Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 691
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Mimo, że każde miejsce mojego pobytu na Białorusi mogę opisać jedynie w samych superlatywach, to po dłuższym namyśle mogę stwierdzić, że najprzyjemniej spędziłem czas w jednym z największych miast na Białorusi, w Witebsku. Co prawda, czuć w nim wielkomiejski charakter, jednakże jest jednym z nielicznych miejsc na Białorusi, gdzie styka się tutaj architektura socrealistyczna z architekturą z przełomu wieku XIX i XX. Wspomniana kombinacja tworzy wyjątkowo urodziwą całość, która idealnie wpasowuje się w wakacyjną miejscówkę. Czy przesadzam? Skądże znowu! Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Począwszy od spaceru po głównej arterii wybudowanej zgodnie z duchem socrealizmu, po przechadzce po starym, autentycznym mieście, gdzie w około otaczają nas pięknie zadbane stuletnie kamieniczki, które nie jako prowadzą nas do wzgórze katedralne, gdzie znajduje się z XVII wieku monumentalna cerkiew. A to jeszcze nie wszystko. Dla tych, co chcą zaczerpnąć łyk spokoju, czeka na nich dobrze utrzymany park, obfitujący w wiele atrakcji dla ciała i ducha, który ciągnie się setki merów wzdłuż brzegu rzeki Dźwiny. Jednakże jak łatwo się domyśleć, nie tylko te atrakcje skusiły nas do odbycia kilkugodzinnej podróży z Mińska. Są nimi browar restauracyjny Lyamus, położony dość daleko od centrum, w typowej dla tego rejonu sypialni miasta oraz jeden z najstarszych browarów przemysłowych działających na terenie Białorusi. Dvinsky Brovar (Двинский бровар), bo to on jest dzisiejszym bohaterem, powstał w 1875 roku, na zachodnim brzegu Dźwiny, tuż koło pięknie zachowanych do dnia dzisiejszego rezydencji należących niegdyś do fabrykantów władających tym miastem. Pierwsze zetkniecie z browarem, może nieco odstręczać ale jednocześnie intrygować. Otóż, nie przekraczając bramy browaru możemy zobaczyć, ba, nawet i dotknąć zabudowań browaru pochodzących z różnych czasów. I tak oto budynek, gdzie znajduje się doskonale zaopatrzony firmowy sklep browaru pochodzi z początku lat działalności firmy, natomiast budynek administracyjny oraz brama browaru pochodzą z lat 20tych XX wieku. Jednakże to co najlepsze znajduje się już za bramą. Każdy, kto przekroczy pierwszy raz próg browaru, kieruje swoje kroki do budynku, gdzie niegdyś znajdowały się piwnice fermentacyjno-leżakowe. Obecnie prócz ciemnych i długich piwnic, które przesiąknięte są piękną historią, nic tam więcej nie znajdziemy. Szkoda, co prawda do niedawna była idea, aby ożywić to miejsce, tworząc muzeum, niestety ze względu na duże koszta adaptacyjne z pomysłu zrezygnowano. Kolejnym, a jednocześnie najważniejszym przystankiem naszej wycieczki po tym terenie, była wizyta w budynku, gdzie obecnie odbywa się cały proces produkcyjny Dvinskyego browaru. Co prawda, całość nie jest już tak urodziwa, jak reszta zabytkowych zabudowań, to i tak bije z niego przyjemna aura. Wybudowany został od podstaw w 2004 roku na wzorze niemieckiego browaru z Monheim. Wewnątrz zabudowań znajdziemy trójnaczyniową warzelnię niemieckiej produkcji, która rocznie produkuje sto tysięcy hektolitrów piwa oraz około dwudziestu pionowych tankofermentatorów różnej pojemności. Co ciekawe browar nie ogranicza się produkcji bądź co bądź wyjątkowo smacznych klasycznych gatunków ale również warzy, pod marką Kvadrat, odważne nowofalowe style. Kto by się spodziewał, że właśnie tutaj produkuje się takie piwa jak: Red IPA (16,5blg), Wittbier (11,0blg), American Amber Ale (16,0blg), American Pale Ale (14,0blg) czy też bałtycki Porter (19,0blg). Dodatkowo, okazjonalnie ze względu na organizowany rok rocznie festiwal piwa odbywający się na terenie browaru, warzy specjalne piwo, które co roku jest inne. W tym roku był to owocowy milkshake. Mimo, że wszystkie te piwa okazały się wyjątkowo smaczne, moją główną uwagę przyciągnęły lagery, które uważam za najsmaczniejsze jakie powstają na terenie całej Białorusi. Wszystkie począwszy od jasnej 11 i 12 a skończywszy na ciemnej 12 smakowały obłędnie. Cóż mogę dodać więcej. Koniecznie musicie skosztować ich wyrobów a najlepiej wybrać się do samego Witebska. Gorąco Was do tego pomysłu namawiam. Polecam! . . Puste już, nieczynne piwnice leżakowe . . . . Jasna, niefiltrowana 11tka . Niefitrowany porter, mmmmmm… . . Wybiórcza oferta browaru . View the full article
  2. Mimo, że każde miejsce mojego pobytu na Białorusi mogę opisać jedynie w samych superlatywach, to po dłuższym namyśle mogę stwierdzić, że najprzyjemniej spędziłem czas w jednym z największych miast na Białorusi, w Witebsku. Co prawda, czuć w nim wielkomiejski charakter, jednakże jest jednym z nielicznych miejsc na Białorusi, gdzie styka się tutaj architektura socrealistyczna z architekturą z przełomu wieku XIX i XX. Wspomniana kombinacja tworzy wyjątkowo urodziwą całość, która idealnie wpasowuje się w wakacyjną miejscówkę. Czy przesadzam? Skądże znowu! Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Począwszy od spaceru po głównej arterii wybudowanej zgodnie z duchem socrealizmu, po przechadzce po starym, autentycznym mieście, gdzie w około otaczają nas pięknie zadbane stuletnie kamieniczki, które nie jako prowadzą nas do wzgórze katedralne, gdzie znajduje się z XVII wieku monumentalna cerkiew. A to jeszcze nie wszystko. Dla tych, co chcą zaczerpnąć łyk spokoju, czeka na nich dobrze utrzymany park, obfitujący w wiele atrakcji dla ciała i ducha, który ciągnie się setki merów wzdłuż brzegu rzeki Dźwiny. Jednakże jak łatwo się domyśleć, nie tylko te atrakcje skusiły nas do odbycia kilkugodzinnej podróży z Mińska. Są nimi browar restauracyjny Lyamus, położony dość daleko od centrum, w typowej dla tego rejonu sypialni miasta oraz jeden z najstarszych browarów przemysłowych działających na terenie Białorusi. Dvinsky Brovar (Двинский бровар), bo to on jest dzisiejszym bohaterem, powstał w 1875 roku, na zachodnim brzegu Dźwiny, tuż koło pięknie zachowanych do dnia dzisiejszego rezydencji należących niegdyś do fabrykantów władających tym miastem. Pierwsze zetkniecie z browarem, może nieco odstręczać ale jednocześnie intrygować. Otóż, nie przekraczając bramy browaru możemy zobaczyć, ba, nawet i dotknąć zabudowań browaru pochodzących z różnych czasów. I tak oto budynek, gdzie znajduje się doskonale zaopatrzony firmowy sklep browaru pochodzi z początku lat działalności firmy, natomiast budynek administracyjny oraz brama browaru pochodzą z lat 20tych XX wieku. Jednakże to co najlepsze znajduje się już za bramą. Każdy, kto przekroczy pierwszy raz próg browaru, kieruje swoje kroki do budynku, gdzie