Skocz do zawartości

Slonx

Members
  • Postów

    364
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Slonx

  1. Dlatego ja bym wylał, ale ja to jestem zboczony pod tym względem. No to wylewam, systematycznie, po butelce. Najpierw do kufla, potem do gardła i trochę mnie martwi, że tak szybko się kończy A tak poważnie, to jestem niemalże pewien, że to nie jest infekcja, tylko coś w wodzie.
  2. Mieszkam na ruczaju, więc chyba tak jak elroy, mam wodę z Dobczyc. Spróbuję następną warkę na wodzie sklepowej zrobić, to zobaczę, czy ten nalot będzie występował.
  3. Ten nalot na powierzchni piwa jest chyba znakiem firmowym mojego browaru. W dotychczasowych 3 warkach się z nim spotykałem, co mnie jednak zastanawia to to, że nie psuje ani smaku, ani aromatu, a w butelkach go nie ma. Był w bitterze, był w stoucie, butelkowałem też pszenicę i również go zauważyłem, chociaż na tak jasnym piwie był ledwo dostrzegalny. Mnie się wydaje, że to od wody. Gdy robię herbatę, to pojawia się dokładnie taki sam nalot, jak herbata wystygnie. Trochę to dziwne, że mam go po zakończeniu fermentacji, ale jak powtarzam, nie psuje on piwa. Ciągle mnie zastanawia, co to jest, ale chyba na przyszłość po prostu nie będę się nim przejmował, skoro piwa to nie rusza.
  4. Chyba lubią sprawiać niespodzianki, filtrowanie mojej ostatniej pszenicy trwało parę godzin, pojęcia nie mam dlaczego, po prostu utknęło i co bym nie robił, jak nie mieszał itp. to ruszało tylko na chwilę, a potem znów stawało. Umordowałem się jak cholera, chociaż teraz piję pyszną pszenicę, przy której każda sklepowa może się schować. Co do warzenia, to obrałeś bardzo ambitny plan. Ja zanim się zabrałem za zacieranie, czytałem tygodniami to forum. Byłem pewien, że wiem całkiem sporo, ale za każdym razem przytrafiały mi się różnego rodzaju niespodzianki. A to przy pierwszej warce pęknięty fermentor z kranikiem i pełna prowizorka przy filtracji, stout w sumie był bezproblemowy, gdyby tylko mi rodzina cały czas głowy nie zawracała, a to przy pszenicy baaaardzo długi czas scukrzania, bo popełniłem błąd przy dekokcji, a później wspomniana filtracja. Jutro warzę full aroma hops i powiem szczerze, że mam nadzieję, iż tym razem nie będzie wpadki i uwinę się szybko z tym wszystkim. Ale to tylko w teorii. W teorii to w poprzednich warkach chciałem zostawić do schłodzenia na balkonie, by rano przed pójściem do pracy móc w spokoju zadać drożdże, a w praktyce kończyłem tak późno, że musiałem z tej roboty urywać się na godzinę, żeby to zrobić koło południa, bo wcześniej było za gorąco. Dodatkowo dochodzi sprzątanie, mycie, krzątanie się z tym wszystkim... Jak nie masz pomocnika, to będzie z tym krucho. 3 warki w jeden dzień to jak dla mnie plan niewykonalny, wydaje mi się, że 2 warki (przynajmniej jak na mój warsztat i wprawę) to byłby sukces. Ty jak wspominasz, nie masz doświadczenia z zacieraniem, dlatego sądzę, żebyś dał sobie spokój i warzył po jednej na dzień, aż wejdzie ci to wszystko w krew i nie będzie stanowiło żadnych problemów. Rób zresztą jak chcesz, jak nawarzysz piwa, to sam będziesz musiał je wypić To twoje słody, twój czas, twoja energia i twoje pieniądze, ale jak podkreślam, ja bym się nie zdecydował na taki krok.
  5. Slonx

    Zakąski do piwa

    Tylko po co to? Dla smaku A vegetę, czy też jak kto woli, przyprawę uniwersalną robię sam, z suszonych warzyw, kurkumy i soli Że tak powiem, nie śmierdzi chemią
  6. Jak się człowiek konkretnie napali, to żaden śpiwór nie jest potrzebny
  7. Slonx

    Zakąski do piwa

    Świetny temat, osobiście uwielbiam stać przy garach, to i przekąski do piwa się robi nieraz. Bardzo lubię kabanosy w cieście francuskim. Zazwyczaj nie chce mi się go robić samemu, to kupuję np. w almie gotowe, świeże ciasto francuskie, kroję w paski, o szerokości centymetra i długości całego arkusza, kroję kabanosy w mniej więcej 5 centymetrowe kawałki i owijam ciastem. Na blachę i do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, po 15 minutach gotowe, znakomite tak na ciepło, jak i na zimno. Drugą ulubioną przekąską jest kurczak (filet lub polędwiczki) w pikantnej, chrupiącej panierce. Kurczaka wcześniej zalewam marynatą z niewielkiej ilości oleju, wody, papryki słodkiej, ostrej, pieprzu cayenne, wciskam czosnek, dodaję trochę vegety i zostawiam na kilka godzin, najlepiej na cały dzień, w lodówce rzecz jasna. Przygotowuję panierkę: płatki kukurydziane mielę, nawet na mąkę, chociaż nie trzeba aż tak drobno, mieszam pół na pół z mąką pszenną. Do tego dosypuję na oko papryki ostrej, trochę pieprzy cayenne, trochę pieprzu białego, szczypta sproszkowanego imbiru i najważniejszy składnik, łyżeczka lub dwie proszku do pieczenia. Maczam w tym kurczaka, gdy już jest dokładnie obtoczony, wkładam go do wody, ostrożnie, by nie wypłukać panierki i jeszcze raz obtaczam. Tak obtoczone kawałki kurczaka wrzucam na gorący, głęboki olej i smażę kilka minut, następnie wyjmuję i na ręcznik papierowy. Panierka jest chrupiąca, kurczak soczysty, a że to może trochę tłuste i niezdrowe, to się nie przejmuję. KFC może się schować. W ten sposób można robić małe nuggetsy, skrzydełka, czy filety z piersi. Inną przekąską są śliwki w boczku. Bardzo prosta sprawa, śliwki wędzone owijam w pokrojony w cienkie plasterki boczek, daję do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, 10 minut wystarczy, bywa, że to za długo. Uwielbiam też nachos, paprykowe z sosem serowym. Własnej roboty. Sos serowy robię tak, że biorę mały trójkącik serka topionego, rozpuszczam go z masłem w rondelku (chociaż rama culinesse się bardziej nadaje - w żadnym wypadku olej!) wrzucam starty ser cheddar, czekam, aż się roztopi i mieszam to z jogurtem naturalnym, wystarczy mały kubeczek, na oko, żeby była odpowiednia konsystencja. Jak ktoś chce mocniejszy smak, może dodać trochę startego parmezanu do tego. Dodaję szczyptę słodkiej papryki i dosłownie kropelkę sosu sojowego. Sos jest dobry nie tylko do nachos, ale również do wspomnianych wyżej kawałków kurczaka. Na ciepło, lub na zimno, ale pobyt w lodówce na pewno mu nie pomaga, to mogę zaręczyć, lepiej go spożyć szybko, dlatego nie ma sensu przygotowywanie większych ilości. Lubię też sałatkę ziemniaczaną. Prosta, smaczna, aczkolwiek ciężka. Gotuję ziemniaki w mundurkach, obieram, kroję w kostkę. Do tego jajka, również skrojone w kostkę, podsmażony, skrojony w kostkę boczek i por, również drobno skrojony. Sól i pieprz do smaku, następnie całość zalewam majonezem zmieszanym ze śmietaną i mieszam. Lubię jeszcze bagietkę pokrojoną w poprzek, jak chleb, posmarowaną serem śmietankowym (np. almette) i na to plaster wędzonego łososia (moja luba kładzie jeszcze