Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Obracam się w świecie dobrego piwa i w świecie ludzi, którzy na nim się mniej lub więcej znają. W pewnym momencie zacząłem się jednak zastanawiać jak świat piwa rzemieślniczego wygląda naprawdę. Jak wygląda i o czym myśli przeciętny konsument produktu jakim jest piwo kraftowe? Czy czuje tyle co ja? Czy potrafi je docenić? Stąd pomysł, by […] Post Czym jest piwo rzemieślnicze? pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  2. Słody karmelowe możemy podzielić przede wszystkim ze względu na rodzaj zboża z którego powstały, a więc będą słody karmelowe jęczmienne (najbardziej popularne), pszeniczne, żytnie. Słody karmelowe będą miały różną barwę od jasnej przypominającej słód pilzneński, aż po ciemną przypominającą słody czekoladowe. Zależnie od słodowni będą nosiły różne nazwy. Większość omawianych […] Wyświetl pełny artykuł
  3. Takich właśnie rzeczy oczekuje po piwnych festiwalach – limitowanych wersji dostępnych wyłącznie podczas imprez. Atrakcyjność festiwali po polega na możliwości bezpośredniego spotkania i porozmawiania z piwowarami ale przecież też na degustacji wyjątkowych serii piw. SzałPiw na Warszawski Festiwal Piwa przygotował rzecz bezprecedensową – trzy owocowe kwasy fermentowane mieszanką z udziałem dzikich drożdży. Oto one: Fragum ambitiosum – Ambitna truskawka Prunum lascivum – Frywolna śliwka Ribesium nigrum arcanum – Tajemnicza czarna porzeczka i obecna na rynku od września Rubus idaeus maleficus – Złośliwa malina Degustację wszystkich czterech przeprowadzam wraz z Jankiem Szałą! Wyświetl pełny artykuł
  4. Któż nie zna poznańskiej SetkaPub, jednego z pierwszych wielokranów w Polsce? To był pierwszy wielokran, w którym udało mi się przenocować Teraz Grzegorz, Seweryn i Maciek wkraczają na scenę ze swoim piwowarskim projektem, a wspomaga ich bardziej doświadczony Wojtek Frączyk. Debiutanckie piwo, a jakże, uwarzone zostało w Browarze Widawa a jego styl to…Mojito Gose. Brzmi intrygująco, nieprawdaż? Wyświetl pełny artykuł
  5. Podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa powitaliśmy nowy browar rzemieślniczy z Wrocławia o nazwie Warsztat Piwowarski. Zasługuje on na specjalną uwagę gdyż jego współtwórczynią jest dobrze znana w piwnym środowisku Marusia czyli Agnieszka Wolczaska-Prasolik. Debiutanckim piwem jest „Pierwsza Warka” – jasne ale nachmielone na zimno amerykańską odmianą Mosaic (12,1° Blg, alk 5%). O browarze i pierwszym piwie rozmawiam z Marusią i Jarkiem Wyświetl pełny artykuł
  6. Po stabilnym okresie wakacyjnym wróciliśmy do solidnej dawki premier. 97 – taka oto liczba padła nam we wrześniu. I nic dziwnego, bo tak intensywnego festiwalowego miesiąca jeszcze w polskim crafcie nie było. Co tydzień to impreza i kolejne nowe piwa. Zaczęliśmy od Brackiej Jesieni w Cieszynie, potem było Grodziskie Piwobranie oraz wrocławski Beer Geek Madness 3, następnie bydgoska BeerGoszcz, a wrzesień zamknęliśmy druga edycją krakowskiego Beerweek Festival. Szaleństwo! Oprócz wysypu piwnych festiwali powitaliśmy na scenie nowe browary – rzemieślniczy Browar Świdnica, który na razie ma mocno ograniczoną dystrybucję oraz reaktywowany Szczyrzycki Browar Cystersów „Gryf”. Wskrzeszenie piwowarskiej tradycji w zabytkowych zabudowaniach klasztornego browaru to wspaniała wiadomość dla wszystkich miłośników piwa w Polsce. Oferta piw firmowanych logotypem browaru to lagerowa klasyka ale zadomowiło się tam już wielu kontraktowców warzących nowofalowe piwa. A Debiutem Miesiąca we wrześniu zostało: Mason (Tarczyn) – Das Nunstück Piwo hybrydowe: Rauch Salt Sour Ale, 12° Blg, 4,5% alk. Mason żegna swoją autorską inicjatywę kontraktową w wielkim stylu. To piwo to marzenie każdego zakręconego miłośnika piwa, który oczekuje ciągle nowych doznań. Przechmielone piwa już dawno wyszły z mody, kwasy powoli też stają się codziennością. Mason przywalił z grubej rury. Co się stanie jeśli połączymy kwasa ze słonym Gose? Ok, to już znamy ze świetnej drugiej warki Zacnego Zalcmana. Ale gdyby jeszcze to wszystko przywędzić? Tak powstał Das Nunstück. Wyrazisty wędzony aromat a na języku fascynujące połączenie rześkiej kwaśności i słonego smaku. Wszystko optymalnie zbalansowane i mega pijalne. Mason porzuca autorski projekt ale bynajmniej nie żegna się z warzeniem. Nadal będzie piwowarem w kontraktowej inicjatywie Browar Piwoteka wprowadzając autorskie receptury typu herring extra stout czy india export porter. Ocena piwa tutaj Wrzesień obrodził nam bardzo ciekawymi piwami będącymi pokłosiem piwnych festiwali. Mamy m.in. specjalną chmieloną na zimno edycję grodziskiego, wariacje na temat berliner weisse z okazji niemieckiej edycji Beer Geek Madness, kolejne rewelacyjne kwaśne piwo z wiśniami a także udany start kontraktowca Tattooed Beer! Bazyliszek – Czarny Roman Ocena piwa Grodzisk Wlkp. – Piwo z Grodziska edycja Piwobranie 2015 Ocena piwa Pinta (Browar na Jurze) – Kwas Delta Ocena piwa Profesja – Cyrulik Ocena piwa Reden Chorzów – Sputnik Ocena piwa Spirifer (Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf) – 80 minut Ocena piwa Tattooed Beer (Slezský Pivovar Havířov) – Beach Girl Ocena piwa Tattooed Beer (Slezský Pivovar Havířov) – Rusałka Ocena piwa Widawa – Black Kiss RIS Ocena piwa Październik, tak jak i cała jesień to kontynuacja piwnych festiwali. Silesia Beer Fest oraz Warszawski Festiwal Piwa to świetne okazje by piwowarzy zaprezentowali nowe, czasem limitowane wyłącznie do czasu festiwalu piwa. To słuszny trend, dodatkowo uatrakcyjniający festiwalową formułę. Pozostałe premiery września 2015: AleBrowar (Gościszewo) – Last Cut Amber – Po Godzinach Marcowe Artezan – Jesień Średniowiecza, Specyfik Beer Bros – Dżentelmenel Beer City (Zodiak) – Smok Bednary – APA Potion #3, APA potion #4, Hefeweizen Potion #3 Birbant (Zarzecze) – Melon Huell APA, Kafirmacja, Curry Wurst, RIS Whisky Barrel Aged, RIS Rum Barrel Aged, RIS Bourbon Barrel Aged Brodacz (Stary Browar Kościerzyna) – Salvia BroKreacja (Marysia) – F°Ck the Boundaries, Smash Summer Ale, The Teacher Browar na Jurze – Kwas Pruski Browar Stu Mostów – Salamander Hoppy Violet Potato Lager Chmielarz (Zodiak) – Karmazynowy American Red Lager Doctor Brew (Bartek) – Simcoe Session IPA, Citra Session IPA, Rauchweizen Doctor Brew (Tarczyn) – Stopro! Merican Pils Dukla – Szalony Alchemik Fabrica RARA – Mandarina, RARA Hajer (Reden Świętochłowice) – Maras Hopium – Blue Berrymore, Werbenny Hill, Morelin Monroe Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy – Piotrek z Bagien White IPA z miętą Jedlinka – Podchmielony Lord, Złoty Panicz Kormoran – BezGluteNowe Kraftwerk (Wąsosz) – Orgasmatron, Ur-Weissbier, Dżin Księży Młyn – American IPA, Stacja Radość AIPA Lubicz – Leżak, Pszeniczne, Alt, Ciemne, Marcowe, APA MajEr – Witbier Manufaktura Piwna (Tarczyn) – APA Nepomucen – American Lager Pavlacz (Zodiak) – India Pale Ale Piwne Podziemie – Sztukmistrz, Very Bloody Berliner Piwne Podziemie/Latający Rosomak/Same Krafty – Katastorfa Piwoteka (Księży Młyn) – Drakkar z Gotlandii, Ucho od śledzia Piwoteka (Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy) – Lodzermensch PiwoWarownia (Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf) – Kameleon Podgórz – Burgundowy Łowca PolACzech (Letohradský Jelen Žamberk) – Citro Profesja – Ogrodnik Raduga (Zodiak) – Underwater Rebelia (Wąsosz) – Frankenstein, Pijak, Złotostockie Reden Chorzów – Amerykańskie Lądowanie Reden Świętochłowice – kaffirAPAaaa, Crash!!! Roch – Nokota Słociak – Ultra G Spółdzielczy – Cumowe Stara Komenda – Wejście Smoka Staropolski – Wiedeński Lager Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf – Opackie, Przeora, Grodzisko Świdnica – Pilsner Świdnicki T.E.A. Time – Contradiction, Platinum Blonde Trzech Kumpli (Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf) – Blackcyl Twigg – Słoneczne Wąsosz – Zorro Widawa – White Kiwi, REaDy 2 GOji Wrężel – Simcoe IPA Wyszak – Red Ale Wyświetl pełny artykuł
  7. Czwarte Starcie z legendą, w którym w szranki stają piwa w stylu American Barley Wine. Polską szkołę piwowarską reprezentują: Hard Bride z AleBrowaru oraz Barley Wine z Doctora Brew. Miano legendy dzierży jedno z najsłynniejszych piw tego typu, będące istnym kanonem – Old Foghorn z amerykańskiego Anchor Brewing. Czy znów wygra legendarny faworyt, czy może... Read More The post Starcie z legendą – Level 4 – American Barley Wine appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  8. Pewien czas temu pisałem o produktach pochodzenia zwierzęcego w piwie. Jednym z wymienionych był karuk, który stosowany jest po dzień dzisiejszy jako środek klarujący, zwłaszcza w piwowarstwie brytyjskim, ale jak wiemy, używano go także na naszym „podwórku” do klarowania piwa grodziskiego. Dziś postanowiłem rozwinąć temat rybiego kleju i jego zastosowania w piwowarstwie. Surowiec ten pozyskiwany jest z rybich pęcherzy pławnych. Pęcherz pławny jest organem pełniącym funkcję hydrostatyczną (dzięki niemu ryby nie opadają na dno). W przypadku ryb dwudysznych pełni on także funkcję oddechową. Narząd ten stanowi zbudowana z kolagenu, nieprzepuszczalna dla gazów błona, która najczęściej składa się z kilku warstw, a wypełniony jest on mieszaniną gazów – tlenu, azotu i dwutlenku węgla. U niektórych ryb połączony jest z przełykiem (ryby otwartoprzełykowe), a u innych – połączenie to nie występuje (ryby zamkniętoprzełykowe). Pęcherz pławny może mieć postać jedno-, dwu- lub trzykomorową. Ryby regulują ilość gazu w nim zawartą. U ryb chrzęstnoszkieletowych (rekiny i płaszczki) narząd ten nie występuje. W toku ewolucji niektórych ryb kostnoszkieletowych, żyjących przy dnie, doszło do wtórnego zaniku tego organu. Kształt i rozmiar pęcherza pławnego jest cechą gatunkową. Po złowieniu ryb, pęcherze pławne są wycinane i płukane. Następnie usuwana jest ich zewnętrzna warstwa. Sam sposób postępowania z uzyskanym w ten sposób surowcem różni się w poszczególnych regionach świata. Wspólnym mianownikiem jest suszenie, częstokroć po wykonaniu pewnych zabiegów takich jak: formowanie określonego kształtu, ugniatanie, lub uprzednim ich moczeniu w wodzie dla ich zmiękczenia i dokładniejszego oczyszczenia. Tradycyjnie, w wielu miejscach, suszenia dokonuje się na słońcu. Nawet na Syberii preferowane jest pozyskiwanie i suszenie pęcherzy pławnych tamtejszych ryb latem, gdyż podczas zimy mróz nadaje im nieestetyczne, szare zabarwienie. Dla nadania im białego koloru okadza się je dymem z wypalanej siarki. Na Islandii wycięte pęcherze pławne soli się, a dopiero potem poddaje suszeniu. Czasem karuk wytwarza się nie tylko z pęcherzy pławnych, ale także z innych części ryb: skóry, żołądków i jelit. Narządy te moczy się w zimnej wodzie, po czym całość jest delikatnie podgrzewana, by utworzyła jednolitą masę, która później zostanie pocięta na kawałki i wysuszona. Podczas jej podgrzewania temperatura ma kolosalne znacznie – jeśli będzie za wysoka, białka w masie ulegną denaturacji, przez co surowiec