling Pub. Pizza: 6 rodzajów w nowoczesnej formie, grube ciasto i 24 cm średnicy. Ceny 17-19 zł. Jest i wege, jest i ostro. Jak trafić? 3 minuty spacerem od rynku, na końcu imprezowej ulicy Ofiar Oświęcimskich. Otwarte od godz. 12:00 i 13:00 w weekendy. Adres: ul. Ofiar Oświęcimskich 46, Wrocław profil Facebook 5. Modlniczka – Proste Żarcie prosta pizza z Proste Żarcie i Pracownia PiwaProste żarcie – piękna idea jedzenia nieskomplikowanego, acz doskonałego smakiem i jakością. Ta wizja przyświecała Tomaszowi Rogaczewskiemu przy otwieraniu pubu w podkrakowskiej Modlniczce. Tomasz jest współzałożycielem browaru Pracownia Piwa, obok kórego właśnie powstała restauracja. W Prostym Żarciu jego dwie pasje: kulinarna i piwowarska mogły wreszcie połączyć się w jedno. Lokal jest nieduży, na kilka stolików. Na kranach świeżutkie piwo, wszak browar tuż obok. A na kuchni spotkać można samego właściciela, który z ukontentowaniem oddaje się swym żywiołom. Szef nie uznaje kompromisów; wszystkie dania muszą być dopracowane: czy to pizze, pasty, zupy czy żeberka. Poza kartą powstają też wyjątkowe dania i desery. Na wynos można zakupić butelki z piwami Pracowni. Pizza: 12 rodzajów porządnie zrobionych placków do wyboru, wszystkie ze świetnej jakości włoskimi dodatkami. Ceny 16-26 zł. Jak trafić? Modlniczka leży ok. 11 km za zachód od Krakowa przy obwodnicy S52. Proste Żarcie i Pracownia Piwa otwarte jest od 12:30; oprócz poniedziałków – nieczynne. Adres: ul. Kasztanowa 31, Modlniczka profil Facebook 6. Warszawa – Same Krafty pizza w Same Krafty – multitapNa koniec wracamy do nowej stolicy. Same Krafty to zasłużony lokal dla polskiego kraftu. Działa od wielu lat promując piwowarstwo rzemieślnicze. Na 10 kranach od zawsze pojawiały się topowe polskie browary. A od marca 2019 roku połowę z nich we władanie przejmie browar Trzech Kumpli. Oprócz piwa lokal kusi także pizzą. Spacerowicze przechadzający się po Starym Mieście chętnie zaglądają do Krafów na posiłek. Wewnątrz dokonuje się niemal samoczynnie podział: na konsumentów piwa (przy barze) i pizzy (przy stolikach bliżej wejścia). A jeśli wewnątrz nie starcza miejsca dla wszystkich, zawsze można udać się na drugą stronę ulicy. Tam znajdują się Same Krafty vis-à-vis. Pizza: 12 rodzajów cienkich placków w trzech rozmiarach: 23, 32 i 42 cm. Klasyka włoska oraz pizze nowofalowe. Ceny: 15-41zł. Jak trafić? Najlepiej pieszo. Lokal znajduje się bardzo blisko Rynku Starego Miasta; na ulicę Nowomiejską można trafić kierując się w stronę Barbakanu. Otwarte od godz. 13:00 w tygodniu (poniedziałek od 14:00), w weekendy od 12:00. Adres: ul. Nowomiejska 10, Warszawa profil Facebook The post Piwo i pizza appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Z Jarkiem Sosnowskim zwiedzamy największy polski browar rzemieślniczy. Poprzednia wizyta – 2014! View the full article
-
Jak smakują pierwsze zapuszkowane piwa Birbanta i czy puszka jest w stanie zapewnić ochronę przed utlenieniem? Sprawdzam wraz z Jarkiem Sosnowskim w laboratorium Browaru Zarzecze! View the full article
-
Jakub Kustra, piwowar w T.E.A. Time Brewpub ,,Ma jednak kraj polski napój warzony z pszenicy, chmielu i wody, po polsku piwem zwany. Nic nadeń lepszego dla pokrzepienia duszy. Jest ono nie tylko rozkoszą mieszkańców, lecz i cudzoziemców więcej niż w innych krajach zachwyca swym smakiem wybornym” – Jan Długosz W kronikach dziejów naszego państwa wzmianki o piwie ścielą się gęsto. Od dawien dawna był to jeden z dominujących napitków na polskich stołach. Sławne postaci Już pierwszy król Polski, Bolesław Chrobry, zwany był przez naszych sąsiadów „piwożłopem”. Choć być może owo miano nie jest nazbyt chlubne, jednak trafne. Bowiem Piastowie, podobnie jak inni ówcześni władcy, raczej za kołnierz nie wylewali. Święty Otton z Bambergu pełnił z początkiem XII w. misje chrystianizacyjne m.in. na terenie Pomorza Zachodniego. O trunkach jakie tedy pito, pisał: „Wina nie mają ani go nie szukają, gdyż zapobiegliwie przyrządzone miodne napoje i piwo przewyższają wina falernijskie.” Wspomniane tutaj są także miody pitne, które także mają bogate tradycje w Polsce. Ale o nich może innym razem. Nie mniej znacząca jest znana anegdota o Leszku Białym. W XIII w. odmówił on udziału w krucjatach. Jako powód podał: „W Palestynie piwa nie ma i żyć przeto tam nie można.” Oczywiście, prawdziwa przyczyna odmowy udziału w wyprawach krzyżowych miała raczej korzenie ekonomiczne, aniżeli spożywcze. Za fakt niepodważalny jednak należy uznać, iż trudno bić niewiernych na pustyniach bliskiego wschodu, w palącej spiekocie, bez zimnego piwa na podorędziu. Ekonomia piwa W średniowieczu Polska słynęła między innymi piwem Świdnickim. Było ono na tyle pożądane, że w XIV w. stało się przyczynkiem do wybuchu Wojny Piwnej. Jak znacząca była pozycja piwa wskazuje fakt, że jego eksport w 1474r. wynosił 1400 warów, czyli około milion litrów. Co nawet dzisiaj wydaję się sporo. A trzeba wziąć pod uwagę brak asfaltu, ciężarówek, czy nawet resorów w wozach. W połowie XV w. Polacy wnieśli także apelację do papieża, by ten zezwolił księżom używać piwa wareckiego, miast wina podczas mszy. Tradycja liturgiczna niestety nie pozwoliła na taki wyjątek. A szkoda. Poezja i proza Mikołaj Rej, jeden z naszych czołowych literatów, nie omieszkał wspomnieć o owym trunku. Czynił to w sposób nadzwyczaj pochlebny: „Kto uprawia pszenicę, jęczmyk miły, ma nie tylko z nich chleb, ale i piwo ponad wszystkie napoje pożywne i odżywcze.” W jednym ze swoich utworów prawił, iż za czasów, gdy Polacy piwo pijali, największe sukcesy odnosiliśmy, a gdy gorzałka na stołach zaczęła panować (ok. XVI w.), tośmy przegrywać zaczęli sromotnie. Może i uproszczenie, jednak trudno z nim polemizować. Ciekawostkę stanowi fakt, iż piwo nie stanowiło wyłącznie napitku, a także posiłek. Gramatka, zwana także faramuszką, to znana w kuchni staropolskiej piwna polewka. Było to grzane piwo z dodatkiem czerstwego chleba, śmietany, żółtka z miodem i przypraw korzennych. Podawano je z twarogiem. Danie to wzmiankowane jest w naszej narodowej epopei tymi słowy: „Panie starsze już wcześniej wstawszy piły kawę, Teraz drugą dla siebie zrobiły potrawę: Z gorącego, śmietaną bielonego piwa, W którym twaróg gruzłami posiekany pływa” Skoro już jesteśmy przy literaturze, warto wspomnieć „Lalkę” Bolesława Prusa. Radca Węgrowicz mawiał o warszawskim piwie w następujący sposób: „No tylko spojrzyj Panie Ignacy (…), kolor starego miodu, piana jak śmietana, a smak szesnastoletniej dziewczyny. (…). Ja powiadam, że przed takim piwem należałoby płukać usta.” Mamy tu co prawda do czynienia z fikcją literacką, być może jednak tak kwiecista metafora zainspirowana była prawdziwym trunkiem. I oby tylko trunkiem. Nauka Na koniec wspomnę o jednym z najmądrzejszych browarników w naszej historii, mianowicie Janie Heweliuszu (1611 – 1687). Pochodził on z rodziny o bogatych tradycjach piwowarskich, tak więc siłą rzeczy sam brał w niej udział. Był raczej zarządcą i serce podpowiadało mu, że powinien patrzeć wyżej, ku gwiazdom. Co zresztą robił z dachu swojego browaru. Biznes piwowarski pozwalał mu realizować swoje naukowe zapędy i osiągać w nich sukcesy. Jego wkładu w astronomię i matematykę nie sposób omówić nawet w skrócie; zainteresowanym polecam zgłębić temat. Co ciekawe, jego żona kierowała piwowarskim interesem znacznie sprawniej od niego. Dzięki niej browar generował potrzebne dochody. Oto jedna z wielu kobiet w historii, która przyczyniła się do sukcesu swojego męża, sama stojąc w cieniu. Wiele można by snuć jeszcze historii o wpływie piwa na historię Polski. Na szczęście dziś także mamy powody do radości. Cieszmy się wzrostem rzemieślniczego piwnego rynku i ponad tysiącletnią tradycją warzenia piwa na tych ziemiach. Warto pamiętać, że w kwestii piwowarskiej spuścizny nie mamy się czego wstydzić na tle Czech, czy Niemiec. Nie ma sensu propagowanie mitu „lepszego czeskiego piwa”. Nasza tradycja sięga równie głęboko. A wśród 2013 nowych piw, które zadebiutowały tylko w 2018 roku, z pewnością znajdziecie dosyć powodów, że owa spuścizna nie poszła na marne. Bibliografia: M.J. Szymański, Polskie Piwo – Biografia, J. Besala, Alkoholowe Dzieje Polski, J. Kochańczyk, Piwo: napój narodowy, http://polimaty.pl/2016/12/od-piwa-do-gwiazd/ http://www.zwrotnica.com.pl/2018/12/piwne-podsumowanie-2018.html Grafika: http://www.atlascoelestis.com/ The post Piwna tradycja w Polsce appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
