Na jutro zaplanowane warzenie pięćdziesiątki, a ja podchodzę do tego jak do jeża. Niby mógłbym zabrać się za to już dzisiaj, bo z racji ostrego przeziębienia zostałem w domu i czas jest, ale daję sobie jeszcze chwilę czasu na przemyślenie. Raz, że chciałbym to zrobić porządnie, a dwa, że z okrągłym numerkiem przychodzą refleksje "skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy".
Warzenie piwa mocno mi spowszedniało, przy tym dodatkowo coraz mniej moich piw mi smakuje. Przestało cieszyć mnie że to moje, tymi ręcami uwarzone, a to że daleko mu do ideału jest z każdą warką coraz bardziej frustrujące. Dobrze by było, żeby to jubileuszowe się udało, to może mi się frustracja nie pogłębi.
Dobra, koniec marudzenia, trzeba iść zmielić słód.