Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Degustacja piwa Kinky Ale na nowej odmianie amerykańskiego chmielu ”Equinox”. The post Doctor Brew – Kinky Ale appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  2. a konkretnie w klasyfikacji stylów piwa wg. BJCP Po co [...] Wyświetl pełny artykuł
  3. wg receptury Bartosza Nowaka. Kto się nie wybiera do Ży [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. Minęło 8 lat od kiedy pomagałem Andrzejowi Gałasiewiczowi, ówczesnemu drugiemu piwowarowi Bierhalle Arkadia, wyrzucać młóto po warzeniu. Teraz każdy z nas jest w innym miejscu, choć ciągle w piwnym świecie. Ja staram się trzymać rękę na pulsie wydarzeń krajowej sceny rzemieślniczej, on jest właścicielem firmy uruchamiającej browary restauracyjne oraz produkującej browarnicze instalacje. Teraz wraz z współwłaścicielem Robertem Surówką otworzył nowy rozdział swej piwnej przygody czyli browar rzemieślniczy. Na lokalizację wybrano miasto będące matecznikiem firmy minibrowary.pl czyli Piotrków Trybunalski. Nie szczędzono tu pieniędzy i ciężkiej pracy – browar prezentuje się wspaniale! Ale nie mogło być inaczej, skoro ma on stanowić w pełni funkcjonującą wizytówkę przyległego zakładu produkującego instalacje dla browarów zarówno restauracyjnych jak i tych większych. Głównym piwowarem w nowym Olbrachcie został Wiktor Saczuk, warzący ostatnio w lubelskim Browarze Lwów. Lista premierowych stylów robi wrażenie – American IPA, Belgian IPA, Dry Stout, Weizenbock, Witbier oraz hybryda lagera fermentowana „górniakami”. Próbowane przeze mnie piwa były jeszcze stosunkowo młode prócz jednego – stout był mocno wytrawny, z przepiękną drobną pianą i stanowił zawartość pierwszej butelki, która wyjechała poza Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy Kilka słów o sprzęcie. Oczywiście wyprodukowany został własnym sumptem – warzelnia o wybiciu nominalnym 20 hl sterowana automatycznie. Na leżakowni mamy 12 zbiorników fermentacyjno-leżakowych o pojemnosci 37 hl każdy. Potencjał do rozbudowy jest – warzelnia ma wzbogacić się o kolejne dwa zbiorniki, a pomieszczenie magazynowe słodu o analogicznej wielkości jak leżakownia, jest przystosowane do błyskawicznej zmiany funkcji na kolejną leżakownię. Świetnie prezentuje się monoblok i linia do butelkowania o wydajności 3 tys. butelek na godzinę. Czegoś takiego u rzemieślników jeszcze nie widziałem! Zaraz obok zamontowany zostanie pasteryzator własnej produkcji. Koniecznie wspomnieć trzeba o browarniczym laboratorium, gdzie na bieżąco będą badane próbki piwa. Przyznaję, że Jan Olbracht robi wrażenie rozmachem i elegancją. Naturalnym odruchem po wizycie tutaj jest westchnienie: Ech, też chciałbym mieć taki browar… Wyświetl pełny artykuł
  5. czyli kolejne American IPA. Wszystkim tym, którzy właśn [...] Wyświetl pełny artykuł
  6. odpowiedzi na pytania z odcinka 43. Tym razem udało się [...] Wyświetl pełny artykuł
