Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. czyli shit happens 2. Pomimo piętrzących się trudności [...] Wyświetl pełny artykuł
  2. czyli jak smakuje piwo o smaku glutaminianu sodu? Seria [...] Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli podwójnie podwójna degustacja. Piotra Pokorę znac [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. W maju wyliczyłem 33 piwne premiery. Wychodzi na to, że nowości ciągle jest więcej niż dni w miesiącu, a to na dłuższą metę mało pocieszająca wiadomość dla wątroby. Niewątpliwy wpływ na ilość premier miała piąta edycja Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, gdzie debiutowała 1/3 piw z listy. Wyjątkowo lubię te zestawienia Debiutu miesiąca, gdzie mogę uwzględnić piwa z nowo powstałych browarów rzemieślniczych. W maju zadebiutował Browar Podgórz z okolic Rabki-Zdroju stworzony przez domowego piwowara Łukasza Jajecznicę i myślę, że będzie on mógł zaliczyć ostatnie tygodnie do udanych. A jakie piwo zasłużyło na tytuł Debiutu miesiąca? Artezan – Funky Brett Piwo w stylu Wild Ale 13° Blg, 5,5% alk. Pierwsze tego typu krajowe piwo na rynku, fermentowane drożdżami Brettanomyces. Nie jestem zbytnim fanem piw o charakterystycznym aromacie „stajni i zagrody”, które są efektem zastosowania drożdży tego szczepu. Jednak w przypadku Funky Bretta zaskoczyła mnie delikatność i wręcz finezja aromatu. Owszem, była tu przysłowiowa „końska derka” jednak była ona stonowana i nie przekraczała pewnej granicy. W smaku podobnie, „dzikość” piwa była wyczuwalna ale nie przesadnie, dodatkowo wspaniale uzupełniona została rześką, cytrusową owocowością. Po miesiącu miałem okazję degustować to piwo raz jeszcze, u samego autora czyli Jacka Materskiego. Tym razem piwo nabrało ciekawego kwaskowego charakteru, którego niektórym brakowało, a to przecież nie sour lecz wild ale. Jednakże lekka kwaskowość idealnie współgrała z dzikością brettów. Wiem, że Artezan nadal będzie eksperymentował z tego typu piwami i pozostaje mi tylko przyklasnąć temu kierunkowi. Pełna ocena piwa na browar.biz Na wyróżnienie natomiast zasłużyło piwo, którego aromat i pijalność podbiły podniebienie nie tylko moje, ale patrząc po komentarzach, całkiem sporej liczby miłośników piwa. Browar Podgórz – Space Sheep Ocena piwa Wspaniały, intensywny aromat mango oraz cytrusów w połączeniu ze świetnym balansem czyni z tego piwa doskonałego przedstawiciela stylu american pale ale. Biorąc po uwagę, że zostało ono uwarzone właściwie chwilę po starcie Browaru Podgórz, tym większe brawa należą się tu piwowarowi Łukaszowi Jajecznicy! W czerwcu prawdopodobnie będziemy obserwowali podobny wysyp nowości, ale na czas wakacji piwowarzy może dadzą nam chwilę wytchnienia. Póki co zagryzam zęby i mocno walczę, co byście wiedzieli, które z nowych piw warte jest spróbowania Pozostałe premiery maja 2014: AleBrowar (Gościszewo) – Crazy Mike AleBrowar (Gościszewo)/ Pinta (Browar na Jurze) – B-Day 2.0 Przewrót Mleczny Artezan – ESB, Specyfik Bazyliszek (Pivovaria) – Pyza Na Polskich Dróżkach Birbant (Witnica) – Robust Porter BrowArmia Królewska – AIPA Browarnia Sobótka Górka – PIWO 10 Brovarnia – American Wheat Doctor Brew (Bartek) – Kinky Ale, American Weizen, American Witbier Faktoria (Zodiak) – Peacemaker Gościszewo – PILS Single Hop: Hallertau Mandarina Bavaria, BOCK Hallertau Cascade Grybów – Pilsweizer Wujek Sam Haust – American Brown Ale, Piwonauta, Cascadian Dark Ale Ninkasi (Kowal) – N°6.A Pinta (Browar na Jurze) – Oki Doki Piwoteka (Pivovaria) – Ślepy Maks Podgórz – Galaktyka Piwnix, Luzy Rajtuzy Spirifer (Trzy Korony) – Samosierra Świński Ryjek (Słociak) – Opolski Łącznik T.E.A. Time Brewery – Kinga Vale Ursa Maior – Rosa z Kremenarosa Widawa/Kopyra – Czorny Miś Widawa – Red Cloud IPA, Nowy Baran Wyświetl pełny artykuł
