Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Pytanie w tytule postawione co prawda nieco ogólnikowo, bo do poziomu chociażby porterów bałtyckich z reguły przyczepić się nie można. Od dużego święta zdarzą się dosyć znośne wypusty jak np. Żywiec APA, któremu do bycia solidnym APA wprawdzie jeszcze sporo brakuje, ale można nim zapić kiełbasę z grilla bez krzywienia się. Skupić się tu jednak chciałem na typowych jasnych eurolagerach, jakie otaczają nas na półkach sklepowych z każdej strony i których udział, choć stale malejący, jednak wciąż bezapelacyjnie dominuje zarówno rynek jak i świadomość przeciętnego polskiego piwopijcy. Mitów wokół tego tematu wyrosło już na pęczki. Gdybyśmy spytali o zdanie pierwszą lepszą napotkaną na ulicy osobę pewnie dowiedzielibyśmy się o dolewanym spirytusie, żółci bydlęcej, czy ewentualnie braku chmielu. A jak jest naprawdę? Dlaczego piwa te są takie nijakie, bezsmakowe i czasami trącą spirytusem? Powodów jest kilka. fot. Stian Olsen (CC), modified Surowce niesłodowaneAby powstało piwo niezbędne są cukry, które drożdże przerobią na alkohol i dwutlenek węgla, produkując przy tym szereg składników wpływających na bukiet smakowy finalnego produktu. Najbardziej powszechnym w piwowarstwie i najlepszym zarazem źródłem owych cukrów jest słód, czyli ziarna zbóż poddane procesowi słodowania. Oprócz cukrów słód wnosi do piwa wiele pozytywnych posmaków, zależnych od jego konkretnego rodzaju. Niestety ten swoje kosztuje. Duże browary chcąc zaoszczędzić zastępują jego część tańszymi dodatkami niesłodowanymi. Dostarczają one cukry potrzebne drożdżom, odbywa się to jednak kosztem walorów smakowych. Przykłady takich surowców to chociażby syrop glukozowo-fruktozowy czy grysik kukurydziany. Ten pierwszy, jak i inne dodatki niesłodowane na bazie cukru, jest często przyczyną spirytusowego posmaku w jasnych lagerach. Innym świetnym przedstawicielem takiej praktyki jest amerykański Budweiser, który jest chyba najbardziej znanym na świecie piwem z dodatkiem ryżu. Oczywiście nie jest tak, że dodatki niesłodowane to czyste zło. Niesłodowany jęczmień palony jest nieodzownym elementem stoutów, cukier w różnej postaci stosuje się do zwiększenia wytrawności wielu stylów belgijskich, a Browar Pinta swoim Oto Mata IPA pokazał, że piwo z ryżem też może być ciekawe. Wszystko to jednak trzeba robić z głową i w celu osiągnięcia danego efektu, a nie z chęci zysku. High Gravity Brewing (HGB)Praktyka powszechnie stosowana w dużych browarach, polegająca na warzeniu piwa o wysokim ekstrakcie początkowym, a następnie rozcieńczaniu go wodą do ekstraktu docelowego. Chodzi w tym wszystkim oczywiście znowu o oszczędność. Browar dysponujący mniejszą warzelnią, a większa leżakownią (co jest standardem) może uzyskać te kilkanaście czy kilkadziesiąt procent piwa więcej na jednej warce i podobnym zużyciu energii. To wszystko niestety kosztem tego co interesuje nas najbardziej, czyli smaku. Wysokie odfermentowanieSmutnym faktem jest, że sporą grupę konsumentów piwa stanowią wciąż osoby, dla których najważniejszym wyznacznikiem jest stosunek ceny do zawartości alkoholu. W celu zadowolenia tej grupy klientów powstają piwa bardzo mocno odfermentowane. Za przykład może posłużyć Żubr, który przy ekstrakcie początkowym 12,0°Blg zawiera aż 6% alkoholu, co jest wartością wybitnie wysoką. Wysokie odfermentowanie oznacza mały ekstrakt końcowy, czyli małą ilość cukrów resztkowych, które składają się na pełnię smakową piwa. W rezultacie otrzymujemy produkt pusty w smaku, z wyraźnymi nutami alkoholowymi, które nie mają „w czym” się ukryć. Niskie chmielenieChoć nieprawdą jest, że część rynku stanowią piwa bez chmielu (chmiel zawierają praktycznie wszystkie polskie piwa, z paroma eksperymentalnymi wyjątkami jak Gruit Kopernikowski browaru Kormoran), to faktem jest, że chmielu tego używa się często strasznie mało. Powszechne jest użycie ekstraktu chmielowego, a wiele piw nie jest wcale chmielonych na aromat, a jedynie na goryczkę, której poziom i tak pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście są style, w których duża zawartość chmielu nie jest potrzebna, ot chociażby koźlak czy klasyczny hefe-weizen. Jednak w przypadku zwykłego, jasnego eurolagera, o którym traktujemy, brak chmielu wprowadza ogromną nudę i ubogość smaku. Przechowywanie i serwowanieOstatnią rzeczą, niezależną już od samego browaru jest przechowywanie piwa w sklepach i serwowanie ich w pubach. Piwa często stoją pod samymi lampami lub innymi urządzeniami wydzielającymi ciepło, a przegrzewanie piwa zawsze mu szkodzi. Oprócz tego stoją na oświetlonych półkach, na czym cierpią zwłaszcza piwa w zielonych butelkach, które przepuszczają zdecydowanie więcej światła niż brązowe, a pod jego wpływem związki chmielu wydzielają charakterystyczny, identyfikowany przez niektórych jako marihuanowy aromat, który w środowisku piwoszy określany jest aromatem skunksa. Druga kwestia to puby. Linie do wyszynku często są brudne. Zdarza się że jakieś konkretne piwo słabo schodzi i beczka jest opróżniana dużo wolniej niż powinna. Piwo nagminnie jest też serwowane za zimne, przez co wydaje się jeszcze bardziej bezsmakowe. Ktoś może powiedzieć, że ten sam problem może dotyczyć piw regionalnych czy rzemieślniczych. Regionalnych w pewnym stopniu tak. Rzemieślnicze kupujemy z reguły w sklepach specjalistycznych i multitapach, gdzie obsługa zdecydowanie bardziej zna się na swojej pracy i wie jak się z piwem obchodzić. A po zebraniu wszystkiego do kupy…Wszystkie wymienione czynniki mają mniejszy lub większy wpływ na efekt końcowy. Oczywiście nawet metodą HGB dałoby się uwarzyć przyzwoite piwo. Można też stworzyć piwo ekstremalnie mocno odfermentowane a mimo to wybitne (Orval). Niestety przy zastosowaniu wszystkich tych czynników naraz otrzymujemy kumulację i produkt końcowy pozostawia wiele do życzenia. Na koniec warto dodać, że oprócz kwestii oszczędnościowych warzenie jasnych lagerów w ten sposób po prostu pokrywa się z oczekiwaniami rynku. Choć świadomość polskich piwoszy stale rośnie, a ludzi sięgających po piwo z wyższej półki nieustannie przybywa, to zdecydowana większość społeczeństwa nadal oczekuje piwa, które po prostu będzie można w siebie wlać niewiele się nad nim zastanawiając. Wprowadzenie do profilu smakowego czegoś nowego, charakterystycznego mimo, że kilku konsumentów może przyciągnąć to kolejnych kilku odstraszy. Artykuł Dlaczego piwo koncernowe jest słabe? pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  2. Wrocław wyrasta na lidera jeśli chodzi o miano miasto-gospodarza nowofalowych browarów rzemieślniczych. Znajdują się tu Browar Stu Mostów oraz opisywana Profesja, a niedługo do tego grona powinny dołączyć jeszcze dwa kolejne. Do tego browary restauracyjne – pierwszy w Polsce Spiż oraz planujący rychłe otwarcie Złoty Pies. Ale skupmy się na istniejących craftach. Browar Stu Mostów i Profesja pokazują skrajnie różne podejście do tematu. Ten pierwszy operujący na instalacji z najwyższej półki niemieckiego BrauKon, intensywnie operujący marketingowym przekazem, posiadający wyszynk na miejscu. Profesja to drugi biegun – instalacja własnej konstrukcji, lokalizacja w przemysłowej części na obrzeżach Wrocławia i dość daleko posunięta skromność, skutkująca tym że nawet start browaru odbył się bez wielkiej pompy. Browar to inicjatywa Tomasza Szydłowskiego i Karola Sadłowskiego, którzy zaprosili do współpracy doświadczonych piwowarów domowych będących współzałożycielami Wrocławskiej Inicjatywy Piwowarskiej – Michała Grefa i Przemka Leszczyńskiego. Michał piastuje stanowisko głównego piwowara, Przemek natomiast jest specem od drożdży i procesu fermentacji. Browar mieści się na ul. Kwidzyńskiej, w historycznych zabudowaniach Zakładów Jedwabiu Wiskozowego (Vereinigte Glanzstoff Fabriken AG) z 1924 r. Lubię gdy miejsce gdzie warzy się piwo ma za sobą jakąś historię. Wykonana na zamówienie instalacja składa się z trzy naczyniowej warzelni o wybiciu 20 hl, dwóch fermentorów o analogicznej pojemności oraz sześciu 40-hektolitorwych tanków leżakowych. W trakcie mojej wizyty Michał i Tomek poczęstowali mnie czterem piwami wprost z tanku leżakowego. Na początek poszedł Bard w stylu APA o zmętnionej bursztynowej barwie i obfitej, drobnopęcherzykowej pianie. Wyrazisty aromat tropikalnych owoców był dla mnie bez zastrzeżeń, ale w smaku brakowało mi wysycenia a goryczkowy finisz był trochę zbyt agresywny. Michał stwierdził, że względnie niskie wysycenie jest celowe i wszystkie piwa Profesji będą miały taką charakterystykę. Kolejnym piwem był deklaratywnie ciekawy Alchemik w typie Wild AIPA , który trochę rozczarował mnie na BGM2 swoim brakiem brettowych akcentów. Teraz to piwo było o tyle podobne do próbowanego kilka tygodni wcześniej, że „dzikie” motywy były właściwie niewyczuwalne, podobnie jak i te charakterystyczne dla amerykańskich IPA. Zamiast tego dominował belgijski charakter czyli specyficzna fenolowość i całkiem spory woltaż. Kolejny był Bursztynnik w stylu American Amber Ale. Obfita i mikroskopijnie drobna piana sprawiała wrażenie jakby piwo nalane było za pomocą azotu. Piwo charakteryzowało się ładnym rubinowym kolorem i kompleksowo ciasteczkowo-biszkopoto-karmelowym aromatem. W smaku podobnie, ton nadawały słodowe motywy współwystępujące na szczęście z goryczką. Na koniec spróbowałem jeszcze Dortmundera ale tu zbyt wyraźna siarka w aromacie nie pozostawiała wątpliwości, że piwo musi jeszcze poleżakować. Nie będę ściemniał, że któreś z piw Profesji powaliło mnie na kolana ale ci co śledzą moje degustacje wiedzą, że lubię piwa o trochę innym profilu smakowym – rześkie, dobrze wysycone, bez zbytnich słodowo-karmelowych motywów. Nie znaczy to jednak że wszystkie piwa takie być powinny. Jestem pewien, że piwa Profesji przypadną do gustu wielu miłośnikom dobrego piwa, a i ja przy nadarzającej się okazji spróbuję kolejnych wyrobów tego browaru. Ci goście naprawdę zasługują na szacunek! Browar Profesja, Wrocław, Kwidzyńska 6e www.browarprofesja.pl Wyświetl pełny artykuł
  3. Z okazji pierwszego od 12 lat półfinału Ligi Mistrzów z udziałem Juventusu Turyn, któremu kibicuję od 20 lat, postanowiłem zdegustować potężne piwo Yule Maelk z duńskiego browaru To Øl. Jest to imperialny milk stout leżakowany w beczkach po sherry i koniaku. The post To Øl – Yule maelk appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  4. Z piwnymi nowościami wiadomo jak jest – jest ich od groma i sytuacja staje się nie do ogarnięcia dla jednej osoby, przynajmniej jeśli chodzi o próbowanie piw w lokalach. Oczywiście można chodzić codziennie do knajpy aby skontrolować sytuację ale wiadomo że prędzej czy później grozi to alkoholizmem lub co najmniej rozstrojem nerwowym. Dlatego bardzo przyjemnie zaskoczyła mnie sytuacja, kiedy to ostatnio w PiwPawiu natrafiłem na świeżo podłączone sześć nowości. Pamiętacie cykl Chmielowe Szranki? To była fajna konfrontacja kilku piw w podobnym stylu, którą swego czasu zarzuciłem ze względu na niewystarczającą ilość zawodników w danej kategorii dostępnych w tym samym czasie. Teraz zawodnicy są trochę z innych bajek stylowych ale cóż, to nie konkurs pod patronatem stylistycznych ortodoksów tylko degustacyjna zabawa. Zatem zaczynamy! Na początek American Pale Ale z Bazyliszka o dwuznacznej nazwie Cud nad Wisłą (patrz etykieta). Styl na start bardzo dobry i pod tym względem obok pszenicy mój ulubiony. Piwo ma lekko zmętnioną barwę jasnego złota ale wrażenie psuje trochę strzępiasta, skromna piana. W aromacie wyraźne cytrusy ale i delikatna skarpeta. Pierwszy łyk i czuć mocną grejpfrutową goryczkę. No kurcze, chciałem zacząć delikatnie a tu od razu, bez pardonu zostałem potraktowany solidną dawką IBU. Miał być start, a wydawało się jakbym już był w połowie stawki… Następne bylo Mera IPA, jedno z pierwszych