To pytanie szczególnie mocno nurtuje w Tłusty Czwartek. Czy w ogóle piwo da się połączyć ze słodyczami? Oczywiście tak Są style piwa, które idealnie wręcz łączą się ze słodkościami. Co więcej, można ich wymienić co najmniej kilka. Na pewno je dobrze znacie. A to nie wszystko, bo zawsze można jeszcze odkrywać nowe połączenia smaków za pomocą domowych eksperymentów. Złote zasady foodpairngu Zacznijmy jednak od początku. Foodpairing ma swoje klasyczne zasady, dzięki którym można odkrywać dobre połączenia smaków. Potrafią znacznie ułatwić życie. Poza tym, dają wrażenie, że podchodzimy do rzeczy fachowo. Przyjrzyjmy się im. Zasada 1: podobne z podobnym Zasada dość oczywista, która przychodzi do głowy naturalnie. A więc łączymy ze sobą smaki podobne. Zatem, oczywista oczywistość, w połączeniu ze słodyczą powinny się sprawdzić wszelkie piwa słodkie. Kolejne trop to czekolada. W tradycyjnym pączku nie występuje (choć w nowofalowych wersjach – owszem), za to idealnie współgra ze słodyczami, często jest wręcz ich podstawą. Czy są jakieś piwa, które mają nuty czekoladowe? Pewnie. Piwa ciemne, palone, czyli takie w których użyto słodów palonych, często charakteryzują się wyraźnym czekoladowo-kawowym smakiem. Powinny zatem dobrze łączyć się ze słodyczami. Idąc tropem podobieństw, można również poszukać w pączku głębiej. Czyli w nadzieniu. Owoce, zwłaszcza czerwone, występują zarówno w pączkach, jak i ciemnych leżakowanych piwach. Można jeszcze inaczej podejść do pączkowego nadzienia i poszukać piwa z dziką różą. Zasada 2: przeciwieństwa Tu już wkraczamy w nieco głębiej w foodpairing. Przeciwieństwa. Robi się nieco trudniej, bo trzeba sobie zadać pytanie: co jest przeciwieństwem słodyczy. Smak gorzki? Nie. Kwaśny? Niekoniecznie. Lekkie, kwaskowate piwa jak pilsy słabo współgrają ze słodkościami. Słony? Może solony karmel, ale to raczej nie w piwie (choć czasem się zdarzy). Przeciwieństwem słodkiego jest brak słodyczy, czyli wytrawność. Zatem naturalnym połączeniem będzie piwo, które nie będzie nazbyt gorzkie, ani kwaśne, ale raczej mocno odfermentowane. Wytrawny smak ze słodyczą dopełnią się wzajemnie, niczym czerń i biel. Wystarczy wyobrazić sobie niesłodzoną herbatę i słodkie ciasteczko. Prawda, że pięknie się uzupełniają? Zasada 3: sprawdzone połączenia Dlaczego niektóre połączenia działają? Nadal do końca nie wiadomo, choć badania trwają i pojawiają się już foodpairingowe mapy oparte na badaniu związków chemicznych w produktach. Trzecia zasada foodpairngu każe nam szukać sprawdzonych, pasujących niczym puzzle połączeń. Każdy wie, że do śledzia pasuje majonez, do mielonego ziemniaki, a miodek do twarożku. Natomiast słabo działa połączenie miodku ze śledziem, twarożku i mielonego, oraz majonezu z gorącymi ziemniakami. Po prostu pewne smaki grają ze sobą lepiej, a inne gorzej. Taką naturalną parą do słodyczy jest szlachetny alkohol. Pralinki z alkoholem, rumowe i arakowe aromaty do ciast, ajerkoniak na lodach – prawda, że to pięknie się łączy? Szlachetny smak dobrej jakości destylatu i dobrej jakości słodycze to idealne połączenie. Takie smaki można odnaleźć w mocnych, leżakowanych piwach, w których alkoholowe nuty pięknie się zaokrągliły z czasem. Czyli w końcu: jakie piwo wybrać? Nie przedłużając zatem ani chwili, oto lista stylów, które powinny ładnie zagrać ze słodyczami, z mocnym wskazaniem na pączka: porter bałtycki i jego imperialna wersja stouty, ze wskazaniem na mocne wersje, jak FES lub stout imperialny barley wine, wheat wine, rye wine old ale wszelkie piwa słodkie (choć mogą trochę zakleić) piwa z dziką różą mocno owocowe lambiki A jeśli żadne z zaproponowanych połączeń nie spełnia oczekiwań? Polecam złote rady naszego eks-wicepremiera. Smacznego! The post Jakie piwo do pączka? appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Miały być barley wine ale wyszło inaczej. Sprawdzian 1,5 letniego mocarza z Browaru Zakładowego i pięcioletniej domówki 30° Blg od Michała Patera! View the full article
-
W sobotnie popołudnie siedziba warszawska siedziba PSPD wypełniła się piwowarami domowymi. Nie mogło być inaczej, bo temat był gorący: Polskie chmiele Rodzina Pawła Piłata zajmuje się uprawą chmielu od pokoleń. Paweł nie tylko te tradycje podtrzymuje, ale i rozwija w ciekawym kierunku. Jest przekonany, że rodzime odmiany chmielu kryją olbrzymi potencjał. Dlatego to właśnie na nich postanowił kupić swą uwagę. Stworzył markę PolishHops, w ramach której uprawia i przetwarza chmiel. Szczególnym zainteresowaniem Pawła cieszą się mało dostępne odmiany. Niekiedy, jak w przypadku Zuli, niemal wymarłe. Okazuje się, że interesujących odmian jest całkiem sporo. Odpowiednio potraktowane, potrafią dać ciekawe efekty w piwie. Kluczem do nich jest wysoka jakość uprawy, odpowiedni zbiór i dbałość o późniejsze przetwarzanie. Właściwie traktowany chmiel zyskuje, niczym oszlifowany kamień szlachetny. Paweł zbiera wyszukuje i uprawia te niecodzienne odmiany w swoim chmielniku, a następnie wypuszcza je na rynek. Polskie piwa PolishHops to nie tylko wybór ciekawych chmieli o wysokiej jakości. To także bliska współpraca z producentami piwa. Upowszechnianie wiedzy o chmielach daje rezultaty. Polskie browary coraz częściej korzystają naszych rodzimych odmian. Tak było w przypadku serii Dziedzictwo uwarzonej w browarze Perun. Do każdego piwa użyto innego, pojedynczego gatunku chmielu. Piwa bazowe mają zbliżone parametry, dzięki czemu można porównać je ze sobą i odkryć, jakie rezultaty daje konkretna odmiana chmielu. Z kolei Browar Grodzisk uwarzył piwo, które zaistniało zagranicą. Grodziskie Imperialne, czyli ekstremalnie mocna wersja grodzisza powstała w kooperacji z amerykańskim Live Oak Brewing Company. Wychmielono ją odmianą Zula; tą, którą ocalała dzięki staraniom Pawła. Takich interesujących piw jest zdecydowanie więcej. Browary rzemieślnicze przekonały się do polskiego chmielu i coraz chętniej z niego korzystają. Stosowanie nowych i lokalny odmian to trend, który w najbliższych latach będzie dawał o sobie znać. Zobacz artykuł: 6 piwnych trendów na 2019 Akademia Chmielowa To nie przypadek, że piwowarzy odkrywają potencjał polskich chmieli. To także zasługa edukacji, w którą niemały wkład ma PolishHops. Projekty takie jak Akademia Chmielowa to świetna okazja, żeby dowiedzieć się o chmielu więcej. 23 lutego w sali szkoleniowej PSPD przywitały słuchaczy stoły zastawione chmielem. Profesjonalne przygotowanie warsztatu to zasługa Karola Zawistowskiego i Mateusza Puśleckiego. Podczas ponad dwugodzinnego spotkania Paweł Piłat szczegółowo objaśniał sekrety chmielu. Można było się dowiedzieć wielu rzeczy na temat uprawy i obróbki, czy składu chmielu. Jednak najbardziej interesujące były odmiany. Paweł omawiał szczegółowo każdą odmianę, a uczestnicy mogli spróbować jak ona pachnie. Zarówno „na sucho” w pelecie, jak i zaparzona w gorącej wodzie. Odmiany Takie porównanie to niezwykle cenna rzecz. Nie tylko można nauczyć się, jak pachnie poszczególna odmiana, ale także wychwycić różnice pomiędzy nimi. Iunga okazała się bardzo owocowa, z przewagą czerwonych owoców, Sybilla miała czysty ziołowy profil, a Puławski pachniał nieco cebulkowo. Nawet niezbyt poważana Marynka okazała się interesującym chmielem. Ciekawe były też odmiany zagraniczne, jak tropokalny Chinook z plantacji PolishHops (jednak Paweł poinformował, że raczej nie będzie skupiał się na zagranicznych odmianach). Jenak najciekawszy ze wszystkich okazał się Lubelski. Jego złożony, mocny aromat z kombinacją nut ziołowych, żywicznych i nieco cytrusowych zdecydowanie wygrywał z konkurencją. Paweł PiłatCiekawe było także porównanie tej samej odmiany od różnych plantatorów. Marynka z tego samego rocznika, ale uprawiana w odmiennych miejscach pachniała inaczej! Jak tłumaczy Paweł, lokalny mikroklimat ma naprawdę duże znaczenie. Warto odwiedzić Akademię Chmielową. To dobra okazja do poszerzenia wiedzy o chmielu i poznania rodzimych odmian. Dzięki PolishHops i PSPD spotkanie było darmowe. Świetna sprawa. Podobne artykuły: Wywiad z prezesem PSPD, Relacja z Chmielobrania PolishHops The post Relacja: Akademia chmielowa PolishHops appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Pierwsza recenzja na blogu, choć kimże ja jestem, aby recenzować? Ano jestem przede wszystkim konsumentem piw kraftowych i mogę mieć swoje zdanie na temat tego, na co wydaję kasę. Na start wybrałem