
Pierre Celis
Members-
Postów
4 714 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
Jednym z największym problemów przed jakimi stajemy chcąc uwarzyć dobre irish red ale jest sposób uzyskania czerwonej barwy piwa. Dlatego w tym stylu bardzo ważny, wręcz kluczowy jest dobór słodów, co przekłada się nie tylko na barwę, ale także na smak i aromat piwa. Słód Podstawę zasypu powinien stanowić brytyjski […] Artykuł Irish Red Ale – Surowce pochodzi z serwisu blog.homebrewing.pl. View the full article
-
Oraz jeden, dla którego zapominają o nim browary. International Bitterness Unit to jednostka oznaczająca zawartość izo-alfa-kwasów w gotowym piwie. Przekłada się ona zatem na poziom goryczki. Z kilku względów jest to jednak niedoskonały parametr, którym nie ma co się nadmiernie emocjonować. Po pierwsze IBU podawane przez producentów często pochodzi z wyliczeń, a nie z pomiarów laboratoryjnych. Są co najmniej cztery różne wzory do liczenia IBU, każdy z nich daje inny wynik, a różnice między nimi są duże. Po drugie Pomimo takiej samej wartości IBU, zupełnie inaczej będziemy odczuwać goryczkę w piwie o wysokim ekstrakcie, a zupełnie inaczej w piwie o ekstrakcie niskim. Tu z pomocą przychodzi parametr mówiący o stosunku ekstraktu początkowego do zizomeryzowanych alfa-kwasów, czyli IBU:OG. Ale nie uwzględnia on stopnia odfermentowania, który nawet przy takim samym ekstrakcie początkowym, może być przecież różny. Po trzecie Izo-alfa-kwasy nie są jedynym źródłem goryczki. Swoje dokładają też np. słody palone. Także skład mineralny wody może mieć znaczny wpływ. Podobnie wysycenie oraz temperatura podania. Co więcej, na odczuwanie goryczki (ale nie IBU) wpłyną także inne substancje zawarte w chmielu (np. polifenole czy beta-kwasy), a nawet sam jego smak i aromat. Nota bene, te ostatnie powiązane są nie tylko z odmianą, miejscem uprawy i porą zbioru ale także z warunkami i czasem przechowywania – utlenienie chmielu może zwiększyć goryczkę. Po czwarte Istnieje granica rozpuszczalności izo-alfa-kwasów w brzeczce, a co jeszcze istotniejsze, granica ludzkich możliwości odczuwania goryczki, określana najczęściej na 120 IBU. Jeśli więc nachmielimy piwo do, przykładowo 140 IBU, to z dużym prawdopodobieństwem będzie smakować bardzo podobnie, jak piwo o wartości 120 IBU (zwłaszcza w sensie intensywności goryczki). Po piąte Można mieć poważne wątpliwości, czy w intensywnie nachmielonych piwach da się dokładnie zmierzyć IBU. Poddaję pod rozwagę przykład przytaczany przez Stana Hieronymusa w „For the Love of Hops”. Mikkeller 1000 IBU (nazwa odzwierciedla wynik jaki wyszedł z teoretycznych wyliczeń) został zbadany w dwóch niezależnych laboratoriach. Jedno podało wynik 140 jednostek, drugie 96. 44 IBU różnicy – to więcej niż ma Pilsner Urquell (ok. 40 IBU), często podawany jako przykład jednego z bardziej goryczkowych piw koncernowych. Czy zatem parametr IBU jest bezużyteczny? Nie. Najbardziej jednak przyda się piwowarowi do utrzymania powtarzalności w kwestii poziomu goryczki. Biorąc zaś pod uwagę, że wielkość błędu pomiaru rośnie wraz z zawartością izo-alfakwasów w piwie, to prawdopodobnie najlepiej sprawdzi się w pilsach, a nie w rewolucyjnej awangardzie. Nie są to jednak powody dla których browary rezygnują z umieszczania tego parametru na butelkach (i puszkach!). Te są bowiem dużo bardziej prozaiczne. Otóż IJHARS sprawdza wszelkie parametry jakie znajdują się na opakowaniu piwa, niezależnie od tego, czy są to informacje, których podanie jest nieodzowne, czy opcjonalne. Biorąc pod uwagę, że nawet w badaniach laboratoryjnych poziom IBU może się różnić – jest to nic innego jak proszenie się o mandat. Stąd obecnie na etykietach znajdziecie raczej graficzne przedstawienie poziomu goryczy, niepowiązane z żadną skalą numeryczną. The post 5 powodów, dla których powinieneś zapomnieć o IBU appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Styl ostatniego ćwierćfinału zapowiadał się obiecująco. Wskażcie mi proszę takie piwo w krajowym wykonaniu na rynku. Ja nie kojarzę żadnego. Według wytycznych, bitewny stout miał zawierać się w przedziale 12-16° Blg i częściowo lub całkowicie miał zostać przefermentowany Brettami. Do Same Krafty vis-à-vis przybyła liczna publiczność i lokal na dwie godziny trzeba było wyłączyć z normalnego funkcjonowania. Ale do rzeczy. Jak smakowały ćwierćfinałowe brett stouty? Jan Bochen/ Sebastian Tasak – niska drobna piana w kolorze ecru. Aromat czerwonych owoców, czekolady, lekkie funky. W smaku czerwone owoce dominują. Piwo kwaskowe, wytrawne i bliżej mu do wariacji na temat flandersa. Rafał Szuplewski – obfita, drobna, żółtobrązowa piana. Aromat czekolady mlecznej i kawy z mlekiem i delikatne funky. W smaku treściwe, czekoladowe, z równoważącymi się nutami palonymi i kwaskowymi. Paweł Kowalewski – zanikająca średnioziarnista piana ecru. W aromacie czerwone owoce w typie jeżyny, trochę czekolady. W smaku wytrawne i kwaskowe połączenie czerwonych owoców i czekolady. Szczerze mówiąc, żadne z konkursowych piw nie spełniło moich wyobrażeń co do stylu. Albo mieliśmy solidnego, treściwego stouta z leciutkim tylko muśnięciem bretta, albo odfermentowane, wyraziście owocowe i kwaskowe ciemne piwa. Ja optując za czekoladową stroną stouta, zagłosowałem na piwo Rafała. Ostateczne wyniki bitwy wyglądały następująco: zwyciężył Paweł Kowalewski (74 pkt.), przed tandemem Jan Bochen/Sebastian Tasak (43 pkt.). Ci ostatni mogą być zadowoleni, bo jako lucky looser przechodzą do półfinału. Miejsce trzecie uzyskał Rafał Szuplewski z 33 punktami. Gratulacje dla wszystkich uczestników! Do końca sezonu pozostały tylko trzy bitwy w stylach: Zest IPA, Whisky Stout oraz Braggot! View the full article
