Głosowałem na tę książkę w plebiscycie PSPD, ale im dłużej ją czytam, tym częściej zamieniam się w znak zapytania. Jest sporo fragmentów przegadanych, nad którymi trzeba się mocno pochylić, aby wyłowić, co w końcu autor zaleca, a czego nie. Niemniej, głosu nie cofam — książka jest ważna i potrzebna!
s. 116:
Tłumaczenie drożdżowej taksonomii za pomocą dyskusyjnej analogii to słaby pomysł (jedni uważają wilki i psy za odrębne gatunki, inni przyjmują, że pies to podgatunek wilka). Oczywiście, rozumiem, że autor tak wymyślił i tak zostanie, ale to razi.
s. 144–145: Pada stwierdzenie, że twardość wody do warzenia jest dobra, a za chwilę zalecenie, by używać destylowanej.
s. 153:
To jak to w końcu jest? Gotowanie pełnowymiarowe przynosi jakieś korzyści, czy tak naprawdę nie? I co to za argument: „dlatego, że od zawsze postępowano właśnie w taki sposób”?