Dużo w tym przyzwyczajeń i zaszłości, ale spróbuję to opisać:
Staram się zostawić brzeczkę do rana, żeby wytrąciło się jak najwięcej osadu zimnego - ja nie robię cichej, więc chcę mieć jak najmniej osadu w fermentorze na czas długiej burzliwej. Poza tym trudno jest zejść do lagerowych temperatur samą chłodnicą, przy rozsądnym zużyciu wody.
Dlaczego więc w ogóle chłodzę chłodnicą? Po pierwsze boję się, czy wrząca brzeczka wystygnie dostatecznie nawet przez całą noc. Poza tym chcę szybko zejść poniżej 80°C, żeby nie wytwarzał się DMS. Dodatkowo potrzebuję jeden fermentor wrzątku do wymycia fermentora wodorotlenkiem i pół fermntora czystej wody do płukania sprzętów po warzeniu - akurat tak się kłada, że jeden fermentor pozyskuję z szybkiego chłodzenia (cały czas mieszam chłodnicą) w ok. 5 minut, a potem ustawiam minimalny przepływ, włączam lampę UV i wychodze na 20 minut, żeby zdezynfekowac powietrze, zanim odważę się podnieść pokrywkę i wyciągnąć chłodnicę - w tym czasie akurat nakapie mi z pół fermentora wody, a brzeczka ma 30-40*.