  5. Podsumowanie kwietnia w czerwcu? Czemu nie. Powiem Wam, że tyle się w naszym polskim piwnym świecie dzieje, że wyjazd z kraju na dwa tygodnie kompletnie wybił mnie z rytmu i sprawił, że przez półtora miesiąca wciąż nie mogę pozbierać się do kupy w temacie piwnych newsów. Niewiele zabrakło, abym w ogóle zawiesił cykl podsumowań i... Read More The post Podsumowanie miesiąca #4 – Kwiecień 2014 appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  6. plus kamienista droga do Carlow Przy okazji premiery Imperatora Bałtyckiego z Pinty raczyłem byłem wyrazić całkiem konkretny zachwyt. Piwo było kalibru zabijającego pokale. Czy nowa warka spełni oczekiwania? Jak również czy pierwsza godnie się zestarzała? Ciekawa sprawa na początek. Nowa edycja ma krótszy termin niż poprzednia. Zapewne chodzi o aromaty chmielowe, które w tym piwie są cokolwiek ważne, a uciekają w eter jako pierwsze wraz z leżakowaniem. No to jadziem z tym koksem, degustacja i opis symultaniczny. Młodość vs doświadczenie Piana „młody” – Bujna, drobno pęcherzykowata, brązowawa, trwała, pięknie oblepia szkło. Piana „leżakowany” – Dokładnie to samo. Co ciekawe opadają w takim samym tempie. Barwa „młody” – Krucza czerń przebijająca przy brzegach na ciemną wiśnię. Barwa „leżakowany” – Ponownie jest tak samo. Zapach „młody” – Jankeskie walnięcie w nos na dzień dobry: mango, marakuja, cytrusy, lekkie żywice. Wylewają się wręcz z butelki od razu po otwarciu, człowiek nawet nie zdąży przelać do szkła. Do tego potężna słodowość, nuty palone, czekoladowe, kawy, wanilia. Sporo estrów owocowych. Aromat jest kapitalny, złożony i zbalansowany. Po zbytnim (jak na moje gusta) ogrzaniu pojawiają się nuty siarkowe. Nie są przeszkadzające, przypuszczam zresztą, że to wina podejrzanie dużej ilości drożdży w testowanej butelce. Zapach „leżakowany” – Czuć wiek i ciężar gatunkowy. Morele, brzoskwinie, sherry, nuty miodowe. Cała chmielowość uleciała sobie w aksamit mroku. Zdecydowanie bardziej porterowate, w porównaniu do nowego wypustu jest znacznie bardziej ukierunkowane na nuty słodkie. Mniej zadziorne. Smak „młody” – Średnie wysycenie. Pierwszy akord to potężna pełnia, aksamitność. W drugim pojawia się czekolada, kawa, espresso, paloność, owoce tropikalne i wanilia. Finisz to solidne goryczkowe kopnięcie w przełyk. Zarówno ze strony palonych słodów jak i amerykańskiego chmielu. Całość jest niezwykle ciekawa i kapitalnie rozwija swój profil i bukiet w czasie degustacji. Smak „leżakowany” – Mniejsze wysycenie niż w nowej warce. Pełnia została podbita przez słodkie nuty utlenienia. Pierwszy akord to właśnie totalna pełnia, aksamitność, słodowość. W drugim brak nut chmielowych tak wyczuwalnych w młodszej wersji, natomiast wspomniana słodowość pojawia się w pełnym spektrum – karmel, miód, paloność, kawa, wanilia. Finisz znacznie mniej goryczkowy, bardziej ułożony, gładki. Przez co mniej charakterny. Dwa zupełnie różne piwa, przy czym należy stwierdzić, że oba są zajebiste. Nowy wypust jest znacznie bardziej agresywny, szorstki, nieokrzesany. Z kolei po leżakowaniu nabrał większej ogłady kosztem chmielowości i goryczki. I na koniec jeszcze Lublin to Dublin uwarzone we współpracy z Carlow Brewing Company. Piana: Bujna, wybitnie trwał, drobno pęcherzykowa, oblepia szkło. Barwa: Rasowy stout. Zapach: Kawa, czekolada, kakao, likier, orzechy, wanilia, lekkie