na to rukolę). A jak się nie ma ochoty na ślęczenie w kuchni, to orzeszki, te w polewie paprykowej są zacne, chipsy, najchętniej serowo-cebulowe, suszona wołowina (chociaż drogie to jak cholera). Z dań (bo trudno to nazwać przekąską) uwielbiam do piwa knedle czeskie. Robię je tak: Składniki: Pół kilo mąki łyżeczka soli jajko szklanka mleka 10g drożdży (np. S-04 ) pół łyżeczki cukru 4 czerstwe bułeczki opcjonalnie łyżeczka proszku do pieczenia Podgrzewam mleko, żeby było ciepłe (ale nie gorące). Dosypuję cukier, rozcieram drożdże, odstawiam w ciepłe miejsce na 20 minut. Mąkę z solą wsypuję do miski, dodaję jajko, drożdże i zaczyn, wyrabiam aż przestanie się kleić i odstawiam w ciepłe miejsce na godzinę. Do wyrośniętego ciasta wgniatam pokrojone w drobną kostkę bułki (no i ewentualnie dodaję proszek do pieczenia) i formuję z gotowego ciasta 3 wałki. Wrzucam na osoloną wodę, każdy wałek musi się gotować w sumie około 20 minut, po 10 minut z jednej strony (po 10 minutach obracamy). Po wyciągnięciu nakłuwam widelcem i kroję w półtora centymetrowe plastry. Najlepiej smakuje z gulaszem cielęcym, lub wołowym Jak dla mnie lepsze są bez proszku do pieczenia, ale na większą liczbę osób ten sposób wydaje się bardziej wydajny. Co kto lubi
  8. Fajny wpis kolego, ale mówienie, że "bez chemii" nie jest zbyt trafne. Wiem, że się czepiam, ale tak już mam Ja wolałbym określenie, że warzone uczciwie No bo jak bez chemii? Od samego początku warzenia masz ciągle reakcje chemiczne i fizyczne również. Najpierw scukrzanie skrobi, wytrącanie osadów w trakcie gotowania i chmielenia, wreszcie namnażanie drożdży, fermentacja alkoholowa, produkcja estrów, fenoli, fuzli, lub w przypadku zakażenia różnych innych nieprzyjemnych substancji, aldehydów itp. Warzenie piwa to w bardzo dużym stopniu chemia Oczywiście nie trzeba jej znać, żeby piwko robić, ale nie zmienia to faktu, że jej tam nie ma
  9. Hefe-Weizen już w butelkach. Fermentował bardzo długo, bo niemal 4 tygodnie, przez cały ten czas był ruch w rurce. W środę zmierzyłem BLG, wynosiło 5, tak jak w teście (coś dużo, ale nie przeszkadza mi to), wczoraj pomiar również wyniósł 5 BLG. Ładny ma kolor, w smaku bardzo dobre, czuć w aromacie i goździki, i banany, nie mam chwilowo żadnych zastrzeżeń. Bałem się zakażenia, bo ponoć weizeny są na nie bardzo podatne, ale w smaku nie ma żadnego kwaskowatego akcentu. Coś czuję, że długo to piwo nie postoi, nie chwalę dnia przed zachodem, ale jeżeli nic się z nim złego nie stanie, to będzie to chyba moja najbardziej udana warka.
  10. Słodu palonego do hefe-weizena? Ja przyznam szczerze, że przy tej pszenicy to pokombinowałem jak cholera, wrzucając do gara chyba wszystko, co miałem pod ręką, ale o słodzie palonym nie pomyślałem Może miałeś na myśli karmelowy? Ja dodałem, nie wiem, jaki będzie efekt, jutro dopiero planuję zrobić rozlew.
  11. O to to właśnie. Ja jak mierzę, to drugą ręką mieszam w garze i mierzę nie w środku gara, a z boku.
  12. Jak to jutro zaczniesz? Z fermentującej już brzeczki? http://www.wiki.piwo.org/Flokulacja Czekaj, spokojnie, nie od razu Kraków zbudowano, natury nie powinno się poganiać. Możesz robić cichą, nie musisz, ja jak robiłem bittera na tych drożdżach, to cichą zrobiłem, piwo wyszło bardzo klarowne, osad drożdżowy na dnie butelki był nieduży, zwarty i zbity. Natomiast przy stoucie pominąłem cichą, przedłużyłem fermentację burzliwą, potrwało to w sumie 4 tygodnie.
  13. Nie wiem dokładnie, jak to jest z tymi drożdżami S-04, ale zrobiłem na nich dwie warki i obie zeszły do 5BLG. Jedna (bitter) z 10, druga (stout) z 15. Te drożdże chyba głęboko nie odfermentowują, ale to nie znaczy, że już po wszystkim, bo sposób zacierania też jest istotny. Robiłeś test odfermentowania? Mimo wszystko, zostaw piwko, niech sobie spokojnie fermentuje, w sumie nie musisz robić cichej, tak mnie się wydaje, bo te drożdże mocno flokują.
  14. Widzę Mateuszu, żeś z Krakowa. Podaj swoją lokalizację na mapie, to może się przydać, w Krakowie z tego co zauważyłem jest masa piwowarów i może ktoś ci garnka użyczy. Ja bym ci pożyczył, ale dzisiaj wyjeżdżam, wracam dopiero w niedzielę i chcę warzyć od razu po powrocie, bo właśnie żem surowce otrzymał.
  15. Nie zdążę z piwkami, trudno Bez ciśnienia zresztą, wiele jeszcze pracy przede mną, jeżeli chce się mierzyć w takich konkursach
  16. Też tak chciałem, ale skłonności do eksperymentowania skutecznie mi to utrudniają. Zrobiłem trzy warki, pierwsza wedle receptury, reszta kombinowana.
  17. Jeśli na podstawie takiego opisu ktoś stwierdza, że to tlenowiec to gratuluję. To może być wszystko. Nie ukrywam, że chciałbym móc podzielić się tym widokiem z forumowiczami, ale nie wychodzi mi to na zdjęciach. Musiałbym kogoś zaprosić na butelkowanie, a to chyba mija się z celem. Jeżeli zacznie się psuć, to będę wiedział, że to infekcja. Spoko, zabutelkowane od poniedziałku Nikt nie zwrócił uwagi na to inne spostrzeżenie. Otóż, czasami mam podobny widok na powierzchni herbaty w szklance, gdy zostawię ją na kilka godzin. Robi się właśnie taki sam kożuszek, delikatny nalot i to mnie trochę uspokaja, bo skoro pojawia się to na herbacie (bez cukru, zwykłej czarnej) którą czasem piję nawet pozostawioną na następny dzień, albo i dłużej i w smaku jest po prostu bardziej hm... cierpkie, to raczej to wiele nie ma wspólnego z infekcją. No oczywiście musiałbym zostawić pewnie tę herbatę na dłużej, żeby mieć pewność, ale właściwie, na czym niby mogłyby żerować bakterie w szklance z niesłodzoną, czarną herbatą?
  18. Czytając komentarze właściwie czuję się uspokojony Może jestem przewrażliwiony, ale człowiek się naczyta o tych infekcjach i ogarnia go przerażenie. Na dodatek wprawy brak, więc zacieranie pochłania więcej czasu, niż u bardziej doświadczonych piwowarów i wtedy marnowanie piwa mogłoby być wyjątkowo bolesne. Czyli spokojnie można lać, plastik fermentora nie pęknie, jak mniemam. No to git, nie mam chwilowo więcej pytań.
  19. No właśnie. Straszy się tak tymi infekcjami, a ja nawet nie wiedziałem, że poprzednią warkę miałem zainfekowaną. Wspominałem oczywiście dawno temu, że przelewałem na cichą i coś takiego zauważyłem, to mnie uspokojono, że to nie musi być infekcja itp. itd. Jak wspomniałem, piwo zbyt długo nie poleżało, bo z półtora miesiąca, ale w smaku się nie psuło, w zapachu też nie. Jedyne, co mnie zaniepokoiło wtedy to zapach tuż po otwarciu butelki, który jednak po przelaniu błyskawicznie się ulatniał. Zapaszek był właśnie taki kwaskowaty i był wyczuwalny tylko przez kilka sekund po zdjęciu kapsla. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze bardziej przyłożyć się do sterylności swoich procesów. Być może wpływ na to wszystko ma fakt, iż chłodziłem piwo w garnku na balkonie, co trochę trwało. Może inaczej by się sprawa miała, gdybym wlewał gorącą brzeczkę do zdezynfekowanego fermentora i zamykał szczelnie, chłodząc właśnie w nim, w wannie z zimną wodą, tylko tu rodzi się u mnie obawa, czy plastik wytrzyma taką temperaturę i nie pęknie. W sumie przy obydwu butelkowaniach robiłem syrop cukrowy w ilości około litra, wrzący wlewałem do fermentora i od razu dekantowałem na to piwko. Wiem, że w ten sposób ubijam trochę drożdży, ale piwo i tak dało radę się nagazować poprzednim razem, więc pewnie tym razem też będzie podobnie.
