Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 691
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Historię piwa można podzielić na przed i po piwnej rewolucji. Piwa i browary rzemieślnicze, multitapy, jednym słowem: craft – wszystko to przyszło do nas ze Stanów Zjednoczonych. Wszak to tu rozpoczęła się piwna rewolta. Czy jednak kraj z ostrym prawem antyalkoholowym, może uchodzić za symbol craftu? I czy ciągle możemy mówić o rewolucji, skoro najczęściej sprzedawanym piwem jest lager? Jak się pije w USA Amerykańska kultura picia jest bardzo ściśle związane z prawem. Pierwszym i najważniejszym jest zakaz spożywania alkoholu do 21 roku życia. Przestrzega się go bardzo rygorystycznie. Niewiele osób wie, że zakaz ten nigdy nie cieszył się popularnością. Wprowadzony został tylko dzięki temu, że rząd zagroził obcięciem dofinansowania autostrad. A jak wiadomo, bez nich w Stanach Zjednoczonych bardzo ciężko się przemieszczać. W obliczu wizji utraty pieniędzy, wszystkie Stany jednomyślnie przegłosowały podniesienie wieku legalnego spożywania alkoholu z 18 do 21 lat. Pilnuj swego prawa jazdy Niezamierzonym skutkiem tego zakazu jest to, że większość klubów i barów w ogóle nie wpuszcza nieletnich do środka. Oczywiście z obawy o utratę licencji na sprzedaż alkoholu. Nikogo nie dziwi widok dwóch ochraniarzy przed wejściem, którzy bardzo skrupulatnie sprawdzają dowody. A jeśli podejrzewają że dowód nie jest prawdziwy, zostanie on zatrzymany. Następnego dnia można odebrać go na posterunku policji. Dlatego osoby spoza USA powinny mieć zawsze dwa różne dokumenty, które mogą potwierdzić wiek. Inaczej może się to zakończyć konfiskatą dowodu osobistego lub prawa jazdy. Więc jeśli zastanawialiście się kiedyś, skąd w Stanach Zjednoczonych tak popularne są imprezy w domach, które często kończą się interwencja policji – to już wiecie. Znak X Osób poniżej 21 roku życia nie wpuszcza się do zdecydowanej większości klubów. ‌Bywają jednak wyjątki. Wówczas taka „niepełnoletnia” osoba ‌jest oznaczana na wejściu. Na przykład: znakiem X rysowanym na dłoniach niezmywalnym markerem. Przy barze obowiązkowo pokazuje się dłoń, a barman wie, komu nie może sprzedać alkoholu. Kolejna ważną rzeczą, która ma ogromny wpływ na kulturę picia w USA, to zasada „2 w nocy„. Na terenie prawie całego kraju (oprócz kilku stanów, gdzie ustanawia inaczej lokalne prawo), sprzedaż alkoholu kończy się o godzinie 2 w nocy. Również w legendarnym Las Vegas, czy Los Angeles. I chociaż to prawo stanowe ustala godziny zakazu sprzedaży, to odstępstwo od tej reguły to prawdziwa rzadkość. ‌ Suchy pas Przenikanie się prawa federalnego (ogólnokrajowego) i stanowego prowadzi do wielu precedensów zwłaszcza w zakresie używek. Każdy stan cieszy się dużą autonomią i może o sobie decydować w bardzo szerokim zakresie. Co więcej, władze stanowe wiele kompetencji prawodawczych powierzają jeszcze mniejszym jednostkom administracyjnym, czyli hrabstwom. Dzięki temu wiele hrabstw do dziś utrzymało prohibicję, chociaż ta oficjalnie zakończyła w 1933 roku. Te regiony, które zdecydowały się na całkowitą prohibicję nazywane są „dry county„. Nie jest to jednak określenie pozytywne. Znajdują się przede wszystkim w południowo-wschodnich stanach, które zwane „pasem biblijnym” i utożsamiane z protestanckim, konserwatywnym stylem życia. „Suchość” skutkuje tym, że przez setki kilometrów kwadratowych nie można oficjalnie kupić żadnego alkoholu. Szacuje się, że teren hrabstw objętych ciągle prohibicją zamieszkuje ok. 17 milinów ludzi. Zapewne konserwatyści śpią dzięki temu spokojniej. Co nie oznacza, że alkohol się nie pojawia. Brak legalności niejednokrotnie skutkuje różnymi problemami z prawem. Plagą są rajdy pijanych kierowców, którzy żeby się napić, wyjeżdżają z „suchych” miast do sąsiednich, w których spożycie jest legalne. Chociaż ogólnokrajowa prohibicja obowiązywała w USA tylko przez 14 lat, jej skutki były bardzo znaczące. Nie mam na myśli tylko obszarów dry country. Mimo oficjalnego zakazu wiele wiele przybytków oferowało nielegalny alkohol kiepskiej jakości, którego spożywanie prowadziło m.in. do chorób neurologicznych, ślepoty, a nawet śmierci. Prohibicja wykreowała i umocniła środowiska przestępcze – mafie. Pamięć o tych czasach w Stanach Zjednoczonych jest nadal obecna, co niekoniecznie przekłada się na wyciąganie wniosków. Dodam tylko, że na możliwość legalnego warzenia piwa w domu Amerykanie musieli czekać do 1979 roku, ponad 46 lat po zakończeniu ogólnokrajowej prohibicji. Czym dla Amerykanina jest lokalne piwo Żeby zrozumieć czym jest amerykański lokalny patriotyzm, trzeba najpierw uzmysłowić sobie jak wielki jest to kraj. Żeby przejechać z jednego wybrzeża na drugie potrzeba kilku dni. Wśród 50 stanów 5 z nich jest większych od Polski. A na terenie USA Polska zmieściłaby się 30 razy! Dlaczego ma to tak ogromny wpływ na Amerykanów? Bo odległości do pokonania są ogromne i podróże wiążą się z ogromnym wysiłkiem i kosztem. Dlatego tak przywiązani się do stanów, w których mieszkają. Dlatego też piwo pije się głównie lokalnie. A tylko nieliczne największe browary rzemieślnicze sprzedają swoje piwa w wielu stanach jednocześnie. Swoje zawsze najlepsze Dla Ameryków własny stan jest niejednokrotnie tak ważny, jak ojczysty kraj dla Europejczyków. I choć czują się przede wszystkim obywatelami Stanów Zjednoczonych, to równie ważna jest to, że są mieszkańcami Teksasu, Kolorado czy Kalifornii. To wpływa na powodzenie, jakim cieszą się lokalne browary i wszelkiego rodzaju inne lokalne, rzemieślnicze inicjatywy. Małe browar traktowane są jako regionalne wizytówki. Każdy stan ma swoje własne ulubione piwa, z których jest dumny. ‌Nawet wielkie hotele, czy prestiżowe restauracje często sięgają po lokalny craft. Na ich kranach można znaleźć lokalne produkty. Jest to w pewnym stopniu zachęta dla gości do spróbowania unikalnych piw, ale również duże wsparcie dla lokalnego biznesu. Mini browar, któremu udaje się nawiązać współpracę z dużym i znanym lokalem, odwiedzanym przez gości z całego kraju, może dużo zyskać. Przy odrobinie szczęścia: ogólnokrajową rozpoznawalność. Może też stać się wizytówką regionu. Co nie zawsze oznacza, że jego produkt nie jest najlepszym piwem, które da się tam kupić. ‌Co Amerykanin zamawia przy barze Odpowiedz na to pytanie nie jest łatwa. Chociaż należy przyznać, że jednym z najczęściej zamawianych piw jest lekki lager lub zwykłe piwo pszeniczne. Może się to wydawać nieco dziwne. Jak to pogodzić – kraj legendarnej piwnej rewolucji i piją lagera? Skąd w takim razie duży udział browarów rzemieślniczych w rynku piwa? Lager, król piw Uspokajam: często jest to lager lokalny, z rzemieślniczego browaru. Skąd miłość do tego stylu piwa? Ja to zrozumiałam mieszkając w