Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. oraz Samosierra ze Spirifera i Łowickie Amber Ale z Bro [...] Wyświetl pełny artykuł
  2. Długo czekałem na to wydarzenie. Na pierwszej edycji Chmielatonu mnie nie było i niewiele brakło, a i drugiej bym nie zaliczył. Z powodów rodzinnych nie mogłem uczestniczyć w pierwszych dwóch dniach, za to zdołałem dotrzeć na niedzielę i przejść całą trasę w jeden wieczór. Zacząłem około 17.00, w Browarze Piwna. Pustki w lokalu świadczyły o... Read More The post Chmielaton 2.0 appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli IPA Single Hop Equinox To piwo miało swoją premie [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. ciekawy koncept sieci knajp Tak się szczęśliwie złożyło, zupełnie przypadkiem ze względu na moją wtedy zerową wiedzę, że zarezerwowałem hotel w dzielnicy mocno biznesowej. Co to oznacza dla normalnego człowieka? Zero klubów, natomiast zatrzęsienie knajp i barów dla lokalesów pod krawatem. I polecam zwiedzać takie miejsca właśnie od strony kulinarno-knajpianej. Oprócz całego przekroju tradycyjnego japońskiego jadła w Toranomon ulokował się jeden z czterech przybytków pod wspólnym szyldem Craft Beer Market, który to po otwarciu w 2011 roku wywołał małe trzęsienie ziemi na scenie Ji-Biru. Czym? Oczywiście tym czym na całym świecie standardowo się to robi – cenami. Powiedzmy sobie szczerze – piwo w japońskich knajpach nie jest najtańsze. Oczywiście japońskie piwa rzemieślnicze kupimy w sklepach już po 200-300 jenów, natomiast rzecz wygląda cokolwiek inaczej w przypadku spożywania w lokalach, gdzie pinta amerykańska potrafi kosztować ponad 1000 jenów. W CBM wyszli z prostego założenia – duże piwo (jankeska pinta 473ml) kosztuje 780 jenów, małe (250ml) 480 jenów. I są to rzeczywiście dobre ceny. Oczywiście na tym wybór się nie kończy, pięknie nazwane Kanpai! Standard beer (czyli koncerniaki spod szyldu np. Asahi – tak, multitap ma koncernowe piwa – szok, skandal i niedowierzanie) podawane są w objętościach 380ml oraz imperialnej pincie 568ml. Z kolei barley wine tylko w objętości 100ml. Przynajmniej dobrze, że sensownie to rozpisali. Dodatkowo w przypadku ulokowaniu się w minimalistycznym acz przyjemnym wnętrzu naliczane jest 300 jenów na głowę, za które dostajemy przekąski na dzień dobry. W „ogródku” opłata ta nie jest naliczana, znajdują się tam zresztą tylko miejsca stojące. Do samej knajpy trafiliśmy trochę przed 23, ale obsługa nie robiła nam problemu z zamówieniem większej ilości piw (jak obrobię to będzie filmik, ale ciągle coś, zawsze k… coś). Natomiast zabawna była reakcja jednego z autochtonów, który miał już trochę w czubie (Japończycy są bardziej otwarci w kontaktach z gaijinami jak już się napiją). Doturlał się do naszego stolika przedstawiciel nacji lokalnej, popatrzył na ilość zamówionego piwa i autorytarnie stwierdził „strasznie się upijecie!”. Jedyną oczywiście odpowiedzią mógł być nasz szeroki, szczery słowiański uśmiech. Ciężko mu było uwierzyć, że można tyle wypić i nie paść pod stół. Jak się dowiedział, że połówka na dwoje (nie piwa) to dopiero dobry początek, pobladł na swym zatroskanym licu i chwilę jeszcze pogadał z nami zanim odszedł w mrok nocy zszokowany różnicami kulturowymi. Wracając do piwa – wybór przede wszystkim z rodzimych browarów, natomiast trafiają się importy. Akurat kiedy byliśmy na kranie obecny był BrewDog ze swoim Punk IPA. Zazwyczaj nie zajmują więcej niż 1-4 krany, co po odjęciu Asahi, Sapporo itp. daje nam i tak całkiem fajny przekrój sceny J-craftowej. Biorąc pod uwagę bezpośrednią bliskość stacji Toranomon oraz JR Shinbashi warto się przespacerować na świetne piwo w bezkonkurencyjnych jak na Japonię cenach. I link na koniec – strona Craft Beer Market. Wyświetl pełny artykuł
