Warzone 06.06.2009, butelkowane (bez cichej) 17.06.2009. Otrzymane w Żywcu 20.06.2009, a wiec 3 dni po butelkowaniu.
Ekstrakt 17,5°blg, alkohol 6,4%
Piana: średnioobfita, drobniuteńka, beżowa, niczym na Guinnessie z widgetem. Aż tak trwała nie jest, ale pięknie oblepia szkło.
Kolor: ciemnobrązowy, pod światło rubinowe, klarowne.
Wysycenie: niskie, do średniego, stylowe.
Zapach: zaraz po otwarciu butelki silny zapach Coca-Coli, a raczej którejś z jej naśladowczyń. Obstawiam kardamon. Po chwili nie rzuca się już tak na nos.
Smak: zdecydowanie przyjemny. Kardamon nie jest tak nachalny (jak np. u mnie) ale zdecydowanie wyczuwalny, piwo jest solidne i treściwe, ale nie słodkie (u siebie dałem jeszcze laktozy i to już nadmiar szczęścia), palona goryczka, leciutka kwaskowość/
Opakowanie plus za etykietę, jej widoku jednak wam oszczędzę, bo pleśń i ślimaki co prawda obeszły się z nią łagodnie, ale jednak obeszły.
Bardzo dobre piwo, cieszę się, że mogłem służyć radą przy jego powstaniu. Piwo to jest dla mnie szczególne, bo po kilku dniach nie picia piwa przed świętami (gorączka), po odstawieniu leków nie smakowały mi piwa. Miodne z Kormorana, kilka różnych z Konstancina, które na browar.biz były bardzo chwalone. Już się obawiałem, że przestałem lubić piwo. To piwo przywróciło mi wiarę, że jednak nadal kocham piwo.