Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Przedstawiam krótką relację z odbywającego się przed kilkudziesięcioma dniami Beer Friends Festival w Poznaniu. Krótką, bo choć nie jest to impreza, o której można by się specjalnie rozpisywać, to z pewnością wyróżnia się na tyle, żeby chociaż o niej wspomnieć. Idea i miejsce Cała idea festiwalu polegała na skupieniu w jednym miejscu dobrego piwa oraz... Czytaj dalej Artykuł Beer Friends Festival 2015 pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  2. a wszystko sprowadza się do „spożyć przed” Stone Brewing wychodząc z założenia, że mocno chmielone piwa we wszystkich możliwych wariantach, ogólnie zwanych India Pale Ale, należy spożywać jak najszybciej stworzyli serię Enjoy By. Istotą tej serii jest dokładnie taki sam mechanizm jak w naszej swojskiej dacie przydatności – po terminie podanym na (w tym wypadku namalowanej na) butelce piwo nie miało prawa znaleźć się na żadnej półce w żadnym sklepie. Oczywiście zostało to fantastycznie ograne pod kątem social media i internetu, dość powiedzieć że na stronie znajduje się licznik odliczający ilość czasu pozostałego do spożycia aktualnej edycji oraz za ile zostaną zabutelkowane kolejne. Plus oczywiście live feed tworzony przez wielbicieli Stone z informacjami gdzie już trafiły butelki i komu udało się szczęśliwie kupić. Ma to sens zważywszy na fakt, że mocno chmielone piwa rzeczywiście najlepsze są im bliżej daty butelkowania. Szkoci z BrewDoga, ponoć za osobistym przyzwoleniem i namaszczeniem Grega Kocha, stwierdzili że zrobią coś podobnego. Z właściwą sobie gracją i wdziękiem zmienili nazwę na Born to Die i ustawili termin przydatności na 45 dni. Jak im to wyszło? Brewdog Born to Die 04.07.2015 Piana: Drobno i średniopęcherzykowata, niewysoka. Śnieżnobiała. Dość szybko opada znacząc szkło. Barwa: Jasne złoto, absolutnie klarowne z „iskrą”. Do tej pory taki stopień klarowności widziałem tylko w piwach koncernowych, ot taka ciekawostka. Aromat: Jestem zaskoczony jak bardzo jest w porządku. Siła i moc amerykańskich odmian chmielu – wagony cytrusów, żywic i owoców tropikalnych. Na drugim planie gra wyraźna słodowość i estry owocowe. Zbalansowany, przemyślany i doskonale wykonany. Smak: Niskie wysycenie, czuć pewną pełnię jednak piwo jest zdecydowanie wytrawne. Pierwszy akord brzmi głównie nią, jest jednak wyczuwalna słodowa podbudowa. Do tego lekka kontra cierpkości i kwaskowatości. W drugim siła amerykańskiego chmielu, wszystkie akcenty aromatyczne są i tutaj doskonale wyczuwalne. Smakowo poszły jednak bardziej w stronę skórkę grejpfruta i żywice. Finisz wytrawny, o silnej acz przyjemnej goryczce, z delikatnie wyczuwalnym alkoholem. Pierwsze piwo z BrewDoga o którym mogę powiedzieć, że z autentyczną przyjemnością bym je powtórzył. Rzut na Enjoy By, które również miałem okazję próbować, wg mnie jak najbardziej udany. Warto kupić i wypić póki świeże. Wyświetl pełny artykuł
  3. Podczas premiery pierwszego piwa Browaru Spółdzielczego z Pucka – Dwa Półsztyki, która odbyła się w sopockim pubie Dwie Zmiany, miałem okazję spotkać się z twórcami tego bardzo nietypowego browaru. Okazję wykorzystałem do przeprowadzenia długiej, ale bardzo ciekawej rozmowy na temat idei, pomysłów, planów na przyszłość, nowych piwach, oraz o firmowym multitapie. The post Premiera Browaru Spółdzielczego z Pucka i Dwa Półsztyki appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  4. Pełna lista dotychczas zrecenzowanych cydrów. Podział ze względu na kraje i wytrawność. * – cydr niedostępny w polskiej dystrybucji Kraje: Estonia: Premium Dry Apple Cider, Kiss półsłodki Hiszpania i Kraj Basków: Sidra natural Bereziartua wytrawny Gure Sagardoa, Zapiain wytrawny Irlandia: Original Irish Cider, Magners (Bulmers) półwytrawny Francja: Cidre Bouche de Bretagne doux słodki Breton Cider, Kerisac, Marks&Spencer […] Wyświetl pełny artykuł
  5. „cztery warianty dla mas” Pogoda przez ostatnie kilka dni zdecydowanie bardziej pasuje do piw lekkich, zamiast potężnych, ekstraktywnych potworów. Doskonale się więc składa, że podczas Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa pojawiły się kolejne przykłady tak promowanego ostatnimi czasy Grodzisza. Następnie zaś zajęły stałe miejsce na półkach w Żabkach i Fresh Marketach. Stali czytelnicy zapewne kojarzą, że parę lat temu nie byłem zbytnio przekonany do sensu wprowadzania tego gatunku do szerokiej sprzedaży. Byłem jednak w błędzie, na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że bazowałem na pierwszych, dość kulawych próbach przywrócenia stylu do życia. Minęło parę lat, a różnica jakościowa jest niesamowita. Jak wygląda to w przypadku piw z, docelowo, Grodziska Wielkopolskiego? Piwo z Grodziska Piana: Przebujna. Nie mogę nalać spokojnie piwa do szkła, w połowie butelki chce uciec mimo schłodzenia, czystego szkła i ostrożności. Czyli trochę jak oryginał w ostatnich latach produkcji. Śnieżnobiała, dość szybko opada, ale zostawia piękną koronkę. Barwa: Bardzo jasna słomka, opalizujące. Aromat: Na pewno mniej intensywny od rzemieślniczych alternatyw. Przywodzi jednak na myśl pierwsze grodziskie które miałem okazję pić ponad