-
Cudze chwalimy, swego nie znamy. Piwo Grodziskie – jedyny polski styl piwa. U nas traktowany po macoszemu, za oceanem zdobywa coraz większe rzesz fanów. Do Browaru Grodzisk przyjechali przedstawiciele browaru Live Oak z Austin w Teksasie. Uwielbiają piwo Grodziskie, są zafascynowani polskimi chmielami i europejską kulturą warzenia piwa. Zresztą, sami od kilku lat nieprzerwanie mają... Read More The post Amerykanie kochają Piwo Grodziskie! appeared first on Małe Piwko Blog. View the full article
-
Cudze chwalimy, swego nie znamy. Piwo Grodziskie – jedyny polski styl piwa. U nas traktowany po macoszemu, za oceanem zdobywa coraz większe rzesz fanów. Do Browaru Grodzisk przyjechali przedstawiciele browaru Live Oak z Austin w Teksasie. Uwielbiają piwo Grodziskie, są zafascynowani polskimi chmielami i europejską kulturą warzenia piwa. Zresztą, sami od kilku lat nieprzerwanie mają... Read More The post Amerykanie kochają Piwo Grodziskie! appeared first on Małe Piwko Blog. View the full article
-
9 października to Światowy Dzień Poczty i Znaczka Pocztowego. Spoglądając na tę datę zawiało mi nieco przeszłością. W końcu filatelistyka to spora cześć mojego dzieciństwa. Gdy moi szkolni koledzy zbierali historyjki z gum Donald albo obrazki samochodów z gum Turbo,... Continue Reading → The post Piwo na znaczkach pocztowych first appeared on Smaki Piwa - Bierzemy Chmiel na Cel. View the full article
-
9 października to Światowy Dzień Poczty i Znaczka Pocztowego. Spoglądając na tę datę zawiało mi nieco przeszłością. W końcu filatelistyka to spora cześć mojego dzieciństwa. Gdy moi szkolni koledzy zbierali historyjki z gum Donald albo obrazki samochodów z gum Turbo, ja zostałem wkręcony przez moją matkę chrzestną w filatelistykę. Postanowiłem więc skonfrontować moją pasję... Continue Reading → View the full article
-
Rozwój warszawskich wielokranów postępuje w słuszną stronę. Te w centrum ulegają przerzedzeniu, lecz na osiedlach otwierają się nowe. Tak jest w przypadku Ochoty, w okolicy ulicy Dickensa. Pamiętam, że w roku 2000 byłem dość częstym gościem w tych rejonach. Tu właśnie znajdował się pierwszy komiksowy punkt w mieście czyli Centrum Komiksu. Po dyskusji o antykwarycznych okazach typu pierwsze wydania Tytusa czy Żbika, wyskakiwaliśmy na laną Warkę do pobliskiej knajpy na rogu. Budki te jak stały, tak ciągle stoją. To co się zmieniło, to możliwość wyboru. Kilkadziesiąt kroków dalej jest typowy dla PRL-owskich osiedli rejon usługowo-handlowy. Czyli kompleks parterowych pawilonów. Mamy tu i klub seniora, i weterynarza i aptekę. Ale też działający od jakichś 5 lat lokal Pochwała Niekonsekwencji. To bodajże jedno z pierwszych miejsc na Ochocie, gdzie dostępne było rzemiosło. Niestety wyłącznie z butelki. Teraz czas na zmiany. W dawnym solarium uruchomiono lokal z ośmioma kranami. Właściciel pokazywał mi zdjęcia sprzed remontu i doceniam ilość pracy, jaką tu włożono. Wystrój jest typowy dla stołecznych wielokranów czyli ściana a’la cegła i wolframowe ozdobne żarówki. Czy to źle? Pod tym względem nie, ale już stoły i krzesła rodem z osiedlowej aspirującej restauracyjki mogą wprowadzać lekko sztywniacki klimat. Na szczęście można usiąść w kameralnym pomieszczeniu w głębi, przy barze, no i w ogródku. No właśnie, chyba ogródek był rzeczą, która w Piana Bar podpasowała mi najbardziej. Wieczorem kolorowo oświetlony, pełen ludzi, tworzył atmosferę szczęśliwej wyspy pośród blokowiska. Jeśli mieszkacie niedaleko, zapewne będziecie tu zaglądać. Ja zawitam tu ponownie, o ile będę w okolicy lub przy okazji takich imprez jak chociażby oficjalne otwarcie, z którego kilka zdjęć poniżej. Piana Bar, Warszawa, Grójecka 120 Facebook View the full article
-
Wrzesień był dla nas czasem odpoczynku od piwnych festiwali, co nie znaczy że odpuściliśmy piwne eksploracje. W trakcie urlopu sprawdzaliśmy co zmieniło się na bułgarskim południowym wybrzeżu Morza Czarnego. Wcześniej zrealizowaliśmy letnią edycję Dłutowskich Degustacji, a w połowie miesiąca po raz pierwszy w tym sezonie zawitaliśmy na ćwierćfinał Warszawskich Bitew Piwnych. A co na rynku? Tempo otwierania nowych browarów nie maleje. We wrześniu warzenie na własnych garach zaczął Browar Kazimierz, w podwarszawskim Milanówku objawił się Browar Wehikuł, a pod Krakowem pierwsze piwa zaczął warzyć Browar Extract. W segmencie restauracyjnym wystartował rzeszowski, choć prowadzony przez właścicieli zza wschodniej granicy, Browar Sprawiedliwość. Natomiast tytuł we wrześniu zdobywa (już po raz kolejny) inicjatywa, która wyrasta na jedną z najlepszych w Polsce! Monsters (Ziemia Obiecana) – Cringer American Pale Ale, 12° Blg, 5 % alk. Co? Zwykłe APA najlepszym piwem spośród dziesiątek nowości? No właśnie tak. Wracamy do stylu będącego esencją rewolucji. Urzekającego cytrusowym aromatem i smakiem, który oddały nowofalowe odmiany zielonej szyszki. Z niższą goryczką i zawartością alkoholu niż w przypadku rewolucyjnego flagowca (IPA), ale dzięki temu ze względnie wyższą pijalnością. Dla mnie osobiście APA to podstawa wśród mnogości piwnych stylów i chyba najczęściej wybierane piwo w lokalach. A jak wypada APA w wydaniu Monstersów? Po pierwsze wygląd. W nazwie nie ma modnych ostatnio określen typu Hazy, New England, Vermont itp ale od razu widać, co się kroi. Jest mętnie czyli zapewne będzie soczyście i łagodnie. Ale najpierw aromat. Intensywny. Świeży. Przede wszystkim pomarańcza, trochę słodkiej mandarynki i odrobina grejpfruta. Wspaniale. Pierwszy