Piję ponownie na spokojnie. Wrażenia: aromat przyprawowo-pikantny, słodkawy, wędzonka w tle, ale nie nachalna, jako nuta przemykająca. Przy dłuższym wąchaniu są nuty typu dymu a'la whisky, torf, dogasające ognisko, w aromacie minusem staje się to, że "kozlakowość" to plan dalszy, czyli z samego aromatu można wysnuć wniosek: Rauch ist da, aber Bock nicht . Plusem aromatu jest to, że zachęca do picia, bo dla laika będzie intrygujący, dla konesera-"cóż tam jeszcze skrywasz koźle".
W smaku uwidacznia się wędzonka, ale tak jak pisałem wcześniej, delikatna i właściwie nie wiem czemu miała być tak rozbuchana jak w Schlenkerli (które, jako piwo wędzone można wpisać w triadę: rauch'y, gruit'y i lambiki, czyli albo LOVE albo HATE), bo tutaj pasuje. Z tego, co ja zaobserwowałem wędzonka przykrywa główne zalety piwa troszkę, ale można się do tego przyzwyczaić. Przechodząc do samej pijalności, piwo jest zimowe, przyprawowe, rozgrzewające, musi NIE BYĆ schładzane za bardzo, żeby uwidocznić kozlakowość, która teraz swoim zacnym chlebem oblepia moje usta. Alkohol niewyczuwalny, w sam raz, ze względu na to, że gustuję bardziej w doppel'ach i ur'ach, wolałbym go tam więcej, treściwość i gęstość, jak najbardziej. Wędzonka powraca za to z wzmożoną siłą na finiszu.
Reasumując, champion'y ogólnie były niezle (Koelsch odstawał), i choć pierwszy champion, czyli Koźlak dubeltowy mi smakował bardzo, ten mi też smakuje, ale...
Na pewno, warto spróbować, warto porównać i warto stwierdzić, czy się kocha rauch'y czy też wręcz przeciwnie.