dekadę temu, dzięki uprzejmości piwowara domowego Mateusza Pająka. Gra wędzonka, lekka słodowość, trochę nut drożdżowych. Niektóre butelki trafiały się z delikatnym aldehydem octowym, w tej którą aktualnie oceniam go nie ma. Zapach jest delikatny, ułożony, ani nic nie urywa ani nie zniechęca. Przy szerokiej dystrybucji i oparciu się na tym konkretnym produkcie jest to zaleta. Smak: Mocno wysycone, musując wręcz jak szampan, szczypie w język i wzdyma policzki. Pierwszy akord dość wodnisty, kwaskowaty od dwutlenku węgla, majaczy lekka słodowość. W drugim zaczynają grać nuty wędzone, pszenne, lekkie owocowe estry. Finisz o delikatnej, ale zaznaczonej goryczce przyjemnie wieńczy piwo. Spotkałem się z różnymi opiniami dotyczącymi tego piwa. Łącznie z tym, że nie ma wiele wspólnego z oryginałem. Zapewne tak jest. Nie ma też wiele wspólnego z rzemieślniczymi egzemplarzami. Subiektywnie przykładowo Grodziskie z browaru Nepomucen jest znacznie bardziej „grodziskie” w moim wyobrażeniu tego stylu. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to bardzo przyzwoite piwo, które powinno pasować zarówno zorientowanym w tematyce jak i przypadkowym spijaczom. Przy szerokiej dostępności na pewno będę je zabierał ze sobą w plener czy na imprezy. Przy okazji – od czasu spisania recenzji zdążyłem wypić jeszcze kilka butelek. Część rzeczywiście trafia się lekko metaliczna. Bernardyńskie Piana: Nikła, ciężko wywołać i szybko opada. Bardzo słabo znaczy szkło. Barwa: Ciemniejsze niż wersja podstawowa – jest również mocniej opalizujące. Aromat: Obok Grodziskiego stało i tyle można na ten temat powiedzieć. Zgodnie z prawdą zresztą. Bardzo nikły zapach wędzonki, dominuje landrynkowość, mydlaność i estry owocowe. Nie zachęca. Co ciekawe, przewija się zapachu jakaś belgijskość typowa dla blonda, zwłaszcza po ogrzaniu. Smak: Znacznie mniej wysycone. Pierwszy akord słodki, ulepkowaty, bardzo delikatnie kwaskowaty. W drugim pojawia się przewijająca w aromacie „Belgia”, grają nuty pieprzne, fenolowe, przyprawkowe. Do tego mnóstwo estrów owocowych i kontynuacja początkowej słodyczy. Finisz z głównie alkoholową goryczką, rozpuszczalnikowy. Ciekawe czy uderzenie w tony belgijskie jest tutaj celowe, czy wyszło niejako przy okazji. Natomiast w aktualnym wydaniu lepiej zainwestować w podstawową wersję. Piwo Naturalne o smaku kwiatu czarnego bzu Piana: Bardzo niska, błyskawicznie opada zostawiając wspomnienie w postaci grubych pęcherzy. Barwa: Słomkowa, opalizujące. Pasuje do koloru etykiety. Aromat: Cytrynowy radler z czarnym bzem. Wędzonka jest tylko sugestią gdzieś w tle na piątym planie. Pojawia się natomiast selerowa nuta. Smak: Okropnie słodkie i ulepkowate. Pierwszy akord o niskim wysyceniu z paskudną, zalepiającą słodyczą. Drugi jak można się spodziewać kontynuuje ten wątek, pojawiają się dodatkowo nuty owocowe i kwiatowe, cytryna i bez. Finisz dokładnie taki sam jak poprzednie akordy. Słodycz jest wręcz gryząca. Dodatkowo pojawia się nuta sztucznego czarnego bzu. Okropieństwo, nie wypiłem więcej niż musiałem by ocenić. Nie zmienia to fakt, że browar pewnie wie co robi. Sam byłem świadkiem na Festiwalu kupowania przez uczestników tylko tej wersji i jej mocnego chwalenia. Odpowiednia grupa docelowa i wszystko się sprzeda. Piwo naturalne o smaku czerwonej porzeczki Piana: Podobna do poprzedniej wersji, trochę trwalsza i delikatnie oblepia szkło. Aromat: Porzeczkowa oranżadka. Tym razem już nawet wspomnienie nie zostało po wędzonce. Sponsorowane przez Herbapol i ich słabe syropy. Smak: Wydaje się odrobinę mniej słodkie. W złej kolejności spróbowałem, w porównaniu do poprzedniego wydaje się nawet pijalne. Pierwszy akord słodki, lekko kwaskowaty. W drugim pojawiają się czerwone owoce, lekka porzeczka, kontynuacja słodyczy i lekkiego kwasku. Finisz ulepkowaty, ale nawet o jakiejś minimalnej goryczce. Smakuje jak pierwszy lepszy radler. Nic szczególnego, strata słodu wędzonego. Reasumując, zdecydowanie warto spróbować wersję „sauté”, resztę można spokojnie pominąć. Osobiście będę wracał do tego piwa, zwłaszcza przy jego szerokiej dostępności. Wyświetl pełny artykuł
  6. Degustacja piwa grodziskiego Sophia z browaru Olimp, uwarzonego przy współpracy z browarem domowym Absztyfikant w browarze w Wąsoszu. The post Sophia – Browar Olimp & Browar Absztyfikant appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  7. Gdy mowa jest o piwnej rewolucji często pada stwierdzenie, że to fakt obserwowalny co najwyżej w dużych miastach. Są tam wielokrany, są i piwne festiwale. Jednak poza nimi sytuacja wygląda inaczej. Owszem, w mniejszych miejscowościach można w sklepach czasem znaleźć coś ciekawego ale pod względem lokali z dobrym lanym piwem jest kiepsko. Wydaje się więc, że organizacja festiwalu z piwami rzemieślniczymi w mniejszym mieście ma sens. Kolejną edycję Craft Beerweek postanowiono więc zorganizować w Rzeszowie. Dokładniej rzecz ujmując, to część ekipy tak postanowiła bo pozostali zostają w Krakowie, gdzie będą organizować Beerweek Festival oraz cykl BeerWeekendów. Pozostali słusznie jednak postanowili wyjść z inicjatywą „w teren” i za cel obrali właśnie Rzeszów. Potencjał jest – mieszkańców prawie 190 tys. a do wyboru mają browar restauracyjny oraz dwa lokale w których liczba polskich piw rzemieślniczych na kranie nie przekracza liczby trzech. Także dość skromnie. Oprócz nowego podejścia co do wyboru miasta, nowością jest też lokalizacja festiwalu. Czy centrum handlowe to na pewno dobre miejsce dla rzemieślników? Zgrzytało mi to połączenie ale po dotarciu na miejsce okazało się, że nie jest źle. Po pierwsze – festiwal nie odbywał się na zamkniętej przestrzeni a na obszernym patio centrum handlowego Millennium Hall. Paradoksalnie, hipotetyczna lokalizacja w klimatyzowanym centrum nie wydawała się aż tak tragiczną sprawą w kontekście temperatury oscylującej wokół 30° C. Na szczęście wszystkie stoiska z piwem ulokowane były w zbawczym cieniu, a na patio wiał przyjemny wiaterek. Nie da się jednak ukryć, że upalna pogoda nie sprzyja zbytnio dłuższemu piwkowaniu. Frekwencja w ciągu dnia była zatem umiarkowana i dopiero po zmroku teren wypełnił się ludźmi. Późny wieczór z temperaturą ok. 25° C to rzecz w Polsce ciągle dość rzadka, tak jak i widok tłumów popijających craftowe piwo na terenie centrum handlowego. Klimat, trzeba przyznać, wyjątkowy. Porządny festiwal nie może obejść się bez wykładów i prelekcji. Pod tym względem również było nieszablonowo bo przyszło nam przeprowadzić wykłady w salce konferencyjnej pobliskiego hotelu Hilton. To się nazywa nowa jakość. Pewnie że fajniej byłoby zrobić prezentację na festiwalowej scenie ale po kwadransie w pełnym słońcu z prelegenta pewnie nie byłoby już co zbierać. No dobrze, ale festiwal to też i piwo więc warto poświęcić trochę miejsca na ogólne wrażenia odnośnie rzeczy które spróbowałem. Na początek Król Lata od Pinty i Braserie du Pays Flamand. Piłem już to piwo ale po raz pierwszy dane mi było je spróbować jako pierwsze. Tym razem we znaki daje się całkiem wyrazista, nietypowa dla witków goryczka no ale przecież to Hoppy Oatmeal Witbier. Treściwe, nawet trochę zbyt bardzo na trzydziestostopniowy upał. Następne poszło Grodziskie od Dukli. W aromacie po równo wędzonki i siarki, w smaku średnio intensywna wędzoność i znów całkiem spore odczucie treści. Kolejne piwo zdobyło moje szczególne uznanie i wracałem do niego kilka razy przez resztę wieczoru. Otóż SummeR z Wrężla okazał się świetnie orzeźwiającym, delikatnie kwaskowym i goryczkowym piwem o przyjemnym czystym aromacie amerykańskich odmian chmielu. Coś jakby Wheat APA. Jak dotąd zdecydowanie najlepsze ich piwo! Skoro przy połączeniu pszenicy i nowofalowych odmian chmielu jesteśmy to jeszcze były dwa piwa w tym klimacie. Festiwalowe American Wheat uwarzone w Zodiaku przez kontraktową Revoltę oraz White Dwarf z Twigga. To pierwsze okazało się dość płaskie w smaku nie posiadając odpowiedniej dla tego typu piw rześkości. Twiggowa amerykańska pszenica była lepsza, z nieźle zaznaczonym cytrusem, choć kartonowe motywy w smaku były tu też obecne. Ważne jednak, że Twigg chyba już na dobre wyszedł na prostą. Ostatnim ocenianym piwem tego wieczoru było Profanum z Peruna. Nominalnie Black IPA, charakteryzowało się wspaniałą pianą, lekką tylko goryczką oraz zdecydowanie dominującym w aromacie i smaku charakterem palonych słodów. Ta paloność była tak wyrazista, że postanowiłem zerżnąć to piwo z bliźniaczym Sacrum i to połączenie jak najbardziej zagrało. Kolejny dzień zaczął się jeszcze bardziej upalnie, Grodziskie był więc optymalnym wyborem na początek. Wybór miał paść na Olbrachtowego Piotrka z Bagien ale problemy z instalacją zdecydowanie opóźniły jego podłączenie. Zatem na początek spróbowałem wariację na temat stylu w wykonaniu Piwnego Podziemia. Grodzilla Dudette to jedenastobalingowa wersja stylu w dwóch odmianach. Jedna nowozelandzko-amerykańska chmielona nelson/mosaic a druga australijska chmielona summer/galaxy. Niestety nie wiedziałem o tym zróżnicowaniu i nie podpytałem o próbowaną wersję. Piwo było dość ciemne o przyjemnym, lekko wędzonym, podszytym cytrusowym akcentem aromacie. W smaku wędzonka była właściwie śladowa, co gorsze piwo miało lekką słodycz, nijak nie pasującą ani do stylu ani do okoliczności przyrody. Gdy w końcu spróbowałem Piotrka z Bagien z piotrkowskiego Olbrachta utwierdziłem się w przekonaniu że to jeden z lepszych Grodziskich na rynku. Optymalna, średnio intensywna wędzonka, przyjemna rześkość i lekkość smaku. Do ideału brakuje tylko wyższego nagazowania. Po Grodziskich przyszła pora na degustację domowych specjałów od Kentakiego ale o tym jest osobny materiał wideo. Kentaki zaimpregnował mnie na resztę imprezy 100% torfowym RISem, nic już więc nie było mi straszne. Jak chociażby przyniesiony przez Ziemka Fałata Niedobity z Pinty. Piwo leżakowane pół roku z dębowymi płatkami. W aromacie mamy mokre drewno, delikatną owocowość i pojawiającą się po chwili wanilię. W smaku rzeczona wanilia, owoce i kandyzowany cukier. Mimo że w posmaku suche i wytrawne to w odbiorze generalnie słodkie i ciężko pijalne. Potwierdziły się obawy co do alternatywnej nazwy tego piwa: Niedopity Szukając orzeźwienia sięgnąłem po Summer Ale z Doctor Brew i podobnie jak wrężelowski SummeR, to piwo było wręcz stworzone na tego typu słoneczną i