niegdyś znajdowały się piwnice fermentacyjno-leżakowe. Obecnie prócz ciemnych i długich piwnic, które przesiąknięte są piękną historią, nic tam więcej nie znajdziemy. Szkoda, co prawda do niedawna była idea, aby ożywić to miejsce, tworząc muzeum, niestety ze względu na duże koszta adaptacyjne z pomysłu zrezygnowano. Kolejnym, a jednocześnie najważniejszym przystankiem naszej wycieczki po tym terenie, była wizyta w budynku, gdzie obecnie odbywa się cały proces produkcyjny Dvinskyego browaru. Co prawda, całość nie jest już tak urodziwa, jak reszta zabytkowych zabudowań, to i tak bije z niego przyjemna aura. Wybudowany został od podstaw w 2004 roku na wzorze niemieckiego browaru z Monheim. Wewnątrz zabudowań znajdziemy trójnaczyniową warzelnię niemieckiej produkcji, która rocznie produkuje sto tysięcy hektolitrów piwa oraz około dwudziestu pionowych tankofermentatorów różnej pojemności. Co ciekawe browar nie ogranicza się produkcji bądź co bądź wyjątkowo smacznych klasycznych gatunków ale również warzy, pod marką Kvadrat, odważne nowofalowe style. Kto by się spodziewał, że właśnie tutaj produkuje się takie piwa jak: Red IPA (16,5blg), Wittbier (11,0blg), American Amber Ale (16,0blg), American Pale Ale (14,0blg) czy też bałtycki Porter (19,0blg). Dodatkowo, okazjonalnie ze względu na organizowany rok rocznie festiwal piwa odbywający się na terenie browaru, warzy specjalne piwo, które co roku jest inne. W tym roku był to owocowy milkshake. Mimo, że wszystkie te piwa okazały się wyjątkowo smaczne, moją główną uwagę przyciągnęły lagery, które uważam za najsmaczniejsze jakie powstają na terenie całej Białorusi. Wszystkie począwszy od jasnej 11 i 12 a skończywszy na ciemnej 12 smakowały obłędnie. Cóż mogę dodać więcej. Koniecznie musicie skosztować ich wyrobów a najlepiej wybrać się do samego Witebska. Gorąco Was do tego pomysłu namawiam. Polecam! . . Puste już, nieczynne piwnice leżakowe . . . . Jasna, niefiltrowana 11tka . Niefitrowany porter, mmmmmm… . . Wybiórcza oferta browaru . View the full article
  3. Jak wypadła trzecia edycja artezanowego festiwalu? Utrzymany został limit trzech obecnych na imprezie browarów. To dobrze. W tym roku gośćmi były Ziemia Obiecana i Zakładowy. Każdy oferował minimum 5 piw więc nie było opcji, by znudzić się dostępnym wyborem. Szkoda tylko, że znów muszę powtórzyć zarzut z ubiegłego roku – brak niskoalkoholowego ( >3,5%) piwa. Tym razem jednak o dobrą formę uczestników zadbały Koleje Mazowieckie, wycinając po 21:44 wszystkie powrotne pociągi do Wawy. Przejęło się tym zaledwie kilkadziesiąt osób wracających ostatnim kursem. Czyżby pozostała, całkiem liczna reszta, zdała się na Ubera? Możliwe. Jeszcze jakieś zaskoczenia? Na pewno to, że do jakiejś 17-tej impreza zgromadziła góra setkę osób. Potem jednak nastały kolejki, jakie Błonie po raz ostatni widziały zapewne w Polsce Ludowej. Na frekwencję zatem nie można było narzekać, przynajmniej dnia pierwszego. Bo drugiego już do Błonia nie zawitałem. Aura raczej nie sprzyjała, a i oczekiwanych gwiazdorskich porażek na mundialu, nie można było na miejscu przyobserwować… Co dobrego z piw? Urodzinowa VI od Artezana na bogato w kwestii chmielu. Wcale nie cebulowo-naftowo-albedowy aromat, za to cytrus i tropik, a w smaku solidna ale krótka goryczka. Inne podejście prezentowało Piwko od Ziemi Obiecanej. To idealny entry-level w kwestii IPA – bardzo pijalne, przypominające łatwo przyswajalną wersję midwest. Ciekawe było przygotowane specjalnie na imprezę Wczasy w Zgierzu z Marakują. Intrygujący miks kwaskowej, owocowej nuty marakui i całkiem wyrazistej goryczki. Zakładowy pospieszył się z premierą swego Kombajna Żbożowego – było jeszcze za młode. Za to w częstym użyciu były jak zwykle rewelacyjnie odświeżające Sokowirówki (obydwie wersje) i Działkowiec. Swoją drogą myślałem, że te kwasy są lżejsze niż 4,7%! Prymat piwa najciekawszego dzierży jednak Samiec Alfa Laphroaig BA. Optymalne połączenie hardkorowej torfowości i fascynującej czekoladowej pełni smaku przy kompletnym ukryciu alkoholu. Świetne, jakże odmienne od bombonierkowych wersji Jeśli chcecie zobaczyć dyskusję na aktualne piwne kwestie, którą odbyłem z Łukaszem Kierskim (Browar Ziemia Obiecana), Jackiem Materskim (Browar Artezan) oraz Jarkiem Ośką i Michałem Paterem (Browar Zakładowy) zapraszam tutaj. A jak nie, to szybka fotogaleria! View the full article
  4. Jak zwiększyć atrakcyjność piwnych festiwali? Czy piwowarzy domowi zapewnią nową jakość na rynku piwa? Jak poszerzyć wątłą bazę odbiorców rzemiosła w Polsce? O tych i innych tematach rozmawiam z Łukaszem Kierskim (Browar Ziemia Obiecana), Jackiem Materskim (Browar Artezan) oraz Jarkiem Ośką i Michałem Paterem (Browar Zakładowy)! View the full article
  5. Za nami I Festiwal Piwowarów Domowych. Od dawna dało się słyszeć głosy, że podobnej imprezy, skupionej wyłącznie na piwowarstwie w skali domowej, w Polsce brakuje, zwłaszcza odkąd przestał istnieć pełniący podobną funkcję festiwal Birofilia. Dobrze się więc stało, że Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych zdecydowało się wziąć sprawy w swoje ręce. Idea i pozytywy Wydarzenie odbyło... Czytaj dalej Artykuł I Festiwal Piwowarów Domowych pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. View the full article
  6. Białoruś, przepiękna kraina, która fascynowała mnie od wielu lat. Niestety, ze względu na zawiłą politykę wizową, moje plany podróżnicze względem tego kraju, zawsze były spychane względem innych krajów, które prowadziły bardziej przychylną politykę migracyjną. Na całe szczęście ten uporczywy stan rzeczy, od jakiego czasu jest stopniowo łagodzony. Mimo, że do pełnego szczęścia jeszcze daleko, nasi rodacy mogą wybrać trzy warianty podróży na Białoruś, które nie wymagają wcześniejszego wyrobienia wizy. Pierwsze dwa warianty, ograniczają niestety nas dość mocno terytorialnie. Na całe szczęście stosunkowo niedawno wprowadzono w życie trzeci wariant, który pozwala podróżować po całej Białorusi bez jakichkolwiek ograniczeń. Jednakże, jak w każdym „ułatwieniu” tkwi haczyk. W tym wypadku, tkwią aż dwa. Po pierwsze, aby móc skorzystać z tego przywileju trzeba przylecieć a nie przyjechać. W tym wypadku, jedynym lotniskiem który pozwala na takie udogodnienie jest międzynarodowe lotnisko położone w niedalekiej odległości od Mińska. Kolejnym, jednakże najbardziej uciążliwym warunkiem do spełnienia jest to, że pobyt na białoruskiej ziemi nie może przekroczyć magicznych pięciu dni. Tak! Tylko pięć dni! Strasznie mało, jeżeli chce się tak wiele zobaczyć . Czy mimo tych przeciwności, warto wybrać się do tego kraju? O tym i kilku