  5. Czy wszędzie trzeba walić amerykańskie chmiele? Nie trz [...] Wyświetl pełny artykuł
  6. Ostatni dzień maja został wyznaczony na premierę dwóch piw w stylu Double IPA, uwarzonych przez potentatów krajowej sceny rzemieślniczej czyli AleBrowar i Artezan. Patrząc na parametry obydwu piw o nazwach Crazy Mike oraz Specyfik, właściwie nie było między nimi różnicy. Ta sama wartość stu IBU, tyle samo alkoholu (9%) i tylko cztery dziesiąte różnicy w ekstrakcie (20° i 19,6° Blg). W domyśle zatem walka miała odbyć się na chmiele. Artezan użył odmian Warrrior, Nelson Sauvin, Galaxy oraz Citra czyli opcji amerykańsko – pacyficznej. AleBrowar nie poinformował o swojej mieszance, domyślać się można, że były to odmiany amerykańskie. Bezpośrednie starcie obydwu zawodników wagi ciężkiej miało odbyć się w Kuflach i Kapslach, a z odsieczą w walce miały przyjść witaminy i minerały z różnorakich owoców dostarczonych na bar. Już sam wygląd dawał do myślenia – w przypadku Artezana w szkle był mętny, głęboki pomarańcz, natomiast AleBrowar prezentował klarowne, ciemne złoto. Czyli są różnice już na starcie. Aromat w obydwu piwach był dość podobny czyli słodkich owoców tropikalnych, jednak zdecydowanie intensywniejszy w przypadku Artezana. No a w smaku dało się odczuć zdecydowaną różnicę między tymi piwami, i tak jak przypuszczałem główną rolę grał tu chmiel. W Specyfiku zwracał uwagę świetny balans między poszczególnymi elementami, wrażenie psuł jednak specyficzny mdławy posmak pochodzący zapewne z którejś z użytych odmian chmielu. Z kolei Crazy Mike nie owijał w bawełnę, od pierwszego łyku przywalił solidną goryczką. Niestety okazała się ona garbnikowa i trochę zalegająca. Stanowiła jednak dobrą kontrę do silnej słodowości. Piwo okazało się jednak dość męczące. Werdykt zapadł właściwie po jednej rundzie – remis. Każde z tych piw znajdzie swoich amatorów, na mnie jednak nie wywarły specjalnego wrażenia. Po spróbowaniu każdego chciałem wrócić do rzeczy zdecydowanie lżejszych, a tymczasem na kranie pojawiła się kolejna nowość – Space Sheep z Browaru Podgórz. I powiem Wam, że właśnie ta APA została nieoczekiwanym zwyciężcą wieczoru. Aromat powalał intensywnością – owoce tropikalne, cytrusy. W smaku wspaniałe odzwierciedlenie zapachów czyli przyjemna owocowość z rześkim cytrusowym posmakiem. Bardzo mnie cieszy kolejna APA na rynku. Piwa te mają urzekać aromatem, a dzięki zbalansowanemu smakowi stanowić podstawową opcję na dalszą część wieczoru w knajpie. Space Sheep jest świetnym piwem i mimo lekkiej kontuzji po wczorajszej walce już nie mogę się doczekać kolejnego sparingu, tym razem w wadze lekkiej. Wyświetl pełny artykuł