premierowych piw z nowego browaru Artezana w Błoniu. Prezencja piwa wprost piękna – głębokie złoto, drobna, wspaniale krążkująca na szkle piana. W aromacie cytrusy i lekka ziołowość. Spróbujmy zatem…O nie, znów ten charakterystyczny mdławy posmak albedo czyli białej osłonki cytrusów, współwystępujący z wyrazistą chmielową ziołową goryczką. No nie trawię tego albedo, sorry. Kontraktowy Trzech Kumpli był zazwyczaj browarem który dołował w moich zestawieniach. Sytuacja radykalnie zmieniła się po świetnym . Czy Califia w stylu West Coast AIPA będzie kontynuatorem dobrej passy? Początkowo zaskakuje całkowita klarowność barwy. Piana jest drobna, obfita i ładnie osadzająca na ściankach szkła. W zapachu całkiem podobnie jak u poprzednika – wyraźny cytrus z ziołowym dopełnieniem. W smaku solidna goryczka ale z lekkim mdławym posmakiem znanym z Mera IPA. Uwierzcie, że przepłukałem usta między degustacjami! W Califii zabrakło mi większej cytrusowej rześkości w smaku ale i tak jest nieźle!Wieczór ze stylem AIPA kończę piwem Azzacca z kontraktowego Doctor Brew uwarzonym z dodatkiem tytułowej, nowej odmiany amerykańskiego chmielu. Już wygląd piany momentalnie zanikającej do obrączki wprawia w zaniepokojenie. No tak, w aromacie lekka kiszona kapusta współwystępująca z cytrusami. Smak podobnie skopany. Owszem, jest wyraźna ziołowa goryczka ale mamy też i kiszony, zleżały smak. Słabo… Czas zmienić klimat. Mała Czarna to cream stout 14° z niedawno uruchomionego Browaru Dukla. Nieprzejrzysta czerń i piękna drobna, obfita piana wyglądają obiecująco. A w zapachu…wędzonka! No i fajnie, lubię takie niespodzianki! Smak okazuje się być optymalnie zbalansowany między wędzonkę, gorzką czekoladę i kawę. Wszystkie elementy są średnio intensywne i w idealnej równowadze. Piwo jest wytrawne, takie jakie lubię i tylko jest jedno ale. Na pewno nie jest to cream stout! Na pewno za to jest to świetne piwo! Na koniec zostawiłem sobie największy kaliber – Jelonki z Bazyliszka. To drugie uwarzone w Polsce rzemieślnicze sahti, tym razem o ekstrakcie 22° Blg. Piwo ma mocno mętną, bursztynową barwę i szczątkową pianę. Aromat słodowy, z charakterystycznym zapachem drożdży piekarniczych i niestety również wyrazistym rozpuszczalnikiem. W smaku słodkie, treściwe, gęste z wyczuwalnym woltażem w przełyku. Przebija się tu delikatnie torfowy motyw i szkoda że nie ma go tu więcej, bo zdecydowanie ożywił by to piwo. Zwyciężcą wieczoru zatem okazało się „niestylowe” ale bardzo smaczne piwo z Dukli. I mam tylko nadzieję, że to rzeczywiście była Dukla… Wyświetl pełny artykuł
  5. Co powstanie, gdy doświadczeni winiarze spotkają doświadczonych sadowników? Świetny cydr. Degustacja Putley Gold z cydrowni Once Upon A Tree. Smoczy Sad (Dragon Orchard) – tak brzmi nazwa owocowego majątku, który odziedziczyli Norman and Ann Stanier. Rodzice Normana od niemal stu lat zarządzali sadem w Putley, w hrabstwie Herefordshire. To nie przypadek, że ten region jest […] Wyświetl pełny artykuł
  6. Emocje związane z Beer Geek Madness już dawno opadły. Najwyższa więc pora wziąć na warsztat smakołyki przywiezione do domu. Heady Topper i Focal Banger z browaru The Alchemist. Pierwszy jest najlepszym piwem na świecie, według serwisu BeerAdvocate, a oba są uważane za ścisłą światową czołówkę w swojej kategorii. Nie pozostaje nic innego jak przekonać się na własnej skórze o słuszności tych opinii. The AlchemistSłowem wstępu warto przybliżyć niezorientowanym o co ten cały szum. The Alchemist to nieduży browar zlokalizowany w stanie Vermont w USA. Całość produkcji trafia do sklepów mieszczących się w obrębie wymienionego stanu. Warzone przez nich piwa, z Heady Topperem na czele, rozchodzą się na pniu. Świadczy o tym chociażby fakt, że na stronie internetowej browaru można sprawdzić w jakim dniu tygodnia piwa trafiają do konkretnych sklepów. Podobno z reguły kilka godzin po dostawie całość zostaje wyprzedana. Co więcej, kupującym pozwala się często nabyć nie więcej niż 1-2 czteropaki. Najbardziej zmotywowani piwosze przyjeżdżają do Vermont z różnych części Stanów, często pokonując niemały kawałek drogi. Dochodzi do sytuacji, że piwo odsprzedawane jest dalej, a na czarnym rynku spotykano ceny nawet sześciokrotnie przekraczające nominalną. Biorąc pod uwagę powyższe czynniki organizatorom Beer Geek Madness należy się duży szacunek za dogadanie się z The Alchemistem i sprowadzenie sporej ilości tych kultowych piw do Polski. Zarówno Heady Topper jak i nieco mniej popularny Focal Banger były do nabycia podczas trwania imprezy w cenie 32zł za półlitrową puszkę. No właśnie – puszkę. Rzemieślnicze piwo w takim opakowaniu z rąk polskich browarów jeszcze nie powstało i potrafi ono wywoływać zdziwienie na niektórych twarzach. W USA craftowe piwo w puszkach już dawno jest na porządku dziennym i osobiście nie widzę w tym nic złego. Ba! To doskonale, że dobre piwo zdobywa każdy segment rynku i nie zostawia na nic monopolu koncernom. Zwłaszcza że po przelaniu do szkła różnica między puszką a butelką nie istnieje. A jak już przy puszce jesteśmy, to nie można nie przytoczyć słynnej już tezy jakoby Heady Toppera należało pić prosto z niej. Argument jest taki, że puszka rzekomo kumuluje aromaty, a po przelaniu do szkła szybko się one ulatniają. Poza tym twórcy chcą, aby było to zwykłe, pijalne piwo, którym każdy Amerykanin może uraczyć się w dowolnym momencie, a nie jakiś obiekt kultu. Cóż, obiektem kultu chcąc nie chcąc się stało, a argument z puszką kumulującą aromaty nie przekonał jeszcze w Polsce nikogo kogo znam, tak więc i ja pozwoliłem sobie wypić to piwo jak Bóg przykazał, czyli ze szkła. Wystarczy zbaczania z tematu. Czas przejść do tego co interesuje nas najbardziej. Focal BangerZacznijmy od Focal Bangera, zostawiając sobie najbardziej smakowity kąsek na koniec. Jest to piwo w stylu American India Pale Ale o nieznanym ekstrakcie i zawartości alkoholu 7%. Użyto tutaj dwóch odmian chmielu – kultowej Citry i odrobinę mniej kultowego, ale bardzo przeze mnie lubianego Mosaica. Kolor: Jasnozłoty, opalizujący. Piana: Biała, dosyć obfita, dosyć gęsta, dosyć trwała. Opada do cienkiego kożucha oblepiając szkło. Zapach: Mocno chmielowy. Przede wszystkim bardzo silne cytrusy wspierane przez lekkie nutki słodszych owoców (ananas, mango). Smak: Średnio treściwe. Lekka podbudowa słodowa i wyraźny, bardzo świeży posmak chmielu, który tutaj oprócz dominujących w zapachu cytrusów wnosi też bardzo przyjemne nuty sosnowe i lekko trawiaste. To wszystko jednak już po krótkiej chwili przełamane jest dosyć wysoką, czystą i nieco pozostającą goryczką. Całość dosyć wytrawna. Wysycenie: Średnie. Jest to bardzo dobrze ułożone, pijalne, mocno goryczkowe AIPA z fenomenalnym posmakiem świeżego, amerykańskiego chmielu, co jest jego największą zaletą. Niektóre mocno chmielone piwa kilka dni po rozlewie nie smakują tak świeżo jak to po spędzeniu ponad 3 miesięcy w puszce, a pamiętać trzeba, że aromaty chmielowe ulatują z czasem. Nie obraziłbym się za większy zapach owoców tropikalnych, zwłaszcza że z mojego doświadczenia Mosaic potrafi wprowadzać bardzo wyraźne mango. Tutaj coś tam się przewinęło, ale było tego niewiele. Piwo zdecydowanie z górnej półki, choć nie jest to żaden święty Graal, za który warto by oddać ostatnie pieniądze. Polskim rzemieślnikom zdarzały się równie dobre wypusty i to za jedną czwartą ceny, którą trzeba zapłacić za Focal Bangera. Heady TopperNo i gwiazda wieczoru. Heady Topper czyli Double American India Pale Ale, a więc piwo w podobnym stylu, ale w wersji ‚podwójnej’. Powinniśmy więc spodziewać się wyższego ekstraktu, poziomu alkoholu, goryczki i w zasadzie wszystkiego innego. Ekstrakt dalej pozostaje nieznany, zawartość alkoholu to 8%, a deklarowany poziom IBU przekracza 120. Tutaj użyto już aż siedmiu odmian chmielu, które niestety pozostają tajemnicą. Najlepsze piwo na świecie według BeerAdvocate. Trzecie najlepsze Double AIPA na świecie według RateBeera. Czy zasłużenie? Kolor: Ciemnozłoty, mętny. Piana: Biała, dosyć obfita, dosyć gęsta, dosyć trwała. Opada do kożucha oblepiając szkło. Zapach: Mocno chmielowy, bardzo świeży i intensywny. Cytrusy, grejpfrut, ananas, aromat świeżych chmielin. Smak: Treściwe. Wyraźna podbudowa słodowa i mocny posmak chmielu. Cytrusowy, trawiasty, bardzo świeży podobnie jak w Focal Bangerze. Alkohol zupełnie niewyczuwalny. Goryczka średnio wysoka, żywiczno-grejpfrutowa, lekko pozostająca, ale bardzo przyjemna. Wysycenie: Średnio niskie do średniego. Fenomenalne Double AIPA. Treściwe, ale treściwość ta nie przekłada się na słodycz. Całość jest dosyć wytrawna a zarazem ekstremalnie pijalna. Balans jest tutaj znakomity. Wszystko ze sobą współgra. Słodowość stanowi idealne tło do chmielu, a ten objawia się bardzo świeżym, przyjemnym smakiem. Alkohol zupełnie niewyczuwalny, co przy 8% jest sporym sukcesem. Najlepsze piwo na świecie? Bez przesady. Zresztą wybór najlepszego piwa bez podziału na style nie ma żadnego sensu. Najlepsze Imperial AIPA jakie piłem w życiu? Być może. Na pewno ścisła czołówka. Za to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to najbardziej pijalne Imperial IPA z jakim miałem do czynienia. Słowem podsumowaniaOba piwa cechuje bardzo podobny profil smaku chmielowego, który jest przede wszystkim niezwykle świeży, nasuwający skojarzenia z chmielinami w gotującej się brzeczce. Jednak o ile Focal Banger jest po prostu bardzo przyzwoitym AIPA, tak Heady Topper to już prawie ideał z pewnością warty spróbowania. To co urzeka w nim najbardziej to doskonały balans i niezwykła pijalność przy stosunkowo wysokiej treściwości i zawartości alkoholu. „So drinkable, it’s scary” głosi napis na puszce pod czym podpisuję się obiema rękami. Artykuł Heady Topper i Focal Banger z The Alchemist pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  7. Originally posted on Winne tradycje w kulturze polskiej: Wiosna w pełni – zatem czas najwyższy na jabłecznik (zwany dziś powszechnie cydrem). W Polsce ma on interesującą, choć mało znaną historię kulturową. Dziś już pewnie każde większe dziecko wie, że cydr pojawił się w Polsce w XIX wieku – tak bowiem pouczają tyleż poważnie co błędnie, niedrogie buteleczki z Owada. Nieznana… Wyświetl pełny artykuł