innych aspektach życia na Białorusi z perspektywy piwnego turysty, opowiem w kilku kolejnych wpisach. Zanim jednak przedstawię wam kilka fantastycznych browarów działających na tych ziemiach, warto sobie uzmysłowić, że loty na Białoruś w ostatnim okresie czasu dość znacznie potaniały. Z perspektywy polskiego turysty najdogodniej wybrać jedną z trzech linii lotniczych, która lata z naszego kraju i dociera do Mińska. Jest to nasz krajowy przewoźnik LOT, łotewski Airbaltic oraz ukraińska UIA . Kilka lat temu ceny biletów kształtowały się na poziomie tysiąca złotych, obecnie bez większej gimnastyki znajdziemy ceny w okolicy 600zł . Jednakże i tą cenę dość łatwo zbić jeżeli wyczekamy promocji. W naszym przypadku wybraliśmy ukraińskiego przewoźnika, który za cenę 420 złotych za osobę pozwolił nam dotrzeć bezproblemowo do stolicy Mińska a dodatkowo zaoferował nam dobową (planowaną, rzecz jasna!) przesiadkę w Kijowie. Prawda, że rozsądna cena! Samo powitanie przez służby białoruskie, jak i samo dotarcie do serca stolicy, przebiegło nad wyraz sprawnie, co tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że Białoruś da się pokochać! I faktycznie tak było! Ceny nie odstraszały, jedzenie okazało się znakomite, architektura wspaniała (pod warunkiem, że lubi się socrealizm) a ludzie przyjaźni. Nic tylko rozkoszować się pobytem na białoruskiej ziemi! Zanim jednak powrócę do wielkomiejskiego Mińska proponuje wam odskocznie, w postaci prowincjonalnego Polocka, położonego na północno wschodniej części kraju. Życie tutaj wyraźnie zwalnia. Brak wyjątkowych zabytków przekłada się na to, że byliśmy chyba jedynymi w tym czasie turystami odwiedzającymi tą miejscowość. Mimo to, odnaleźliśmy kilka przyjemnych zakątków, które cieszyły oko. Począwszy od urokliwego deptaku ciągnącego się wzdłuż najbardziej reprezentacyjnej ulicy Polocka, prospektu Skoriny, po przez pełen romantyzmu brzeg rzeki Dźwiny a skończywszy na miejskim placu, gdzie króluje pomnik sowieckiego gieroja. Jednakże nie ukrywam, że nie dla takich atrakcji pokonaliśmy dwu godziną drogę z Witebska. Główną zachętą, aby odwiedzić tą miejscowość był rzecz jasna browar, który już jako jedyny białoruski browar nie należy do żadnego koncernu piwowarskiego, a jednocześnie produkuje piwo na odrobinę większą skalę niż browary rzemieślnicze. Pivzavod Polock, bo to o nim chciałem dziś kilka słów dedykować, powstał w 1972 roku, na północnym skraju miasta, otoczony zewsząd gęstym iglastym lasem. Architekta browaru to typowa socrealistyczna sztampa przemysłowa , jakich wiele można zobaczyć w tej części świata. Będąc tuż przed bramą browaru, szybko zorientowałem się, że podobne sylwetki browarów widziałem w kilku innych post sowieckich krajach. No cóż, taka specyfika tego regionu. Na całe szczęście nie tylko to jest typowe dla tych browarów. Jest również do zaobserwowania serdeczna gościna, która przekłada się również na atmosferę wśród pracowników browaru. Nikt nie narzeka, wszyscy przyjaźnie są nastawieni do siebie. I w takiej oto atmosferze, po krótkiej prezentacji obu stron, przeszliśmy do zwiedzania browaru, który z wyjątkiem gruntownej modernizacji linii rozlewniczej przystosowanej włącznie do rozlewu w butelki typu PET , która miała miejsca dwa lata temu, browar nie przeszedł od trzydziestu lat żadnej większej modernizacji parku maszyn. Czy to wada? Nic bardziej mylnego! Dzięki temu każdy detal podwójcie cieszy. Piękna czteronaczyniowa warzelnia z końca lat 60tych XX wieku, wywarła na nas kolosalne wrażenie. Jednakże wisienką na torcie było nieco już zużyte korytko brzeczkowe. Całość dopełniało otoczenie, złożone ze starej pięknej posadzki, ściennej glazury oraz kobiecego personelu, który pracuje tutaj od początku działalności warzelni. Kolejnym etapem była wizyta w działach fermentacyjnym i leżakowym, znajdujących się w ciemnych kazamatach browaru, których najnowsze zbiorniki pochodzą z początku lat 80tych ubiegłego wieku. Zwieńczeniem wizyty była gościna w części administracyjnej, gdzie zaprezentowano nam pełny przegląd oferty jaka jest wyrabiana w tym przedsiębiorstwie oraz zostaliśmy poczęstowani wyśmienitą niefiltrowaną jasną 11tką. Głównym produktem browaru jest rzecz jasna jest piwo, które jest wyrabiane pod kilkunastoma markami. Obecnie browar oferuje cztery piwa jasne dolnej fermentacji (11blg, 12blg, 13blg oraz 18blg) oraz jedno ciemne, dolnej fermentacji (13blg), które większość trafia na rosyjski rynek. Pozostałą ofertę firmy uzupełnia woda mineralna, kwas chlebowy oraz koncentrat słodowy. Niestety jak to i u nas już bywało, piwa z Polocka są dostępne dosłownie w kilku punktach miasta. Mało tego, ze względu na prowincjonalny charakter tychże okolic praktycznie nie występuje gastronomia, co powoduje, że piwo z beczki praktycznie się nie uświadczy, chyba że zdecydujemy się nabyć piwo w jednym z punktów rozlewarek, których i tam nie brakuje. Jednakże najlepszym wyborem jest udanie się do przybrowarnianego sklepiku, w którym mamy pewność, że piwo jest świeże i oferuje pełną ofertę browaru. Kończąc nieco przydługawy wpis, chciałbym raz jeszcze Was przekonać do wyprawy do naszego wschodniego sąsiada. Odrzucie głupie stereotypy a przekonanie się szybko, że jedna podróż do tego kraju to stanowczo za mało! Ps. Piwo wcale nie jest gorsze od tamtejszych krajobrazów! . . . . . . View the full article
  7. Dobrych kilka lat temu powiedziałem Gzubom: Jak wybudujecie browar, na pewno pojawię się na Craft Beer Camp. W życiu bym nie pomyślał, że na spełnienie tego warunku będzie trzeba czekać aż tak długo. Ale w końcu wszystko jest jak należy i browar w Annopolu funkcjonuje już przeszło pół roku. Nie pozostało mi nic innego, jak spełnić dane słowo. Czym CBC, jak z angielska lubi nazywany być ten festiwal, różni się od innych? Sprawa podstawowa to tytularny camping. To niespotykane uczucie, kiedy jesteś na imprezie piwnej i nie trzeba myśleć o powrocie do domu, bo namiot masz kilka kroków stąd. A nie, czekaj. Przecież to motyw znany weteranom z osławionych Zlotów Browar.biz. Tyle, że tutaj zaplecze piwne jest zdecydowanie bardziej bogate. W tym roku na CBC pojawiło się aż 18 browarów! Całkiem sporo i spotkałem się z głosami, że rozrost imprezy pod tym względem nie jest krokiem w dobrą stronę. Zależy. Dla wystawiających się zapewne nie, dla odwiedzających jest ok. Można powiedzieć, że CBC ma być przede wszystkim imprezą regionalną, która po ostatnich dołowaniach różnorakich poznańskich festiwali dzielnie trzyma fason. Ale dlaczego nie gromadzić tu renomowanych browarów z całej Polski? Na tej edycji po raz pierwszy pojawiły się Palatum, Widawa, Kazimierz