Coś dziwnego się dzieje z #8 (Kolonijne v1.1) - pomimo infekcji po miesiącu w butelkach jego pijalność się poprawia, a nie pogarsza. Kloaczny zapach jakby trochę się stonował, wciąż jest wyczuwalny (i nadal odpychający, tego piwa nie należy wąchać), ale daje się je pić bez wstrętu. Jeżeli coś podobnego miałoby czekać #10, który jest zainfekowany dokładnie tym samym, to może sytuacja w magazynie jesienią nie będzie tak zła i nie zostanę z pustymi skrzynkami.
Na razie #10 urzeka pięknym chmielowym smakiem, który dopiero co zaczyna się przebijać przez potężną goryczkę (ponad 50 IBU robi swoje). Szkoda że śmierdzi infekcją, a nie pachnie chmielem.
A w warzelni (czyli w kuchni) remont - nie będzie warzenia w ten weekend. Zdaje się też, że #14 postoi na burzliwej parę dni dłużej zanim je przeleję na cichą. Chyba, żeby w ogóle cichej nie robić, bo 2 tygodnie to chyba dość fermentowania.