  8. Jak pewnie wiecie, robienie relacji z wydarzeń nie jest moją ulubioną działką. Z tym tematem jest tak, że albo się będzie pierwszym, albo kolejnym, który zrobi to samo, co ktoś inny zrobił już wcześniej. A ja nie za bardzo lubię być kolejnym, a często bywam zbyt leniwy, żeby być pierwszym. Dlatego z reguły jak nie... Read More The post Pojedynek festiwali: WFP vs. WFDP appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  9. Samo słowo „sake” w języku japońskim oznacza napój alkoholowy. W kręgu cywilizacji zachodniej jest ono praktycznie utożsamiane z tym konkretnym rodzajem trunku, wytwarzanym na bazie ryżu i wody, który Japończycy nazywają „nihonshu”. Dlaczego zatem postanowiłem temu napojowi poświęcić wpis? Bowiem sake, które w powszechnej świadomości określane jest mianem „wina ryżowego” lub „wódki ryżowej”, tak naprawdę jest napojem, któremu bliżej jest do piwa niż wina. Przede wszystkim, jest trunkiem alkoholowym wyrabianym na bazie zbóż, a nie owoców jak wino. Sposób jego produkcji jest jednak zgoła odmienny od piwa, o czym będzie mowa później. Początki tego napoju, jak to zwykle bywa, toną w mrokach historii. Z fragmentarycznych zapisów (starochińskich tekstów) wiadomo, że napoje alkoholowe na bazie ryżu wytwarzano w Japonii już 2000 lat temu. Według jednych, sztuka ta trafiła do Japonii z Chin, według innych – możliwe, że rozwój rolnictwa był bezpośrednio związany z początkiem wytwarzania napojów wyskokowych na tych ziemiach. Pierwsze wzmianki o napoju alkoholowym wytwarzanego z ryżu pojawiają się w japońskich źródłach pisanych w VIII wieku n.e. Najprawdopodobniej początkowo sake wytwarzano w sposób podobny do chichy. Ryż przeżuwano, wypluwano do naczynia, zalewano wodą, po czym następowała fermentacja alkoholowa. Trunek ten był spożywany przede wszystkim podczas ceremonii religijnych (przede wszystkim zaślubin), a także składano go w ofierze. Do rozwoju technik produkcyjnych przyczyniło się zwiększenie efektywności upraw ryżu, a także odejście od metody przeżuwania ziaren ryżu na rzecz kultur grzybów pleśniowych z grupy kropidlaków (Aspergillus oryzae, po japońsku „koji-kin”). Wiadomo, że grzyby pleśniowe przy wyrobie napojów alkoholowych wykorzystywano w Starożytnych Chinach już w III w. p.n.e. Przyjmuje się, że technika ta dotarła do Japonii później i za umowną datę jej implementacji uważany jest VIII wiek n.e. Ponadto, w związku w wykorzystaniem grzybów pleśniowych, które wprowadzano do wymieszanego ryżu z wodą, zaczęto stosować metodę polegającą na podwajaniu masy starteru, przed dodaniem go do naczynia, gdzie zachodził etap właściwej fermentacji alkoholowej, w którym znajdował się nasączony wodą ryż (jego porcja także ulegała systematycznemu powiększaniu do otrzymania finalnej ilości zacieru). O metodzie podwajania wspominano w jednym z tekstów o sake, pochodzącym z 1599 roku. Ze źródeł pisanych pochodzących z końca XVI wieku wiadomo także, że Japończycy poddawali ichnie fermentum pasteryzacji (na 250 lat przed Ludwikiem Pasteurem). Zdawano sobie sprawę, że gotowe sake, przechowywane w beczkach łatwo ulegało zepsuciu, dlatego podgrzewano je i utrzymywano w cieple przez pewien czas. Schłodzony trunek trafiał z powrotem do beczki, gdzie nadal pozostawał wystawiony na niebezpieczeństwo infekcji, dlatego operację tę powtarzano co jakiś czas, dla ochrony tego napitku. Niektórzy w tej praktyce dopatrują się początków tradycji podawania sake w podgrzanej postaci (dziś ciepłe sakepreferowane jest w okresie zimowym). W XIX wieku do Japonii zaczęły docierać nowinki techniczne z kontynentu europejskiego. Płótna do wyciskania sake zastąpiły mechaniczne prasy, drewniane beczki zostały wyparte przez zbiorniki wykonane z nierdzewnej stali, zaczęto także hodować i wykorzystywać czyste kultury drożdży i kropidlaka, co znacznie wpłynęło na poprawę smaku tego napitku. Gotowy trunek zaczęto pakować w butelki i poddawać pasteryzacji (o wiele lepiej rozumianej niż kilka wieków wcześniej). Dobrą passę przełamał wybuch II wojny światowej. Niedobory ryżu oraz praktyka dodawania cukru i spirytusu znacząco wpłynęły na pogorszenie jakości tego trunku. Doprowadziło to do rozłamu pośród producentów sake. Część z nich do dziś dodaje spirytus do gotowego napoju. Sake „zaprawiane” w ten sposób nazywane jest „honjozo”. Bardziej jednak cenione są marki z „własnym alkoholem”, które znacznie lepiej wpisują się w wielowiekową tradycję produkcji tego napoju alkoholowego. Ten rodzaj sake nazywa się „junmai”. Zaznaczyć należy, że spirytus dodawany jest do marek tańszych. Po II wojnie światowej duże wytwórnie sake zaczęły zawłaszczać rynek oraz stosować praktyki typowe dla wielkiego przemysłu (jak najtaniej, jak najszybciej), w związku z czym wiele tradycyjnych wytwórni sake zbankrutowało nie wytrzymując konkurencji. Tradycyjny sposób wyrobu sake jest czasochłonny, oraz wymaga sporych nakładów pracy, co wpływa na ostateczną cenę gotowego produktu, czyniąc go niekonkurencyjnym w walce z produktami masowymi. Obecnie sake produkowane jest także poza granicami Japonii. Cieszy się ono dużą popularnością w USA, a także zaczęto produkować je w Europie. Miejsce produkcji sake w Japonii nazywa się „kura”, a osoba zajmująca się wyrobem tego napoju alkoholowego to „toji”. Jeżeli chodzi o surowce wykorzystywane przy produkcji tego napoju, za bazowe uznawane są ryż i woda. Innym kluczowym elementem są mikroorganizmy, dzięki którym ryżowa papka zamieniana jest na napój alkoholowy. Woda, tradycyjnie używana do produkcji tego trunku powinna być miękka, zawierać sole kwasu fosforowego, magnez, sód oraz chlorek wapnia. Nie powinno być w niej jonów żelaza. Producenci sake, podobnie jak piwowarzy, często dokonują korekty składu mineralnego wody na ich potrzeby. Ryż do produkcji sake powinien być bogaty w skrobię. Preferowane są odmiany (jest ich kilkadziesiąt) o krótkich, kulistych ziarnach. Aby przygotować ziarno ryżu do produkcji nihonshu, oddziela się je od łuski, po czym poddaje polerowaniu. Proces ten polega na usunięciu zewnętrznej warstwy ziarna, aby uzyskać jak najlepszy dostęp do znajdującej się w jego wnętrzu skrobi. W wyniku polerowania ziarna, może ono utracić od 25 do nawet 70% pierwotnej masy. Najdroższe marki tego trunku powstają z najmocniej spolerowanego ryżu. Celem tego procesu jest także pozbycie się związków zawartych w ziarnie, które mogłyby negatywnie wpłynąć na gotowy produkt. Przygotowane ziarna moczy się w wodzie, po czym gotuje się na parze, aby skleikować zawartą w nich skrobię, a także w celu jego dezynfekcji ze znajdujących się na nim mikroorganizmów, takich jak niepożądane bakterie, czy dzikie drożdże. Za najlepszą odmianę do produkcji sake uważa się ryż Yamada Nishiki. Wspomniane wyżej mikroorganizmy pełnią kluczową rolę w produkcji sake. Grzyby Aspergillus oryzae (koji-kin) przetwarzają zawartą w ziarnie ryżu skrobię na fermentowalne cukry proste. Grzyby te dodawane są do schłodzonego po kleikowaniu ryżu, w którym zaczynają się namnażać. Do powstałego koji dodawane są stopniowo kolejne porcje ryżu i wody, przy czym każdy kolejny dodatek jest dwukrotnie większy od poprzedniego. Innymi mikroorganizmami są drożdże Saccharomyces cerevesiae. Są to specjalne szczepy, odporne na wysokie stężenie alkoholu etylowego (powyżej 20%). Drożdże dodawane są do koji, przed rozpoczęciem właściwej fermentacji alkoholowej. Starter zawierający komórki pleśniowe oraz drożdżowe nazywa się „moto” lub „shubo”. W jego przypadku także stosuje się dodatek coraz większych (podwojonych) porcji nasączonego wodą ryżu. Jak już wspomniałem, proces produkcyjny sake rozpoczyna się od obróbki ryżu (łuskanie, polerowanie, namaczanie, gotowanie, studzenie), po czym do otrzymanej papki dodawane jest koji. Proces ten trwa od 40-72 godzin. W tym czasie koji jest systematycznie mieszane, a jego temperatura jest stale monitorowana. Dojrzałe koji posiada specyficzny zapach, kojarzony z orzechami. W tym samym czasie, w osobnym naczyniu, wyrabiany jest starter drożdżowy „moto”. Składa się on z ugotowanego wcześniej ryżu, ryżu zaszczepionego pleśnią, a także komórek drożdżowych Jego ilość jest systematycznie powiększana, po czym dodawana jest do masy znajdującej się w zbiorniku fermentacyjnym wraz z hodowanym równocześnie koji. Przez kilka kolejnych dni ilość ryżu nasączonego wodą jest regularnie podwajana, do momentu otrzymania docelowej ilości zacieru, zwanego po japońsku „moromi”. Zwiększanie ilości zacieru następuje w pierwszych dniach fermentacji alkoholowej. Tradycyjnie, zabieg ten wykonuje się trzy razy i każdy z kolejnych dodatków ryżu, wody oraz koji posiada swoją nazwę: pierwsza porcja dodawana pierwszego dnia to „hatsuzoe”, druga (dodawana trzeciego dnia) – „nakazoe”, a trzecia (wprowadzana do kadzi w czwartym dniu) – „tomezoe”. Pomiędzy pierwszym i trzecim dniem stosuje się przerwę, w której trakcie mikroorganizmy namnażają się. Etap ten nazywany jest „odori”. Sam etap fermentacji alkoholowej trwa ok kilkunastu do kilkudziesięciu dni. W jego trakcie grzyby pleśniowe zamieniają skrobię na cukry proste, które są przetwarzane przez drożdże na alkohol etylowy i dwutlenek węgla. Cały proces odbywa się stopniowo, przez co drożdże nie mają problemów z szybko zmieniającym się stężeniem alkoholu jak w przypadku brzeczki piwnej, gdzie wszystkie cukry są „podane na tacy”, dzięki temu, są one w stanie wytworzyć trunek o mocy przekraczającej nawet 20% alkoholu. Temperatura fermentacji, użyta odmiana ryżu, zastosowany szczep drożdży, skład mineralny wody mają kluczowe znaczenie dla smaku gotowego sake. Po zakończeniu fermentacji ryżowa pulpa jest wyciskana i uzyskany w ten sposób trunek poddawany jest pasteryzacji, opcjonalnie filtracji. Pozostała papka ryżowa „kasu” wykorzystywana jest w celach spożywczych jako składnik wielu potraw lub surowiec do wyrobu stołowego sake – „amazake”. Jeśli woltaż gotowego sakema być „podbity” spirytusem, destylat dolewany jest przed wyciskaniem sake z ryżowej masy. Zdarza się, że stosowana jest odwrotna praktyka, polegająca na dodawaniu wody w celu obniżenia mocy gotowego napoju. Otrzymany trunek poddawany jest leżakowaniu, które trwa od kilku tygodni do sześciu miesięcy (w niektórych przypadkach dojrzewanie może trwać nawet dwa lata i dłużej). Po jego zakończeniu, sake jest butelkowane i ponownie pasteryzowane. Nihonshu to napój alkoholowy, w którym zawartość alkoholu waha się w przedziale 12-20% alk. obj. Trunek ten nie jest predestynowany do długiego leżakowania i poza nielicznymi wyjątkami, najlepiej spożywać sake, gdy jest ono świeże. Tradycyjnie jest ono serwowane w specjalnych, porcelanowych czarkach, które mogą mieć kształt cylindryczny („ochoko”), płaski („sakazuki”) lub w drewnianym naczyniu, przypominającym swym kształtem pudełko („masu”). Sake jest nalewane do czarek z wąskich i wysokich dzbanów („tokkuri”) lub naczyń przypominających kształtem dzbanek do herbaty („katakuchi”). Tradycyjna metodą podawania tego napitku jest serwowanie go podgrzanego do około 40-50 stopni Celsjusza. Na etapie kilku ostatnich dekad coraz częściej spotyka się głosy lansujące tezę, że najlepiej podawać sake w temperaturze pokojowej lub nawet schłodzone – do maksymalnie 10-12 st. C. Zalecane jest delikatne podgrzewanie napoju, zatem najlepszym sposobem będzie kąpiel w naczyniu z podgrzaną wodą. Podobne „otwarte podejście do tradycji” prezentowane jest także w kontekście naczyń do jego konsumpcji. Wielu miłośników sake uważa, że o wiele lepiej sprawdzą się kieliszki do białego wina niż tradycyjne czarki, bowiem lepiej zatrzymują one aromat napoju, co zapewnia lepsze doznania podczas degustacji. Tradycyjnie wznoszony toast w Japonii brzmi „kanpai!” (kampai). Zgodnie z japońskim konwenansem, trunku tego nie powinno się pić samotnie, a jego degustacji powinno towarzyszyć jedzenie. Na sam koniec warto zwrócić uwagę na różnorodność w tej kategorii napojów alkoholowych, dzierżących to wspólne miano. Jest tutaj wiele podziałów ze względu na takie kryteria jak: barwa gotowego trunku, smak (od wytrwanego po słodki), jego moc (najmocniejsze wersje noszą nazwę „genshu”,istnieje także słabszy wariant tego napitku – „amazake” – sake stołowe, codzienne), dodatek spirytusu (lub jego brak), filtrację lub jej brak („nigorizake” – sakeniefiltrowane), region produkcji, użytą odmianę ryżu, stopień obróbki ziarna („ginjo” – stopień spolerowania ziarna wynosi co najmniej 40%, „dajginjo” – co najmniej 50%), wykorzystany szczep drożdży, długość leżakowania („koshu” – sake leżakowane 5 lat, „taruzake” – nihonshu leżakowane w drewnianych beczkach), pasteryzację lub jej brak („namazake” – sake niepasteryzowane), etc. Ostatnimi czasy panuje moda na „sakeorganiczne”, do którego produkcji wykorzystywany jest ryż z ekologicznych upraw. Osobna kategoria jest sakemusujące. Znawcy tego trunku dzielą go na kilkaset stylów. Fot.: drufisher, @Flickr (CC BY-NC-ND 2.0) Bibliografia: Mariusz Kapczyński: „Sake: japońska duma”, w: „Vinisfera”, tekst dostępny tutaj, Bob Taylor: „Making Sake”, w: „Brew Your Own”, November 2008, tekst dostępny tutaj, Fred Eckhardt: „The Trouble With Sake”, w: „Zymurgy”, September/October 2004, Paul „Zok” Zocco: „Subtle And Savory Sake”, w: „Zymurgy”, March/April 2013, Fred Eckhardt: „The Subtle Glory That Is Sake”, w: „Zymurgy”, July/August 2001. Wyświetl pełny artykuł
