Dziś do kosztowania wzięliśmy Honey Ale, ma dokładnie 3 miesiące, więc można zacząć go spijać powoli.
Kolor koncertowy-podobieństwo do Bombardier Burning Gold zamierzone i celowe, piwko jest klarowne, musujące, wianuszek piany w normie.
W zapachu na pierwszy ogień idą oba chmiele angielskie, choć chmielone było wg zasad London and Country Brewer 1783, więc to chmielenie jest bardzo delikatne, potem do ataku rusza miód, alkohol niewyczuwalny, pachnie radośnie, nawet świątecznie, choć takiego zamysłu nie było.
W smaku jest orzeźwiające, miodowe, goryczka chmielowa bardzo delikatna na finiszu, miód wiedzie prym, więc tak jakie było założenie nazwy.
Piwo jest gęste, choć ma raptem 12 blg, i tu chyba udało mi się złapać kawałek tej mineralności-posmak w ustach zostawia jak po dobrze schłodzonym chardonnay albo nawet semillon. Piwko jest ale'owe, jest słodkawe i jak nie miałem do niego przekonania na początku, to widzę, że jest bardzo dobrym przykładem lekkiego piwa miodowego i dobrze, że dałem chmiele, bo bez nich, było za ciężkie. Receptura godna powtórzenia.