ŁDZ IPA. Dlaczego? Bo jakoś jestem po prostu smakoszem tego stylu oraz chciałem opisać coś, czego jeszcze nie próbowałem. Dużo różnych recenzji w sieci czytałem i oglądałem. Nie ma co ukrywać, że są to zazwyczaj bardzo subiektywne wrażenia recenzujących. Ja sam przyjąłem sobie, że testowane piwa oceniam w skali 55 punktów: 5 punktów etykieta, 20 punktów aromat, 20 punktów smak, 5 punktów nasycenie, 5 punktów piana. Kto wie, może za rok o tej porze będę publikował jakiś swój roczny ranking? Póki co rozkładam na poszczególne elementy ŁDZ IPA z browaru Piwoteka. Etykieta: 1/5 Bardzo mi się nie podoba. Nawet na półce jakoś specjalnie nie rzuciła mi się w oczy. Taki oldschool, który nijak się ma do „nowoczesnej interpretacji IPA” – tak opisywane jest to piwo. Zbyt uboga, nie porywa zupełnie niczym. Chyba w paincie bym coś podobnego stworzył. Stąd też moja ocena, czyli zaledwie 1 punkt. Aromat: 12/20 No dobra, więc jak się prezentuje w pozostałych składowych? No właśnie. Na etykiecie napisali, że dodane zostały: Magnum, Zeus, Cascade, Apollo, Centennial, Citra. Kurde aż trzy, które bardzo lubię, ale od razu też mi się zapaliła lampeczka, że chyba nieco tego za dużo. Kiedyś już się na tym przejechałem, gdy próbowałem Hoppy Queen z Dr Brew. Choć tam było akurat aż 21 chmieli. W propozycji Piwoteki jest ok, ponieważ czuć rzeczywiście amerykańsko, jest cytrusowo oraz żywicznie. Niemniej jakoś nie powaliło. Gdzieś czytałem opinię, że ma się wrażenie, jakby się wręcz świeży granulat wąchało. Sorry stary, ale zmieniłbym sklep, w którym kupujesz chmiel w granulacie, bo najwyraźniej opychają Ci coś nieco zwietrzałego. W ŁDZ IPA absolutnie nie miałem takiego wrażenia. Moja ocena nie mogła być inna, czyli przeciętny aromat to i przeciętna liczba punktów. Smak 12/20 I tak jak punktowałem aromat, tak też punktuję smak. Bardziej słodowy niż chmielowy, goryczka raczej średnia, nie zostaje na długo w ustach. Piwo pijalne, nawet powiedziałbym, że takie leciuchne zbytnio jak na te 60 IBU. Piwo bardziej cytrusowe niż multiwitamina, taka no normalna IPA bez zaskoczenia, bez fajerwerków. Nasycenie 5/5 Tu się wszystko zgadza. Tak jak to powinno być w przypadku India Pale Ale, a więc niewielkie. Nie mam zastrzeżeń. Piana? Jaka piana? 1/5 Ludzie albo coś źle nalewałem, choć specjalnie chciałem spienić albo ktoś tu coś nie tak zrobił. Owszem była. Możecie to zobaczyć na poniższym foto, ale niemal momentalnie znikła. Barwa złamanej bieli, nawet i jakieś drobne pęcherzyki było widać, ale gdyby nie zdjęcie, to bym o niej nie pamiętał. Wrażenia ogólne ŁDZ IPA to piwo pijalne, lekkie jak na to IBU, bez odjazdu. Może zbyt duża słodowość w smaku. Kupiłem pierwszy raz i raczej drugi raz specjalnie po nie nie sięgnę, bo akurat rynek IPA jest bogaty. Konkurencja duża oraz lepsza. Jak ktoś ma ochotę do obiadu, to proszę bardzo, ale nie ma się co dłużej nad tym piwem rozwodzić. Suma punktów: 31/55, czyli bardzo średnie. Mam nadzieję, że nieco Wam zobrazowałem to piwo. Jeśli się podobało to zawsze możecie dać jakiegoś lajka na fejsie albo wyrazić to w komentarzu. Zresztą jeśli było wręcz przeciwnie, to od dzisiaj na fejsie też możecie to wyrazić, ale mam nadzieję, że jak na pierwszy raz nie będziecie zbyt surowi dla mnie. View the full article
-
Dużo mi się ostatnio wyjazdów trafiło i za każdym razem starałem się wyszukać dla siebie trochę kraftu. W Warszawie na spontanie padło na PiwPaw na Parkingowej i muszę przyznać, że to był bardzo dobry strzał. Propozycja od laika Tournee po Warszawie prowadził mój serdeczny kolega Grzegorz. W moich oczach jawi się chłopak bardziej jako pasjonat win niż piw. Jedno trzeba mu jednak oddać, że świetnie zna restauracyjno-pubową mapę stolicy. Mam ochotę na kuchnię gruzińską, mam ochotę na lampkę dobrego wina, chcę zjeść kebsa, czy po prostu posiedzieć przy filiżance aromatycznej herbaty, to ten gościu potrafi ot tak z palca zawsze zaproponować lokal na bardzo dobrym poziomie. Wieczór zaczęliśmy kolacyjką w jednym miejscu (może skuszę się w późniejszym terminie też na małą recenzję, bo piłem tam Polish Pale Ale), a potem ruszyliśmy dalej w miasto. W sumie zakręcona sprawa na maksa, bo mieliśmy poprawić jakimś jedzonkiem, a od słowa do słowa wyszło, że idziemy na kraftowe piwo. Usłyszałem „fajna miejscówa, z 40 kranów, jak nie więcej”. No to lecim! PiwPaw Parkingowa i tłumy Grzesiu zaprowadził nas na ul. Parkingową, gdzie mieści się PiwPaw. W środku wrzawa, mnóstwo ludzi, fajny klimat półmroku. Byłem mile zaskoczony. Włączyliśmy tryb łowców stolików. Udało się przycupnąć w jednym miejscu, więc ruszyliśmy na bar. OMG! Ile kranów! PiwPaw Parkingowa z tego co pamiętam chwali się, że ma ich w sumie 60. Nie wiem, nie liczyłem, ale na ich widok kręciło się w głowie. Chwilkę odstaliśmy w kolejce, zaczęło się zamawianie. Była z nami koleżanka z Gruzji, która akurat w piwach nie gustuje, ale już wiem, że po tym wieczorze zmieniła zdanie. Szykowaliśmy się, aby jej coś zaproponować, tymczasem stery przejął barman, który z bardzo dobrym angielskim „wybadał” co może jej posmakować. Drobna degustacja w kieliszeczkach i bam! Mamy to, dziewczyna zadowolona. Szczerze… nie pamiętam jednak co jej tam wlał konkretnie. Dla obsługi szacun. PiwPaw Parkingowa i kapslowe ściany W oczekiwaniu na moją kolej, zacząłem się bardziej rozglądać po rozległej sali. Filary oraz fragmenty ścian zostały pokryte kapslami z różnych piw. Boję się pomyśleć jak wyglądał personel, czy manager, którzy musieli się poświęcić oraz wypić te wszystkie piwa, aby zebrać taką kolekcję hehehe. Efekt jest imponujący. To naprawdę robi robotę. Czułem, że jestem w miejscu, które mógłbym określić jako dom piwa. Wszystko ze sobą współgrało. Ten wystrój, wypisane nazwy browarów, mnogość kranów itd. Naprawdę fantastyczna atmosfera. Przy przyjemnym piwku I to, co mi się najbardziej w krafcie podoba… każdy sobie wybrał co innego. Ludzie nie siedzą przy smutnym koncernowym lagerze, tylko rzeczywiście odkrywają smaki piwa. W ten sposób w naszej paczce jeden kolega skusił się na stouta, ja wybrałem jakąś IPA, inny kolega APA z mango, a jeszcze inny Koźlaka. O to właśnie chodzi! Oby takich ciekawych miejsc na mapach naszych miast było coraz więcej. View the full article
-
[warzepiwo]Kapslownica Greta – pożegnanie po latach
Pierre Celis opublikował(a) temat w Piwowarskie wieści
Z mojego pierwszego sprzętu nie zostało już za wiele elementów. Jakaś tam drobnica typu klips do wężyka itp. Niedawno musiałem się pożegnać również z moją kochaną Gretą. Kupiłem ją na starcie w grudniu 2014 roku, bo… była najtańszą opcją. Poszperałem w necie, poczytałem kilka blogów, posłuchałem sobie Tomka Kopyry i wychodziło, że zakup jest doraźny. Z czasem trzeba będzie uzbroić się w coś mocniejszego. Ok, jak się wydaje 300-500 zł na początek, to może boleć każdy dodatkowy wydatek, więc pomyślałem, że ta kapslownica Greta to niegłupie rozwiązanie. Miała mi posłużyć tak do 10 butelkowań, przy założeniu, że na jednym kapsluję do 40 butelek. Miesiące mijały, ja warzyłem i butelkowałem, warzyłem i butelkowałem, aż tu nagle miałem za sobą 23-24 warki. Kapslownica Greta wciąż była ze mną. Dzielna bestia. Czasu się jednak nie oszuka. Pojawiły się pierwsze problemy. W butelkach z wąskim kołnierzykiem, jaki jest np. w butelkach AleBrowaru, Greta potrafiła uciąć jedną, dwie szyjki z danej partii. No i wiecie jaki to ból, bo przecież nie zaryzykuję przelania tego piwa (nawet przez sitko) do następnego kapslowania. Zazwyczaj wypijam powoli sam takie świeże, nienagazowane. O ile przy następnym razie jakoś bardziej uważałem i udawało się nie mieć strat, o tyle już podczas ostatniej #26 warki Greta przekreśliła swój dalszy byt w moim zespole, bo ucięła już nawet butelkę z szerszym kołnierzem i nierówno zaginała kapsle. To oznaczało tylko jedno. Po dwóch wspólnych latach musiałem pozwolić jej odejść i wybrać inną. Padło tym razem na Emily. Piękna, czerwona, bardzo przypomina poprzedniczkę, choć ma kilka innych elementów. Brałem pod uwagę jakąś stołową, ale stwierdziłem, że popracuję na razie z Emily i zobaczę ile da radę wytrzymać. Póki co jestem zadowolony, bo zrobiłem testy i już widzę, że znacznie przyśpieszę z procesem butelkowania piwa. Jest jeszcze trochę nieśmiała, nieco sztywna, ale spokojnie ją wyczuję. Czy ja przypadkiem nie jestem zbyt sentymentalny jeśli chodzi o sprzęt? View the full article -
[warzepiwo]Grin Sove czy naprawdę rozmarynowe?