i PiwoWarownia. Byli też debiutanci – Wagabunda, Rock Jarocin i tradycyjna próbka z zagranicy – tym razem słowacki Berhet i niemiecki LaBieratorium. W mojej opinii warto, by na CBC pojawiały się browary na co dzień niedostępne w poznańskich sklepach i wielokranach. Ale to już oczywiście decyzja gospodarzy. Wszyscy zgodnie twierdzą, że CBC nie jest eventem, na którym się zarabia. To przede wszystkim impreza branżowa i jeśli browarom opłaca się tu pojawić, to w porządku. Nominalnie obowiązuje system żetonowy. Lane objętości bardzo słuszne – 150 oraz 300 ml. Jak się okazuje, mój postulat wyrugowania objętości 500 ml z piwnego festiwalu można spełnić. Nie ma porządnej imprezy bez muzyki. Na CBC podeszła mi szczególnie część piątkowa z rebelianckim performancem Padliny Szarika i z solidnie wykonującymi rockowe covery Ciszą. Nie było tu żadnej wywyższonej sceny, dystans między publiką a muzykami skrócony był do minimum. Dla mnie była to alegoria całego Craft Beer Camp. Egalitaryzm przede wszystkim, żadnego snobowania. Ważną częścią CBC jest sport. Jedni powiedzą, że przede wszystkim futbol. W porządku – był rozegrany mecz przygotowawczy przed nadchodzącym spotkaniem „na szczycie” – Czarni Chrząstawa vs Reprezentacja Polskiego Craftu. W kwestii kopanej, ja okupowałem chillkanapę stanowiącą centralne na CBC mundialowe audytorium. Aktywny sport jednak też był i tu specjalne podziękowania dla Michała Grossmana za zaszczepienie bakcyla rywalizacji w Klaska. Emocje na najwyższym poziomie, choć zapewne poziom rozgrywki w naszym wykonaniu odwrotnie do nich proporcjonalny. Szczerze polecam! CBC to oczywiście i piwo, więc parę słów na temat najciekawszych z nich, które udało mi się spróbować. Sour Mazal Adar Dagim od Golemów był rewelacyjnym początkiem. To zakwaszona kwasem mlekowym amerykańska pszenica z dodatkiem mirtu. Intensywny aromat kojarzący się z pomarańczą, trawą cytrynową i oczywiście specyficzny motyw mirtu. W smaku idealny balans między średniointensywną kwaśnością i dobrze zaznaczoną pomarańczą. Świetne piwo, choć według Artura Karpińskiego za mało kwaśne. Skosztujcie zatem obecnej warki, jest w punkt! Próbowałem też autorskie West Coast Session IPA uwarzone z Konstancinem. Rewelacyjny odchmielowy aromat, choć w smaku lekko piękąca goryczka. Tydzień powinien temu piwu wyjść na dobre. Gospodarze czyli Gzub serwowali m.in Melt – czteroprocentowy sour ale z jeżyną. Odpowiednio kwaśne, wyraźnie owocowe, z lekką słodyczą na finiszu. Mocno mangowy był Mango Weizen od Birbantów. Wymagające dla przeciętnego klienta okazało się natomiast Ra-bar-beer. To piwo od najmniejszego obecnie krajowego rzemieślnika – Browaru Wagabunda. Rześkie, kwasowe, cierpkie. Czyli mocno rabarbarowe, bez żadnej słodyczkowo-owocowej kontry. Inne ich piwa były równie niezorientowane konsumencko. Szacun, choć przy tej wielkości produkcji można sobie na to pozwolić. W kwaśnym klimacie swoje nowe piwo zaserwował Palatum. Saltamandra czyli Gose z trawa cytrynową i limonką było limonkowo-kwaskowe, rześkie i wytrawne. W pierwszym wrażeniu – z solą wyczuwalną wyłącznie w tle, jednak po wypiciu kilku łyków zostawiające w ustach słone odczucie. Bardzo jestem kontent z faktu, że Łukasz mocno wszedł w kwasy i zapowiedzi kolejnych projektów brzmią bardzo obiecująco. Z podobnie lekkokalibrowych piw bardzo podeszło mi Grodziskie od Trzech Kumpli. Druga warka tego piwa jest już dobrze nasycona. Wędzonka wyrazista przede wszystkim w aromacie, w smaku gubi swą moc, przez co piwo jest idealnie pijalne. Lekkie, orzeźwiające – było jak izotonik którym nawadniałem się kilka razy z rzędu w sobotnie przedpołudnie. A co z wysokim ballingiem? Tu wyróżnię Latającego Holendra ze Spółdzielczego. Podobał mi się tu interesujący rozdźwięk między aromatem i smakiem. W nosie intensywna czekolada, a w smaku totalna, esencjonalna kawa, co istotne pozbawiona kwaśności. Lekki motyw słodów palonych obecny, alkohol idealnie ukryty. Dobry, oldskulowy RIS! Podsumowując. Można stwierdzić, że CBC to głównie impreza branżowa. Jednak wystarczy popatrzeć na foty i zobaczyć, że pojawiło się tu sporo osób chcących po prostu napić się dobrego piwa w niezobowiązującej, przyjacielskiej atmosferze. CBC jest wyjątkowym wydarzeniem i cieszy, że przyciąga nowe osoby, chociażby takie jak my Fajnie w roku 2018 odkryć coś, co istnieje od 6 lat! PS. Materiał z wizytacji Browaru Gzub w kolejnym wpisie, a tymczasem wielkie dzięki dla gospodarzy, wszystkich browarów i odwiedzających za stworzenie panującego na CBC klimatu! View the full article
  8. Jedenasty odcinek podcastu o piwie - zaczynamy drugą dziesiątkę! ? W nim: newsy, świetny wywiad z Łukaszem Kojro z browaru Palatum. Dla piwowarów: druga część zakwaszania piwa w domu. Miłego słuchania! 01:35 - Newsy 10:42 - Wywiad z Łukaszem Kojro z Palatum 52:35 - Laboratorium o zakwaszaniu piwa Cykl artykułów o zakwaszaniu Bartosza Markowskiego: www.beerfreak.pl/warzenie-piw-kwa…h-lactobacillus/ Jesteśmy na: ? YouTube - https://goo.gl/KnPxLX ? SoundCloud - https://goo.gl/Yfbjmn ? iTunes - https://goo.gl/x4SFYk mp3: ?️ Google Drive - https://goo.gl/7XeEsh Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
  9. Jedenasty odcinek podcastu o piwie - zaczynamy drugą dziesiątkę! ? W nim: newsy, świetny wywiad z Łukaszem Kojro z browaru Palatum. Dla piwowarów: druga część zakwaszania piwa w domu. Miłego słuchania! 01:35 - Newsy 10:42 - Wywiad z Łukaszem Kojro z Palatum 52:35 - Laboratorium o zakwaszaniu piwa Cykl artykułów o zakwaszaniu Bartosza Markowskiego: www.beerfreak.pl/warzenie-piw-kwa…h-lactobacillus/ Jesteśmy na: ? YouTube - goo.gl/FQAaoV ? SoundCloude - goo.gl/e1ogR2 ? iTunes - goo.gl/x4SFYk Możesz też ściągnąć mp3: ?️ Google Drive - goo.gl/hKLe9t Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
  10. Odpowiedź Witnicy na Noteckie z Czarnkowa? Po nalaniu do szklanki pieni się umiarkowanie, kołderka piany jest bardzo ładna, choć dość szybko znika. Wygląd bardzo elegancki – nieskazitelny złoty kolor, drobniutkie bąbelki gazu. Nos łatwo wychwytuje przyjemny aromat chmielu na pierwszym planie i słód, początkowo w roli aktora drugoplanowego, z czasem przyćmiewający gwiazdora. Pytanie z pierwszego akapitu wiąże się z dość solidnym nachmieleniem Lubuskiego – na języku po każdym łyku pozostają wyraziste wspomnienia aromatycznej goryczki. Jest to bardzo miłe doznanie, czuć, że w browarze używa się dobrego chmielu. Od Noteckiego różni Lubuskie zawiesiście gęsta słodowa baza. Z czasem piwo robi się coraz cięższe i słodsze. Nie na tyle, by popsuć przyjemność obcowania z wytrawną goryczką, ale na tyle, by stwierdzić, że niewiele ma wspólnego z orzeźwiającym pilsem. Dobre piwo dla smakoszy piw słodowych z akcentami goryczkowymi. Górne rejony średniej półki. ==Radar== Alkohol: 6,1%, ekstrakt: nie podano Cena: 3,99 zł (Tesco) Ocena: 7/10 + dobrze nachmielone + bardzo konkretne, gęste w ustach – z czasem nieco zbyt słodkie – szybko znikająca piana View the full article