  7. Chmielnik to nowo otwarty projekt szefostwa Basilium. Tamten lokal koncentrował się na piwie butelkowym więc z założenia nie znalazło się miejsce na jego opis na PolskichMinibrowarach. Sytuacja ulega zmianie w przypadku otwartego w maju 2014 Chmielnika. Mamy tu kolumnę z sześcioma kranami, z których mają lać się rotacyjne piwa. Stare przyzwyczajenia widać mimo wszystko przy barze, gdzie ściany aż po sufit wypełnione są butelkami. Sam wystrój lokalu jest dość ciekawie zaaranżowany jednak największą siłą tego miejsca jest piwny ogródek. Po obydwu jego stronach posadzono chmiel odmiany Sybilla. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a już pędy raźno zaczynają piąć się w górę długich sznurków, dających wrażenie chmielowej plantacji. Docelowo ogródek ma mieć lekkie zadaszenie, aby uniezależnić się od pogodowych kaprysów. Widać więc, że nazwa lokalu nie jest tylko na pokaz i przy okazji wizyty w nieodległej Piwnej Stopie warto będzie zajrzeć do Chmielnika, aby wypić piwo w cieniu chmielowych pnączy. Chmielnik, Poznań, Żydowska 27 www.facebook.com/CHMIELNIKpub Wyświetl pełny artykuł
  8. i wywiad z jego piwowarem Vivienem Renondem autorstwa P [...] Wyświetl pełny artykuł
  9. czyli lekkie, ale solidnie nachmielone piwo. Kolejne pi [...] Wyświetl pełny artykuł
  10. „Skąd ta dość dziwna nazwa?” zapytacie na samym początku. Otóż Simon vel Stefan czyli Szymon Ruciński to znany tu i ówdzie wielbiciel kobiecych stóp, jego piwny projekt nie mógł więc nie nawiązywać do tego fetyszu. Początkowo jako barman z doświadczeniem zdobytym w londyńskich pubach pracował w poznańskiej Setce, nadszedł jednak w końcu czas na urzeczywistnienie jego autorskiej koncepcji. W dawnym lokalu Pod Czerwonym Diabłem wraz ze wspólnikiem Adamem Strączykiem, postanowił stworzyć miejsce nawiązujące do wyspiarskich klimatów. Mamy więc drewniane stoły, antyczny kredens i takowe pianino. Wkrótce na ścianach oprócz piwnych motywów zawisną wielkoformatowe zdjęcia, a jakże, kobiecych stóp. A czym pochwalić się może Piwna Stopa w zakresie najistotniejszym, czyli w kwestii piwa? Otóż mamy tu dwanaście nalewaków z piwem pobieranym z beczek umieszczonych w piwnicy. W użyciu są i chłodziarki, niestety nie mają one możliwości regulacji temperatury. W przypadku degustacji piw ciemnych musimy więc chwilę odczekać, by odczuć ich optymalny smak. W międzyczasie można przejść się na dość spory ogródek, gdzie znajduje się stacjonarny grill oraz scena, która wkrótce będzie wyremontowana i na której odbywać się będą koncerty akustyczne. Ogródek dzielony jest ze znajdującym się naprzeciwko lokalem Rock Garaż, który bynajmniej nie stanowi konkurencji, a raczej imprezowe uzupełnienie. W Piwnej Stopie bacznie czytają kalendarium i w związku z wybranym wydarzeniem można liczyć na codzienne promocje. Jednak najciekawszą inicjatywą wydaje się Piwny Depozyt, dzięki któremu piwowarzy domowi mogą wymieniać się swoimi piwami, choć muszą liczyć się z odpaleniem działki dla załogi lokalu. Zaglądajcie więc do Piwnej Stopy i zobaczcie jak rozwija się poznańska piwna scena! Piwna Stopa, Poznań, Szewska 7 https://www.facebook.com/piwnastopapoznan Wyświetl pełny artykuł
  11. Funky Brett z Artezana i Kriek Krzysztofa Juszczaka. Os [...] Wyświetl pełny artykuł
  12. w kolaboracji z Mikkellerem i Nøgne ø. Kolaboracyjny Ru [...] Wyświetl pełny artykuł
  13. recenzja z Simonem Martinem Jedną z atrakcji Festiwalu [...] Wyświetl pełny artykuł