  10. Brytyjczycy bardzo cenią sobie żywność organiczną. Powszechny jest pogląd, że organic food jest lepszej jakości i ma więcej właściwości prozdrowotnych, niż zwykłe produkty. Rynek żywności organicznej jest duży i ciągle rośnie, a cydry stanowią jego część. Dunkertonowie na swojej cydrowej farmie nie używają chemii. Ze szkodnikami walczą metodami biologicznymi, nawożą naturalnie. Szczycą się tym, że […] Wyświetl pełny artykuł
  11. Za nami druga edycja wrocławskiego Beer Geek Madness. Dwanaście polskich premier, browar The Alchemist ze swoim słynnym Heady Topper, ciężko dostępne piwa z USA, koncerty, wystawy i afterparty na dachu. Na papierze wygląda to wszystko niezwykle zachęcająco. A jak było w praktyce? Za sprawą typowych konsekwencji podróży polską koleją na miejsce dotarłem dosyć późno, bo dopiero po godzinie 19. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Pomimo pominięcia kilku wystąpień na scenie czy pobocznych wydarzeń, takich jak sadzenie craftowego drzewa przez zespół Please The Trees, zdołałem całkowicie ominąć kolejki do wejścia, organizm po wygrzaniu w obligatoryjnej saunie oferowanej przez PKP wręcz domagał się chłodnego piwa, a najlepsze i tak było ciągle przede mną. Ale zacznijmy od początku… MiejsceA zacząć warto od opisu samego miejsca. Zaklęte Rewiry od pierwszego kontaktu urzekają swoim lekko surowym, klubowym klimatem i pokazują, że mamy do czynienia z imprezą inną niż typowe polskie festiwale piwne. Przytłoczyć może też ich wielkość. Mimo, że każdy uczestnik przy wejściu otrzymał dokładną mapkę, na początku i tak trudno było połapać się gdzie właściwie jesteśmy i o co w tym wszystkim chodzi. Zadania nie ułatwiały spore ilości przepływających jeszcze wtedy ludzi, uniemożliwiających znalezienie sobie dogodnego kąta na jej głębszą analizę. Ten aspekt na szczęście z godziny na godzinę wyglądał coraz lepiej. Prawdę mówiąc lekki ścisk odczułem tylko przez pierwsze kilkadziesiąt minut od wejścia na teren imprezy. Z biegiem czasu płynne poruszanie się po obiekcie, czy nawet znalezienie sobie wygodnego kawałka ziemi na krótki odpoczynek nie stanowiło problemu. Kolejki do łazienek czy strefy gastronomicznej w zasadzie nie istniały, a te do stoisk z piwem były kwestią maksymalnie kilku minut oczekiwania. Tak więc przy szacowanej frekwencji około 3000 osób uważam, że Zaklęte Rewiry poradziły sobie znakomicie. PiwoKolejną rzeczą wyróżniającą Beer Geek Madness spośród innych imprez jest są warzone specjalnie na tę okazję, często bardzo nietypowe i eksperymentalne piwa. Każdy z zaproszonych polskich browarów przywiózł ze sobą jedno piwo premierowe i jedno sztandarowe ze swojej oferty. Ze wszystkich premier uczestnicy w wyniku głosowania wybrali najlepsze, tzw. Beer Geek Choice. Zwycięzcą został Browar Widawa ze swoim X, czyli American IPA leżakowanym w beczkach po Jacku Danielsie, którego wyszynk prowadzono przy pomocy azotu. Niestety piwo to skończyło się gdy dzieliło mnie od niego może jeszcze pół metra kolejki, która notabene do stoiska Widawy była wiecznie najdłuższa. Dochodzimy tutaj do największego spośród bardzo nielicznych niedociągnięć imprezy – piwa było zwyczajnie za mało. Spróbowanie wszystkich premier wymagało narzucenia niemałego tempa i przemyślanej taktyki, a przed północą nie można było się napić już chyba niczego (nie licząc wsparcia, które pojawiło się na dachu, ale o tym za chwilę). Niezbędnik każdego uczestnika. A jak wyglądała reszta polskich premier?Piwoteka, Albedo (Imperial Witbier z białym pieprzem i białą kurkumą) – aromat zdecydowanie przyprawowy, kolendra, może nieco tego pieprzu. Nie znam aromatu kurkumy, ale przyprawowość była tutaj bardziej rozbudowana niż w typowym, opartym na samej kolendrze Witbierze. Niestety intensywność aromatu pozostawiała wiele do życzenia. Smak bardzo podobny – przyprawowy z lekką kwaskowatością, jednak to wszystko zbyt mało intensywne, piwo było lekko puste. Zabrakło mu też typowej dla stylu rześkości, co można poniekąd tłumaczyć ‚imperialnością’ tej wersji, ale uważam, że dobry Imperial Witbier potrafi połączyć stosunkowo dużą treściwość ze swoim typowym, orzeźwiającym akcentem. Kraftwerk, Citrinitas (Smoked Chilli India Pale Ale) – aromat bardzo obiecujący, cytrusy, wyraźna brzoskwinia i dobrze wyważona wędzonka. W smaku nieco gorzej. Zabrakło tutaj znowu intensywności, przez co całość wydała się trochę za pusta. Chilli wyczuwalne może na granicy percepcji, nie wiem czy bez sugestii bym w ogóle zauważył. Goryczka zdecydowanie za niska. Generalnie mimo niedociągnięć piwo dosyć przyjemne. Mason, Rubedo (Pine Smoked Altbier) – w aromacie lekkie tostowe nuty i minimalna wędzonka. Intensywność pozostawia wiele do życzenia. W smaku piwo mocno mdłe, bez typowego dla Altbiera, wytrawnego finiszu. Goryczka zdecydowanie za niska, podobnie jak wysycenie. Browar Stu Mostów, Nigredo (Chocolate Mint Foreign Extra Stout) – w aromacie bardzo wyraźna kawa, czekolada, trochę nut ziołowych i owocowych. W smaku podobnie – kawa, czekolada, zioła, mięta, lekkie suszone owoce. Całość należycie treściwa, a finisz nietypowo cierpki i ściągający, co można by uznać za wadę, choć moim zdaniem dodało to piwu ciekawego charakteru i zwiększyło pijalność. Kingpin, Lunatic (Witbier z grillowaną cytryną i granatem) – intensywny aromat pomarańczy, cytrusów i kolendry. W smaku dosyć treściwe jak na swoje parametry, ale mimo to mocno orzeźwiające. Bardzo wyraźna pomarańcza, cytryna, lekka nuta słodszych owoców. Finisz dosyć cierpki. Bardzo udany Witbier zostawiający daleko w tyle swojego rywala z Piwoteki. Profesja, Alchemik (Wild India Pale Ale) – W aromacie cytrusy, melon, klimatów dzikich nie za wiele. Może odrobina nietypowych estrów. W smaku wygląda to podobnie. Piwo dosyć treściwe, nieco mdłe. Przeciętnie. Pinta, takAHaka (Double Chocolate Orange & Exotic New Zealand Haka Black IPA) – aromat wybitnie czekoladowy z minimalną nutą pomarańczy. W smaku średnia treściwość, mocna czekolada, lekkie cytrusy wraz z nutką kwaskowatą tworzą dosyć cierpki i ściągający finisz ze średnią, dosyć wyraźnie przypalaną goryczką. Całkiem niezłe i ciekawe na swój sposób. Birbant, Wild Wild East (Wild Wildberry Russian Imperial Stout) – zapach mocno kwaskowaty z lekką czekoladą. W smaku brakuje przede wszystkim treściwości, ale jest bardzo przyzwoita kwaśność, owocowość, czekolada, szczypta jakby fenolowej pieprzności. Alkohol doskonale zamaskowany. Wyśmienity sour ale, choć RISem bym go nie nazwał. Doctor Brew, Saxy Beer (chyba można powiedzieć, że bezstylowiec, określony przez samych twórców ‚Just Crazy Beer‚) – aromat dosyć złożony, bardzo wyraźna porzeczka, lekkie klimaty winne, słód. Smak to przede wszystkim czarna porzeczka wraz z wyraźnym kwaskiem i inne owoce. Dalej są tu obecne klimaty winne, a nawet lekko nalewkowe, choć alkohol jest niezwykle dobrze ukryty jak na 10% i nie jest wyczuwalny bezpośrednim, ostrym posmakiem, a właśnie taką nalewkową synergią z posmakami owocowymi. Całość dosyć treściwa i unikalna. Piwo zbierało skrajne opinie, mi osobiście przypadło do gustu. Pracownia Piwa, Magic Dragon (Herbal Dark Saison) – zapach bogaty i unikalny: szałwia i cała gama innych ziół, jagoda. Treściwość średnio niska, a sam smak to nadal bardzo wyraźna jagoda, szałwia, mięta i inne zioła. Jest naprawdę ‚Herbal’ jak nazwa wskazuje, chociaż nie za bardzo odczuwam tutaj z kolei element ‚dark’. Goryczka średnio niska, wyraźnie ziołowa. Bardzo dobre i nietypowe piwo, choć sądzę, że jedni je pokochają a inni znienawidzą. Oprócz piwa z Widawy nie udało mi się też załapać na Sour Cherry z Szałupiw. Poznański browar miał jednak w swojej ofercie drugie piwo, dla którego również był to debiut. Mgły Chwaliszewa to Wild Belgian India Pale Ale. Zarówno zapach jak i smak to wyraźne nuty chmielowe: cytrusy, przejrzały melon, odrobina estrów. Niestety żadnej dzikości tutaj nie poczułem nawet po solidnym ogrzaniu. Podobno wcześniej była, ale poszło trochę za dużo chmielu na zimno. Goryczka co najwyżej średnio niska, a całość przeciętna. Dużą uwagę przyciągał za to sposób w jaki serwowane było owe piwo. Do pustej przestrzeni w szkle ‚nalewany’ był dym o wyraźnym aromacie chmielowym, który można było inhalować przed spróbowaniem piwa. Oprócz piw z polskich browarów organizatorzy ściągnęli też sporo ciężko dostępnych perełek ze Stanów Zjednoczonych. Niestety tak jak mówiłem wcześniej, ze względu na ograniczenia czasowe i małą ilość piwa wszystkiego spróbować się nie dało, skupiłem się więc na polskich premierach, a produkty z USA rozeszły się w tym czasie błyskawicznie. A polować było na co. Style takie jak leżakowany w beczkach Rauchbier z dodatkiem soli czy RIS z beczki po rumie mówią same za siebie. Wydarzenia okołopiwnePopijając kolejne piwa ciężko było się nudzić. Na głównej scenie posłuchać można było między innymi Pawła Piłata opowiadającego o polskim chmielu, a przyciągającym uwagę zwieńczeniem jego wystąpienia była degustacja piw domowych uwarzonych przy użyciu różnych odmian wyłącznie rodzimego chmielu. Niemniej ciekawe było wystąpienie Przemysława Leszczyńskiego, który opowiadał o drożdżach. Choć skierowane ono było raczej do osób słabiej obeznanych z tematem, to znowu bardzo interesującą atrakcją było próbowanie piwa przefermentowanego w tej samej temperaturze przy użyciu różnych szczepów drożdży, od piekarskich po lambikowe. Mimo, że efekt był dosyć prosty do przewidzenia, to uważam, że z takich degustacji porównawczych, opartych na identycznej brzeczce zawsze można wynieść co nieco wiedzy. Punktem kulminacyjnym wieczoru było oczywiście pojawienie się na scenie Jima Conroya, piwowara browaru The Alchemist, będącego gwiazdą tegorocznej edycji Beer Geek Madness. Aby zawitać w Zaklętych Rewirach musiał on przebyć niemały kawałek świata, gdyż browar zlokalizowany jest w stanie Vermont w USA. Udzielił on krótkiego wywiadu, w którym opowiadał głównie o samym browarze jak i o swoich wrażeniach po pierwszym kontakcie z polską sceną piwa rzemieślniczego. Nie mogło zabraknąć pytania o kontrowersyjną tezę jakoby Heady Topper, czyli flagowy produkt browaru, najlepiej smakował pity prosto z puszki. Jim podtrzymał to stanowisko argumentując, że po przelaniu do szkła aromaty czujemy tylko na początku, po czym zaczynają one ulatywać, podczas gdy puszka cały czas je skupia. Cóż, mnie jak i chyba nikogo innego z publiczności ta argumentacja nie przekonała, ale jak mówił sam Jim – jest to tylko sugestia i niczego on nie narzuca. Jim Conroy z browaru The Alchemist (po prawej). Po zakończeniu wystąpienia gwiazdy wieczoru ruszyła sprzedaż piw browaru The Alchemist. Początkowo walka o jak najszybsze dostanie się do punktu sprzedaży była dosyć intensywna, co gorsza okazało się, że w specjalne żetony do zakupu tych właśnie piw trzeba było zaopatrzyć się wcześniej, a ich sprzedaż chwilowo nie jest prowadzona i nie wiadomo czy piwa starczy na drugą turę. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie i po odczekaniu kilkudziesięciu minut mógł się w nie zaopatrzyć każdy zainteresowany. A była to nie lada gratka, bo kupić można było wcześniej wspomnianego Heady Toppera oraz Focal Bangera. Piwa te są ciężko dostępne nawet w samych Stanach Zjednoczonych, a pierwsze z nich jest najlepszym piwem na świecie według serwisu Beeradvocate. Degustacja obydwu już niedługo na blogu. Inne atrakcjeNie zabrakło też atrakcji nie związanych bezpośrednio z piwem. Między kolejnymi wystąpieniami prelegentów cały czas odbywały się różnorakie koncerty. Te przy głównej scenie oscylowały głównie wokół jazzu i rocka, co mi osobiście bardzo odpowiadało. Dostępna była też scena alternatywna, przy której jednak z powodu braku możliwości bycia w dwóch miejscach na raz nie spędziłem prawie w ogóle czasu. Łącznie podczas trwania całej imprezy odbyło się aż osiem koncertów. Jeden z wielu koncertów przy głównej scenie. Przez cały czas otwarta była również strefa ‚Beer is Art’ gdzie można było robić naprawdę rozmaite rzeczy od oglądania Harley’ów i budowli z klocków Lego, przez przystrzyżenie sobie brody aż po spontaniczny tatuaż. Miłym zaskoczeniem była dla mnie też strefa gastronomiczna. Spodziewałem się typowych dla tego rodzaju imprez fast foodów po wygórowanych cenach, tymczasem zjeść można było zupełnie przyzwoite żeberka czy golonkę i to za naprawdę uczciwe pieniądze, mając przy tym swobodny dostęp do wszelkiej maści sosów i pieczywa. Zwieńczeniem drugiej edycji Beer Geek Madness było afterparty odbywające się na dachu. Z ratunkiem na kończące się przy głównej scenie piwo przyszło tutaj wsparcie z niemieckich browarów rzemieślniczych, będących zapowiedzią kolejnej edycji imprezy. Spragnieni mocniejszych wrażeń mogli też zupełnie za darmo próbować whisky polewanej na stanowisku Jamesona. Wszystko to odbywało się w rytmach elektronicznej muzyki granej przez rozmaitych DJ’ów, a gdy opuszczałem lokal przed godziną trzecią w nocy zabawa trwała w najlepsze. Afterparty na dachu. PodsumowanieBeer Geek Madness bardzo przypadło mi do gustu. Jest to impreza od początku urzekająca swoim klimatem i bardzo dobrze zorganizowana. Jej koncepcja jest o tyle ciekawa, że nie nudziłyby się tutaj osoby nawet średnio zainteresowane piwem. Paradoksalnie ze względu na konieczność kupna szkła w cenie wejściówki i lokalizację Zaklętych Rewirów osób z przypadku jest tu niezwykle mało, w porównaniu do innych festiwali. Jedyne do czego ja mogę się przyczepić to zbyt mała ilość piwa, zwłaszcza premierowego. W mediach społecznościowych można spotkać pojękiwania na kilka mniejszych detali, ale myślę, że zdecydowana większość uczestników się ze mną zgodzi, że wszystko to były szczegóły nie przykrywające doskonałego wrażenia, jakie wywarła całość. Artykuł Beer Geek Madness 2 pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  12. Frekwencja na naszej degustacji cydrów na Warszawskim Festiwalu Piwa bardzo nas ucieszyła. I wprawiła w pewne zakłopotanie, bo chętnych było więcej, niż biletów. Nie chcieliśmy nikogo pozbawiać możliwości spróbowania dobrych cydrów. A jak wypadła sama degustacja? Degustacja rozpoczęła się z koszmarnym opóźnieniem, za co należą się wszystkim przeprosiny. Co prawda, wina nie leżała po naszej […] Wyświetl pełny artykuł
  13. Liczba zmiennych wpływających na ostateczny smak i zapach piwa jest nieskończona, tak samo, jak nieskończona jest liczba składników piwa i ich proporcji. Podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa miałem przyjemność wygłosić wykład pt. „Projektowanie piwa”, w którym w dość streszczonej formie pokazałem jak powstają (nie tylko) moje receptury. Wykład rozpocząłem od omówienia poszczególnych (nie tylko klasycznych) surowców […] Post Projektowanie pwia (*podstawy) pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  14. Z lekkim opóźnieniem publikuję na blogu zapis trzeciego odcinka livestreamu „Lekko pod wpływem”, którego tworzę wraz z Łukaszem z Piwolucji, oraz naszymi czytelnikami i widzami. W trzecim odcinku znów było dużo piwa, dużo gadania, sporo śmiechu, a wszystko jak zwykle lekko pod wpływem. Kto nie mógł być z nami na żywo, może sobie teraz wygenerować... Read More The post Lekko pod wpływem #3 – urodziny Łukasza z Piwolucji appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  15. Trzeba przyznać, że obecny rok jest bardzo ciekawy. Dzieje się naprawdę dużo, jeśli chodzi o piwne premiery, nowe inicjatywy piwowarskie, piwne knajpy, festiwale, etc. Wielu wieszczy, że z całą pewnością zostanie pobity rekord nowych piw, które ukażą się w tym roku na rynku (w zeszłym roku było ich ponad 500). Mnie taki obrót sprawy bardzo cieszy. Można w tej kwestii dyskutować, ale wpis ten chciałbym poświęcić „piwowarskiemu skarbowi Polski”. Niedawno można było przeczytać, że grodziski browar jest już na ostatniej prostej przed rozpoczęciem produkcji piwa grodziskiego. Podano informacje także o tym jakie piwa znajdą się w port folio browaru z Grodziska Wielkopolskiego. Będzie to klasyczne grodziskie o nazwie „Piwo z Grodziska”, jego mocniejszy wariant – „Bernardyńskie”, a także dwie propozycje w wersji smakowej („Piwo naturalne”) – o smaku czarnej porzeczki i kwiatów czarnego bzu, po naszemu – hyćki. Sama opcja piw smakowych może budzić ambiwalentne uczucia, zwłaszcza ze strony piwnych zapaleńców. O ile właściciel browaru (Browar Fortuna) sugeruje się słupkami sprzedaży piw smakowych z Miłosławia, o tyle piwny geek średnio będzie taką opcją zainteresowany. Rynek się zmienia, a marce trzeba utorować drogę, dlatego działanie to wydaje się być zrozumiałe, przy czym moje obawy budzi możliwość poszerzenia oferty o kolejne wersje smakowe, co może stworzyć pewne zafałszowanie obrazu tego piwa, bowiem oryginalne grodziskie piwem smakowym nigdy nie było. Wiem jednak od wielu przedstawicieli pokoleń starszych niż moje, że praktykowano dawniej łączenie piwa grodziskiego z sokiem, ale sposób ten miał tylu zwolenników, ilu przeciwników. Źródło: Piwo Grodziskie Abstrahując od tego, z czym zgadzam się, a z czym nie, jeśli chodzi o strategię nowego właściciela grodziskiego browaru, bardzo budujące jest to, że piwo to powraca na rynek po ponad 20 latach niebytu i to w czasie, kiedy podejście Polaków do picia piwa ulega radykalnej przemianie, a polski rynek piwny to już nie tylko jasny lager, ale cała mnogość stylów. Piwo z Grodziska Wielkopolskiego ma się pojawić na rynku już w maju. Czy zostanie ciepło przyjęte przez piwoszy? Oto jest pytanie… Innymi browarami, które na przestrzeni kilku ostatnich tygodni wypuściły swoje wersje tego piwa są: milicki browar rzemieślniczy Browar Nepomucen, którego wersja jest nieco mocniejsza od oryginalnej, a jej ekstrakt wynosi 10 st. Blg oraz Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy z Piotrkowa Trybunalskiego, który zaproponował konsumentom zupełnie nowe piwo od zeszłorocznego wypustu w tym stylu – „Grodu Króla”, a mianowicie grodziskie o dość ekscentrycznej nazwie „Piotrek z bagien”. Innym przykładem jest wspólna inicjatywa Browaru Olimp oraz piwowara domowego Łukasza Szynkiewicza (Browar Absztyfikant), w ramach której powstało piwo „Sofia”. Piwo na bazie tej receptury, o nazwie „Zosia”, zajęło w zeszłym roku II miejsce w grodziskim konkursie piw domowych „Prawie jak Grodzisz”, a także zwyciężyło w kategorii „piwo grodziskie” na zeszłorocznym Konkursie Piw Domowych w Żywcu. W zeszłym roku także pokazało się kilka piw będących bliższymi lub dalszymi do grodziskiego pierwowzoru. Najciekawsze wydały się propozycje podkrakowskiej Pracowni Piwa w ramach serii piw „Smoked Cracow”, która obok wersji klasycznej, wypuściła także ciemne grodziskie, grodziskie chmielone amerykańskim chmielem, a także wersję świąteczną z dodatkiem suszonych owoców. Źródło: Browar Olimp Dużym ułatwieniem do uwarzenia piwa grodziskiego zarówno przez browary komercyjne oraz piwowarów domowych jest wprowadzenie do oferty Fermentum Mobile, specjalizującej się w hodowli i sprzedaży płynnych drożdży piwowarskich, szczepu FM-51 „Grodzie dębowe”, które są drożdżami, wykorzystywanymi przed laty w browarze w Grodzisku Wielkopolskim. Od kilku lat w sklepach piwowarskich można nabyć słód pszeniczny Weyermann®, wędzony drewnem dębowym, zwany „grodziskim”. Ciekawym pomysłem wydaje się idea akcji „święta piwa grodziskiego”, lansowana przez Jacka Domagalskiego, właściciela Browaru Nepomucen, wzorowana holenderskim świętem piwa – koźlaka jesiennego. Zgodnie z zamysłem, miałyby w niej brać udział browary oraz puby zorientowane na sprzedaż piw rzemieślniczych. Browary miałyby uwarzyć swoje wersje piwa grodziskiego, które następnie byłyby sprzedawane w konkretnych knajpach, a konsumenci wybraliby to, które ich zdaniem będzie najlepsze. Z punktu widzenia konsumenta, a taki prezentuję jest to na pewno pomysł ciekawy, który mógłby przyczynić się do popularyzacji piwa grodziskiego, a także pokazać, że można podchodzić do tematu na dwa sposobu: tradycyjny oraz nowatorski. Mam jednak świadomość, że potencjalni adresaci mogą mieć nieco inne spojrzenie na tę kwestię. Najbliższe tygodnie zapewne pokażą, czy pomysł, mówiąc kolokwialnie, „chwyci”. Z informacji zamieszczonej na facebookowym profilu wydarzenia wynika, że pojawiły się pierwsze browary zainteresowane udziałem w akcji. Są nimi: Browar Artezan, Browar Piwoteka, Browar Nepomucen, Pracownia Piwa i Browar PINTA. Puby z dobrym piwem także są zainteresowane udziałem w tym wydarzeniu, jak zapewnia pomysłodawca. Planowany termin święta piwo grodziskiego to 20 czerwca tego roku. Źródło: Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy Inną interesującą inicjatywą jest projekt pomorskich piwowarów domowych o nazwie „Inne grodziskie”. W jego ramach piwowarzy warzą wariacje na temat piwa grodziskiego według ich autorskich pomysłów. Do najciekawszych należą: grodziskie stout, grodziskie a’la Berliner Weisse, grodziskie z dodatkiem żyta w zasypie, grodziskie wędzone torfem (ukazało się też komercyjne piwo na tę modłę – „WKD Grodzisk” uwarzone przez Browar Bazyliszek). Nie ma co bagatelizować takich przedsięwzięć, bowiem nie wiadomo ile z tych pomysłów zostanie przerzuconych na komercyjny grunt, gdy któryś z piwowarów postanowi zająć się działalnością zarobkową jako browar czy to rzemieślniczy, czy kontraktowy lub w ramach współpracy browaru komercyjnego z konkretnym piwowarem domowym, autorem receptury. Podsumowując, uważam, że rok 2015 jest rokiem szczególnym dla piwa grodziskiego. Myślę, że reaktywacja browaru w Grodzisku Wielkopolskim i powrót tego piwa na rynek powinny przyczynić się do wzrostu popularności tego piwa. Sentyment wśród starszych pokoleń jest, a i ciekawość u młodszych także. Czy piwo grodziskie poradzi sobie na rynku? Czy konsument przyzwyczajony do jasnego, często zaprawianego smakowymi dodatkami, lagera zrozumie ideę lekkiego (niecałe 3% alk. obj.), wędzonego piwa? Jakie opinie wyrażą o nim piwni maniacy? Przekonamy się już niebawem. Sam pomysł warzenia wariacji na temat tego stylu przez inne browary wydaje się także jak najbardziej słuszny, zwłaszcza w nadchodzącym okresie wiosenno-letnim. Drugą sprawą jest lansowana teza, by polskie piwowarstwo zwróciło się w stronę piw wędzonych, bowiem wędzone produkty spożywcze to nasza narodowa specjalność. Grodziskie jak najbardziej wpisuje się w tę koncepcję. Prawdziwie polskie piwo zasługuje na uwagę, krzewienie wiedzy o nim w kraju i zagranicą, bo to nasz piwowarski skarb. Czas pokaże, czy moje supozycje się spełnią… Jestem realistą i wiem, że to nie będzie tak, że teraz wszyscy zapomną o tym, co działo się na polskiej scenie piwnej przez 4 ostatnie lata i rzucą się masowo do warzenia grodziskiego, ale trzeba przyznać, że piwo z Grodziska Wielkopolskiego już dawno nie było tak nośnym i budzącym pozytywne emocje tematem jak obecnie i szkoda byłoby taką szansę zmarnować… A co Ty o tym sądzisz? Ciekaw jestem Twojej opinii. Wyświetl pełny artykuł