nuty mleka owsianego. Sporo owocowych estrów. Bogaty, zacny aromat. Smak: Wysycenie wyższe od średniego. Pierwszy akord to średnia pełnia, słodowość, aksamitna owsianość. W drugim pojawia się kawa, gorzka czekolada, wanilia, likier kawowy, orzechy i estry owocowe. Finisz delikatnie cierpki od palonych słodów o głównie słodowej goryczce. Ciekawy kontrast początkowej aksamitnej słodowości z dość wytrawnym finiszem. Imperatory jak na swoją moc są zwodniczo pijalne. I również w przypadku tego piwa udało się tą pijalność osiągnąć. Z wersją laną z pompy zaprzyjaźniłbym się na cały wieczór. Wyświetl pełny artykuł
  7. i obszerny wywiad z chłopakami z Doctor Brew. Tegoroczn [...] Wyświetl pełny artykuł
  8. wywiad z piwowarem Glastonbury Micro. Filmu z warzenia [...] Wyświetl pełny artykuł
  9. 7 czerwca w warszawskim lokalu Solec 44 odbyła się premiera piwa z nowego kontraktowego Browaru Perun. Nic nowego, powiecie. Kolejny kontraktowiec, kolejny który warzy w Zodiaku w Kłodawie. Jednak coś było na rzeczy, bo premiera nie odbyła się w którymś z wielokranów ale w mało popularnym wśród stołecznych piwoszy lokalu. Piwowarem w Perunie jest Adam Czogalla, który doświadczenie zdobywał w swoim domowym browarze BroGuziec. Co ciekawe, pierwsze piwo jego autorstwa pojawiło się niecały miesiąc temu. Jako laureat I Konkurs Piw Domowych w Zielonej Górze uwarzył on bowiem w tamtejszym Hauście piwo American Brown Ale. Próbowałem je na 5 edycji WFDP i było całkiem dobre. Czy wobec tego Perun będzie trzymał podobny poziom? Na debiut wybrany został styl American Pale Ale, a piwo zostało nazwane „Jasny Grom”. Oprawa graficzna robi pozytywne wrażenie swoją oszczędną stylistyką. Zawitałem zatem na Solec 44, gdzie już od samego wejścia Adam zachęcał do skosztowania gratisowych próbek piwa. Bardzo dobre posunięcie. Problem pojawiał się jednak w momencie, gdy chciało się zakupić piwo. W takim przypadku osiągalna była wyłącznie wersja butelkowa. Specyficzne rozwiązanie wymuszone zostało umowami wiążącymi lokal. Wiem jednak, że wkrótce Perun ma pojawić się tu na stałe w wersji lanej. A jak wypadło samo piwo? Szczegółową ocenę zamieszczę niebawem ale można powiedzieć, że jest nieźle. Przechylone trochę w stronę słodowości, aczkolwiek z wyczuwalną goryczką w posmaku. Wersja beczkowa smakowała mi bardziej, była świeższa, z zauważalnym aromatem słodkich owoców tropikalnych. Bardzo treściwe, może nawet trochę zbyt ciężkie jak na ten styl. W kontekście problemów podczas fermentacji o których opowiadał mi Adam należy docenić, że to piwo wyszło w tak dobrej formie. A jeśli przy kwestiach warzenia i browaru jesteśmy, to najważniejsza informacja w związku z Perunem jest taka, że planowane jest uruchomienie własnego rzemieślniczego browaru we Franciszkowie niedaleko Grójca. Umowa na dostawę sprzętu została już podpisana z firmą Andrzeja Gałasiewicza. Należy więc przyjąć, że warzenie kontraktowe jest tylko etapem początkowym w wejściu na rynek kolejnego browaru. Zatem powodzenia! Wyświetl pełny artykuł
  10. czyli Xmas Ale z żurawiną. Świąteczne ale z wykopków, c [...] Wyświetl pełny artykuł
  11. czy wersja z casku jest lepsza niż z butelki? Love Monk [...] Wyświetl pełny artykuł
  12. czyli jak to robią w Zjednoczonym Królestwie. Na blogu [...] Wyświetl pełny artykuł
  13. czyli Doctor Brew z nowofalowymi chmielami bierze się z [...] Wyświetl pełny artykuł