  14. czy będąc mięsożernym białasem umrze się z głodu? A przynajmniej zmarnieje w oczach. W zasadzie to nie bardzo. Fakt faktem nigdy nie jadłem aż tak wielu ryb i morskiego tałatajstwa. Natomiast jedzenie jest tak różnorodne, że bez problemu każdy znajdzie coś dla siebie. Plus jest wybitnie sycące, zauważyłem że jadłem mniej i nie byłem potem szczególnie głodny. Do konkretów więc. Przede wszystkim wbrew pozorom jedzenie w Japonii nie jest szczególnie drogie. Spokojnie na osobę na dzień można zmieścić się 50 pln i nie będzie to biedowanie tylko rzeczywiście zróżnicowana i całkiem przyjemna dieta. Jak ktoś się uprze to można i za mniej przeżyć, ale dla mnie to już jest cokolwiek pozbawione sensu. Ja będąc z założenia ciekawym nowych smaków i aromatów nieszczególnie się ograniczałem. Aczkolwiek przejechałem się na tym dwa razy, ale o tym zaraz. Będą się pojawiały kwoty. Podczas naszego wyjazdu kurs przedstawiał się następująco – 100 jenów to 3,1pln. Ostrzegam, że niektóre zestawienia cenowe będą bolały, ale nie tak jak sądzicie Tradycyjnie już jedziem z tym koksem! Kochane automaty, jeden z najlepszych pomysłów jakie można było mieć. Automaty z napojami (i nie tylko) stały praktycznie wszędzie. Jeszcze lepsze jest w nich to, że serwują zarówno wersje ciepłe jak i zimne, co jest zobrazowane odpowiednim kolorem przycisku (niebieski/czerwony). Winię je za moje uzależnienie od zielonej herbaty, które nabyłem podczas wyjazdu. Jak również folgowanie swojemu uzależnieniu od kofeiny i kawy. Uwaga praktyczna – napoje z automatu są o jakieś 50-60 jenów droższe od tych samych kupowanych w sieciówkach. Może ktoś to uzna za cenną informację. Właśnie – zielona herbata. Jest dostępna w milionie odmian i mieszanek. I to mówiąc o samej herbacie jako płynie. Niektóre to zdecydowanie smaki nabyte i to po długim namyśle. Nawet nie chodzi o fakt wykręcania gęby na drugą stronę, wersja ze słodem i prażonym ryżem była dziwna. Myślę, że to słowo doskonale oddaje sens. Matchę z kolei Japończycy dodają absolutnie do wszystkiego. I wychodzi im to zacnie. Skoro jeszcze jesteśmy przy „gotowcach” nie sposób nie wspomnieć o pełnym dobrobycie sieciówek typu 7Eleven, Mart czy Lawson. Po śniadania wesoło hasałem właśnie tam. Ilość zestawów, które można kupić za śmieszne kwoty jest ogromna. Ba, mogą nawet na miejscu go podgrzać, jeżeli jest to przewidziane w danej potrawie. Np. takie śniadanie na bogato. No nie tylko śniadanie Nawet nie znając japońskiego wiadomo o co chodzi Świetne jak człowieka w nocy głód złapie. I żółtko idealnie zrobione co ciekawe. Inną odmianą takich zestawów są bentō. Co do zasady jak najbardziej można je przygotowywać w domu i tak też sporo Japończyków czyni. Mnie jako barbarzyńcę/turystę interesowały odpowiedniki, które mogłem elegancko nabyć drogą kupna. O ile wcześniej wspomniane zestawy można uznać za szybką przegryzkę w pracy na drugie śniadanie, tak tutaj mamy już wyższą szkołę kulinarnej jazdy. Zestawy nie tylko mają świetnej jakości składniki, są tak świeże, że ryby jeszcze przed chwilą pływały a świnki kwiczały, ale również wyglądają przekozacko. Poważnie – aż ma się ochotę jeść. Spójrzcie tylko na ten wybór. Wybór Adeli A ja z kolei wolę coś bardziej tuńczykowatego I w pociągu