Ja biję się w piersi, że klnę sporo. Teoretycznie zgadzam się z coderem, że człowiekowi na poziomie nie wypada, ale... dla zdrowia psychicznego, zbudowania team spirit i jeszcze paru rzeczy wulgaryzmy się przydają. Idealnie byłoby gdyby używało się ich świadomie, niestety w rozmowie prywatnej z przyjaciółmi zdarza mi się i w zastosowaniu przecinkowym. Niestety to też kwestia punkowania, kapele punkowe się nie... szczypały i leciały ostre słowa.
Spodobała mi się wypowiedź Rostowskiego, który powiedział, że ojciec nauczył go, że gentelman nigdy nie jest nieuprzejmy w sposób nieświadomy. Tego wydaje mi się należałoby się trzymać - przekleństwa są dla ludzi i pełnią ważną funkcję, ważne żeby używać ich świadomie.
Na koniec anegdotka, która opowiedział Andrzej Grabowski u wspomnianego Mellera. Było o jakimś aktorze, nazwiska nie pomnę. Otóż miał on w zwyczaju kląć jak szewc, a jednocześnie był gorliwym katolikiem. No i któregoś razu ktoś (nie wiem czy AG, czy ktoś inny) zwrócił mu uwagę, że no Staszek jak Ty tak możesz kląć, a potem przystępujesz na mszy do komunii św.? Na co usłyszał odpowiedź - kląć to Ty możesz, ja używam partykuły wzmacniającej.
Problem się robi jak się pojawiają dzieci, bo raz, że trzeba siebie pilnować, to jeszcze takiego Kazika lub Grabaża w radio.