długodystansową imprezę. Na koniec przyszedł czas na nowości Piwnego Podziemia. No-Mi Hopback Pale Ale nie było chmielone podczas gotowania, wyłącznie przed gotowaniem, na whirlpoolu oraz w hopbacku. Szczerze mówiąc nie odczułem tu jakiegoś wyjątkowego motywu, które wyróżniało by to piwo spośród zwykłych APA. No ale może już późno było i żeby poczuć coś wyjątkowego trzeba było spróbować takiego piwa jak Mustache Ryder z zestem z pomarańczy oraz papryczkami ghost chilli. Początkowo porządne ale niczym nie zaskakujące APA, dopiero po trzech łykach ujawniało swój przyjemny, lekko pikantny charakter. Podsumowując, wypiłem na imprezie sporo ciekawych piw a ich wybór nie pozostawiał odczucia niedosytu. Co do piw z miejscowego browaru restauracyjnego, to ich degustacja ukaże się wkrótce w materiale wideo. Craft Beerweek Rzeszów uważam za imprezę udaną, choć frekwencyjnie sytuacja najlepiej wyglądała pod wieczór. Cóż, aurę trudno przewidzieć i tak to już u nas jest że wiosną możemy mieć deszcz i temperaturę około 15° C (patrz WFDP) albo tak jak teraz dwa razy wyższą. W każdym razie trend jest jasny – piwne festiwale wkraczają do miast wojewódzkich! Wyświetl pełny artykuł
  8. Kentaki czyli Krzysiek Kulec z Tarnobrzegu to jeden z bardziej przeze mnie cenionych piwowarów w Polsce. W swoim domowym browarze „Pierwszy Chmiel” kieruje się zasadą: najważniejsza jest intuicja i spontaniczność. Szczegółowe wyznaczniki stylu, projektowanie piwa, obliczanie parametrów – to nie jego bajka. Nawet jeśli ma opracowaną recepturę, to uważa że w trakcie warzenia zawsze można ją zmodyfikować. Dane mi było pić niesamowite piwa od Kentakiego: Brzeszczotem Po Jajach (Wheat AIPA z chili), Koniec Wakacji (Pale Ale), XX (100% wędzone), KKML (Barleywine), Urok Grawitacji (Porter Bałtycki). Teraz przy okazji rzeszowskiego Craft Beerweek przeprowadziliśmy degustację czterech kolejnych piw: Siur (Wild IIPA), Ruda Ma Jaja (100% Rye AIPA), Mucha Nie Siada (Smoked Porter/Stout) oraz Ciemna Strona (100% Peated RIS). Udział biorą: Kentaki, Docent oraz Jacek Michna ze Starego Browaru Rzeszowskiego. Wyświetl pełny artykuł
  9. Degustacja przeładowanego dodatkami piwa Niedobity, warzonego z cukrem kandyzowanym, imbirem, skórką pomarańczy, fermentowanego drożdżami belgijskimi i leżakowanego z wiórami dębowymi. PINTA leżakowała to piwo ponad pół roku, i jak sama twierdzi – stworzyła demona. Czy rzeczywiście piwo jest tak straszne i dziwne, jak je malują? The post PINTA Niedobity appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  10. Niewiele się tu ostatnio dzieje z uwagi na natłok różnej maści zdarzeń, które skutecznie odciągają mnie od skupienia się na prowadzeniu bloga. Jeszcze inną przyczyną tego stanu było moje zaangażowanie w pewien projekt. Jego inicjatorem był Kamil Prystapczuk z alechanted.pl, który zapytał się mnie, czy chciałbym mu pomóc w przygotowaniu piwnego quizu. Nie wahałem się ani chwili. Wspólnymi siłami stworzyliśmy test składający się z 50 pytań o różnym stopniu trudności. Dla podniesienia poprzeczki wprowadziliśmy ograniczenie czasowe – 20 minut na rozwiązanie testu. Dzięki niemu możecie sprawdzić poziom swojej piwnej wiedzy. Liczymy na to, że wielu z Was „pozamiata”. Główną ideą naszej „piwnej matury” jest zabawa, a nie usilna próba udowodnienia czegokolwiek komukolwiek, Zgromadzone pytania są wypadkową zgłębiania tajników piwa i piwowarstwa. Materiałem bazowym do ich stworzenia były informacje bardziej lub mniej ogólnodostępne na fachowych forach, blogach lub w publikacjach dotyczących tematyki piwa. Nie jesteśmy tymi piwnymi blogerami, którzy twierdzą o sobie „jęstę blogerę, jestę ekspertę”. Każdy z nas jest amatorem, będącym piwnym pasjonatem i stąd idea zrobienia quizu po swojemu, nie tak amatorskiego jak ten na pewnym piwnym serwisie pod egidą jednego z koncernów piwowarskich, ale i nie tak fachowego jak ten, który kiedyś zamieścili Piwoznawcy. Dla nas blog to motywacja do zgłębienia tematu, a nie pogoń za „degustacjami we współpracy” czy wyznawanie fetyszu „lajków, interakcji i zasięgu”. Pasja i zabawa – to nasz cel. Życzymy miłej zabawy, a także prosimy o udostępnianie efektu naszej wspólnej pracy innym zainteresowanym. Kliknij na poniższy obrazek, by rozpocząć test. Fot.: Thomas Leuthard Wyświetl pełny artykuł
  11. Pełna poświęceń urlopowa degustacja piwa Rosanke wg receptury Bogdana Markockiego, uwarzonego w Browarze Kormoran w nagrodę za zwycięstwo w Warmińskim Konkursie Piw Domowych. Czy gęste, treściwe, niskoalkoholowe piwo z lawendą i słodami wędzonymi, historycznie spożywane podczas pracy w polu może smakować w leniwy upalny dzień nad jeziorem? The post Rosanke z Browaru Kormoran appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  12. Degustacja beczkowej, niefiltrowanej wersji piwa Szatańska Obelga w stylu Belgian Golden Strong Ale, uwarzonego w Zawierciu w Browarze na Jurze, fermentowanego płynnymi drożdżami Wyeast, chmielone Styrian Goldings i australijskim Galaxy. Piwo jest swoistą konfrontacją z kultowym kanonem stylu – belgijskim piwem Duvel. Jak zatem wypadnie polska interpretacja? The post Szatańska Obelga z Browaru na Jurze appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  13. W ramach współpracy z Brofakturą zostałem zaproszony do Siedlec w celu odwiedzenia browaru i spróbowania miejscowych piw. Przy okazji mogłem porozmawiać z piwowarem Bartłomiejem Imielińskim. Muszę przyznać, że zarówno miasto, w którym byłem po raz pierwszy, jak i sam browar, zrobiły na mnie spore wrażenie. Brofaktura mieści się w odrestaurowanej, zabytkowej hali targowej, dzięki czemu... Read More The post Brofaktura Siedlce i piwo grodziskie Gniewosz Siedlecki appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  14. W ramach współpracy z Brofakturą zostałem zaproszony do Siedlec w celu odwiedzenia browaru i spróbowania miejscowych piw. Przy okazji mogłem porozmawiać z piwowarem Bartłomiejem Imielińskim. Muszę przyznać, że zarówno miasto, w którym byłem po raz pierwszy, jak i sam browar, zrobiły na mnie spore wrażenie. Brofaktura mieści się w odrestaurowanej, zabytkowej hali targowej, dzięki czemu... Read More The post Brofaktura Siedlce i piwo grodziskie Gniewosz Siedlecki appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  15. Haga – miasto w którym siedzibę ma Europol, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, holenderski rząd, parlament i rodzina królewska, w końcu miasto gdzie ustalono konwencje regulujące prowadzenie wojen. Przebywając tutaj odczuwa się więc pewien respekt. Na szczęście zawsze można udać się do jakiegoś miejsca z dobrym piwem aby zobaczyć zwykłą codzienność mieszkańców Hagi. A ta bez dobrego piwa przecież jest niemożliwa, czego dowodem są obsadzone w ciągu tygodnia lokale. Pierwsze kroki po przyjeździe skierowałem do znajdującego się w centrum brewpubu The Fiddler. Określający się jako angielski serwuje z sześciu pomp warzone na miejscu piwa. Nie jestem zbytnim fanem wyspiarskiego piwowarstwa, szczególnie w kontekście piw nie mieniących się czarnym kolorem. Postanowiłem jednak zaryzykować i zamówiłem English IPA. Już złota barwa zapowiadała ciekawe wrażenia. Cytrusowy aromat i solidna, by nie powiedzieć mocna goryczka połączona z odpowiednią rześkością nie pozostawiły wątpliwości – to na pewno nie jest dobra interpretacja angielskiego IPA. Za to AIPA wyborna! Rozochocony udanym trafem zdecydowałem się na stout. Skromna bąblowata piana nie sprawiała dobrego wrażenia jednak monstrualny czekoladowy aromat po prostu urzekał. Gdyby ta intensywność odzwierciedlona była w smaku to zaczął bym się niepokoić o poziom prezentowany przez stouty rodzimej produkcji. Jednak prócz kawowych, czekoladowych i palonych motywów zauważalna była zbytnia wodnistość. Fiddler ujął mnie jednak bardzo dobrą AIPĄ i ogółem pozostawił dobre wrażenie. Kolejne popołudnie to kurs na wybrzeże Morza Północnego. Haga leży bezpośrednio nad morzem nie można było więc odpuścić takiej okazji. Pierwszego dnia wizyty w centrum miasta mocno we znaki dawał się huraganowy, na szczęście ciepły wiatr. Na morzu podobno był sztorm. Kolejnego dnia wszystko uległo radykalnej zmianie – czyste niebo, słońce, warunki na zwiedzanie idealne. Nadmorska dzielnica nosi nazwę Scheveningen i ponoć jest najładniejszym morskim kurortem na całym holenderskim wybrzeżu Morza Północnego. Tymczasem skierowałem się do portowej zatoki w której znajduje się port rybacko-jachtowy. Zaraz obok znajduje się Brouwcafé de Hofnar. Wcześniej miejsce to nosiło nazwę Het Brouwcafé jednak mieszczący się tu minibrowar okazał się zbyt mały jak na rosnące zainteresowanie. Obecnie piwa tu dostępne warzone są w nieodległym Brouwerij Scheveningen. Na start zamówiłem, a jakże, IPA. Piwo okazało się mocno owocowe, z lekkim aromatem brzeczki i delikatnymi alkoholowymi akcentami. Taka holenderska wariacja na temat stylu. Postanowiłem iść za ciosem i sprawdzić jak w belgijskim piwowarstwie podchodzi się do nowej fali i zamówiłem De Koninck APA. Rubinowa barwa nie zapowiadała niczego dobrego. W smaku zadziwiająco „czyste” jak na ejla choć typowe owocowe akcenty były tu obecne. Niezobowiązujący amber ejl, na pewno nie APA. Po tym doświadczeniu wróciłem do piw miejscowych – Zuidwester Ur Pilsch okazał się najlepszym piwem tu próbowanym. Lekki brzeczkowy aromat był rzeczą już znaną z tutejszego IPA. Lekkie, świetnie pijalne, treściwe i z nadającą ciekawy charakter delikatną owocowością. Bardzo fajny pils górnej fermentacji Na koniec zostawiłem sobie gruby kaliber – Tripel 7,5%. Brzeczkowy aromat i owocowość znane były już z degustacji poprzedników. Jednak tutaj dochodziły potężny woltaż i słodycz. W słoneczną pogodę pite na tarasie przy porcie było masakryczne jednak w typową dla Morza Północnego sztormową pogodę może stanowić niezłą zaprawę przed udaniem się na wybrzeże. Po wypiciu Tripla skierowałem się w kierunku morza. Nie spodziewałem się zobaczyć typowego dla kurortów klimatu – moim oczom ukazały się urokliwa latarnia morska, okazałe molo, długa piaszczysta plaża, a na niej ulokowane liczne knajpy. Jako że zbliżał się zachód słońca postanowiłem ulokować się na tarasie i podziwiać go przy piwie. W takich miejscach nie należy spodziewać się rarytasów i widok koncerniaków był czymś normalnym. Ale że jest coś takiego jak Grolsch weizen w wersji lanej