  7. Czy we Francji mają dobre własne piwo? Takie oto pytanie pojawiło się jako pierwsze w związku z planowanym krótkim wypadem do Lyonu. Francja nie jest specjalnie kojarzona z piwem, z dawnych lat pamiętałem Kronenburga dostępnego w puszkach w Pewexie. Ostatnimi czasy głośno zrobiło się o francuskim stylu Bière de Garde. Zawdzięczamy to oczywiście Pincie, która przybliżyła krajowym piwoszom własną jego interpretację. Jednak najlepszą wizytówką piwnego rynku jest zawsze wizyta w miejscowych lokalach. Spojrzałem zatem na rekomendacje dostępne na ratebeer, zmodyfikowałem je do możliwości czasowych i ruszyłem w trasę! Jako pierwsze, całkiem niespodziewanie odwiedziłem Comptoir JOA usytuowane w pobliżu hotelu. Przechodząc, zobaczyłem informację o dostępnym tu bière artisanale własnej produkcji. Powyjazdowy research pozwolił na ustalenie, że piwo produkowane jest w minibrowarze funkcjonującym w nieodległej miejscowości Montrond-les-Baines. Dostępne były dwa rodzaje – blonde oraz ambrée. Powiem Wam, że po długiej wędrówce przez miasto pierwsze piwo smakowało wybornie! Odpowiednio rześkie, wysoko nasycone, z wyczuwalną lekką owocowością. Delikatne, niezobowiązujące piwo, idealne do transmitowanego tu mundialowego meczu otwarcia. Ambrée również było piwem delikatnym, bez spodziewanej karmelowości i słodyczy. Spokojnie wypijalny „półciemniak”. Piwa JOA może nie spełniają wyśrubowanych oczekiwań piwa rzemieślniczego, ale były całkiem przyjemne w odbiorze. Następnego dnia udałem się do jednego z kilku lokali rzemieślniczego browaru Ninkasi. Podobnie jak w przypadku JOA, piwa produkowane są w browarze w pobliskiej miejscowości Tarare. Koncept stworzenia sieci lokali z własnym piwem na pewno wart jest wzięcia pod uwagę przez naszych rzemieślników. Powstają już pierwsze lokale pod patronatem Pracowni Piwa i Pinty, wierzę że niedługo takich miejsc będzie więcej. Wracając do Ninkasi – dostępnych było tu sześć rodzajów. Jako pierwsze spróbowałem Blanche i nie powiem, by wywarło na mnie piorunujące wrażenie. Lekko słodkawe, z nikłym kolendrowym aromatem było co najwyżej średnim piwem. Sytuacja zmieniła się przy Saisonie, na którego przyszło mi jednak długo poczekać bo obsługa perfekcyjnie ignorowała gościa, który śmiał usiąść przy barze i zamawiać w języku angielskim. W końcu jednak łaskawie otrzymałem piwo. Charakterystyczny aromat i smak nie pozostawiał wątpliwości – „bretty”! Po raz pierwszy piłem tak „dzikiego” saisona i było to całkiem miłe doświadczenie. W końcu przyszła pora na Triple. Słodki aromat, słodki, mocny smak, to nie są motywy które lubię. Piwo ratowało szczypiące w język wysokie wysycenie, dzięki czemu miało choć odrobinę rześkości. Po tym piwie stwierdziłem, że nie ma co dalej brnąć w piwa Ninkasi i warto poświęcić czas na coś innego. W międzyczasie wydelegowano do mnie jednego z barmanów, który łamaną angielszczyzną wspartą językiem migowym pytał czy jestem zmotoryzowany i zachęcał do wizytacji browaru w Tartare. Nie tym razem, Salut! Kolejnym przystankiem na trasie był jedyny w Lyonie browar restauracyjny Brasserie Georges. Znajduje się on niedaleko kolejowej stacji Perrache, w zabytkowym budynku z połowy XIX wieku. W miejscu tym od 1836 działał browar założony przez alzackiego piwowara Georgesa Hoffherra. Piwowarskie tradycje odżyły w 2004 kiedy powtórnie uruchomiono tu produkcję. Na początek poprosiłem o Saison. Charakterystyczna kolendra i cytrus w aromacie bardziej nasuwały skojarzenia z blanche. Po wzięciu łyka nie było już wątpliwości – cytrynowy, rześki, świeży. Świetny. Tyle, że to nie saison. Nic to, jako kolejne wziąłem Pilsa. Zgadnijcie jak pachniało to piwo? Tak jest, kolendrą i cytryną! Ten sam wyśmienity blanche ale chyba ktoś tu robi mnie w konia. Zagadałem chwilę z barmanem, który z angielskim nie miał problemów i dał mi do spróbowania próbkę Pilsa. No i to było już inne piwo – typowo lagerowe o mdławym słodkawym aromacie. On przyznał, że się