można zjeść jak człowiek Przechodząc do jedzenia knajpianego, świetnym pomysłem są makiety wystawiane przed lokalami. Rzeczywiście wyglądają tak jak to co dostaniemy w misce (czy też innej formie) i, co tu dużo mówić, zachęcają do zajrzenia do lokalu. Którą część krowy sianowny sobie życzy? Jedzenie podzieliłbym pod kątem wtajemniczenia na dwie kategorie: 1 – zamawiamy, płacimy, dostajemy, jemy, 2 – zamawiamy, płacimy, dostajemy, zastanawiamy się co my do cholery mamy z tym zrobić. Pierwsza jest logiczna. Zaliczają się do niej wszelkiej maści yakitori (szaszłyki), udony i rameny (wydumki z makaronem), sushi i sashimi. Odniosłem zresztą wrażenie, że sashimi jest bardziej popularne od sushi. Z kolei kategoria druga jest ciekawsza, ale jeżeli nie orientujemy się w temacie czy też nie mamy lokalnego przewodnika będzie ciężko. Wspominałem już o dziwnym przecierze z glutowatego ziemniaka. Ale po kolei. Yakitori w zasadzie są idiotoodporne. Proteiny nadziane na patyk i opiekane nad grillem. Nie pytać co, tylko brać i jeść. Udony i rameny. Z prywatnych obserwacji nazwałbym to, pewnie ktoś mnie za to obsobaczy, lokalną odmianą fastfoodów. Znalazłem sobie jedną knajpkę serwującą udony do której zaglądałem wracając z wojaży w innych dzielnicach. Świetna sprawa i też za śmieszne pieniądze. W ramach ciekawostki wybrałem się do Wendy’s wracając z Ant’n'Bee. Nie polecam Jeżeli lubicie sushi w Polsce to nie jeźdźcie do Japonii. Serio. Nie róbcie tego. Zepsujecie sobie jakąkolwiek przyjemność teraz macie. Najgłupszy i najtańszy zestaw-gotowiec z marketu jest porównywalny jakościowo z tym co serwuje się u nas za cenę żyworodków złota. Do tej pory po nocach śnią mi się wszystkie warianty mięsa z tuńczyka. Co prawda to tutaj wystąpił jeden z dwóch przypadków w których ciekawość zabiła kota, a mianowicie maki z, jak się potem dowiedziałem, rybimi flakami. Nie polecam. Tutaj akurat nie ma rybich flaków, tylko tuńczyk i jeżowiec Oczywiście sushi również kosztuje śmieszne pieniądze. Na ten przykład 150 jenów za talerzyk z dwoma nigiri lub czterema maki. I dodatkowo to trzeba szukać ryżu pod rybą a nie na odwrót. Plus jeżeli w lokalu jest lokal z pływającymi w nim rybami, to w większości przypadków te ryby nie są do dekoracji. Ot świeżość. Jeżeli jest się człowiekiem w miarę cywilizowanym i na poziomie, to żeby nie popełnić towarzyskiego i cywilizacyjnego faux pas na pewno czujecie potrzebę dowiedzieć się czegoś o danej kulturze i zwyczajach. I na pewno dojdziecie też do zasad panujących przy sushi. Wiecie co? Wywalcie je wszystkie do kosza. To nie rytuał parzenia herbaty. Z tego co zauważyłem w knajpach Japończycy mają równo wywalone na to co uważamy za, och, niezbywalne zasady wyryte w granicie tradycji. Jedzenie jak jedzenie, zjeść, zapłacić i iść dalej zajmować się swoimi sprawami. W bardziej eleganckich lokalach wygląda to podobnie i zrzucam to na karb tego, że następuje w nich rozprężenie przy dużej ilości alkoholu. Warto jeszcze wziąć pod uwagę kwestię sashimi – jakoś bardziej mi się rzucały w oczy menu z micha ryżu i plastrami ryby. Co jest zresztą kapitalnym posiłkiem i jakże sycącym. Co z drugą kategorią? Takie okonomiyaki na ten przykład. Od razu pierwszego dnia zostaliśmy zabrani przez Kasię i Toshiego na ponoć najlepsze