Pierre Celis opublikował(a) temat w Piwowarskie wieści
Piwa z dodatkiem roślinek i ziół to jest temat, który całkiem mnie jara. Sam robiłem piwo domowe z dodatkiem daglezji i wyszło całkiem fajnie. Teraz sięgnąłem po Grin Sove z browaru Golem. Ile rozmarynu w piwie? To pierwsze piwo jakie piłem z tego browaru. W ogóle to szanuję samą nazwę browaru i ich logo. Pojechali po bandzie. Stworek, serio? Przecież to jest piękne. Widać, że mają spory dystans do schematów. To się objawia też w tym co oferują, a oferują właśnie m.in. Grin Sove. Piwo w stylu Black IPA z dodatkiem rozmarynu. Oczywiście wielkim fanem IPA w wersji na czarnucha nie jestem, ale ten rozmaryn mnie skusił. Wręcz modliłem się, aby zdominował to piwo, bo to może być ciekawy smak. A jak było? Pierwszy niuch po otwarciu i naprawdę miłe zaskoczenie, bo tego rozmarynu jest sporo. Swoją drogą bardzo lubię ten dodatek. Zawsze lubiłem pieczonego kurczaka z rozmarynem oraz cytryną, a na ukochanej przeze mnie Sardynii, gdzie spędzałem całe wakacje przez kilka lat, rozmaryn rósł sobie swobodnie, przez co w powietrzu unosił się jego charakterystyczny aromat. Ekipa Goluma pobudziła u mnie te wspomnienia. Jest las W smaku też jest ten rozmaryn. Piwo jest takie leśne, ziołowe oraz żywiczne ze średnią grejpfrutową goryczką. Są jednak dwie rzeczy, które sprawiają, że się nie zakochałem. Grin Sove zostawia taki mało przyjemny kwaśny posmak i to na długo. A kolejna sprawa to… wodnistość. Piwo ma 14 BLG i 6% alk., ale być może ta niewysoka goryczka oraz niskie nasycenie tworzy u mnie takie wrażenie. Po prostu pijąc nie wyczuwam, żadnej ciekawej tekstury. O, jeszcze mi zabrakło takiej fajnej, zbitej, beżowej pianki, która stanowiłaby dodatkowy nośnik rozmarynowego aromatu oraz wzbogacałaby wrażenia smakowe. Tymczasem pianka jest bardzo ulotna, nietrwała. Szkoda. No cóż przecież nie zawsze można trafić na ideał, tylko z kolei dlaczego tak rzadko się to dzieje? View the full article -
Pod koniec maja trochę eksperymentowałem z piwem i chciałem się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami na temat jednego składnika. Mianowicie chodzi o gałązki drzewa iglastego, które nazywa się Daglezja. Na ogrodzie u moich teściów rośnie takie jedno drzewko. Miałem ochotę wzbogacić moją session IPA jakimś iglakiem. Mam dostęp do świerka, jodły, ale one wydawały się mi zbyt… drzewne, leśne, mocno żywiczne w aromacie. Dlatego wybór padł na daglezję. Jej świeże przyrosty z początku maja zrobiły na mnie duże wrażenie. Owszem jak to iglak, pachniał lasem, ale przy tym miał dużo orzeźwiających nut takich owocowych, słodkich. Niestety trochę się ociągałem z robieniem tego piwa i zabrałem się za nie tak, jak wspominałem dopiero na koniec maja i to był chyba błąd. Te wcześniej nowe pędy już trochę sobie wisiały. Straciły przez to dużo z tamtego aromatu. Niemniej coś tam na słodko jeszcze nieco pachniało. Zaryzykowałem, bo pomyślałem, że może Daglezja to jednak Daglezja. Naciąłem pędów tak, aby zakryły na centymetr dno fermentora. Piwa dodałem do tego przy zlewaniu na cichą. Postało na niej 7 dni. Po otwarciu pokrywy uderzył mnie bardzo przyjemny zapach, więc moje nadzieje wzrosły. Po zabutelkowaniu SIPA odleżakowała sobie w piwnicy w temperaturze 18-20 stopni Celsjusza jakieś 4 tygodnie. Byłem bardzo ciekawy jaki będzie efekt. Celowałem w coś o owocowym aromacie z lekką nutą leśno-żywiczną. Co wyszło? Ano wyszło całkiem dobre piwo, ale… No właśnie „ale”. Próżno szukać owoców. Jest mocno żywiczne, leśne, wręcz powiedziałbym, że mam wrażenie jakbym wąchał szyszkę. To też podbiło goryczkę, która miała być średnia do wysokiej, a jest zdecydowanie wysoka. U znajomych zauważyłem, że pierwszy i drugi łyk są ciężkie, ale potem piwo znika ekspresowo. Co do walorów wizualnych, to bardzo słaba pienistość, co może być spowodowane dodatkiem mchu irlandzkiego i późniejszej mocnej filtracji przy przelewaniu. Te zabiegi pozwoliły na wyklarowanie piwa, chociaż na załączonym zdjęciu jest mętne. To jednak efekt zbyt mocnego schłodzenia piwa. Tak czy inaczej piwo już prawie całe wypite, ale na przyszłość postaram się je zrobić jednak na przełomie kwietnia i maja. Wtedy będę miał naprawdę świeże gałązki daglezji. Może też dodam ich nieco mniej. Po to są właśnie eksperymenty. View the full article
-
Wywiad: Prezes Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Z Arturem Kamińskim, prezesem Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych (PSPD) rozmawia Przemek Iwanek Arturze, jesteś prezesem PSPD już kolejny rok. Powiedz może, czym tak właściwie zajmuje się stowarzyszenie? PSDP głównie zajmuje się promowaniem metod wytwarzania piwa sposobem domowym, na własny użytek. Jednocześnie poza edukacją organizujemy konkursy piw domowych, szkolenia sensoryczne, kursy sędziowskie i wiążące się z tym wydawanie certyfikatów sędziowskich. Jest to ze sobą związane, bo dzięki temu stale podnosimy poziom polskiego piwowarstwa. Naszą dumą jest nasz Festiwal Piwowarów Domowych – impreza podczas, której możemy pochwalić się swoim hobby na szeroką skalę. A gdybyś miał powiedzieć, dla kogo jest stowarzyszenie? Dla wszystkich. Skupiamy nie tylko piwowarów domowych, ale także fanów dobrego piwa rzemieślniczego. Jesteśmy po to, aby dzielić się wspólną pasją do piwa. Poza tym ludzie w stowarzyszeniu traktują się jak dobrzy znajomi. Kilka razy skorzystałem już z prywatnej pomocy członków stowarzyszenia. Dzięki PSPD mogę powiedzieć, że mam znajomych w wielu miejscach w Polsce. Ilu jest członków PSPD? Obecnie liczba ta przekracza 1100 osób. W ciągu ostatnich dwóch lat odnotowaliśmy naprawdę duży przyrost. Poza samym ideowym celem przynależności do PSPD i wspierania piwnych inicjatyw, oferujemy swoim członkom rozbudowany program rabatowy, który obejmuje zniżki w sklepach specjalistycznych, sklepach dla piwowarów domowych oraz pubach w całej Polsce. Poza tym są też duże zniżki na eventy organizowane przez stowarzyszenie. Do tego wszyscy otrzymują prenumeratę jedynego magazynu branżowego „Piwowar”. A to nie koniec, bo są jeszcze spotkania w oddziałach terenowych. Odbywają się regularnie praktycznie w każdym województwie. Zazwyczaj są otwarte dla wszystkich – także nie członków. Jeżeli ktoś uwarzył piwo w domu i chciałby sprawdzić, jak mu wyszło, to nie ma lepszego miejsca niż właśnie takie spotkanie oddziałowe. Ich lista jest na naszej stronie. Warto też obserwować oddziałowe fan page oraz grupy na Facebooku. Jaka jest misja stowarzyszenia? Misją od zawsze było szerzenie wiedzy na temat piwowarstwa domowego, sposobów i technik warzenia piwa metodami tradycyjnymi oraz propagowanie kultury piwa. Napój ten mocno stracił na wartości i jakości w historii świata, a jest przecież trzecim najczęściej spożywanym napojem zaraz po wodzie i herbacie. Ponadto zawsze podkreślamy, jak ważne jest odpowiedzialne podejście do kwestii spożycia alkoholu, jakim bez wątpienia jest piwo. W jaki sposób realizujecie tę misję realizujecie? W każdym województwie mamy swój oddział terenowy, który aktywnie promuje kulturę piwa na swoim rynku lokalnym. Oddziały organizują pokazy warzenia, bitwy piwowarskie, czyli imprezy, podczas których można spróbować piw domowych w danym stylu, spotkania degustacyjne czy szkolenia sensoryczne. To wszystko z myślą o właściwej promocji piwa. fot. Adrian Tomczyk | PolishHopsZależy nam, aby uczyć ludzi właściwej degustacji piwa, umiejętności dobierania go do każdej okazji, odkrywania smaków i aromatów, a nie bezmyślnego dostarczania alkoholu do organizmu. Wspieramy akcje promujące odpowiedzialne spożycie alkoholu. Swoją misję realizujemy także przez wydawanie magazynu o piwie i piwowarstwie Piwowar. Jakie są największe sukcesy PSPD? Z maleńkiego