łyk i mamy urzekająco łagodną, puszystą wręcz teksturę. Pomarańczowa cytrusowość i przyjemna średnio intensywna, krótka goryczka. Naprawdę nie poszła tu żadna owocowa pulpa? Co najwyżej średnie wysycenie pomaga piwu momentalnie znikać ze szkła. Na jednym Cringerze nie sposób poprzestać! A w życiu tak bywa, że Cringer miał premierę zupełnie przypadkiem, przy okazji innego piwa Monstersów W wyróżnieniach przeważnie lekko i owocowo choć czuć już nadciągającą zimę – pojawił się pierwszy nowy porter! Artezan – Ja To Widzę Inaczej Ocena piwa Funky Fluid (Gryf Szczyrzyc) – Everyday Hazy APA Ocena piwa Grodzisk – Śliwka z Dymem Ocena piwa Grodzisk – Grodziski Porter Śliwkowy Ocena piwa Gzub – Happy Hour Ocena piwa Gzub – Time Goes By Ocena piwa Harpagan (Kamionka) – Klątwa Masztalerza Raspberry Ocena piwa Hopium – Eliza Porzeczkowa Ocena piwa Monsters (Ziemia Obiecana) – Uncle Zester z marakują Ocena piwa Rockmill (Bytów) – 100th batch DDH – DIPA Ocena piwa Nowe browary: Nowe inicjatywy kontraktowe: View the full article
-
[Blog Dori]Irish Red Ale – historia i charakterystyka
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Irlandia? Piwo? Większość osób od razu odpowie stout. Tymczasem okazuje się, że w Irlandii piwo warzono jeszcze na długo przed narodzinami Arthura Guinnessa. Irlandzcy misjonarze przywędrowali do Europy w VI wieku i zaczęli warzyć piwo, niestety ciężko teraz stwierdzić kto kogo uczył, czy Irlandczycy uczyli się od braci z kontynentu, […] Artykuł Irish Red Ale – historia i charakterystyka pochodzi z serwisu blog.homebrewing.pl. View the full article -
Browar Grodzisk idzie ostatnio w śliwkę. Najpierw Grodziskie, teraz Porter z tym dodatkiem. Czy najnowsze piwo będzie tak samo ułożone i kompleksowe jak jego niskoalkoholowy kolega? Przy okazji sprawdzam jak postarzał się Grodziski Porter sprzed roku! View the full article
-
01:18 - Newsy 13:54 - Wywiad z Pawłem Piłatem z Polish Hops 36:11 - Laboratorium o Brut IPA Jesteśmy na: ? YouTube - goo.gl/cVPvod ? SoundCloud - goo.gl/VcMeXB ? iTunes - goo.gl/x4SFYk ? Stitcher - goo.gl/bXXvpK ? TuneIn - goo.gl/aktiyA mp3: ?️ Google Drive - goo.gl/n2qyhV Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
-
01:18 - Newsy 13:54 - Wywiad z Pawłem Piłatem z Polish Hops 36:11 - Laboratorium o Brut IPA Jesteśmy na: ? YouTube - ? SoundCloud - ? iTunes - goo.gl/x4SFYk ? Stitcher - goo.gl/bXXvpK ? TuneIn - goo.gl/aktiyA mp3: ?️ Google Drive - goo.gl/n2qyhV Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
-
Piwa dzikie to ciągle rzadkość w wydaniu naszych rzemieślników. Korzystając z kranoprzejęcia Harpaganów w Same Krafty postanowiłem sprawdzić różne wersje Klątwy Masztalerza czyli Wild Wheat Ale – podstawową oraz z dodatkiem wiśni oraz malin. Wersja z jeżyną niestety była niedostępna w momencie nagrania. W zamian sprawdzam jak zestarzał się wyciągnięty z piwnicy Piotrek z Bagien w wydaniu Cherry Wild Ale! View the full article
-
Wystarczy zaledwie parę piw, aby dojść do logicznego wniosku, że pierwszymi zwierzątkami oswojonymi przez człowieka były drożdże. Przepełnieni troską zapewniliśmy im prawidłowy rozwój, daliśmy dach nad głową, a z czasem pozwoliliśmy schronić się w bezpiecznych, stalowych tankach i szklanych butelkach. Ten trudny proces udomawiania spowodowany zapewne nagłym wybuchem altruizmu (zwykle robimy się tkliwi po paru łykach sfermentowanego napoju), zakończył się w niespodziewany dla nas sposób, kiedy to, bardziej niż kiedykolwiek, staliśmy się kukiełkami w nieistniejących drożdżowych rękach. O czym rozmawiają drożdże? Naukowo rzecz biorąc, drożdże są jednokomórkowymi grzybami z dość rozbuchanej rodziny drożdżakowatych. Według naukowców wyewoluowały z wielokomórkowych organizmów[1] i – pozostawione same sobie na mniej niż dwa miesiące – na powrót tworzą wielokomórkowe grupy, które zachowują się jak oddzielne organizmy[2]. Poszczególne komórki komunikują się ze sobą i w zależności od umiejscowienia w grupie potrafią przyjmować różneAlkohol funkcje. Czasem formują tzw. pseudFermentaostrzępki, które są dokładnie tym, o czym myśli człowiek, czytając słowo „pseudostrzępki”. Rozmnażają się, zależnie od rodzaju, warunków i czasem humoru, przez mitozę lub mejozę, a wtedy w roztworze zaczyna się robić klimat jak z dobrego opowiadania science–fiction[3], ponieważ wytwarzają drożdżowy odpowiednik feromonów, które zachęcają komórki a do połączenia się z komórkami α i odwrotnie. O tym, czy dany grzyb jest drożdżem, czy nie, nie decydują cechy morfologiczne, lecz sposób życia. Drożdże są czymś w rodzaju samotnych wilków w świecie grzybów, ponieważ nie tworzą strzępek (jak pleśnie), a większość z nich, szczególnie interesująca nas grupa Saccharomyces cerevisiae, prawie jak bohater drugiej części Biblii, potrafi zamienić cukry w alkohol[4]. Naukowcy od lat poświęcają tym organizmom wiele uwagi i dzięki temu dokonali wielu niesamowitych odkryć[5]. Zapomnieli jednak, że – parafrazując Nietzschego – „kiedy spoglądasz na drożdża, on również patrzy na ciebie”. Ale o tym później. Słowo Saccharomyces pochodzi z greki i oznacza właściwie „cukrowe grzyby”, co po paru piwach i dużej skłonności do abstrakcyjnego humoru mogłoby również oznaczać użytkowników pewnego popularnego portalu społecznościowego. Cerevisiae znaczy po prostu „piwne”, choć współcześni doskonale wiedzą, że organizmów z tej grupy używa się również m.in. w piekarnictwie, a samo piwo możemy uzyskać również przy pomocy innych organizmów (nie tylko Brettanomyces[6], ale przede wszystkim Saccharomyces pastorianus, czyli drożdży dolnej fermentacji). Zasadniczo