Jak na Wyeast 1056 American Ale w piwnicy masz idealnie. Szczep pracuje (oczywiście powoli) nawet w temperaturach lagerowych. Od 14 stopni pracuje już można powiedzieć w miarę normalnie.
Ty masz w piwnicy 14-15. Trzymając tam fermentor w początkowym okresie burzliwej (2-3 dni) temperatura fermentującego piwa będzie o 4-5 stopni wyższa, niż otoczenia. Czyli przez pierwsze parę dni w praktyce Twoje piwo będzie fermentowało w 18-20 stopniach (zależy od kondycji Twoich drożdży, temp zadania, ekstraktu).
Po kilku dniach drożdże przerobią większość cukrów i zaczną zwalniać swoją pracę. Kiedy zaczną zwalniać pracę, to temperatura fermentacji też zacznie spadać, a wtedy drożdże jeszcze bardziej zwalniają.
W rezultacie narażasz się na ryzyko:
- piwa nieodfermentowanego,
- przedłużonej nawet do kilku tygodni fermentacji,
- wad w piwie
Właśnie żeby temu zapobiec mam zwyczaj podnoszenia temperatury fermentacji. Czyli zaczynam nisko, a potem powoli w górę.
To o czym piszę osiągam na sumie bardzo prymitywnym sprzęcie.
Skleiłem sobie trzy duże skrzynie ze styropianu o pojemności dwóch fermentorów każda. W każdej są kable grzejne (takie do terrariów) i sterownik temperatury. Czyli w praktyce mam możliwość tylko podgrzewania. Skrzynie trzymam w piwnicy, gdzie zimą jest około 5-6 stopni, a latem około 16 stopni.
Jak trzeba chłodzić wkładam butelki z lodem.
System w sumie pracochłonny, ale mam dużą praktykę w obserwowaniu fermentacji, więc potrafię całkiem dokładnie sterować temperaturą.
Zresztą bardzo pomocną jest w tym rurka fermentacyjna, która swoim bulkaniem pokazuje, kiedy fermentacja zaczyna zwalniać i trzeba podnieść temperaturę.
Jak widać żadnych wyszukanych sposobów nie mam. Po prostu od pierwszej warki codziennie obserwuję piwo i zapisuję to, co widzę