stowarzyszenia skupiającego 30 pasjonatów udało nam się zbudować jedną z największych i najbardziej prężnych organizacji hobbystycznych w Polsce. Jesteśmy doceniani w branży piwowarskiej i poważani w mediach. Naszym niewątpliwym sukcesem jest też magazyn Piwowar – jedyne branżowe wydawnictwo w Polsce wydawane przez pasjonatów. Od zeszłego roku szczycimy się organizacją Festiwalu Piwowarów Domowych – imprezy roku 2018 według głosowania internautów w naszym plebiscycie Nagród PSPD. Jednocześnie mamy swój udział w rynku piwa rzemieślniczego, uczestnicząc w wielu kooperacjach z browarami rzemieślniczymi w zakresie warzenia zwycięskich piw konkursowych – Mistrz Polski Piwowarów Domowych warzony jest w Browarze Zamkowym w Cieszynie, a Grand Prix Warszawskiego Konkursu Piw Domowych warzony jest w browarze Pinta. Lokalne oddziały terenowe także zapraszają browary rzemieślnicze do wspólnego warzenia najlepszych piw z ich konkursów. Co jest w planach na rok 2019? PSPD padło ofiarą swojego sukcesu i z małej organizacji hobbystycznej zaczęła nam się tworzyć bardzo duża struktura. Dlatego od 2018 roku mocno profesjonalizujemy stowarzyszenie, czego efektem jest powstanie biura zarządu. Z pewnością w 2019 roku będziemy nadal pracowali nad usprawnieniem naszych działań administracyjnych, ale zarazem nie zapominamy o dalszym rozwoju. Poszerzamy formułę Festiwalu Piwowarów Domowych. Chcemy zaoferować miejsce nie tylko piwowarom domowym, ale i firmom oferującym rozwiązania dla naszego rynku, tworząc swojego rodzaju targi dla piwowarów domowych. Dodatkowo powiększamy dystrybucję i dostępność magazynu Piwowara, bo chcemy powalczyć o nowych czytelników. Przykładem tego jest podpisanie umowy o współpracę z siecią Empik. Dodatkowo chcemy w najbliższym czasie wspólnie z jednym z naszych partnerów wprowadzić na rynek kilka piw kooperacyjnych z najlepszymi piwowarami domowymi w kraju. Czy znasz podobne organizacje piwowarów domowych z zagranicy? Bardzo prężnie rozwija się norweska organizacja Norbryg, która ma ponad 4000 członków i również jest bardzo aktywna na scenie piwowarskiej. Częściowo możemy zazdrościć Norwegom, ale należy także wziąć pod uwagę pewną specyfikę dostępu do alkoholu w tym kraju, co z pewnością sprzyja warzeniu piwa w domu. Szwedzi również zaznaczają swoją obecność w Europie, ale ostatnio jakby stracili trochę impet rozwoju. Wschodnia część Europy buduje swoje struktury i te ruchy są tam dopiero w powijakach. Wychodząc poza Europę należy wspomnieć o American Homebrewers Association, która jest największą i najstarszą organizacją skupiającą piwowarów domowych na świecie. Czy PSPD zależy na rozgłosie? Chcecie być widoczni? Hmmm trudne pytanie. Z pewnością nasze działania nie są skierowane w kierunku zdobycia rozgłosu, a bardziej promocji naszej pasji. Jednocześnie bez rozgłosu nie moglibyśmy docierać ze swoim przekazem do odpowiednich grup zainteresowania. Chcemy być widoczni, bo naprawdę poświęcamy się swojej pasji. Nasze działania są dla promocji piwa i oddania mu należnego miejsca w historii świata. A teraz pytanie, które być może powinienem zadać na początku. Dlaczego PSPD jest potrzebne? Skupiamy miłośników i pasjonatów piwa w całym kraju. Aktywnie promujemy inicjatywy piwowarskie nie tylko w zakresie piwowarów domowych. Wspólna wewnętrzna platforma komunikacyjna dla członków PSPD jest także wsparciem dla naszej pasji, gdzie wymieniamy się najnowszymi technikami, trendami i dzielimy doświadczeniem. Warto podkreślić, że wielu spośród obecnych piwowarów zawodowych to nasi byli lub aktualni członkowie, którzy swoje doświadczenia zdobywali w piwowarstwie domowym. Dlatego dla tych ludzi powinna istnieć prężna organizacja, która będzie ułatwiała rozwój ich pasji, a w późniejszym etapie możliwość zdobycia nowych kwalifikacji zawodowych. PSPD wspiera i jest w „Piwnej Rewolucji” w Polsce od jej początku. The post Wywiad: Prezes Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis -
Piwo rzemieślnicze to temat już dobrze poznany temat w Polsce. Świadomość istnienia małych browarów, często działających lokalnie dotarła już pod strzechy. Co więcej: nawet ich wyższa cena nie szokuje. To zasługa ciężkiej pracy browarników i mediów. Pora zatem odkryć coś nowego. Alkohol, którego korzenie sięgają daleko w głąb historii: cydr. Jabłecznik czy jabol Jabłka towarzyszyły naszym przodkom od niepamiętnych czasów. Drzewa owocowe zawsze rosły w pobliżu ludzkich osad. Jabłonka za chałupą, grusza na miedzy, śliwa w ogródku. Od pradziejów znana była też wiedza, że przejrzałe owoce spontanicznie fermentują, dając napój o wyjątkowych właściwościach. Z tego powodu w cieplejszym klimacie ceniono winogrona, w chłodniejszym: jabłka. Te właśnie soczyste owoce dawały trunek najprzedniejszy. Mamy na to dowody: zachowały się zapisy w starych księgach o domowym wytwarzaniu tych napojów. W Polsce lekki alkohol jabłkowy zwano po prostu jabłecznikiem (z gruszek: gruszecznikiem). Z powodu zawirowań naszej historii, jabłecznik nigdy nie doczekał się ery industrializacji. W czasach przedwojennych napój ten sprowadzano z zagranicy. Głównie z Francji, gdzie był wówczas wyrabiany na masową skalę (dzieje się tak do dziś). Zaś po II Wojnie Światowej wielowiekowe zwyczaje picia jabłecznika upadły – jak i większość rodzimych tradycji kulinarnych. Do czasów współczesnych ostał się tylko, jak na nieszczęście, najpodlejszy wyrób PRLu. Najgorszy ze wszystkich alkoholi świata: jabol. Czyli tanie wino złożone pół na pół: ze zgniłych jabłek i siarki. Ale zasypmy ten przykry fakt milczeniem i niech czym prędzej zostanie on zapomniany na zawsze. Narodziny cydru Jabłecznik długo musiał czekać na swój powrót. Dopiero w 2011 roku nasz ustawodawca pochylił się nad alkoholem z jabłek. Żeby była jasność – bodziec przyszedł z zewnątrz. Pojawił się z powodu porządkowania unijnych rozporządzeń dotyczących stawek akcyzowych na alkohol. Nagle okazało się, że wytwarzanie alkoholu z jabłek może być dobrym pomysłem. Wszak Polska jest jednym z największych producentów tych owoców na świecie! Naprędce dopisano więc do ustawy winiarskiej alkohol z jabłek pod nazwą: cydr, oraz z gruszek: perry. Jak wiele ustawa ma braków i niedoróbek szkodzących branży okazało się dość szybko. Niestety, do dziś nie udało się ich naprawić. A jednak dała ona możliwość powrotu do naszych wielowiekowych tradycji: wytwarzania i raczenia się jabłecznikiem. Cydry pojawiły się w każdym sklepie za sprawą dużych producentów i dystrybutorów. Jednak, podobnie jak w przypadku piw koncernowych: masowa produkcja nie służy jakości. A tanie wyroby z marketu skutecznie zniechęciły wiele osób do dalszych degustacji i odkrywania cydrów. Głównie z powodu cukru. Bowiem producenci z nieznanych powodów założyli, że Polki i Polacy będą uwielbiali ulepkowaty produkt o absurdalnie wysokiej słodyczy. Cydr rzemieślniczy Zupełnie inaczej podeszli do tego niezależni producenci. Od 2011 zaczęły powstawać również pierwsze mikro-cydrownie. Pojawiły się cydry wytwarzane metodą rzemieślniczą, czy jak wolą niektórzy: autorską. Ich właściciele zakasywali rękawy i często samodzielnie brali się za fermentację wysokiej jakości jabłecznika. cydr Pełnia na tablicy multitapu Drugie Dno w WarszawieŚcieżki, którymi chodzą cydrowi rzemieślnicy są różne. Kwaśne Jabłko stawia na naturalność i produkt zbliżony prezencją do win. Chyliczki stały się sławne dzięki doskonałemu cydrowi lodowemu, który powstaje poprzez wymrażanie: kriokoncentrację soków, przez co wspaniałe smaki ulegają kumulacji. Cydr Ignaców eksploatuje temat starych odmian z zapomnianych sadów, które dają niezwykły smak cydru. Cydr Tradycyjny z Trzebnicy to wynik spontanicznej fermentacji. A cydrownia kontraktowa Pełnia eksploatuje temat eksperymentów i dodatków. Cydry rzemieślnicze pojawiają się w małych butelkach i butelkach winnych. Bywają musujące lub płaskie – bez gazu niczym wino. Są także cydry w beczkach, które trafiają do pubów. Jedno jest pewne: ilość smaków i doznań, które niosą cydry rzemieślnicze jest niesamowity. Warto samemu się o tym przekonać. Jeszcze więcej? możecie znaleźć na blogu Piwo i Cydr The post Krótka historia: od jabłecznika do cydru appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Odwiedziliśmy niedawno Michała Mroza, człowieka odpowiedzialnego za, jak się nam wydawało, drugi browar rzemieślniczy w Warszawie. Okazało się jednak, że 1,5 kilometra odległości od pętli Osiedle Górczewska to już teren poza granicą Warszawy. Tak czy inaczej – powitajmy kolejnego rzemieślnika w stołecznym rejonie. Zapraszam na przechadzkę po browarze i rozmowę z Michałem! Browarnia Bastion, Blizne Łaszczyńskiego, Przejazd 53 A www.browarniabastion.pl View the full article