  20. Miło wiedzieć, że mam zainfekowane piwo, pierwsza warka w takim razie też była zainfekowana, chociaż się nie zorientowałem Zastanawiające jest to, że ludzie pokazują, jakiego to oni nie mają syfu w fermentorach (przynajmniej na tych zdjęciach). U mnie ten nalot jest bardzo delikatny, trudno dostrzegalna mgiełka, co chyba oznacza, że infekcja nie posunęła się aż tak bardzo, aczkolwiek będzie się niestety rozwijać... Mam niemniej jednak trochę drożdży, które z powodzeniem mogę zużyć. Czy dobrym wyjściem byłaby pasteryzacja, dodanie drożdży i ponowne zabutelkowanie?
  21. Przedwczoraj butelkowałem stouta. Po otwarciu fermentora moim oczom ukazał się delikatny nalot na powierzchni brzeczki. Nie pokrywał całej powierzchni, był jedynie na środku, taki kożuszek. Miałem coś takiego przy pierwszej warce, tak jak wtedy, tak i przedwczoraj zrobiłem zdjęcie, ale jakbym próbował, nie wychodzi, nie widać tego, więc nic nie wrzucam. Może lepszy aparat by tu pomógł... Sprawa mnie intryguje, bo o ile jest ten kożuszek, to tak jak przy pierwszej warce, tak i przy tej w smaku i zapachu piwa nie czuć niczego niepokojącego. Pierwsza warka przetrwała w butelkach z półtora miesiąca, pod koniec piwo smakowało jedynie lepiej, raczej się nie psuło. Dodam jeszcze, że taki sam kożuszek miewam, gdy zaleję sobie herbatę i zapomnę o niej na kilkanaście godzin, więc bardzo prawdopodobne, że to jakiś ze składników mojej kranówki, który po prostu tworzy taki nalot na górze w połączeniu z jakimś innym składnikiem. Co to może być? Czy ktoś ma podobnie? Wrzuciłbym zdjęcia, ale nic na nich nie widać. Niedługo będę butelkować Hefe-Weizena i tam być może też coś takiego się ukaże, więc pożyczę wtedy lepszy aparat i porobię zdjęcia.
  22. Nie za często chcesz otwierać pokrywę?
  23. Stout zabutelkowany. Trochę się martwię, bo gdy otworzyłem fermentor, zobaczyłem delikatny, choć łatwo dostrzegalny biały nalot na powierzchni. Nie mam pojęcia, co to może być, ale w smaku i zapachu piwko było dobre, lekko kwaskowate, ale ta kwaskowatość na bank pochodzi od palonych ziaren. W pierwszej warce też miałem taki nalot i piwo również w smaku i zapachu było dobre. Nie mam pojęcia, co to może być takiego. Może wczesne stadium infekcji, nie wykluczam. Będę monitorował sytuację na bieżąco, za jakiś czas butelkuję Hefe-Weizena i zobaczę, czy tam również coś takiego się pojawi.
  24. Iii tam, przyjadą do Polski, Bruce pobiega po scenie, to już tak marnie nie będzie
  25. Zwyczajny błąd nowicjusza. Przy poprzednich dwóch warkach robiłem test w szklance, nakrywałem folią, ściągałem to gumką recepturką (nie miałem akurat wolnych słoiczków, buteleczek itp) i po tygodniu mierzyłem, w smaku i zapachu było ok. Teraz o tym zapomniałem, zwyczajne zagapienie, do samej fermentacji nie podchodzę tak nonszalancko.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.