pomylił, ja podziękowałem, że nie musiałem się męczyć z tym piwem tylko wypiłem świetnego blanche’a. Znaczy saisona Barman wyjaśnił też, że piwo Doree, o kóre zapytałem, to jasne z dodatkiem miodu więc skwapliwie podziękowałem. Na koniec za to wziąłem Brune, kóre okazało się być karmelowo-waniliowe, dałbym głowę że leżakowane ze słynnymi dębowymi płatkami. W sumie nie mój styl. Czy więc warto zajrzeć do Brasserie Georges? Zdecydowanie tak. Tutejszy saison-blanche był jednym z lepszych, o ile nie najlepszy jakie miałem okazję pić. Warto więc usiąść przy barze w sąsiedztwie warzelni i z pokalem świeżego piwa w dłoni pokontemplować monumentalne wnętrze i uwijających się elegancko ubranych kelnerów. Z Brasserie Georges ruszyłem w kierunku ostatniego na liście Le Palais de la Bière. Przy barze pierwsza niemiła niespodzianka spotkała mnie przy lekturze cennika piw. O ile przeciętnie w Lyonie obowiązuje cena ok. 3,5 EUR/0,3, to tutaj było to aż 5,90 EUR za małe piwo (11 EUR duże)! Raz się żyje, poprosiłem o jedyne francuskie piwo dostępne na 15 kranach – miała to być rzemieślnicza IPA, okazało się jednak, że z kranu dobiegł charakterystyczny dźwięk pustej beczki. No i dobrze, dostać zlewkę za 25 zeta nie byłoby niczym ciekawym. Wspomnę też o zlokalizowanym w centrum Les Berthom Lyon I. Mają tam 10 kranów, tyle że z piwem belgijskim a nie przyjechałem do Francji, by pić belgijskie piwo. Jak więc wygląda piwny krajobraz Lyonu? Rozwydrzony krajową sceną rzemieślniczą, przyzwyczajony jestem do piw przeważnie na dość wysokim poziomie, w zróżnicowanych stylach. Tego w Lyonie nie było. Najfajniejszym piwem był saison-blanche pity w Brasserie Georges. Ciesząc się z powrotu do kraju i tutejszego piwnego bogactwa żałowałem jednocześnie, że nie mamy dostępnego tak fenomenalnego blanche’a/witbiera. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni! Wyświetl pełny artykuł
  8. czyli Raduga, Wąsosz, Festiwal Birofilia i nie tylko. A [...] Wyświetl pełny artykuł
  9. i to trzy razy pod rząd Pisałem już na ten temat wielokrotnie, ale nadal jest to fascynujące zjawisko. Polska scena piwna pędzi niczym dywizja pancerna po równinie. Wspierana A-10 Thunderbolt i śmigłowcami szturmowymi Apache. A skoro tak to BRRRT i do przodu. Sama tzw. polska piwna rewolucja dotyczy już nie tylko terytorium naszego pięknego kraju, ale zaczyna wciągać osoby i browary bardziej znane globalnie. Nie tak dawno opisywałem Lublin to Dublin uwarzony przez Pintę we współpracy z Carlow Brewing Company, a tu w zeszły weekend miałem niewątpliwą przyjemność brać udział w premierze Deep Love powstałego w kooperacji AleBrowar/Nogne Ø. Nowa koncepcja – tap takeover. Tutaj przygotowania do abordażu kranów. Yarr! Czemu pędzi? Nie dość, że premiera na bogato włącznie ze ściągnięciem do Polski Kjetila i Rune’a to dodatkowo w 3 miejscach pod rząd – Wrocław, Warszawa, Gdańsk. Nie zazdroszczę poniedziałku. Piwo zdążyłem opisać w piątek, co jednak z samą premierą? Warszawskie Kufle i Kapsle jak zwykle w formie. Klimat, odpowiednio skandynawskie przekąski, ścieżka dźwiękowa – ot światło dźwięk. Światło nota bene błękitne – skojarzenie miało być proste Deep Love/Deep Blue. Aczkolwiek ja jestem profan i oglądam tylko filmy akcji i wojenne. Kowal kombinuje jak tu zwiać z paśnikiem. Jeszcze parę lat temu nie wpadłabym na pomysł, że pojawienie się nowego piwa na rynku może mieć taką oprawę. To świetna sprawa szczególnie dla