Saccharomyces Cerevisiae to dość złożony gatunek charakteryzujący się paroma podobieństwami, a często i mylnie traktowany jest jako synonim słowa „drożdże”. Temat jest oczywiście bardzo szeroki i skomplikowany, a ja nie chciałbym pisać o rzeczach, na których się nie znam (gwałtowne uniesienie brwi czytelnika potraktuję jako łagodne zainteresowanie dalszym wywodem) i dopowiem tylko, że jego częścią są drożdże górnej fermentacji. Czy muszki owocówki śnią o elektrycznych drożdżach? Jedną z najciekawszych cech drożdży piwnych jest ich zadziwiający metabolizm, a konkretnie zaobserwowany efekt Crabtee, który nasi bohaterowie wykształcili, aby żerować na roślinach zawierających dużo cukrów. Gdy taki owoc zostaje uszkodzony, mikroorganizmy rozpoczynają zajadłą walkę o dominację nad dostępem do jego słodkich węglowodanów. Drożdże zwykle wygrywają wyścig, ponieważ przy wysokim stężeniu cukrów korzystają z tlenu, tylko aby gwałtownie się namnożyć. W chwilę potem rozpoczynają szesnastokrotnie mniej efektywny sposób wytwarzania energii, produkując alkohol, który jest toksyczny dla większości innych mikroorganizmów i w najgorszym wypadku mocno ogranicza ich wzrost (to, że wybierają mniej efektywny sposób pozyskania masy, jest właśnie efektem Crabtee). Dopiero po osiągnięciu pewnego stężenia alkoholu, który mógłby być dla nich niebezpieczny, mając dostęp do tlenu, rozkładają go na aldehyd octowy, wykorzystywany dalej do uzyskania energii[7]. W efekcie dominują środowisko i niszczą ściany komórkowe owocu, jednocześnie chroniąc go przed bakteriami, które błyskawicznie namnożyłyby się na jego powierzchni i przyśpieszyły proces gnicia. W tym miejscu chciałbym wprowadzić nowego bohatera. To muszka owocowa zwana przez polskich biologów (zapewne dla ułatwienia) wywilżną karłowatą. Z pozoru reprezentuje ciemną stronę mocy, ponieważ żywi się drożdżami (choć nie pogardzi przejrzałymi owocami i ich sokiem, albo resztkami organicznymi czy grzybami). Przyciągają ją ulotne, owocowe aromaty jabłka czy brzoskwiń, a już zupełnie wariuje, czując słodki aromat banana. Brzmi znajomo? Według najnowszych badań to właśnie estry pochodzące od drożdży, a nie owoców, przyciągają do siebie muszki[8]. Na pierwszy rzut oka to kolejny przykład na to, jak drożdże poświęcają część swojej populacji i pożywienia, aby dostać się do cukrów zawartych w owocach, ponieważ muszki naruszają jego strukturę i składają larwy w miąższu, ułatwiając drożdżom dostęp do soku. Okazuje się też, że niektóre drożdże (zależnie od ilości i gatunku) przeżywają wycieczkę po żołądkowo-jelitowym układzie insekta, dzięki czemu ten przenosi je na kolejne owoce[9]. Jednym z nich jest Saccharomyces cerevisiae[10]. Nie przypadkiem w browarach i multitapach muszki owocówki roją się niczym miłośnicy dobrego piwa. Najchętniej żerują na świeżych drożdżach, brzydząc się starymi i wyschniętymi. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że skonsumowane mikroorganizmy mają znaczny wpływ na zachowanie się muszek, a w szczególności, jakie zapachy je przyciągają, jakie owoce preferują i jak szybko się rozwijają. Drożdże wspomagają nawet ich układ immunologiczny! I choć młode muszki nie mają swoich preferencji względem konkretnych odmian drożdży, nabierają ich po pierwszym śniadaniu. Ciekawostką jest również, że optimum rozwoju owady osiągają w temperaturach, w których drożdże wytwarzają właśnie najwięcej aromatów (ok. 25°C). Taki związek dwóch organizmów nazywa się mutualizmem fakultatywnym. Jest podobny do symbiozy, ale nie jest konieczny do przetrwania każdego z gatunków. Ponieważ jednak drożdże w większy sposób wpływają na owada niż ten na populację grzybów, możemy śmiało postawić tezę, że jest to tak naprawdę egzaptacja[11]. Czyli, mówiąc prostszym językiem, drożdże wytworzyły nową cechę, która sprzyja ich adaptacji. Tak jak wcześniej wytwarzanie alkoholu w odpowiednich warunkach pomogło im zdominować środowisko. Drożdże, produkując estry, przyzywają do siebie muszkę owocową, aby nakarmić ją swoimi komórkami i wydzielinami, a następnie z jej pomocą zasiedlić nowe środowiska. Choć jesteśmy dużo bardziej skomplikowanymi organizmami, w tym miejscu zupełnie naturalnie powinniście już poczuć niewielki niepokój. Mikrobowy konglomerat Jednak nie tylko drożdże zamieszkują muszki owocowe. Od eonów była to triada szczególnych mikroorganizmów, czyli: grzyby (głównie drożdże, ale nie tylko), bakterie kwasu mlekowego i octowego. Te same, które spotykamy w piwach warzonych tradycyjnymi metodami, choć drożdże zawsze wiodły w tej grupie prym. Przez tysiące lat wspólnej koegzystencji chroniły nas i dbały o to, abyśmy byli zdrowi. Przemieniały zatrutą wodę w pełne witaminy B i składników odżywczych piwo, które świetnie uzupełniało dietę ubogą w mięso. Drożdże piwne, wraz z bakteriami, na stałe zmieniły nie tylko wnętrze owocówek, ale też florę jelit naszych przodków. I zaczęły z nimi rozmawiać. O ile niektóre bakterie kwasu mlekowego po prostu zamieszkały w naszych ciałach, o tyle żywe drożdże piwne zwykle nie funkcjonują we wnętrzu i na skórze człowieka[12], a jeśli tak, to raczej są to stany chorobowe – ich komórki unieszkodliwiane są przez specjalne przeciwciała[13]. Jednak sam skład piwa, włączając w to komórki drożdży (żywe czy martwe), ma istotny wpływ na mało dotychczas zbadane relacje między tysiącami drobnoustrojów zamieszkujących nasze jelita. Niektóre z bakterii, którym wyjątkowo smakuje konsumowane przez nas piwo, wytwarzają substancje informujące nasz system immunologiczny i mózg, że tego właśnie potrzebujemy. Ponieważ 90% serotoniny wytwarzane