  14. Dla jednych odzwierciedleniem dobrej knajpy jest postać gwarnego „wielokranu”, jednak dla innych karczma, w której to za niewielkie pieniądze można skosztować smacznej kuchni a jednocześnie napić się dobrego piwa, warzonego tuż za ścianą lokalu. Na całe szczęście takich miejsc na świecie jest coraz więcej, jednak tam gdzie dzisiaj was zabiorę jest jeszcze coś. Ty „czymś”, jest niepowtarzalna atmosfera. Atmosfera złożona z niepowtarzalnej ciszy, spokoju a jednocześnie z błogiego ukojenia od wszechogarniającego pędu cywilizacyjnego. Tutaj świat zatrzymał się na latach 50-tych XX wieku. Zapraszam was do bawarskiej mieściny Gars am Inn, gdzie od 1890 roku funkcjonuje browar „Brauerei Baumer ”. Niestety, niewiele o nim wiem. Ze względu na to, że nie zastałem na miejscu właściciela, nie dane mi było zobaczyć browaru od środka. A szkoda, bo browar ma do zaprezentowania przepiękną instalację funkcjonującą od połowy XX wieku. Po dziś dzień wykorzystywana jest tutaj m.in. taca chłodnicza jak również otwarta fermentacja. A wszystko to przy rocznej skali produkcji oscylującej w okolicy 500 hektolitrów. Obecnie browar produkuje cztery gatunki piwa. Trzy piwa dolnej fermentacji, piwo jasne (5,0% alk.), piwo ciemne (5,5%alk.), piwo marcowe (5,4% alk.) oraz górnofermentacyjne, piwo jasne pszeniczne (5,0% alk.). Całość produkcji trafia wyłącznie do butelek półlitrowych, typu euro. Wyjątkiem jest piwo jasne, które dodatkowo jest rozlewane do beczek. Jedynym lokalem, do którego trafiają beczki jest ich firmowa gospoda znajdująca się w tym samym budynku. Firmowa knajpa okazała się miejscem, gdzie człowiek autentycznie może odpocząć od znoju dnia codziennego. Tutaj nie tylko otrzymamy smaczny posiłek i piwo, który z pewnością jest gratyfikacją za ciężką pracę, ale również otrzymamy rodzinną atmosferę, która jest podsycana niebanalnym wystrojem. Koniecznie musicie ich odwiedzić! . . Wyświetl pełny artykuł
  15. Historia bieszczadzkiego browaru Ursa Maior to niezły materiał na piwny thriller, ewentualnie powieść detektywistyczną. Najpierw był średnio udany debiut, co akurat nie dziwi, bo sprzęt musi zostać odpowiednio skalibrowany na pierwszych warkach. Potem forma rosła w górę – świetny hefeweizen, niezły dunkelweizen, by szczyt osiągnąć przy rewelacyjnie aromatycznym i zbalansowanym Megalomanie czy finezyjnie wędzonym Deszczu w Cisnej. W pewnym momencie jednak zaczęło dziać się coś niedobrego – w piwach pojawiły się gotowane warzywa czyli słynny DMS, niedługo później do palety dołączył diacetyl i siarkowość. Browar zaliczał wpadki wizerunkowe w social media na czele z moim ulubionym „Nie smakuje Ci nasze piwo? Polecamy kurs sensoryczny!”. Wydano oświadczenie, że siarkowe akcenty pochodzą z mineralnej, uzdrowiskowej wody, która używana jest w piwach Ursy. Niewiele to pomogło, warszawscy właściciele lokali z dobrym piwem co do jednego wycofali się z lania beczkowych piw Ursy i z tego co mi wiadomo, postąpiła tak większość krajowych wielokranów. Tymczasem na warszawskich Kabatach przyuważyłem dopiero co owarty specjalistyczny sklep z piwem. Ku mojemu zaskoczeniu w środku ujrzałem osiem nalewaków, a czterech z nich była właśnie Ursa Maior! Okazało się, że właściciele – Ula oraz Maksym stawiają właśnie na Ursę i chcą ją oferować na stałe, pozostałe cztery krany przeznaczając na inne polskie piwa. Żeby nie było wątpliwości – krany służą do nalewania piw na wynos ale to chyba pierwszy tego typu sklep, gdzie degustacyjne próbki beczkowych piw oferowane są gratisowo! W takim przypadku nie pozostało mi nic innego, jak spróbować w jakiej formie są piwa Ursy. Dzięki uprzejmości Maksyma degustacje mogłem przeprowadzić w firmowym pokalu Ursy. Jak zatem wypada Ursa Maior na czerwiec 2014? Pierwsza do spróbowania poszła