to nie wiedziałem. Skorzystałem z tej opcji i z czystym sumieniem mogę powiedzieć że piwo dało radę i nie dość, że nie zaburzyło magii chwili to przyczyniło się do jej utrwalenia Ostatniego dnia z braku czasu wpadłem tylko na jedno piwo do ulokowanego w centrum Bierspeciaalcafe De Paas. Ogródek znajduje się zaraz przy kanale więc bardziej klasycznego widoku w przypadku holenderskich miast nie ma. W środku mamy kompilację drewna, białych kafelków i luster, a przede wszystkim mnóstwo piwnych bibelotów na ścianach. Sama esencja niedarlandzkiej knajpy. Na dziesięciu kranach polewane są głównie piwa z małych browarów. Ja skusiłem się na Breugem Saense IPA i nie żałuję. Stonowana goryczka i akcent położony na aromatyczność i rześkość amerykańskich odmian chmielu. O to chodzi. Z racji odległości pietnastu minut piechotą od centralnego dworca kolejowego właśnie tutaj można zakończyć lub rozpocząć swą piwną trasę po Hadze. Na koniec słowo o cenach. Piwo kupowałem w małych objętościach, przeważnie jest to 200 ml, ale zdarza się też 250 ml. Cena w takim wypadku waha się od 2,50 do 4 EUR, przy czym za nowofalowe style zapłacić trzeba od 3 EUR. Pod tym względem najatrakcyjniejszy cenowo był The Fiddler natomiast najdroższy Bierspeciaalcafe De Paas. Aha, zupełnym wyjątkiem był koncernowy Grolsch Weizen zaserwowany w 300 ml i wyceniony na 4,75 EUR. Wiadomo, plaża ale widoki rekompensują wydatek. Dużo to zatem czy mało? Średnia płaca w Holandii po przeliczeniu to około 9,5 tysiąca PLN, u nas około 4 tysięcy, a cena craftowego piwa w analogicznej pojemności w lokalu oscyluje wokół 6 PLN. Jest zatem podobnie. Tylko dwie uwagi: małe pojemności dostępne były wszędzie a ceny za piwa małe i duże były praktycznie proporcjonalne. I takiego podejścia życzyłbym sobie i Wam w większości lokali w Polsce. Wyświetl pełny artykuł
  16. Cydrowy samouczek języka baskijskiego: sagardoa – cydr naturalny, sagardotegi – cydrownia, txotx – rytuał otwarcia beczek ze świeżym cydrem, on egin – na zdrowie! Znajomość tych słów może się okazać bardzo przydatna, jeśli między styczniem a kwietniem traficie do Kraju Basków. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwe święto cydru: txotx. Cydrownie otwierają swoje podwoje dla wszystkich […] Wyświetl pełny artykuł
  17. Hiszpania to kraj przebogaty w tradycje. Także najciekawsze dla mnie: kulinarne. Można tam odnaleźć zupełnie fantastyczne i niespodziewane smaki ukryte w potrawach, których nie znajdzie się nigdzie indziej na świecie. Jednym z nich jest sidra natural. Napój, za którym albo się przepada, albo się go nie cierpi. W Hiszpanii bowiem uczucia zawsze są intensywne. Trudno […] Wyświetl pełny artykuł
  18. Kapsel to niewielki metalowy przedmiot odpowiedzialny za charakterystyczny uśmiech człowieka, trzymającego w ręku butelkę piwa i robiącego … psssyt… Na co dzień nie zawracamy sobie nim głowy, chyba że należymy do klanu birofilów. Tak czy siak, jest to przedmiot godzien... Continue Reading → Wyświetl pełny artykuł
  19. Oto jest pytanie. Użytkowników cydru dzieli nie gorzej, niż polityka. Jedni uważają, że cydr jest alkoholem lekkim i przyjemnym, a więc powinien być łatwy do picia – słodki. Drudzy uważają słodkie jabłeczniki za zło gorsze od eboli, od którego trzeba trzymać się jak najdalej. Kto ma rację? Kto wygra w ten spór? Z pewnością co […] Wyświetl pełny artykuł
  20. Degustacja kolejnej wersji piwa z serii Citra browaru Birbant. Tym razem jest to Black IPA Single Hop Citra. The post Birbant – Citra IPA Dark appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  21. Degustacja American India Pale Ale The Kindest of Ales uwarzonego dla zespołu J. D. Overdrive przez browar Reden w Świętochłowicach. The post Reden & J. D. Overdrive – The Kindest of Ales appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  22. Wszystko idzie zgodnie z moimi przewidywaniami. Kolejne miejsce z dobrym piwem otwiera się poza warszawskim centrum. Tym razem miejscem ekspansji są okolice Ronda Wiatraczna a więc komunikacyjnego centrum Pragi Południe a dokładniej mówiąc Grochowa. Gdy sprawdzałem lokalizację na Google Maps obstawiałem, że to będzie jakiś handlowy pawilon pamiętający czasy PRLu. No i nie pomyliłem się. Stacja Grochów usadowiła się można powiedzieć w miejscu bardzo „familijnym”. Mamy tu sklepy z ubrankami dla dzieci i dziecięcymi wózkami, mamy też Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno – Konsultacyjny. Milutko. Sam lokal sprawia wrażenie miejsca zagospodarowanego po barze mlecznym. Specyficzna kafelkowa posadzka, tablica z menu (na szczęście piwnym) umieszczona zaraz naprzeciwko wejścia, w końcu otwarta, widoczna zza baru kuchnia nasuwa skojarzenia z minioną epoką. Przeszklenia oraz wysokie siedziska nadają trochę nowoczesnego charakteru zgodnie z koncepcją mieszania stylistyk. W porządku, klimat mi się podoba ale mam jedno podstawowe zastrzeżenie. Wentylacja! Na otwarciu miałem wrażenie ciągle unoszącej się delikatnej mgiełki z pieczonych kurczaków czy innych smażonych kulinariów. Zdecydowanie do poprawy. Na plus chłodnia i racjonalna w takim miejscu liczba ośmiu kranów. Rotacja powinna być tu zadowalająca. Atrakcją