Ok. po równym miesiącu od zabutelkowania pierwsza degustacja:
Zapach niezbyt intensywny, delikatny, chmiel, gruszka, gotowane owoce, w tle lekko siarkowy, jabłka, kwaśny twaróg.
Piana wysoka, średnio i drobno pęcherzykowa, dość ubita, powoli opada.
Barwa jasna i mętna, z tym że cała warka jest mętna, także ta część fermentowana normalnie.
W smaku kwaskowe, lekko jakby słonawe, końcówka lekko słodkawa i kremowa, nieduża goryczka. Kwaskowość jest cytrusowa i lekko jakby twarogowa, przeważa w smaku ale piwo nie jest cierpkie, raczej łagodne. Poziom kwasowości jest zdecydowanie mniejszy niż w oryginalnym lambiku czy też w berliner weisse. Ogólnie piwo jest rześkie, przyjemnie orzeźwiające. Nutki aptecznej ani końskiego potu nie stwierdziłem.
Nagazowanie przyjemne.
Smak pewnie będzie się z czasem zmieniał, zobaczymy w jakim kierunku, prawdziwe lambiki oprócz bardzo długiej fermentacji przechowuje się latami.
Ogólnie mój wniosek na tą chwilę: fermentacja spontaniczna udaje się, można ją przeprowadzać wszędzie i nie jest to bardzo trudne. Trzeba zapewnić tylko odpowiednie warunki.