ten straci swoje właściwości klarujące (nadawać już się będzie tylko jako klej), ponieważ dodany do piwa nie sklaruje go, ale jeszcze bardziej je zmętni. Fot.: Algridas(CC) Ze względu na kształt gotowego surowca, który najczęściej skorelowany jest z regionem pochodzenia można podzielić go na następujące formy: a) „Rurka” (pipe) – otrzymywane z długich i cylindrycznych pęcherzy pławnych ryb, występujących w Ameryce Południowej, b) „Klamra” (staple) – finalnemu produktowi podczas suszenia nadawany jest kształt klamry (przez niektórych opisywane też jako kształt serca). W zależności od rozmiaru mówi się o długich lub krótkich klamrach. Ich kształt uzyskuje się poprzez zwijanie pęcherza do grubości ludzkiego palca, po czym za pomocą małych, drewnianych kołków i szpikulców, nadaje im się ich charakterystyczny kształt. Produkt taki wytwarzany jest w Rosji, c) „Liść” (leaf) – karuk uzyskuje taki kształt na skutek rozcięcia pęcherza, jego płaskiego kształtu podczas suszenia. Karuk w tym kształcie produkowany jest w Rosji, Indiach, Chinach i Ameryce Północnej, d) „Torebka” (purse) – kształt taki uzyskiwany jest przez delikatne nacięcie pęcherza, które tworzy w nim szparę, a całość po wysuszeniu przypomina torebkę. Produkt ten pochodzi najczęściej z Azji oraz Ameryki Północnej, e) „Gródka” (lump) – wytwarzany z pęcherzy o grubych ścianach południowoamerykańskich ryb, f) „Plaster miodu” (honeycomb) – wyrabiany z kilkukomorowych pęcherzy pławnych, dzielonych na pojedyncze części, które po wysuszeniu przypominają komórki w plastrze miodu. Pochodzi z Ameryki Południowej, g) „Wstążka” (ribbon) – powstają albo jedynie z możliwych do usunięcia części pęcherzy pławnych, które posiadają długi i wąski kształt, przypominający wstążkę, albo na skutek cięcia w paski sprasowanej masy do grubości papieru (produkowane w USA, najczęściej z morszczuków). Za najlepszy karuk uważano ten pozyskiwany z ryb słodkowodnych, przede wszystkim jesiotrowatych (Acipenseridae), z uwagi na duże rozmiary ich pęcherzy pławnych. Ryby z tego rodzaju występują przede wszystkim na terenie Euroazji. Mitem jednak jest, że tylko i wyłącznie pęcherze pławne tych ryb wykorzystywane są do produkcji karuku. Innym gatunkiem ryb, z którego pozyskuje się karuk jest wiosłonos amerykański (Polyodon spathula), słodkowodny gatunek ryby, blisko spokrewniony z jesiotrowatymi, pochodzący z Ameryki Północnej. W Azji do tego celu wykorzystywane są ryby z rodziny wiciakowatych (Polynemus). Innymi rodzajami ryb, których pęcherze pławne wykorzystywane są do produkcji karuku są: sumowate (Siluridae) i dorszowate (Gadidae). Mariaż brytyjskiego piwowarstwa z karukiem trwa już od kilku wieków. Surowiec ten stosowano nie tylko do klarowania piwa, ale także win oraz soków (także w innych państwach). Na przełomie XIX i XX wieku Wielka Brytania zaopatrywała się w karuk nie tylko w swoich koloniach, ale także krajach, takich jak: Dania, Niemcy, Belgia, Francja, Rosja, Brazylia, Chiny, Japonia i USA. W czasie II wojny światowej dostawy karuku z wielu regionów Azji zostały wstrzymane (a surowiec stamtąd cieszył się sporym uznaniem), co zmusiło piwowarów do sięgnięcia po cieszący się mniejszym poważaniem karuk z Indii i Brazylii. Według niektórych teorii, początków wykorzystywania rybich pęcherzy pławnych należy szukać w czasach, gdy ludzie transportowali napoje w bukłakach. Ten rybi organ także bardzo dobrze nadawał się do tego celu, a przy okazji, białka zawarte w wewnętrznych błonach klarowały zawarty w nich napój. Ile w tym prawdy, a w jakiej części to niczym niepotwierdzona supozycja? To dobre pytanie… Tradycyjne, brytyjskie piwa (Real Ale) i w dniu dzisiejszym uzyskują swą klarowność, dzięki temu składnikowi. W ramach projektu „Grodziskie Redivivus” także przedstawiono procedurę klarowania tego piwa za pomocą karuku, o czym można przeczytać tutaj. Karuk można nabyć na rynku w kilku postaciach (zwłaszcza w krajach anglosaskich): a) Płatków (wymagają sporządzenia kwasowego roztworu, do którego są dodawane i delikatnie mieszane, po czym uzyskany produkt należy przez pewien czas trzymać w lodówce przed dodaniem go do piwa), b) Pasty, żelu (postępowanie jak wyżej), c) Płynnej (gotowy do bezpośredniego użycia, czasem zalecany jest dodatek do niewielkiej ilości wody lub piwa przed dodaniem do zbiornika z piwem), d) Proszku (produkt najczęściej jest uprzednio hydrolizowany, należy dodać go bezpośrednio do piwa). O szczegółowym postępowaniu z formami karuku, wymagającymi specjalnego traktowania przed użyciem, można przeczytać tutaj. Karuk uważany jest za środek klarujący, który jest bardzo skuteczny (jeśli prawidłowo się zeń korzysta), ale zarazem kłopotliwy w użytkowaniu, w związku z czym nie jest on polecany początkującym piwowarom. Często w literaturze podkreśla się, że piwowarzy domowi mają do dyspozycji kilka alternatywnych środków, które służą do nadania piwu klarowności, a jednocześnie są znacznie prostsze w użyciu. Problemy, których może on nastręczać wynikają z tego, że po pierwsze, jest to produkt o krótkim terminie przydatności - do kilku tygodni. Po drugie, wymaga reżimu chłodniczego przy przechowywaniu, bowiem trzymany w temperaturze wyższej niż 20 stopni Celsjusza szybko traci swoje właściwości. Samo jego przygotowanie przed zadaniem do piwa wymaga czasu (24-48 godzin) oraz specjalnych środków – wody dejonizowanej lub nisko zasadowej, nadaniu jej odpowiedniego pH za pomocą kwasu cytrynowego, fosforowego lub winowego. Do tak uzyskanego roztowru należy dodać karuk, który należy dobrze wymieszać – najlepiej energicznym wstrząsaniem (mieszanie za pomocą urządzeń mechanicznych nie jest wskazane z uwagi na możliwość uszkodzenia struktur białkowych i obniżenie efektywności działania). Uzyskany roztwór koloidalny także należy przechowywać w warunkach chłodniczych. Wyjątkiem jest karuk, który poddano hydrolizie, po czym został on zamrożony lub gotowy roztwór w wersji płynnej, który stanowi mieszaninę karuku, wody, kwasu organicznego oraz środka konserwującego (w sklepach piwowarskich karuk można najczęściej nabyć właśnie w tej postaci). Na czym polega działanie karuku? W kwaśnym środowisku, jakim jest piwo, uzyskuje on dodatni ładunek elektrostatyczny, przez co przyciąga ujemnie naładowane komórki drożdży (przede wszystkim szczepów o niskiej flokulacji), cząstki protein, czy lipidów. W ten sposób wytrąca on osad, który opada na dno zbiornika, w którym leżakuje piwo. Osad ten jest trudny do wzburzenia, co ułatwia dekantację. W literaturze podkreśla się pozytywny wpływ tego surowca na pianotwórczość piwa oraz trwałość piany. Wytrącenie osadów zajmuje od 2-4 dni, przy czym tempo tego procesu zależy od temperatury piwa – im niższa, tym zachodzi on szybciej. O ile karuk polecany jest do klarowania piw górnej fermentacji, o tyle odradzany jest przy lagerach. Fot.: Matt Brown (CC) Bibliografia: „Fining Your Beer: Techniques”, w: „Brew Your Own”, December 2000, http://byo.com/malt/item/645-fining-your-beer-techniques, Don Put: „Simple Ways To Beat Homebrew Haze”, w: „Brewing Techniques”, Volume 4, No. 1, https://www.morebeer.com/articles/clarifying_homebrew, Sal Emma: „Just Fine!”, w: „Brew Your Own”, May 1999, http://byo.com/hops/item/944-just-fine, „Isinglass Finings”, http://www.practicalbrewing.co.uk/main/fining/page5.html, Humphrey Jackson: „An Account Of The Discovery Of The Maneer Of Making Isinglass In Russia; With A Particular Description Of Its Manufacture In England, From The Produce Of British Fisheries”, w: „Brewery History”, Number 126, 2007, http://www.breweryhistory.com/journal/archive/126/Isinglass.pdf, Dave Miller: „Domowy wyrób piwa”, Wydawnictwo CKA, Gliwice, 2009, T.W. Bridge: „The Natural History Of Isinglass”, w: „Journal Of The Institue Of Brewing”, Volume 11, Issue 6, November-December 1905, http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/j.2050-0416.1905.tb02147.x/pdf, Terry Foster: „Pale Ale: History, Brewing Techniques, Recipes”, Brewers Publications, Boulder, 1999, Second Edition, Chris White, Jamil Zainasheff: „Yeast: The Practical Guide To Beer Fermentation”, Brewers Publications, Boulder, 2010. Wyświetl pełny artykuł
  9. Podczas swoich piwnych peregrynacji odwiedzam albo browary działające albo zamierzające wkrótce uruchomić produkcję. Czasem też zdarza mi się obejrzeć browary, które zakończyły już swą piwowarską działalność. Towarzyszy temu nikła nadzieja, że może kiedyś uda się tu przywrócić magię produkcji piwa. Najgorsze są jednak wizytację ruin, zdewastowanych budynków z wyszarpanymi instalacjami czy też martwych placów po wyburzonych browarach. Tam nie istnieje już żadna nadzieja na powrót dawnych dobrych czasów. Takim przykładem jest browar z mojego rodzinnego miasta czyli Browar Warszawski. Nie miejsce tu aby opowiadać o historii założonego w 1846 browarze Haberbusch i Schiele czy powojennym Browarze Warszawskim. O tym możecie przeczytać na wikipedii tu oraz tu. Tutaj chce opisać osobiste doświadczenia z Królewskim. Paradoksalnie moim pierwszym wypitym piwem wcale nie było piwo warszawskie ale piwo wareckie. W tamtych czasach (1990 r.) obowiązywało coś na kształt regionalizacji i na terenie Warszawy dystrybuowano przede wszystkim piwo z browarów w Warszawie i Warce (choć okazyjnie można było też dostać np. Leżajsk Full czy Okocim Zagłoba). Jednak pierwszy spróbowany porter był już jak najbardziej uwarzony w Browarze Warszawskim. Prawda zresztą jest taka, że kupowało się go ze względu na optymalny stosunek zawartości alkoholu do ceny, która była niewiele wyższa niż zwykłego jasnego pełnego. A że smakowało, to już inna sprawa A jak było z Królewskim z beczki? Tu też złożyło się tak, że w połowie lat 90-tych pijałem z beczki przede wszystkim piwo wareckie, które obok Okocimia było podstawowym piwem dostępnym w Pubie u Rafała. Knajpa ta znajdowała się w pawilonach na Świętokrzyskiej. Pawilony zaorano, pod ziemią zbudowano stację metra, a na powierzchni straszy buda z kebabem. Królewskie zdarzało się wtedy pijać w nieodległym Dolce Vita na Marszałkowskiej, jednak nie pozostawiło ono specjalnych wrażeń. Dopiero pod koniec lat 90-tych pamiętam lane Królewskie, które urzekało swą świeżością i chlebowo-słodowym charakterem. Piwo trzymało formę nawet po przejęciu w roku 2001 przez austriaków z Brau Union AG. W 2001 r Browary Warszawskie, do tej pory spółka pracownicza, zostały zakupione przez austriacki Brau Union AG. Po trzech latach dały o sobie znać ruchy w wielkim kapitale i Brau Union przejęte zostało przez holenderskiego Heinekena, właściciela Grupy Żywiec. W 2004 roku postanowiono o zakończeniu produkcji i likwidacji browaru. Teren w centrum miasta sprzedano hiszpańskiemu developerowi Grupo Prasa za 42 mln EUR (ok. 170 mln zł). Brau Union za trzy browary – Warszawski, Kujawiak oraz Van Pur zapłacił w 2001 r. 85 mln EUR czyli ok. 425 mln zł. Kryzys z 2009 zweryfikował plany dewelopera, niedawno za analogiczną kwotę 42 mln EUR, „wyczyszczony” z hal produkcyjnych teren odsprzedany został kolejnemu deweloperowi, tym razem polskiemu Echo Investment. Na dawnym terenie browaru ma powstać kompleks mieszkalno-biurowy. Pomimo tego, że cały teren browaru znajdował się w ewidencji zabytków wyburzenia przetrwały tylko trzy obiekty – warzelnia, willa Haberbuscha oraz budynek administracyjno-mieszkalny. Wizytowałem ostatnio w Krakowie browar restauracyjny Lubicz, który uruchomiono w jednym z budynków dawnego Browaru Jennego. Tamten browar, podobnie jak warszawski, został przez koncern zamknięty a teren został sprzedany deweloperowi. Jednak w nowym kompleksie mieszkalno-biurowym znalazło się miejsce na zachowanie kluczowych budynków browaru, a piwowarstwo wróciło tam w postaci restauracyjnego browaru. Mam nadzieję, że podobnie będzie i w Warszawie. Stolica nie może pozwolić sobie na szarganie piwowarskiej tradycji w tym wyjątkowym miejscu. Rok 2001 Bar na Karolkowej – rok 2002 Kolejne etapy wyburzania budynków Browaru Warszawskiego: rok 2004 fot. paveuek/browar.biz rok 2005 fot. AGC/skyscrapercity.com rok 2007 fot. michau/skyscrapercity.com rok 2008 fot. chinique/skyscrapercity.com rok 2013 fot. morris71/skyscrapercity.com rok 2015 fot. morris71/skyscrapercity.com Rok 2015, wrzesień Źródła: http://bractwopiwne.pl/aktualnosci/Stolica-bez-Krolewskiego,artykul,579.html http://bractwopiwne.pl/aktualnosci/Warszawskie-warzone-w-Warce,artykul,573.html http://bractwopiwne.pl/aktualnosci/Browary-Warszawskie-do-zamkniecia,artykul,540.html skany folderu reklamowego wydanego na 150-lecie Browarów Warszawskich (1996 r.) – Juby_piwosz/Browar.biz Wyświetl pełny artykuł