otwarcia była warszawska premiera debiutanckiego piwa z Mazowieckich Zakładów Przemysłu Fermentacyjnego czyli kontraktowej inicjatywy Jarka Zgody. „Kotłownia, słucham” uwarzona została w Krajanie w ilości dochodzącej do 100 hl. Pamiętamy czym skończyło się takie posunięcie w przypadku Prometeusza czyli debiutu Olimpa. Totalne masło. Teraz sprawy też nie napawały zbytnim optymizmem. Piwo uwarzone zostało w grudniu a tu na temat premiery ani widu ani słychu. W końcu jednak umiejętnie połączono start nowego lokalu z warszawską premierą beczkowej Kotłowni, nawiązania są przecież analogiczne. Piwo okazało się bardzo przyzwoite, z wyraźnymi żytnimi akcentami w aromacie i fajną czekoladą w smaku. Gdy okazało się, że przybyłym na otwarcie Stacji Grochów rozdawane są stylizowane na PRL-owskie kartki bony rabatowe na piwo to już w ogóle nie miałem zastrzeżeń – relacja cena/jakość była wyborna. Gdyby nie napięty plan wieczoru na pewno zostalibyśmy tu dłużej Stacja Grochów Mulitap, Warszawa, Grochowska 178/184 Facebook Wyświetl pełny artykuł
  23. Temat wpływu rewolucji na rynek piwa chodził mi po głowie od kilku tygodni. Do napisania zmobilizował mnie dopiero komentarz ote27 pod filmem znanego videoblogera: „Piwna Rewolucja gryzie ich (koncerny) po kostkach i to odczuwają”. Czy rzeczywiście to piwna rewolucja gryzie po kostkach browary koncernowe? Aby rzetelnie podejść do tematu, trzeba się nad nim nieco zastanowić. […] Wyświetl pełny artykuł
  24. 30 maja odbyła się inauguracyjna impreza w nowym warszawskim wielokranie Hoppiness. Na wydarzenie zawitali goście z Krakowa a mianowicie Marek Bakalarski z Pracowni Piwa oraz Kuba Rosiek z Tap House. Na oficjalnym otwarciu z kranu popłynęła nowość Pracowni – Krakowski Spleen w modnym ostatnio stylu session IPA. Początkowo niepokoił rubinowy kolor piwa sugerujący jego karmelowy charakter. Na szczęście piwo okazało się pijalne ale jak słusznie zauważono w komentarzach na FB – które piwo Pracowni takie nie jest? Korzystając z zapowiedzi Eli, że czeka na nas dnia następnego ze śniadaniem, postanowiliśmy kontynuować imprezowanie w całodobowym PiwPaw, a wcześniej zajrzeliśmy do Jabeerwocky. Leniwa niedziela na deptaku w samym centrum miasta przy dobrym piwie i w dobrym towarzystwie warta była zarwanej nocy. Niedługo powinien też pojawić materiał wideo zrealizowany na otwarciu wspólnie z HoppyNews Wyświetl pełny artykuł
  25. W rozważaniach na temat pilznera najczęściej porównuje się jego dwa warianty, mianowicie – czeski i niemiecki. Pomimo wspólnej nazwy istnieją pewne różnice pomiędzy tymi dwoma odmianami jasnego piwa dolnej fermentacji. Wersja niemiecka cechuje się jawniejszą barwą, bardziej wytrawnym smakiem, możliwymi nutami siarkowymi w aromacie i smaku. W wersji czeskiej pożądana jest obecność diacetylu, co w niemieckiej uznawane jest za wadę. Poza tym, każdy z tych stylów chmielony jest innymi odmianami, co także ma swój wpływ na smak i aromat każdego z tych piw. W tym wpisie chciałbym się skupić na jeszcze innej wersji pilznera, a mianowicie tej wywodzącej się ze Stanów Zjednoczonych. Dla wyjaśnienia, celem tego tekstu nie jest instruktaż jak uwarzyć takie piwo, ale wskazanie różnicy pomiędzy wariantem amerykańskim i jego europejskimi odpowiednikami. Za pierwszego amerykańskiego piwowara, który uwarzył pionierskiego, komercyjnego lagera uważany jest John Wagner z Filadelfii. Dokonał on tego w 1840 roku. Nie był to trunek klarowny i jasny jak ten, uwarzony w 1842 roku w Pilźnie przez Josefa Grolla, jednak moda na ów nowofalowy rodzaj piwa przybyła do USA wraz z niemieckimi oraz czeskimi imigrantami. W przeciągu kilku następnych dekad jasny lager stał się najpopularniejszym piwem w owym kraju, który nie był wyjątkiem w skali całego globu. Historia pilznera w Ameryce dzieli się na dwa etapy: przed prohibicją oraz po jej zniesieniu. W okresie przed 1919 rokiem American Pilsner był piwem szczodrzej chmielonym – do około 35-40 IBU, wytrawniejszym, o ekstrakcie początkowym wynoszącym 12-13 stopni Plato (tak zwane „city beer”, sprzedawane w lokalach jako piwo lane z beczki) oraz wersji mocniejszej (13-15 stopni Plato), którą stanowiły piwa butelkowane, dostarczane do odleglejszych regionów. Po zniesieniu prohibicji amerykańskie browary musiały dostosować swoje produkty do zmieniających się preferencji konsumentów, którzy woleli piwa słabsze i słodsze. Powrót do korzeni (w amerykańskiej nomenklaturze „Classic American Pilsner” odnosi się do pilznera sprzed okresu prohibicji i stanowi antytezę dzisiejszych jasnych lagerów, produkowanych na szeroką skalę), czyli bardziej chmielowego wariantu tego rodzaju piwa stał się możliwy, gdy w USA zaczęły powstawać browary rzemieślnicze, chętnie powracające do piw, których warzenia zaniechano po zniesieniu prohibicji, takich jak porter, czy Steam Beer i innych. A oto podstawowe różnice pomiędzy klasycznym amerykańskim pilznerem i jego europejskimi odpowiednikami. W zasypie stosowano dodatki niesłodowane, przede wszystkim kukurydzę i ryż (ich udział wynosił 25-35%). Preferowano tę pierwszą, bowiem jej dodatek nadawał piwu słodyczy, która kontrowała chmielową goryczkę oraz