miejscu gdzie 300 dni w roku świeci słońce a średnia temperatura w ciągu dnia wynosi 30 stopni. W takich warunkach zdecydowanie preferuje się na piwo lekkie, neutralne i czyste w smaku. Zresztą spożywanie napoju, który ma więcej niż 3% alkoholu, to w takich warunkach nie najlepsza decyzja. Dla amerykanów picie piwa to także coś więcej. To sposób na spędzenie miłego dnia z przyjaciółmi, zrelaksowanie się czy miły dodatek do obiadu. Pijąc takie lekkie piwo można długo cieszyć się trzeźwością. A jeśli wybierze się craft także jego smakiem, który nie ma porównania do popularnych piw koncernowych. Piwo częścią kultury Amerykanie są dumni z tego jak wygląda ich rynek piwa. Ich piwną rewolucja rozegrała się na tyle dawno, że piwo kraftowe stało się częścią ich kultury i dumy. Regionalne inicjatywy rzemieślnicze wspierane są przez mieszkańców, prawo oraz lokale jak duże hotele czy restauracje, które pomagają rozpromować markę. Co wynika z tego dla europejskiej piwnej rewolucji? Moim zdaniem: jeszcze dużo przed nami. Myślę, że nie powinno się to skończyć tylko na setkach barów z setkami kranów. Ameryka poszła krok dalej w promowaniu swojego piwa i nie bała się rzucić wyzwania wielkim korporacjom. Czerpanie z lokalnego patriotyzmu, wspieranie swoich zdecydowanie wzmacnia marki. Ale nie mniej ważna jest współpraca z dużymi graczami z rynku gastronomii czy hotelarstwa. Mamy jeszcze całkiem sporo do zrobienia. The post Stany zjednoczone – kraj z dobrym piwem appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  2. Piwo z sokiem proszę! Dawno nie słyszałem takiego zamówienia, ponieważ zrezygnowałem z chodzenia do knajp, w których leją piwo wymagające zaprawienia lepkim „sokiem”, by je jakoś przełknąć. Przyznaję się, że czasem sięgałem w sklepie po Gingersa, ale odkąd zakończono produkcję w Kielcach stał się on nie do zniesienia przez moje kubki smakowe. Biedronkowego Trixxa próbuje po raz pierwszy. Lubię maliny. Jeśli kupuję zaprawę do napojów, to właśnie malinową. Chętniej wybieram też jogurt z malinami niż truskawkowy. Jak będzie z piwem? W szklance prezentuje się dobrze. Przyzwoita piana, która stylowo rozsnuwa po szkle obfite firanki, kolor ciemniejszego lagera z czerwonawym odcieniem pod światło, klarowne. W zapachu dominuje oranżadowa malinka oraz odrobina browarnianego smrodku. Smak to zdecydowany atak sztucznej zaprawy malinowej z obowiązkowymi słodzikami. Wyraźny kwasek cytrynowy na języku i doznania typu oranżada 2 litry za „złoty pińdziesiąt”. Wysycenie bardzo mocne, gazu jest trochę za dużo. Co ciekawe, pod spodem siedzi całkiem przyzwoite piwo, które jednak ma niewiele okazji, by się czymś wykazać. Goryczka, jeśli występuje, została całkowicie przyćmiona przez malinowy aromat. Bardziej w gestii domysłów pozostaje słodowa baza, którą wyczuwa się raczej poprzez wiedzę o składzie piwa niż za pomocą zmysłu smaku. Ale – co mnie zaskoczyło na plus – Trixx Malinowy nie nie jest przesłodzony, nie lepi ust i w sumie da się go nawet wypić do końca bez narzekania na podły los. ==Radar== Alkohol: 4,5%, ekstrakt: nie podano Cena: 1,99 zł (Biedronka) Ocena: 5,5/10 + bazowe piwo całkiem w porządku + nie jest aż tak słodkie, jak się tego obawiałem – piwo z zaprawą malinową – to brzmi jak obelga i tak właśnie smakuje – sztuczny smak i zapach – słodziki View the full article
  3. Idą upały (idą, prawda?) – to może warto mieć pod ręką „dwunastkę” z czeskiego browaru Rohozec? Klasyczny jasny lager od naszych południowych sąsiadów. Elegancki, goryczkowy, orzeźwiający. Nalewa się z ładną pianą. Kolor to ciemne złoto, wysycenie duże, spadające do średniego, zapach chmielowy. W smaku atakuje aromatyczna goryczka, która wraz z ogrzewaniem się piwa ustępuje miejsca delikatnemu posmakowi słodu. Pije się je przyjemnie, nawet nie czuć obecnego w składzie cukru. Czasem za to wyskoczy kwasek cytrynowy, który również się tu przypałętał w roli przeciwutleniacza. Piwo solidne, ale jak na czeskie warunki dość przeciętne. Odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu – jasne, że warto, choć równie dobrze może to być jakiś dobry polski pils, za którego zapłacimy nieco mniej niż za importowanego Skalaka. ==Radar== Alkohol: 5,3%, ekstrakt: 12% Cena: 3,80 zł Ocena: 7/10 + wyraźna goryczka + ładna piana + uczucie orzeźwienia – nieco wodnisty smak – cukier w składzie View the full article
  4. Kolejne piwo bardzo mocno reklamowane, kreowane wręcz na trunek ekskluzywny. Jaka jest rzeczywistość? Brutalna, jak zawsze. Pierwsze wrażenie jest zaskakujące. Żubr, który wygląda w kuflu jak koźlak? Ma nawet niezłą pianę, która nie znika jak fatamorgana. Tuż po przelaniu do kufla czuć dość agresywny zapach owocowo-alkoholowy. Po chwili znika. Zamaczam usta i jestem nieco skołowany. Na pierwszym planie kwaśne smaczki, z tyłu jakby palony słód, jednak zaraz potem, niczym samochód bez hamulców na skrzyżowaniu wyskakuje alkohol i wali mnie w bok. A ja nie mam poduszek powietrznych w drzwiach. Piwo jest meczące. Sprawia wrażenie jakby zwykłego mózgotrzepa zmieszano z piwem ciemnym w typie koźlaka. Nic to jednak nie ratuje jego dramatycznej niepijalności. Jest tak wstrętne w tym swoim udawaniu czegoś lepszego, że z ogromnym trudem udaje mi się dotrwać do połowy kufla. W tym momencie atak alkoholu jest tępy i bezwzględny. Nie mogę, odpuszczam, wylewam. To piwo jest tak fatalne, że nawet niedawno opisywany Redd’s wydaje się przy nim boskim nektarem. ==Rardar== Alkohol: 6,9%, ekstrakt: 15% wag. Cena: nieznana (prezent) Ocena: 1/10 + szata graficzna – koszmarny smak alkoholu – wodniste – ciężko określić, jaki styl miał na myśli producent – ciemne alkoholiczne? View the full article
  5. Trzecie, najnowsze, owocowe piwo z browaru w Olsztynie. Producent chwali się na etykiecie, że w każdej butelce Śliwki w Piwie znajduje się sok z dziewięciu śliwek. A sok ten pochodzi od trzech odmian śliwki: węgierki, węgierki łowickiej i mirabelki. Jak to smakuje? Zacznijmy tradycyjnie od wyglądu. A ten, podobnie jak w przypadku Wiśni, przedstawia się imponująco. Piękna wysoka piana, herbaciano-czerwony kolor – aż się oko cieszy na taki widok. Zapach – słodko-landrynkowy, owocowy. Trudno wyczuć w nim śliwki. No właśnie, mam z tym piwem pewien problem. Za bardzo przypomina Wiśnię. Nie miałem możliwości skosztowania obu jednocześnie (nie spodziewałem się, że będzie potrzeba takiego testu), ale wydaje mi się, że smak jest bardzo podobny. Lekko kwaskowaty, z tyłu aromatyczna słodycz i odrobinę pestkowej goryczki. Brzmi znajomo? Toż to toczka w toczkę opis wrażeń z degustacji Wiśni w Piwie. Śliwkowe niuanse są wyczuwane naprawdę jakimś ukrytym zmysłem i raczej dopiero pod koniec degustacji. Smaków typowo piwnych właściwie brak. To całkiem dobry napój piwny (na uwagę zasługuje obniżony woltaż), ale smakowo zbyt zbliżony do Wiśni, która jednak była pierwsza i jej się należy puchar. Piło się przyjemnie, ale na razie wracam do „normalnych”, goryczkowych piw. ==Radar== Alkohol: 4,4%, ekstrakt: 14,5% wag. Cena: 4,60 zł Ocena: 7,5/10 + wygląd + mocno owocowe – w sam raz na wakacyjną porę – zbyt podobne do Wiśni w Piwie View the full article