  10. <p>Fora piwowarskie zacząłem czytać regularnie jeszcze na długo zanim zacząłem warzyć. Sam udzielam się okresowo rzadziej lub częściej. Mimo, że polski internet dostarcza wszelkich informacji potrzebnych początkującemu piwowarowi, od lat obserwuję powielanie tych samych błędów, wynikających często ze skupiania się na rzeczach błahych, zamiast zadbać o te istotne. Postanowiłem więc zebrać do kupy kilka zasad,... <div class="read-more"><a href="http://www.beerfreak.pl/7-zasad-dla-poczatkujacego-piwowara/">Czytajdalej</a></div> <p>Artykuł <a rel="nofollow" href="http://www.beerfreak.pl/7-zasad-dla-poczatkujacego-piwowara/">7zasad dla początkującego piwowara</a> pochodzi z serwisu <a rel="nofollow" href="http://www.beerfreak.pl">BeerFreak.pl</a>.</p> Wyświetl pełny artykuł
  11. Jubileuszowa, dziesiąta edycja Warszawskich Bitw Piwnych odbyła się w wyjątkowym anturażu a mianowicie w ogródku Hoppiness. Domowi piwowarzy polewający piwo na deptaku w samym sercu miasta? Tego w Wawie jeszcze nie było! Stylizacja na bar pod otwartym niebem naprawdę robiła wrażenie, brawo Ela! W drugim ćwierćfinale naprzeciwko siebie stanęli: Mateusz Michalski (zwyciężca 3 WBP) oraz Kamil Wałęka (zwyciężca 4 WBP). Styl jaki przyszło nam oceniać: Irish Red Ale. Czyli rzecz absolutnie nie nowofalowa, będąca po słodowej stronie barykady piwnych stylów. Okazało się jednak, że piwa były dalekie od ortodoksji, a sędzia mógłby stwierdzić że niestylowe Krwawa Mary od Mateusza po nalaniu pachniała odpowiednio motywami biszkoptowo-herbatnikowymi, jednak po jakimś czasie pojawił się banan i goździk. Rzecz bardziej typowa dla pszenic niż red ejla. Z kolei Red Alert Kamila to była jazda po bandzie – wyraziste bretty w aromacie, troszeczkę octu, a w smaku rześka kwaskowość. Niezłe wild red ale! Po raz kolejny okazało się, że bitwa jest mocno wyrównana a mój głos na piwo Mateusza zadecydował o remisie. Pojawiły się na szczęście nowe osoby na bitwie i one swoimi głosami zadecydowały, że do dalszej rozgrywki przechodzi Mateusz. Na pocieszenie Kamil zaserwował bardzo dobre domowe Session IPA oraz RISa. Kolejny ćwierćfinał w stylu Foreign Extra Stout miał odbyć się 8 października w Stacji Grochów ale termin został przesunięty na 14 październik. Zmierzą się w nim naprawdę mocni zawodnicy – Wojtek Trześniowski oraz Jurek Mitczuk! Wyświetl pełny artykuł
  12. Audit Ale(piwo audytowe) było – i jest nadal – napojem kojarzonym z angielskimi ośrodkami akademickimi. Jego warzenie posiada wielowiekową tradycję, a tło historyczne związane z tym, konkretnym piwem jest znacznie szersze, niż tylko wymiar akademicki tego trunku, co bierze się stąd, że tradycja raczenia się tym piwem przetrwała najdłużej właśnie na angielskich uczelniach. Zwyczaj warzenia Audit Ale związany był z ukończeniem zbierania danin przez przedstawicieli feudała od jego wasali. W czasach średniowiecznych rok rachunkowy najczęściej zamykano na przełomie zimy i wiosny. Na uczelniach najczęściej dokonywano audytu wpływów (pochodzących z włości ziemskich, czy opłat czesnego wnoszonych przez studentów) pod koniec stycznia lub na początku lutego każdego roku. Zakończenie formalności związanych z rocznym rozliczeniem przychodów kończyło się wystawną ucztą, na okoliczność której warzono specjalne, mocne piwo znane jako Audit Ale. W roku akademickim Audit Day był, obok Founders Day (Dnia Założyciela), największym i najhuczniejszym świętem. Tradycją było, że władze uniwersyteckie zapraszały najznamienitsze persony z kręgu akademickiego oraz spoza uniwersytetu – o takich ludziach mówiono „Fellows” (kompani). Status taki najczęściej otrzymywali albo wybitni absolwenci danej uczelni i/lub osoby, które zasłużyły się dla niej w wybitny sposób, na przykład: przez donacje pieniężne, przekazanie ziem. Słowem, byli to ludzie z wyższych sfer. Uczty takie niejednokrotnie trwały nawet trzy dni. Mocne piwo, prawdopodobnie piwo audytowe, wręczano także studentom, którzy opłacili roczne czesne oraz przekazali uczelni wymieniony w kontrakcie „podarunek” (drób, ryby lub inną rzecz, którą bilateralnie uzgodniono) jako potwierdzenie transakcji. W średniowiecznej Anglii rok podzielony był na czas świąt, podczas których ucztowano i bawiono się hucznie. Do najważniejszych z nich należały: Dzień Zwiastowania Pańskiego (Lady Day) – 25 marca, dzień św. Jana – 24 czerwca, dzień św. Michała – 29 września oraz 25 grudnia. Zwyczaj raczenia poddanych przez suwerena istniał także poza murami uczelnianymi. Powszechnym zwyczajem było aranżowanie spotkań, na których pan feudalny częstował swoich wasali piwem, po zebraniu od nich danin i podatków. Podczas takich spotkań omawiano także kwestie natury rolniczej, związane z kolejnym sezonem wegetacyjnym. W niektórych częściach Anglii i Walii zwyczaj ten przetrwał do XIX wieku. Ten sam obyczaj praktykował także stan duchowny, będący posiadaczem wielu dóbr ziemskich. Tradycję corocznych uczt pielęgnowały niektóre cechy, zwłaszcza kupieckie, jednak zwyczaj ten wygasł w XVIII wieku wraz z samym gildiami. Jak już wspomniałem, na angielskich uniwersytetach uroczystość związana z zamknięciem roku finansowego odbywała się najczęściej na przełomie stycznia i lutego. Najstarsza zachowana wzmianka o serwowaniu krzepkiego piwa z tej okazji pochodzi z 1580 roku i dotyczy Queens’ College w Cambridge. Podczas dorocznych uczt serwowano nie tylko ten mocny napitek, ale także piwa o niższym woltażu oraz wino. Podczas ceremonii obowiązywała ścisła hierarchia i to najstarsi mieli dostęp do mocnego piwa. Młodsi mogli posmakować tego napoju z podawanej z rąk do rąk czary (tak zwanej Loving Cup), która krążyła po sali biesiadnej. Dokładano starań, by z okazji tak ważnego wydarzenia w roku akademickim, podawana była jak najlepsza strawa. Zwraca się uwagę na powiązanie Audit Ale z October Ale. W czasach, gdy piwowarzy byli skazani na kaprysy pogody, październik i marzec były najodpowiedniejszymi miesiącami do warzenia piwa. Piwowarzy preferowali październik, ponieważ w perspektywie było jeszcze kilka chłodnych miesięcy, które zdecydowanie pomagały w leżakowaniu piwa. Piwo to cechowała wysoka gęstość początkowa wynosząca około 20-25 stopni Plato lub więcej, a zwartość alkoholu często przekraczała 10%. W procesie fermentacji brały udział dzikie drożdże (Brettanomyces) i bakterie kwasu mlekowego, nadając piwu jego charakterystyczny smak. Do wyrobu tego rodzaju piw używano surowców najwyższej klasy. W zasypie obok słodowanego jęczmienia, stosowano owies, pszenicę oraz groch. Do jego wyrobu używano tez sporo chmielu (zarówno świeżego i starego), który dodawano także podczas dojrzewania trunku. Był to napój, który spożywano po co najmniej rocznym okresie leżakowania, a jego odbiorcami byli angielscy arystokraci. Napój dojrzewał w drewnianych beczkach, co wzbogacało jego smak. Audit Ale wyrabiano z jęczmienia, dbano o to, by wytwarzać je z najlepszych jakościowo surowców. Przy jego wyrobie nie stosowano metody parti-gyle. Dla zagęszczenia brzeczki gotowano ja około trzech godzin. Beczki z piwem na okres wiosny i lata odszpuntowywano, aby przyspieszyć fermentację. Zatykano je ponownie najczęściej 29 września. Szkoły wyższe na przestrzeni wieków warzyły piwa we własnych murach, jednak w przypadku Audit Ale – prawie zawsze zlecano ich produkcję podmiotom zewnętrznym. Co ciekawe, jest to trunek, którego opisy najbardziej zachowały się w literaturze lub spisanych wspomnieniach osób związanych z uczelniami, zwłaszcza w Cambridge i Oxfordzie. Poeci, którzy mieli okazję go posmakować opisywali je jako: „złoty nektar”, czy „słodkie ukojenie”. W oxfordzkich ośrodkach naukowych piwa takie najczęściej nosiły nazwę Chancellor Ale. W wielu opisach tego elitarnego piwa kilka elementów jest spójne: słodowa słodycz, wyraźna goryczka oraz nuty kwaśne i winne. Niektórzy porównywali je do porto i brandy. Trinity College z Cambridge serwował Audit Ale w czystej postaci lub jako Cup (piwo przyprawione goździkami oraz kawałkami cytryn i pomarańczy), Bishoop (Cup z winem) i Cardinal (Cup z brandy). Piwo to pito ze specjalnego szkła, bogato zdobionego, o małej pojemności z uwagi na moc tego trunku, często przekraczającą 10% alkoholu objętościowo. Tradycyjnie, piwo na okoliczność uczt związanych z corocznym audytem dostarczano w beczkach. Sytuacja uległa zmianie po I wojnie światowej, kiedy do ośrodków akademickich w Cambridge zaczęto dostarczać ów napitek w butelkach. Największym dostawcą był browar E. Lacon & Co., który dostarczał swoje piwo w butelkach od szampana. Posiadało ono 8% alkoholu objętościowo. Piwo to nosiło nazwę Trinity Audit Ale i w 1937 roku zaczęto je także eksportować do USA reklamując ten produkt jako bardzo ekskluzywny. Często na etykietach widniały dedykacje dla konkretnych osób. Piwo wręczano także „kompanom” (Fellows) z reguły jako prezent bożonarodzeniowy. Osobom tym statusem przysługiwało rocznie do sześciu tuzinów tego trunku. Po II wojnie światowej, jeszcze w latach 50-tych minionego stulecia, kontynuowano ten zwyczaj w Cambridge. Do Trinity Collegebrowar Greene King dostarczał Audit Alejeszcze w 1965 roku. W Oxfordzie przez wiele dekad piwo audytowe do tamtejszych uczelni dostarczał Morell’s Oxford Brewery. Stan ten utrzymywał się do czasu II wojny światowej. Po jej zakończeniu rozmaite browary zaopatrywały ośrodki akademickie w Oxfordzie, ale