-
[Małe Piwko Blog]Dwie twarze DDH Black IPA – Golem vs. Northern Monk/Moor
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Wreszcie doczekałem się Black IPA w wersji DDH. Jako pierwszy w Polsce stworzył je Browar Golem. Tak się złożyło, że w mojej lodówce już czekał godny konkurent z Wielkiej Brytanii – połączone siły dwóch znakomitych browarów: Northern Monk i Moor. Pierwotnym konceptem filmu było sprawdzenie kto wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Okazało się, że przy... Read More The post Dwie twarze DDH Black IPA – Golem vs. Northern Monk/Moor appeared first on Małe Piwko Blog. View the full article -
[Docent]4 urodziny Browar Nepomucen czyli przegląd formy 2019
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Całkiem niedawno gościliśmy na Open Craft Festiwal organizowanym przy Browarze Nepomucen. Teraz ekipa ze Szkaradowa przyjechałą do Warszawy, by we wszystkich trzech lokalach Kufle i Kapsle świętować swoje czwarte urodziny. Ta koncepcja „sieciowego kranoprzejęcia” skojarzyła mi się z grudniowym finałem Pinty Miesiąca. Ale czy to źle czerpać z dobrych wzorców? Trochę szkoda, że tym razem przemieszczanie się pomiędzy Powiślem, Żoliborzem i Nowogrodzką nie odbywało się przy pomocy oldschoolowych Nysek. Były za to dwa okazałe (prawie jak weselne) torty z dodatkiem RISa, babeczki na piwie oraz sporo zestawów (piwo + szkło) do zgarnięcia za friko! Zatem atrakcje były. Mnie natomiast zastanawiała jedna sprawa. Mianowicie zapewnienie wysokiej jakości przy szerokim wachlarzu oferowanych stylów. Wracając z rzeczonego na wstępie festiwalu, dyskutowałem z Pawłem Leszczyńskim odnośnie tej sprawy. W moim oczuciu nowe browary, szczególnie te niespecjalnie celujące w sprzedaż „wokół komina”, bedą musiały się wyspecjalizować. Przecież już teraz mamy fachowców od „jasnego z chmielem” czyli wszelkich wariantów APA/IPA czy mistrzów od belgijskiej szkoły. Oczywistym jest, że wąska specjalizacja zawęża grono odbiorców. Chodzi jednak o to, by nie tyle się ograniczać, co robić pewne style na wysokim poziomie lub w wyjątkowy, unikalny sposób. Jak na tym tle wypada Nepomucen? Spójrzcie na ich listę piw. Przeszło setka pozycji w stylach od Sour Ale i Fruit Gose, przez IPA, Stouty, Pilsy, Pszeniczne, Koźlaki, na „zdziczonym” imperialnym porterze bałtyckim kończąc. Czy za różnorodnością będzie szła jakość? Sprawdźmy zatem! Startujemy od tandemu Sigma i Pij oraz Ten Pils. Wyglądają świetnie. Ten pierwszy to Fruit Ale z wiśniami i laktozą. Pachnie ładnie, z wyraźnymi nutami wiśni. Jednak pierwszy łyk i nie ma wątpliwości – piwo jest po słodkawej stronie. Taki był też koncept, ma smakować przeciętnym kobietom – przyznał główny piwowar, Mateusz Kupracz. Marlena mówiła, że początkowe odczucie słodyczy z czasem osłabło więc też i dla niej było odpowiednie. Zupełnie natomiast nie podszedł jej smak Pilsa. Chmielone Hallertauer Blanc oraz Żateckim. No już dawno nie piłem tak wytrawnego Pilsa. Czysty profil, porządna ale króka goryczka. Mateusz stwierdził, że teraz to piwo utraciło już swój intensywny aromat. A i tak byłem pod wrażeniem, rześkości i świeżości 4-miesięcznego Pilsa! Następny był Labirytm (APA). Czy to była wersja uwarzona zgodnie z aktualnymi trendami? Pozytywnie zaskoczony byłem odczuciem soczystości. Do tego świetny balans, dużo cytrusa i mamy piwo, przy którym w całości mógłbym spędzić cały wieczór. Nie ma jednak lekko i trzeba sprawdzać dalej. Na przykłąd drugą, wedle słów Mateusza poprawioną o mniejszą ilość pomarańczy, warkę Hogeita Bost. To kooperacyjne, uwarzone wraz z hiszpańskim Laugar, Double IPA z sokiem i zestem z pomarańczy oraz pulpą brzoskwini. Rewelacyjnie swieży, owocowy aromat. W smaku soczkowe, początkowo słodkawe ale przechodzące w wytrawny finisz. Wyraźnie owocowe z dominującymi akcentami brzoskwini i pomarańczy. Delikatnie rozgrzewające w gardle (a ma 7,5%!). Zdradzieckie piwo, na które trzeba uważać podczas takich imprez. Po przeniesieniu się do Kufle i Kapsle Żoliborz wziąłem próbkę Mojo czyli Rye APA. Nie zdecydowałem się, ze względu na śladowy wręcz aromat. Mateusz przyznał, że piwo miało około trzech miesięcy. Zamiast tego wziąłem Extra Panek czyli American Premium Pils. Co ciekawe, o ile Ten Pils kompletnie pozbawiony był diacetylu, o tyle w tym przypadku był on w lekkim stężeniu wyczuwalny. Nie miałem za to zastrzeżeń do solidnej, dobrej jakościowo goryczki. Marlena zdecydowała się na Pelican czyli Fruit Weizen. Fajna, podrasowana owocami pszenica z zauważalną lekką słodyczą i nieprzegiętymi goździkami. Ostatnim etapem była Nowogrodzka, gdzie nastąpiło spotkanie z mocarzami. Najpierw premiera – D-Tonacja wersja 2018 z dwudziestosiedmio stopniowym ballingiem i dziesięcioprocentowym alkoholem (parametry wersji poprzedniej to 22°/ 8,2%). Pralinka w aromacie nasuwała obawy co do stopnia słodyczy. Jednak okazało się po mojej myśli – wiśnia w lekko gorzkiej czekoladzie. Mateusz mówił, że nie jest zwolennikiem deserowych RISów. Stara szkoła! Na koniec „drewniane” wersje jednego z lepszych, moim zdaniem, polskich rzemieślniczych porterów bałtyckich czyli Echo (23°/ 9%). Wersja Wild BA to dużo czerwonych owoców, wytrawność i rozgrzewanie. Z kolei wersja Jack Daniels BA to wanilia, czekolada, znów sporo czerwonych owoców, szczególnie w typie kwaskowej porzeczki i obowiązkowe rozgrzewanie. Jaki zatem wydać werdykt? Czy różnorodność wpływa na jakość? Okazało się, że Nepomucen był w stanie tego wieczoru zaoferować naprawdę dobre piwa i warto pogratulować Mateuszowi Kupraczowi i całej ekipie za dobrą robotę. Jednak będę podtrzymywał swoje zdanie na temat specjalizacji. Mam zresztą wrażenie, że Nepomucen trafił już w taką niszę. Znacie piwa z gałęziami sosny, świerku czy innymi „leśnymi” dodatkami? Począwszy od Forest IPA, które uzyskało nagrodę publiczności ostatniego WFDP, przez Dark Forest, aż po nadchodzące Triple Forest IPA. To coś pomiędzy „okrętami flagowymi” a specjalizacją właśnie. Każdemu browarowi życzę, aby zdołał wypracować swój fingerprint czyli rzecz, po której będzie kojarzony na rynku. A Nepomucenowi życzę powodzenia przy unowocześnianiu browaru! View the full article -
