Moja pierwsza styczność z płynnymi. Drożdże Wyeast 1728 Scottich Ale z 17.08.2011.
Zacząłem tydzień przed warzeniem, saszetka napuchła w ... 12 godzin, byłem w szoku. Ponieważ mieszadełko miałem mieć dopiero za kilka dni (miało to się zgrać z czasem napuchnięcia saszetki) napuchnięta saszętkę włożyłem do lodówki. Dobrze? Nie chciałem jej trzymać w temp. pokojowej tyle dni a nie miałem surowców i materiałów na starter, szybkość napuchnięcia saszetki całkowicie mnie zaskoczyła.
Surowiec na starter i mieszadełko się opóźniło i dopiero 4 dniach wyciągnąłem napuchniętą zaszetkę, na 1 dobę na ottajenie a następnie wlałem ją do wcześniej przygotowanego startera o tej samej temp. (ok. 18C). Drożdże w saszetce były w konsystencji "grudek" (normalne to? czy ten typ tak ma) pomimo mocnego mieszania saszetki zanim ją rozciąłem. Niestety mieszadła magnetycznego nie udało sie uruchomić (inna historia) - galimatias całkowity. Pozostało ręczne mieszanie.
Starter niby pracował jakieś 24h (może była jakaś pianka w nocy jak spałem, ale to "może", tak to tylko pęcherzyki na wierzchu, z biegiem czasu było ich coraz więcej), po 24h praktycznie wszystko opadło na dno. Rano, w dniu warzenia, starter (48h pracy) nie wykazywął znaków życia, zero bąbelków, cisza na wierzchu, gęstwa na dnie, zadałem go popłudniu po uprzednim dość mocnym wymieszaniu ale i tak nie dało się tego dokładnie wybełtać (konsystencja jak z saszetki - grudki). Fakt, że gęstwa po zakończeniu pracy startera była przynajmniej dwa razy większa od tej początkowej. Oceniam na około 80-100ml.
Po około 16h pracy drożdży w brzeczce (18C) tylko lekka pianka na wierzchu Czekać, mieszać, bełtać ? czy ratować się nowym drożdżami ?