nowość czyli Rosa w typie american wheat. Bardzo delikatne piwo, sprawiające wrażenie lagera. Chmielu nie czuć, o ile w smaku to uzasadnione to już w aromacie przydałoby się go zdecydowanie więcej. Zamiast tego w zapachu delikatna siarka. Ups, czyżby wszystko po staremu? Jako kolejny na warsztat poszedł Eskulap czyli sweet oatmeal stout. A, tu już wszystko elegancko grało. Przyjemna wyraźna czekoladowość, delikatna słodycz w posmaku, łagodna tekstura. Przyczepić się można tylko do marnej piany, ale to piwo naprawdę było w porządku. Zachęcony takim stanem rzeczy sięgnałem po kolejne piwo – Blonde Palisade. To było pierwsze piwo właściwie nie do dostania w lokalach Warszawy i nie miałem szansy go próbować. Szczerze mówiąc wiele nie straciłem – niby to ejl jednak smakuje jak lager. Wyczuwalna lekka siarkowość i DMS, choć tragedii nie ma. W posmaku zauważalny delikatny posmak amerykańskiego chmielu ratujący to piwo. Generalnie można wypić, pytanie tylko po co? W końcu ostatnie z palety czyli Megaloman w stylu AIPA. Gdy ostatnio go próbowałem jesienią 2013 była to istna tragedia i żywa encyklopedia wad w piwie. Tym razem zapowiadało się o tyle lepiej, że piwo właściwie aromatu nie miało żadnego. W smaku bardzo treściwe, przechylone w kierunku słodowości choć goryczka tam na pewno była. Może być. Na koniec wieczoru spróbowałem jeszcze Oki Doki z Pinty oraz Sunny Ale z Dr Brew i właśnie to ostatnie okazało się wygranym tego bardzo miłego popołudnia. Mocno aromatyczne, porządnie goryczkowe jest idealnym wyborem dla hopheada. Degustacja potwierdziła, że piwa Ursy choć wybitne nie są, to ich fatalny smak z beczki jest już przeszłością. Ci więc, którzy stęsknili się za beczkową Ursą mogą zdążać na warszawskie Kabaty do Uli i Maksyma! Nie ma co przejmować się trochę infantylną nazwą sklepu, ci ludzie podchodzą z sercem do tego co robią, a klient jest dla nich sprawą najważniejszą. Maksym chętnie wchodzi w rozmowę z klientami, ochoczo serwuje próbki degustacyjne i byłem naprawdę zdziwiony niezłą frekwencją i tym, ile ludzi zdecydowało się na zakup krajowych rzemieślniczych piw z beczki. To dobrze rokuje http://amozepifko.pl Wyświetl pełny artykuł
  16. czyli jak smakuje piwo niepasteryzowane i niefiltrowane [...] Wyświetl pełny artykuł
  17. Ostatnio, oprócz tworzenia krótszych, „regularnych” filmów jestem też w trakcie montowania czegoś większego. Czegoś, co będzie podsumowaniem świetnego pomysłu Łukasza Szynkiewicza, zrealizowanego wspólnie ze mną i innymi trójmiejskimi piwowarami domowymi. Zresztą, sami zobaczcie. P.S. Pełna wersja filmu powinna pojawić się pod koniec czerwca. Taki przynajmniej jest plan. The post Zwiastun filmu: „Projekt (nie)jeden chmiel” appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  18. i słów kilka o caskach. Pierwszy z filmów z mojego wypa [...] Wyświetl pełny artykuł
  19. świeższego tałatajstwa z oceanu po prostu nie ma Tsukiji jest miejscem, na odwiedzenie którego byłem chyba najbardziej napalony. Z wielu powodów, ale każdy w mniejszym lub większym stopniu związany z jedzeniem. Czy warto skierować tam swoje kroki, jeżeli jesteśmy w Japonii? Na początek wypadałoby napisać trochę o samej miejscówce, w końcu to największy targ rybny na świecie i jeden z największych w kontekście sprzedaży jedzenia. A to już do pewnych rzeczy zobowiązuje. Przy okazji – wpis będzie zajmował się paroma tematami związanymi z tym miejscem, a na samym końcu kulinarny bonus. Warto przebrnąć przez gąszcz przepysznych zdjęć Wracając do historii, trochę ją naginając można stwierdzić, że sięga epoki Edo