Skocz do zawartości

Slonx

Members
  • Postów

    364
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Slonx

  1. Na pewno w tak wysokiej temperaturze, drożdże przerobiły większość cukrów, to jasne. Ja bym się martwił o co innego... Wspomniałeś o temperaturze 28 stopni... W tej temperaturze możesz spodziewać się różnych, niepożądanych związków, wyższe alkohole, estry, na których niekoniecznie ci zależało itp. Mam nadzieję jednak, że będzie ok. Powodzenia.
  2. Uważam, że ten temat jest idealną okazją, by zaprezentować nowemu koledze materiał zrobiony przez bardzo zaangażowanego piwowara domowego, który przy okazji jest sędzią PSPD:
  3. Co ty, crosis, przecież później się tak fajnie beka
  4. Odparowania nie należy się obawiać, po prostu trzeba skorygować później ilość, dolewając wody. Jednak co innego mnie zastanawia... Cicha do pszenicy? A po co?
  5. Jakie nagazowanie? Takie, by nie rozwaliło butelki i by z niej nie uciekało, ale żeby wyraźnie miało na to ochotę Tak całkiem poważnie, jak wolisz. Ja swoją nagazowałem bodaj na 3,0 i jest gites, gdzieś czytałem, że dobrze jest na 3,5.
  6. Slonx

    lol :)

    Piosenka parę lat temu nagrana przez kumpla z liceum. [media] [/media]
  7. To na tym też zdzierają, przynajmniej na słodach. Ciekawe, jak z drożdżami.
  8. Panie Trumienny, coś musisz robić źle wobec tego.
  9. Co prawda był już temat o piwie domowym i podatkach, ale mnie interesuje konkretne zagadnienie, na które nie znalazłem odpowiedzi. Mógłbym pewnie wywnioskować z paragonów, ale wywaliłem je dawno temu. Wracając jednak do tematu: Jaka jest stawka VAT w surowcach takich jak słód, chmiel czy drożdże? Czy jest to może 5%, jak na zwyczajne artykuły żywnościowe, czy może z grubej rury pan Vincent dał, 23%?
  10. Moja pszenica jest idealnie klarowna w butelkach, ale wystarczy jej pół godziny w lodówce, a zmętnia się na zimno. Dodatkowo, nalewam ją z osadem drożdżowym, łatwym do wzburzenia. Drożdże WB-06, już w tym momencie mało aromatów bananowych, znacznie więcej goździków, ale generalnie szczep mi odpowiada.
  11. Hm... Ja sądzę, że klonowanie piw nie ma większego sensu, ale to może zależy od podejścia do sprawy. Sam mam takie podejście, że nie ma takiej rzeczy, dostępnej dla szerokiej grupy osób, której sam, w warunkach domowych, nie byłbym w stanie wykonać lepiej, o ile oczywiście zdobędę odpowiednie umiejętności i nabiorę doświadczenia. Staram się do wszystkiego podchodzić z tą właśnie myślą. Jeżeli chodzi o jedzenie, w żadnej restauracji nie jadłem lepszej lasagne od tej, którą sam robię w domu (nieważne, gdzie, po prostu). Skrzydełka czy polędwiczki z KFC przy moich wymiękają (to może akurat słaby przykład). Od kiedy zacząłem sam robić knedliczki, to nie tykam ich w czeskich knajpach, bo według mnie, są robione na odwal się, jak najwięcej, jak najtaniej. Jak mam czas na pieczenie chleba, to to robię i sklepowy się nie umywa. Rzadko kupuję makarony w sklepie, skoro mogę sobie zrobić smaczny i świeży w domu. W wakacje planuję robienie win, serów i wędlin i też jestem przekonany, że przy odpowiedniej wprawie, będę w stanie zrobić takie produkty, przy których sklepowe będą dla mnie tylko smutną koniecznością, wynikającą z braku czasu. Kiedy pomyślałem o warzeniu piwa, czytałem to forum długimi tygodniami. Starałem się zdobyć jak najwięcej informacji, by nic mnie nie zaskoczyło. Zwróciłem się o poradę, od jakiego piwa zacząć i ją otrzymałem, ale przez myśl mi nie przeszło, by klonować któreś z piw komercyjnych. Jedyne, które może chciałbym uwarzyć w domu, to Anchor Brewing Old Foghorn American Barleywine, bo to w istocie ambrozja, ale jestem przekonany, że po jakimś czasie, po zdobytej praktyce, będę w stanie tak uwarzyć piwo w tym stylu, że ten zacny trunek też będzie dla mnie gorszy. Ja nie zaraziłem się piwowarstwem domowym dlatego, że chciałem produkować piwa komercyjne, tylko dlatego, że zawsze kierowałem się myślą, iż chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam. Od początku wiedziałem, że piwo domowe będzie zawsze lepsze od sklepowego, tak jak lepszy jest smalec, kaszanka, kiełbasa, ser itp. Wydaje mi się, że warto się tą myślą kierować. Mogę w tym momencie odpowiedzieć na pytanie, zadane w temacie: Uwarz kolego kilka piw z procesem zacierania, eksperymentuj, staraj się powtórzyć to piwo. Jestem w niemal stu procentach pewien, że po którejś warce, odejdzie ci ochota na klon i piwa komercyjne będziesz już kupował tylko od czasu do czasu, w celu sprawdzenia, czy dany styl ci odpowiada, bądź po prostu nie będziesz miał możliwości napić się swojego piwa, a będziesz chciał wypić jakiekolwiek.
  12. Muszę się wtrącić. Warzyłem już przed burzą i w trakcie, butelkowałem w trakcie burzy, nic się z piwem nie stało. przed burzą, w trakcie i po burzy wykonywałem masę innych czynności związanych z gastronomią. Kiszenie ogórków, przygotowywanie zakwasu, pospolite gotowanie zup, robienie ciast, kremów, sałatek i mnóstwa innych rzeczy. Wpływu burzy na jedzenie nie zaobserwowałem, chociaż mam świadomość, że niektórzy wierzą, iż od burzy kwaśnieją czy kisną różne produkty. Dla mnie zabobon, albo przynajmniej mnie on nie spotyka, bo w to nie wierzę i się tego nie obawiam.
  13. Slonx