osób, które nie siedzą w temacie zawodowo czy nawet pasjonatów. Piwosz-casualowiec niekoniecznie ma ochotę zajmować się zależnościami branżowymi, natomiast dobrą sztukę do zacnego piwa każdy doceni. Nie mówię oczywiście, że branża bawi się na takich imprezach gorzej – dobrze jest widzieć te same twarze, człowiek potrzebuje w życiu pewnego constans Zresztą kapitalnym akcentem było zaangażowanie Majka w przywitanie północnych gości w ich rodzimym narzeczu. Zrozumiałem z tego absolutnie nic, ale zaskoczenie było niemałe. I każda kolejna premiera jest na coraz większym ogniu. Ciekawe do czego to doprowadzi. Przy okazji potwierdziła się moja teoria, że zajebiste piwo to rock’n'roll. Z Rune’m miałem całkiem konkretną rozmowę o historii rocka, wzmacniaczy gitarowych i samych gitar. Jako posiadacz Super Lead’a Marshalla podziela moją opinię, że inne wzmacniacze niż lampowe nie występują w przyrodzie w innej roli niż do wesołego poplumkania. Piec musi być piec i tylko z takiego jest muzyka. Z kolei jak się okazało z Kjetilem mamy wspólną pasję – 6-cio cylindrowe musclebike Hondy. Co prawda jeździ na CBX1000, a ja na Valcu, ale 6 cylindrów na dwóch kołach to 6 cylindrów. Nie ma przypadków we Wszechświecie. I myk – reszta zdjęć z premiery Wyświetl pełny artykuł
  10. z O’Hara’s Carlow Brewing Irlandzki browar [...] Wyświetl pełny artykuł
  11. Piosenka na motywach utworu Jaromira Nohavicy pt. „Pane presidente”. Tekst oparty na polskim tłumaczeniu Krzysztofa Daukszewicza, stworzonym do wersji piosenki, która znalazła się w zbiorze „Świat według Nohavicy”. W mojej wersji jest to piosenka dla wszystkich, którzy kochają piwko w plenerze i często, podczas raczenia się ukochanym napojem na łonie natury, nerwowo rozglądają się na boki... Read More The post „Panie policjancie” appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  12. czyli wersja refermentowana leżakowana w butelce. Kolej [...] Wyświetl pełny artykuł
  13. bo Porter i Niepasteryzowane już były na blogu. Zostałe [...] Wyświetl pełny artykuł
  14. Kooperacja AleBrowaru z norweskim Nøgne Ø to druga tego typu współpraca w historii krajowego piwowarstwa rzemieślniczego. Pierwsza była ekipa Pinty, która w irlandzkim browarze Carlow Brewing Company wspólnie z tamtejszymi piwowarami uwarzyła Lublin to Dublin. Tym razem to norweski piwowar, Kjetil Jikiun pofatygował się do browaru w Gościszewie aby wspólnie z Michałem Saksem uwarzyć piwo. Jest to więc pierwsza tego typu międzynarodowa współpraca, która miała miejsce na polskiej ziemi. Równo miesiąc po warzeniu Deep Love, stołeczni hopheadzi mieli okazję je skosztować oraz spotkać się z głównymi bohaterami akcji czyli ekipami AleBrowaru oraz Nøgne Ø. Zarówno Kjetil, jak i Michał powiedzieli mi, że receptura piwa została uzgodniona wspólnie, nie był to więc „gotowiec”, który w teczce został przywieziony z Norwegii. Piwo zapowiedziane zostało w stylu West Coast Belgian Rye IPA spodziewać się można więc było mocnej goryczki, względnie niskiej słodowej podbudowy, charakterystycznych przyprawowych akcentów oraz specyficznej lepkości nadawanej przez słód żytni. Co okazało się w praktyce? Pierwsze wrażenie to intensywny aromat amerykańskich odmian chmielu uzupełniony fenolowymi, pikantnymi nutami. W porządku. Pierwszy łyk nie zawodzi – piwo jest odpowiednio goryczkowe, a w posmaku wyraźnie wyczuwalna jest rzeczona fenolowa przyprawowość pochodząca od płynnych drożdży odmiany Belgian