zwyczaj ten zaczął stopniowo zanikać w latach 60-tych XX wieku. Zanikanie tej, wielowiekowej tradycji na uczelniach, popchnęło browary do szerszej produkcji i dystrybucji tego piwa, uważanego za napój elitarny. Dotyczyło to tych zakładów piwowarskich, które wcześniej w piwo audytowe zaopatrywały uczelnie: Greene King, Lacon’s, czy Dales. Innym browarem warzącym tego rodzaju piwo był Black Eagle z Westerham oraz kilka zakładów z Londynu, które postanowiły podążyć za trendem produkcji tego, mocnego piwa dla szerszego grona odbiorców. Dziś Audit Ale uważane jest za jednego z prekursorów kategorii angielskich piw znanych jako Old Ale. Sam zwyczaj, Audit Feast, przetrwał tylko na kilku uczelniach. Piwo o tej nazwie warzone jest najczęściej okazjonalnie przez kilka małych brytyjskich browarów, jednak jego związek z życiem akademickim jest już wyłącznie historyczny. Stanowi ono wyłącznie gratkę dla piwoszy. Swoją wersje tego historycznego, mocnego piwa warzą: Kellham Island (Kellham Island Audit Ale, 10,7% alk. obj., piwo dostępne wyłącznie w wersji beczkowej), Westerham (Westerham Audit Ale, 6.2% alk. obj., dostępne w beczkach i w butelkach), Lacons (Lacons Audit Ale, 8% alk. obj., dostępne w beczkach oraz w butelkach), Nethergate (Nethergate Dirty Dick’s Audit Ale, 8% alk. obj., dostępne w beczkach oraz w butelkach) i Norfolk Brewhouse, (Norfolk Brewhouse Moon Gazer Cellar Bration Audit Ale, 6,6% alk. obj., piwo z dodatkiem wiśni, dostępne w beczkach). Źródło: Westerham Brewery Bibliografia: John A.R. Compton-Davey: „Audit ale – a short history”, w: „Brewery History”, http://www.breweryhistory.com/journal/archive/128/Audit.pdf, Serwis Rateeer.com. Wyświetl pełny artykuł
  13. W przedfestiwalowych rozmowach z ludźmi ze Śląska zastanawialiśmy się nad frekwencją na pierwszej edycji piwnego festiwalu na Górnym Śląsku. Zgodziliśmy się, że ludnościowy potencjał jest tu ogromny ale obawy wzbudzała lokalizacja na obrzeżach Katowic. Dawna fabryka porcelany to świetny postindustrialny klimat ale, nie oszukujmy się, raczej dla fascynatów. Jeśli chce się wykorzystywać potencjał ludzi jeszcze w dobrym piwie niezorientowanych trzeba taką imprezę zrobić w niedalekiej odległości od centrum. Tak nam się przynajmniej wydawało. Droga na miejsce dzięki specjalnej zmianie kursowania autobusu linii 940 była bezproblemowa i zajęła jakieś 20 minut z dworca kolejowego do dawnej fabryki porcelany w Bogucicach. Po przybyciu oczom ukazały się całkiem sporej wielkości fabryczne zabudowania. W takim miejscu piwnego festiwalu jeszcze nie było! Pogoda dopisała i sporo ludzi przebywało na klimatycznym dziedzińcu gdzie ulokowano strefę gastro. Same piwne stoiska znajdowały się w fabrycznych halach na piętrze i to (obok niewystarczającej ilości toalet) była jedyna niedogodność – przy wychodzeniu na dziedziniec trzeba było pokonać wąskie schody na których tworzyły się zatory. No właśnie, frekwencja. Okazało się, że okoliczni miłośnicy dobrego piwa nie zawiedli i licznie stawili się na imprezie. Samych wystawców też było sporo i ten jeden dzień który tam spędziłem był za krótki by spróbować wszystkich ciekawych piw. Prawie na skandal zakrawa fakt, że nie spróbowałem piwa festiwalowego od Browariat/Camba Bavaria i na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że jasne mocne lagery (w dodatku z Niemiec) to nie moja bajka. Co zatem udało mi się spróbować? Jako że zapamiętałem świetne Rajza do Kaliforni które piłem tydzień wcześniej na krakowskim Beerweek to zacząłem od nowości z kontraktowego Hajera czyli Hica w stylu american amber ale z dodatkiem słodu wędzonego. W aromacie trochę cytrusa i warzywnego motywu. Smak niestety wskutek temperatury bliskiej zamrożeniu totalnie spłaszczony z dość lekką wędzonką. Zanim się ociepliło już wypiłem. Tak to bywa z pierwszym piwem. Kolejne to Jan Hibisbach z Hopium czyli pale ale z hibiskusem. Piękny czerwony kolor, owocowo-wiśniowy aromat. Czyżby pomyłkowo podczepiony Sherrylock Holmes? Nic z tego, w smaku mamy bardzo specyficzny ziołowo-owocowo-słodki posmak. Nie mój klimat. Sprawdzam za to jak się ma nowa warka Sherrylocka Holmesa, które dopiero co zdobyło tytuł Debiutu Miesiąca w sierpniu. W aromacie w porządku – kwaskowo i owocowo. Ale niestety smak już nie ten sam. Jest spłaszczony, pozbawiony tego kwaskowego pazura. Bartek zdaje sobie sprawę z ugrzecznionego charakteru nowej warki i mam nadzieję że nastąpi powrót do zdecydowanego smaku. Mój apetyt na rześkiego soura zaspokoiło kolejne piwo – Sputnik czyli cherry wheat z chorzowskiego Redena (nie mylić z tym większym ze Świętochłowic). Owocowy, wiśniowy, kwaskowy – rewelacyjne piwo które spożyłem w ilości bodajże czterech pod rząd! Po swoim wykładzie spróbowałem piwa z nowego browaru Roch. Ich Folblut w stylu English IPA niczym nie zaskoczył. Wyraźny karmel i taka też goryczka. Przechodzimy do innego debiutanta, tyle że kontraktowego. Tattooed Beer warzy w czeskim Slezský Pivovar Havířov niedaleko Ostravy ale obecnie trwają poszukiwania browaru na kontrakt w Polsce. Piłem te piwa tydzień wcześniej tyle że było już koło północy i niewiele zanotowałem. Teraz spróbowałem na spokojnie. Najpierw Beach Girl w stylu summer ale. Świetne piwo z optymalną goryczką i wspaniałym cytrusowym aromatem. Takie piwa można pić litrami! Jednak nie ma lekko, trzeba próbować następnego czyli Rusałki – w 100% na słodach wędzonych. Piwo ma 10,5° ekstraktu a jest treściwe, oczywiście wędzone ale ma też rześką dawkę cytrusowej kwaskowości. Także Tattooed Beer to naprawdę dobre piwo i oby takimi pozostały po uwarzeniu w którymś z polskich browarów. Wracamy do Redena na którego stoisku polewa piwowar Paweł Fityka. A polewa z nalewaka zainstalowanego w drewnianej beczce po whisky, w której jeszcze kilka dni temu leżakował Wostok czyli 20-ballingowy (praktycznie imperialny) stout. Jako że piwa były homeopatyczne ilości a zapotrzebowanie wiadome, spróbowałem samej końcówki z 5 litrowej beczułki z której Paweł lał to piwo. W aromacie czekolada ale też i rozpuszczalnik. W smaku prócz stoutowych motywów również wanilia plus delikatna słodycz. Mam buteleczkę tego piwa więc pogłębiona ocena już niedługo. Kolejne piwo za to było mistrzowskie. Dymy Cwajki czyli brown ale z 70% zasypem słodu wędzonego – pozycja obowiązkowa dla fanów wędzonek. Ogółem chorzowski Reden obok Tattooed Beer to najjaśniejsze punkty Silesia Beer Fest, brawo! Pora robi się późna czas więc na Night Wolf ze Szpunta w stylu whisky stout. Już chciałem porównywać go z redenowym Wostokiem ale po pierwsze balling nie ten (niecałe 15° Blg), po drugie nie było leżakowane w drewnie. To było jedno z ostatnich piw próbowanych na festiwalu i zdążyłem zanotować tylko tyle, że o ile odczucie wędzonki jest jak najbardziej satysfakcjonujące to przeszkadzała mi tu zbyt duża słodycz. Sprawdźcie sami, ja też niedługo powtórzę to piwo. Nie sposób nie wspomnieć o jednej z ostatnich butelek gzubowego Piknika z Dzikiem próbowanego wraz z Wiktorem. Wyrazista pieprzowość uzupełniona cytrusami. Już nie mogę się doczekać kiedy Gzub wystartuje z produkcją w swoim browarze! Na koniec warto podnieść temat, który chyba najbardziej poruszył gawiedź na Silesia Beer Fest. Otóż Reden Świętochłowice pierwszego dnia festiwalu sprzedawał piwo w cenie 4 złotych. Za 0,2 zapytacie? Owszem. Jak też za 0,3 oraz 0,5. Wszystko po 4 złote. Efekt? Skargi wystawców do organizatorów festiwalu czego efektem było zaprzestanie tej formy sprzedaży w dni kolejne. Promil czyli PH Redena miał żal, że nikt z branży nie pofatygował się do niego zapytać o co chodzi. Pytanie czy to dumping czy uczciwa cena? Reden twierdzi, że piwo z browaru wychodzi w cenie 4 złoty a reszta to już prowizje dostawców, hurtowników, sklepów. Czy piwny festiwal nie jest optymalną okazją by pozbyć się tego balastu i oferować piwo w cenie jaka jest w browarze? Moim zdaniem jak najbardziej, choć 4 złote nie powinno być za pół litra bo nie przychodzi się na festiwal po to by żłopać to samo piwo w dużych ilościach. To nie Oktoberfest. Także 4 złote w porządku, tyle że za góra 300 ml (taką zresztą pojemność miało festiwalowe szkło). A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Wyświetl pełny artykuł
  14. Właśnie tak jak w przypadku Browaru Lubicz powinny wyglądać miejsca po dawnych browarach, w których nie ma już żadnych szans na przywrócenie produkcji. Zazwyczaj zlokalizowane w pobliżach centrów miast stanowiły idealny teren inwestycyjny i po szybkim wygaszeniu produkcji przez nowych właścicieli były sprzedawane za ciężkie pieniądze deweloperom. Tak stało się w Warszawie, tak też było i tutaj, w Krakowie. Piwowarski kompleks założony został w 1840 roku przez szwajcara Rudolfa Jennego. Na początku XX wieku nowym właścicielem stał się Jan Götz-Okocimski, po wojnie browar znacjonalizowano, a od 1968 stanowił część Zakładów Piwowarskich w Okocimiu. W roku 2001 nowy właściciel Okocimia, duński Carlsberg browar krakowski zlikwidował a teren został sprzedany. Historia browaru na wikipedii Browar Lubicz wystartował 4 września 2015. Znajduje się w budynku należącym do zabytkowego kompleksu. Piwowarem jest tu znany chociażby z warszawskiego Bierhalle Arkadia, Krzysztof Ozdarski. Tak jak i w Warszawie pracuje na instalacji niemieckiej produkcji Joh. Albrecht. Warzelnia nietypowo nie znajduje się w jednej z sal ale usytuowana jest przy samym wejściu do restauracji. Fermentory i tanki leżakowe widoczne są za przeszkleniem w piwnicy. W stałej ofercie ma być jasne o nazwie „Leżak” oraz pszeniczne, trzecie piwo będzie oferowane na zasadzie rotacji. Mają to być głównie gatunki niemieckiej szkoły piwowarskiej (dunkel, alt, bock, maibock, doppelbock) ale jednym z pierwszych uwarzonych tu piw jest american pale ale. Rewolucji tu jednak spodziewać się nie należy, zresztą tego typu miejsca profilowane są pod inną klientelę. W trakcie wizyty spróbowaliśmy pszenicy i leżaka. Krzysztof w branży znany jest z tego, że jego pszenice sytuują się w czołówce krajowych piw tego typu. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Mimo lekko niepokojąco mętnej konsystencji piwo ma odpowiedni bananowo-goździkowy aromat i dobrą rześkość smaku. Hefeweizenowy klasyk. Ciekawszy byłem leżaka. Piwo cieszyło oko opalizującą jasnozłota barwą i białą pianą. W zapachu wyrazista ziołowość, trochę zboża i lekka kwiatowość. W smaku zauważalna, przyjemna ziołowa goryczka. Ogółem piwa spełniły oczekiwania. Na uwagę zasługuje gratisowa miseczka pszenicy moczonej w miodzie dodawana do każdego piwa. Miło. Browar Lubicz znajduje się dosłownie kilka minut piechotą od dworców kolejowego i autobusowego i warto tu zajrzeć przed dalszą podróżą. A i miejscowi mają w końcu browar restauracyjny warzący porządne piwo. Browar Lubicz, Kraków, Lubicz 17J www.browar-lubicz.com.pl Wyświetl pełny artykuł