i shoguna Tokugawy Ieyasu. Wtedy to ten, dosyć ważny dla całokształtu historii Japonii i Tokio, shogun ściągnął z Osaki rybaków aby zapewnić wystarczającą ilość jedzenia dla zamku Edo. I tak to sobie przez wieki hulało, samoistnie powstał pierwszy targ rybny w Nihonbashi. Do czasu aż w 1923 roku solidne trzęsienie uszkodziło wspomniany wyżej targ, jak i sporą część centralnego Tokio. Targ został przeniesiony do Tsukiji, a obecnie używany budynek powstał w 1935. I tak to sobie działa, z zakusami na przesiedlenie. Developerka na całym świecie jak widać jest taka sama i ostrzy sobie zęby na atrakcyjne grunty. Sam targ niejako składa się z dwóch części – wewnętrznej i zewnętrznej. Teoretycznie wewnętrzną, absolutnie pro, można zobaczyć. A w zasadzie to aukcję tuńczyków. Jeżeli ma się ochotę stawić na targu o 5 rano i liczyć na to, że będzie się jednym ze 120 turystów, którym się przyfarci danego dnia. I następnie nie oddychać, nie przeszkadzać i najlepiej udawać, że się tam nie jest. Koncepcja aż tak mnie nie zajarała, żeby mi się chciało zwlec z łóżka o tak nieludzkiej godzinie. Poza tym potem pozostaje kwestia co zrobić z wolnym czasem do ok. 9 kiedy cała reszta targu zaczyna działać. Dlatego warto już na początku założyć, że najbardziej interesuje nas zewnętrzny targ. Atrakcji tutaj jednak od groma, więc nie ma się co smucić i ronić łez. Zapraszam na wycieczkę po krainie kulinarnych (i nie tylko) rozkoszy Mimo wczesnej pory ludzi już dostatek Targ jest, co tu dużo pisać – targowy. Więc oprócz wszelkiej maści jedzenia uprzednio pływającego, pełzającego, tupiącego (a i latającego pewnie też) znajduje się też całkiem sporo sklepików i kramów z utensyliami. Adela wybiera parnik, czy jak to się tam nazywa. Ceny często wręcz śmieszą. To co możemy znaleźć na targu zewnętrznym, jeszcze chwilę temu było można kupić na targu wewnętrznym. Autentycznie, świeżej się nie da, chyba tylko bezpośrednio na kutrze. Wszędzie porządek jak w pruskiej armii. Horrory taksydermii część pierwsza. Fugu w kapeluszu kontestuje system. Horrory taksydermii część druga. A gdzieś między radosną twórczością wariata – takie cymesy. Tłumy gdzie okiem sięgnąć, a białasów mnogo jak w Roppongi. Najfajniejszą opcją dla turysty są knajpki. Powiedzmy sobie szczerze – jeżeli mieszkamy w hotelu oraz nie jesteśmy mistrzem kuchni i równie dobrze nie orientujemy się w lokalnych składnikach to większość sklepów ma ofertę z gatunku – ciekawostki. Fajnie popatrzeć, zwiesić język do pasa i wylać morze śliny zanim nam ślinianki nie implodują, ale zbyt wiele z tym nie zrobimy. Ale skoro możemy się posilić na miejscu? Świeżość prima sort, przygotowane na miejscu. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo chciałbym mieć coś takiego u nas. Ale pewnie trzeba by było płacić mieszkami złota. Nerką ewentualnie. Mówiłem o świeżości? Aż się prosi o wrzucenie do gara z wodą i zrobienie zupy. Tak świeże, że maguro jeszcze nie zauważył że te kawałki zostały wycięte. Tuńczyk w trzech „tłustościach”. Do tego oczywiście elegancko sos sojowy i wasabi. Coś wspaniałego. Przechodzimy dalej i nadal dzikie tłumy. O dzień dobry, krab morderca. Gdzie jest Godzilla kiedy jej potrzeba? Oczywiście Japonia nie byłaby Japonią bez wołowiny Kobe. I wiecie co? Oczywiście można i taką wołowinę kupić na targu. Wcześniej już byłem zaśliniony jak jełop, ale w momencie w którym zobaczyłem sklep wypełniony różnymi częściami krowy i doszedłem do lodówki ze stekami trzeba było mnie cucić. Chcę. A więc to tak wygląda Raj. Na miejscu można sobie kupić szaszłyk z tejże wołowiny. Za oszałamiające 500 jenów. 