Twitter jest niezwykle popularnym narzędziem do komunikacji. Trzeba dodać: zagranicą. W Polsce spełnia swoją rolę głównie w dziedzinie polityki i sportu. Inne dziedziny życia wydają się być mniej zainteresowane tym medium. Niesłusznie. Bowiem swoją formą Twitter zdecydowanie wygrywa z przeładowanym, ciężkim i zaśmieconym Facebookiem. Na „fejsie” ważne treści giną bezpowrotnie zalewane rzeką niepotrzebnych treści, a próba odnalezienia interesujących newsów kończy się najczęściej frustracją. Niebieski ptaszek wygrywa Tymczasem dobrze uporządkowany pod względem treści Twitter jest przejrzysty niczym szpalta gazety otwarta na właściwym dziale. Krótkie treści, ułożone datami, pogrupowane w #hasztagi są niezwykle przejrzyste. Aplikacja z niebieskim ptaszkiem jest wręcz stworzona do przekazywania szybkich informacji. Może więc warto trzymać rękę na piwnym pulsie przez Twittera? Co prawda, nie ma tu wszystkich. Jednak zebrane w zgrabną grupę treści publikowane przez browary, handlowców i blogerów w sumie tworzą ciekawy obraz tego, co się dzieje w piwie. Pozbawioną zbędnego szumu i komentarzy. Lista twittujących o piwie W poniższym linku znajduje się lista aktywnych browarów, sklepów, hurtowni, blogerów i wszystkich innych, którzy piszą o piwie: Piwne Rzemiosło PL Jest to lista KraftMagi. Po zalogowaniu się na tt i kliknięciu w powyższy link wystarczy po lewej stronie zaznaczyć „Subscribe”, by zacząć ją śledzić. Wówczas po wybraniu z górnego menu ikonki „Lists” będzie można od razu zobaczyć co ciekawego dzieje się w piwie. Warto też kliknąć „follow” i śledzić samą KraftMagię, której nie ma na liście, jako że nie można się do własnej listy. Miłego twittowania! The post Piwny Twitter appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
[Docent]Inne Beczki Zero to Hero + AleBrowar/Pinta Afterparty Recovery IPA
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Dwie niskoalkoholowe pozycje. Czy któreś z nich dorówna smakiem „pełnowoltażowemu” piwu? View the full article -
Z Łukaszem Pawlakiem, beer managerem pubów Drugie Dno rozmawia Przemek Iwanek Łukaszu, jesteś beer managerem, czyli zajmujesz się selekcją piw w dwóch warszawskich multitapach. Ale czym tak naprawdę jest według ciebie multitap? Przede wszystkim to miejsce, w którym jest duży wybór piwa. Tak encyklopedycznie, to miejsce z wieloma kranami, czyli nalewakami do piwa, a nazwę stworzył Michael Jackson. W pubach, w których pracuję, Drugim Dnie, jest 14 kranów na ul. Nowogrodzkiej i 8 na Tarczyńskiej. Do tego są jeszcze butelki. Łukasz PawlakTo jedyna różnica między zwykłym pubem, a multitapem? Nie, to jeszcze nie wszystko. Oprócz wyboru, o którym wspomniałem, bardzo ważna jest też selekcja. W multitapach są właściwie niemal same piwa rzemieślnicze, wysokiej jakości. Dodatkowo, są odpowiednio dobierane, selekcjonowane. W multitapie oferta musi być tak dobrana, by każdy znalazł coś dla siebie albo odkrył coś, czego jeszcze nie próbował. Dlaczego właściwie te krany są takie ważne? Jest kilka przyczyn. Po pierwsze wielkość porcji. Butelki mają narzuconą pojemność, minimum to 0,33l, a przeważnie 0,5l. W multitapie niejednokrotnie możesz spróbować 0,2, czy nawet 0,15l, w przypadku deski degustacyjnej. Po drugie piwo w beczce często jest świeższe, także niepasteryzowane, co jest rzadsze w przypadku butelek. No i w multitapie spotyka się ludzi, zamiast siedzieć w domu. krany w multitapie Drugie Dno Ochota (ul. Tarczyńska 5/9)Jak trafić do dobrego multitapu? Możliwości jest dużo, przede wszystkim polecam wyszukiwanie w aplikacjach. Ratebeer, ontap, w tym ostatnim jest ponad 50 multitapów w Warszawie, można wybierać do woli. Kiedyś było nieco trudniej, polegało się na opinii znajomych albo na Facebooku, teraz jest łatwiej. W taki sposób właśnie ja trafiłem do tej pracy. Po raz pierwszy do multitapu zabrała mnie dziewczyna. Spodobało mi się. Dla kogo właściwie są multitapy? Dobry multitap powinien być dla każdego. Tak jak wspominałem o wyborze piwa, ideałem jest, jeśli każdy może znaleźć coś dla siebie, czy jest wytrawnym beer geekiem, czy przyszedł tu po raz pierwszy. Czasem warto kogoś zachęcić do spróbowania innych piw, ale nic na siłę. Dziękuję! The post Wywiad: Multitap okiem specjalisty appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Sprawdzamy wersje butelkowe jednego z ciekawszych debiutantów roku 2018! Na stole wylądowały: Pils Please (Pils), HalfTime (NEIPA), Funny (NEIPA), Classic 5 (AIPA). Czy butelki dorównają wersjom lanym? View the full article
-
Zaczynamy dziewiąty rok funkcjonowania polskiego piwnego rzemiosła i szósty rok zestawienia Debiut Miesiąca. Kogo obstawiacie na zdobywcę tytułu Browar Roku 2019? Każdy ma swoje typy i przeczucia. Najfajniejsze w tej branży jednak jest to, że zazwyczaj się one nie sprawdzają. Ale piszcie w komentarzach, do kogo według Was, będzie należał ten rok. Styczeń jak zwykle był miesiącem odpoczynku po całorocznej gonitwie. A nie, czekaj. Przecież odbyła się czwarta już edycja Baltic Porter Day. Z tej okazji pojawiło się kilka premierowych porterów, a jeden z nich sięgnął po tytuł najlepszej nowości stycznia! Gwoli kronikarskiej ścisłości – warzenie zaczęły trzy browary – restauracyjne w Stargardzie i Szczecinie oraz rzemieślniczy w Przemyślu. Powodzenia! Trzech Kumpli (Zapanbrat) – Porter Bałtycki Porter Bałtycki, 20° Blg, 8 % alk. Trzech Kumpli to wyznacznik piwnej jakości. Trafiliście nieudane piwo od Piotra Sosina? W ostatnich latach nie przypominam sobie takiej sytuacji. Nie inaczej jest z najnowszą, klasyczną pozycją. Ktoś mógłby powiedzieć – ale co to za klasyczny bałtyk z obniżonym o dwa stopnie ballingiem? Niech zatem piwo powie same za siebie. W szkle wita nas dość ciemna jak porter bałtycki barwa. Piana początkowo bez zastrzeżeń – drobna, dość obfita, o żółtobrązowym odcieniu. Szkoda, że redukuje się i zanika po kilku minutach. Powąchajmy. No jest klasyczna, obowiązkowa śliwka, do tego trochę czerwonych owoców w typie wiśni. To wszystko skąpane w gorzkiej czekoladzie. Czy tak też będzie i w smaku? Pierwsze odczucie to gładkość, aksamitność tekstury. O to chodzi w bałtyku – by był dobrze ułożony. Nie ma nic gorszego niż chropowaty, atakujący alkoholem porter. Tu jest pod tym względem fantastycznie. Do tego satysfakcjonująca pełnia smaku. Akcenty z aromatu jak najbardziej obecne i na języku. Ogólnie mówiąc mamy śliwkę i wiśnię otoczoną w gorzkiej czekoladzie. Ale pojawia się tu dyskretna słodycz. W bonusie mamy ciekawą nutę prażonego słodu. Last but not least – cena. 15 zł za 0,5 w stołecznych lokalach? Toż to nawet taniej niż niektóre IPA, o rzemieślniczych porterach nie wspominając. Piękny prezent zrobiło nam Trzech Kumpli na Baltic Porter Day 2019! Zobaczcie też wideodegustację wersji butelkowej! W wyróżnieniach dość skromnie ale różnorodnie – saison na rzadko spotykanej polskiej odmianie chmielu Książęcy, robust brown porter z suską leżakowany w beczce po czerownym winie, sour z truskawkami i kiwi. Do tego tradycyjnie soczyste ipki i imperialny bałtyk. Bednary – Don Carlos Ocena piwa Łąkomin – Sus Scrofa Ocena piwa Piwne Podziemie – Juicy, Juicy Juice Ocena piwa Piwojad (Gryf) – Suska Tempranillo BA Ocena piwa Stu Mostów/ Malte – Art 23 Kiwi & Cherry Berliner Weisse Ocena piwa Ziemia Obiecana – Eksponat Ocena piwa Ziemia Obiecana – W Pustej Szklance Pomarańcze Ocena piwa Nowe browary: Nowe inicjatywy kontraktowe: View the full article
-