  15. Nie wiem co jest grane. Im mniej jest premier tym większe trudności mam z terminowym zamieszczeniem zestawienia i wyborem Debiutu Miesiąca. W sierpniu na rynku pojawiły się 63 premiery. Dużo to czy mało? Do szczytu z kwietnia gdy mieliśmy 108 nowości odległość jest spora ale to i tak zdecydowanie więcej niż w styczniu gdy piwowarzy wrzucili „tylko” 44 nowości. No ale to jest okres wakacyjny, w lipcu liczba była podobna – 68. Z punktu widzenia obserwatora rzemieślniczej sceny najważniejsze jak zwykle były uruchomienia nowych browarów. W sierpniu na scenie zadebiutował żyrardowski Beer Bros. Tymczasem tytuł Debiutu Miesiąca zgarnęło piwo od Żyrardowa uwarzone w całkiem niewielkiej odległości… Hopium – Sherrylock Holmes Piwo w stylu American Pale Ale z dodatkiem wiśni, 12° Blg, 4,8% alk., 20 IBU To piwo było totalnym zaskoczeniem. Opisywane jako APA z dodatkiem wiśni sugerowało ewentualny owocowy, może delikatnie słodki motyw w dobrze znanym cytrusowym, delikatnie goryczkowym piwie. Tymczasem już piękna czerwona barwa i obfita piana zwiastowały ciekawe doznania. W aromacie panowała zdecydowana wiśniowa owocowość. Pierwszy łyk i…niesamowite kwaśne orzeźwienie! Wiśnie nadały temu piwu rewelacyjnego, zdecydowanego kwaśnego charakteru wpisując się w słuszny trend warzenia piw w stylu sour ale. Tyle że efekt osiągnięto tutaj nie poprzez dodanie bakterii kwasu mlekowego Lactobacillus a jedynie poprzez kwaśność owoców. Brawo Hopium! Wideodegustacja piwa tutaj W sierpniu chyba największym zaskoczeniem był zdecydowanie torfowy Whisky Stout od Perły uwarzony w Zwierzyńcu. Okazuje się, że koncernowy browar nie tylko wchodzi w niszowy styl ale czyni to bez kompromisów dla smaku. Szacunek! A co poza tym? Piwa z pieprzem, liśćmi kaffiru, miętą. Świetny wędzony, porządnie chmielony brown ale a także oczywiście moje ulubione kwasy! AleBrowar/Pinta/Piwoteka (Browar na Jurze) – B-Day 3.1 Spoko Marocco Ocena piwa Artezan/Birrificio Lambrate – Tartaruga Ocena piwa Kingpin (Zarzecze) – Phantom Ocena piwa Perła (Zwierzyniec) – Whisky Stout Ocena piwa Pinta (Browar na Jurze) – Kwas Gamma Ocena piwa Pracownia Piwa – Hoppy Witbier Ocena piwa Profesja – Rzeźnik Ocena piwa We wrześniu na dobre nastał czas piwnych festiwali podczas których sypało piwnymi nowościami. Zapewne setka pękła spokojnie więc chwilę na ogłoszenie Debiutu Miesiąca za wrzesień trzeba będzie poczekać. Mam nadzieję że nie do listopada Pozostałe premiery sierpnia 2015: AleBrowar (Gościszewo) – Ortodox English IPA Amber – Po Godzinach India Pale Lager Artezan – Czarny Mustang, Black IPA Equinox Bazyliszek – Wczasy Pod Gruszą Beer Bros – Ice Tea Ale, Pierwsza Prosta Birbant (Zarzecze) – American Weizen Brodacz (Stary Browar Kościerzyna) – California, Helio Browar na Jurze – Cherry Lady, Owocowe Love Czarne Brovaria – Summer Ale Bulkers (Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy) – Inwazja Jaszczurów Doctor Brew (Bartek) – Little Molly Dukla – Miss Lata Fabrica RARA (Cieszyński browar Mieszczański) – Brown, Lagsang Hopium – Jean-Hop Van Damm, Wrzosław Hopster (Wąsosz) – Nad Morze, Myama Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy – Piotrek z Bagien Belgian Pale Ale Jagiełło – Chmielak Kingpin (Zarzecze) – Shaman Koreb – Pszeniczne Łaskie Krajcar – Wiedeńskie Kaftwerk (Wąszosz) – Maxim, Uzi, Pils Nepomucen – American Wheat Perun (Wąsosz) – GOG Galaxy Ale Pinta (Browar na Jurze) – Kentucky Common Pivovaria – Bogaty Dziad Piwoteka (Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy) – Biała Wdowa Piwne Podziemie – Sezon Ogórkowy PiwoWarownia (Szczyrzycki Browar Cystersów Gryf) – Córka Młynarza Profesja – Żniwiarz Przystanek Tleń – American Amber Ale Podgórz – Qltinoid Reden Chorzów – Dymy Cwajki Revolta (Zodiak) – West Coast AIPA Słodowy Dwór – Augustowskie Noce Solipiwko (Zarzecze) – Chuck, Black Bicz Stara Komenda – American Wheat Szałpiw (Wąsosz) – Elegant z Mosiny Waszczukowe (Pivovaria) – Ryszard Borówa Wąsosz – Cwaniak Warszawski, Salvador Widawa/Kopyra – Albatros Wyszak – Witbier, APA z trawą cytrynową, Polish Pale Ale Zamość – Zamojski Witbier Wyświetl pełny artykuł
  16. Z piwnymi festiwalami mamy w tym roku sytuację jak z piwnymi premierami – ogarnięcie ich wszystkich jest po prostu niemożliwe. No chyba że ktoś opracował patent na bilokację oraz natychmiastowe wypłukiwanie alkoholu z organizmu. Sezon jesienny jednak się rozpoczął – dziatwa poszła do szkół a piwni mianiacy co weekend mają piwne spędy zwane dumnie festiwalami. Wśród gąszczu piwnych imprez Krakowski Przegląd Piw Rzemieślniczych czyli Beerweek Festival zasługuje na uwagę przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze, krakowski Beerweek otworzył w tym roku festiwalowy sezon i udowodnił, że brak czołowych rzemieślników wcale nie wpływa na słabą frekwencję. Może jest nawet całkiem przeciwnie. Po drugie, miejsce tej imprezy jest naprawdę klimatyczne. To dawna fabryka kosmetyków „Miraculum” przerobiona na klub muzyczny „Fabryka”. Szkoda tylko, że za chwilę buldożery zrównają ten teren z ziemią przygotowując ją pod deweloperkę oferująca mieszkania w pobliżu słynnej fabryki Schindlera. Trzeba było zobaczyć ostatni festiwal w tym miejscu. Na pierwszy rzut oka festiwal był sukcesem – sprawna organizacja, mnóstwo wystawców, sporo odwiedzających. Tyle że nie da się ukryć, że w porównaniu do edycji pierwszej ludzi było mniej. Powody? Na pewno fatalna pogoda. Pierwsze dwa dni to nieustający deszcz i temperatura oscylująca wokół 13°C. Sam ledwo zwlokłem się z łóżka w sobotę i gdyby nie mój wykład, to dotarł bym na miejsce zapewne późnym popołudniem. Sprawa kolejna jest bardziej ogólna. Cała koncepcja organizacji festiwalu w miastach posiadających bogaty wybór lokali z dobrym piwem jest wyzwaniem. Festiwal musi przyciągać atrakcyjną formułą. Ma ona obejmować nie tylko piwne nowości (którymi zresztą już chyba niewielu się ekscytuje), zachęcać konkurencyjnymi cenami ale też ciekawymi wykładami i prezentacjami oraz możliwością spotkania i porozmawiania z obecnymi na imprezie piwnymi rzemieślnikami. W Krakowie generalnie te warunki były spełnione ale mam wrażenie, że zabrakło iskry obecnej na pierwszej edycji. Na obecną chwilę rynek festiwali mocno się już nasycił, a przez to zregionalizował. Wydaje mi się, że sporo osób ze nieodległego Śląska zamiast przyjechać do Krakowa, wybierze się za chwilę na Silesian Beer Fest. Pozostali może byli na niedawno organizowanych imprezach w Cieszynie i Wrocławiu, a może zbierają fundusze na Warszawę lub Poznań. Piszę to w kontekście ewentualnej aspiracji Beerweek Festival do jednej z najważniejszych polskich imprez. Fajnie, że udało się spotkać osoby z regionu i o to przecież chodzi na takiej imprezie ale przypuszczam, że pozostanie ona lokalną atrakcją. No chyba że nowe miejsce stworzy zupełnie nowe możliwości. Nie bez znaczenia jest też przyszłoroczny festiwalowy kalendarz. Organizatorzy skrzętnie notują optymalne terminy już teraz! To tyle dywagacji na temat festiwali. Czas na piwo! Co ciekawego lało się na drugiej edycji Beerweek? Zacząłem oczywiście od festiwalowego Smash Summer Ale uwarzonego przez ekipę BroKreacji w Szczyrzycu. W aromacie zbyt wyraźna siarka współwystępująca z aromatem cytrusa. Zdecydowanie powinno jeszcze poleżakować. Przeszedłem zatem do redenowskiego KaffirAPAaaa z dodatkiem modnych ostatnio liści kaffiru (papedy). W aromacie i smaku wyczuwalny był zdecydowany motyw zielonej herbaty, taka też herbaciano-ziołowa była goryczka. Także kaffir niekoniecznie, zielona herbata jak najbardziej. Ciekawsze oblicze tej rośliny pokazuje Phantom z Kingpina, który intryguje zbliżonym do limonki intensywnym, przyjemnym aromatem i porządną goryczką. Po tych eksperymentach sięgnąłem po nowofalową klasykę czyli APA Rajza do Kaliforni z kontraktowego Hajera (warzone w Redenie). Wspaniały czysty cytrusowy aromat, wyrazista ale nie przesadzona goryczka. To kolejna warka debiutanckiego piwa Hajera i byłem pod wrażeniem. Tak trzymać! Tymczasem wracam do ciekawostek i zapodaję Papryk Swayze z Hopium. W aromacie cisza i spokój, w smaku typowa APA. Gdzie ta papryka? Spokojnie, po chwili czuć odpowiednie mrowienie w przełyku. W porządku. Kolejność może nieodpowiednia ale przychodzi pora na Cyrulika czyli wędzonego berliner weisse z Profesji. Piłem je już na zlocie browar.bizu ale było zbyt późno by notować wrażenia. Tym razem pełne skupienie – w aromacie wyrazista wędzonka ale też i kwas mlekowy. Sprawiedliwie dzielą się mocą pół na pół. W smaku kwas nieprzesadzony, o średniej intensywności choć wyraźny posmak kwasu mlekowego jest zauważalny. Warto będzie się skusić na powtórkę przy najbliższej okazji. Przechodzimy do klasyki czyli The Teacher – czeski pils z BroKreacji. Tutaj podobnie jak w przypadku piwa festiwalowego wyczuwalny był siarkowy aromat choć już o mniejszej intensywności. Poleżakowanie mu nie zaszkodzi. Tymczasem piwem wieczoru okazał się inny czeski pils – Wielka Szycha od Redena. Chmielone żatcem miało szlachetny chmielowy aromat i bardzo przyjemną, solidną goryczkę. Delikatna słodowa podbudowa dawała odpowiednią pełnię zamiast nieobecnego dwuacetylu. Brak też siarkowości czy zielonego jabłka. Świetne, jak przystało na pilsa „czyste” w aromacie i smaku piwo! Wieczór kończymy nowym american rye pale ale 80 Minut od Spirifera uwarzonego w nowo-starym browarze Gryf w Szczyrzycu. Po maślanych przygodach w Witnicy tu na szczęście aromat jest dwuacetylu pozbawiony, można wyłapać cytrusa i lekką żytnią pieprzność. W smaku jednak zbyt mocno goryczkowe, za bardzo jednowymiarowe. Czasem warto dać mniej chmielu. Kolejny dzień zaczynamy od Hoppy Violet Potato Lager z Browaru Stu Mostów. Piwo z dodatkiem ziemniaków, chmielone na zimno amerykańskimi odmianami Chinook i Citra. Powiem tak – niewiele różni się od cytrusowego, odpowiednio goryczkowego APA i w takim przypadku, gdy proces produkcji przebiega minimum dwa razy dłużej, to jest po prostu sztuka dla sztuki. Następnie sięgamy po rewelację edycji ubiegłej czyli PanIPAni od Trzech Kumpli. Tym razem piwo nie jest z Nowego Sącza lecz ze Szczyrzyca. Spora mętność i wyrazisty posmak i aromat białych owoców nasuwa skojarzenia z chmieleniem odmianą Nelson Sauvin a może nawet Sorachi Ace. Piotrek Sosin zarzekał się, że receptura pozostała niezmieniona. W takim razie to świetny przykład jak różnie to samo piwo może wyjść na różnych instalacjach. Nowością od Trzech Kumpli był Blackcyl w stylu Black IPA. Wyrazista ziołowa goryczka, trochę cytrusa, motyw ciemnych ale bynajmniej nie palonych słodów. Solidna rzecz. Skoro weszliśmy na większy kaliber próbujemy żytnie IPA od Wrężla. Tę premierę jakoś przegapiłem na wcześniejszych festiwalach a szkoda. Piwo charakteryzowało się optymalnym połączeniem cytrusowości i żytniej pikantności i to zarówno w aromacie jak i smaku. Bardzo przyjemna rzecz. Tak samo jak Werbenny Hill od Hopium, który ujął mnie swoją rześkością i wyjątkowym aromatem już na BeerGoszczy. Podobnie ożywczo cytrusowy był The Farmer z BroKreacji. Zdecydowany postęp w stosunku do debiutanckiej warki. Ostatnim amerykańskim akcentem tego wieczoru był american weizen z Redena – Crash!!! Zaskakująco mocny banan w zapachu uzupełniony aromatem amerykańskiego chmielu. Całkiem przyjemne i rześkie. Czas na wizytę u Doctor Brew i zdanie relacji jak to na zlocie browar.bizu smakowaliśmy się w ostatniej beczce którą był Simcoe Session IPA od Doktorów właśnie. Jednak to już przeszłość i sprawdzamy jak się mają nowości. Stopro Merican Pils – dość treściwy a zarazem lekki ale co z tego skoro w aromacie warzywa. Lepiej wypadł Rauchweizen ze średnią wędzonką w zapachu i zdecydowanie bardziej wyrazistą w smaku. Tyle że akcentów charakterystycznych dla pszenicy tu brak. Pora już późna więc czas na mocne uderzenie. Burgundowy Łowca z Browaru Podgórz czyli 24-stopniowy barley wine! To piwo scharakteryzować można trzema słowami: słód, słód, słód. Alkohol ładnie schowany ale generalnie ten styl w klasycznym wydaniu to nie moja bajka. Beerweek kończę Rusałką 10,5° z kontraktowego Tattooed Beer – 70% pszenicznego wędzonego oraz 30% słodu jęczmiennego wędzonego dymem bukowym. Odczucie wędzonki wyśmienite – do powtórki w spokojniejszych okolicznościach A my już w najbliższą sobotę widzimy się na katowickim Silesian Beer Fest! Wyświetl pełny artykuł