  6. Staczam się, wchodzę w skórę żula i próbuję piwa za 1,29 zł. Trudno uwierzyć, że w ogóle da się wyprodukować i tak tanio sprzedawać piwo w naszym kraju. Czy to na pewno jest jeszcze piwo? Sprawdźmy. Po nalaniu do szklanki na chwilę pojawia się niewysoka piana, która dość szybko opada pozostawiając widoczny choć chudy kożuszek. Napój ma żółtopomarańczowy kolor, jest mętny i średnio nagazowany. W zapachu sam słód i jeszcze coś słodkiego, jakby cukierki karmelowe. W smaku również dominuje słód, piwo jest słodkawe, pozbawione goryczki, w tle jakieś gorzkawe akcenty i posmak owocowy. Dziwny jest to napitek, raczej należy go uznać za napój piwnopodobny niż piwo. Zwraca uwagę informacja na etykiecie – piwo wysokoodfermentowane. Tak po prawdzie nie znalazłem żadnych informacji o co tu chodzi. Etykieta typowa dla nołnejmów marketowych, brzydka i pozbawiona charakteru. Ale co się dziwić, skoro producentowi nawet nie chciało się wymyślić nazwy. Za to kapsel firmowy. Nie wiem właściwie dla kogo jest ten produkt. Brak choćby cienia smaku i zapachu chmielu sprawia, że ma się wrażenie picia jakiegoś napoju słodowego, podpiwku na przykład. Z drugiej strony smak jest ciekawy i nie odrzuca, da się to wypić jako ciekawostkę. ==Radar== Alkohol: 4,2%, ekstrakt: nie podano Cena: 1,29 zł (Intermarche) Ocena: 4,5/10 + bardzo niska cena + słodowy, całkiem przyjemny smak – zero chmielu – nie smakuje jak piwo View the full article
  7. Jeśli szukacie ładnej, wysokiej półlitrowej szklanki, to jest okazja, by taką zdobyć za niewielkie pieniądze. Grupa Żywiec wypuściła limitowany zestaw z 5 puszkami Warki i eleganckim piaskowanym szkłem – za jedyne 13 zł. Zestaw zapakowano w stylową „walizkę” z grubej tektury. Wewnątrz 5 puszek Warki, którą możecie podarować wujkowi, i bardzo ładna szklanka z piaskowanymi zdobieniami. U góry duże logo Profesjonalia 2010, po drugiej stronie pionowy napis Warka. Dół szklanki zajmuje zmatowiona obręcz, wewnątrz której widnieją rysunki chmielowych szyszek. Co ciekawe, na opakowaniu namalowane są zupełnie inne szklanki – niższe i bardziej pękate. Ta wysoka nada się świetnie do pszeniczniaków. PS. W marketach można też kupić zestaw Paulanera z pięknie zdobionym kuflem z Oktoberfestu. Oczywiście cena wyższa (ponad 30 zł; coś pokręciłem, zestaw kosztuje ok. 25 zł, a więc jest całkiem opłacalny), ale za to piwa nie trzeba oddawać wujkowi. ==Radar== Cena: 13 zł. Zakupiono w Realu. View the full article
  8. Nie wiem, które to już miodowe piwo z Piotrkowa – jedno jest pewne, że pierwsze pod nową marką Trybunał. Czy smukła (bezzwrotna) butelka i poprawiona estetyka etykiety idą w parze z jakością samego piwa? Ledwo odjąłem z butelki kapsel, a już poczułem intensywny zapach miodu. Aż zerknąłem na kontrę w poszukiwaniu aromatu identycznego z naturalnym – ale nie ma. Co nie znaczy, że nie ma go w samym piwie, takie „szczegóły” browary lubią pomijać. Trybunał nalewa się z bardzo solidną i, co ważne, trwałą pianą. Ciemnozłota barwa i spora mętność dopełniają obrazu. Czas posmakować. Przypomina mi się mój pierwszy raz z Ciechanem Miodowym. Trybunał jest dość słodki, smak miodu dominuje nad piwem, goryczka jest praktycznie niewyczuwalna. Dopiero pod koniec dochodzą do głosu bardziej wytrawne nuty. Nie jestem wielkim fanem piw miodowych, mocno mi się już przejadły, ale Trybunał wchodzi całkiem nieźle i aż do końca nie traci formy. Jeśli więc lubisz takie specjały, spokojnie dodaj jeden punkt do mojej oceny. ==Radar== Alkohol: 5,5%, ekstrakt: 13,5% wag. Cena: 3,49 zł (Intermarche) Ocena: 7,5/10 + słodkie, ale nie przesłodzone + świetna piana + dobre do końca + przystępna cena – bardzo silny zapach sugeruje użycie aromatu – brak goryczki View the full article
  9. Nowość z Piotrkowa Trybunalskiego nie zachwyca. Piwo jest małe i wiele się podczas jego konsumpcji nie dzieje, więc i recenzja będzie krótka i bez zwrotów akcji. Nowy Trybunał to kolejne piwo z modnego nurtu „niefiltrów”, scharakteryzowane ponadto jako pils. Nalewa się z nikłą i natychmiast znikającą pianą. Zapach to ledwo tchnienie chmielu i trochę wyraźniejszy słód. W smaku z kolei czuć trochę twardej goryczki, ale w miarę ogrzewania się piwo robi się coraz cięższe, słodkawe i niestety – zupiaste. Powiem szczerze – nie smakowało mi. Nie aż tak, żeby wylać, ale jeśli to miała być próba zrobienia czegoś w rodzaju Noteckiego, to się nie udało. ==Radar== Alkohol: 5%, ekstrakt: nie podano Cena: 2,55 zł (Auchan) Ocena: 4,5/10 + mała butelka + goryczka – szybko pojawia się warzywny smak – zero piany – cena nieadekwatna do jakości View the full article
  10. Kolejne piwo z nowej linii Sulimaru – tym razem browar zachęca do degustacji użyciem trzech rodzajów słodów. Te słody to: jęczmienny, pszeniczny i karmelowy. Od pierwszego Trybunał otrzymał w darze wyrazisty, pełny, słodowy smak, od drugiego nie najgorszą (początkowo) pianę, zaś od trzeciego – ciemniejszą barwę. Trójsłodowe nalewa się z przyjemną dla oka, gęstą pianą, która jednak nie uzasadnia użycia wysokiej szklanki, bo dość szybko znika. Pachnie słodowo, z lekkim piwnicznym aromatem. Wysycenie dość wysokie, ale dla tego piwa w sam raz. W smaku przypomina mi dawne marki Sulimaru, np. Corneliusa Premium czy GolBeera, czyli słodowa pełność, słodkawe smaki dobrze zbalansowane nieznaczną, aromatyczną goryczką. Trzyma formę do końca, przy samym spodzie kufla oferując coraz bardziej wyrazistą goryczkę – finał jest wręcz wytrawny, co mnie miło zaskoczyło. Brakowało mi takiego smaku, więc pewnie będę do Trójsłodowego od czasu do czasu wracał, tym bardziej, że jest dostępne w hipermarketach w bardzo atrakcyjnej cenie (choć znając Auchana to pewnie cena na zachętę, później skoczy o złotówkę w górę). ==Radar== Alkohol: 6%, ekstrakt: 13% wag. Cena: 2,67 zł (Auchan) Ocena: 8/10 + głęboki słodowy smak + dobra piana + goryczkowy finisz + rewelacyjna cena – piana szybko znika – niewyczuwalny w smaku słód pszeniczny View the full article
  11. Film fabularny mimo fikcyjnej historii, którą opowiada, trudno oderwać od czasu, w którym powstał. Mimowolnie staje się on świadectwem swojej epoki. Korzystając z tego prawidła, postanowiłem sprawdzić jakie piwne świadectwa zachowały się w polskim kinie. Analiza jest ograniczona i obejmuje... Continue Reading → The post Piwo w polskim filmie. Część 1 - dwudziestolecie międzywojenne first appeared on Smaki Piwa - Bierzemy Chmiel na Cel. View the full article