    lol :)

    @Kamil - No to chyba przez te piwa miodowe.
  14. Ale już ci sami ludzie mogą odzyskiwać gęstwę i przechowywać ją w lodówce, w słoikach...
  15. Na pewno się nie poddawaj. Jeżeli o pierwsze piwo chodzi, to pewnie wdała się infekcja, skoro masz gushing i kwach w smaku. W drugim piwie - cholera wie. Potrzymaj w butelkach i obserwuj, co się z piwem dzieje. Popiół to raczej dziwna sprawa, może lata ci coś nieciekawego po mieszkaniu? Ja z mojego stouta też byłem niezadowolony, kiedy otworzyłem go 2 tygodnie po butelkowaniu. Miał raczej wyraźny, alkoholowy smak, a na finiszu atakował kwaskowatością, ale rozczarowanie szybko mijało, kiedy sobie uzmysławiałem, że musi on jeszcze swoje odleżeć. Teraz, po paru miesiącach, jest znakomity, wszystkie smaki się ułożyły jak należy. Może u ciebie będzie tak samo?
  16. Ale na 40 litrów to już jakiś sens chyba jest A tak wracając do tematu drożdży S-04 - Brak rehydracji raczej nie ma wpływu na to, że zeszły tak nisko. Co jest do zjedzenia dla nich, to zjedzą. Ja zrobiłem dwa piwa na tych drożdżach, Bittera 10BLG i Stouta 15BLG. Oba zeszły do pięciu i ani trochę niżej.
  17. To ja tak dla rozluźnienia wrzucę coś, co może śmiało pretendować do hitu letnich dyskotek: [media] [/media] Jak w starej, dobrej agencji towarzyskiej, jest alfons, są dziewczęta, nawet ochrona i burdelmama
  18. O ja, dmuchamy na zimne widzę Po co przegotowanej? Zacier moim zdaniem wystarczy przelać po prostu do czystego fermentora, w celu odfiltrowania, nie trzeba go dezynfekować, potem przecież i tak będziesz gotował brzeczkę. Będę strzelał - wsadzić do gotującej się brzeczki na 15 minut. Oczywiście czystą chłodnicę. Jeżeli chodzi o przelewanie brzeczki nastawnej - Przez pierwsze 3 warki zostawiałem w garze na balkonie na noc, czekałem, aż się schłodzi, następnego dnia uwadniałem drożdże, potem przelewałem do fermentora, dodawałem drożdże i kołysałem fermentorem przez około 5 minut. W ostatniej warce od razu po gotowaniu zrobiłem whirlpool, odczekałem 20 minut, przelałem gorącą brzeczkę do fermentora, zostawiłem do ostudzenia w wannie z zimną wodą, w której dodatkowo zanurzyłem dwie zamrożone dwulitrowe butelki z wodą, po paru godzinach uwodniłem drożdże, otworzyłem fermentor, zadałem drożdże i kołysałem przez parę minut. Drożdże zawsze ruszały bez problemu, infekcji brak. Mam zresztą taką hipotezę, że więcej, jeżeli chodzi o infekcję, zależy od otoczenia, powietrza itp, a mniej od piwowara. Jak ci lata tego ścierwa mnóstwo w powietrzu, to nawet chwila może być kluczowa, a jak masz w powietrzu tego syfu mniej, to nawet jak nabroisz, to bardzo możliwe, że nic się nie stanie. Sam przelewam w pokoju, w którym zawsze jest porządek, higiena itp. Nie mam żadnych kwiatków na oknie, nic z tych rzeczy, bo od kwiatków też można ponoć coś złapać. Nie mam w pokoju kontaktu z żadną żywnością czy innym badziewiem, na którym może się tego dużo gromadzić. Moim zdaniem ryzyko wzrasta, jeżeli np. przelewasz w kuchni, bo tam kontakt z żywnością, a co za tym idzie, całymi tymi drobnoustrojami, gromadzącymi się na niej jest znacznie większy. Ale to takie tylko moje rozważania, za mało doświadczony jestem, by stawiać jakieś daleko idące wnioski.
  19. Maków Podhalański, jest podhalański tylko z nazwy. To rejon Beskidu Makowskiego. Faktycznie, moje niedopatrzenie, późna pora czasem wyłącza myślenie.