  17. Miałem dla Was na dzisiaj w planie tekst historyczny, ale… ukaże się on nieco później, bowiem można nieco patetycznie rzec, że oto historia tworzy się na naszych oczach. Ten wpis będzie miał nieco odmienną formę od lwiej części twórczości na tym blogu, ponieważ będzie to coś na zasadzie strumienia świadomości i garści przemyśleń autora. Rzecz dotyczy jednego wpisu i jego skutków, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania, a także wniosków z tym związanych. Cała historia zaczęła się 25 lutego 2013 roku, kiedy wpadłem na pomysł, że jako rodowity nowotomyślanin powinienem na swoim startującym blogu napisać parę słów o chmielu Tomyskim. Jestem człowiekiem, który nie lubi nazbyt zwlekać z wcielaniem idei w życie, więc postanowiłem zacząć działać. Pierwszym krokiem było udanie się do Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa w Nowym Tomyślu, bowiem uznałem, że to najlepsze miejsce, gdzie mógłbym znaleźć niezbędne materiały. Personel muzeum okazał się bardzo entuzjastycznie nastawiony do mojego konceptu i udostępniono mi wszystko, co było na stanie. Okazało się także, że kierownik owej placówki (p. Andrzej Chwaliński) też jest piwoszem i to nieźle zorientowanym w temacie. Dalsza część pracy była początkowo dość żmudna, ale po usystematyzowaniu informacji i opracowaniu wstępnego zarysu artykułu, wszystko poszło znacznie łatwiej niż się wydawało na początku. Był to mój pierwszy ambitniejszy wpis, i jeden z pierwszych w ogóle, przez co postanowiłem, aby jego poprawność skonsultować i z dyrektorem nowotomyskiego muzeum, a także z pasjonatem historii regionu, p. Przemysławem Mierzejewskim. Od zaprzyjaźnionego fotografa, Pawła Schreynera, otrzymałem też zgodę na wykorzystanie zdjęć lokalnych plantacji chmielu jego autorstwa. Tak oto powstało opracowanie na temat chmielu Tomyskiego. Czas pokazał, że historia ta posiada dalszy ciąg, bowiem wiosną na stronie firmy PolishHops.com, której właścicielem jest znany w piwowarskiej branży chmielarz Paweł Piłat, przeczytałem, że w ofercie firmy znajduje się także chmiel Tomyski. Postanowiłem napisać, czy byłaby możliwość zakupienia niewielkiej ilości suszonej szyszki do domowego browaru (nie żebrzę o dary losu). W odpowiedzi dowiedziałem się, że artykuł o tej odmianie chmielu stał się źródłem inspiracji, aby ów zapomniany chmiel wrócił do uprawy poza poletkami puławskiego IUNG. Szczerze, zamurowało mnie… Nie przypuszczałem, że owe opracowanie będzie mieć taką, nazwijmy to, „moc sprawczą”. To jeszcze nie koniec tej historii. Jak wiadomo, chmiel potrzebuje około trzech lat, żeby zaczął dobrze plonować. Wcześniej zbiory są niskie. Wiedziałem, że Tomyski poradził sobie na plantacji pomimo suchego lata, ale nie będzie go w tym roku zbyt wiele, bo potrzebuje jeszcze trochę czasu. I tu zmierzamy do najciekawszego etapu tej historii. Okazało się, że Tomyski zostanie wykorzystany w komercyjnie uwarzonym piwie, a stanie się to za sprawą Browaru Nepomucen, który otrzymał szyszki tego chmielu od Pawła Piłata. Już nie mogę doczekać się premiery tego piwa! Swoją drogą, Browar Nepomucen zastanawia się w jakim stylu powinien uwarzyć piwo, które nachmieli Tomyskim, jeśli chcecie pomóc – polecam wziąć udział w głosowaniu. Co będzie dalej? Czas pokaże. Gwoli wyjaśnienia, nie będę tutaj pławił się w cudzej chwale, bowiem moja rola w całej historii jest symboliczna. To Paweł Piłat troszczył się o chmiel, a piwowar Jacek „jacer” Domagalski będzie warzył piwo, jednak cieszę się, że było mi dane być w tym przyczynowo-skutkowym łańcuszku ogniwem pomocniczym, swego rodzaju katalizatorem, a dzięki tekstowi mojego autorstwa, odpowiednie osoby zostały zainspirowane i podjęły konkretne działania. Nadal jestem tym samym człowiekiem, ego mnie rozsadza mi czaszki, a życie toczy się własnym torem, a ja nie będę przypisywał sobie cudzych zasług. Szyszki chmielu Tomyskiego (fot.: Browar Nepomucen) Moim zdaniem z tej historii płynie pewien morał. Warto pisać ciekawe i ambitne teksty, które naprawdę wniosą coś nowego, a nie są powtórzeniem treści, które już w Internecie krążą od jakiegoś czasu lub będącymi stekiem truizmów. Na pewno nie zawsze jest to takie proste jak tworzenie szablonowych recenzji wypitych piw, czy epokowych wpisów typu: „trzy rodzaje klientów w multitapach”, „najlepsze piwo na dzień babci/dziadka/walentynki” (niepotrzebne skreślić) albo „powiedz człowieku – shaker czy teku?”, bowiem niejednokrotnie wymaga to kwerendy bibliograficznej oraz tłumaczeń tekstów obcojęzycznych, nieraz pewne rzeczy trzeba skonsultować z kimś, kto jest kompetentny w danej dziedzinie, ale na pewno daje to więcej satysfakcji. Cykl o piwie grodziskim spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami i wylądował na wykopie, podobnie było z cyklem o piwach historycznych, który do dziś jest chętnie czytany. Wpis o piwie owsianym zainspirował kilkunastu piwowarów domowych do uwarzenia takiego trunku w ich własnym zaciszu domowym. Sprawę chmielu Tomyskiego omówiono powyżej. Może to niewiele, ale strategia jedzenia małą łyżeczką wydaje mi się najlepsza, zwłaszcza że tworząc treści na tym blogu sam zgłębiam piwną wiedzę ergo wciąż się uczę. Słowo – to obok strony graficznej – oręż piwnego blogera (bloger piwny to nie szafiarka). Mój blog na pewno do najpiękniejszych nie należy, ale to się zmieni w przyszłości. Każdy bloguje po swojemu i nie zamierzam snuć tutaj filipik pod czyimś konkretnym adresem i nikogo pouczać, ale jeśli już człowiek decyduje się publikować teksty w przestrzeni publicznej, to powinien zadbać o to, by nie występowały w nich błędy ortograficzne, czy stylistyczne (o merytorycznych nie wspominając). A jeśli czytelnik coś takiego wskaże, to nie należy „walić focha”, tylko z pokorą taki błąd poprawić, bo skoro ktoś poświęca swój czas, by czytać czyjeś treści, to ma prawo domagać się przynajmniej przyzwoitego poziomu ich zaprezentowania. Dużo mówi się o pięknych zdjęciach, ale zapomina o tym, że tekst też jest ważny (jeśli nie ważniejszy). Właśnie, dlatego na moim blogu publikuję teksty relatywnie rzadko, bo chcę by ich finalna postać była jak najlepsza. Zaglądacie tu dobrowolnie, nikogo nie zmuszam, by śledził ten kawałek Internetu, ale doceniam to, że komuś chce się te elaboraty czytać. Z szacunku do czytelniczego grona nie żebrzę o lajki, czy szery, bo po pierwsze sam nie lubię, gdy ktoś traktuje mnie jak durnia, serwując tekst na osiem linijek z trzema babolami i żebrolajkami w pakiecie, a do tego jeszcze wciska mi przy tym dziecko do brzucha, że to już ósme Opus Magnum w tym tygodniu, a po wtóre – nie czynię drugiemu, co jest mi niemiłe. Wiemy jak funkcjonują media społecznościowe i kto będzie chciał, ten zamanifestuje, że dany tekst przypadł owej osobie do gustu (bądź nie). Dobra treść obroni się sama. Promocja bloga powinna pełnić tu rolę pomocniczą, a nie nadrzędną. Może nie pojmuję mechanizmów funkcjonowania blogosfery lub interpretuję je w sposób opaczny, ale dla mnie miarą wartości bloga nie jest liczba osób go śledzących. To właśnie treści na nim zgromadzone weryfikują, czy autor jest profesjonalistą, pasjonatem, czy po prostu – pozerem… Wyświetl pełny artykuł
  18. Słody karmelowe przyciemniają kolor piwa, wpływają na pienistość, dodają piwu „ciała”. Zależnie od rodzaju nadają piwu smak i aromat słodowy, karmelowy, świeżo pieczonego chleba, tostów, herbatników, ciastek, kawy, a nawet ciemnych, suszonych owoców. W większych ilościach mogą powodować pojawienie się smaku lekko kwaśnego. Słód karmelowy obecnie uzyskuje się z zielonego, […] Wyświetl pełny artykuł
  19. warto zostawić ślad z wydarzenia i na blogu Wpis się trochę sezonował, w zasadzie to równo tydzień. Ale tak to już wygląda przy 36h dniu pracy, trasach po kilkaset kilometrów i życiu rzemieślnika. Zaczynam rozumieć termin gypsy brewer, aczkolwiek wieczny tułacz bardziej tutaj pasuje. W zasadzie nie będę się rozpisywał – tydzień temu wraz z moim serdecznym kolegą i wg mnie najlepszym sensorykiem w kraju Maciejem Chołdrychem zostaliśmy nagrodzeni nagrodą Piwne Pozytywy 2015 za popularyzację wiedzy o piwie i promocję kultury piwnej. Nagrodą nadawaną przez Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego – Browary Polskie, dołączając tym samym do tak zacnego grona jak doktor Andrzej Sadownik, Artur Szudrowicz vel Art czy Bractwo Piwne. Cieszy, gdy to co się robi jest doceniane Przy okazji – właśnie jestem w Krakowie na Beerweek Festival. Co prawda tylko jeden dzień i jutro wracam, ale warto śledzić moje konto na Instagramie. Do zobaczenia Wyświetl pełny artykuł
  20. Nadszedł wrzesień, a na warszawskiej scenie piwowarskich bitew nastał czas ćwierćfinałów! W pierwszym z nich spotkali się Tomek Tymiński (wygrany pierwszej WBP) oraz Darek Chachulski (wygrany drugiej WBP). Kategoria: pszeniczny koźlak czyli weizenbock. W natolińskiej Szyszce Chmielu zebrała się całkiem spora grupa miłośników domowych specjałów. Prawidłowo. Po wstępie Kamila i opisie stylu wygłoszonym przez Adama Szewczyka, piwowarzy przystąpili do prezentacji swoich piw. Okazało się, że sporo różnią się one od siebie. Piwo Darka miało 17° Blg i uwarzone zostało 7 tygodni wcześniej. Z kolei piwo Tomka to 15° Blg i trzy miesiące leżakowania. Jak można było przypuszczać, różnice między piwami były całkiem spore. „Kozioł Ofiarny” od Tomka: ciemnozłota mętna barwa i obfita piana. Z kolei weizenbock Darka – barwa rubinowa i szczątkowa piana. W zapachu wyraźna owocowość, która odwzierciedlona była też w smaku i wraz ze zbożowym motywem tworzyły ciekawą paletę, która jednak z mojej opinii niewiele miała wspólnego ze stylem. Piwo Tomka pachniało dobrze znanymi motywami banana, goździka i gumy balonowej. W smaku owocowe i przyjemnie rześkie przez swą lekką kwaskowość. Wybór wbrew pozorom był trudny i wystarczy powiedzieć, że mój głos na „Kozła Ofiarnego” przyczynił się do remisu. Tym razem o werdykcie nie przesądzał obecny na sali sędzia PSPD. Zorganizowano za to dogrywkę, w której brał udział właściciel Szyszki, Max oraz dwoje barmanów. Decydujący o wygranej głos padł na Darka i to on przechodzi do półfinału. A my widzimy się 24 września w Hoppiness na kolejnym ćwierćfinale rozgrywanym w stylu Irish Red Ale! Wyświetl pełny artykuł