w okolicy. I takie też było. Natomiast sam za cholerę nie wiedziałbym co z tym zrobić. Usmażyć? No dobra, ale jak, co, w jakiej kolejności? Zresztą sama nazwa znaczy ponoć tyle co „smaż co lubisz”. Identyfikuję się z takim podejściem. Inna rzecz – wszelkiej maści grille. Tutaj też bym nie wiedział co zrobić z wybełtanym krabem w pancerzu. Świetną opcją w tego typu knajpach jest fakt, że Japończycy celebrują wspólne posiłki jak my wyjście na piwo. Jest to zacny zwyczaj, same potrawy zresztą się wpasowują w ten trend. Są oczywiście i różnego rodzaju modne i u nas street food’y Tutaj cały ciąg pomiędzy dwoma biurowcami Kawa z T1? Czemu nie Rybę na patyku? Czy może bardziej tradycyjnie kebsa? Nie sposób nie wspomnieć o słodyczach. Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem większość autochtonów jest szczupła, przy tej ilości słodkiego dobra jakie mają w sklepach. Wybrałem ze słodkiej fasoli, jakżeby inaczej Mają nawet makaroniki ot tak do kupienia, dobre były Znowu się rozpisałem. Co czeka nas jeszcze w tym cyklu? Ot np. coś takiego: To bekon z wieloryba. Będzie przy okazji wpisu o targu rybnym Tsukiji I jeszcze nawet nie zacząłem pisać o knajpach i piwie na miejscu. Wyświetl pełny artykuł
  15. na cześć Michaela Jacksona, ale tamtego drugiego. Kiedy [...] Wyświetl pełny artykuł
  16. czyli czy Szkoci potrafią warzyć jasne piwa? Ani Twiste [...] Wyświetl pełny artykuł
  17. czyli włoski wit. Kolejne piwo z Birra Baladin, to typo [...] Wyświetl pełny artykuł
  18. W ostatnim okresie czasu przedstawiłem wam kilka browarów działających w Salzburgu. Dziś przyszła kolej na ostatni a zarazem najmniejszy browar działający w tym mieście. Mowa o s’Kloane Brauhaus z Salzburga. Powstał w 1998 roku na obrzeżach starego miasta, w niedalekiej odległości od znanego w całym kraju browaru „Die Weisse”. Umiejscowienie całego przedsięwzięcia w suterynie, która to znajduje się w zabytkowej kamienicy, może w pierwszej chwili dziwić a nawet odrzucać. Jednak gdy weźmie się pod uwagę aranżację wnętrza utrzymaną w bohemskim stylu oraz dostępną na miejscu ofertę piwną, okaże się, że lokal ten z pewnością zasługuje na naszą szczególną uwagę. Mimo, że browar oferuje tylko dwa gatunki piwa, w pełni one zadowolą nawet najwybredniejszego piwosza. Kto z nas spodziewałby się, że właśnie tam, natknę się na najlepszą w Austrii ciemną pszenicę (5,5% alk.) oraz piwo jasne uwarzone z dodatkiem słodu pszenicznego (4,9% alk.). Piwa genialne w swojej prostocie. Uwarzone bez jakichkolwiek udziwnień. Jednym słowem, doskonałe! Będąc w Salzburgu warto wziąć ten lokal pod uwagę, jeszcze z jednego względu. Lokal jest położony z dala od głównych szlaków turystycznych, dzięki temu panuje tutaj błogi spokój. Warzelnia o wybiciu 4hl . . Wyświetl pełny artykuł
  19. Piwo, którego pojawienie się jest dla mnie największą sensacją polskiego rynku w tym roku. AIPA z Grybowa? Czy to w ogóle może się udać? The post Grybów Pilsweizer AIPA – Wujek Sam appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  20. Dzisiaj degustacja łączona – piwo Smoky Joe z AleBrowaru i dedykowana mu czekolada wyprodukowana przez warszawską Manufakturę Czekolady. Piwo miało być z edycji fanowskiej, czyli tej z mocno podkręconą ilością słodu wędzonego torfem, niestety nie było. Tak czy inaczej zapraszam … Czytaj dalej → Post Smoky Joe + czekolada pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  21. czyli austriacko-słoweńskie India Pale Ale. Drugie piwo [...] Wyświetl pełny artykuł
