Bardzo trudny temat.
Co tu dużo mówić - lubię napoje alkoholowe, co nie znaczy, że mam nieodpartą potrzebę delektowania się nimi.
Wino wypiję raz na dwa miesiące, wódkę, nalewki, miody pitne i inne napoje zawierające etanol również.
Znacznie częściej piję piwo, ale nie ma czegoś takiego u mnie, że muszę się go napić.
Zanim zacząłem warzyć, robiłem tak, że kupowałem kilka butelek (oczywiście regionalnych wyrobów) i one sobie po prostu czekały na odpowiedni moment. Bywało tak, że miałem nawał pracy i potrafiły leżeć nietknięte dwa miesiące i dłużej. Bywało tak, że wypijałem te kilka butelek w dwa tygodnie.
Teraz jak uwarzyłem, to poszło 20 butelek na sylwestra, a po sylwestrze dopiero dzisiaj się napiłem. Kiedy wypiję następną butelczynę? Trudno powiedzieć.
Piję piwo dla smaku, zawsze tak było, bo nie mam potrzeby, żeby waliło mnie w dekiel. Jednego raczej nie wypijam więcej niż dwóch, bo potem przestaję odczuwać smak w takim stopniu, jakbym chciał, co dla mnie mija się z celem.
Nie występuje u mnie coś takiego, jak smak na alkohol, tylko mam rozmaite smaki na coś. Równie dobrze może to nie być smak na piwo, ale np. na lasagne, wtedy sobie robię całą blachę, której oczywiście nie zjadam samemu. Uzależniony jestem tylko od papierosów i od spełniania kulinarnych zachcianek mojego kurzego móżdżku.