  11. Pisanie o piwie jest zadaniem naprawdę trudnym. Nie tylko dlatego, że zamiast się zrelaksować podczas degustacji trzeba ciągle wytężać zmysły i zapamiętywać swoje wrażenia, aby je potem zapisać. Także – a nawet przede wszystkim – dlatego, że piwa się ciągle zmieniają i recenzja sprzed kilku miesięcy może stracić rację bytu. Doskonały przykład to Lwówek Książęcy. Jakiś czas temu wystawiłem mu całkiem ładną notę 7,5. Teraz trafiła do mojej szklanki odświeżona wersja tego piwa. Zmieniła się etykieta, zmieniła zawartość alkoholu. Na etykiecie pojawił się dumny napis: Najlepsze polskie piwo jasne do 13° blg według plebiscytu Browar.biz 2010. No taa, ale to był rok 2010, teraz jest jedynka z tyłu i zmianie uległ też smak. Na gorsze, rzecz jasna. Lwówek „nieutrwalony” (określenie to pojawiło się ostatnio zastępując nadużywane przez koncerny „piwo niepasteryzowane”) jest niestety kwaśny. Nie kwasem piwa zepsutego (stał grzecznie w sklepowej lodówce), ale po prostu podszyty kwaskiem. Nie wiem, może miał to być jakiś orzeźwiający akcent, ale nie wyszedł. Gdzieś tak od połowy Książę zrobił się gorzki. I znowu – nie goryczkowy, nie aromatyczny, ale właśnie nieprzyjemnie gorzki. W ogóle nie było w nim głębi. Smutne piwo. Pozostałe parametry okej, piana wysoka, kolor ładny, wysycenie – niespodzianka – dość niskie. Niewątpliwie obecny Lwówek Książęcy nie ma nic wspólnego z piwem opisywanym przeze mnie w końcówce sierpnia ub.r. Życie jest pełne zaskoczeń, szkoda, że czasem niemiłych. ==Radar== Alkohol: 5,4%, ekstrakt: 12,1% wag. Cena: 3,50 zł Ocena: 5/10 + wciąż dość przyzwoite piwo… – …ale mając w pamięci poprzednią wersję czuję się oszukany – kwaśne – gorzkie – a cena poszła w górę View the full article
  12. Mój pierwszy raz z piwem z browaru w Łasku nastąpił za pośrednictwem stoiska z wyrobami regionalnymi w pasażu centrum handlowego. Na stoisku było 5 gatunków piwa w butelkach półlitrowych i oraz coś w wielgachnym gąsiorku. Do tego dwa kufle – mały i duży. Kupiłem dwa piwa na próbę (ceny jak w pubie) – dziś przedstawiam pierwsze z nich. Łaskie Żywe jest piwem niefiltrowanym, co widać po przelaniu do szklanki, niepasteryzowanym. Jest mętne, w kolorze ciemnego złota. Nie udało mi się uzyskać porządnej piany – ten skromny kożuszek, który pokrył powierzchnię szklanki, ulotnił się w ciągu minuty. Żywe pachnie intensywnie słodem, przyjemnie – akurat takie piwa bardzo lubię. W smaku jest również słodowe, gęste i pełne, bogate w aromaty jakby miodowe, nieco żywiczne. W tle niezbyt mocna goryczka. Wysycenie dość wysokie, piwo przez większość czasu buzuje w ustach. Smakowało mi, i owszem. Szkoda, że butelka zupełnie pozbawiona informacji (brak kontry), nie mogłem znaleźć nawet daty przydatności do spożycia! ==Radar== Alkohol: 6,5%, ekstrakt: nie podano Cena: 6 zł (stoisko okazjonalne) Ocena: 8/10 + głęboki, wielowarstwowy smak + sprawia wrażenie bardzo świeżego – brak piany – wysoka cena – brak istotnych informacji na butelce View the full article
  13. Moda na piwa smakowe trwa w najlepsze. Miłośnicy „chmielowej zupy” raz wychodzą na tym lepiej, raz gorzej. Zwykle gorzej. Po Sulimarze cudów nie należy oczekiwać, ale może tym razem nie będzie „gorzej”? Właściwie… nawet nie jest źle. Po nalaniu do szklanki Maćkowe stara się ze wszystkich sił unikać jakichkolwiek skojarzeń z piwem typu oranżadka. Kolor złoty (jest przy tym mętnawe), piana biała i nawet dość obfita, zapach raczej piwny (co się potem jednak zmienia). Pociągam łyk i o dziwo nie wyczuwam natrętnej landrynkowej maniery. Syrop malinowy został dodany dość oszczędnie i aromat owoców wyczuwalny jest raczej na skraju percepcji. Czuć za to typowe, słodowe, pozbawione goryczki piwo z Sulimaru. Po pewnym czasie pojawia się miodowa słodycz (choć to piwo niemiodowe), a w zapachu miodowo-malinowa nuta. Generalnie piwko dość przyjemne, nie odrzuca chemicznym smakiem ani nadmiarem słodyczy. Da się je dopić do końca na mniej poważnej nasiadówce bez rozmów o polityce i piłce nożnej. A kobietom może nawet posmakować na poważnie. ==Radar== Alkohol: 5,5%, ekstrakt: 13,1% wag. Cena: 3,55 zł Ocena: 6/10 + całkiem przyzwoity wygląd + nie za słodkie + w miarę naturalny smak – mało wyraziste – dziwny miodowy posmak, którego tam raczej być nie powinno View the full article
  14. To nie żart, to piwo jest naprawdę zielone. I to łącznie z pianą! Niestety, browar nie zdradza, co odpowiada za ten śliczny kolorek. Jakiś bliżej nieokreślony „barwnik naturalny”. Martwi mnie też, że na etykiecie nie umieszczono pełnego składu, tylko wzorem koncerniaków informację, że piwo zawiera słód jęczmienny. Znaczy to, że zawiera też coś, czym browarnicy z Witnicy nie chcą się chwalić. Na przykład sztuczny słodzik. Patrząc na kolor butelki, etykiety i samego piwa niemal instynktownie oczekujemy goryczki. Bardzo mocnej goryczki. Nic bardziej mylnego. Lubuskie Zielone jest… słodkie. Słodkie jak jakiś podejrzany napój gazowany, w kierunku Karmi. O co tu właściwie chodzi? Dodajmy, że Zielone jest piwem niepasteryzowanym. Zbierając wszystkie powyższe dane do kupy… kompletnie nie wiem o co tu chodzi. Dla kogo jest to piwo? Jakie to jest piwo? I dlaczego tak słono każą sobie płacić za coś tak słodkiego? Wróćmy jeszcze do parametrów trunku. Po nalaniu całkiem ładna, jako się rzekło w zielonkawym odcieniu, czapa piany. Piwo nieźle nasycone, drapie w gardle, co akurat uznaję za jego największą zaletę, ponieważ w smaku jest nijakie. Niby gdzieś tam czai się jakiś piwny posmak, ale dominuje sztuczna słodycz. Nie z gatunku landrynkowych, raczej tych niepokojących, bo ukrytych. Nie czujesz jej wszędzie aż po dziurki w nosie, ale niejasno zdajesz sobie sprawę z jej istnienia i wiesz, że nie pochodzi z naturalnego źródła. Przyznaję, że zielone wygląda efektownie, a podświetlone stroboskopami w klubie muzycznym może wyglądać jeszcze lepiej. Jeśli jednak ma to być propozycja dla coolerskiej młodzieży, to zdecydowanie zaniedbano estetykę butelki. Żaden miłośnik Desperadosa nawet na Zielone nie spojrzy. Dla wytrawnych piwoszy, na których wabikiem ma być zapewne brak pasteryzacji, jak płachta na byka podziała udziwniony kolorek i ukryty w składzie słodzik. Reasumując: browar Witnica stworzył potwora dla… nie wiadomo dla kogo. Chyba nikogo. Końcówka… Okazało się, że tuż przed finiszem Zielone nagle zmieniło się w normalne piwo. Które ma chmielową goryczkę i ciągle niezłe wysycenie. Dziwne. Nie można było tak od razu? ==Radar== Alkohol: 4,2%, ekstrakt: nie podano Cena: 4,40 zł Ocena: 6/10 + niespotykany kolor + ładna piana i dobre wysycenie + udany finisz – dosładzane – smak bez wyrazu – nie wiadomo dla kogo – cena (ale to pewnie pazerność sklepu, wcześniej piwa z Witnicy mieli bardzo tanie) View the full article