jest właśnie w błonie śluzowej jelit, zależnie od tego, co jemy (jej syntezę pobudza np. czekolada) i jakie organizmy jedzenie to rozkładają, czujemy się lepiej, kiedy im dogadzamy. A ponieważ to mózg decyduje, kiedy i co konsumujemy, nasza mikroflora motywuje nas, abyśmy dostarczyli kolejną porcję smakowitego piwa. Niestety poszczególne zależności między mikroorganizmami i naszym ciałem są jeszcze mało znane[14]. Wspomniana grupa mikrobów przez lata wychowywała człowieka, żądając od niego jedynie udoskonalenia przygotowywanego dla nich pokarmu i warunków fermentacji. Udane warki nagradzała przyjemnymi wieczorami, a nieudane karały kacem. Z początku człowiek nie uczył się zbyt szybko, choć fermentacją zajmowały się jedne z największych umysłów, ale z czasem udoskonalił proces produkcji niemalże do perfekcji i zbudował wielkie browary dokarmiające drożdże na masową skalę. Z czym do ludzi? Nie wiadomo do końca dlaczego, ale w XX wieku, tradycyjne piwa dzikie i górnej fermentacji niemal zupełnie przestały być warzone, a nasze życie zdominował Saccharomyces pastorianus, który z początku jeszcze lepiej podporządkował sobie nowego nosiciela. Nauczył go przygotowywać idealny pokarm – brzeczkę piwną ze słodu jęczmiennego. Po raz pierwszy też uzyskał niepodzielną dominację – pozbył się konkurencji w postaci innych szczepów i bakterii i sam zaczął królować w gigantycznych tankofermentorach. Jakże pyrrusowe okazało się jednak to zwycięstwo, kiedy blaszane królestwo zamieniło się w złota klatkę, która mimo swojej wartości została zwykłym więzieniem. Coś musiało zawieść w tym idealnym planie dominacji nad światem, ponieważ na masową skalę ludzie upowszechnili swoje najnowsze odkrycia: najpierw pasteryzację, potem mikrofiltrację, która usunęła z piwa nawet nieaktywne komórki drożdży. W codziennym życiu coraz mniej łączyło nas z cywilizacją, która towarzyszyła ludzkości od tysięcy lat. Musiało to zmienić samego człowieka i zamieszkującą go florę. Nastał czas okropnych, ogólnoeuropejskich wojen na masową skalę i rosła też liczba samobójstw (może z powodu braku serotoniny?). Kulminacją tego dziwnego, ogólnoświatowego trendu było – z punktu widzenia drożdży – zupełnie niezrozumiałe szaleństwo i anarchia, zwana prohibicją, która na wiele lat wyczyściła amerykańskie jelita, z rzadka dezynfekowane na domiar destylowanym w ukryciu spirytusem. Przez lata wydawało się, że wszystko zostało już stracone. Trudno powiedzieć, co się zmieniło. Pojawiły się nowe technologie? Nowe szczepy bakterii? A może sama natura nie mogła znieść tej smutnej próżni, która nastała po odejściu drożdży? Może trochę zmądrzeliśmy (sic!), a może drożdże piwne znalazły nowego sojusznika w coraz większych dawkach chmielu, który ograniczał wzrost bakterii? Może po prostu nie trzeba było już pasteryzować piwa, które nie psuło się mimo braku pasteryzacji? Faktem jednak jest, że dzięki współpracy tysięcy piwowarów domowych, którzy znów uczynili z siebie bezwolne maszyny, opętane realizacją wyższego celu, drożdże jeszcze raz ujarzmiły człowieka, rozpoczynając erę, którą nazywamy piwną rewolucją. Czy tak faktycznie się wydarzyło? W opowiedzianej przeze mnie historii są jeszcze białe plamy, które na pewno dopiero rozjaśni nauka lub dopowie gawęda nad szklaneczką gęstego niefiltrowanego piwa. Jestem tego pewien. Ponieważ wystarczy zaledwie parę piw, aby dojść do logicznego wniosku, że pierwszymi zwierzątkami udomowionymi przez drożdże byli właśnie ludzie. Przypisy: [1] https://www.nature.com/news/yeast-suggests-speedy-start-for-multicellular-life-1.9810 [2] http://www.pnas.org/content/109/5/1595 [3] W „Śniadaniu Mistrzów” Kurt Vonnegut wspomina o fikcyjnej postaci, swoim alter ego pisarza, który napisał opowiadanie „w formie rozmowy między dwoma drożdżami. Spożywając cukier i dusząc się we własnych ekskrementach dyskutowały nad celem życia. Z powodu swej ograniczonej inteligencji nigdy nie wpadły na to, że robią szampana”. [4] Swego czasu urzekła mnie teoria spiskowa, według której Jezus tak naprawdę w Kanie Galilejskiej zamienił wodę w piwo, ponieważ słowo użyte w języku hebrajskim oznacza sfermentowany napój, niestety okazało się to nieprawdą, a szkoda: https://nadziejaniezawodzi.wordpress.com/tag/hebrajski/ [5] Nie jestem w stanie oszacować ilości publikacji na temat drożdży. Badając je uczymy się o biologii poszczególnych komórek, szlakach metabolicznych, sztucznej inteligencji, inteligencji rozproszonej i wielu, wielu innych. [6] O tych radosnych chłopakach można, trzeba i z pewnością napisze się oddzielne artykuły i książki, początkującym polecam tekst redakcyjnej koleżanki: http://blog.homebrewing.pl/charakterystyka-drozdzy-brettanomyces/ [7] Na marginesie Brettanomyces przetwarzają glukozę na alkohol w środowisku tlenowym, a nie robią tego, gdy pozbawione są dostępu do tlenu. [8]https://besjournals.onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/j.1365-2435.2012.02006.x [9]http://aem.asm.org/content/78/20/7327.full [10] Przy czym Brettanomyces wytwarzają estry głównie, kiedy fermentują cukry bez pomocy innych drożdży. Nie wiadomo jak z poszczególnymi szczepami, ale np. Brettanomyces naardenensis giną zjedzone przez muszkę owocową: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4556146/ [11]https://www.researchgate.net/publication/325875526_Do_yeasts_and_Drosophila_interact_just_by_chance [12] Choć inne odmiany tzw. drożdży probiotycznych uznawane są za pożądane, część piwowarów stosuje je nawet do fermentacji piw. [13] Przeciwciała te, wytworzony do walki przeciw drożdżom, mają nadal wpływ na działanie naszego organizmu: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC187603/ [14] https://www.youtube.com/watch?v=VzPD009qTN4&t=332s The post Jak drożdże uratowały świat appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