  22. Czarny bez rozkwitł w tym roku chyba wcześniej niż zazwyczaj. Zastanawiałam się co z niego zrobić. Pierwszym pomysłem było coś a’la wino kwiatowe – kwiaty bzu zalane lekkim syropem cukrowym i przefermentowane drożdżami piwowarskimi. Pomysł zapożyczony od kolegi z Niemiec, tam taki przefermentowany napój mieszają z piwem przed podaniem. Muszę […] Wyświetl pełny artykuł
  23. Minoh Beer z Prefektury Osaka Dzisiaj dwa stouty z jednego z japońskich browarów rzemieślniczych, którego korzenie sięgają końca lat 90-tych. W momencie w którym nasze rodzime browary Artezan i Pracownia Piwa czują potrzebę (i słusznie) ciągłego rozwoju, Minoh najwyraźniej zadowolony jest z tego jak to wyglądało do tej pory. Czemu akurat wymieniłem te dwa browary? Pod względem technologicznym Minoh jest praktycznie browarem bliźniaczym. Rzemiosło pełną gębą, czy raczej należałoby powiedzieć spracowanymi rękoma właścicieli. Do tej pory rozlew odbywa się ręcznie, tak samo jak kapslowanie i oklejanie etykietami. Minoh Stout Piana: Średnio bujna, drobno pęcherzykowata, beżowa. Wolno opada do cieniutkiej warstwy. Barwa: Stout. Zapach: Niesamowite są te piwa. Przenosiłem szkło przed nosem jakieś 40cm i z tej odległości dało się stwierdzić, że mamy do czynienia z rasowym stoutem. Mleczna czekolada, likier kawowy, toffee, kawa latte, nuty palone. Są obecne lekkie mleczne nuty, dające efekt mlecznej czekolady, kawy z mlekiem. Smak: Niskie wysycenie, średnia pełnia. Stout, ale bardziej w stronę słodką. Pierwszy akord to wyraźna słodowość. Następnie pojawiają się nuty mleczne, toffee, karmelu, czekolady, wanilii i kawy. Finisz palony, o niskiej goryczce. Bardzo okrągłe, aksamitne. Kapitalne piwo. Z tego co wiem potrafi mieć rozrzut jakościowy, ja trafiłem na opcję bardziej w stronę sweet stout. Podczas WBA zdobył nagrody World’s Best Dry Stout 2009 oraz Asia Best Dry Stout 2013. Minoh Beer Imperial Stout Piana: Średnio bujna, drobno pęcherzykowata, beżowa, wolno opada do cienkiej warstwy. Oblepia szkło. Barwa: Ropa naftowa. Zapach: Likier kawowy, orzechy, kakao, czekolada, nuty palone, wanilia, słodowość, brzoskwinia, morele. Bardzo przyjemny i zbalansowany, wybitnie stoutowy. Smak: Średnie wysycenie, wysoka pełnia. I znowu festiwal zbalansowania jak w przypadku aromatu. W pierwszym akordzie gra trio – słodowość, pełnia, kakao. W drugim pojawiają się nuty czekolady, wanilii, karmelu, orzechów i suszonych owoców. Finisz palony, aksamitny o głównie palonej goryczce. Alkohol wychodzi dopiero w żołądku. Mimo swojej mocy jest to niebywale sesyjne i pijalne piwo. Tutaj mamy więcej nagród niż w przypadku młodszego brata – WBA 2013 World’s Best Stout&Porter, World’s Best Gold oraz Asia Best Gold, z kolei w 2009 World’s Best Stout&Porter, World’s Best Stout Strong, Asia’s Best Stout Strong. Ciężar gatunkowy jest. Wyświetl pełny artykuł
  24. czyli piwo Simona Martina uwarzone w browarze Brains. S [...] Wyświetl pełny artykuł
  25. Kiedy kręciłem film o usunięciu nazwiska Czesława Dzieł [...] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.