  12. Film fabularny mimo fikcyjnej historii którą opowiada, trudno oderwać od czasu, w którym powstał. Mimowolnie staje się on świadectwem swojej epoki. Korzystając z tego prawidła postanowiłem sprawdzić jakie piwne świadectwa zachowały się w polskim kinie. Analiza jest ograniczona i obejmuje tylko małą część polskich dzieł filmowych. Należy... Continue Reading → View the full article
  13. Często pytacie mnie o szczegóły poszczególnych moich warek, receptury, sprzęt… Postanowiłam więc od czasu do czasu przeprowadzić dla Was taką małą relację z tego co słychać w naszym domowym browarze. Zastanawiam się tylko nad formą takich relacji, czy lepiej poświęcić jeden wpis na daną warkę, aktualizowany na bieżąco po kolejnych […] Artykuł Doppelbock – relacja z warzenia pochodzi z serwisu blog.homebrewing.pl. View the full article
  14. Dziś najkrótszy wpis w pięcioletniej w historii bloga ? W głowie zaświtał mi pomysł, aby może powrócić do startu w konkursach piw domowych. Na razie tylko pomysł i jedno piwo uwarzone z myślą o przyszłorocznych Mistrzostwach Polski Piwowarów Domowych. Czy wyjdzie? Zobaczymy ? A, że lubię wszystko systematyzować, a nigdzie […] Artykuł Konkursy piw domowych – zestawienie kategorii pochodzi z serwisu blog.homebrewing.pl. View the full article
  15. The post Piwo rzemieślnicze w puszce appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  16. The post Co to jest piwo rzemieślnicze? appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  17. The post Historia piwnej rewolucji appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  18. The post Z czego robi się piwo? appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  19. Nazwy piw rzemieślniczych potrafią zaskoczyć nawet zaawansowanych znawców piwa. Czasem opis stylu piwa jest po prostu trudny do zrozumienia. Brzmi niczym szyfr dla wtajemniczonych. A przecież kupując piwo chcemy zrozumieć, co ma do przekazania piwowar. Wiedzieć, na co można liczyć w piwie, którego butelkę ogląda w sklepie. Dlatego postanowiliśmy złamać ten kod i odkryć tajemną wiedzę. Niniejszy słowniczek pomaga wyjaśnić, co kryje się piwie. Poniżej część pierwsza słowniczka, od litery A do D. abbey – (tradycja) czyli klasztorne, określa się w ten sposób piwa które wywodzą się z tradycji belgijskich mnichów-piwowarów, Trapistów amber – (barwa) bursztynowe, czyli jaśniejsze niż brązowe (brown), ciemniejsze niż jasne (pale) american – (surowiec) piwo z wyraźnym dodatkiem nowofalowego chmielu, zazwyczaj importowanego ze Stanów Zjednoczonych, posiada intensywny cytrusowy, owocowy i żywiczny aromat, może też posiadać wyraźną goryczkę chmielową barrel aged, BA, wood aged – (proces) leżakowane, czyli przetrzymywane w beczce w celu uzyskania od niej aromatu. Często są to beczki w którym już wcześniej leżakował inny alkohol, najczęściej destylat lub wino. Przeważnie wówczas oznacza się rodzaj beczki typem alkoholu np. cognac, burbon, whisky. Bywają też oznaczane konkretną marką lub rodzajem alkoholu np. Jack Daniels, Rioja, wówczas nazwa wydłuża się do np. rioja barrel aged imperial stout. BA – patrz: barrel aged black – (barwa) czarne, choć w przypadku piwa może to być również ciemnobrązowe breakfast – (tradycja) piwo śniadaniowe, spożywane o poranku. Są to najczęściej piwa lekkie pasujące do posiłku. W dawnej Europie piwo było stałym składnikiem porządnego śniadania. W niektórych regionach tradycja jest kontynuowana. W Bawarii rano spożywa się piwa pszeniczne, które pasują do białej kiełbasy i precla, w Anglii klasyczne są to lekkie ale lub stouty. Browary rzemieślnicze z USA kontynuując tradycje piwa śniadaniowego tworzą piwa najczęściej na bazie stoutu, czasem także z „śniadaniowymi” dodatkami takimi jak kawa, bekon, czy słodszymi jak syrop klonowy, donuty, muffiny czy czekolada. brett – (proces) skrót od Brettanomyces . Drożdże spontanicznej fermentacji. Nazwa Brettanomyces w mikrobiologii nie jest już stosowana, obecnie te drożdże określa się jako Dekkera. Jednak w przemyśle spożywczym nazwa Brettanomyces nadal jest powszechna. Bretty nadają alkoholom specyficzny aromat i smak, który najczęściej jest określany jako stajenny, zwierzęcy, skórzany, tytoniowy, fenolowy, przypiekany, przyprawowy, serowy. Brettanomyces bywają niechętnie widziane w winach i piwach o czystym profilu, gdzie bywają wadą. Jednak są piwa, w których dzikie drożdże używane są z premedytacją. Tradycyjnie stosuje się je do niektórych piw belgijskich, jak lambic czy flanders. Piwowarzy rzemieślniczy chętnie eksperymentują z dodatkiem drożdży, wówczas dodając na etykiecie słowo brett. Użycie sformułowania „brett conditioned” oznacza, że prowadzone były dwie fermentacje, pierwsza czystymi kulturami drożdży szlachetnych, a dopiero druga brettami. W przypadku piwa „100% brett” od początku fermentowano drodżami brettanomyces. brown – (barwa) brązowe, piwo ciemniejsze niż bursztynowe/ amber, ale jaśniejsze niż czarne/ black christmas, Xmas – (tradycja) piwo sezonowe, świąteczne, związane z świętami Bożego Narodzenia. Tradycyjne pojawiają się grudniu. Często są to piwa mocne i słodkie, choć nie zawsze. Zazwyczaj zawierają rozgrzewające dodatki kojarzone ze świętami, do których zaliczać się mogą np. miód, skórki pomarańczy, piernikowe przyprawy korzenne, goździki, kardamon, imbir, anyż, gałka muszkatołowa, ziele angielskie, wanilia, suszone śliwki, syrop klonowy. Nazwa ta może oznaczać oddzielny styl: Christmas Ale, lub wariację na temat jakiegoś stylu np. Chrmistmas Stout. Tradycyjne piwa świąteczne zagranicą: Bières de Noël, Julebryg, Juleøl. cloudy – patrz: hazy cryo, powder – (surowiec) ekstrakt z chmielu preparowany specjalistyczną metodą: separacji kriogenicznej w azocie. Metoda ta pozwala na uzyskanie wysokiej jakości skoncentrowanych substancji aromatycznych. Ma postać zielonego proszku, przez co zwany też jest sproszkowaną lupuliną (powder lupulin). Stosowany jest do uzyskiwania wysokiego aromatu chmielowego w piwach. Cryo Hops® jest znakiem zastrzeżonym amerykańskiej firmy YCH HOPS. coffee – (dodatek) kawowe, z dodatkiem kawy lub czasem o bardzo kawowym charakterze wynikającym ze słodów. W nazwie może znaleźć się także doprecyzowanie dotyczące sposobu parzenia, pochodzenia lub rodzaju kawy np. espresso imperial stout, vietnamese coffee stout, Jamaica blue coffee IPA. double – (moc) podwójne, oznacza zdecydowanie mocniejszą wersję piwa, choć nie koniecznie dwukrotnie mocniejszą. często termin równoważny z Imperial, np. double IPA DDH – patrz: double dry hopped double dry-hopped, DDH – (proces) podwójnie chmielone na zimno, oznacza piwo bardzo mocno wychmielone na aromat techniką chmielenia na zimno. Przez co piwo uzyskuje świeży, bardzo