700 z piwem/highball. Polecam, najlepsza wołowina jaką jadłem w życiu. Przebija Black Angusa. Adeli też smakowało. Tutaj z kolei na innym grillu przygotowywane były małże. Niby afrodyzjak, ale nie jestem przekonany. Wolę bekon. Natomiast Adela stwierdziła, że bardzo dobre. No nie wiem. Wieprzowinka też się znajdzie. Jedzenie to jedna z moich zajawek. Tutaj mogłem pofolgować również innej – miłości do wszystkiego co ostre i z dobrej stali. I nie mówimy tutaj o gównianych zabaweczkach mających „wyglądać”. Te ostrza mają pracować i na siebie zarobić. Pierwszy sklep sprawił, że trochę mi zrzedła mina. Z jednej strony stałem onieśmielony kunsztem rzemieślników potrafiących wykonać coś tak doskonałego i pięknego. Z drugiej strony nie wiem co mógłbym zrobić z nożem kuchennym, który kosztuje więcej niż wyniósł cały nasz budżet na wyjazd. Ale i tak, warto rzucić okiem, poezja. Te lakowe pochwy są wybitne. Wybór jest niesamowity. Niestety ceny również. Zajebisty patent – pokazanie drogi ostrza od metalowego bloku aż do gotowego produktu. Budzi respekt. Co to 180 tysięcy jenów za nóż kuchenny? No, ale dobra – ten sklep był jak mniemam dla absolutnie najwyższych warstw kuchennej szlachty. A co dla zwykłego plebsu i rzemieślników kuchni? O i o czymś takim mówimy. Ceny były już na ludzkim poziomie. Wyszedłem zadowolony ze świetnym Deba, które jest teraz moim podstawowym nożem razem z Gyuto i Santoku. W teorii to również są noże - maguro bōchō. Jak sama nazwa wskazuje służą do rozbierania tuńczyków. Nóż, który jest w wykorzystywany do rozebrania 200kg ryby jak widać bardziej przypomina miecz. Moje zdanie podziela chyba Yakuza, ponieważ były przypadki używania ich właśnie jako erzac katany. Kupiłbym dla samego posiadania, ale celnicy mogliby mieć pewne obiekcje. I bonus na koniec. W ciemnej bocznej alejce mieściła się mało wyględna knajpka. Pamiętajcie – takie są najlepsze. Knajpka ta specjalizuje się w bardzo specyficznym rodzaju mięsa. Tak. W wielorybinie. Za diabła bym się nie dogadał, gdyby nie nasi dzielni przewodnicy – Kasia i Toshi. Na pierwszy ogień poszło sashimi. Smakowało jak tatar z Małej Syrenki. W zasadzie to dobre. Mogę się pochwalić pewnym osiągnięciem w życiu – jadłem bekon z wieloryba. Słono-mięsno-tranowy. Warto odrzucić te tłuste końcówki. Stek z wieloryba. Za-je-bis-ty! I na deser lody z wieloryba. Po dłuższym tłumaczeniu okazało się, że lody są śmietankowe, natomiast ta posypka jest z wieloryba. Olympusy, wszędzie Olympusy. Z odwiedzin w tej knajpie na pewno będzie filmik, więc będzie można zobaczyć pewien szok kulturowo-kulinarny. I to by było na tyle w tym odcinku japońszczyzny. W przyszłym tygodniu powinny zacząć pojawiać się filmiki, a tematów na wpisy jest jeszcze sporo Wyświetl pełny artykuł
  20. czyli Forest Fruit Porter po węgiersku. Węgierskie piwo [...] Wyświetl pełny artykuł
  21. W ramach odświeżenia sobie pamięci zapraszam was dzisiaj do Saksonii, którą zamierzam odwiedzić w najbliższym czasie. Tym razem zwizytujemy browar znajdujący się w miejscowości Aue, leżącym na pograniczu niemiecko-czeskim. „Lotters Wirtschaft”, bo o nim dziś mowa, powstał w 2001 roku w kamienicy należącej do czterogwiazdkowego hotelu „Blauer Engel”. Centralne umiejscowienie tego gmachu na mapie miasta, niejako zdeterminowało właścicieli lokalu, aby restauracja ta stała się nadzwyczaj modnym miejscem spotkań lokalnej elity. Po części tak się stało. Mimo, że karczma nawiązuje wystrojem raczej do wielkomiejskich kawiarni, to cenowo odnosi się raczej do restauracji zamieszczonych w przewodniku