  15. Dziennik Gazeta Prawna pisze we wczorajszym wydaniu o modzie na piwo z małych i średnich browarów. Wg danych z artykułu Duży zysk małych browarów, lokalni producenci w ciągu ostatniego roku podwoili sprzedaż. W artykule jest sporo oczywistości (jak np. stwierdzenie, że konsumenci wybierają piwa z małych browarów, bo są lepsze w smaku), ale dowiadujemy się też kilku ciekawych rzeczy. Jak na przykład tego, że działalność wznowił browar w Raciborzu, jeszcze niedawno skazywany na powolną śmierć poprzez bankructwo. Nowe trendy rynkowe dawały jednak podstawy sądzić, że piwo będzie się sprzedawać, więc zdecydowano się napełnić kadzie. Brawo! Odrodził się też browar w Lwówku Śląskim (został kupiony przez Marka Jakubiaka, właściciela Ciechana) – tam również rozlano już pierwsze warki do butelek. Przy okazji polecam recenzję świeżych produktów z obu browarów na blogu Kopyra. Nowy browar powstaje w Lądku Zdroju – produkcja ma ruszyć już w przyszłym roku. Warto przytoczyć jeszcze wypowiedź browarnika amatora Leszka Pudełko, dotyczącą tajemnicy smaku piw z browarów lokalnych, które stosują w produkcji granulat chmielowy, w przeciwieństwie do koncernów używających ekstraktu: – Chmiel z ekstraktu jest pozbawiony wielu składników. Powstaje z niego tępa goryczka bez rozbudowanego smaku. Ponadto piwo warzone tradycyjnie robi się ze słodu, produkowane masowo – z tańszego, ale gorszego w smaku syropu glukozowego. Do masowych produkcji dodaje się enzymów, które przyspieszają fermentację i ułatwiają przerób cukrów na alkohol. Tymczasem piwa z małych browarów dojrzewają znacznie dłużej (często w otwartych kadziach). W artykule dostrzeżono też zainteresowanie koncernów modą na regionalne browary i tego zainteresowania efekt: Kasztelan niepasteryzowane i Łomża – takaż. Wypowiedzi ludzi z branży są jednak jednoznaczne – ściema i żerowanie na niewiedzy przeciętnego konsumenta. View the full article
  16. Sztandarowa marka reanimowanego niedawno browaru w Lwówku Śląskim. Przez niektórych porównywana do Noteckiego. Czy zasługuje na taki komplement? Na pierwsze brawa zasługuje Książęce po nalaniu do kufla. Piękna, trwała piana jest prawdziwą ozdobą ciemnozłotego napoju, w którym żwawo buzują drobniuteńkie bąbelki gazu. Zapach słodowy z nieznaczną nutą chmielu i sugestią alkoholowej mocy. W rzeczy samej, trochę tej mocy jest, bo ponad 6% i to się wyczuwa. Smak to wyważona kompozycja rasowej goryczki, słodowej bazy i procentów. Ma się wrażenie, że to piwo jest bardzo solidne, nie ma mowy o wodnistości. Pod koniec pojawiają się jakieś metaliczne posmaki, a alkohol daje o sobie znać nieco zbyt intensywnie. Wolałbym nieco niższy woltaż. Poza tym bez zarzutu, piana trzyma się do końca, a konsumpcja przebiega bez zgrzytów. Do Noteckiego jeszcze trochę brakuje, ale browar w Lwówku jest na dobrej drodze do podbicia serc smakoszy piw lokalnych. ==Radar== Alkohol: 6,2%, ekstrakt: 12,1% Cena: 3,20 zł (Tabakiera, Gliwice) Ocena: 7,5/10 + świetna piana + konkretny, wyrazisty smak + niepasteryzowane – trochę za mocne (jak na mój gust) – lekki posmak metalu (ale ledwo wyczuwalny) View the full article
  17. „Na bazie unikatowej receptury”, „wolne od chemii”, „naturalne”. Takimi wytartymi frazesami częstuje nas dział marketingu i sprzedaży browaru Witnica. Tak naprawdę Lubuskie to całkiem zwyczajne piwo z małego browaru. „Całkiem zwyczajne” wcale nie musi oznaczać „całkiem słabe”. Pierwsze, od czego warto zacząć, to cena. Lubuskie z Witnicy ma jedną z najniższych w tej klasie piwa – 2,70 zł to tyle co koncerniak w markecie, a walory smakowe już na starcie ustawione o poprzeczkę wyżej. Nalewa się ze skromną pianką. W nos uderza mocny zapach słodu. Kolor – bursztynowy, charakterystyczny dla piw mocniejszych. Lubuskie nie należy do słabeuszy, 6,5% to trochę wyżej od standardu dla lubianych przeze mnie lagerów. Wracając do wyglądu – ładne, sporych rozmiarów bąbelki, wysycenie średnie, w sam raz. W smaku wyczuwa się przede wszystkim słód. Lubuskie jest słodkawe, ale nie typu ulepek, jak to często bywa z piwami mocnymi. Goryczka jest bardzo dyskretna. Jest też odrobina kwaskowatości i jakieś dalekie echo karmelu. Podoba mi się zapach, który cały czas trwa. Pod koniec wyłazi alkohol i robi się mniej przyjemnie. Mimo to za taką cenę jest to piwko warte uwagi. Gdyby browar trochę obniżył zawartość alkoholu pewnie byłoby też smaczniejsze. Etykieta estetyczna. Pomimo pretensjonalnych haseł (Przyjazne ekologii i zdrowiu konsumentów – to chyba najgłupszy slogan, jaki widziałem na piwnej etykietce), które de facto nic nie mówią (nie wiadomo nawet, czy piwo jest pasteryzowane czy nie), prezentuje się całkiem fajnie za sprawą stonowanych barw tła. Nieco mylące szyszki chmielu, ponieważ piwo smakuje raczej słodowo niż goryczkowo. Kapsel paskudny, typowy dla wszystkich piw z Witnicy. ==Radar== Alkohol: 6,5%, ekstrakt: 13,1% Cena: 2,70 zł (Tabakiera, Gliwice) Ocena: 7/10 + przyjemny zapach + słodowe, treściwe + niska cena – trochę za mocne jak na mój gust – brak informacji o pasteryzacji View the full article
  18. Witamy na pustkowiu. Spośród koncerniaków Łomża do tej pory dawała radę jakoś bardziej, mając na swoim koncie kilka nie najgorszych lagerów. Zgodnie z aktualnie obowiązującą modą browar z hipkami w łowickich ludowych strojach zapragnął dołączyć do gromadki swoich marek weizena. Po przelaniu do szklanki Łomża Export Pszeniczne prezentuje się iście imponująco. Wysoka, gęsta piana, żółta barwa i odpowiednia mętność. Tylko próbować! Jednak już zapach wydał mi się podejrzany – alkoholowy i kwaśny. Pierwsze łyki potwierdziły obawy – pszeniczna Łomża to okaz niskobudżetowej koncernowej atrapy prawdziwego weizena. Przygnębiające wrażenie robi pustka i wodnistość smaku. Do tego dochodzi nieprzyjemna kwaśność i tępa, bardzo niskich lotów goryczka. Pod koniec, po znacznym ogrzaniu spowodowanym długotrwałym sączeniem (jakoś nie chciało wejść), pojawiła się odrobina pełniejszej słodowości, ale ciągle w otoczeniu kwaśnych artomatów. Nie jest to piwo tak parszywe jak Leżajsk Pszeniczne, bliżej mu do wykalkulowanej poprawności Książęcego czy Okocimia. W bardzo upalny dzień do wypicia, ale gdybym miał do wyboru tę Łomżę i wodę z kiszonych ogórków – bez namysłu wybrałbym to drugie. ==Radar== Alkohol: 5,7%, ekstrakt: nie podano Cena: 3,39 zł (Real) Ocena: 5/10 + wygląd, piana + cena – fatalnie puste w smaku i wodniste View the full article
