Jestem po pierwszej fermentacji w Cornelusie. Powiedzieć że wszystko poszło źle, to jakby nic nie powiedzieć. Już w trakcie warzenia wszystko sypało (a raczej lało) mi się na głowę:
-planowałem wypuścić ścieki z piwnicy używając pompy do basenu, okazało się że wąż ma mikropęknięcie na wyjściu pompy, 30l ścieków wylądowało na mnie i podłodze
-poparzyłem się 3 razy brzeczką
-zatkało mi pompę w Cobrze
-ostatecznie warzenie trwało 7h, gdzie zazwyczaj po 5h mam już wszystko posprzątane
Miałem ambitny plan, by uwarzyć ~38l NEIPA i rozlać do dwóch kegów. Jeden miał być fermentowany ciśnieniowo, drugi tradycyjnie w lodówce, z rurką z klasycznego fermentora w miejscu zaworka bezpieczeństwa. Pierwszy zonk pojawił się w momencie gdy chciałem ochłodzić brzeczkę chłodnicą do ~30'C, a potem wrzucić do lodówki i zejść 20'C - okazało się, że przez wgłębienie na agregat nie mieszczą się dwa kegi w lodówce, więc jeden musiałem chłodzić tradycyjnie. Gdy rano obydwa kegi miałem już w 20'C, to przystąpiłem do zadania drożdży. Napowietrzyłem brzeczkę zostawiając ~2l luzu od góry, zadałem suchary i zamknąłem. W miejsce zaworka wsadziłem rurkę, która idealnie weszła po nałożeniu gumki recepturki. Wkładam kega do lodówki i co? Rurka jest o 2cm za wysoka Olałem to, wkręciłem z powrotem zaworek i lekko go zwolniłem, żeby CO2 miało gdzie uciekać. W drugim kegu ustawiłem "spunding valve' do zadanego ciśnienia, wróciłem na wieczór i fermentacja jeszcze nie ruszyła. Niestety w tym momencie musiałem wyjechać na 3 dni, modląc się żeby nic się nie odwaliło. Po powrocie wszedłem do piwnicy, po zapachu od samego wejścia wiedziałem że jest źle:
-keg nr 1 (w lodówce): 2l brzeczki uciekło przez zaworek, tworząc cudowny aromat skiśniętego piwa na podłodze, które rozlało się na średnicę 1m zostawiając wspaniały, ciężki do zmycia eliksir brzeczkowo-drożdżowy
-keg nr 2 (ciśnieniowy): tu nie wiem co się wydarzyło, ale prawdopodobnie piana zaczęła wychodzić przez zaworek od nastawy ciśnienia, efekt podobny jak przy kegu nr1
Gdyby tego było mało, to w kegu nr 1 podniosłem temperaturę na sterowniku o 1'C i zostawiłem. Po 2 dniach wracam do piwnicy i pierwsza podejrzana sprawa - temperatura wg sterownika jest niższa niż 2 dni wcześniej. Otwieram lodówkę i dostaję podmuch gorąca w twarz. Oczywiście odkleiła się sonda ze sterownika, dzięki czemu łapała temperaturę z piwnicy, ciągle utrzymując grzanie. Efekt? Keg nagrzał się do 48'C
Teraz nie wiem na czym stoję, nie wiem na jakim etapie jest fermentacja i czy nie złapałem jakiegoś syfu. Planuję zostawić te piwa w spokoju na tydzień, po tym spuścić całe ciśnienie z kegów i przetestować zawartość.
jeśli piwo będzie bardzo dobre, to chmielę na zimno nowym chmielem, który kupiłem dla tej warki
jeśli piwo będzie słabe, ale nie zepsute, to wrzucę tam wszystkie stare zapasy citry, nelsona z roczników 22-24 i niech się dzieje wola nieba
jeśli będzie infekcja, to kanał i tydzień żałoby
Ehh, a miało być tak fajnie i beztlenowo