z racji na niedawne 5 urodziny forum (13.04) zbiegające się z 2 rocznicą (14.04) mojego uczestnictwa w tym forum pomyślałem o małym podsumowaniu działalności piwowarskiej
Pierwszy wpis miał miejsce na tym topicu, byłem wtedy zestresowany pierwszą warką**), teraz 64 warki później mogę powiedzieć że z jednej strony otrzymałem szkołę pokory (od własnych piw, a nie opini kolegów) , z drugiej cieszę się z własnej niepokornego podejścia (zwłaszcza czytając wpisy kolegów podczas mojej pierwszej warki)
Porównując swoje piwa z piwami wielu kolegów przy okazji spotkań panelowych (stanowczo za rzadkich w Warszawie) akcji zakupowych i wymian gęstwy stwierdzam że jeszcze długa droga przede mną. To jak z angielskim- komunikować się można znając kilkanaście słów, mówić naprawdę dobrze można tylko będąc native speaker'em
Przy pierwszych warkach wydawało mi się że z 10 da mi wiedzę praktyczną w zupełności wystarczającą, okazuje się że po kilkudziesięciu dopiero piwowar zaczyna się orientować nad wielością zmiennych, nie mówiąc o ich pełnym kontrolowaniu.
Zarzuciłem czasowo eksperymenty gruitowe, dokąd nie opanuję lepiej kontrolowania fermentacji, ciągle mam problem z bardzo przegazowanymi piwami
Acz moim celem działalności piwowarskiej wciąż pozostaje nie wygrywanie konkursów, ale ciekawy, pijalny gruit rekonstruujący smak piwa z pierwszego tysiąclecia po Chrystusie czy średniowiecza.
Ponadto intuicyjne rozumienie stylów (być może błędne czy niedokładne***), a nie kopiowanie receptur i odwzorowywanie wzorców BJCP. Nie chodzi o to że nie kopiuję receptur, bo rzecz jasna zdarza mi się, ale staram się rozumieć jak poszczególne składniki, procesy czy działania wnoszą, wywołują etc. Mimo że chciałbym umieć rekonstruować piwo z czasów kiedy było to działanie czysto magiczne, staram się je odzierać z myślenia magicznego, które czasem dostrzegam u kolegów (wykształcenie etnologiczne obok archeologicznego dało mi to "spojrzenie z dystansu")
Nigdy nie zdarzyło mi się wylać piwa w kanał, choć miałem stosunkowo dużo infekcji* (kilka procent, niemal 1/10) szczęśliwie te najbardziej agresywne w smaku to bakterie kwasu mlekowego, jednak w myśl przysłowia****, postępuję podobnie jak w kuchni- spożyj i cierp, nauczysz się na przyszłość Szczęśliwie chłodnica zamiast spontanicznego, czy wannowego chłodzenia było znaczącą zmianą.
PS *) czasem z infekcjami intencjonalnie eksperymentując, wbrew wszelkim zasadom, np dodając ewidentnie zakażoną gęstwę i uzyskując z niej dobre piwo (BSA od codera z ostrzeżeniem od Niego ,błonką na powierzchni i "żurkowym" zapachem, ale fermentacja w stosunkowo niskiej temp, bardzo mało powietrza nad brzeczką etc) , albo bardzo ryzykowną gęstwę przetrzymywaną w lodówce przez 7-8 miesięcy w wyparzonym zakręconym słoiku bez płukania, otwierania etc, jedynie rozszczelniając w celu ewentualnego wyrównania ciśnienia
**) nie licząc rozlicznych wcześniejszych i późniejszych fermentacji bez procesu zacierania- piwa z ekstraktów, win owocowych, miodów pitnych, kwasów chlebowych i owocowych, podpiwków etc etc etc
***) zdecydowana większość moich piw, niezależnie od nazwy, to bezstylowce inspirowane stylem, a nie piwa w stylu
****) "nawarzyłeś sobie piwa, to je teraz sam wypij"