  19. Wieść gminna niesie, że to jedno z najlepszych polskich piw smakowych. Trzeba to sprawdzić! Dość kiczowata etykieta kojarzy mi się z zaprawami owocowymi, ale nie takie rzeczy się widziało. Nalewam czym prędzej pierwszy kielonek, by ujrzeć napój o czerwonawej oranżadopodobnej barwie, przyozdobiony skromnym kożuszkiem piany. W zapachu jakieś bliżej nieokreślone landrynki, oranżada w proszku. Próbuję – i zaskoczenie. Malinowe wcale nie jest słodkie ani… malinowe. To znaczy jest, ale ten owocowy posmak umiejscowił się w tyle za (i tu kolejne trzy kropki oznaczające zaskoczenie)… całkiem wyrazistą goryczką. Z czasem smak i zapach malin przybierają na sile, ale to nie zmienia faktu, że piwo z Lwówka jest nieco inne od tradycyjnych polskich piw smakowych, które atakują słodyczą i wonią aromatów już od pierwszej chwili obcowania. To bardziej styl czeski, przypomina podejście Opata, tu ciągle mamy do czynienia z mocno zaznaczonym piwem, do którego dodano smak malin (nie wnikam czy sztuczny czy pochodzący z soku – informacji na ten temat brak). Reasumując: Malinowe prawdopodobnie nie przypadnie do gustu waszym dziewczynom, które pijają piwo z sokiem po to, by zabić nim smak piwa. Może być przydatne, gdy podczas długiej nasiadówki na chwilę znuży nas typowy smak piwa i poczujemy konieczność chwilowej zmiany frontu. ==Radar Alkohol: do 4%, ekstrakt: 10/12% wag. Cena: 4,10 zł Ocena: 7/10 + goryczka + lekkie + nienatarczywy smak malin – cienka piana – dla miłośników piw smakowych może być za mało wyraziste View the full article
  20. Kolejna wyprawa po złote runo. Tym złotym runem jest oczywiście GORYCZKA. Magiczne słowo kojarzone wyłącznie z piwem, przez lata rugowane z naszej pamięci przez rozrastające się koncerny browarnicze. Od pewnego czasu jesteśmy świadkami powrotu do wytrawności piwa, coraz bardziej goryczkowe trunki są poszukiwane przez znawców tego wykrzywiającego gębę smaku. Po ekstremalnych doznaniach zaserwowanych przez bezkompromisowych magików z Pinty, przyszła pora na bardziej tradycyjne browary. Ten z Lwówka zaproponował całkiem interesującą wariację na temat lagera wiedeńskiego. Po przelaniu do kufla w oczy rzuca się ciemniejsza od tradycyjnych lagerów typu pils barwa – herbaciana czy też bursztynowa. Zwraca uwagę bardzo niewielka i natychmiast znikająca piana. Mocny słodowy zapach dopełnia skojarzenia z koszmarem polskiego piwowarstwa –strongiem. Na szczęście już pierwsze dwa łyki uspokajają kołaczące nerwowo serce – to piwo jest porządnie nachmielone, a goryczka miło pieści podniebienie. Wiedeński ma wszakże niezwykle silnie zaakcentowaną bazę słodową, która sprawia, że piwo jest pełne w smaku i bardzo sycące. Goryczka nie ustępuje aż do końca, a pod wpływem temperatury uwalnia coraz ciekawsze żywiczne aromaty. Na plus również fakt, że udało się utrzymać pod kontrolą alkohol, który nawet nie próbuje zdominować smaku piwa. Bardzo udana nowość z Lwówka, tylko ta cena… ==Radar== Alkohol: 5,7%, ekstrakt: 13% wag. Cena: 4,95 zł Ocena: 8/10 + świetnie wkomponowana w słodową bazę goryczka + w całości doskonale pijalne – cena – mizerna piana View the full article
  21. Ofensywa Łomży trwa. Tym razem trzymający rękę na pulsie (czytaj: do tyłu o jakieś dwa lata) piwowarzy z jedynie słusznego browaru regionalnego edukują naród, czym jest piwo niefiltrowane. Bla, bla, bla, wiadomo, że to wszystko jest dęte i śmieszne, ale pewnie kampania Łomży i tak osiągnie sukces, jak Kasztelana, „króla piw niepasteryzowanych”. Fani Tyskiego poczują się lepiej wypijając od czasu do czasu tego dziwoląga, będą mogli pobrylować w towarzystwie, pokazać swoją ekspercką naturę. Dobra, nie marudzimy, nalewamy! Wow! Cóż za piana! Ta biała czapa robi wrażenie, wygląda całkiem imponująco. Odpowiedzialne za nią jest monstrualne wysycenie gazem, który ma ochotę rozerwać kufel, tak się w nim kotłuje. Trzeba przyznać, że piana się Łomży udała, trzyma się bardzo długo. Mętność? Jest, potęgowana początkową kotłowaniną bąbelków. Zapach – minimalnie chmielowy. Smak już dość typowy: pustawa, niearomatyczna goryczka, lekki kwasek (pewnie od nadmiaru CO2) i śladowy słód, pojawiający się po ogrzaniu. „Oryginalnego drożdżowego posmaku” nie wyczułem, sorry. Za to po kilkunastu łykach czuję w ustach kultowego koncernowego kapcia, takiego, który zwiastuje ogromnego kaca po wypiciu pięciu piw. Dobrze, że poprzestałem na jednym. Pod koniec nie do wypicia, brr. ==Radar== Alkohol: 5,7%, ekstrakt: nie podano Cena: 2,22 zł Ocena: 4/10 + piana + cena – propaganda – kiepski smak – perspektywa absmaku View the full article
  22. Wstyd się przyznać, ale w kontekście piw lokalnych to słaby ze mnie lokalny patriota. Tak naprawdę znam jedynie kilka pozycji Dr Brew i może piłem jakieś dwa z Browaru Stu Mostów. Raz się skusiłem na kilka łyków Barda z Browaru Profesja oraz piwo Marynarz z tego samego browaru. I właśnie to ostatnie piwo uważam za pozycję, którą na pewno możemy pochwalić się wśród turystów. Dla formalności, przed przyznaniem punktów dwa słowa o parametrach. Alkohol 6,1%, IBU 77, ekstrakt 15 stopni Plato. Degustowane piwa oceniam w skali 55 punktów: 5 punktów etykieta, 20 punktów aromat, 20 punktów smak, 5 punktów nasycenie, 5 punktów piana. Etykieta: 4/5 Podoba mi się w browarach, kiedy swoje piwa brandują czymś wyrazistym albo przypisują im określone postaci. Pod warunkiem, że ma to jakąś spójną koncepcję. I tutaj tak właśnie jest. Wykorzystali krasnala – bez skojarzeń – i każde piwo ma swojego krasnala, który dodatkowo charakteryzuje się określoną profesją. Etykieta Marynarza ma zatem też niebieski pas, nawiązujący do morza. Bardzo czytelna, przyjemna etykieta. Aromat: 15/20 Jest to piwo w stylu India Pale Ale i moim zdaniem w aromacie jest to wyraźnie zaznaczone. Odpowiadają za to chmiele: Simcoe, Willamette, Ahtanum, Centennial, Cascade, Zeus i jakże by inaczej jeden z dwóch moich ulubionych, czyli Citra. Smak: 17/20 Piwo Marynarz ma zadeklarowane 77 IBU i ja im wierzę. Zdecydowana, średnia do mocnej goryczka, która przeważa, spychając smak słodowy na drugie miejsce. Wyczuwam owocowość, cytruse i jest nieco żywiczności. Dla mnie bomba. Nasycenie: 5/5 Jest akurat. Takie powiedziałbym średnie, co w IPA jest super. Piana: 4/5 No i wreszcie solidna pianka, która utrzymała się nieco dłużej, a do tego bardzo ładnie oblepiła mi ścianki szkła. Wrażenia ogólne