[Blog Dori]Warunki poprawnej filtracji i wysładzania zacieru
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Filtracja zacieru, to jeden z etapów procesu przygotowania brzeczki, który czasami spędza sen z powiek, zwłaszcza początkującym piwowarom. Każdemu piwowarowi wcześniej, czy później filtracja „utknie” i wówczas pojawiają się wpisy na forach i grupach piwowarskich”Ratunku! Filtracja utknęła, co robić?” Zacznijmy od tego co robić, aby filtracja nie utknęła. Jeśli stosujesz […] View the full article -
Browar Łąkomin zapisał się w annałach rodzimego piwowarstwa tym, że jako pierwszy wykorzystał beczki po miodzie pitnym do leżakowania swoich piw. Teraz ekipa browaru nawiedziła Wawę i zaproponowała małą degustację. Zatem wraz z kuzynem Darkiem sprawdzamy Basiora (American Barleywine) i Srogiego Niedźwiedzia (RIS)! A na rozgrzewkę Der Amerikaner (American German Pilsner) i AmeryLANin (American Wheat). W pierwszej części nasze wrażenia z degustacji, w drugiej rozmowa z Arturem Molendą! View the full article
-
Częstym zjawiskiem w Polsce jest gloryfikowanie piw zagranicznych, co przejawia się m.in poprzez wystawianie im z automatu dużo wyższych ocen w serwisach ratingowych niż piwom rodzimym. Niekiedy towarzyszy temu wypowiadanie się z pogardą o całym polskim “krafciku”, który ma uchodzić jedynie za ubogiego krewnego prawdziwego craftu z zagranicy. Zastanówmy się, czy jest to podejście słuszne oraz z czego ono wynika. Pełny obraz sytuacji Nie sposób nie zacząć od tego skąd większość polskich beer geeków bierze wiedzę na temat poziomu zagranicznego piwa rzemieślniczego. Przecież ci, którzy rzeczywiście dużo podróżują, to jedynie ich skromny odsetek. Opinię zatem wyrabiają sobie na podstawie piw dostępnych u nas, a importy, które docierają do Polski to z reguły górna półka z danego kraju, przeselekcjonowana przez dystrybutora. Nie można na jej podstawie stwierdzić, jaki jest ogólny poziom piwowarstwa. Ich duża część to piwa wyjątkowe, “wyhajpowane”, z wysokimi ocenami w internecie. Lepszy start Potencjał “sztosowy” zagranicznych piw jest dużo wyższy już na starcie z racji ograniczonej podaży i wysokiej ceny. A to przecież dwa główne aspekty przy pomocy których browary starają się wykreować sztosy. O ile jednak w przypadku polskich producentów jest to posunięcie ryzykowne, tak w przypadku piw zagranicznych jest to po prostu naturalne. W końcu jeśli cena polskiego piwa będzie wysoka, a nie zdobędzie ono serc beer geeków, to browarnicy narażą się na odwrotny skutek od zamierzonego. Cena czyni jakość? Sama wysoka cena przyczynia się do wykreowania jakościowego wizerunku produktu. W końcu powszechne jest przekonanie, że jeśli coś jest drogie, to świadczy to o wysokiej jakości. Tymczasem w Polsce mamy jedno z najtańszych piw rzemieślniczych w Europie. Tak, tak moi mili, jakkolwiek niepopularnie zabrzmi to stwierdzenie, to spójrzmy prawdzie w oczy – nawet Węgrzy czy Rumuni sprzedają swoje crafty nieco drożej. Wizerunek Często, choć nie zawsze zagraniczni producenci przykładają dużą wagę opakowania i wizerunku piwa, czyli nie tylko dbają o to by ich produkt wyglądał atrakcyjnie i wyróżniał się na półce, ale i o to by zrobić wokół niego dużo szumu w mediach społecznościowych. Większość polskich producentów nie wkłada należytego wysiłku w te dwa aspekty. Są tu oczywiście wyjątki, weźmy np. taki Bell’s Black Note Stout z USA (10 miejsce w światowym TOP 50 ratebeera), którego etykieta wygląda jak zrobiona przez trzyletnie dziecko w Paincie. Nie zmienia to jednak faktu, że na poziom etykiet Omnipollo, czy marketingu Mikkellera nie wszedł jeszcze żaden rodzimy browar. Polski kompleks Lata izolacji i gospodarki centralnie sterowanej zrobiły swoje i choć okres największej fascynacji wszystkim, co zachodnie mamy już za sobą, to coś z tego zostało w postaci kompleksów wobec bogatszego zachodu. Swego rodzaju dowodem na to niech będzie to, że jeśli ktoś stawia zagraniczne piwa wyżej od polskich to zawsze ma na myśli te z zza zachodniej granicy, Skandynawii czy USA, a nigdy te od naszych wschodnich sąsiadów. Każda wizyta piwowara, czy właściciela zagranicznego browaru wzbudza u nas duże zainteresowanie. Lansik nie zaszkodzi W niektórych przypadkach nie bez znaczenia jest snobizm. Drogie, zagraniczne piwo to świetny sposób na odrobinę lansu w towarzystwie. Nie dość, że nikt go wcześniej nie widział, to jednocześnie jest ładnie opakowane. Jedyny minus, to 10 minut potrzebne na wytłumaczenie znajomym, co to właściwie jest to co pijemy, ale i to możemy zrobić tak, by ze swoim shakerem wypełnionym jakąś tam zwykłą polską IPA poczuli się jak ubogi krewny. No dobrze, ale jak to właściwie jest? Jak polskie piwa rzemieślnicze plasują się na tle europejskich, czy światowych konkurentów? Jeśli liczyłeś, drogi czytelniku, na prostą odpowiedź na to pytanie, to niestety będę zmuszony Cię zawieść. Choć staram się podróżować dużo, to w żadnym wypadku nie czuję się na siłach, by wyrokować w tej sprawie. Z całą pewnością jednak ogólny poziom polskiego craftu nie odbiega znacząco od europejskiej średniej i co najmniej w przypadku kilku krajów UE nie zawahałbym się autorytatywnie stwierdzić, że ogólnie rzecz ujmując ich piwo rzemieślnicze jest na niższym poziomie niż w Polsce. Jedno jest pewne, dopóki ktoś nie wyjedzie zagranicę i nie skosztuje przekroju tamtejszych piw na miejscu, to nie będzie w stanie jakkolwiek odnieść się do ogólnego poziomu craftu w danym kraju, a nawet gdy to już zrobi, to jego ogląd sytuacji będzie mocno ograniczony. Polecam wybrać się na któryś z zagranicznych festiwali, najlepiej taki, gdzie selekcja jest stosunkowo przypadkowa, bo to bardzo odświeża spojrzenie na to, co obecnie dzieje się w Polsce i zapewniam, że dla wielu osób konkluzja po takim wyjeździe będzie zaskoczeniem. The post Czy zagraniczne piwo jest lepsze? appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