Saison. Do połowy objętości 0,5 było całkiem przyjemnie, później jednak profil piwa przechylił się w kierunku słodowym. Słód żytni, szczególnie ten karmelowy nadaje temu piwu sporą treściwość. Sądzę, że zapowiadana ilość 100 IBU nie została osiągnięta. Goryczka osadza się na języku, ale niestety nie jest odpowiednio wyczuwalna w samym smaku i nie jest w stanie skontrować względnie silnej słodowości. Ogólne wrażenie jest takie, że piwo ma bardziej podkreślony belgijski niż amerykański charakter, choć przyznać trzeba, że idealnie wpisuje się w trendy obecne za oceanem polegające na autorskim podejściu do belgijskich stylów. Deep Love ma zostać powtórnie uwarzone za kilka miesięcy w Norwegii na tamtejszy rynek i jestem bardzo ciekaw efektu, a tymczasem sięgnąć będzie trzeba po wyjątkowo ładnie się prezentującą wersję butelkową, aby zweryfikować wrażenia. Pod wrażeniem jestem natomiast w stosunku do intensywnego piwnego tournee, które zafundowały sobie obydwie ekipy. Trzy miasta w trzy dni – piątek Wrocław, sobota Warszawa, niedziela Gdańsk. To naprawdę wymaga poświęcenia ale jak mówi Kjetil – w filozofii piwa rzemieślniczego nie chodzi wyłącznie o piwo, ale przede wszystkim o spotkania i rozmowy z ludźmi. I takie podejście zdecydowanie popieram! Wyświetl pełny artykuł
  15. czyli West Coast Belgian Rye India Pale Ale Wczoraj mia [...] Wyświetl pełny artykuł
  16. wchodzi aż po same szyszki (chmielowe) Nie ma co za bardzo się rozpisywać. Aktualny łikend obfituje w moc atrakcji związanych z premierą łączonej receptury dwóch zacnych browarów. Czy warto się szarpnąć na butelkę albo nawet ruszyć z buta do jednej z knajp? AleBrowar & Nogne Ø Deep Love West Coast Belgian Rye IPA Piana: Bujna, drobno pęcherzykowata, lekko kremowa, trwała, wolno opada i znaczy szkło. Barwa: Głęboki mahoń, opalizujące. Zapach: Przede wszystkim wybitnie solidna belgijskość – fenole, korzenie, przyprawy. Mocne są również nuty estrowe – w tle ciekawie grają nuty typowo weizenowo-żytnie. Wspomniane estry zdradzają nam właśnie to żytnie pochodzenie piwa. Aromat chmielowy jest skupiony głównie na akcentach cytrusowych. Całość jest mocno zbalansowana, wonna, solidna. Smak: Niskie wysycenie i wysoka pełnia. Pierwszy akord to żytnia pełnia, kisielowatość wręcz. Podkreślone jest to jeszcze dosyć niskim wysyceniem. W drugim co ciekawe już dochodzi do głosu goryczka, do tego wspomniane nuty belgijskie – przyprawkowe i korzenne fenole. Pojawia się również lekki karmel i nuty biszkoptowe. Finisz jest kontynuacją goryczki i fenoli, pojawiają się nuty cytrusowe. Mimo potężnej dawki goryczki jest ona doskonale zbalansowana, nie męczy, nie zalega. Kapitalne piwo. Świetny dualizm słodowej, żytniej pełni i ulepkowatości z mocną goryczkową kontrą. Całości dopełnia zmyślny koncept podszycia belgijskością. Wielowymiarowe, wybitnie pijalne piwo. Jeżeli Was przekonałem to do zobaczenia jutro w Kuflach i Kapslach Wyświetl pełny artykuł
  17. na 30 tysięcy subskrybentów na YouTube. Dobra, YouTube [...] Wyświetl pełny artykuł
  18. czyli co lepiej nadaje goryczkę: chmiel czy shiso? Drug [...] Wyświetl pełny artykuł