Konkluzję właściwie zawarłem już we wstępie niniejszego wpisu. Jestem naprawdę zadowolony, czego dowodem jest to, że od momentu posmakowania piwa Marynarz po raz pierwszy, dosyć systematycznie po nie sięgam. Suma punktów: 45/55, czyli już naprawdę dobre piwo. Jeśli się podobało to zawsze możecie dać jakiegoś lajka na fejsie albo wyrazić to w komentarzu. Zresztą jeśli było wręcz przeciwnie, to na fejsie też możecie to wyrazić, ale mam nadzieję, że nie będziecie zbyt surowi dla mnie. Tak jeszcze na koniec dodam, że tak mnie zainspirowało piwo Marynarz, że gdy trafiłem na fan page’u Targowa Craft Beer & Food na konkurs związany z Browarem Profesja, to postanowiłem wziąć udział. Stworzyłem historię tego krasnala, za co zostałem nagrodzony wyróżnieniem oraz firmowym pokalem i… egzemplarzem Marynarza. No to tyle chwalenia się, a teraz możecie przeczytać tę opowieść: Najstarsi baśni pisarze nie pamiętają chwili, kiedy tak naprawdę krasnale upatrzyły sobie Wrocław. Są tu już od pokoleń. Wiele z nich się ujawniło mieszkańcom oraz turystom, ale zapewne jeszcze więcej skrywa się gdzieś we wrocławskich zakamarkach i żyje własnym życiem. Każdy z nich z czegoś słynie, każdy wybrał swoją ścieżkę, każdy o czymś marzył i marzy wciąż. Są i tacy, którzy długo zastanawiali się nad swoim losem. Tak moi drodzy rozpoczyna się opowieść o młodym śmiałku, dla którego nie istniały żadne ograniczenia. Ów śmiałek dorastał we Wrocławiu. Dostrzegał jak jego kolejni kuzynowie, wujkowie, ciotki oraz przyjaciele odnajdywali się w całej tej sytuacji. Widział momenty, kiedy stawiano im w różnych punktach miastach pomniki z brązu, a on wciąż nie wiedział z czego zasłynie. Czuł, że jest stworzony do czegoś większego. Serce podpowiadało mu, że Wrocław to za mało, że chce zobaczyć trochę świata, poznać różne kultury i smaki. Dopiero potem chciał wrócić na stare śmieci, aby o wszystkim opowiedzieć swoim bliskim. Uznał, że musi dostać się na jakiś statek. Co prawda stolica Dolnego Śląska to nie nadmorska miejscowość, ale dostęp do rzeki dawał nadzieję, że nasz mały bohater spełni swoje marzenia. I tak też przystąpił on do ich realizacji. Zaczepił się na barce, dzięki czemu trafił do portu morskiego, a stamtąd wyruszył świat. Pewnego razu dotarł do Wielkiej Brytanii. Poznał miejscowego gnoma, który opowiedział mu o niezwykłej podróży do kraju słynącego ze stworzeń o długich nosach, ostrych posiłków i kolorowych tkanin. Wrocławski krasnal postanowił się na nią załapać. Statek płynął długo. On jednak bardzo wnikliwie obserwował życie na okręcie, bo wychodził z założenia, że każdy pasażer jest inny i można dzięki temu nauczyć się różnych rzeczy. W ten sposób trafił na rozmowę dwóch mężczyzn, którzy właśnie kosztowali dziwnego, bursztynowego napoju. Nasz niziutki przyjaciel mimo, że stał w odległości około 5 metrów od nich, wyraźnie poczuł swoim nosem niezwykły aromat, przypominający mu zapach egzotycznych, cytrusowych owoców, jakimi częstowała go niegdyś mama. Kuszony taką wonią, podchodził coraz bliżej. Pragnął wręcz posmakować trunku. Z zasłyszanej rozmowy wynikało, że jeden z mężczyzn wiózł ten wyjątkowy napój swojemu dziadkowi, który osiadł w dalekiej krainie, gdy ta rządzona była przez Brytyjczyków. Starzec podobno doskonale znał smak, ale nigdy nie pił go wzbogaconego o amerykańską odmianę chmieli. W tym momencie krasnal przypomniał sobie, jak u niego w rodzinie rozmawiano o takim napoju, który przyprawiany jest chmielem. Domyślił się, więc, że to o piwo chodzi. Jego ciekawość była jeszcze większa, bo takiego piwa nigdy nie spotkał. Korzystając z chwili nieuwagi dyskutujących panów, szybko zanurzył usta w kuflu i… ta chwila na zawsze zmieniła jego życie. Odkrył wówczas kim chce być, jak ma wyglądać jego życie. Wyraźna goryczka, która nie zostawała jednak za długo w ustach. Do tego ta wyczuwalna słodowość i nieulatniające się aromaty. To wszystko złożyło się na dalsze plany naszego bohatera. Wrócił do Wrocławia, aby pokazać piwo nie tylko swoim bliskim, ale i mieszkańcom oraz turystom. Napój zachwycił do tego stopnia, że postanowiono nazwać je na cześć pioniera, który je sprowadził. Od tamtego momentu we Wrocławiu, ale nie tylko, pije się piwo Marynarz. A to dlatego, że krasnal postanowił, że zostanie właśnie marynarzem, aby móc podróżować do Anglii oraz Stanów Zjednoczonych i tam zgłębiać wiedzę na temat słodów oraz amerykańskich chmieli. Niektórzy nawet mówią, że dzięki temu najlepszy z wrocławskich krasnali. Choć to tylko legenda, jakich wiele można by wymyślić, to pierwsze łyki tego piwa właśnie ją nasunęły mi na myśl. A to świadczy zaś o tym, że Marynarz z browaru Profesja nie pozwolił mi nie tylko nie być wobec niego obojętnym, ale też uderzył w moje jak najbardziej pozytywne odczucia oraz skojarzenia. Dlatego to właśnie tego krasnala najbardziej polecam. View the full article
  23. Specjalny odcinek podcastu o piwie: 10 w 1. Znajdziesz w nim: krótkie podsumowanie każdego z dotychczasowych odcinków. Przypomnimy, czym przez ostatnie pół roku żył świat piwa, co powiedzieli nasi goście i jakie porady dla piwowarów przygotowaliśmy. Miłego słuchania! Jesteśmy na: ? YouTube - goo.gl/FQAaoV ? SoundCloude - goo.gl/e1ogR2 ? iTunes - goo.gl/x4SFYk Możesz też ściągnąć mp3: ?️ Google Drive - goo.gl/hKLe9t Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
  24. Jesteśmy na: ? YouTube - goo.gl/FQAaoV ? SoundCloude - goo.gl/e1ogR2 ? iTunes - goo.gl/x4SFYk Możesz też ściągnąć mp3: ?️ Google Drive - goo.gl/hKLe9t Alchemia - Podcast o piwie Zapraszają: Przemek Iwanek - Piwo i Cydr Mateusz Puślecki - Mazowiecki Oddział PSPD (pspd.org.pl) Olek Hurko - Browar Gliss / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Janek Gadmoski - Alderaan Brewery / Browar Monsters (www.fb.com/browarmonsters/) Przeczytaj cały wpis
  25. Od ostatniego wpisu na Piwna Praha minęło 5 lat. Teraz, korzystając ze służbowego wyjazdu, odwiedzam nowe miejsca, które pojawiły się w przeciągu tego czasu. Oczywiście nie wszystkie, raczej te, które były po drodze i które były wymieniane na czeskich piwnych serwisach jako warte polecenia. Są też te i dobrze znane. Dla mnie jako warszawiaka jest fascynujące, że są w mieście piwiarnie funkcjonujące w generalnie nie zmienionej formie przez kilkadziesiąt lat. Wchodząc chociażby do U Zlatého Tygra nie widzę tu większej różnicy niż w 1998 roku. Tradycja to piękne imię. Może kolejne odcinki by nagrać właśnie w takich praskich piwnych evergreenach? Póki co, zabieram Was na piwny maraton, głównie po miejscówkach, w których jeszcze nie byłem! View the full article
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.