Dziś rozlałem Krieka.
Powinien był spędzić na owocach jakies 3-6 miesięcy, ale wiśnie zaczęły pływać po powierzchni i przybierać niezdrowy zgniły kolor. W smaku też znalazłem jakieś zgniłe posmaki, więc spanikowałem i postanowiłem przelać go znad owoców do kega, żeby tam sobie już spokojnie dojrzał.
Udało mi się połowicznie, po napełnieniu połowy kega wężyk zaczął się zatykać tak, że niemożliwe było dalsze jego dekantowanie.
Zatem resztę przelałem przez sitko do tanku rozlewczego, i rozlałem w butelki (z dodatkiem 55g cukru/10L i 1g drożdzy suchych Windsor). Nagazowałem słabo, bo podejrzewam, że będzie jeszcze fermentował. Piwo miało wygląd zupy pomidorowej, mam złe przeczucia co do jego przyszłości. Będę szybko spijał.
Smakuje nienadzwyczajnie, sporo kwaśności (na szczęście na razie tylko mlekowo-cytrynowa, nie octowa), sporo migdałowej, pestkowej goryczki i reszta smaków lambikowych, ale stosunkowo mało owocowych. Z soczkiem będzie OK.
W sumie eksperyment lambikowy mogę uznać za średnio udany, nie uzyskałem tego co chciałem - lekkiego i przyjemnego piwa dla żony.
Na szczęście pomoc przyszła z nieoczekiwanej strony - mojej kochanej małżonce bardzo zasmakowało Berliner Weisse (z soczkiem), więc uruchamiam jego nieustającą produkcję. Jest wdzięczniejsze od lambika o tyle, że szybciej i łatwiej się go robi, i jest słabsze.