  19. Nie jako zapowiedź wpisów jakie pojawią się na moim blogu w sezonie letnim, zapraszam was na północne rubieże Anglii. Właśnie tam, z dala od większych skupisk ludzkich działają browary, które na przekór wszystkim i wszystkiemu wystrzegają się jak ognia utartym piwowarskim trendom. Taki jest między innymi browar Rossendale Brewery z miejscowości Haslingen. Został założony w 1994 roku, w piwnicach pubu „The Griffin Inn”. Niewielkie pomieszczenie w jakim przyszło im warzyć piwo, ukształtowało poniekąd wielkość produkcji browaru. Od pierwszych chwil funkcjonowania browaru, swoją produkcję opierają na naczyniach warzelnych o wybiciu 13 hektolitrów oraz czterech, otwartych zbiornikach fermentacyjnych. Podobnie ma się rzecz z ich ofertą, która nie zmieniła się od pierwszych chwil funkcjonowania browaru. Swoje portfolio opierają na czterech odsłonach bittera (3,8% alk.; 4,0% alk.; 4,2% alk.; 5,3% alk.), na pale ale (4,2% alk.) oraz na porterze (5,0% alk.). Swoje obcowanie z tym browarem ograniczyłem tylko do trzech piw. Na całe szczęście okazały się to piwa nie byle jakie. Genialny bitter, wysoce pijalny okazał się istnym majstersztykiem. Genialnie ułożona goryczka idealnie współgrała ze zbożowym ciałem. Jednak nie to piwo lecz porter wzbudził we mnie niekłamaną euforię. Kremowy, aromatyczny wręcz idealny. Bogactwo owocowo-zbożowych aromatycznych nut przepięknie uzupełniała się z czekoladowymi smakami. Istna ambrozja. Ogromnie żałowałem, że mojej podróży po tych ziemiach nie zakończyłem właśnie w tym miejscu. Kto wie, może wtedy przytargałbym do domu jednego caska z tym nektarem. Cóż, jeszcze nic straconego, wszak za dwa tygodnie ponownie zawitam na tą piękną wyspę. . . Fermentujący Bitter . . Firmowy pub . Porter . W lewym rogu Bitter 3,8% . Tamtejsze psy również lubują się w miejscowym piwie Wyświetl pełny artykuł
  20. czyli ciąg dalszy atrakcji na 30 tysięcy subskrybentów. [...] Wyświetl pełny artykuł
  21. O Czesławie Dziełaku ostatnio znów jest głośno. Po pierwsze za sprawą usunięcia jego nazwiska z etykiety Grand Prix Browaru Ciechan. Wywołało to całkiem spore perturbacje w piwnym światku, ale nie o tym będzie mowa. Czesław bowiem wygrał ósmą edycję grodziskiego konkursu piw domowych „Prawie jak Grodzisz”. I to było bezpośrednim impulsem, by po raz kolejny spotkać się z Czesławem w gościnnych Kuflach i Kapslach i spróbować jego piw, na czele z Grodziszem właśnie. Oprócz Grodzisza była szansa na degustację jego American Wheat, Bittera oraz Pilsnera. Na pierwszy ogień poszedł American Wheat charakteryzujący się wspaniałym, intensywnym cytrusowym aromatem. W smaku bardzo wyważony i już pierwsze piwo potwierdziło charakterystyczny sznyt Czesława do takich właśnie zrównoważonych piw. Kolejny był Bitter, nisko nasycony o wyraźnej karmelowości. Brakowało mi w nim goryczki ale po przekąszeniu przepyszną kanapką z wołowiną serwowaną do każdego piwa, odpowiednio goryczkowy posmak się ujawnił. Potem przyszła pora na Grodziskie, po które ustawiła się już całkiem pokaźna liczba spragnionych fascynatów piwa. Tak krótkiego stażu na kranie już dawno nie było. Piwo zeszło w przeciągu 15 minut! W aromacie i smaku tego Grodzisza urzekła mnie jego łagodność a jednocześnie wyrazistość wędzonego profilu. Piwo zostało względnie mocno odfermentowane, bo przy klasycznym 7,7° miało trochę powyżej 3% alkoholu. Mimo to pełnia smaku była perfekcyjna. Nie obyło się bez wpadek – Pilsner Czesława okazał się piwem mało atrakcyjnym, z bardzo słabo zaznaczonym chmielowym charakterem. Może potrzebuje jeszcze wyleżakowania. To piwo jako jedyne ostało się dłużej na kranie, bo pozostałe nie były dostępne dłużej niż godzinę. Na koniec przyszła pora na mocno limitowanego butelkowego RISa chmielonego