Niekoniecznie. Często tak to wygląda, ale tak też sobie tłumaczą ludzie, którzy chcą sami siebie oszukać, uspokoić swoje sumienie, że może piją dużo, ale przecież kulturalnie, nie stają pod sklepem i nie żebrzą o drobniaki.
A alkoholizm często dotyczy ludzi wykształconych, kulturalnych, nie nadużywających, często sprawiających wrażenie, że mających wszystko pod kontrolą. To są ludzie, którzy z racji pełnionych funkcji w społeczeństwie (lekarze, prawnicy) nie mogą sobie pozwolić na rozluźnienie obyczajów nigdzie, jak tylko we własnym domu, dlatego kończą dzień kieliszkiem wina czy szklanką whisky. To są kobiety, matki, które po położeniu dzieci spać mogą się wreszcie zrelaksować przy dobrej książce i lampce wina. Itd.
Oczywiście w części przypadków nie jest to alkoholizm, ale wśród takich osób też alkoholicy są - oni też twierdzą, że gardzą wódką czy piwem, piją tylko kieliszek koniaku czy dobrego wina. Tyle że nałóg nie polega na ilości czy jakości wypijanego alkoholu, a na uzależnieniu od niego. Alkoholizm zaczyna się wtedy, kiedy konieczność (choć sami uzależnieni tłumaczą sobie że to potrzeba, chęć, przyzwyczajenie - ale to specyfika każdego nałogu, żeby chociaż wspomnieć palenie) wypicia tej codziennej dawki jest ważniejsza niż wszystkie inne sprawy.