wysoki, intensywny aromat chmielu nowofalowego, owocowy, tropikalny, cytrusowy. Double dry-hopped nie jest terminem precyzyjnym. Może oznaczać zarówno większą ilość chmielu użytą na zimno, może też oznaczać wydłużony czas chmielenia, dwukrotnie przeprowadzony proces w różnych temperaturach lub, po prostu, bardzo intensywnie pachnące chmielem piwo. Dla browarów opracowuje się specjalne urządzenia do chmielenia, umożliwiające wydobycie wyższych aromatów, niekiedy stosuje się także sproszkowany chmiel (patrz: cryo). Termin Double dry-hopped często stosowany jest przy ekstremalnie chmielonych na aromat piwach, takich jak np. NEIPA. Niekiedy stosuje się nawet termin Triple Dry-hopped, czyli potrójnie chmielone. dunkel – (barwa) niem. ciemny, stosuje się w piwach wywodzących się z niemieckich tradycji. Jeśli słowo używane jest pojedynczo, oznacza tradycyjny niemiecki styl brązowego piwa dolnej fermentacji o mocnym słodowym charakterze. Jeśli słowo dunkel poprzedza styl, np. dunkel weizen oznacza ciemną wersję piwa, w tym przypadku pszenicznego. Dunkel oznacza barwę od ciemno bursztynowego do ciemno brązowego, ale nie czarnego. The post Zrozumieć nazwę piwa – część I (A-D) appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  20. Przyznam szczerze, że miałem duży dylemat, jaki browar mam opisać po kilkutygodniowej przerwie na blogu. Przez chwilę miałem chęć na wpis poświęcony inicjatywie piwowarskiej ukierunkowanej na nowofalowe spostrzeganie na piwo. Jednakże po chwili przyszła refleksja, że opisów tego typu inicjatyw w wirtualnym świecie nie brakuje, natomiast browarów, które posiadają piękną historie a zarazem warzą smaczne, klasyczne style, jest jak na lekarstwo. Zapraszam Was do dawno nieopisywanej przeze mnie na blogu Anglii, gdzie nadal szybciej napijemy klasycznych gatunków wywodzących wiktoriańskiej Anglii niż styli mających genezę za wielkiej wody. Tym razem wybierzemy się do hrabstwa Norfolk a dokładniej do portowego miasta Great Yarmouth, gdzie funkcjonuje z dużym powodzeniem browar „Lacons”. Samo miasto nie wywarło na nas wielkiego wrażenia. Ot typowe miasto z deptakiem i nadmorską promenadą udającą w nocy małe Las Vegas. Jednakże południowe zakątki miasta posiadają całkiem inne oblicze. Z pewnością nie jest to wymarzone miejsce na przechadzkę dla typowego turysty. Pełno tutaj starych, podniszczonych portowych magazynów i ciemnych zaułków. I właśnie tutaj, w takich właśnie okolicznościach ulokował się browar, którego historia sięga 1760 roku. Tak, tak, nie ma tutaj żadnej pomyłki. XVIII wiek. Browar od samego początku swoim zasięgiem obejmował całe hrabstwo oraz sąsiadującymi z Norfolk hrabstwami, włączając w to wielki Londyn. Z roku na rok browar z powodzeniem się rozwijał a jednocześnie zwiększał produkcję, co paradoksalnie było dla niego zgubne. Początek drugiej połowy XX wieku okazał się trudny dla browaru. Coraz trudniejsze było stawianie czoła coraz mocniejszej konkurencji, za którą stał wielki kapitał oraz unifikacja rynku. Po kilku latach takiej atmosfery na rynku ówcześni właściciele browaru postanowili odsprzedać browar większemu podmiotowi, za którym stał piwowarski gigant Anheaser-Busch. Jak łatwo się domyśleć nowy właściciel wcale nie myśleli o rozwoju browaru ale raczej o szybkim wyeliminowaniu konkurencji z rynku, co nastąpiło finalnie 1968 roku. Na całe szczęście początek wieku przyniósł ożywienie na brytyjskim rynku piwowarskim, co poskutkowało zmartwychwstaniem wielu inicjatyw piwowarskich, o których pamiętali już tylko najstarsi piwosze. Wśród takich przykładów jest właśnie browar Lacons, który został przywrócony do życia w 2013 roku. Zanim jednak browar mógł ponownie zadebiutować na rynku, poprzedzono to długotrwałym remontem starego budynku oraz negocjacjami z koncernem Anheaser-Busch, który posiadał prawa do marki Lacons. Browar od samego początku wznowienia produkcji postawił na gatunki piwa, które były tutaj warzone przed dziesięcioleciami. W tymże celu, browar zainwestował w nowoczesną instalację, której jednorazowe moce są obliczone na trzydzieści hektolitrów. W pierwszej kolejności browar wznowił produkcję piw, które przed dziesięcioleciami zdobyły uznanie wśród wiernej klienteli browaru. Były to dwa warianty Amber Ale (3,8% alk. oraz 4,8% alk.) oraz Blonde Ale (4,4 % alk.), których receptura była opracowana w 1905 roku. Z czasem jednak browar poszerzył swoje portfolio między innymi o takie piwa, jak: Bitter (4,2% alk.), Best Bitter (3,6% alk.), Stout (4,5% alk.), Mild (3,7% alk.), czy Pale Ale (4,8 Alk.). Wiele z tych piw, to jedynie małe, okazjonalne partie produkowane od wielkiego dzwonu. W tymże celu browar zainwestował również w pięcio-hektolitrowe naczynia warzelne, dedykowane pod piwa sezonowe. Mało tego! Browar mając na względzie miejscowych piwoszy, którzy markę Lacons czczą z największym pietyzmem, zafundowali na terenie browaru małe muzeum poświęcone miejscowemu browarowi. Zgromadzono tutaj liczne artefakty, głownie szyldy, zdjęcia, etykiety, butelki… Chyba więcej nie muszę pisać, żeby Was drodzy czytelnicy zachęcić do odwiedzin browaru Lacons Brewery. Tam po prostu nie wypada nie być. Miejsce, jak dla mnie, obowiązkowe do odwiedzenia! . . . . . View the full article
  21. Przyznam szczerze, że miałem duży dylemat, jaki browar mam opisać po kilkutygodniowej przerwie na blogu. Przez chwilę miałem chęć na wpis poświęcony inicjatywie piwowarskiej ukierunkowanej na nowofalowe spostrzeganie na piwo. Jednakże po chwili przyszła refleksja, że opisów tego typu inicjatyw w wirtualnym świecie nie brakuje, natomiast browarów, które posiadają piękną historie a zarazem warzą smaczne, klasyczne style, jest jak na lekarstwo. Zapraszam Was do dawno nieopisywanej przeze mnie na blogu Anglii, gdzie nadal szybciej napijemy klasycznych gatunków wywodzących wiktoriańskiej Anglii niż styli mających genezę za wielkiej wody. Tym razem wybierzemy się do hrabstwa Norfolk a dokładniej do portowego miasta Great Yarmouth, gdzie funkcjonuje z dużym powodzeniem browar „Lacons”. Samo miasto nie wywarło na nas wielkiego wrażenia. Ot typowe miasto z deptakiem i nadmorską promenadą udającą w nocy małe Las Vegas. Jednakże południowe zakątki miasta posiadają całkiem inne oblicze. Z pewnością nie jest to wymarzone miejsce na przechadzkę dla typowego turysty. Pełno tutaj starych, podniszczonych portowych magazynów i ciemnych zaułków. I właśnie tutaj, w takich właśnie okolicznościach ulokował się browar, którego historia sięga 1760 roku. Tak, tak, nie ma tutaj żadnej pomyłki. XVIII wiek. Browar od samego początku swoim zasięgiem obejmował całe hrabstwo oraz sąsiadującymi z Norfolk hrabstwami, włączając w to wielki Londyn. Z roku na rok browar z powodzeniem się rozwijał a jednocześnie zwiększał