Magnum oraz East Kent Goldings. Przyjemnie palony, a przede wszystkim bardzo lekki w odbiorze potwierdził klasę Czesława do warzenia łatwo pijalnych piw o względnie wysokich wartościach Blg. Jednak najważniejszą informacją wieczoru było to, że Browar Czesława się materializuje! Sprzęt już zamówiony, hala stawiana będzie od podstaw. Planowany start na wiosnę przyszłego roku. Trzymamy kciuki, a póki co będzie jeszcze niejedna okazja, by spotkać się przy domowych warkach Czesława. I jeszcze krótkie video Wyświetl pełny artykuł
  22. odpowiedzi na pytania z odcinków 40-42. Małe zmiany w c [...] Wyświetl pełny artykuł
  23. Każdy kto zdecyduje się odwiedzić nowopowstały browar restauracyjny w Białej Podlaskiej, powinien dodać do swoich planów jeszcze jedno miejsce, które jest ściśle związane z piwowarstwem na Podlasiu. Mowa o miejscowości Sarnaki, w której to znajduje się przepiękna zabudowa niestety nieczynnego już browaru. Powstał 1874 roku z inicjatywy miejscowego przedsiębiorcy, Waleriana Arnolda. Jednak to nie on, a rodzina Szummerów zapisała się złotymi zgłoskami w historii rozwoju piwowarstwa na tych ziemiach. To dzięki ich inicjatywie w 1905 roku, browar został rozbudowany do obecnego kształtu. Liczne inwestycje w park maszynowy pozwoliły na ekspansję swoich produktów na całe Podlasie. Niestety I wojna światowa przekreśliła definitywnie dalszy rozwój tego browaru. Wywózka sprzętu w głąb carskiej Rosji oraz zarekwirowanie całego kontyngentu słodu spowodowała wstrzymanie produkcji do 1918 roku. Ponowne uruchomienie browaru, które okazało się czasochłonne a przede wszystkim kosztowne, nie było już tak imponujące jak to z początku wieku. Okres międzywojenny oraz czas drugiej wojny światowej okazał się dla browaru, okresem długotrwałej stagnacji. Na całe szczęście koniec drugiej wojny światowej dość łagodnie obszedł się z browarem. Niewielkie zniszczenia browaru pozwoliły na szybkie wznowienie produkcji, które to osiągnęło w 1949 roku wielkość wynoszącą 3,5 tysiąca hektolitrów. Przymusowe upaństwowienie browaru nieobeszło się nim łagodnie. Do lat 60-tych w browar nie inwestowano. Opierano się na sprzęcie zakupionym jeszcze za czasów Szummerów. Dopiero końcówka lat sześćdziesiątych i początek lat siedemdziesiątych przyniosła unowocześnienie produkcji. Unowocześniono linię rozlewniczą oraz dział leżakowy, co pozwoliło zwiększyć produkcję do 24 tysięcy hektolitrów. W tamtym okresie czasu warzono m.in. dwa piwa jasne w dwóch odmianach (9,0blg oraz 12,0blg), dwa piwa ciemne słodowe (7,0blg oraz 11,0% blg) oraz portera (22,0blg). Niestety, brak przemyślanej polityki gospodarczej uśmiercił browar. Ostatnia partia piwa zjechała z linii rozlewniczej 16 stycznia 1975 rok. Niestety od tamtej pory budynek nie doczekał się nowego inwestora, który wskrzesiłby życie w ten piękny budynek. Skutkiem tego jest powolna zagłada niemego uczestnika rozkwitu i niestety upadku piwowarstwa na Podlasiu. Nie pozostaje mi nic innego jak teraz zaprosić was na wędrówkę po browarze w Sarnakach. Miłego oglądania. . . . . . Pozostałość starego pieca w suszarni słodu. . Strych . Po dziś dzień odnajdziemy stare etykiety…. . … oraz stare korki do szpuntowania beczek Wyświetl pełny artykuł
  24. czyli kolejne APA na upały. Upały cały czas trzymają, c [...] Wyświetl pełny artykuł
  25. czyli krakowskie piwo we wrocławskim pubie. Krótka rece [...] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.