[Blog Dori]Automatyczny kocioł COOBRA CB3 – 30l -test/pierwsze warzenie
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Najczęściej warzę piwo w zwykłym emaliowanym garnku, może dlatego że to ten sposób jest najbliższy idei „prawdziwego craftu”, może dlatego że wówczas mam bezpośrednią kontrolę nad każdym etapem, może dlatego, że wówczas wychodzą najładniejsze zdjęcia, …. a może po prostu z przyzwyczajenia. Co prawda w garażu stoi piękny Speidel Braumeister […] View the full article -
Naprawdę to moje pierwsze wideo z tego legendarnego miejsca w Warszawie?!? Najwyższy czas to nadrobić! View the full article
-
Po raz pierwszy niskoalkoholowe piwo w rzemieślniczym wydaniu zagościło na kranie. Sprawdzam w Kufle i Kapsle Powiśle! View the full article
-
W czwartym sezonie Warszawskich Bitew Piwnych pojawiłem się dopiero na bitwie numer dziesięć. Dobrze widzieć, że piwowarska karuzela kręci się nadal z impetem, mimo że jej stery trafiły w ręce innej ekipa organizacyjnej. Gospodarzem drugiej ćwierćfinałowej bitwy była Piwna Sprawa, w której ostatnio pojawiam się niepokojąco często. Skoro o tym mowa, to podobno w nadchodzący piątek znów debiutuje tu nowy polski browar. Macie tam jakiś śpiwór? Ale do rzeczy. Milkshake IPA – jedni uwielbiają, inni nienawidzą. Ja go lubię w wydaniu z obecną goryczką (w końcu to IPA), dobrze zaznaczoną obecnością owoców, delikatną laktozową gładkością tekstury i tylko śladową (o ile w ogóle) wanilią. Piwowarzy kreatywnie podeszli do rzeczy i przygotowali piwa z dodatkiem różnych owoców. Jak zatem wypadły ich piwa? Jak zawsze sprawdzam w ślepym teście: Michał Jarosiński (dodatek brzoskwini i moreli) – barwa pomarańczowa, mętna. Przegazowanie piwa skutkowało bardzo obfitą, dość drobną pianą. Aromat średnio intensywny, kojarzący się z bardziej z owocowymi motywami od nowofalowego chmielu. W smaku wyraźne jasne owoce pestkowe, lekka goryczka obecna na finiszu. Jarek Pycior/ Darek Krzykalski (dodatek wiśni). Po raz pierwszy w dziejach WBP piwo lane było z beczki, co więcej – za pomocą azotu! Opalizująca, jasnoczerwona barwa, zbita, obfita piana. Świetna prezencja. Aromat niestety dość nikły, z lekkim wiśniowym akcentem. Smak ultragładki od laktozy, piwo wprost prześlizgiwało się po języku. Nisko nasycone, z wyczuwalną wiśnią. Goryczki zero. Konrad Uściński (dodatek mango) – jasnopomarańczowe, mętne, ze średnio obfitą, dość drobną pianą. Wyraźny, przyjemny aromat zarówno mango, jak i innych egzotycznych owoców rodem z NE IPA plus odrobina laktozy. W smaku wyraźna ale krótka goryczka i sporo owocowego charakteru. Pomiędzy piwami Michała i Konrada zrobiłem dogrywkę, ostatecznie zagłosowałem na piwo Konrada. Tak też uczyniła zdecydowana większość uczestników bitwy. Wygrał Konrad Uściński (80 pkt.), przed Michałem Jarosińskim (36 pkt.) i Jarkiem Pyciorem i Darkiem Krzykalskim (34 pkt.). Gratulacje! Nie mogę nie wspomnieć o wizycie Kentakiego, który przywiózł ze sobą dwuletnie Black Flanders czyli górniak porter 18° leżakowany 1,5 roku w beczce po czerwonym winie! Ci którzy zostali dłużej mieli okazję spróbować, ja mam butelkę na zimę. Tymczasem kolejny ćwierćfinał odbędzie się 2 października w Drugim Dnie, a ja zapewne pojawię się na ostatnim – 9 października w Same Krafty vis-à-vis w stylu Brett Stout! View the full article
-
Lagery nieprzerwanie królują na półkach sklepowych. Ich pozycja jest raczej niezagrożona. Zwłaszcza, że wiele osób lubi delikatny smak i wyraźne właściwości orzeźwiające jasnych piw dolnej fermentacji. Dostrzegają to nawet browary rzemieślnicze, które coraz chętniej warzą pilsy. Czy jednak wśród piw górnej fermentacji da się znaleźć coś ciekawego? Ale, którego fan lagerów spożyłby ze smakiem? 1. Kölsch Jaśniutka barwa, idealna klarowność, drobne bąbelki CO2 lecą do góry szklanki. A na górze biała piana. W smaku nutki delikatne, lekko słodowe, nieco ciasteczkowe i czysta chmielowa goryczka. Bardzo orzeźwiające. Brzmi jak opis klasycznego pilsa? A to właśnie piwo kolońskie, czyli kölsch. Oryginalny – warzony jest wyłącznie w okolicach Kolonii, jednak browary rzemieślnicze od czasu do czasu sięgają po ten styl. Cecha szczególna? Drobny smaczek technologiczny. Otóż piwo jest fermentowane drożdżami górnej fermentacji i tu nie ma nic nadzwyczajnego. Później jednak jest leżakowane w niskiej temperaturze, tak, jak piwa dolnej fermentacji: lagery. Proces ten nazywa się właśnie lagerowaniem. Dlatego niektórzy uznają kölscha za hybrydę piwa górnej i dolej fermentacji. kraj pochodzenia: Niemcy zawartość alkoholu: 4,5-5% 2. Blond Ale Znane także jako belgian blond, a we Francji jako blonde. Jasne i całkiem treściwe piwo o typowo belgijskim charakterze. Specjalne drożdże i wyższa temperatura fermentacji tworzy bardzo ciekawą kombinację, uznawaną za znak rozpoznawczy piw z Belgii. Delikatna nuta aromatyczna kojarząca się z dojrzałymi, jasnymi owocami (estry) oraz lekko korzennymi, pieprznymi przyprawami (fenole). W połączeniu z lekką słodowością i smakiem biszkoptowym daje bardzo ciekawy efekt. Mimo lekkiej słodyczy