charakterystycznego zbożowo-kukurydzianego posmaku. Ryż pozostawał neutralny jeśli chodzi o smak gotowego piwa. Poza tym stosowano słody jęczmienne. Wykorzystywano skiełkowane ziarno jęczmienia dwurzędowego oraz sześciorzędowego. Ten drugi, mniej popularny w pośród piwowarów Europie, stosowano z uwagi na jego większą siłę diastatyczną, pomocną przy dużym udziale surowców niesłodowanych. Według niektórych jęczmień sześciorzędowy także bardzo dobrze komponował się w zasypie z ziarnem nie poddanym słodowaniu, ponieważ zawiera on więcej białek niż jęczmień dwurzędowy. Wymieszanie bogatego w proteiny słodu wraz ze zbożami o ich znacznie niższej zawartości, pozwalało uniknąć kłopotów ze sklarowaniem gotowego piwa. Minusem jęczmienia sześciorzędowego jest większa zawartość garbników w łusce, co może powodować przedostawanie się ich do gotowego piwa, skutkując nieprzyjemną, ściągająca goryczką. Słodem bazowym w przypadku tego rodzaju piwa jest słód pilzneński, jednak często doradzany jest niewielki dodatek słodów ciemniejszych lub specjalnych, które uwypuklą słodowość – monachijski, wiedeński, karmelowy, czy melanoidynowy. Z uwagi na to, że ryż i kukurydza wymagają wyższych temperatur kleikowania zawartej w nich skrobi (odpowiednio: 68-78 st. C i 62-74 st. C), od lat 70-tych XIX wieku zaczęto stosować praktykę, (jej pionierem był Anton Schwartz), która nazwana została „double mash”. Polega ona na tym, że słód i dodatki niesłodowane (z niewielkim dodatkiem słodu) zacierane są w osobnych kadziach. Słód zacierany jest infuzyjnie, a równolegle przez co najmniej kilkanaście minut w temperaturze kleikowania zacierana jest kukurydza lub ryż z niewielkim dodatkiem słodowanego ziarna jęczmienia. Po odpowiednim czasie zawartość kadzi z nieskiełkowanym ziarnem doprowadzana jest do wrzenia i gotowana przez określony czas. Następnie zawartość tej kadzi dodawana jest bezpośrednio do zbiornika, w którym zacierany jest słód, co w pewien sposób przypomina zacieranie dekokcyjne, tradycyjnie stosowane przez czeskich i niemieckich piwowarów przy wyrobie piwa typu pilzneńskiego. W dzisiejszych czasach piwowarzy często sięgają po błyskawiczne płatki ryżowe i kukurydziane, które nie wymagają kleikowania i dodawane są bezpośrednio do zacieru. Do tego rodzaju piw wykorzystywano chętnie europejskie chmiele uważane za odmiany szlachetne (Tetnenger, Hallertauer, Saaz) lub amerykański chmiel Cluster, będący najstarszą odmianą chmielu, którą zaczęto na szeroką skalę stosować w amerykańskim piwowarstwie. Cluster posiada około 5,5-8,5% A-A i z jednej strony uważany jest za nieodłączny komponent piw uznawanych za klasykę amerykańskiego piwowarstwa. Z drugiej strony, wielu zarzuca tej odmianie „koci charakter”, którym przejawia się jej obecność w gotowym piwie, o czym pisał niedawno Adrian z bloga Piwny Rap. Popularnym było stosowanie chmielu Cluster na goryczkę, a na aromat brzeczkę chmielono europejskimi odmianami szlachetnymi. W opinii niektórych piwowarów Cluster można z powodzeniem zastąpić odmianą Northern Brewer. W wersjach nowofalowych tego piwa wachlarz stosowanych odmian jest bardzo szeroki. W przypadku drożdży, według znawców tematu, powinny sprawdzić się każde drożdże lagerowe, jednak należy skłaniać się ku szczepom, które nie produkują dużych ilości dwuacetylu, bowiem obecność tego związku w amerykańskim wariancie pilznera uważana jest za wadę. Woda używana do warzenia piwa w stylu American Pilsner nie jest aż tak miękka jak ta z Pilzna. Zwraca się uwagę, aby posiadała ona niskie stężenie węglanów i dwuwęglanów (do 50 p.p.m.), bowiem ich zwiększona ilość może spowodować, że chmielowa goryczka będzie odczuwalna jako szorstka i nieprzyjemna. W składzie wody użytej do warzenia powinny też znajdować się jony wapnia. Niepożądane są natomiast związki zawierające chlor. Reszta procesu technologicznego jest taka sama jak podzas produkcji europejskich jasnych lagerów. Brzeczkę, po zacieraniu, gotuje się i chmieli, po czym należy ją schłodzić. Gdy jej temperatura osiągnie około 10 stopni Celsjusza zadawane są drożdże. Pod koniec fermentacji burzliwej wykonywana jest przerwa dwuacetylowa, a potem piwo poddawane jest kilkutygodniowemu leżakowaniu i filtracji. Amerykański pilzner powinien być piwem wytrawnym, mocno wysyconym dwutlenkiem węgla. Kolejnym wyznacznikami stylu są klarowność i jasna barwa. Tak jak w przypadku europejskich pilznerów, piwo to powinno być pozbawione nut drożdżowych, a jego smak i aromat powinien stanowić balans pomiędzy nutami słodowymi i chmielowymi. Goryczka powinna być średnia i nie zaleca się, by przekraczała 40 IBU. Fot.: Adam Barhan, Flickr, (CC BY 2.0) Bibliografia: Jamil Zainasheff: „Classic American Pilsner: Style Profile”, w: „Brew Your Own”, March/April 2012, wersja online tekstu znajduje się tutaj, Chris Colby: „American Pilsner: Style Profile”, w: „Brew Your Own”, January/February 2007, wersja online tekstu znajduje się tutaj, Jeff Renner: „The Revival Of The Classic American Pilsner”, w: „Zymurgy”, September/October 2000, Dorota Chrapek: „Kleikowanie, czyli nie taki diabeł straszny”, na: blog.homebrewing.pl. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.