  16. To zupełnie wyjątkowa sytuacja bym na piwnym festiwalu był tylko jeden dzień, ale tak właśnie było na drugiej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa. Stało się tak wskutek zmiany terminu, w którym nowa data kolidowała z wcześniej poczynionymi przeze mnie planami. Po edycji pierwszej podstawową sprawą była kwestia lokalizacji. Hali na Domaniewskiej, oględnie rzecz mówiąc, do doskonałości było daleko. Jednak organizatorzy czyli Jacek Materski oraz Paweł Leszczyński podtrzymali chęć przeprowadzenia imprezy w dotychczasowym miejscu. W pewnym momencie umowa została jednak jednostronnie zerwana przez dysponentów hali i była to chyba jedna z lepszych rzeczy która przydarzyła się festiwalowi. Pamiętamy niemiłosierną duchotę na Domaniewskiej. W piątek pogoda była podobnie słoneczna i mielibyśmy zapewne „powtórkę z rozrywki”. Zamiast tego otrzymaliśmy festiwal w nowym miejscu czyli strefie VIP Stadionu Miejskiego Legii Warszawa. Jak zatem wrażenia z nowej lokalizacji? Po pierwsze było trochę dziwnie, a przez to oryginalnie. Mamy co prawda od zeszłego roku trochę podobną, nową lokalizację Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa wokół tamtejszego Stadionu Miejskiego. Tam jednak życie toczy się na esplanadzie otaczającej stadion, podczas gdy w Warszawie dużym powodzeniem cieszyła się trybuna VIPowska z widokiem na płytę boiska i okalające trybuny. Wystarczy powiedzieć, że najpopularniejszym fotomotywem wrzucanym na Facebooka była fota festiwalowej szklanki z piwem na stadionowym tle. Intrygująco wyglądały filmy pokazujące polskich rzemieślników przy pracy wyświetlane na sporym telebimie oraz reklamy polskiego craftu na przyboiskowych bandach. Ewidentnie widać, że piwna nowa fala wkracza na nowe tereny! Sama strefa VIP wbrew moim obawom okazała się być miejscem dość pojemnym, choć pamiętać trzeba, że mnóstwo ludzi siedziało na wspomnianej wcześniej trybunie. Jednak nie można nie wspomnieć o największym w mojej opinii minusie nowej lokalizacji, a mianowicie jej „piętrowości”. Pomijam już fakt, że łażenie po schodach między piętrami jest upierdliwie. Trudno. Jednak na 3 piętrze było zdecydowanie mniej ludzi co mogło być powodowane przez „magię trybun”. Festiwal odbył się na dwóch piętrach, przy czym połączenie z trybunami miało wyłącznie piętro 2. Ludzie przesiadywali na powietrzu i zapewne niewielu już chciało się łazić tam i z powrotem… W tym roku wskutek krótkiej obecności nie udało mi się uzyskać informacji od wystawców na temat ich zadowolenia ze sprzedaży. Jednak słysząc opinie, że na niektórych stoiskach piwo skończyło się już w sobotę wieczorem a festiwal odwiedziło 15-20 tys. osób, to sądzę że wystawcy powinni być usatysfakcjonowani. Z drugiej strony pojawiły się opinie co do mało konkurencyjnych w porównaniu w warszawskimi wielokranami cen. Rzeczywiście, można zastanowić się nad sensem udania się na festiwal piwa rzemieślniczego wyłącznie po piwo w mieście, gdzie takiego piwa jest w bród. Jednak festiwal to przede wszystkim spotkania z ludźmi. Naprawdę, przez jeden dzień nie porozmawiałem nawet z połową tych wszystkich, z którymi chciałem, a którzy pojawili się na tej imprezie. Dodatkowo festiwal obudowany był licznymi wykładami, zarówno płatnymi jak i dostępnymi na ogółu. Ja miałem przyjemność otworzyć część wykładową festiwalu prezentacją dotyczącą nowych polskich browarów i prognoz na ten rok. A jakie piwa wywarły na mnie największe wrażenie na festiwalu? Zacząłem od Grodziszy i tutaj słowa uznania należą się Olimpowi i Łukaszowi Szynkiewiczowi, na którego recepturze i z którego udziałem powstała Sophia. Rześkie, lekkie, delikatnie wędzone grodziskie to interpretacja chyba najbliższa pierwowzorowi, a na pewno taka, która mi najbardziej odpowiada jeśli chodzi o podejście klasyczne. Ciekawą premierą był Krzyż Południa z Redena – aromatyczne, średnio goryczkowe, dobrze pijalne Pale Ale na nowozelandzkiej odmianie Southern Cross. Equinox z Widawy zasłużył na miano perfekcyjnego AIPA. Wszystko w tym piwie grało jak należy, rewelacyjny aromat, apetyczna, wyrazista i wyważona goryczka, extra pijalność. Cudna wręcz West Coast AIPA! Mocno liczyłem na kooperacyjne premiery PINTY. Pierwsza, czyli Księżniczka Wiosny uwarzona we Francji wraz z Braserie du Pays Flamand raczej rozczarowała. Lekko słodkawe, mało rześkie, nie miało atrybutów których poszukuję w saisonie. Zawód wynagrodziła mi druga premiera czyli Kwas Alfa uwarzony w Zawierciu wraz z duńskim TO ØL. Rewelacyjnie kwaśne przywodziło na myśl czystego Berliner Weisse. Obecność drożdży swoją delikatną słodyczą troszkę kompensowała wyrazistą kwaskowość, do tego świetnie w tej całej kompozycji odnalazł się nowozelandzki chmiel Green Bullet nadający leciutkie goryczkowe dopełnienie. Kwas Alfa to piwo, które tworzy historię polskiego piwowarstwa rzemieślniczego, tak jak i tę historię ciągle tworzy Warszawski Festiwal Piwa. Kolejna edycja WFP już w październiku! Wyświetl pełny artykuł
  17. Macie dosyć wielkiego miasta? Marzy Wam się życie na wsi? Rzućcie wszystko i róbcie cydr. Tak jak Susie and Ivor Dunkerton. W latach 80 wyrwali się z Londynu na wieś, do Pembrigde w hrabstwie Hereford. Kupili sad, starą prasę do jabłek i zaczęli produkować cydr. Zafascynowani winnicami, postanowili, że nie będą używać chemii. Zajęli się […] Wyświetl pełny artykuł
  18. Znacie opowieść o aniołach, co podpijają whisky? Gdy otwiera się szczelnie otwartą beczkę z leżakującą whisky, nagle okazuje się, że część trunku ubyło. Nazywa się ją „anielską dolą”. Jak się okazuje, anioły lubią nie tylko whisky. Zimową porą raczą się cydrem. Takie informacje znaleźć można na etykiecie Shezam Cider. Prawdziwy cydr, robiony ze świeżo wyciśniętych […] Wyświetl pełny artykuł
  19. Diacetyl (dwuacetyl, 2,3-butanodion, dwumetyloglikosal) to związek chemiczny należący do grupy ketonów. Posiada on charakterystyczny zapach kojarzący się z masłem, toffi lub kinowym popcornem. W niewielkich ilościach akceptowalny w przypadku niektórych stylów piwnych (Scotch Ale, tradycyjnych angielskich ale’ach oraz czeskich pilznerach). Poza tym, uważany jest za wadę. Dwuacetyl w niewielkich stężeniach nadaje piwu pełni i poprawia jego teksturę, z kolei w większych – sprawia, że piwo jest śliskie i męczące w odbiorze. W młodym piwie łatwy do pomylenia z aromatem słodów karmelowych. Próg wyczuwalności tego związku jest bardzo niski (0,010-0,040 mg/l), jednak jego odbiór w piwie przez konsumenta to kwestia indywidualna, a około 20 procent populacji nie wyczuwa tego związku nawet w bardzo wysokich stężeniach. Dwuacetyl to naturalny produkt fermentacji alkoholowej. Niezależnie od tego, czy piwowar chce czy nie, związek ten i tak pojawi się w fermentującej brzeczce. Cała rzecz polega na tym, aby piwowar pomógł drożdżom go „posprzątać”. Początkowo dwuacetyl kojarzono wyłącznie z wystąpieniem w piwie infekcji bakteryjnej. Pasteur jako pierwszy wskazał zależność pomiędzy występowaniem pewnych aromatów i jednoczesną obecnością konkretnych mikroorganizmów w piwie. J.L. Shimwell w 1939 roku powiązał ten związek z charakterystycznym, maślanym posmakiem, a J. Owades w swoich badaniach, prowadzonych w latach 50-tych i 60-tych XX wieku stworzył metodę pomiaru stężenia dwuacetylu oraz wykazał, że to drożdże są głównym odpowiedzialnym za jego powstawanie w piwie. Dalsze badania pozwoliły na jeszcze lepsze poznanie tego związku, jego właściwości, mechanizmu powstawania oraz sposobów jego redukcji. Fermentacja alkoholowa to złożony i wieloetapowy proces. Lakoniczny zapis reakcji chemicznej, w której po stronie substratów znajduje się cukier, a jej produktami (dzięki udziałowi drożdży) są dwutlenek węgla i alkohol etylowy to duże uproszczenie. W trakcie trwania tego procesu powstaje około 500 rozmaitych związków chemicznych, odpowiedzialnych za bukiet smakowy gotowego piwa. Jednym z nich jest diacetyl. Prekursorem ketonu, odpowiadającego za maślny smak piwa, jest alfa-acetylomleczan, pełniący funkcję pośrednią przy syntezie waliny, białka wykorzystywanego przy procesie podziału komórkowego. Spora część alfa-acetylomleczanu wydostaje się poza komórki drożdżowe, gdzie najpierw na drodze nieenzymatycznych przemian staje się kwasem acetylomlekowym, a następnie związek ten w obecności tlenu lub jonów miedzi i żelaza zostaje zamieniony na dwuacetyl. Powstały w ten sposób diacetyl jest następnie wchłaniany przez komórki drożdżowe. W ich wnętrzu jest on najpierw przemieniany w acetoinę, zaś finalnym produktem szeregu reakcji wewnątrz komórkowych jest 2,3-butandiol, wydalany poza komórki. To, czy drożdżom uda się posprzątać ów „maślany rozgardiasz” częściowo zależy od nich, ale w dużej mierze to piwowar powinien zadbać o ich warunki pracy. Zacznijmy od środowiska pracy jednokomórkowych grzybków. Pierwsze kroki ku skutecznej redukcji dwuacetylu piwowar może podjąć już na etapie zacierania. W brzeczce piwnej znajduje się odpowiednia ilość składników istotnych dla drożdży, wykorzystywanych przez nie przy podziale komórkowym. Kluczowymi związkami są aminokwasy, przede wszystkim walina i leucyna. Ogół takich związków w słodzie określany jest jako FAN (free amino nitrogen) – wolny azot aminowy. Związki te powstają w procesie słodowania ziarna, zatem zastąpienie słodu dodatkami niesłodowanym, sprawia, że ilość tych związków w brzeczce będzie mniejsza, co nie ułatwi drożdżom namnażania. Drugim kluczowym elementem jest odpowiednio wysoki poziom natlenienia brzeczki nastawnej. Tlen wykorzystywany jest przez drożdże przede wszystkim w fazie wzrostu (namnażania). W warunkach tlenowych drożdże otrzymują o wiele więcej energii podczas procesów metabolicznych niż w warunkach beztlenowych, przez co są one w stanie wytworzyć odpowiednią ilość komórek, a co za tym idzie, fermentacja przebiegnie sprawnie, a drożdże nie przemęczają się i nie „stresują się” z uwagi na dogodne warunki pracy i właściwą liczbę komórek w brzeczce. Co do głównych sprawców posmaku masła, liczy się przede wszystkim ich żywotność. Zdrowe drożdże będą w stanie pozamiatać bałagan, którego narobiły podczas burzliwej fermentacji. Dlatego same odpowiednie warunki środowiskowe mogą okazać się niewystarczające, jeśli ich kondycja będzie pozostawiać wiele do życzenia. Innym kluczowym czynnikiem jest ilość komórek, którymi zaszczepiono brzeczkę. Jeśli będzie ich za mało, fermentacja będzie się „ślimaczyć”, a zestresowane drożdże po takim maratonie na pewno będą mocno zmaltretowane i mogą już nie być w stanie zredukować dwuacetylu. Szczepy drożdży różnią się pomiędzy sobą, jeżeli chodzi o produkcję tego związku chemicznego i w tych samych warunkach poziom produkcji przez konkretne szczepy może być zróżnicowany – od niskiego do bardzo wysokiego. Uznaje się, że szczepy mocno flokulujące radzą sobie gorzej z redukcją dwuacetylu niż drożdże pyliste, bowiem istnieje ryzyko, że opadną one zbyt wcześnie na dno, pozostawiając w piwie niezredukowany diacetyl lub jego prekursor. W trakcie fermentacji alkoholowej, rzecz ma się inaczej w przypadku lagerów oraz piw górnofermentacyjnych. Drożdże górnej fermentacji z reguły produkują więcej diacetylu, jednak o wiele lepiej – z uwagi na temperaturę fermentacji – zachodzi redukcja tego ketonu. Najlepszym środkiem prewencyjnym jest tu brak pośpiechu. Lepiej przetrzymać nieco dłużej piwo na tym etapie, przed jego oddzieleniem od drożdży nawet jeśli według wskazań cukromierza wynika, że fermentacja już dobiegła końca. Lagery fermentują w niższym przedziale temperaturowym, przez co z jednej strony powstaje mniej diacetylu, ale z drugiej – drożdże potrzebują więcej czasu, aby zredukować jego obecność w piwie (w temperaturze 1 st. C proces ten może trwać nawet 21 dni, podczas gdy w 18 st. C – zaledwie 4). Dobrym środkiem zaradczym jest zastosowanie przerwy diacetylowej, czyli podniesienie temperatury fermentacji do około 20 st. C na okres 2-3 dni, aby drożdże zajęły się jego przetworzeniem. Według doświadczonych piwowarów najlepiej wykonać tę operację, kiedy jeszcze trwa burzliwa fermentacja, a w brzeczce znajduje się pewna ilość cukrów, które są fermentowalne. Alternatywnym rozwiązaniem jest dodanie świeżo fermentującej brzeczki (kräusening), której objętość powinna stanowić 10% gotowego piwa. Taki „mały desant” powinien skutecznie pomóc zredukować stężenie diacetylu w piwie. Istotne jest, aby kroki te podjąć na etapie fermentacji burzliwej, przed oddzieleniem piwa od drożdży, bowiem później może okazać się, że ich ilość w dojrzewającym piwie jest niewystarczająca do reabsropcji diacetylu. Poza tym, jeśli w piwie znajduje się wciąż prekursor tego związku – alfa-acetylomleczan – w wyniku przedostania się do piwa tlenu podczas przelewania go z fermentacji burzliwej na cichą lub na etapie rozlewu, poskutkuje to obecnością maślanego aromatu, zwłaszcza, gdy piwo zostanie poddane pasteryzacji. Istnieje prosty test, dzięki któremu można przekonać się, czy w domowym, fermentującym piwie wciąż obecny jest alfa-acetylomleczan – prekursor diacetylu. Bierzemy dwie próbki piwa, po około 100 ml, które umieszczamy w szklankach i zakrywamy je szczelnie folią aluminiową. Jedną z nich pozostawiamy w temperaturze pokojowej i będzie ona pełnić funkcję próbki referencyjnej. Drugą umieszczamy na 15-20 minut w łaźni wodnej o temperaturze wynoszącej około 65 st. C. Po upływie tego czasu wyciągamy ją, chłodzimy do temperatury próbki referencyjnej i wąchamy je obydwie. Jeśli w schłodzonej próbce wyczuwalny jest diacetyl w wyższym stężeniu niż w próbce odniesienia, to znak, że w piwie znajduje się jeszcze prekursor, który powinien zostać zredukowany przez drożdże. Powyższe rozważania o jakości brzeczki nastawnej, stopniu jej natlenienia oraz kondycji drożdży są kluczowe w przypadku formowania się oraz późniejszej redukcji dwuacetylu, bowiem dobre warunki środowiskowe oraz kondycja Saccharomycesdeterminują udany przebieg tego procesu. W przypadku niespełnienia tych warunków przez piwowara, drożdże będą się męczyć w czasie fermentacji alkoholowej i najprawdopodobniej nie będą już mieć siły na zajęcie się wytworzeniem przez nie „masła w piwie”. Należy także pamiętać o kilku zasadach postępowania w czasie fermentacji. Diacetyl w piwie powstaje także w wyniku infekcji bakteryjnej, spowodowanej przez bakterie z grupy Pediococcus. Ich obecność w piwie objawia się także zwiększona kwaśnością w smaku i aromacie oraz zmętnieniem napoju. Z uwagi na charakterystyczną mieszankę aromatów wprowadzanych do piwa przez te drobnoustroje, odbiór diacetylu, który wyprodukowały jest o wiele bardziej nieprzyjemny, a sam fakt zakażenia - niezaprzeczalny. W tym przypadku niestety nic już nie da się zrobić, a zaistnienie takiej sytuacji to sygnał, że należy zweryfikować procedury czyszczenia i dezynfekcji sprzętu. Innym źródłem zakażenia może być gęstwa drożdżowa. Jak widać, nie taki diabeł straszny. Znajomość kilku zasad z pewnością okaże się pomocna, aby uniknąć wystąpienia tej wady w gotowym piwie. A jeśli warzymy „Szkota” lub czeskiego pilznera, lub klona niektórych polskich piw, wtedy powyższe wywody nie mają zastosowania. Fot.: Garitzko(CC) Bibliografia: Andrzej Sadownik: „Diacetyl w przelocie”, w: „Piwowar”, Nr 13 (Zima 2013), George J. Fix: „Diacetyl: Formation, Reduction And Control”, w: „Brewing Techniques”, July/August 1993, wersja online tekstu dostępna tutaj, Christopher White: „Brewing Science: Controlling Diacetyl”, w: „Brew Your Own”, May 1999, wersja online tekstu dostępna tutaj, „Dealing With Diacetyl: Tips From The Pros”, w: „Brew Your Own”, November 2005, wersja online tekstu dostępna tutaj, Terry Foster: „Diacetyl: Techniques”, w: „Brew Your Own”, July/August 2011, wersja online tekstu dostępna tutaj, „Diacetyl: Homebrew Science”, w: „Brew Your Own”, November 2002, wersja online tekstu dostępna tutaj, http://www.wiki.piwo.org/Diacetyl, opracowanie Dorota Chrapek i Paweł Leszczyński, Michał Kopik: „Masło, maślanka, diacetyl”, http://piwnygaraz.pl/maslo-maslanka-diacetyl/. Wyświetl pełny artykuł
  20. Sezon festiwalowy w pełni, impreza goni imprezę, a każda z nich to spore przedsięwzięcie logistyczne dla organizatorów, ale także dla uczestników. Z tej okazji postanowiłem przygotować dla Was krótki poradnik, jak najlepiej przygotować się do tego typu imprezy. Myślę, że przynajmniej kilka z poniższych rad może się przydać, szczególnie tym, którzy jadą na festiwal w... Read More The post 10 kroków, by przeżyć piwny festiwal jak szef! appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  21. Potencjał warszawskiego rynku lokali z dobrym piwem najlepiej pokazuje przykład tych, którzy otworzyli swoje filie. Pamiętam dysputy z ludźmi, którzy obstawiali które z nowo otwartych w 2013 roku miejsc padnie jako pierwsze. Nie dość, że nie padły, to jeszcze się rozmnażają. Czeska Piviarnia zasługuje pod tym względem na wyjątkową uwagę, ponieważ jako pierwsza podjęła ekspansję na prawą stronę Warszawy. W tamtym rejonie istniał właściwie tylko PDSL, a to też tylko do marca 2015. Tarchomin wydawał się być totalną pustynią, choć pamiętam że drzewiej było się tam ze dwa razy w miejscu z laną Łomżą. Od połowy lutego okoliczni mieszkańcy mają możliwość spróbowania w wersji lanej 5 piw czeskich i jednego rotacyjnego reprezentanta polskich rzemieślników. W porównaniu z macierzystą lokalizacją dwie rzeczy są na plus: po pierwsze więcej miejsca (jest nawet spory taras), a po drugie są w końcu czeskie ciepłe dania na czele ze smażonym serem/hermelinem czy gulaszem z knedlikami! Warto więc zajrzeć na łyk i kęs prawdziwego czeskiego klimatu, a ja czekam na kolejne miejsca po prawej stronie Warszawy. Miejsca na lokale z dobrym piwem jest tu ciągle sporo… Czeska Piviarnia Hospoda Tarchomin, Warszawa, Porajów 10 www.czeskapiviarnia.com Wyświetl pełny artykuł
  22. Słowo „tradycyjny” jest wyjątkowo lubiane w marketingu spożywczym. Swojska chatka, drzewko i rzeczka, i uśmiechnięta babunia na produkcie z wielkiej fabryki – znacie to? Nadużywanie „tradycyjności” doprowadziło do tego, że już mało kto w nią wierzy. I niewiele pomogą spóźnione o dekadę zarzuty Inspekcji Handlowej, o wprowadzanie klientów w błąd. Słowo utraciło wiarygodność. Tymczasem w […] Wyświetl pełny artykuł
  23. oraz alkoholizm Znowu – miał być inny tekst, ale wczoraj niczym smród po wsi rozeszła się wieść o możliwym wprowadzeniu ceny minimalnej na alkohol. Oczywiście w myśl zasady „Unia wypowiada wojnę!”. Co to konkretnie oznacza nie wie nikt, ale na pewno nic rozsądnego. Jako, że rzetelne dziennikarstwo jest już praktycznie gatunkiem zagrożonym wymarciem postanowiłem bliżej przyjrzeć się całemu rejwachowi. Nie było łatwo. Znalezienie czegokolwiek na wspominany w serwisach internetowych temat jest zadaniem co najmniej karkołomnym. Z kolei od lektury oficjalnych dokumentów czuję jak obumiera mi kora mózgowa. Za GazetaPrawna.pl – „Znamy główne założenia, które znalazły się w projekcie Narodowego Programu Profilaktyki Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.”. Rozumiem, że to jakiś przeciek. Mnie niestety nie udało się do niego dotrzeć, jeżeli gdzieś komuś wpadnie w ręce – wrzućcie proszę w komentarzu. Znajdują się tutaj trzy ważne informacje: ograniczenie ilości punktów sprzedaży alkoholu do 1 na 1000 mieszkańców, wprowadzenie minimalnej ceny opartej na jednostkach alkoholu: 2pln za 10g czystego alkoholu, absolutny zakaz reklamowania alkoholu, w tym piwa. Program miałby zacząć działać od stycznia 2016 roku. Przypomnę tylko, że aktualnie obowiązuje Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z dnia 26 października 1982 roku. Myślę, że nawet nie będę tego faktu komentował, bo i po co. Z kolei tak strasznie przydatna Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych ma obowiązujący Narodowy Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych na lata 2011-2015. Oba dokumenty możecie ściągnąć stąd. Nie przestraszcie się tylko strony z końca lat ’90-tych. Wracając do artykułu, parę cytatów. Odnośnie logiki za wprowadzeniem zaleźności opłata/jednostka alkoholu: „ To by spowodowało, że mocne piwo kosztowałoby proporcjonalnie drożej niż słabe. Z kolei 40-procentowego alkoholu nie można by kupić poniżej trzydziestu paru złotych – tłumaczy Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jego zdaniem cena obecnie jest poważnym problemem, bo za średnią pensję można kupić 2,5 razy więcej alkoholu niż jeszcze 12 lat temu. Żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały w ciągu dekady o 47 proc., tymczasem alkohol jedynie o 16 proc., w tym wyroby spirytusowe o 1,7 proc.” Za GUS aktualna średnia pensja wynosi 3783,46 pln. Być może jestem w błędzie, ale stawiam kule przeciwko orzechom, że osoby turbo uzależnione w które miałaby uderzyć zmiana ceny tyle nie zarabiają. „ (…)byłoby zakazanie reklamowania napojów alkoholowych, w tym także piwa, co dziś jest dopuszczalne. – Ostatnie działania marketingowe branży wskazują, że chce ona dotrzeć do jak najszerszej grupy osób. Celem są kobiety, osoby starsze oraz młodzież – zauważa Brzózka. Jego zdaniem nawet reklama piwa nie powinna być legalna, choćby z tego powodu, że polski produkt browarniczy należy do zdecydowanie mocniejszych niż w innych krajach, np. Czechach.” Ten cytat jest tak udany, że muszę odnieść się do absolutnie każdego jego fragmentu. „ Ostatnie działania marketingowe branży wskazują, że chce ona dotrzeć do jak najszerszej grupy osób” Niesamowity skandal, jakaś branża działaniami marketingowymi chce poszerzyć rynek zbytu. I to w dodatku piwa, kto to widział żeby więcej ludzi piwo piło. To w końcu lepiej jak zmienia się struktura spożycia i jest mniej wódki spożywane, a więcej piwa czy nie? „ Celem są kobiety, osoby starsze oraz młodzież – zauważa Brzózka.” Ponownie, kto to widział, żeby kobiety i osoby starsze piły alkohol, a zwłaszcza piwo. Na Zachodzie jest to nie do pomyślenia. Jestem przy okazji ciekaw co uznajemy za młodzież, jeżeli osoby w wieku 18+ to gdzie leży problem? Prawo zezwala. „ Jego zdaniem nawet reklama piwa nie powinna być legalna, choćby z tego powodu, że polski produkt browarniczy należy do zdecydowanie mocniejszych niż w innych krajach, np. Czechach.” To już jest argument na który nawet nie mam sensownej odpowiedzi. Przypuszczam, że my jako branża piwa rzemieślniczego w całości to już w ogóle jesteśmy zakałą narodu. Barley wine, RISy, AIPA, BIPA, podwójne IPA. To wszystko jest „zdecydowanie mocniejsze niż w innych krajach, np. Czechach”. Przy okazji czy Pan Brzózka słyszał o takim kraju jak Belgia? Oraz jakie tam strasznie straszne piwa mają? „ Program miałby działać od stycznia 2016 r. – I choć znalazłyby się w nim jedynie zalecenia, musi on być przyjęty przez Radę Ministrów. Co z kolei wiązałoby się ze zgodą na wprowadzenie odpowiednich zmian ustawowych, by znajdujące się tu zalecenia mogły być realizowane – tłumaczy Brzózka.” Musi to na Rusi. „ Zmiany są zgodne z ogólnoświatowymi trendami. Polska jest wraz z Wielką Brytanią przedstawicielem regionu europejskiego w zespole doradczym WHO pracującym nad polityką redukcji szkód powodowanych alkoholem.” Ha! I tu właśnie leży pies pogrzebany. Wygląda na to, że rzeczywiście stare media mają problem z dogonieniem blogerów pod kątem wyszukiwania informacji. Parę kliknięć w Google i mogę już radować swe oczy dokumentem sygnowanym przez brytyjską Izbę Lordów w ramach wspomnianego zespołu doradczego oraz komisji UE. Dokument do pobrania tutaj. Przy okazji wspaniała nazwa pliku – 123.pdf. Ja rozumiem, że szukanie logiki w socjaliźmie jest z góry skazane na porażkę. Dodatkowo mamy w Polsce wprawę w braniu pewnych rozwiązań czy to praktycznych czy prawnych z Zachodu i wyrzucaniu z nich wszystkich logicznych elementów zostawiając kalekie wynaturzenie. Ja to wszystko rozumiem. Co nie zmienia faktu, że nadal doprowadza mnie to na skraj apopleksji. Wracając do dokumentu z nie tak już dalekiego Albionu. Musimy zdać sobie sprawę z pewnych dyskretnych, acz znacznych różnic jeżeli chodzi o kwestie spożycia alkoholu oraz tego jak to wygląda w praktyce. Wielu z Was miało już okazję być w UK i doskonale wiecie o co chodzi. Natomiast jeżeli nie byliście to przysłowiowe „angielskie wycieczki” w Krakowie, Poznaniu, Warszawie czy innym większym mieście w punkt oddają tą kwestię. Polecam tutaj lekturę „A man walks into a pub” autorstwa Pete’a Browna. Już na pierwszych stronach ksiażki Pete wymienia 120 określeń w języku angielskim na oddanie różnych stopni upojenia