produkcję, co paradoksalnie było dla niego zgubne. Początek drugiej połowy XX wieku okazał się trudny dla browaru. Coraz trudniejsze było stawianie czoła coraz mocniejszej konkurencji, za którą stał wielki kapitał oraz unifikacja rynku. Po kilku latach takiej atmosfery na rynku ówcześni właściciele browaru postanowili odsprzedać browar większemu podmiotowi, za którym stał piwowarski gigant Anheaser-Busch. Jak łatwo się domyśleć nowy właściciel wcale nie myśleli o rozwoju browaru ale raczej o szybkim wyeliminowaniu konkurencji z rynku, co nastąpiło finalnie 1968 roku. Na całe szczęście początek wieku przyniósł ożywienie na brytyjskim rynku piwowarskim, co poskutkowało zmartwychwstaniem wielu inicjatyw piwowarskich, o których pamiętali już tylko najstarsi piwosze. Wśród takich przykładów jest właśnie browar Lacons, który został przywrócony do życia w 2013 roku. Zanim jednak browar mógł ponownie zadebiutować na rynku, poprzedzono to długotrwałym remontem starego budynku oraz negocjacjami z koncernem Anheaser-Busch, który posiadał prawa do marki Lacons. Browar od samego początku wznowienia produkcji postawił na gatunki piwa, które były tutaj warzone przed dziesięcioleciami. W tymże celu, browar zainwestował w nowoczesną instalację, której jednorazowe moce są obliczone na trzydzieści hektolitrów. W pierwszej kolejności browar wznowił produkcję piw, które przed dziesięcioleciami zdobyły uznanie wśród wiernej klienteli browaru. Były to dwa warianty Amber Ale (3,8% alk. oraz 4,8% alk.) oraz Blonde Ale (4,4 % alk.), których receptura była opracowana w 1905 roku. Z czasem jednak browar poszerzył swoje portfolio między innymi o takie piwa, jak: Bitter (4,2% alk.), Best Bitter (3,6% alk.), Stout (4,5% alk.), Mild (3,7% alk.), czy Pale Ale (4,8 Alk.). Wiele z tych piw, to jedynie małe, okazjonalne partie produkowane od wielkiego dzwonu. W tymże celu browar zainwestował również w pięcio-hektolitrowe naczynia warzelne, dedykowane pod piwa sezonowe. Mało tego! Browar mając na względzie miejscowych piwoszy, którzy markę Lacons czczą z największym pietyzmem, zafundowali na terenie browaru małe muzeum poświęcone miejscowemu browarowi. Zgromadzono tutaj liczne artefakty, głownie szyldy, zdjęcia, etykiety, butelki… Chyba więcej nie muszę pisać, żeby Was drodzy czytelnicy zachęcić do odwiedzin browaru Lacons Brewery. Tam po prostu nie wypada nie być. Miejsce, jak dla mnie, obowiązkowe do odwiedzenia! . . . . . View the full article
  22. Irish Red Ale jest jednym z prostszych piw do uwarzenia. Spokojnie mogę je polecić każdemu początkującemu piwowarowi. Wystarczy dobra, sprawdzona receptura, a samo wykonanie nie powinno nastręczyć żadnych trudności. W zasypie nie ma surowców niesłodowanych, które mogłyby utrudniać filtrację. Zacieranie można przeprowadzić w jednej temperaturze. Chmielu za dużo nie dodajemy, […] Artykuł Irish Red Ale – wskazówki do zacierania, chmielenia i fermentacji pochodzi z serwisu blog.homebrewing.pl. View the full article
  23. W Warszawie jest ponad 50 pubów, które oferują piwa rzemieślnicze. Tymczasem większość osób, które odwiedzają stolicę skupia się na odwiedzeniu tylko kilku najpopularniejszych. Nie wiedzą, co tracą! W samym centrum są ciekawe miejsca z niepowtarzalnym charakterem oraz dobrym piwem. Prezentujemy sprawdzoną listę 5 pubów, które zdecydowanie warto poznać. Wszystkie w zasięgu spaceru z centrum. 1. Gorączka Złota Pub – legenda. Ostatnie 7 lat diametralnie odmieniły rynek piwa w Polsce. A Gorączka byla przy samych początkach piwnej rewolucji. Tu debiutowały beczki pionierów piwnej rewolucji, pojawiały się (i pojawiają nadal) szanowane klasyki od zagranicznych sąsiadów. Na 4 kranach do dziś pojawiają się premiery, choćby z zaprzyjaźnionego warszawskiego browaru Palatum. Oprócz piwa w Gorączce Złota można zjeść coś na gorąco, przeważnie z kuchni polskiej. Jednak od zawsze danie popisowe było na zimno: a mianowicie porządny, klasyczny tatar. Gorączka Złota jest kameralna. Klasyczny pubowy sznyt przypomina klimat inlandzkich pubów. Latem można liczyć na relaks w niewielkim ogródku z widokiem na spokojną ulicę Wilczą. Choć nie jest to multitap z dużą ilością kranów, warto wciągnąć Gorączkę na listę miejsc do odwiedzenia. To jeden z najdłużej działających lokali w stolicy z piwem rzemieślniczym. Zawsze miło jest tu wpaść i w spokojnej atmosferze posłuchać opowieści, jak hartowała się piwna rewolucja. Adres: ul. Wilcza 29 2. Ulica Oleandrów: Warzą Się Losy, Inne Beczki, Małe Piwo, Cafe Me+Me Mała uliczka pomiędzy Marszałkowską, a Polną, w pobliżu Trasy Łazienkowskiej, 300 metrów od słynnego placu Zbawiciela. Ulica Oleandrów. Tak niewielka, a taka pełna życia. Młoda duchem i średnią wieku osób ją odwiedzających. Na krótkim odcinku występuje prawdziwa kumulacja pubów i kawiarni. Tutejsze lokale są niewielkie, ale za to klimatyczne. Nowoczesne, a czasem nawet nieco awangardowe (żeby nie użyć słowa hipsterskie). W ciepłe dni powiększają znacząco swoje rozmiary dzięki ogródkom piwnym. Pierwszy z nich to Warzą Się Losy. Niewielki pub z piwem rzemieślniczym i przesympatycznymi właścicielami. Sami dbają o dobry wybór piw, win i cydrów. Zawsze więc znajdzie się coś dobrego jeśli nie z kranu, to z butelki. Tuż obok znajdują się Inne Beczki. To z kolei pub działający pod logo browaru. Do niedawna jeszcze kontraktowca, a od 2018 roku kolejnego stacjonarnego browaru rzemieślniczego pod Warszawą. Pub niewielki (w przeciwieństwie do browaru), ale wystarcza miejsca na różne wydarzenia artystyczne. Bywa alternatywnie. A po drugiej stronie jezdni: Małe Piwo. Multitap wielki nie powierzchnią, ale duchem. 6 kranów z piwem rzemieślniczym, przyjazna atmosfera i dobra muzyka – czy trzeba czegoś więcej? A kawałeczek dalej na deser: Cafe Me+Me. Urzekające, kolorowe i podobnie jak poprzednie – miniaturowe. Me+Me to głównie kawiarnia z dobrą kawą i ciastami. Ale znajdzie się też dobre piwo, cydr i wino. Warto tu zajrzeć, choćby dla samego klimatu. Miejsce wskaże różowy flaming w ogródku. Ulica Oleandrów to taki ukryty smaczek na piwnej mapie Warszawy, który nie każdemu dane było poznać. Niech żałują ci, którzy tu nie trafili. Adres: ul. Oleandrów 3. Drugie Dno Ochota Najmłodszy pub w cały zestawieniu, można by napisać pachnący jeszcze farbą… ale tak naprawdę to pachnący pizzą, bo za barem oprócz kranów miejsce znalazł też piec do pizzy. Ale po kolei. Podążając od Dworca Centralnego w kierunku zachodnim natrafia się na Plac Zawiszy. Plac, a właściwie ruchliwe rondo, jest dość charakterystyczne. Z jednej jego strony znajduje się ciekawy budynek przystanku kolejowego Warszawa Ochota, z mozaikowym dachem. Naprzeciwko – kolorowa bryła Hotelu Sobieski. Za hotelem znajduje się ulica Tarczyńska, zaskakująca ciszą i spokojem (w kontrze do głośnego skrzyżowania na Placu). To tu, między kawiarniami, mieści się drugi multitap Drugie Dno. Idea pubu jest świetna – ma być miejscem spotkań lokalnej społeczności. Nie musi być duży, ani mieć 100 kranów – wystarczy jeśli będzie ciepły, przyjazny, no i oczywiście niezbyt odległy od domu. Oczywiście wystrój wnętrza, dobre piwo i porządne jedzenie – są zawsze na plus. W Drugim Dnie Ochota krafty leją się z 8 kranów, a przegryza się je pizzą robioną w otwartej kuchni (chyba, że ktoś woli sałatkę lub deser). Lokal jest piętrowy i warto wejść po kręconych schodach, bo można usiąść przy wielkich oknach z widokiem na ulicę. Bardzo tu sympatycznie. I tylko 3 przystanki tramwajowe od Centrum. Adres: Tarczyńska 5/9 4. Cześć Nazwa mówi wszystko. Podchodzisz do baru i po prostu mówisz: cześć. Ten lokal w konkursie na najbardziej kumpelską knajpkę z kraftem miałby spore szanse na zdobycie złotego medalu. Swojsko i bezpretensjonalnie – to może być kwintesencja pubu. Wpadasz, zamawiasz piwo i rozmawiasz z ludźmi. Problemy zostają za drzwiami, tutaj jest miejsce na pogaduchy, piwo i relaks. Nie ma dizajnerskiego wnętrza, meble nie muszą do siebie pasować. Za to są wyluzowani właściciele i dobre piwo. Nic dziwnego, że pub ma swoich stałych bywalców. Także z zagranicy, bo plac Grzybowski to turystyczne miejsce ze sporym zapleczem hotelowym w okolicy. Wpadnij raz, a będziesz wracał – to mogłoby być hasło reklamowe Cześcia. Adres: ul. Grzybowska 2 5. Kiełba W Gębie Długą drogę przeszła hala targowa przy Koszykowej w Warszawie. Od Bazaru Ludowego na Koszykach (otwarcie 1908r.) aż po dzisiejszą Halę Koszyki (w obecnej formie od 2016 roku). Od bazaru i handlu wiejskimi specjałami, aż po dzisiejszy klimat eleganckiego miejsca spotkań, spacerów, konsumpcji wyszukanych potraw w drogich restauracjach i zakupów handmadowych w dizajnerskim wnętrzu. Kiełba w Gębie to nawiązanie do prawdziwych bazarowych, ludycznych korzeni hali. Tylko w bardziej unowocześnionej formie. Bo co prawda jest kiełbasa, ale wyłącznie porządna, własnej roboty. Pierogi tak, ale gniecione własnoręcznie. A do popicia: piwo rzemieślnicze z 5 kranów. Kiełba czuje piwną rewolucję i co jakiś czas urządza piwne eventy, jak na przykład kranoprzejęcia. Koszyki godne są odwiedzenia, bo są pięknie odrestaurowanym miejscem. Przyjemnie się tu spaceruje. A Kiełba w Gębie to kolejny argument, żeby tu zajrzeć. Adres: ul. Koszykowa 63, wewnątrz Hali Koszyki The post Kraftowe puby w Warszawie, których możecie nie znać appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  24. Od czasu do czasu wybieram się na Wyspy Brytyjskie. Za każdym razem przyglądam się, co tam ciekawego i nowego słychać w alkoholach. Wiadomo, wyspiarze są mocni w piwach, także rzemieślniczych. Ale i z destylatami radzą sobie świetnie, a w cydrze biją wszystkich na głowę. Tym razem odwiedziłem zarówno Anglię, jak i Szkocję. Od ostatniej wizyty sporo upłynęło wody w Tamizie, jak by nie patrzeć – ze dwa lata. Z zaciekawieniem wypatrywałem więc rzeczy, które się zmieniły. Niektóre spostrzeżenia to zupełne drobiazgi. Jednak uważnemu obserwatorowi potrafią co nieco powiedzieć o tym, co aktualnie w trawie piszczy. Pierwsze, co rzuciło mi się na oczy, to to, że craft jest bardziej widoczny niż kiedykolwiek dotychczas. Oczywiście, piwa z mikrobrowarów są na rynku brytyjskim od dawna, jednak tym razem natykałem się na nie zdecydowanie częściej, niż podczas poprzednich wizyt. Choćby na lotniskach. Pojedyncze pozycje w sklepach to nic niezwykłego, ale krafty w lotniskowych restauracjach, także tych tradycyjnych, to dla mnie nowość. Oprócz długich listy whisky oraz ginu (patrz poniżej) w karcie obecnie wypada pochwalić się też piwem. Na niedużym lotnisku w Glasgow natknąłem się na taki potykacz: Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem był magazyn Traveler linii easyJet, którymi miałem (wątpliwą) przyjemność lecieć. Piwo jest tematem październikowego numeru, co zaowocowało 5 całkiem konkretnymi artykułami. Oczywiście jest tu Oktoberfest (leć do Bawarii), ale także dobry tekst o piwach belgijskich. A także artykuły o krafcie. Londyński browar inspirowany jogą oraz: uwaga uwaga! BREAKING NEWS!!! Rick Asltey i Mikkel Borg Bjergsø rozpoczynają współpracę! Co wyniknie z tej kooperacji nie mam bladego pojęcia, w każdym razie Rick jest zafascynowany Mikkellerem oraz piwami rzemieślniczymi, a Mikkel od zawsze był fanem Ricka. To drugie akurat nie dziwi, bo któż nie jest fanem Ricka? (tym, którzy od razu nie skojarzyli nazwiska, polecam teledysk) Jak widać, podniebny handel dostrzegł piwa rzemieślnicze. Co oznacza, że na wyspach kraft staje się towarem popularnym. Lotniska i linie lotnicze działają bowiem na bardzo podobnej skali do supermarketów – oferują to, co będzie kupowane przez szerokie rzesze klientów. Zresztą sieci handlowe dostrzegły krafty dużo wcześniej, jednak obecnie oferta jest ciekawsza. Dwa lata temu – pojedyncze butelki gdzieś w rogu. Teraz nawet w małym, „osiedlowym” markecie w Londynie wybór jest całkiem przyzwoity. Większym zaskoczeniem były piwa rzemieślnicze w sklepach „po środku niczego”. Jak na przykład za wsią przy drugorzędnej drodze gdzieś tam w Szkocji (o czym jeszcze wspomnę w kolejnym punkcie). Wracając do Londynu: mikrobrowarów w mieście przybywa, ba, pączkują niczym porządnie rozruszane drożdże. Szczególne w południowej i wschodniej części miasta. RateBeer wymienia ich aż 171! Oczywiście liczba ta obejmuje browary kontraktowe i „usługowe”, które wytwarzają piwo dla innych. Dzięki temu można na przykład nabyć specjalnego krafta w sklepiku genialnego Muzeum Techniki (London Science Muzeum). Czy trzeba jeszcze więcej dowodów popularności piw rzemieślniczych na Wyspach? Real ale ma się dobrze i lubi się z craftem Nie wiem skąd wziął się powtarzany tu i ówdzie mit o tym, że brytyjscy fani real ale, czyli tradycyjnej wersji nieco wodnistego ejla, są w jakimś sporze z fanami kraftu. Że CAMRA (Campaign for Real Ale, organizacja działająca na rzecz zachowania angielskich tradycji piwnych, pubów, starych stylów, pomp i bezciśnieniowych beczek typu cask) tępi jak może piwa rzemieślnicze. Że organizacja wspiera wyłącznie piwa nalewane, a nie lubi butelek. Kompletna bzdura. Widziałem papierowe magazyny wydawane przez CAMRĘ, które opisywały nowe puby z kraftem, czy browary rzemieślnicze warzące AIPY i RISy. Co więcej, gazeta ta była udostępniana w brewpubie, w którym były wyłącznie nowofalowe piwa. Organizacja wspiera także piwa butelkowane, co widać zdjęciu poniżej. Oczywiście, są pewne browary rzemieślnicze, które Kampanię jawnie bojkotują, ale nie oszukujmy się, w Polsce animozji w środowisku rzemieślników też nie brakuje. W każdym razie ja naklejkę CAMRY znalazłem