Michelina. Prawdę mówiąc, gdyby nie jeden aczkolwiek istotny szczegół wystroju tego miejsca, nigdy nie spojrzałbym przychylnym okiem na to miejsce. Tym szczegółem jest rzecz jasna instalacja warzelna o wybiciu dwóch hektolitrów. Jeżeli spodziewacie się nudnej oferty możecie poczuć się mile zaskoczeni. Nie dość, że browar produkuje piwo pszeniczne ( 4,7% alk.), oraz piwo ciemne i jasne, oba dolnej fermentacji (5,0% alk.), to sezonowo oferuje również piwo wędzone (5,5 %alk.), majowego koźlaka (6,0% alk.) oraz piwo marcowe (5,7% alk.). Niestety mimo, całkiem interesującego wyboru, piwa te niestety nie zachwycały swoim smakiem. Wszystkie piwa jakie tam miałem okazję skosztować, okazały się puste w smaku oraz pozbawione jakiegokolwiek aromatu. Odradzam! . Od lewej Maibock, Weizen Wyświetl pełny artykuł
  22. Czy Imperator Bałtycki może być piwem plażowym? Może! Nawet powinien być, o ile się dobierze do niego odpowiednią pogodę. Podobno w drugiej warce jest więcej, mocniej i bardziej. Postanowiłem to dla Was sprawdzić w kolejnej videorecenzji. The post Imperator po raz drugi appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  23. Coffee Milk Stout z niemieckim chmielem Przestraszony g [...] Wyświetl pełny artykuł
  24. W niedzielę 1 czerwca z okazji Dnia Dziecka zafundowano mi prezent w postaci degustacji dobroci z Artezana…No, może niekoniecznie z tej okazji. Geneza wizyty była następująca: dzień wcześniej na ringu w Kuflach i Kapslach w rozmowie z Hasintusem czyli Jackiem Materskim z Browaru Artezan powiedziałem, że biorę pod uwagę Funky Brett jako jednego z kandydatów do Debiutu miesiąca maja. Chciałem jednak raz jeszcze spróbować tego piwa w celu ugruntowania oceny, problem polegał na tym, że nigdzie już nie było ono dostępne. Hasintus złożył prawdziwą propozycję nie do odrzucenia – zaoferował degustację Funky Bretta u siebie w domu. Próbowana miała być wersja butelkowa, jednak na miejscu okazało się, że Funky polewany był z petainera. Dla mnie super! Piwo nie dość, że potwierdziło swoje wcześniejsze walory, to nabrało jeszcze lekko kwaskowego charakteru, świetnie współgrającego ze znajomymi motywami „stajni i zagrody” osiągniętymi dzięki fermentacji drożdżami szczepu Brettanomyces. Dodatkowo na uwagę zasługiwała obfita, gęsta piana, rzecz w takich piwach wyjątkowa! Degustacja na tarasie drewnianego domu była czystą przyjemnością, lecz najlepsze miało dopiero nadejść! Hasintus ze swojej piwniczki wyciągnął bowiem butelkowe egzemplarze Château. Piwo pięknie się sklarowało ciesząc oko rubinową barwą. W aromacie znajome już bretty dopełnione zostały rześkim kwaskiem. A w smaku poezja – połączenie pełni i treściwości nadawanej przez słód karmelowy z bardzo wyraźną kwaśnością. Degustacja Château była prawdziwą ucztą, to piwo powinno dopiero teraz trafić do sprzedaży! Château z drugiej edycji po półrocznym leżakowaniu to obok Imperatora Bałtyckiego z Pinty wspaniała wizytówka polskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Hasintus oprócz piwniczki pokazał mi też garaż, w którym drzewiej parał się domowym piwowarstwem. Mnie najbardziej ucieszył widok drewnianych beczek po czerwonym winie i whisky, które docelowo będą wykorzystywane w nowym browarze Artezana. To było przepyszne popołudnie, również dzięki fenomenalnym kanapkom z tatarem przygotowanym przez żonę Jacka, Kingę. Dziękuję zatem za zaproszenie i czekam na kolejne nowatorskie piwa z Artezana! Wyświetl pełny artykuł
  25. nowy browar, nowe piwa i nowa Europa na Widelcu. Browar [...] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.