  21. Przez wieki Piwnica Świdnicka była gospodą, do której zaglądali przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Rzec można, że pomimo rozwarstwienia społecznego, był to przybytek egalitarny, bowiem tylko członkowie rady miejskiej mieli prawo do biesiadowania w oddzielnych salach na koszt fundatora (byli nimi najczęściej kupcy sprowadzający piwo do Wrocławia, którzy za takie bankiety otrzymywali ulgi podatkowe na przywożone przezeń dobra). W Nowy Rok obsługa piwiarni składała odwiedzającym klientom życzenia noworoczne, a dobrą manierą ze strony gościa było odwdzięczyć się drobnym podarkiem. Doszło do tego, że niektórzy pracownicy Piwnicy Świdnickiej noworoczne podarunki od klientów traktowali jako obowiązkowe i regulamin z 1679 roku przewidywał kary za ich wyłudzanie. Klientów gospody pod Ratuszem obowiązywał surowy regulamin. Nie wolno było w niej przeklinać, ani zachowywać się w sposób, który by gorszył innych. Zakazana była muzyka, hazard i palenie tytoniu. Jeśli ktoś złamał regulamin, przedstawiciel Urzędu Piwnicy Świdnickiej dzwonił trzy razy „dzwonkiem łobuzerskim”, zwanym też „dzwonkiem bałwana” wskazując osobę, która dopuściła się przewinienia. Sankcją była kara pieniężna, którą stosowano także, gdy ktoś zbił szkło do piwa, a jeśli osobnik taki nie chciał jej uiścić, usuwano go z szynku. W lokalu przez niemal 650 lat rządził „trunek Gambrinusa”. W okresie XIV i XV wieku największą sławą cieszyło się jęczmienne piwo świdnickie, jednak sytuacja ta uległa zmianie, kiedy w 1501 roku wybudowano browar miejski i zaczęto warzyć w nim piwo pszeniczne, znane jako „Wrocławski Baran” (Breslauer Schoeps). Piwo to występowało w dwóch wersjach – jasnej i ciemnej. Wrocławski Baran był piwem, którego okres świetności przypadał na lata 1500-1700. Sama nazwa tego napitku jest przedmiotem sporów. Według jednej z anegdot miała wziąć się stąd, że pewien chłop, który nazbyt popił podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej, w drodze powrotnej do domu zasnął na łące pełnej owiec. Jego sen miał przerwać baran, a ten w pijackim zwidzie wdał się z nim w bójkę. Według innej wersji, piwo zawdzięczało swe miano temu, że miało być bardzo pożywne, a jego walory przyrównywano do baraniego mięsa. Każda z wersji piwa była warzona przez inną kategorię browarów. Browary miejskie warzyły jasny wariant tego piwa, a browary cechowe – ciemny. Stała konkurencja, wzajemne oskarżenia i walka o monopol na warzenie konkretnego rodzaju piwa doprowadziły do bardzo restrykcyjnego systemu kontroli nad jakością trunku, ilością jego produkcji oraz przestrzeganiem czasu, w którym warzenie piwa było dozwolone (tak zwane Brautage, czyli określone dni, kiedy można było je warzyć). Piwem, które wyparło „barana” z rynku było piwo gorzkie (Bitterbier), uwarzone po raz pierwszy w 1696 roku w karczmie „Pod Złotą Gwiazdą” (Zum Goldenen Stern). Obok wyrobów wrocławskich, do Piwnicy Świdnickiej sprowadzano także piwa z innych miast Śląska, Czech, Polski i Niemiec. W XVIII wieku serwowano w niej także piwa szwedzkie i angielskie. Od roku 1760, gdy zlikwidowano Urząd Piwnicy Świdnickiej, a lokal zaczęto dzierżawić osobom prywatnym lub spółkom, dzierżawca zgodnie z umową był zobligowany nie tylko do zaopatrywania piwnicy w piwa zamiejscowe, ale także do wyrobu piwa na miejscu. W następnych wiekach – XIX i XX – w piwiarni tej pojawiła się także kawa i likiery, a piwo zaczęło stopniowo tracić swoją hegemonię. Po I wojnie światowej sprzedawano je tu mocno rozrzedzone z uwagi na deficyt tego produktu spożywczego na rynku. Z kolei straty pośród męskiej części populacji będące bezpośrednim następstwem działań wojennych, wymusiły zatrudnianie w owym przybytku kobiet, co było nie tylko wbrew tradycji, ale i zapisom w umowach dzierżawy. Klient, który podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej poczuł głód mógł liczyć na jego nasycenie takimi dostępnymi tam przysmakami jak różnej maści kiełbasy i sery, kminkowe precle, kiszona kapusta, śledzie, a z czasem sałatki ziemniaczane. Warto tutaj nadmienić, że od połowy XVIII wieku, aż do II połowy następnego stulecia istniał zwyczaj, który polegał na tym, że biesiadnicy przychodzili do tej piwiarni z własnym jedzeniem. W przedsionku tego lokalu znajdowały się kramy sprzedające przekąski, takie jak pieczywo, czy kiełbasy. W XIX wieku kolejni najemcy lokalu, wprowadzali udoskonalenia do jego menu, ale było ono raczej skromne w porównaniu z innymi wrocławskimi przybytkami, które starały się nadążyć za tym, co w Europie było modne. Restauracją z prawdziwego zdarzenia Piwnica Świdnicka stała się w latach 20-tych XX wieku. Miejsce to odwiedzali rozmaici goście. Do tych najznamienitszych należał, między innymi, Zygmunt Luksemburczyk, który odwiedził wrocławską miejską piwiarnię w 1420 roku. Żeby było ciekawiej, udał się tam incognito, by poznać opinie na temat jego rządów z ust jego poddanych. Nie były one szczególnie pochlebne, a pamiątką tego zdarzenia miała być sentencja jemu przypisywana, która została utrwalona na drewnianej tablicy. Brzmi ona (po polsku): Gdyby niektórzy wiedzieli, kim są niektórzy, to okazywaliby niektórym więcej szacunku. Z kolei król Czech i Węgier – Maciej Korwin – był tak mocno zafascynowany piwiarnią pod wrocławskim Ratuszem, że założył lokal o takiej samej nazwie w stolicy Węgier, a przybytek ten funkcjonował do 1714 roku. Innymi znamienitymi personami, które uraczyły owe miejsce swoją obecnością byli między innymi: Józef Wybicki, Johann Wolfgang von Goethe, Fryderyk Chopin, czy Juliusz Słowacki. W historii tej gospody zapisało się także kilka innych postaci, które nie pochodziły z wyżyn społecznych, ale zostały zapamiętane, dzięki swej oryginalności. Należał do nich brat Aleks, pustelnik, który w XVIII wieku rezydował na osobowickiej świętej górce, jednak tak ukochał on Piwnicę Świdnicką, że spędzał w niej większość czasu żebrząc o darmowy napitek i strawę. Człowiek ten słynął ze stoickiego spokoju i wesołego usposobienia. Wielu biesiadnikom czynił figle, a na zaczepki i wyzwiska zawsze odpowiadał „Bóg Tobie zapłać”, dzięki czemu zawsze ktoś uraczył go kuflem piwa. Innymi osobistościami byli: „Wesoła Joaśka” (gałganiarka), „Wilhelm Poczta” i „Czeska Pożyczka” (były urzędnik pocztowy i wieczny student, którzy spierali się o prawo do wypicia darmowych resztek piwa), „Głucha Luiza” (zarabiająca na życie wróżąc z kart), „Łyżkarz” (inwalida wojenny sprzedający w piwnicy metalowe przedmioty), „Krawaciarz” (sprzedawca krawatów), czy „Karole Rzodkiewki” (dwaj bardzo podobni do siebie bracia o łysych głowach, częstujący klientów białą rzodkwią, pokrojoną w plastry, które obficie solili). Warto wspomnieć też o handlującej przez 60 lat w Piwnicy Świdnickiej (1824-1884) narzędziami kreślarskimi i innymi przedmiotami Amalie Renner, znanej szerzej jako „Ellen-Malchen”. W roku 1874 wypadł jubileusz pięćdziesięciolecia jej pracy w owym miejscu, co ówczesny dzierżawca piwnicy miejskiej – Adolf Friebe – postanowił uczcić bankietem na jej cześć oraz tortem, w którym ukryto 30 talarów. Tak w dużym skrócie przedstawiają się kilkuwiekowe losy pomieszczeń piwnicznych znajdujących się pod wrocławskim Ratuszem, najbardziej charakterystyczną i rozpoznawalną budowlą tego miasta. Mam nadzieję, że powyższa lektura nie była dla Ciebie czasem straconym. Twoje zdrowie! Źródło: Wikipedia Bibliografia: „Piwo we Wrocławiu: od średniowiecza po czasy współczesne”, Halina Okólska (red.), Muzeum Miejskie Wrocławia, Wrocław, 2002, Robert Primke, Maciej Szczerepa, Wojciech Szczerepa: „Gawędy o piwie”, Agencja Wydawnicza EGROS, Grzegorz Sobel: „Dlaczego Piwnica Świdnica nie jest najstarszą restauracją Wrocławia/Europy?”, na: „Smaki Wrocławia”, http://smakiwroclawia.pl/2010/03/18/dlaczego-piwnica-swidnicka-nie-jest-najstarsza-restauracja-wroclawiaeuropy/. Wyświetl pełny artykuł
  22. W tym wpisie chciałbym przedstawić Wam historię pewnego lokalu we Wrocławiu, o którym zapewne każdy z Was już słyszał, a mianowicie – Piwnicy Świdnickiej (niem.: Schweidnitzer Keller), mieszczącej się w podziemiach wrocławskiego Ratusza. Wpis ten nie ma być reklamą obiektu gastronomicznego, który obecnie znajduje się w owym miejscu, ale przybliżeniem historii dziejów tego piwnego przybytku, które sięgają wstecz aż do czasów średniowiecznych. Pierwotnie, miejsce to nosiło nazwę „Piwnica Miejska”. Istotnym wydarzeniem dla historii owej piwnicy było uzyskanie 28 września 1273 roku przez Wrocław tak zwanego „prawa szrotu”. Przywilej ten został nadany przez księcia wrocławskiego Henryka IV Prawego (Probusa). Zgodnie z owym prawem Rada Miejska posiadała monopol na wyszynk wina oraz piwa sprowadzanego spoza Wrocławia. Ustalenie daty powstania tego miejsca nie jest możliwe, z uwagi na skąpy materiał źródłowy, który przetrwał do naszych czasów. Wiadomo, że powstało ono pod koniec XIII wieku. Świadczą o tym zachowane rachunki za prace budowlane w consistorium(kondygnacji piwnicznej) miejskiego ratusza, które pochodzą z 1299 i 1301 roku. Pierwszy zachowany zapis o funkcjonowaniu miejskiej piwnicy pochodzi z 1303 roku. W księgach rachunkowych z okresu XIV wieku wynika, że sprzedawano tutaj wino (zaniechano tego pod koniec owego stulecia) oraz piwo. Największą popularnością w okresie XIV i XV wieku cieszyło się piwo świdnickie i to jemu piwiarnia ta zawdzięcza swoją nazwę (Piwnice Świdnickie istniały także w innych miastach, na przykład w Krakowie). Nazwa ta przez kilka dekad posiadała charakter zwyczajowy, jednak w 1428 roku utworzono Urząd Piwnicy Świdnickiej, który podlegał Radzie Miasta. Instytucja ta istniała do 1761 roku., a jej zadaniem była kontrola jakości sprzedawanego w podziemiach ratusza piwa oraz przestrzegania zasad panujących w tym miejscu (o czym mowa będzie później). Warto wspomnieć, że magistrat zaciekle bronił monopolu na sprowadzenie do miasta piwa z innych miast i jego wyszynk. Zwalczano wszelkie próby jego przełamania, co doprowadziło nawet do trwającej w latach 1380-1382 tak zwanej „wojny piwnej”. W roku 1380 książę Ruprecht I postanowił jako prezent bożonarodzeniowy dla swojego brata Henryka, członka wrocławskiej kapituły, wysłać wóz załadowany beczkami z cenionym piwem świdnickim. Towar nie dotarł do adresata, bowiem został skonfiskowany przez straż miejską, a woźnicę wtrącono do lochu. Kapituła domagała się od władz miejskich wydania towaru, jednak ta odmówiła tłumacząc się złamaniem monopolu i nielegalnym wwozem. 