Ja pierwszy kontakt z piwem (ale nie osobisty - byłem za młody na szczęście), to krakowski Barbakan z Lubicza. Pamiętam niekończące się narzekania na ten trunek. Bardzo utkwiły mi w pamięci pewne sceny, o których sobie przypomniałem i dopytałem wiele lat później (myślę, że miałem wtedy około 5-7 lat).
Proceder polegał na otwieraniu, wylewaniu, otwieraniu, wylewaniu i tak bardzo długo.
Piwo Barbakan było prawie zawsze mętne, zepsute, kwaśne, brzydko pachnące, ale jedyne dostępne wtedy od ręki. Więc kupowano tego duże ilości i za którymś razem trafiało się na dobrą butelkę. Co ciekawe, mętność i zepsucie tłumaczono wtedy faktem, że ujęcie wody było spod jakiegoś krakowskiego cmentarza. I raczej uznawano to za całkowicie oczywisty i stwierdzony fakt