na drzwiach wspomnianego wyżej małego sklepu pod miejscowością Callander w okolicach jeziora Loch Lomond w Szkocji. Pogoda była czysto szkocka, jechaliśmy krętymi dróżkami z zamku w Stirling, w którym to miasteczku znajduje się drugi największy (podobno) zamek Szkocji. Nagle po lewej stronie wyrosła zagroda z owcami, za którą stała gospoda, na której fasadzie widniał duży napis: Scottish Real Ale Shop. Zatrzymaliśmy się. Karteczka na drzwiach oznajmiała, że owszem sklep jest otwarty, tylko drzwi są zamknięte, ale wystarczy zadzwonić RAZ, i ktoś przyjdzie otworzyć. Zadzwoniłem więc dwa razy i pojawił się właściciel i zaprosił do środka. A tam: całe mnóstwo piwa, zarówno krafty i tradycyjne real ale. Ceny zbliżone, do 2,5 do 4 funtów. Część browarów warzy zarówno hołdujące tradycyjnemu podejściu ale, jak i nowofalowe IPA. Zgrzytów nie widać. Za to da się zauważyć duże przywiązanie do piw lokalnych. Czy to w wyżej wymienionym sklepie, który sprzedaje szkockie piwa, w centralnym miejscu stawiając piwa lokalne. Czy na promie na Hebrydy, na którym oprócz piw koncernowych można wypić piwa z Islay. A nawet w sklepach w Londynie, w których można kupić piwo z wytwarzane w tej samej dzielnicy. Lokalność jest w cenie. A stary real ale ma się dobrze i jest warzony w licznych browarach, także tych nowo powstających. Może niekoniecznie w hipsterskich, umiejscowionych pod wiaduktem w północnym Londynie, ale tych w mniejszych ośrodkach, na wsiach, czy też na pustkowiach Szkocji. Puszki, puszki, puszki Puszki z kraftem widzę wszędzie. Przynajmniej w Zjednoczonym Królestwie. W Polsce trend się dopiero zaczyna, browary powoli zastanawiają się nad zakupami puszkarek. Na Wyspach to już właściwie standard. Duża część mikrobrowarów decyduje się na aluminiowe opakowania, przeważnie w formacie 0,33l. Trudno mi oszacować procent tego procederu, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcie ze sklepu w Londynie zamieszczone powyżej – puszki niewątpliwe są popularne. Nie tylko zresztą do piwa, oto zdjęcie z rzemieślniczej cydrowni Hawkes. Tendencja puszkowa przybiera na sile. Niezależność czy pieniądze? Przed takim wyborem staje coraz więcej browarów w Wielkiej Brytanii. Podobnie jak w USA, duże koncerny nie wahają się wykładać dużych kwot na zakup dobrze rozkręconych mikrobrowarów. Zwłaszcza tych z wyrobioną marką. Oczywiście powstają co chwila nowe. Jednak w portfolio piwnych gigantów znajduje się coraz więcej znanych kraftowych firm. Bez przeprowadzania dochodzenia w Internecie trudno orzec, czy dany browar rzemieślniczy pozostaje w rękach założycieli, czy też jest częścią wielkiego koncernu. Zresztą dotyczy to nie tylko browarów, ale również cydrowni, a także, a może przede wszystkim destylarni whisky. Przykład? Od 2018 roku nie ma już ani jednej niezależnej destylarni na wyspie Islay. Gin is new whisky? Skoro o destylatach mowa warto spojrzeć na rzemieślniczy gin. Tu zdecydowanie dzieje się coś ciekawego i widać to już od pewnego czasu. Kilka lat temu miałem przyjemność być w nowiutkiej destylarni Cotswold. Nieco zastanawiał mnie fakt, że ktoś zainwestował w wybudowanie destylarni głównie po to, by produkować gin. Pieniądze na to musiały pójść niemałe, bo choć destylarnia jest nieduża, to prezentuje się naprawdę pięknie: przestrzenne drewniane budynki, ręcznie kute miedziane alembiki, po prostu małe cudo. I wszystko po to, by sprzedawać niszowy, drogi gin? Zrzuciłem to na karb zamiłowania Anglików do tego alkoholu. Niesłusznie, bo jak się okazuje, przeoczyłem pewien trend, którego teraz już nie sposób nie zauważyć. Gin, zwłaszcza rzemieślniczy, z małych wytwórni, cieszy się obecnie na Wyspach naprawdę dużą popularnością. Jest eksponowany w sklepach duty-free na lotniskach tuż obok whisky, udało nam się nawet znaleźć jeden sklep z darmową degustacją (oczywiście skorzystałem). Restauracje chwalą się listą ginów w karcie, oczywiście im więcej tym lepiej. Szkockie (!) destylarnie whisky dokupują sprzęty i biorą się za destylację ginu. Robi tak na przykład moja ulubiona wytwórnia z Islay, czyli Bruichladdich. Za wytwarzanie ginu biorą się nawet (świat się kończy) Japończycy. I taki gin też można dostać w Wielkiej Brytanii. Dla osób, które nie są przekonane do ginu dodam: to naprawdę potrafi być zacny alkohol. Nie patrzcie na niego przez pryzmat naszych rodzimych wyrobów ginopodobnych oraz tych produktów wielkich fabryk dostępnych w każdym sklepie. Rzemieślniczy gin, wytwarzany na przykład z ponad 20 ziół, jak poniższy The Botanist, potrafi zachwycić smakiem, rześkością, bukietem. Kto wie, może to dobry temat na osobny wpis. Co będzie dalej Czy któreś z powyższych zjawisk przełoży się na nasz kraj? Część z pewnością tak. Na pewno piwa rzemieślnicze także w Polsce będą coraz bardziej widoczne. Wróżę też szybkie nadejście puszek. Prawdopodobnie też nie unikniemy w Polsce wykupowania małych browarów przez koncerny. Moim zdaniem to tylko kwestia czasu, kto wie, może nawet całkiem niedalekiej przyszłości. Real ale to zupełnie nie nasz problem. A czy gin się przyjmie? Mój angielski znajomy wróży mu krótką przyszłość. Twierdzi, że to tylko chwilowa moda, która przeminie na Wyspach równie szybko jak moda na rum. Ja się z tym diametralnie nie zgadzam. Różnica bowiem jest zasadnicza: rumu nie produkuje się w Wielkiej Brytanii, a gin owszem. Ci, którzy stawiają destylarnie ginu z pewnością będą dbali, by moda szybko się nie skończyła. Czy zainteresowanie ginem przeniknie do Polski? Tu jestem mocno sceptyczny. Póki co z mocnych alkoholi triumfy święci u nas wyłącznie whisky. Ani grappa, ani calvados, ani nawet sam cognac nie osiągnął nawet minimalnej popularności, ani poważania, którym każdy z tych alkoholi cieszy się zagranicą. Ps. Za pomarańczowy banknot z Królową można nabyć około: 3 piw rzemieślniczych/ real ale w sklepie, lub 2 piwa w pubie, lub 1/5 butelki rzemieślniczego ginu, lub całodniowy przejazd londyńską komunikacją (do strefy 3 włącznie) The post Z wizytą u Królowej, czyli garść refleksji z Wysp appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
  25. Czy w roku 2012 ktoś mógłby przewidzieć że pod jednym adresem, w odległości kilkuset metrów od siebie będą znajdować się dwa niezależne od siebie browary? Browar prekursorów piwnego rzemiosła czyli Artezan znają wszyscy, którzy interesują się tematem. Teraz na terenie dawnych zakładów Mera powstał kolejny, którego roczna produkcja ma przekraczać skalę produkcji browarów typu Amber. Czy to jest jeszcze craft? Jakiego typu sprzęt jest tu zainstalowany i w jaki sposób ma on zapewniać jakość? Zapraszam na wycieczkę po Browarze Błonie – oprowadzają piwowarzy Dawid Bąk i Piotr Pszczółkowski! View the full article
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.