alkoholowego. Ogólnie ponoć jest ponad 800. W ramach tych trzech punktów interesuje nad rozdział 6 dokumentu – Pricing. „ There is a considerable measure of agreement that one of the main causes of binge drinking in the UK is ‘pre-loading’.” Czyli młodzi ludzie zanim wyjdą na balety na miasto (gdzie w knajpach alkohol jest zdecydowanie droższy niż sklepowy) ekonomicznie robią sobie „biforek”. Taka moja uwaga – warto poczytać co tam jest napisane, w przeciwieństwie do naszych oficjalnych dokumentów czyta się jak dobrą prozę: „Needless to say, industry representatives did not agree with this view. Mr Beale’s dismissive comment was: “What often gets in the way of a good story are the facts.”” „ A ban on selling alcohol below the “permitted price” was introduced through the Licensing Act 2003 (Mandatory Conditions) Order 2014140 and came into force on 28 May 2014. The schedule to the Order defines the “permitted price” as the level of alcohol duty plus VAT. This means that a 440 ml can of average strength lager (4% ABV) cannot be sold for less than 40p, a 70 cl bottle of vodka (37.5% ABV) for less than £8.89, or a 75 cl bottle of wine (12.5% ABV) for less than £2.46.141 Sale at these prices still results in a loss to the retailer.” Zwróćcie uwagę na kwoty, jak również stwierdzenie że i tak są one ustalone poniżej jakiejkolwiek marży. Ergo – alkohol sprzedawany jest droższej niż w odgórnie ustalonych minimalnych cenach ze względu na zwyczajne prawidła rynkowe. „ Ms Brown, describing the work of ScHARR, said: “ Their modelling predicts that the people who would benefit the most in terms of reduced rates of liver disease, negative health outcomes and social problems would be the heaviest drinkers from the lowest social economic groups. So this is a specifically targeted policy that could help to reduce the gap in inequalities across the UK. That is such an important message that needs to be understood from the research that is coming out. This is exactly the solution that we want to see, because it does not unfairly penalise responsible drinkers across the board, be they from high or low incomes; it just targets drinkers who drink the very strong, cheap drink.” Ten cytat. Ten konkretny cytat. Zapamiętajcie i miejcie z tyłu głowy przy każdej medialnej dyskusji na temat tego projektu na naszej pięknej ziemi. „ Prof Sheron supported this view: “a minimum unit price does not affect the price of all alcohol, only the price of the cheapest alcohol. Specifically, we are talking about 7.5%, three-litre bottles of electric soup cider, which is what my patients with cirrhosis are drinking—and frankly, if you are drinking that stuff, you have a drink problem. Normal people do not drink that stuff. So it is not perfect, but it is very heavily targeted to where the problem is compared to a general increase in taxation.”” Znowu – celem są ludzie, którzy wypiją absolutnie wszystko co ma alkohol byle tylko dostarczyć go do organizmu. Za wszelką cenę. W teorii są celem ponieważ inna opinia wynikająca z tych samych badań: „ Mr Frost amplified these views: “We think that minimum unit pricing is quite a heavy-handed way of getting people who already drink responsibly to drink slightly more responsibly by making their drink that bit more expensive, while having no effect on those who drink harmfully or hazardously … all the international studies that we are aware of suggest that harmful and hazardous drinkers, in those circumstances [if the price is increased], simply cut other things in order to maintain alcohol consumption or they go to illicit alcohol instead. In other words, the price responsiveness of heavy drinkers is close to zero.”” Oraz następny akapit: „ Mr Beale supported this view and strongly criticised the Sheffield model: “Any economist will tell you that this [MUP] is a population-based measure. It is in no way targeted; it cannot be. As a result, it hits the poorest drinkers hardest. There is no evidence to suggest that they are the most irresponsible drinkers—quite the reverse … Equally, the heaviest drinkers we know very well are the least responsive to price. The only thing I am sure about with minimum unit pricing is disappointment will ensue.”” Najważniejsza kwestia – responsywność cenowa osób uzależnionych od alkoholu jest zerowa. Trudno nie zacytować tutaj starego dowcipu: -Tato,tato! Alkohol znowu podrożał, czy to oznacza że będziesz mniej pić? – Nie, to oznacza że będziesz mniej jeść. I dokładnie tak to będzie w praktyce wyglądało. Ale kogo tam interesują rykoszety, prawda? Zbliżam się do 1700 słów, więc ostatni cytat. Tym razem za Dziennik.pl: „– Polityka cenowa to jeden z najskuteczniejszych elementów walki z alkoholizmem – mówi DGP wiceminister zdrowia Igor Radziwiłł-Winnicki. Jak tłumaczy, w Polsce ok. 60 proc. konsumpcji alkoholu stanowi piwo. – To pokusa dla młodych osób. Ścieżka do szybkiego upicia się. Nie ma kultury spożywania piwa dobrej jakości – komentuje. Zdaniem wiceministra minimalna cena alkoholu byłaby również sposobem na wsparcie polskich producentów. Winnicki popiera także całkowity zakaz reklamy, w tym – dziś dozwolonej – reklamy piwa.” Badania jak widać dowodzą inaczej, ale spoko. „To pokusa dla młodych osób. Ścieżka do szybkiego upicia się. Nie ma kultury spożywania piwa dobrej jakości – komentuje.” I dlatego, że nie ma ukręcimy naszymi działaniami możliwości jej narodzenia się. Panie Wiceministrze, święty Tomasz widzi jak robicie dziwkę z logiki. „Zdaniem wiceministra minimalna cena alkoholu byłaby również sposobem na wsparcie polskich producentów.” Jak? Po prostu zapytam jak? Bo okazuje się, że moja wyobraźnia jednak ma granice. Reasumując – jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Alkoholicy prędzej zrezygnują z jedzenia (nie tylko dla siebie) niż z alkoholu. Dodatkowo powitamy szarą strefę oraz pokątnie pędzony alkohol lub wręcz „z odzysku”. Do obowiązkowego wyposażenia apteczki należy w związku z tym dodać połówkę wódki w celu ratowania człowieka w przypadku zatrucia metanolem. Z punktu widzenia blogera piwnego wyjątkowo nieciekawa jest kwestia „reklamy alkoholu w tym piwa”. O ile zakład, że przy bardzo minimalnym wysiłku i standardowej złej woli blogi piwne zostaną uznane za reklamujące alkohol? Uwaga: w dzisiejszym wpisie bazowałem na informacjach prasowych, wypowiedziach osób w mniejszym lub większym stopniu decyzyjnych oraz dokumencie, który jak mniemam jest trzonem zapowiadanych zmian. Żeby móc odnieść się całkowicie do zapowiadanych zmian musiałbym dostać do rąk dokument, który będę mógł ocenić pod kątem merytoryki i odniesienia do rzeczywistych potrzeb społeczno-rynkowych. Natomiast aktualnie widzę parę zagrożeń dla całego rynku alkoholowego w Polsce, nie tylko branży piwnej. Alkohol jest ksenobiotykiem. Nawet wodą w nadmiarze można się zatruć, z kolei człowiek ma taką psychikę że jest w stanie uzależnić się od czegokolwiek – choćby to było obgryzanie izolacji z kabli czy zlizywanie tynku ze ścian. Czy oznacza to, że należy zmusić producentów do tworzenia tynku smakowego? Jestem przeciwny tworzeniu prawa pod patologię, jednocześnie karząc normalną większość społeczeństwa. Kwestia zależności cenowej kwota/ilość jednostek alkoholu. Jedna miara dla każdego. Już nawet nie wnikając w to ile piw rzemieślniczych ma powyżej 6% zawartości alkoholu. Zastanówcie się co się stanie z wprowadzanymi w bólach alkoholami regionalnymi. Śliwowica Łącka z 80 obrotami? Jaka będzie minimalna cena po wprowadzeniu przepisów? Różnego rodzaju regionalne księżycówki, nalewki itp? Ma to pomóc polskim producentom? Jak? Ograniczenie punktów sprzedaży. Już teraz nowe wielokrany często napotykają problemy z aparatem urzędniczym i pozwoleniami. Jak mamy budować kulturę piwną, jeżeli zacznie być problem z możliwością otworzenia wielokranu czy sklepu specjalistycznego? Reklama. Gwarantuję Wam, że jeżeli to przejdzie to piwne blogi (czy ogólnie blogi zajmujące się alkoholem, choćby sporadycznie) zaczną być traktowane dokładnie tym samym przepisem. W końcu czym jest pozytywna recenzja piwa z zachętą spróbowania jak nie jego reklamą? Przeniesiemy się na zagraniczne serwery i zaczniemy pisać po angielsku/niemiecku/włosku/hiszpańsku? Pozostawiam ten temat pod Wasz osąd i dyskusję. W każdym razie ja osobiście bym tego nie lekceważył. Może wypadałoby, żeby PSPD uaktywniło się politycznie? Bo jak na razie jedyna nadzieja w Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego jako jedyną organizacją z wystarczającą siłą przebicia. Wyświetl pełny artykuł
  24. Dziś na blogu wyjątkowy gość – Krzysztof Skiba, lider zespołu Big Cyc, który opowiedział mi trochę o planach związanych z najnowszą płytą zespołu, a także, po raz pierwszy ujawnił szczegóły dotyczące… piwa Big Cyc. Tylko u mnie, ekskluzywnie, przedpremierowo! The post Ekskluzywny wywiad z Krzysztofem Skibą appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  25. Nowa piwna fala zatacza coraz szersze kręgi, czego dowodem jest udostępnianie swoich mocy przez kolejne browary dla ciągle powstających inicjatyw znanych pod pojęciem „browarów kontraktowych”. Mieliśmy już warzący w opolskim Słociaku (choć tam pierwszy był Świnski Ryjek), potem piwny światek zelektryzowała wiadomość o udostępnieniu mocy dla Szpunta przez niesławny browar Koreb. Teraz wystartowały dwie inicjatywy warzące w szczyrzyckiej Marysi. Pierwotnie to był jeden z najmniejszych browarów w Polsce, ale od jakiegoś czasu warzenie odbywa się na sprzęcie o wybiciu 5 hl. Co istotne, właściciel tego browaru ma już właściwie gotowy do uruchomienia zdecydowanie większy zakład urządzony w zabudowaniach dawnego browaru cystersów. To na pewno będzie łakomy kąsek dla kontraktowców. A póki co w Szczyrzycu mamy ich dwóch – Fabrykę Piwa oraz PiwoWarownię. Korzystając z okazji przyjazdu do Krakowa na 2 urodziny Pracowni Piwa, zjawiłem się na premierze tej drugiej inicjatywy. PiwoWarownia to przedsięwzięcie Łukasza Gustkiewicza, a konsultantem do spraw piwa jest prezes małopolskiego oddziału PSPD, Mateusz Górski.W krakowskiej Strefie Piwa zaprezentowano trzy piwa. Na początek wybór wydawał się być idealny – Hop Session w stylu APA. Jakież było moje zdziwienie gdy w aromacie cytrus był śladowy, natomiast bardziej wyrazisty był słód. Smak potwierdził to odczucie – piwo było słodowe, lekko kwaskowe w skutek sporego wysycenia, z umiarkowaną goryczką. No jakby nie patrzeć to był craftowy lager! Przynajmniej tak właśnie powinien smakować ten styl w rzemieślniczym wydaniu. Chłopaki mówili, że tydzień wcześniej cytrusowy aromat był tu naprawdę mocny. Cóż, pozostało po nim tylko wspomnienie. Kolejnym piwem był Flower Piwer czyli żytnia AIPA chmielona odmianą Equinox. W aromacie początkowo nie działo się kompletnie nic. Za to w smaku rewelacyjna żytnia oleistość i treściwość, przy czym udział słodu żytniego w zasypie to tylko 9%! Goryczka była tu co najwyżej średnio intensywna choć lekko zalegająca. Po ogrzaniu w aromacie pojawił się cytrusowy motyw. Ciekawe piwo, głównie ze względu na fantastyczne odczucie żyta. W końcu przyszła kolej na Czarną Mańkę w stylu american stout. Początkowo typowy dla ciemnych piw chmielonych amerykanami, sosnowo-iglasty aromat, potem pojawia się czekolada, a na sam koniec po ogrzaniu wychodzi motyw cykorii charakterystyczny dla kawy zbożowej. W smaku optymalnie zbalansowane – kawa, czekolada i goryczka są tu w równowadze. Piwo zdecydowanie wytrawne, choć i jasne odmiany z PiwoWarowni były na szczęście pozbawione słodkich akcentów. Debiut PiwoWarowni wypadł zatem całkiem nieźle, choć po opisach piw widać że pracy jest tu jeszcze sporo, szczególnie w kwestii aromatu. A ja czekam na pierwsze piwa, które zostaną uwarzone już w nowym „po-cysterskim” browarze! Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.