W swojej ostatniej warce jaką jest Helles stwierdziłem, że zrobię przerwę diacetylową. Generalnie diacetyl specjalnie mnie nie odrzuca, staje się dla mnie nawet trochę tym, czym skunks dla miłośników piwa w zielonych butelkach. Wada staje się czymś pozytywnym, dlatego, że kojarzy mi się z piwami z małych browarów, browaro-restauracji, piw domowych. Ponieważ jednak w Hellesie diacetylu ma nie być, więc stwierdziłem, że zrobię przerwę diacetylową.
Zrobiłem tak: na koniec cichej fermentacji, na ostatnie 3 dni przeniosłem fermentor z 10°C do 18°C (przy okazji jeszcze wrzuciłem miedzianą kapę, żeby pozbyć się siarki). Przy butelkowaniu stwierdziłem, że diacetylu jest od groma, wręcz bym powiedział, że więcej niż przy przelewaniu na cichą. I teraz jak mawiają piwowarzy za Odrą nasuwa się pytanie wo liegt der Hund begraben?
Hipotez mam kilka.
- przy zlaniu na cichą drożdży było już zbyt mało i nie miał kto zredukować tego diacetylu. To by była najgorsza wersja, bo oznaczałaby też kłopoty z refermentacją. Piwo rzeczywiście było cudownie wręcz klarowne. Aczkolwiek nie wydaje mi się żeby to było to, bo po przelaniu na cichą był ruch w rurce, a temp. się nie zmieniła.
- a może przerwę diacetylową należy robić pod koniec burzliwej, kiedy drożdży jest jeszcze dużo.
- albo może potrzebują one cukrów do fermentowania, a na cichej baling właściwie już nie spadał. To też sugerowałoby, że należy ją robić pod koniec burzliwej.
- a może ta p. była za długa. W literaturze piszą o 24h. Chciałem jednak, żeby po przenoszeniu osad miał czas opaść.
- a może mi się wydaje. Może diacetylu jest mniej, tylko z powodu wyższej temp. próbki jest on bardziej wyczuwalny. No ale po 72h nie powinno być go w ogóle.
Macie jakieś pomysły? Jakie są wasze doświadczenia z p. diacetylową. Ostatnio chyba coder narzekał, że mu coś nie zadziałała, tak jak oczekiwał.