  20. Makówka Biskupia Bez Kitu Cervisiam Concordia Ale tak generalnie, skoro Podhale, to pasowałaby gwara podhalańska, a tutaj jest pole do popisu: Jarcany Dobrodziej (Jarcany to jęczmienny, jeżeli dobrze pamiętam, dobrodziej, jeżeli dobrze pamiętam, to ksiądz - pasuje jako zamiennik biskupa, no i oczywiście gra słów, no bo to też osoba czyniąca dobro, a czymże innym jest piwo, jak nie dobrem?) Biskupi przysiółek
  21. kaloryczna Oj tam, bez przesady
  22. Zgadzam się, w zupełności. Przyprawowe jak dla mnie nieszczególnie, ale owocowe, jak najbardziej. Muszę spróbować, jakoś nieszczególnie podchodzi mi tripel, ale może właśnie do mięs czerwonych będzie idealny. Zgodzę się, ale bez weizenbocka. A tutaj nie zgodzę się kompletnie, bo akurat IPA czy AIPA najbardziej mi smakuje w połączeniu ze słodyczą, ale nie do niej, a po niej. Uwielbiam goryczkę, a to uderzenie, spotęgowane przez słodycze, ten kontrast, to jest dla mnie prawdziwa ambrozja Mnie zawsze stout pasuje do kufla i raczej do niczego innego Ponoć pije się go do ostryg, ale nie próbowałem. Zgoda. Piw wędzonych nie lubię. Bardzo ciekawy temat
  23. Hah, dziękuję wam bardzo za te wszystkie wspaniałe przepisy W taki sposób wzbogacone knedliki to będzie prawdziwa bomba, już się nie mogę doczekać, kiedy wypróbuję Przy okazji, fajny temat się zrobił
  24. Sosy to banalna sprawa, jak nie mam wiele czasu, albo nie chce mi się ślęczeć w kuchni, to skupiam się na prostocie i zrobieniu takiego niby-gulaszu: 1 kg mięsa wołowego 2 małe papryki czerwone, lub jedna duża. mała cebulka vegeta kostka rosołowa wołowa, lub warzywna Cebulkę posiekaną w kostkę zrumieniam, wrzucam mięso, smażę na niezbyt dużym ogniu, dosalam odrobinkę, czekam, aż odparuje woda, wrzucam pokrojoną (w zależności od gustu) czerwoną paprykę. Podsmażam wszystko razem na małym ogniu, wrzucam do garnka, zalewam odrobiną wody, tak, żeby delikatnie przykryło zawartość, duszę na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając. Jak mięso i papryka zrobią się mięciutkie, sprawdzam jakość wywaru, rozcieńczam w zależności od tego, jak mocny smak chcę uzyskać i jak dużo ma być sosu. Jeżeli jest tego za mało, posiłkuję się kostką rosołową, do smaku doprawiam vegetą, pieprzem, czasem popularną przyprawą w płynie. Zagęszczam albo wodą z mąką, albo śmietaną, poprawiając ewentualnie wodą z mąką, albo robię zasmażkę z masła, mąki i mleka. A jak mi kiedyś wałeczki knedlików zostały, bo zrobiłem większe ilości (nie uwzględniając tego przy robieniu gulaszu), to się dopchałem sosem do pieczeni z torebki
  25. Chciałem zadać to samo pytanie. Praktycznie w każdej warce mam garnek wypełniony niemal po brzegi. Bardzo się staram, żeby nie wykipiało, ale trudno mi ta sztuka wychodzi i cóż, kipi niekiedy. Z tego jednak, co zauważyłem, nie ma najmniejszych szans, żeby mi zalało palnik. Musiałbym chyba postawić taboret w jakiejś wanience i czekać, aż się uzbiera i poziom cieczy sięgnie palnika. W skrócie: szanse są żadne. Warzę na balkonie i niczym się nie przejmuję. Taki taboret to bardzo duża wygoda. Mam 3 warki zrobione na nim i jestem bardzo zadowolony. Jedyne co, to trzeba czyścić, jak wykipi i butlę wymieniać, ale z tym nie ma zbyt dużego problemu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.