piwo spożywa się bardzo lekko. Fani lagerów bywają zadziwieni jego bukietem. kraj pochodzenia: Belgia zawartość alkoholu: 5-7,5% 3. Golden Strong Ale Kolejne jasne piwo z Belgii. I wcale nie ostatnie, bo w niderlandzkim królestwie ciekawych piw jest co niemiara. Nazwa golden strong ale brzmi po angielsku, jako że została wymyślona przez amerykanów z BJCP. Napisu golden strong ale nie znajdzie się jednak na etykiecie tego piwa. Ale za to można odnaleźć tam ciekawe nazwy własne, jako, że piwa te przywykło określać się „szatańskimi”. Jest więc marka Duvel, czyli diabeł po flamandzku, jest i Lucyfer, Judasz, sam Satan, a nawet i Delirium Tremens z różowymi słoniami na etykiecie. Niektórzy twierdzą, że szatański przydomek wcale nie pochodzi od nazw piw, lecz od ich zdradliwości. Wyglądają one bowiem bardzo przystępnie – niczym klasyczny jasny lager, czy też pils. Jednak diabeł tkwi w ich mocy, która nierzadko oscyluje w okolicach 10% alkoholu. Co gorsza, niespecjalnie czuć to w smaku. Zdarza się czasem, że ktoś, kto nie spojrzy na zawartość alkoholu na etykiecie, niespodziewanie może poczuć na sobie ich piekielną moc. kraj pochodzenia: Belgia zawartość alkoholu: 7,5-11% The post Jasne, ale nie lager appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis
-
Wróciliśmy do Bułgarii. Czasem tak bywa, że chcesz pojechać na urlop w miejsce, gdzie masz już wszystko obcykane i nie musisz budować kompletnie nowego planu wyjazdu. Ponownie odwiedziliśmy fajne piwne miejsca w Burgas i sprawdziliśmy ofertę barów na plaży w Primorsku. Co się zmieniło od zeszłego roku? Materiału jest sporo, zapraszam do oglądania! View the full article
-
Już po raz drugi na konkursie Vikinga piwowarzy skrzyżowali łyżki piwowarskie. Tym razem motywem przewodnim była wariacja na temat grodziskiego. Późnym porankiem 8 września 2018 w pałacu Piotrawin zebrało się kilkanaście osób związanych z piwem rzemieślniczym. Piwowarzy zawodowi, blogerzy, uznani piwowarzy domowi – wszyscy pełni sił do całodniowego warzenia. Kibicowała im zebrana publiczność, która odwiedzała równolegle odbywające się Chmielobranie (więcej o tej imprezie tutaj). Słód, chmiel i drożdże Konkurs został zorganizowany przez słodownię Viking Malt, która zaopatruje w słód zarówno browary przemysłowe, jak i te domowe. A jako, że konkurs rozgrywał się podczas Chmielobrania Polish Hops, zatem i chmielu nie brakowało. Jeśli dodać do tego Fermentum Mobile, czyli polskiego producenta drożdży i Browamatora, czyli dostawcę sprzętu, to mamy wszystko, co potrzeba do uwarzenia piwa. Warto też wspomnieć o wsparciu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Jego prezes Artur Kamiński, cały dzień biegał z mikrofonem, wytrwale przepytywał uczestników, nagrywał filmy, animował i – jednym słowem: nakręcał całą imprezę. Drużyny Szczęśliwa szesnastka uczestników została podzielona na cztery drużyny. W każdej znalazło się czterech uczestników prowadzonych przez kapitana, doświadczonego piwowara-rzemieślnika. Każdy z nich otrzymał koszulkę z symbolem Viking Malt w kolorze swojej drużyny: szarej, białej, czerwonej lub czarnej. Żeby zachować maksymalną neutralność, uczestnicy zostali do drużyn rozlosowani, jednak według klucza: w każdej drużynie piwowar rzemieślnik, piwowar domowy, bloger, oraz „szczęściarz”. Do tej ostatniej kategorii mogli się zaliczyć ci, którzy do konkursu zgłosili się samodzielnie, aplikując na stronie Viking Malt. Żeby zakwalifikować się do Brewmaster Challenge musieli nakręcić film, w którym udowodnią, że nadają się na piwowara. W ten sposób do konkursu zakwalifikował się chociażby Huber Krech, który jest znaną postacią piwowarską w Kotlinie Kłodzkiej. Skład drużyn: szara: Jakub Piesio, Magda Bergmann, Hubert Krech, Piotr Pszczółkowski biała: Krzysztof Juszczuk, Małgorzata Węgierska, Przemek Iwanek, Marcin Lichtarski czerwona: Darek Piecuch, Mateusz Waszczuk, Michał Janiak, Dominik Połeć czarna: Tomasz Michalski, Łukasz Szynkiewicz, Michał Stemplowski, Artur Kaleta Rywalizacja Gdy drużyny zostały wybrane, przyszła pora na test. Uczestnicy musieli się zmierzyć z 30 trudnymi piwowarskimi pytaniami. Motywacją były nagrody: czyli sprzęt, na jakim będą mieli warzyć piwo. Warto było się starać, by uzyskać jak najlepsze wyposażenie, jak na przykład Braumeistera, czyli automatyczny kociołek do warzenia. Gdy już drużyny skompletowały sprzęt można było zająć się właściwą pracą. Na początku – ustaleniem receptury i dodatków. Piwem konkursowym była wariacja na temat grodziskiego, zatem podstawą był wędzony słód. Trzeba było dobrze zastanowić się, jaki tak właściwie ma być ten grodzisz. Ile ekstraktu, alkoholu, jaki skład i jakie dodatki. A trzeba przyznać, że wybór tych ostatnich był szalony. Po konsultacjach zapadły decyzje: szarzy warzą imperialnego grodzisza, biali z dodatkiem herbaty lapsang, soku jabłkowego, malin, śliwek i dzikich drożdży, czerwoni z kwiatem klitorii barwiącym na niebiesko, a czarni z malinami, jaśminem i bakteriami kwaszącymi. Co z tego wyszło? Warzenie trwało cały dzień. Zaś wieczorem była okazja do bliższego poznania się i zabawy. W altance królowała gitara Filipa i chóralne śpiewy, a w środku merytoryczne dyskusje przy piwie i konkursy Chmielobrania. A co wyszło z piwa? Które okaże się najlepsze? Przekonamy się prawdopodobnie 8 grudnia 2018 roku w Warszawie. W multitapie The Taps będzie okazja spróbować wszystkich piw i przekonać się, która drużyna okazała się najlepsza. zdjęcia dzięki uprzejmości Viking Malt The post Viking Brewmaster Challenge 2018 – relacja appeared first on Kraftmagia. Przeczytaj cały wpis