8 stycznia 1381 roku kapituła nałożyła na miasto klątwę (interdykt), co oznaczało zamknięcie kościołów, zawieszenie posługi kapłańskiej, etc. Sama kapituła przeniosła się z Wrocławia do Nysy. Wszelkie próby mediacji pomiędzy uczestnikami sporu kończyły się fiaskiem. Obydwie strony konfliktu były tak zawzięte, że kapituła nie uchyliła interdyktu nawet na czas wizyty czeskiego króla Wacława IV Luksemburskiego, podczas której miał mu zostać złożony hołd przez stany śląskie. Zwyczajowo, uroczystości tej towarzyszyło nabożeństwo. Odmowa władz kościelnych rozsierdziła czeskiego monarchę, który pozwolił swoim żołnierzom i dworzanom wziąć udział w zamieszkach wywołanych przez wrocławskich mieszczan, czego efektem była między innymi grabież domów duchownych na Ostrowie Tumskim i kilku klasztorów. We wrześniu owego roku interdykt nałożony na Wrocław został zniesiony przez nowoprzybyłego do tego miasta nuncjusza apostolskiego (biskupa Lucerii - Tomasza). W maju 1382 roku doszło do ugody między stronami sporu. Władze kościelne musiały uiścić na rzecz rady miejskiej 5000 marek, uzyskując w zamian przywilej wwozu piwa spoza Wrocławia na teren miasta oraz jego wyszynk na Ostrowie Tumskim. Plan piwnicy świdnickiej składa się z przedsionka i zespołu sal oraz pomieszczeń o charakterze zaplecza gastronomicznego. Zwyczajowo sale te zwano: „Salą Chłopską”, „Salą Mieszczańską”, „Salą Rajców”, „Salą Ławników”, „Salą Hanzy”, „Lochem”, „Salą Książęcą”, „Szynkiem” i „Beczką”. Swój ostateczny kształt piwnice ratuszowe uzyskały pod koniec XV wieku, bowiem kolejne sale pojawiały się wraz z rozbudową Ratusza. Powstanie najstarszej części Piwnicy Świdnickiej datowane jest na ok. 1299 rok. Ostatnia rozbudowa budynku Ratusza miała miejsce w latach 1470-1482. W roku 1501 władze Wrocławia postanowiły założyć miejski browar. Zakupiono do tego celu nieruchomość znajdującą się w południowej części rynku („Kamienica Pod Złotym Dzbanem”, według obecnej nomenklatury – numer 22). Aby ułatwić transport beczek z piwem z browaru do Piwnicy Świdnickiej zbudowano podziemny tunel łączący obydwa te miejsca. Do tego czasu we Wrocławiu piwo warzyli wyłącznie piwowarzy cechowi. Kiedy w 1741 roku Wrocław został przyłączony do Prus, instytucję zarządzającą Piwnicą Świdnicką przemianowano z Urzędu Piwnicy Świdnickiej na Królewski Pruski Urząd Wrocławskiej Piwnicy Miejskiej. W roku 1760 zdecydowano o rozwiązaniu tego organu i czasowej dzierżawie piwnic pod wrocławskim ratuszem. Najemcy „Piwnicy Świdnickiej” Lp. Okres najmu Imię i nazwisko / Nazwa podmiotu 1. 1761-1783 Christian Vorpahl 2. 1783-1795 Gottfried Stephan 3. 1795-1810 Johann Christian Mielisch 4. 1810-1812 Christian Gottlieb Schmidt 5. 1812-1821 Christian Friedrich Weinhold 6. 1821-1861 Karl August Friebe 7. 1861-1881 Adolf Friebe 8. 1881-1904 Towarzystwo Handlowe A. Friebe 9. 1904-1936 George Haase, Max Kluge 10. 1936-1942 George Haase, Oskar Braeumert, Werner Kluge Obiekt ten był intensywnie eksploatowany przez wrocławskich mieszczan, przez co często poddawano go gruntownym remontom. Zachowało się wiele informacji na ten temat zwłaszcza od II połowy XIX wieku i początku XX stulecia. Remonty takie miały miejsce w 1904 roku (kiedy między innymi doprowadzono instalację elektryczną), w latach 1936-1938 (nadano wtedy Piwnicy Świdnickiej wystrój, który występował w wielu niemieckich piwiarniach zgodny z ówczesną modą) oraz w okresie powojennym. Miejsce to funkcjonowało jako piwiarnia do 1945 roku, kiedy to podczas oblężenia Wrocławia zdecydowano o utworzeniu w piwnicy miejskiej punktu opatrunkowego. Po kapitulacji Festung Breslau, w podziemiach Ratusza funkcjonował punkt Czerwonego Krzyża. Co ciekawe, piwnica pomimo wyniszczających działań wojennych przetrwała i wymagała niewielkich prac remontowych, przede wszystkim osuszenia, bowiem na skutek uszkodzenia wodociągów została ona zalana na początku 1945 roku. W latach 1946-1951 prowadzono w tym miejscu prace remontowo-konserwatorskie. Piwnica Świdnicka posiadała zaplecze gastronomiczne, które było sprawne i gotowe do użytkowania, jednak komunistyczne władze postanowiły wykorzystywać jej sale jako magazyny. W roku 1960 utworzono w piwnicy kawiarnię, kino i salę teatralną, a patronat nad nimi sprawował Związek Młodzieży Socjalistycznej, a później Socjalistyczny Związek Młodzieży Polskiej. W owym czasie ze ścian usunięto tynki, bowiem uważano, że malowidła na nich są „zbyt krzykliwe”, eksponując ich ceglano-kamienną odsłonę. W latach 70-tych XX wieku utworzono tam także dyskotekę, która pośród Wrocławian nie cieszyła się najlepszą opinią. Po roku 1989 zdecydowano się na powrót do działalności gastronomicznej. Pomimo gruntownego remontu, który rozpoczęto w 1995 roku (w trakcie jego trwania doszło do „powodzi tysiąclecia”, co wiązało się w ich wstrzymaniem i koniecznością osuszenia piwnic). Prace remontowe ukończono wiosną 2002 roku, a uroczyste otwarcie piwnicy miało miejsce 18 maja 2002 roku, jednak dziś lokal ten jest czymś zupełnie innym niż w latach minionych. Garść informacji o najnowszej historii tego miejsca można przeczytać tutaj (nie będę tu nikomu robił reklamy, zgodnie z zapowiedzią we wstępie). Ciąg dalszy nastąpi… Źródło: Wikipedia Wyświetl pełny artykuł
  23. Po Festiwalu Prawdziwego Piwa w Łebie wśród wielu pojawiły się obawy co do frekwencji na organizowanych po raz pierwszy festiwalach piwnych. Zwracaliśmy uwagę na pewne wyczerpanie formuły, na konieczność poszukiwania nowych rozwiązań, które uatrakcyjniłyby festiwal. Jednak z festiwalem w Bydgoszczy rzecz miała się zgoła inaczej. Słynny w piwnym światku facebookowy profil Bydgoska Piwna Pustynia był dowodem, że miejscowi nie zgadzają się na śladową obecność dobrego piwa w swoim mieście, szczególnie jeśli chodzi o lokale. Bo przecież jeden, wiadomej jakości browar restauracyjny to jak na tak duże miasto rzecz zupełnie niewystarczająca. Miejsca z dobrym piwem w Bydgoszczy pojawiały się, jednak ich żywot był dość krótki. Obecnie jedynym miejscem z dobrym wyborem rzemieślniczego piwa jest powstały pod koniec zeszłego roku Prolog9. Jak na ósme pod względem ludności miasto w Polsce (przeszło 350 tys. mieszkańców) to naprawdę mało. Dlatego organizacja festiwalu w mieście z takim potencjałem wydawała się jak najbardziej uzasadniona. Gdy dotarłem koło południa do zlokalizowanej niedaleko dworca autobusowego hali „Łuczniczka” byłem zaskoczony całkiem sporą ilością ludzi. To przecież nie jest zwyczajowa pora na piwo. Spodobała mi się aranżacja hali. Były ręcznie wykonane drewniane stoły i ławy, były znane ze wspomnianej już Łeby palety i worki do przesiadywania. Wszystko to „ocieplało” wystrój i nadawało kameralnego klimatu. Gdy dodam, że z głośników leciały klasyki Iron Maiden to naprawdę czuło się, że jest się na festiwalu innym niż wszystkie. Wspólnie z organizatorami wypracowaliśmy też inną formę mojego udziału w imprezie. Zamiast zwyczajowej prezentacji – luźne rozmowy z piwowarami. Super sprawa! Czas na piwo. Zaczynamy od piwa festiwalowego czyli AIPA Morelyn Monroe uwarzonego przez Hopium. Byłem zaskoczony dość dużym jak na piwo imprezowe ballingiem – 17° Blg to już nie są żarty. Piwo leżakowane było z dodatkiem moreli i to czuć zarówno w aromacie jak i lekko kwaskowym od owocu smaku. Goryczka stonowana i to jak pozycję festiwalową plus. Jednak po wypiciu dwóch małych zaszumiało w głowie i trzeba było przerzucić się na coś zdecydowanie lżejszego. Pod wieczór chłopaki z Hopium podłączyli też american wheata z werbeną (Werbeny Hill) i właśnie takie cytrusowe, świetnie pijalne piwo z intrygującą nutą werbeny byłoby dobrą opcją na cały festiwal. Tymczasem ja wszedłem w kwasy. Na początek Kwas Delta z Pinty czyli ciemne berliner weisse. Auć, w aromacie jest średnio intensywna kanaliza. Za to smak rewelacja – mocno kwaśny, bardzo rześki. Zdziwiłem się, bo smakowało jak jasne, nie czuć w ogóle było ciemnych słodów. Paweł z Pinty powiedział, że użyty tu został ekstrakt słodowy w takiej ilości, by tylko zabarwić piwo. Po pewnym czasie ulatywała też i siarka więc gdy się da temu piwu chwilę, jest dobrze. Paweł stwierdził, że to piwo jest tak kwaśne, że drożdże po prostu nie były już w stanie pracować przy tak niskim pH, stąd taki zapach. Kolejnym kwasem był też berliner, tyle że z dodatkiem aronii. Very Bloody Berliner z Piwnego Podziemia ze swoją czerwoną, opalizującą barwą i czerwonawą pianą prezentował się wyśmienicie. W aromacie jogurt wiśniowy plus lekki kwasek. W smaku kwaśność dość delikatna, akcent położony tu jest raczej na owoce. Piwo dość grzeczne i stonowane, dla mnie trochę zbyt płaskie, ale na pewno dobre dla początkujących w świecie sour ale. Ciekawymi piwami były te spróbowane od browarów restauracyjnych obecnych na imprezie. Pszeniczne ze Starego Browaru Kościerzyna zadziwiało względnie mocnym chmieleniem, natomiast ciemna 10° nie była na szczęście słodka jak można byłoby przypuszczać. Z kolei z gdańskiego Lubrowa w pamięć zapadł mi Gagat czyli stout 14,5°. Wyrazisty aromat ciemnych palonych słodów a po ogrzaniu w smaku pojawiała się leciutka, zaskakująca słodycz wzbogacająca paletę ciemnych słodów. Bardzo przyjemne piwo. Po festiwalu udaliśmy się na oficjalny after do Prolog9, którego bar przeżywał podobne oblężenie co festiwalowe stoiska od późnego popołudnia. Nie da się ukryć, że stoisk w porównaniu do liczby odwiedzających było na BeerGoszczy mało. Sporo browarów po szoku jakim była Łeba, po prostu nie chciało ryzykować i nie zdecydowało się na uczestnictwo. Jak się okazało, to był błąd bo Bydgoszcz pokazała, że jest spragniona dobrego piwa i tłumnie stawiła się na pierwszym takim festiwalu w swoim mieście (zresztą byli też odwiedzający z miast okolicznych). Wiem, że są już plany by kolejną edycję BeerGoszczy zorganizować wczesną wiosną. Wierzę też, że festiwal będzie katalizatorem zmian na lepsze w Bydgoszczy. Dość powiedzieć, że jeden z lokali na bydgoskiej starówce chce lać już wyłącznie piwa rzemieślnicze, co więcej, całkiem niedługo powinien wystartować browar uruchamiany przez jednego z domowych piwowarów. W Bydgoszczy wszystko więc idzie ku dobremu. Do zobaczenia zatem na wiosnę! Wyświetl pełny artykuł
  24. Przesyłka od kontraktowej Piwoteki była świetnym pretekstem by znów zawitać na balkon i wykonać małą degustację. Cztery piwa: Lodzermensch, Zupa Dębowa, Zacny Zalcman oraz Biała Wdowa. Dwa ostatnie próbowałem już w wersji beczkowej i Zacny Zalcman wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jak będzie tym razem? Czy są różnice w stosunku do wersji beczkowej? Zapraszam do oglądania! Wyświetl pełny artykuł
  25. Cydronalia, czyli salon cydru, to tylko jedna z części OpolFestu. Oprócz najlepszych polskich jabłeczników na festiwalu swoje święto będą miały rzemieślnicze piwa, wina oraz sery. A my, Piwo i Cydr, z wielką przyjemnością poprowadzimy degustację prezentującą cydrowe tradycje różnych krajów świata. Na weekend 10-11 października warto wybrać się do Opola (Pendolino też tu dojeżdża). OpolFest […] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.