Wiecie co, fajnie mieć marzenia, a jeszcze fajniej móc je realizować! Muszę wam się do czegoś przyznać. Od niepamiętnych już lat, browar z czeskiego Hlinska zawładną moim sercem. To właśnie Ten a nie żaden inny browar zaszczepił we mnie miłość do czeskiego lagera. Trudno to wytłumaczyć, ale gdy tylko przywołuje myśl o Czeskiej Republice, Pivovar Rychtář od razu przychodzi mi na myśl. Fenomen!? Skądże znowu! Po prostu, browar nie dość, że warzy znakomite piwa, to na dodatek architektura samego browaru jest po prostu piękna. Mimo, że browar, jak już wspominałem, miał we mnie od wielu lat wiernego konsumenta , dopiero trzy tygodnie temu udało mi się odwiedzić Hlinsko i jego miejscowy browar. Dlaczego tak długo zwlekałem z wizytą? Sam nie wiem. Ważne, że w końcu udało mi się spełnić to wielkie marzenie. Rzecz jasna, na długie lata zapamiętam samą wizytę w browarze. Browar jaki i samo otoczenie było w tym czasie spowite zimową aurą. Było można wyczuć zimowe odprężenie po minionym intensywnym sezonie produkcyjnym. Większość pracowników była na urlopach lub też konserwowało urządzenia przed zbliżającym się wiosenno-letnim sezonem. Mimo to, udało nam się zobaczyć wszystkie zakamarki browaru, za co serdecznie dziękuję wszystkim pracownikom browaru, którzy przyczynili się do naszej wędrówki po ich królestwie! Pierwsze, rzecz jasna, nasze kroki skierowaliśmy na dziedziniec browaru, z którego mogliśmy w całej okazałości przyjrzeć się z bliska wszystkim zabudowaniom browaru. Nie trudno odgadnąć, że największe wrażenie wywarł na nas budynek z początku XX wieku, w którym znajduje się m.in. warzelnia. Pięknie odrestaurowana fasada budynku w cudowny sposób podkreśliła każdy detal znajdujący się na tej elewacji. Ach, gdyby ją zobaczyć w blasku letniego słońca! Marzenia! Po dość długim napawaniu się widokiem na budynki browarowe, przekroczyliśmy w końcu próg budynku, który od wielu lat rozpalał moje myśli. Zanim jednak dotarliśmy do serca browaru, pokonać musieliśmy trzy piętra. Aż w końcu naszym oczom ukazała się przepiękna wręcz magiczna warzelnia. Jej dwu naczyniowa postać przyodziana była w miedzianą szatę z 1952 roku. Na domiar tego, całość skąpana była w zieleni, która bogato występowała w tym pomieszczeniu. Jednakże przysłowiową wisienką na torcie było śliczne zachowane korytko brzeczkowe, które uwodziło na każdym kroku. Jednym słowem, cymes! Długo dochodziłbym do siebie po tym widoku, jednakże kolejne atrakcje nie pozwoliły na siebie długo czekać. Kolejną atrakcją dla której warto było tutaj przyjechać, była otwarta fermentacja, która co ciekawe, znajdowała się nad warzelnią. Była ona tutaj reprezentowana przez dwadzieścia wanien, które pochodzą z okresu gruntownej modernizacji, jaka została przeprowadzona w 2003 roku. Niestety ze względu na martwy sezon, tylko jedna była napełniona znakomitym napitkiem. Na całe szczęście, leżakownia i jej zbiorniki w liczbie 63 były bardziej zapracowane niż dział fermentacji. Tutaj również, mogliśmy poczuć magię browaru. Plan zakładał nawet „zagubienie” się w labiryncie ów tanków, jednakże nasze przewodnik przeczuwając taki scenariusz zaprosił nas na rozlew, gdzie mogliśmy skosztować wybornego leżaka przetoczonego wprost z tanka pośredniczącego. Gdy rozwodziliśmy się nad smakiem zaserwowanej nam jasnej 12tki mogliśmy dodatkowo przypatrzeć się rozlewowi piwa do beczek, które miały wkrótce opuścić browar. W między czasie dowiedzieliśmy się, że browar zleca rozlew swojego piwa do butelek browarowi znajdującemu się w Jihlavie. Zanim jednak na dobre pożegnaliśmy się z gościnnymi progami browaru udaliśmy się na małe zakupy do firmowego sklepiku znajdującym się tuż przy głównej bramie browaru. Oprócz pełnej oferty piw jaka jest warzona tutaj, czyli Rychtář Premium (jasna 12tka), Rychtář Grunt (jasna 11tka), Rychtář Fojt (jasna 10tka), można nabyć tutaj niezliczoną ilość różnorodnego szkła oraz innych kolektybili. Odjeżdżając spod browaru miałem wrażenie, że rozstaje się na długie lata z przyjacielem, którego ze względu na odległość jaka nas dzieli, trudno mi będzie jego zobaczyć w najbliższych latach. Na całe szczęście, piwa Hlinska są coraz powszechniejsze w Czeskiej Republice, więc jakaś więź będzie zachowana. Do zobaczenia . . . . . . . . . . View the full article
-
Wiecie co, fajnie mieć marzenia, a jeszcze fajniej móc je realizować! Muszę wam się do czegoś przyznać. Od niepamiętnych już lat, browar z czeskiego Hlinska zawładną moim sercem. To właśnie Ten a nie żaden inny browar zaszczepił we mnie miłość do czeskiego lagera. Trudno to wytłumaczyć, ale gdy tylko przywołuje myśl o Czeskiej Republice, Pivovar Rychtář od razu przychodzi mi na myśl. Fenomen!? Skądże znowu! Po prostu, browar nie dość, że warzy znakomite piwa, to na dodatek architektura samego browaru jest po prostu piękna. Mimo, że browar, jak już wspominałem, miał we mnie od wielu lat wiernego konsumenta , dopiero trzy tygodnie temu udało mi się odwiedzić Hlinsko i jego miejscowy browar. Dlaczego tak długo zwlekałem z wizytą? Sam nie wiem. Ważne, że w końcu udało mi się spełnić to wielkie marzenie. Rzecz jasna, na długie lata zapamiętam samą wizytę w browarze. Browar jaki i samo otoczenie było w tym czasie spowite zimową aurą. Było można wyczuć zimowe odprężenie po minionym intensywnym sezonie produkcyjnym. Większość pracowników była na urlopach lub też konserwowało urządzenia przed zbliżającym się wiosenno-letnim sezonem. Mimo to, udało nam się zobaczyć wszystkie zakamarki browaru, za co serdecznie dziękuję wszystkim pracownikom browaru, którzy przyczynili się do naszej wędrówki po ich królestwie! Pierwsze, rzecz jasna, nasze kroki skierowaliśmy na dziedziniec browaru, z którego mogliśmy w całej okazałości przyjrzeć się z bliska wszystkim zabudowaniom browaru. Nie trudno odgadnąć, że największe wrażenie wywarł na nas budynek z początku XX wieku, w którym znajduje się m.in. warzelnia. Pięknie odrestaurowana fasada budynku w cudowny sposób podkreśliła każdy detal znajdujący się na tej elewacji. Ach, gdyby ją zobaczyć w blasku letniego słońca! Marzenia! Po dość długim napawaniu się widokiem na budynki browarowe, przekroczyliśmy w końcu próg budynku, który od wielu lat rozpalał moje myśli. Zanim jednak dotarliśmy do serca browaru, pokonać musieliśmy trzy piętra. Aż w końcu naszym oczom ukazała się przepiękna wręcz magiczna warzelnia. Jej dwu naczyniowa postać przyodziana była w miedzianą szatę z 1952 roku. Na domiar tego, całość skąpana była w zieleni, która bogato występowała w tym pomieszczeniu. Jednakże przysłowiową wisienką na torcie było śliczne zachowane korytko brzeczkowe, które uwodziło na każdym kroku. Jednym słowem, cymes! Długo dochodziłbym do siebie po tym widoku, jednakże kolejne atrakcje nie pozwoliły na siebie długo czekać. Kolejną atrakcją dla której warto było tutaj przyjechać, była otwarta fermentacja, która co ciekawe, znajdowała się nad warzelnią. Była ona tutaj reprezentowana przez dwadzieścia wanien, które pochodzą z okresu gruntownej modernizacji, jaka została przeprowadzona w 2003 roku. Niestety ze względu na martwy sezon, tylko jedna była napełniona znakomitym napitkiem. Na całe szczęście, leżakownia i jej zbiorniki w liczbie 63 były bardziej zapracowane niż dział fermentacji. Tutaj również, mogliśmy poczuć magię browaru. Plan zakładał nawet „zagubienie” się w labiryncie ów tanków, jednakże nasze przewodnik przeczuwając taki scenariusz zaprosił nas na rozlew, gdzie mogliśmy skosztować wybornego leżaka przetoczonego wprost z tanka pośredniczącego. Gdy rozwodziliśmy się nad smakiem zaserwowanej nam jasnej 12tki mogliśmy dodatkowo przypatrzeć się rozlewowi piwa do beczek, które miały wkrótce opuścić browar. W między czasie dowiedzieliśmy się, że browar zleca rozlew swojego piwa do butelek browarowi znajdującemu się w Jihlavie. Zanim jednak na dobre pożegnaliśmy się z gościnnymi progami browaru udaliśmy się na małe zakupy do firmowego sklepiku znajdującym się tuż przy głównej bramie browaru. Oprócz pełnej oferty piw jaka jest warzona tutaj, czyli Rychtář Premium (jasna 12tka), Rychtář Grunt (jasna 11tka), Rychtář Fojt (jasna 10tka), można nabyć tutaj niezliczoną ilość różnorodnego szkła oraz innych kolektybili. Odjeżdżając spod browaru miałem wrażenie, że rozstaje się na długie lata z przyjacielem, którego ze względu na odległość jaka nas dzieli, trudno mi będzie jego zobaczyć w najbliższych latach. Na całe szczęście, piwa Hlinska są coraz powszechniejsze w Czeskiej Republice, więc jakaś więź będzie zachowana. Do zobaczenia . . . . . . . . . . View the full article