Opowiem Wam historię kwasu chlebowego, który zmajstrowała moja Mama. Historia ciekawa, w której chcę m.in. poruszyć kwestię narażenia domowych wyrobów pitnych na ewentualne infekcje itd. Historia jeszcze bez finału...
Kwas jak kwas.
- 2kg samodzielnie upieczonego chleba, przypalonego później w piekarniku,
- szklanka miodu,
- 2 szklanki cukru,
- 200g rodzynek,
- 5l wody,
- gęstwa piwnych drożdży THG,
Jako, że nie mieszkam już w domu rodziców, bardzo żałuje, że nie dane mi było zmierzyć pierwotnej gęstości tego, co powędrowało do kamiennego garnka. Naprawdę! Musiało być tego jednak sporo
Garnek przykryto płachtą i odstawiono. Zasyczało, zaszumiało. Zaczęło fermentować.
Po 30 godzinach (wg przepisu) odcedzono zawartość garnka przez pończochę, czerpiąc nabierakiem, nie sterylizując/wyparzając niczego. Rozlano do petów. Przestrzegałem, mówiąc, że będą granaty. Nazajutrz pety wyglądały jak balony! Czegoś takiego w życiu nie widziałem! Zakrętki wybrzuszone jak pingpongi. Na rodziców padł blady strach! Co robić? Podjechałem z cukromierzem, zmierzyłem. 12°Blg!!! Przelewać do balona - brzmiała komenda. I znów, bez pryskania chemią, wyparzania, przelano szalejący płyn do balona.
Wniosek oczywisty - za dużo cukru! W smaku lekki syropek. Poradziłem, żeby rozcieńczyli to przegotowaną i ostudzoną wodą, dla smaku i koloru z dodatkiem torebki kawy zbożowej. Dodali... 2l.
Z tego, co wiem, kwas jakieś tam procenty ma. Za każdym razem opijam się tym na Ukrainie, ale jakoś tego alkoholu za bardzo nie wyczułem. Koszmarek Mamy mógł spokojnie mieć z 18°Blg jak nie więcej. Co z tego wyniknie? Roztwór 8%?
Ciekawi mnie również kwestia higieny. Gdybym tak obchodził się z piwem, miałbym pewnie jakąś infekcję. Tu niczego takiego nie zauważyłem. W smaku słodkie, mętnawe, fermentujące w najlepsze. Może piwo jest bardziej narażone na zakażenia?
Zobaczymy, jak potoczą się losy tego napitku. Sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie...