Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 710
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Jak pewnie wiecie, robienie relacji z wydarzeń nie jest moją ulubioną działką. Z tym tematem jest tak, że albo się będzie pierwszym, albo kolejnym, który zrobi to samo, co ktoś inny zrobił już wcześniej. A ja nie za bardzo lubię być kolejnym, a często bywam zbyt leniwy, żeby być pierwszym. Dlatego z reguły jak nie... Read More The post Pojedynek festiwali: WFP vs. WFDP appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  2. Samo słowo „sake” w języku japońskim oznacza napój alkoholowy. W kręgu cywilizacji zachodniej jest ono praktycznie utożsamiane z tym konkretnym rodzajem trunku, wytwarzanym na bazie ryżu i wody, który Japończycy nazywają „nihonshu”. Dlaczego zatem postanowiłem temu napojowi poświęcić wpis? Bowiem sake, które w powszechnej świadomości określane jest mianem „wina ryżowego” lub „wódki ryżowej”, tak naprawdę jest napojem, któremu bliżej jest do piwa niż wina. Przede wszystkim, jest trunkiem alkoholowym wyrabianym na bazie zbóż, a nie owoców jak wino. Sposób jego produkcji jest jednak zgoła odmienny od piwa, o czym będzie mowa później. Początki tego napoju, jak to zwykle bywa, toną w mrokach historii. Z fragmentarycznych zapisów (starochińskich tekstów) wiadomo, że napoje alkoholowe na bazie ryżu wytwarzano w Japonii już 2000 lat temu. Według jednych, sztuka ta trafiła do Japonii z Chin, według innych – możliwe, że rozwój rolnictwa był bezpośrednio związany z początkiem wytwarzania napojów wyskokowych na tych ziemiach. Pierwsze wzmianki o napoju alkoholowym wytwarzanego z ryżu pojawiają się w japońskich źródłach pisanych w VIII wieku n.e. Najprawdopodobniej początkowo sake wytwarzano w sposób podobny do chichy. Ryż przeżuwano, wypluwano do naczynia, zalewano wodą, po czym następowała fermentacja alkoholowa. Trunek ten był spożywany przede wszystkim podczas ceremonii religijnych (przede wszystkim zaślubin), a także składano go w ofierze. Do rozwoju technik produkcyjnych przyczyniło się zwiększenie efektywności upraw ryżu, a także odejście od metody przeżuwania ziaren ryżu na rzecz kultur grzybów pleśniowych z grupy kropidlaków (Aspergillus oryzae, po japońsku „koji-kin”). Wiadomo, że grzyby pleśniowe przy wyrobie napojów alkoholowych wykorzystywano w Starożytnych Chinach już w III w. p.n.e. Przyjmuje się, że technika ta dotarła do Japonii później i za umowną datę jej implementacji uważany jest VIII wiek n.e. Ponadto, w związku w wykorzystaniem grzybów pleśniowych, które wprowadzano do wymieszanego ryżu z wodą, zaczęto stosować metodę polegającą na podwajaniu masy starteru, przed dodaniem go do naczynia, gdzie zachodził etap właściwej fermentacji alkoholowej, w którym znajdował się nasączony wodą ryż (jego porcja także ulegała systematycznemu powiększaniu do otrzymania finalnej ilości zacieru). O metodzie podwajania wspominano w jednym z tekstów o sake, pochodzącym z 1599 roku. Ze źródeł pisanych pochodzących z końca XVI wieku wiadomo także, że Japończycy poddawali ichnie fermentum pasteryzacji (na 250 lat przed Ludwikiem Pasteurem). Zdawano sobie sprawę, że gotowe sake, przechowywane w beczkach łatwo ulegało zepsuciu, dlatego podgrzewano je i utrzymywano w cieple przez pewien czas. Schłodzony trunek trafiał z powrotem do beczki, gdzie nadal pozostawał wystawiony na niebezpieczeństwo infekcji, dlatego operację tę powtarzano co jakiś czas, dla ochrony tego napitku. Niektórzy w tej praktyce dopatrują się początków tradycji podawania sake w podgrzanej postaci (dziś ciepłe sakepreferowane jest w okresie zimowym). W XIX wieku do Japonii zaczęły docierać nowinki techniczne z kontynentu europejskiego. Płótna do wyciskania sake zastąpiły mechaniczne prasy, drewniane beczki zostały wyparte przez zbiorniki wykonane z nierdzewnej stali, zaczęto także hodować i wykorzystywać czyste kultury drożdży i kropidlaka, co znacznie wpłynęło na poprawę smaku tego napitku. Gotowy trunek zaczęto pakować w butelki i poddawać pasteryzacji (o wiele lepiej rozumianej niż kilka wieków wcześniej). Dobrą passę przełamał wybuch II wojny światowej. Niedobory ryżu oraz praktyka dodawania cukru i spirytusu znacząco wpłynęły na pogorszenie jakości tego trunku. Doprowadziło to do rozłamu pośród producentów sake. Część z nich do dziś dodaje spirytus do gotowego napoju. Sake „zaprawiane” w ten sposób nazywane jest „honjozo”. Bardziej jednak cenione są marki z „własnym alkoholem”, które znacznie lepiej wpisują się w wielowiekową tradycję produkcji tego napoju alkoholowego. Ten rodzaj sake nazywa się „junmai”. Zaznaczyć należy, że spirytus dodawany jest do marek tańszych. Po II wojnie światowej duże wytwórnie sake zaczęły zawłaszczać rynek oraz stosować praktyki typowe dla wielkiego przemysłu (jak najtaniej, jak najszybciej), w związku z czym wiele tradycyjnych wytwórni sake zbankrutowało nie wytrzymując konkurencji. Tradycyjny sposób wyrobu sake jest czasochłonny, oraz wymaga sporych nakładów pracy, co wpływa na ostateczną cenę gotowego produktu, czyniąc go niekonkurencyjnym w walce z produktami masowymi. Obecnie sake produkowane jest także poza granicami Japonii. Cieszy się ono dużą popularnością w USA, a także zaczęto produkować je w Europie. Miejsce produkcji sake w Japonii nazywa się „kura”, a osoba zajmująca się wyrobem tego napoju alkoholowego to „toji”. Jeżeli chodzi o surowce wykorzystywane przy produkcji tego napoju, za bazowe uznawane są ryż i woda. Innym kluczowym elementem są mikroorganizmy, dzięki którym ryżowa papka zamieniana jest na napój alkoholowy. Woda, tradycyjnie używana do produkcji tego trunku powinna być miękka, zawierać sole kwasu fosforowego, magnez, sód oraz chlorek wapnia. Nie powinno być w niej jonów żelaza. Producenci sake, podobnie jak piwowarzy, często dokonują korekty składu mineralnego wody na ich potrzeby. Ryż do produkcji sake powinien być bogaty w skrobię. Preferowane są odmiany (jest ich kilkadziesiąt) o krótkich, kulistych ziarnach. Aby przygotować ziarno ryżu do produkcji nihonshu, oddziela się je od łuski, po czym poddaje polerowaniu. Proces ten polega na usunięciu zewnętrznej warstwy ziarna, aby uzyskać jak najlepszy dostęp do znajdującej się w jego wnętrzu skrobi. W wyniku polerowania ziarna, może ono utracić od 25 do nawet 70% pierwotnej masy. Najdroższe marki tego trunku powstają z najmocniej spolerowanego ryżu. Celem tego procesu jest także pozbycie się związków zawartych w ziarnie, które mogłyby negatywnie wpłynąć na gotowy produkt. Przygotowane ziarna moczy się w wodzie, po czym gotuje się na parze, aby skleikować zawartą w nich skrobię, a także w celu jego dezynfekcji ze znajdujących się na nim mikroorganizmów, takich jak niepożądane bakterie, czy dzikie drożdże. Za najlepszą odmianę do produkcji sake uważa się ryż Yamada Nishiki. Wspomniane wyżej mikroorganizmy pełnią kluczową rolę w produkcji sake. Grzyby Aspergillus oryzae (koji-kin) przetwarzają zawartą w ziarnie ryżu skrobię na fermentowalne cukry proste. Grzyby te dodawane są do schłodzonego po kleikowaniu ryżu, w którym zaczynają się namnażać. Do powstałego koji dodawane są stopniowo kolejne porcje ryżu i wody, przy czym każdy kolejny dodatek jest dwukrotnie większy od poprzedniego. Innymi mikroorganizmami są drożdże Saccharomyces cerevesiae. Są to specjalne szczepy, odporne na wysokie stężenie alkoholu etylowego (powyżej 20%). Drożdże dodawane są do koji, przed rozpoczęciem właściwej fermentacji alkoholowej. Starter zawierający komórki pleśniowe oraz drożdżowe nazywa się „moto” lub „shubo”. W jego przypadku także stosuje się dodatek coraz większych (podwojonych) porcji nasączonego wodą ryżu. Jak już wspomniałem, proces produkcyjny sake rozpoczyna się od obróbki ryżu (łuskanie, polerowanie, namaczanie, gotowanie, studzenie), po czym do otrzymanej papki dodawane jest koji. Proces ten trwa od 40-72 godzin. W tym czasie koji jest systematycznie mieszane, a jego temperatura jest stale monitorowana. Dojrzałe koji posiada specyficzny zapach, kojarzony z orzechami. W tym samym czasie, w osobnym naczyniu, wyrabiany jest starter drożdżowy „moto”. Składa się on z ugotowanego wcześniej ryżu, ryżu zaszczepionego pleśnią, a także komórek drożdżowych Jego ilość jest systematycznie powiększana, po czym dodawana jest do masy znajdującej się w zbiorniku fermentacyjnym wraz z hodowanym równocześnie koji. Przez kilka kolejnych dni ilość ryżu nasączonego wodą jest regularnie podwajana, do momentu otrzymania docelowej ilości zacieru, zwanego po japońsku „moromi”. Zwiększanie ilości zacieru następuje w pierwszych dniach fermentacji alkoholowej. Tradycyjnie, zabieg ten wykonuje się trzy razy i każdy z kolejnych dodatków ryżu, wody oraz koji posiada swoją nazwę: pierwsza porcja dodawana pierwszego dnia to „hatsuzoe”, druga (dodawana trzeciego dnia) – „nakazoe”, a trzecia (wprowadzana do kadzi w czwartym dniu) – „tomezoe”. Pomiędzy pierwszym i trzecim dniem stosuje się przerwę, w której trakcie mikroorganizmy namnażają się. Etap ten nazywany jest „odori”. Sam etap fermentacji alkoholowej trwa ok kilkunastu do kilkudziesięciu dni. W jego trakcie grzyby pleśniowe zamieniają skrobię na cukry proste, które są przetwarzane przez drożdże na alkohol etylowy i dwutlenek węgla. Cały proces odbywa się stopniowo, przez co drożdże nie mają problemów z szybko zmieniającym się stężeniem alkoholu jak w przypadku brzeczki piwnej, gdzie wszystkie cukry są „podane na tacy”, dzięki temu, są one w stanie wytworzyć trunek o mocy przekraczającej nawet 20% alkoholu. Temperatura fermentacji, użyta odmiana ryżu, zastosowany szczep drożdży, skład mineralny wody mają kluczowe znaczenie dla smaku gotowego sake. Po zakończeniu fermentacji ryżowa pulpa jest wyciskana i uzyskany w ten sposób trunek poddawany jest pasteryzacji, opcjonalnie filtracji. Pozostała papka ryżowa „kasu” wykorzystywana jest w celach spożywczych jako składnik wielu potraw lub surowiec do wyrobu stołowego sake – „amazake”. Jeśli woltaż gotowego sakema być „podbity” spirytusem, destylat dolewany jest przed wyciskaniem sake z ryżowej masy. Zdarza się, że stosowana jest odwrotna praktyka, polegająca na dodawaniu wody w celu obniżenia mocy gotowego napoju. Otrzymany trunek poddawany jest leżakowaniu, które trwa od kilku tygodni do sześciu miesięcy (w niektórych przypadkach dojrzewanie może trwać nawet dwa lata i dłużej). Po jego zakończeniu, sake jest butelkowane i ponownie pasteryzowane. Nihonshu to napój alkoholowy, w którym zawartość alkoholu waha się w przedziale 12-20% alk. obj. Trunek ten nie jest predestynowany do długiego leżakowania i poza nielicznymi wyjątkami, najlepiej spożywać sake, gdy jest ono świeże. Tradycyjnie jest ono serwowane w specjalnych, porcelanowych czarkach, które mogą mieć kształt cylindryczny („ochoko”), płaski („sakazuki”) lub w drewnianym naczyniu, przypominającym swym kształtem pudełko („masu”). Sake jest nalewane do czarek z wąskich i wysokich dzbanów („tokkuri”) lub naczyń przypominających kształtem dzbanek do herbaty („katakuchi”). Tradycyjna metodą podawania tego napitku jest serwowanie go podgrzanego do około 40-50 stopni Celsjusza. Na etapie kilku ostatnich dekad coraz częściej spotyka się głosy lansujące tezę, że najlepiej podawać sake w temperaturze pokojowej lub nawet schłodzone – do maksymalnie 10-12 st. C. Zalecane jest delikatne podgrzewanie napoju, zatem najlepszym sposobem będzie kąpiel w naczyniu z podgrzaną wodą. Podobne „otwarte podejście do tradycji” prezentowane jest także w kontekście naczyń do jego konsumpcji. Wielu miłośników sake uważa, że o wiele lepiej sprawdzą się kieliszki do białego wina niż tradycyjne czarki, bowiem lepiej zatrzymują one aromat napoju, co zapewnia lepsze doznania podczas degustacji. Tradycyjnie wznoszony toast w Japonii brzmi „kanpai!” (kampai). Zgodnie z japońskim konwenansem, trunku tego nie powinno się pić samotnie, a jego degustacji powinno towarzyszyć jedzenie. Na sam koniec warto zwrócić uwagę na różnorodność w tej kategorii napojów alkoholowych, dzierżących to wspólne miano. Jest tutaj wiele podziałów ze względu na takie kryteria jak: barwa gotowego trunku, smak (od wytrwanego po słodki), jego moc (najmocniejsze wersje noszą nazwę „genshu”,istnieje także słabszy wariant tego napitku – „amazake” – sake stołowe, codzienne), dodatek spirytusu (lub jego brak), filtrację lub jej brak („nigorizake” – sakeniefiltrowane), region produkcji, użytą odmianę ryżu, stopień obróbki ziarna („ginjo” – stopień spolerowania ziarna wynosi co najmniej 40%, „dajginjo” – co najmniej 50%), wykorzystany szczep drożdży, długość leżakowania („koshu” – sake leżakowane 5 lat, „taruzake” – nihonshu leżakowane w drewnianych beczkach), pasteryzację lub jej brak („namazake” – sake niepasteryzowane), etc. Ostatnimi czasy panuje moda na „sakeorganiczne”, do którego produkcji wykorzystywany jest ryż z ekologicznych upraw. Osobna kategoria jest sakemusujące. Znawcy tego trunku dzielą go na kilkaset stylów. Fot.: drufisher, @Flickr (CC BY-NC-ND 2.0) Bibliografia: Mariusz Kapczyński: „Sake: japońska duma”, w: „Vinisfera”, tekst dostępny tutaj, Bob Taylor: „Making Sake”, w: „Brew Your Own”, November 2008, tekst dostępny tutaj, Fred Eckhardt: „The Trouble With Sake”, w: „Zymurgy”, September/October 2004, Paul „Zok” Zocco: „Subtle And Savory Sake”, w: „Zymurgy”, March/April 2013, Fred Eckhardt: „The Subtle Glory That Is Sake”, w: „Zymurgy”, July/August 2001. Wyświetl pełny artykuł
  3. Brytyjczycy bardzo cenią sobie żywność organiczną. Powszechny jest pogląd, że organic food jest lepszej jakości i ma więcej właściwości prozdrowotnych, niż zwykłe produkty. Rynek żywności organicznej jest duży i ciągle rośnie, a cydry stanowią jego część. Dunkertonowie na swojej cydrowej farmie nie używają chemii. Ze szkodnikami walczą metodami biologicznymi, nawożą naturalnie. Szczycą się tym, że […] Wyświetl pełny artykuł
  4. Za nami druga edycja wrocławskiego Beer Geek Madness. Dwanaście polskich premier, browar The Alchemist ze swoim słynnym Heady Topper, ciężko dostępne piwa z USA, koncerty, wystawy i afterparty na dachu. Na papierze wygląda to wszystko niezwykle zachęcająco. A jak było w praktyce? Za sprawą typowych konsekwencji podróży polską koleją na miejsce dotarłem dosyć późno, bo dopiero po godzinie 19. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Pomimo pominięcia kilku wystąpień na scenie czy pobocznych wydarzeń, takich jak sadzenie craftowego drzewa przez zespół Please The Trees, zdołałem całkowicie ominąć kolejki do wejścia, organizm po wygrzaniu w obligatoryjnej saunie oferowanej przez PKP wręcz domagał się chłodnego piwa, a najlepsze i tak było ciągle przede mną. Ale zacznijmy od początku… MiejsceA zacząć warto od opisu samego miejsca. Zaklęte Rewiry od pierwszego kontaktu urzekają swoim lekko surowym, klubowym klimatem i pokazują, że mamy do czynienia z imprezą inną niż typowe polskie festiwale piwne. Przytłoczyć może też ich wielkość. Mimo, że każdy uczestnik przy wejściu otrzymał dokładną mapkę, na początku i tak trudno było połapać się gdzie właściwie jesteśmy i o co w tym wszystkim chodzi. Zadania nie ułatwiały spore ilości przepływających jeszcze wtedy ludzi, uniemożliwiających znalezienie sobie dogodnego kąta na jej głębszą analizę. Ten aspekt na szczęście z godziny na godzinę wyglądał coraz lepiej. Prawdę mówiąc lekki ścisk odczułem tylko przez pierwsze kilkadziesiąt minut od wejścia na teren imprezy. Z biegiem czasu płynne poruszanie się po obiekcie, czy nawet znalezienie sobie wygodnego kawałka ziemi na krótki odpoczynek nie stanowiło problemu. Kolejki do łazienek czy strefy gastronomicznej w zasadzie nie istniały, a te do stoisk z piwem były kwestią maksymalnie kilku minut oczekiwania. Tak więc przy szacowanej frekwencji około 3000 osób uważam, że Zaklęte Rewiry poradziły sobie znakomicie. PiwoKolejną rzeczą wyróżniającą Beer Geek Madness spośród innych imprez jest są warzone specjalnie na tę okazję, często bardzo nietypowe i eksperymentalne piwa. Każdy z zaproszonych polskich browarów przywiózł ze sobą jedno piwo premierowe i jedno sztandarowe ze swojej oferty. Ze wszystkich premier uczestnicy w wyniku głosowania wybrali najlepsze, tzw. Beer Geek Choice. Zwycięzcą został Browar Widawa ze swoim X, czyli American IPA leżakowanym w beczkach po Jacku Danielsie, którego wyszynk prowadzono przy pomocy azotu. Niestety piwo to skończyło się gdy dzieliło mnie od niego może jeszcze pół metra kolejki, która notabene do stoiska Widawy była wiecznie najdłuższa. Dochodzimy tutaj do największego spośród bardzo nielicznych niedociągnięć imprezy – piwa było zwyczajnie za mało. Spróbowanie wszystkich premier wymagało narzucenia niemałego tempa i przemyślanej taktyki, a przed północą nie można było się napić już chyba niczego (nie licząc wsparcia, które pojawiło się na dachu, ale o tym za chwilę). Niezbędnik każdego uczestnika. A jak wyglądała reszta polskich premier?Piwoteka, Albedo (Imperial Witbier z białym pieprzem i białą kurkumą) – aromat zdecydowanie przyprawowy, kolendra, może nieco tego pieprzu. Nie znam aromatu kurkumy, ale przyprawowość była tutaj bardziej rozbudowana niż w typowym, opartym na samej kolendrze Witbierze. Niestety intensywność aromatu pozostawiała wiele do życzenia. Smak bardzo podobny – przyprawowy z lekką kwaskowatością, jednak to wszystko zbyt mało intensywne, piwo było lekko puste. Zabrakło mu też typowej dla stylu rześkości, co można poniekąd tłumaczyć ‚imperialnością’ tej wersji, ale uważam, że dobry Imperial Witbier potrafi połączyć stosunkowo dużą treściwość ze swoim typowym, orzeźwiającym akcentem. Kraftwerk, Citrinitas (Smoked Chilli India Pale Ale) – aromat bardzo obiecujący, cytrusy, wyraźna brzoskwinia i dobrze wyważona wędzonka. W smaku nieco gorzej. Zabrakło tutaj znowu intensywności, przez co całość wydała się trochę za pusta. Chilli wyczuwalne może na granicy percepcji, nie wiem czy bez sugestii bym w ogóle zauważył. Goryczka zdecydowanie za niska. Generalnie mimo niedociągnięć piwo dosyć przyjemne. Mason, Rubedo (Pine Smoked Altbier) – w aromacie lekkie tostowe nuty i minimalna wędzonka. Intensywność pozostawia wiele do życzenia. W smaku piwo mocno mdłe, bez typowego dla Altbiera, wytrawnego finiszu. Goryczka zdecydowanie za niska, podobnie jak wysycenie. Browar Stu Mostów, Nigredo (Chocolate Mint Foreign Extra Stout) – w aromacie bardzo wyraźna kawa, czekolada, trochę nut ziołowych i owocowych. W smaku podobnie – kawa, czekolada, zioła, mięta, lekkie suszone owoce. Całość należycie treściwa, a finisz nietypowo cierpki i ściągający, co można by uznać za wadę, choć moim zdaniem dodało to piwu ciekawego charakteru i zwiększyło pijalność. Kingpin, Lunatic (Witbier z grillowaną cytryną i granatem) – intensywny aromat pomarańczy, cytrusów i kolendry. W smaku dosyć treściwe jak na swoje parametry, ale mimo to mocno orzeźwiające. Bardzo wyraźna pomarańcza, cytryna, lekka nuta słodszych owoców. Finisz dosyć cierpki. Bardzo udany Witbier zostawiający daleko w tyle swojego rywala z Piwoteki. Profesja, Alchemik (Wild India Pale Ale) – W aromacie cytrusy, melon, klimatów dzikich nie za wiele. Może odrobina nietypowych estrów. W smaku wygląda to podobnie. Piwo dosyć treściwe, nieco mdłe. Przeciętnie. Pinta, takAHaka (Double Chocolate Orange & Exotic New Zealand Haka Black IPA) – aromat wybitnie czekoladowy z minimalną nutą pomarańczy. W smaku średnia treściwość, mocna czekolada, lekkie cytrusy wraz z nutką kwaskowatą tworzą dosyć cierpki i ściągający finisz ze średnią, dosyć wyraźnie przypalaną goryczką. Całkiem niezłe i ciekawe na swój sposób. Birbant, Wild Wild East (Wild Wildberry Russian Imperial Stout) – zapach mocno kwaskowaty z lekką czekoladą. W smaku brakuje przede wszystkim treściwości, ale jest bardzo przyzwoita kwaśność, owocowość, czekolada, szczypta jakby fenolowej pieprzności. Alkohol doskonale zamaskowany. Wyśmienity sour ale, choć RISem bym go nie nazwał. Doctor Brew, Saxy Beer (chyba można powiedzieć, że bezstylowiec, określony przez samych twórców ‚Just Crazy Beer‚) – aromat dosyć złożony, bardzo wyraźna porzeczka, lekkie klimaty winne, słód. Smak to przede wszystkim czarna porzeczka wraz z wyraźnym kwaskiem i inne owoce. Dalej są tu obecne klimaty winne, a nawet lekko nalewkowe, choć alkohol jest niezwykle dobrze ukryty jak na 10% i nie jest wyczuwalny bezpośrednim, ostrym posmakiem, a właśnie taką nalewkową synergią z posmakami owocowymi. Całość dosyć treściwa i unikalna. Piwo zbierało skrajne opinie, mi osobiście przypadło do gustu. Pracownia Piwa, Magic Dragon (Herbal Dark Saison) – zapach bogaty i unikalny: szałwia i cała gama innych ziół, jagoda. Treściwość średnio niska, a sam smak to nadal bardzo wyraźna jagoda, szałwia, mięta i inne zioła. Jest naprawdę ‚Herbal’ jak nazwa wskazuje, chociaż nie za bardzo odczuwam tutaj z kolei element ‚dark’. Goryczka średnio niska, wyraźnie ziołowa. Bardzo dobre i nietypowe piwo, choć sądzę, że jedni je pokochają a inni znienawidzą. Oprócz piwa z Widawy nie udało mi się też załapać na Sour Cherry z Szałupiw. Poznański browar miał jednak w swojej ofercie drugie piwo, dla którego również był to debiut. Mgły Chwaliszewa to Wild Belgian India Pale Ale. Zarówno zapach jak i smak to wyraźne nuty chmielowe: cytrusy, przejrzały melon, odrobina estrów. Niestety żadnej dzikości tutaj nie poczułem nawet po solidnym ogrzaniu. Podobno wcześniej była, ale poszło trochę za dużo chmielu na zimno. Goryczka co najwyżej średnio niska, a całość przeciętna. Dużą uwagę przyciągał za to sposób w jaki serwowane było owe piwo. Do pustej przestrzeni w szkle ‚nalewany’ był dym o wyraźnym aromacie chmielowym, który można było inhalować przed spróbowaniem piwa. Oprócz piw z polskich browarów organizatorzy ściągnęli też sporo ciężko dostępnych perełek ze Stanów Zjednoczonych. Niestety tak jak mówiłem wcześniej, ze względu na ograniczenia czasowe i małą ilość piwa wszystkiego spróbować się nie dało, skupiłem się więc na polskich premierach, a produkty z USA rozeszły się w tym czasie błyskawicznie. A polować było na co. Style takie jak leżakowany w beczkach Rauchbier z dodatkiem soli czy RIS z beczki po rumie mówią same za siebie. Wydarzenia okołopiwnePopijając kolejne piwa ciężko było się nudzić. Na głównej scenie posłuchać można było między innymi Pawła Piłata opowiadającego o polskim chmielu, a przyciągającym uwagę zwieńczeniem jego wystąpienia była degustacja piw domowych uwarzonych przy użyciu różnych odmian wyłącznie rodzimego chmielu. Niemniej ciekawe było wystąpienie Przemysława Leszczyńskiego, który opowiadał o drożdżach. Choć skierowane ono było raczej do osób słabiej obeznanych z tematem, to znowu bardzo interesującą atrakcją było próbowanie piwa przefermentowanego w tej samej temperaturze przy użyciu różnych szczepów drożdży, od piekarskich po lambikowe. Mimo, że efekt był dosyć prosty do przewidzenia, to uważam, że z takich degustacji porównawczych, opartych na identycznej brzeczce zawsze można wynieść co nieco wiedzy. Punktem kulminacyjnym wieczoru było oczywiście pojawienie się na scenie Jima Conroya, piwowara browaru The Alchemist, będącego gwiazdą tegorocznej edycji Beer Geek Madness. Aby zawitać w Zaklętych Rewirach musiał on przebyć niemały kawałek świata, gdyż browar zlokalizowany jest w stanie Vermont w USA. Udzielił on krótkiego wywiadu, w którym opowiadał głównie o samym browarze jak i o swoich wrażeniach po pierwszym kontakcie z polską sceną piwa rzemieślniczego. Nie mogło zabraknąć pytania o kontrowersyjną tezę jakoby Heady Topper, czyli flagowy produkt browaru, najlepiej smakował pity prosto z puszki. Jim podtrzymał to stanowisko argumentując, że po przelaniu do szkła aromaty czujemy tylko na początku, po czym zaczynają one ulatywać, podczas gdy puszka cały czas je skupia. Cóż, mnie jak i chyba nikogo innego z publiczności ta argumentacja nie przekonała, ale jak mówił sam Jim – jest to tylko sugestia i niczego on nie narzuca. Jim Conroy z browaru The Alchemist (po prawej). Po zakończeniu wystąpienia gwiazdy wieczoru ruszyła sprzedaż piw browaru The Alchemist. Początkowo walka o jak najszybsze dostanie się do punktu sprzedaży była dosyć intensywna, co gorsza okazało się, że w specjalne żetony do zakupu tych właśnie piw trzeba było zaopatrzyć się wcześniej, a ich sprzedaż chwilowo nie jest prowadzona i nie wiadomo czy piwa starczy na drugą turę. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie i po odczekaniu kilkudziesięciu minut mógł się w nie zaopatrzyć każdy zainteresowany. A była to nie lada gratka, bo kupić można było wcześniej wspomnianego Heady Toppera oraz Focal Bangera. Piwa te są ciężko dostępne nawet w samych Stanach Zjednoczonych, a pierwsze z nich jest najlepszym piwem na świecie według serwisu Beeradvocate. Degustacja obydwu już niedługo na blogu. Inne atrakcjeNie zabrakło też atrakcji nie związanych bezpośrednio z piwem. Między kolejnymi wystąpieniami prelegentów cały czas odbywały się różnorakie koncerty. Te przy głównej scenie oscylowały głównie wokół jazzu i rocka, co mi osobiście bardzo odpowiadało. Dostępna była też scena alternatywna, przy której jednak z powodu braku możliwości bycia w dwóch miejscach na raz nie spędziłem prawie w ogóle czasu. Łącznie podczas trwania całej imprezy odbyło się aż osiem koncertów. Jeden z wielu koncertów przy głównej scenie. Przez cały czas otwarta była również strefa ‚Beer is Art’ gdzie można było robić naprawdę rozmaite rzeczy od oglądania Harley’ów i budowli z klocków Lego, przez przystrzyżenie sobie brody aż po spontaniczny tatuaż. Miłym zaskoczeniem była dla mnie też strefa gastronomiczna. Spodziewałem się typowych dla tego rodzaju imprez fast foodów po wygórowanych cenach, tymczasem zjeść można było zupełnie przyzwoite żeberka czy golonkę i to za naprawdę uczciwe pieniądze, mając przy tym swobodny dostęp do wszelkiej maści sosów i pieczywa. Zwieńczeniem drugiej edycji Beer Geek Madness było afterparty odbywające się na dachu. Z ratunkiem na kończące się przy głównej scenie piwo przyszło tutaj wsparcie z niemieckich browarów rzemieślniczych, będących zapowiedzią kolejnej edycji imprezy. Spragnieni mocniejszych wrażeń mogli też zupełnie za darmo próbować whisky polewanej na stanowisku Jamesona. Wszystko to odbywało się w rytmach elektronicznej muzyki granej przez rozmaitych DJ’ów, a gdy opuszczałem lokal przed godziną trzecią w nocy zabawa trwała w najlepsze. Afterparty na dachu. PodsumowanieBeer Geek Madness bardzo przypadło mi do gustu. Jest to impreza od początku urzekająca swoim klimatem i bardzo dobrze zorganizowana. Jej koncepcja jest o tyle ciekawa, że nie nudziłyby się tutaj osoby nawet średnio zainteresowane piwem. Paradoksalnie ze względu na konieczność kupna szkła w cenie wejściówki i lokalizację Zaklętych Rewirów osób z przypadku jest tu niezwykle mało, w porównaniu do innych festiwali. Jedyne do czego ja mogę się przyczepić to zbyt mała ilość piwa, zwłaszcza premierowego. W mediach społecznościowych można spotkać pojękiwania na kilka mniejszych detali, ale myślę, że zdecydowana większość uczestników się ze mną zgodzi, że wszystko to były szczegóły nie przykrywające doskonałego wrażenia, jakie wywarła całość. Artykuł Beer Geek Madness 2 pochodzi z serwisu BeerFreak.pl. Wyświetl pełny artykuł
  5. Frekwencja na naszej degustacji cydrów na Warszawskim Festiwalu Piwa bardzo nas ucieszyła. I wprawiła w pewne zakłopotanie, bo chętnych było więcej, niż biletów. Nie chcieliśmy nikogo pozbawiać możliwości spróbowania dobrych cydrów. A jak wypadła sama degustacja? Degustacja rozpoczęła się z koszmarnym opóźnieniem, za co należą się wszystkim przeprosiny. Co prawda, wina nie leżała po naszej […] Wyświetl pełny artykuł
  6. Liczba zmiennych wpływających na ostateczny smak i zapach piwa jest nieskończona, tak samo, jak nieskończona jest liczba składników piwa i ich proporcji. Podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa miałem przyjemność wygłosić wykład pt. „Projektowanie piwa”, w którym w dość streszczonej formie pokazałem jak powstają (nie tylko) moje receptury. Wykład rozpocząłem od omówienia poszczególnych (nie tylko klasycznych) surowców […] Post Projektowanie pwia (*podstawy) pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  7. Z lekkim opóźnieniem publikuję na blogu zapis trzeciego odcinka livestreamu „Lekko pod wpływem”, którego tworzę wraz z Łukaszem z Piwolucji, oraz naszymi czytelnikami i widzami. W trzecim odcinku znów było dużo piwa, dużo gadania, sporo śmiechu, a wszystko jak zwykle lekko pod wpływem. Kto nie mógł być z nami na żywo, może sobie teraz wygenerować... Read More The post Lekko pod wpływem #3 – urodziny Łukasza z Piwolucji appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  8. Trzeba przyznać, że obecny rok jest bardzo ciekawy. Dzieje się naprawdę dużo, jeśli chodzi o piwne premiery, nowe inicjatywy piwowarskie, piwne knajpy, festiwale, etc. Wielu wieszczy, że z całą pewnością zostanie pobity rekord nowych piw, które ukażą się w tym roku na rynku (w zeszłym roku było ich ponad 500). Mnie taki obrót sprawy bardzo cieszy. Można w tej kwestii dyskutować, ale wpis ten chciałbym poświęcić „piwowarskiemu skarbowi Polski”. Niedawno można było przeczytać, że grodziski browar jest już na ostatniej prostej przed rozpoczęciem produkcji piwa grodziskiego. Podano informacje także o tym jakie piwa znajdą się w port folio browaru z Grodziska Wielkopolskiego. Będzie to klasyczne grodziskie o nazwie „Piwo z Grodziska”, jego mocniejszy wariant – „Bernardyńskie”, a także dwie propozycje w wersji smakowej („Piwo naturalne”) – o smaku czarnej porzeczki i kwiatów czarnego bzu, po naszemu – hyćki. Sama opcja piw smakowych może budzić ambiwalentne uczucia, zwłaszcza ze strony piwnych zapaleńców. O ile właściciel browaru (Browar Fortuna) sugeruje się słupkami sprzedaży piw smakowych z Miłosławia, o tyle piwny geek średnio będzie taką opcją zainteresowany. Rynek się zmienia, a marce trzeba utorować drogę, dlatego działanie to wydaje się być zrozumiałe, przy czym moje obawy budzi możliwość poszerzenia oferty o kolejne wersje smakowe, co może stworzyć pewne zafałszowanie obrazu tego piwa, bowiem oryginalne grodziskie piwem smakowym nigdy nie było. Wiem jednak od wielu przedstawicieli pokoleń starszych niż moje, że praktykowano dawniej łączenie piwa grodziskiego z sokiem, ale sposób ten miał tylu zwolenników, ilu przeciwników. Źródło: Piwo Grodziskie Abstrahując od tego, z czym zgadzam się, a z czym nie, jeśli chodzi o strategię nowego właściciela grodziskiego browaru, bardzo budujące jest to, że piwo to powraca na rynek po ponad 20 latach niebytu i to w czasie, kiedy podejście Polaków do picia piwa ulega radykalnej przemianie, a polski rynek piwny to już nie tylko jasny lager, ale cała mnogość stylów. Piwo z Grodziska Wielkopolskiego ma się pojawić na rynku już w maju. Czy zostanie ciepło przyjęte przez piwoszy? Oto jest pytanie… Innymi browarami, które na przestrzeni kilku ostatnich tygodni wypuściły swoje wersje tego piwa są: milicki browar rzemieślniczy Browar Nepomucen, którego wersja jest nieco mocniejsza od oryginalnej, a jej ekstrakt wynosi 10 st. Blg oraz Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy z Piotrkowa Trybunalskiego, który zaproponował konsumentom zupełnie nowe piwo od zeszłorocznego wypustu w tym stylu – „Grodu Króla”, a mianowicie grodziskie o dość ekscentrycznej nazwie „Piotrek z bagien”. Innym przykładem jest wspólna inicjatywa Browaru Olimp oraz piwowara domowego Łukasza Szynkiewicza (Browar Absztyfikant), w ramach której powstało piwo „Sofia”. Piwo na bazie tej receptury, o nazwie „Zosia”, zajęło w zeszłym roku II miejsce w grodziskim konkursie piw domowych „Prawie jak Grodzisz”, a także zwyciężyło w kategorii „piwo grodziskie” na zeszłorocznym Konkursie Piw Domowych w Żywcu. W zeszłym roku także pokazało się kilka piw będących bliższymi lub dalszymi do grodziskiego pierwowzoru. Najciekawsze wydały się propozycje podkrakowskiej Pracowni Piwa w ramach serii piw „Smoked Cracow”, która obok wersji klasycznej, wypuściła także ciemne grodziskie, grodziskie chmielone amerykańskim chmielem, a także wersję świąteczną z dodatkiem suszonych owoców. Źródło: Browar Olimp Dużym ułatwieniem do uwarzenia piwa grodziskiego zarówno przez browary komercyjne oraz piwowarów domowych jest wprowadzenie do oferty Fermentum Mobile, specjalizującej się w hodowli i sprzedaży płynnych drożdży piwowarskich, szczepu FM-51 „Grodzie dębowe”, które są drożdżami, wykorzystywanymi przed laty w browarze w Grodzisku Wielkopolskim. Od kilku lat w sklepach piwowarskich można nabyć słód pszeniczny Weyermann®, wędzony drewnem dębowym, zwany „grodziskim”. Ciekawym pomysłem wydaje się idea akcji „święta piwa grodziskiego”, lansowana przez Jacka Domagalskiego, właściciela Browaru Nepomucen, wzorowana holenderskim świętem piwa – koźlaka jesiennego. Zgodnie z zamysłem, miałyby w niej brać udział browary oraz puby zorientowane na sprzedaż piw rzemieślniczych. Browary miałyby uwarzyć swoje wersje piwa grodziskiego, które następnie byłyby sprzedawane w konkretnych knajpach, a konsumenci wybraliby to, które ich zdaniem będzie najlepsze. Z punktu widzenia konsumenta, a taki prezentuję jest to na pewno pomysł ciekawy, który mógłby przyczynić się do popularyzacji piwa grodziskiego, a także pokazać, że można podchodzić do tematu na dwa sposobu: tradycyjny oraz nowatorski. Mam jednak świadomość, że potencjalni adresaci mogą mieć nieco inne spojrzenie na tę kwestię. Najbliższe tygodnie zapewne pokażą, czy pomysł, mówiąc kolokwialnie, „chwyci”. Z informacji zamieszczonej na facebookowym profilu wydarzenia wynika, że pojawiły się pierwsze browary zainteresowane udziałem w akcji. Są nimi: Browar Artezan, Browar Piwoteka, Browar Nepomucen, Pracownia Piwa i Browar PINTA. Puby z dobrym piwem także są zainteresowane udziałem w tym wydarzeniu, jak zapewnia pomysłodawca. Planowany termin święta piwo grodziskiego to 20 czerwca tego roku. Źródło: Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy Inną interesującą inicjatywą jest projekt pomorskich piwowarów domowych o nazwie „Inne grodziskie”. W jego ramach piwowarzy warzą wariacje na temat piwa grodziskiego według ich autorskich pomysłów. Do najciekawszych należą: grodziskie stout, grodziskie a’la Berliner Weisse, grodziskie z dodatkiem żyta w zasypie, grodziskie wędzone torfem (ukazało się też komercyjne piwo na tę modłę – „WKD Grodzisk” uwarzone przez Browar Bazyliszek). Nie ma co bagatelizować takich przedsięwzięć, bowiem nie wiadomo ile z tych pomysłów zostanie przerzuconych na komercyjny grunt, gdy któryś z piwowarów postanowi zająć się działalnością zarobkową jako browar czy to rzemieślniczy, czy kontraktowy lub w ramach współpracy browaru komercyjnego z konkretnym piwowarem domowym, autorem receptury. Podsumowując, uważam, że rok 2015 jest rokiem szczególnym dla piwa grodziskiego. Myślę, że reaktywacja browaru w Grodzisku Wielkopolskim i powrót tego piwa na rynek powinny przyczynić się do wzrostu popularności tego piwa. Sentyment wśród starszych pokoleń jest, a i ciekawość u młodszych także. Czy piwo grodziskie poradzi sobie na rynku? Czy konsument przyzwyczajony do jasnego, często zaprawianego smakowymi dodatkami, lagera zrozumie ideę lekkiego (niecałe 3% alk. obj.), wędzonego piwa? Jakie opinie wyrażą o nim piwni maniacy? Przekonamy się już niebawem. Sam pomysł warzenia wariacji na temat tego stylu przez inne browary wydaje się także jak najbardziej słuszny, zwłaszcza w nadchodzącym okresie wiosenno-letnim. Drugą sprawą jest lansowana teza, by polskie piwowarstwo zwróciło się w stronę piw wędzonych, bowiem wędzone produkty spożywcze to nasza narodowa specjalność. Grodziskie jak najbardziej wpisuje się w tę koncepcję. Prawdziwie polskie piwo zasługuje na uwagę, krzewienie wiedzy o nim w kraju i zagranicą, bo to nasz piwowarski skarb. Czas pokaże, czy moje supozycje się spełnią… Jestem realistą i wiem, że to nie będzie tak, że teraz wszyscy zapomną o tym, co działo się na polskiej scenie piwnej przez 4 ostatnie lata i rzucą się masowo do warzenia grodziskiego, ale trzeba przyznać, że piwo z Grodziska Wielkopolskiego już dawno nie było tak nośnym i budzącym pozytywne emocje tematem jak obecnie i szkoda byłoby taką szansę zmarnować… A co Ty o tym sądzisz? Ciekaw jestem Twojej opinii. Wyświetl pełny artykuł
  9. To zupełnie wyjątkowa sytuacja bym na piwnym festiwalu był tylko jeden dzień, ale tak właśnie było na drugiej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa. Stało się tak wskutek zmiany terminu, w którym nowa data kolidowała z wcześniej poczynionymi przeze mnie planami. Po edycji pierwszej podstawową sprawą była kwestia lokalizacji. Hali na Domaniewskiej, oględnie rzecz mówiąc, do doskonałości było daleko. Jednak organizatorzy czyli Jacek Materski oraz Paweł Leszczyński podtrzymali chęć przeprowadzenia imprezy w dotychczasowym miejscu. W pewnym momencie umowa została jednak jednostronnie zerwana przez dysponentów hali i była to chyba jedna z lepszych rzeczy która przydarzyła się festiwalowi. Pamiętamy niemiłosierną duchotę na Domaniewskiej. W piątek pogoda była podobnie słoneczna i mielibyśmy zapewne „powtórkę z rozrywki”. Zamiast tego otrzymaliśmy festiwal w nowym miejscu czyli strefie VIP Stadionu Miejskiego Legii Warszawa. Jak zatem wrażenia z nowej lokalizacji? Po pierwsze było trochę dziwnie, a przez to oryginalnie. Mamy co prawda od zeszłego roku trochę podobną, nową lokalizację Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa wokół tamtejszego Stadionu Miejskiego. Tam jednak życie toczy się na esplanadzie otaczającej stadion, podczas gdy w Warszawie dużym powodzeniem cieszyła się trybuna VIPowska z widokiem na płytę boiska i okalające trybuny. Wystarczy powiedzieć, że najpopularniejszym fotomotywem wrzucanym na Facebooka była fota festiwalowej szklanki z piwem na stadionowym tle. Intrygująco wyglądały filmy pokazujące polskich rzemieślników przy pracy wyświetlane na sporym telebimie oraz reklamy polskiego craftu na przyboiskowych bandach. Ewidentnie widać, że piwna nowa fala wkracza na nowe tereny! Sama strefa VIP wbrew moim obawom okazała się być miejscem dość pojemnym, choć pamiętać trzeba, że mnóstwo ludzi siedziało na wspomnianej wcześniej trybunie. Jednak nie można nie wspomnieć o największym w mojej opinii minusie nowej lokalizacji, a mianowicie jej „piętrowości”. Pomijam już fakt, że łażenie po schodach między piętrami jest upierdliwie. Trudno. Jednak na 3 piętrze było zdecydowanie mniej ludzi co mogło być powodowane przez „magię trybun”. Festiwal odbył się na dwóch piętrach, przy czym połączenie z trybunami miało wyłącznie piętro 2. Ludzie przesiadywali na powietrzu i zapewne niewielu już chciało się łazić tam i z powrotem… W tym roku wskutek krótkiej obecności nie udało mi się uzyskać informacji od wystawców na temat ich zadowolenia ze sprzedaży. Jednak słysząc opinie, że na niektórych stoiskach piwo skończyło się już w sobotę wieczorem a festiwal odwiedziło 15-20 tys. osób, to sądzę że wystawcy powinni być usatysfakcjonowani. Z drugiej strony pojawiły się opinie co do mało konkurencyjnych w porównaniu w warszawskimi wielokranami cen. Rzeczywiście, można zastanowić się nad sensem udania się na festiwal piwa rzemieślniczego wyłącznie po piwo w mieście, gdzie takiego piwa jest w bród. Jednak festiwal to przede wszystkim spotkania z ludźmi. Naprawdę, przez jeden dzień nie porozmawiałem nawet z połową tych wszystkich, z którymi chciałem, a którzy pojawili się na tej imprezie. Dodatkowo festiwal obudowany był licznymi wykładami, zarówno płatnymi jak i dostępnymi na ogółu. Ja miałem przyjemność otworzyć część wykładową festiwalu prezentacją dotyczącą nowych polskich browarów i prognoz na ten rok. A jakie piwa wywarły na mnie największe wrażenie na festiwalu? Zacząłem od Grodziszy i tutaj słowa uznania należą się Olimpowi i Łukaszowi Szynkiewiczowi, na którego recepturze i z którego udziałem powstała Sophia. Rześkie, lekkie, delikatnie wędzone grodziskie to interpretacja chyba najbliższa pierwowzorowi, a na pewno taka, która mi najbardziej odpowiada jeśli chodzi o podejście klasyczne. Ciekawą premierą był Krzyż Południa z Redena – aromatyczne, średnio goryczkowe, dobrze pijalne Pale Ale na nowozelandzkiej odmianie Southern Cross. Equinox z Widawy zasłużył na miano perfekcyjnego AIPA. Wszystko w tym piwie grało jak należy, rewelacyjny aromat, apetyczna, wyrazista i wyważona goryczka, extra pijalność. Cudna wręcz West Coast AIPA! Mocno liczyłem na kooperacyjne premiery PINTY. Pierwsza, czyli Księżniczka Wiosny uwarzona we Francji wraz z Braserie du Pays Flamand raczej rozczarowała. Lekko słodkawe, mało rześkie, nie miało atrybutów których poszukuję w saisonie. Zawód wynagrodziła mi druga premiera czyli Kwas Alfa uwarzony w Zawierciu wraz z duńskim TO ØL. Rewelacyjnie kwaśne przywodziło na myśl czystego Berliner Weisse. Obecność drożdży swoją delikatną słodyczą troszkę kompensowała wyrazistą kwaskowość, do tego świetnie w tej całej kompozycji odnalazł się nowozelandzki chmiel Green Bullet nadający leciutkie goryczkowe dopełnienie. Kwas Alfa to piwo, które tworzy historię polskiego piwowarstwa rzemieślniczego, tak jak i tę historię ciągle tworzy Warszawski Festiwal Piwa. Kolejna edycja WFP już w październiku! Wyświetl pełny artykuł
  10. Macie dosyć wielkiego miasta? Marzy Wam się życie na wsi? Rzućcie wszystko i róbcie cydr. Tak jak Susie and Ivor Dunkerton. W latach 80 wyrwali się z Londynu na wieś, do Pembrigde w hrabstwie Hereford. Kupili sad, starą prasę do jabłek i zaczęli produkować cydr. Zafascynowani winnicami, postanowili, że nie będą używać chemii. Zajęli się […] Wyświetl pełny artykuł
  11. Znacie opowieść o aniołach, co podpijają whisky? Gdy otwiera się szczelnie otwartą beczkę z leżakującą whisky, nagle okazuje się, że część trunku ubyło. Nazywa się ją „anielską dolą”. Jak się okazuje, anioły lubią nie tylko whisky. Zimową porą raczą się cydrem. Takie informacje znaleźć można na etykiecie Shezam Cider. Prawdziwy cydr, robiony ze świeżo wyciśniętych […] Wyświetl pełny artykuł
  12. Diacetyl (dwuacetyl, 2,3-butanodion, dwumetyloglikosal) to związek chemiczny należący do grupy ketonów. Posiada on charakterystyczny zapach kojarzący się z masłem, toffi lub kinowym popcornem. W niewielkich ilościach akceptowalny w przypadku niektórych stylów piwnych (Scotch Ale, tradycyjnych angielskich ale’ach oraz czeskich pilznerach). Poza tym, uważany jest za wadę. Dwuacetyl w niewielkich stężeniach nadaje piwu pełni i poprawia jego teksturę, z kolei w większych – sprawia, że piwo jest śliskie i męczące w odbiorze. W młodym piwie łatwy do pomylenia z aromatem słodów karmelowych. Próg wyczuwalności tego związku jest bardzo niski (0,010-0,040 mg/l), jednak jego odbiór w piwie przez konsumenta to kwestia indywidualna, a około 20 procent populacji nie wyczuwa tego związku nawet w bardzo wysokich stężeniach. Dwuacetyl to naturalny produkt fermentacji alkoholowej. Niezależnie od tego, czy piwowar chce czy nie, związek ten i tak pojawi się w fermentującej brzeczce. Cała rzecz polega na tym, aby piwowar pomógł drożdżom go „posprzątać”. Początkowo dwuacetyl kojarzono wyłącznie z wystąpieniem w piwie infekcji bakteryjnej. Pasteur jako pierwszy wskazał zależność pomiędzy występowaniem pewnych aromatów i jednoczesną obecnością konkretnych mikroorganizmów w piwie. J.L. Shimwell w 1939 roku powiązał ten związek z charakterystycznym, maślanym posmakiem, a J. Owades w swoich badaniach, prowadzonych w latach 50-tych i 60-tych XX wieku stworzył metodę pomiaru stężenia dwuacetylu oraz wykazał, że to drożdże są głównym odpowiedzialnym za jego powstawanie w piwie. Dalsze badania pozwoliły na jeszcze lepsze poznanie tego związku, jego właściwości, mechanizmu powstawania oraz sposobów jego redukcji. Fermentacja alkoholowa to złożony i wieloetapowy proces. Lakoniczny zapis reakcji chemicznej, w której po stronie substratów znajduje się cukier, a jej produktami (dzięki udziałowi drożdży) są dwutlenek węgla i alkohol etylowy to duże uproszczenie. W trakcie trwania tego procesu powstaje około 500 rozmaitych związków chemicznych, odpowiedzialnych za bukiet smakowy gotowego piwa. Jednym z nich jest diacetyl. Prekursorem ketonu, odpowiadającego za maślny smak piwa, jest alfa-acetylomleczan, pełniący funkcję pośrednią przy syntezie waliny, białka wykorzystywanego przy procesie podziału komórkowego. Spora część alfa-acetylomleczanu wydostaje się poza komórki drożdżowe, gdzie najpierw na drodze nieenzymatycznych przemian staje się kwasem acetylomlekowym, a następnie związek ten w obecności tlenu lub jonów miedzi i żelaza zostaje zamieniony na dwuacetyl. Powstały w ten sposób diacetyl jest następnie wchłaniany przez komórki drożdżowe. W ich wnętrzu jest on najpierw przemieniany w acetoinę, zaś finalnym produktem szeregu reakcji wewnątrz komórkowych jest 2,3-butandiol, wydalany poza komórki. To, czy drożdżom uda się posprzątać ów „maślany rozgardiasz” częściowo zależy od nich, ale w dużej mierze to piwowar powinien zadbać o ich warunki pracy. Zacznijmy od środowiska pracy jednokomórkowych grzybków. Pierwsze kroki ku skutecznej redukcji dwuacetylu piwowar może podjąć już na etapie zacierania. W brzeczce piwnej znajduje się odpowiednia ilość składników istotnych dla drożdży, wykorzystywanych przez nie przy podziale komórkowym. Kluczowymi związkami są aminokwasy, przede wszystkim walina i leucyna. Ogół takich związków w słodzie określany jest jako FAN (free amino nitrogen) – wolny azot aminowy. Związki te powstają w procesie słodowania ziarna, zatem zastąpienie słodu dodatkami niesłodowanym, sprawia, że ilość tych związków w brzeczce będzie mniejsza, co nie ułatwi drożdżom namnażania. Drugim kluczowym elementem jest odpowiednio wysoki poziom natlenienia brzeczki nastawnej. Tlen wykorzystywany jest przez drożdże przede wszystkim w fazie wzrostu (namnażania). W warunkach tlenowych drożdże otrzymują o wiele więcej energii podczas procesów metabolicznych niż w warunkach beztlenowych, przez co są one w stanie wytworzyć odpowiednią ilość komórek, a co za tym idzie, fermentacja przebiegnie sprawnie, a drożdże nie przemęczają się i nie „stresują się” z uwagi na dogodne warunki pracy i właściwą liczbę komórek w brzeczce. Co do głównych sprawców posmaku masła, liczy się przede wszystkim ich żywotność. Zdrowe drożdże będą w stanie pozamiatać bałagan, którego narobiły podczas burzliwej fermentacji. Dlatego same odpowiednie warunki środowiskowe mogą okazać się niewystarczające, jeśli ich kondycja będzie pozostawiać wiele do życzenia. Innym kluczowym czynnikiem jest ilość komórek, którymi zaszczepiono brzeczkę. Jeśli będzie ich za mało, fermentacja będzie się „ślimaczyć”, a zestresowane drożdże po takim maratonie na pewno będą mocno zmaltretowane i mogą już nie być w stanie zredukować dwuacetylu. Szczepy drożdży różnią się pomiędzy sobą, jeżeli chodzi o produkcję tego związku chemicznego i w tych samych warunkach poziom produkcji przez konkretne szczepy może być zróżnicowany – od niskiego do bardzo wysokiego. Uznaje się, że szczepy mocno flokulujące radzą sobie gorzej z redukcją dwuacetylu niż drożdże pyliste, bowiem istnieje ryzyko, że opadną one zbyt wcześnie na dno, pozostawiając w piwie niezredukowany diacetyl lub jego prekursor. W trakcie fermentacji alkoholowej, rzecz ma się inaczej w przypadku lagerów oraz piw górnofermentacyjnych. Drożdże górnej fermentacji z reguły produkują więcej diacetylu, jednak o wiele lepiej – z uwagi na temperaturę fermentacji – zachodzi redukcja tego ketonu. Najlepszym środkiem prewencyjnym jest tu brak pośpiechu. Lepiej przetrzymać nieco dłużej piwo na tym etapie, przed jego oddzieleniem od drożdży nawet jeśli według wskazań cukromierza wynika, że fermentacja już dobiegła końca. Lagery fermentują w niższym przedziale temperaturowym, przez co z jednej strony powstaje mniej diacetylu, ale z drugiej – drożdże potrzebują więcej czasu, aby zredukować jego obecność w piwie (w temperaturze 1 st. C proces ten może trwać nawet 21 dni, podczas gdy w 18 st. C – zaledwie 4). Dobrym środkiem zaradczym jest zastosowanie przerwy diacetylowej, czyli podniesienie temperatury fermentacji do około 20 st. C na okres 2-3 dni, aby drożdże zajęły się jego przetworzeniem. Według doświadczonych piwowarów najlepiej wykonać tę operację, kiedy jeszcze trwa burzliwa fermentacja, a w brzeczce znajduje się pewna ilość cukrów, które są fermentowalne. Alternatywnym rozwiązaniem jest dodanie świeżo fermentującej brzeczki (kräusening), której objętość powinna stanowić 10% gotowego piwa. Taki „mały desant” powinien skutecznie pomóc zredukować stężenie diacetylu w piwie. Istotne jest, aby kroki te podjąć na etapie fermentacji burzliwej, przed oddzieleniem piwa od drożdży, bowiem później może okazać się, że ich ilość w dojrzewającym piwie jest niewystarczająca do reabsropcji diacetylu. Poza tym, jeśli w piwie znajduje się wciąż prekursor tego związku – alfa-acetylomleczan – w wyniku przedostania się do piwa tlenu podczas przelewania go z fermentacji burzliwej na cichą lub na etapie rozlewu, poskutkuje to obecnością maślanego aromatu, zwłaszcza, gdy piwo zostanie poddane pasteryzacji. Istnieje prosty test, dzięki któremu można przekonać się, czy w domowym, fermentującym piwie wciąż obecny jest alfa-acetylomleczan – prekursor diacetylu. Bierzemy dwie próbki piwa, po około 100 ml, które umieszczamy w szklankach i zakrywamy je szczelnie folią aluminiową. Jedną z nich pozostawiamy w temperaturze pokojowej i będzie ona pełnić funkcję próbki referencyjnej. Drugą umieszczamy na 15-20 minut w łaźni wodnej o temperaturze wynoszącej około 65 st. C. Po upływie tego czasu wyciągamy ją, chłodzimy do temperatury próbki referencyjnej i wąchamy je obydwie. Jeśli w schłodzonej próbce wyczuwalny jest diacetyl w wyższym stężeniu niż w próbce odniesienia, to znak, że w piwie znajduje się jeszcze prekursor, który powinien zostać zredukowany przez drożdże. Powyższe rozważania o jakości brzeczki nastawnej, stopniu jej natlenienia oraz kondycji drożdży są kluczowe w przypadku formowania się oraz późniejszej redukcji dwuacetylu, bowiem dobre warunki środowiskowe oraz kondycja Saccharomycesdeterminują udany przebieg tego procesu. W przypadku niespełnienia tych warunków przez piwowara, drożdże będą się męczyć w czasie fermentacji alkoholowej i najprawdopodobniej nie będą już mieć siły na zajęcie się wytworzeniem przez nie „masła w piwie”. Należy także pamiętać o kilku zasadach postępowania w czasie fermentacji. Diacetyl w piwie powstaje także w wyniku infekcji bakteryjnej, spowodowanej przez bakterie z grupy Pediococcus. Ich obecność w piwie objawia się także zwiększona kwaśnością w smaku i aromacie oraz zmętnieniem napoju. Z uwagi na charakterystyczną mieszankę aromatów wprowadzanych do piwa przez te drobnoustroje, odbiór diacetylu, który wyprodukowały jest o wiele bardziej nieprzyjemny, a sam fakt zakażenia - niezaprzeczalny. W tym przypadku niestety nic już nie da się zrobić, a zaistnienie takiej sytuacji to sygnał, że należy zweryfikować procedury czyszczenia i dezynfekcji sprzętu. Innym źródłem zakażenia może być gęstwa drożdżowa. Jak widać, nie taki diabeł straszny. Znajomość kilku zasad z pewnością okaże się pomocna, aby uniknąć wystąpienia tej wady w gotowym piwie. A jeśli warzymy „Szkota” lub czeskiego pilznera, lub klona niektórych polskich piw, wtedy powyższe wywody nie mają zastosowania. Fot.: Garitzko(CC) Bibliografia: Andrzej Sadownik: „Diacetyl w przelocie”, w: „Piwowar”, Nr 13 (Zima 2013), George J. Fix: „Diacetyl: Formation, Reduction And Control”, w: „Brewing Techniques”, July/August 1993, wersja online tekstu dostępna tutaj, Christopher White: „Brewing Science: Controlling Diacetyl”, w: „Brew Your Own”, May 1999, wersja online tekstu dostępna tutaj, „Dealing With Diacetyl: Tips From The Pros”, w: „Brew Your Own”, November 2005, wersja online tekstu dostępna tutaj, Terry Foster: „Diacetyl: Techniques”, w: „Brew Your Own”, July/August 2011, wersja online tekstu dostępna tutaj, „Diacetyl: Homebrew Science”, w: „Brew Your Own”, November 2002, wersja online tekstu dostępna tutaj, http://www.wiki.piwo.org/Diacetyl, opracowanie Dorota Chrapek i Paweł Leszczyński, Michał Kopik: „Masło, maślanka, diacetyl”, http://piwnygaraz.pl/maslo-maslanka-diacetyl/. Wyświetl pełny artykuł
  13. Sezon festiwalowy w pełni, impreza goni imprezę, a każda z nich to spore przedsięwzięcie logistyczne dla organizatorów, ale także dla uczestników. Z tej okazji postanowiłem przygotować dla Was krótki poradnik, jak najlepiej przygotować się do tego typu imprezy. Myślę, że przynajmniej kilka z poniższych rad może się przydać, szczególnie tym, którzy jadą na festiwal w... Read More The post 10 kroków, by przeżyć piwny festiwal jak szef! appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  14. Potencjał warszawskiego rynku lokali z dobrym piwem najlepiej pokazuje przykład tych, którzy otworzyli swoje filie. Pamiętam dysputy z ludźmi, którzy obstawiali które z nowo otwartych w 2013 roku miejsc padnie jako pierwsze. Nie dość, że nie padły, to jeszcze się rozmnażają. Czeska Piviarnia zasługuje pod tym względem na wyjątkową uwagę, ponieważ jako pierwsza podjęła ekspansję na prawą stronę Warszawy. W tamtym rejonie istniał właściwie tylko PDSL, a to też tylko do marca 2015. Tarchomin wydawał się być totalną pustynią, choć pamiętam że drzewiej było się tam ze dwa razy w miejscu z laną Łomżą. Od połowy lutego okoliczni mieszkańcy mają możliwość spróbowania w wersji lanej 5 piw czeskich i jednego rotacyjnego reprezentanta polskich rzemieślników. W porównaniu z macierzystą lokalizacją dwie rzeczy są na plus: po pierwsze więcej miejsca (jest nawet spory taras), a po drugie są w końcu czeskie ciepłe dania na czele ze smażonym serem/hermelinem czy gulaszem z knedlikami! Warto więc zajrzeć na łyk i kęs prawdziwego czeskiego klimatu, a ja czekam na kolejne miejsca po prawej stronie Warszawy. Miejsca na lokale z dobrym piwem jest tu ciągle sporo… Czeska Piviarnia Hospoda Tarchomin, Warszawa, Porajów 10 www.czeskapiviarnia.com Wyświetl pełny artykuł
  15. Słowo „tradycyjny” jest wyjątkowo lubiane w marketingu spożywczym. Swojska chatka, drzewko i rzeczka, i uśmiechnięta babunia na produkcie z wielkiej fabryki – znacie to? Nadużywanie „tradycyjności” doprowadziło do tego, że już mało kto w nią wierzy. I niewiele pomogą spóźnione o dekadę zarzuty Inspekcji Handlowej, o wprowadzanie klientów w błąd. Słowo utraciło wiarygodność. Tymczasem w […] Wyświetl pełny artykuł
  16. oraz alkoholizm Znowu – miał być inny tekst, ale wczoraj niczym smród po wsi rozeszła się wieść o możliwym wprowadzeniu ceny minimalnej na alkohol. Oczywiście w myśl zasady „Unia wypowiada wojnę!”. Co to konkretnie oznacza nie wie nikt, ale na pewno nic rozsądnego. Jako, że rzetelne dziennikarstwo jest już praktycznie gatunkiem zagrożonym wymarciem postanowiłem bliżej przyjrzeć się całemu rejwachowi. Nie było łatwo. Znalezienie czegokolwiek na wspominany w serwisach internetowych temat jest zadaniem co najmniej karkołomnym. Z kolei od lektury oficjalnych dokumentów czuję jak obumiera mi kora mózgowa. Za GazetaPrawna.pl – „Znamy główne założenia, które znalazły się w projekcie Narodowego Programu Profilaktyki Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.”. Rozumiem, że to jakiś przeciek. Mnie niestety nie udało się do niego dotrzeć, jeżeli gdzieś komuś wpadnie w ręce – wrzućcie proszę w komentarzu. Znajdują się tutaj trzy ważne informacje: ograniczenie ilości punktów sprzedaży alkoholu do 1 na 1000 mieszkańców, wprowadzenie minimalnej ceny opartej na jednostkach alkoholu: 2pln za 10g czystego alkoholu, absolutny zakaz reklamowania alkoholu, w tym piwa. Program miałby zacząć działać od stycznia 2016 roku. Przypomnę tylko, że aktualnie obowiązuje Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z dnia 26 października 1982 roku. Myślę, że nawet nie będę tego faktu komentował, bo i po co. Z kolei tak strasznie przydatna Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych ma obowiązujący Narodowy Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych na lata 2011-2015. Oba dokumenty możecie ściągnąć stąd. Nie przestraszcie się tylko strony z końca lat ’90-tych. Wracając do artykułu, parę cytatów. Odnośnie logiki za wprowadzeniem zaleźności opłata/jednostka alkoholu: „ To by spowodowało, że mocne piwo kosztowałoby proporcjonalnie drożej niż słabe. Z kolei 40-procentowego alkoholu nie można by kupić poniżej trzydziestu paru złotych – tłumaczy Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jego zdaniem cena obecnie jest poważnym problemem, bo za średnią pensję można kupić 2,5 razy więcej alkoholu niż jeszcze 12 lat temu. Żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały w ciągu dekady o 47 proc., tymczasem alkohol jedynie o 16 proc., w tym wyroby spirytusowe o 1,7 proc.” Za GUS aktualna średnia pensja wynosi 3783,46 pln. Być może jestem w błędzie, ale stawiam kule przeciwko orzechom, że osoby turbo uzależnione w które miałaby uderzyć zmiana ceny tyle nie zarabiają. „ (…)byłoby zakazanie reklamowania napojów alkoholowych, w tym także piwa, co dziś jest dopuszczalne. – Ostatnie działania marketingowe branży wskazują, że chce ona dotrzeć do jak najszerszej grupy osób. Celem są kobiety, osoby starsze oraz młodzież – zauważa Brzózka. Jego zdaniem nawet reklama piwa nie powinna być legalna, choćby z tego powodu, że polski produkt browarniczy należy do zdecydowanie mocniejszych niż w innych krajach, np. Czechach.” Ten cytat jest tak udany, że muszę odnieść się do absolutnie każdego jego fragmentu. „ Ostatnie działania marketingowe branży wskazują, że chce ona dotrzeć do jak najszerszej grupy osób” Niesamowity skandal, jakaś branża działaniami marketingowymi chce poszerzyć rynek zbytu. I to w dodatku piwa, kto to widział żeby więcej ludzi piwo piło. To w końcu lepiej jak zmienia się struktura spożycia i jest mniej wódki spożywane, a więcej piwa czy nie? „ Celem są kobiety, osoby starsze oraz młodzież – zauważa Brzózka.” Ponownie, kto to widział, żeby kobiety i osoby starsze piły alkohol, a zwłaszcza piwo. Na Zachodzie jest to nie do pomyślenia. Jestem przy okazji ciekaw co uznajemy za młodzież, jeżeli osoby w wieku 18+ to gdzie leży problem? Prawo zezwala. „ Jego zdaniem nawet reklama piwa nie powinna być legalna, choćby z tego powodu, że polski produkt browarniczy należy do zdecydowanie mocniejszych niż w innych krajach, np. Czechach.” To już jest argument na który nawet nie mam sensownej odpowiedzi. Przypuszczam, że my jako branża piwa rzemieślniczego w całości to już w ogóle jesteśmy zakałą narodu. Barley wine, RISy, AIPA, BIPA, podwójne IPA. To wszystko jest „zdecydowanie mocniejsze niż w innych krajach, np. Czechach”. Przy okazji czy Pan Brzózka słyszał o takim kraju jak Belgia? Oraz jakie tam strasznie straszne piwa mają? „ Program miałby działać od stycznia 2016 r. – I choć znalazłyby się w nim jedynie zalecenia, musi on być przyjęty przez Radę Ministrów. Co z kolei wiązałoby się ze zgodą na wprowadzenie odpowiednich zmian ustawowych, by znajdujące się tu zalecenia mogły być realizowane – tłumaczy Brzózka.” Musi to na Rusi. „ Zmiany są zgodne z ogólnoświatowymi trendami. Polska jest wraz z Wielką Brytanią przedstawicielem regionu europejskiego w zespole doradczym WHO pracującym nad polityką redukcji szkód powodowanych alkoholem.” Ha! I tu właśnie leży pies pogrzebany. Wygląda na to, że rzeczywiście stare media mają problem z dogonieniem blogerów pod kątem wyszukiwania informacji. Parę kliknięć w Google i mogę już radować swe oczy dokumentem sygnowanym przez brytyjską Izbę Lordów w ramach wspomnianego zespołu doradczego oraz komisji UE. Dokument do pobrania tutaj. Przy okazji wspaniała nazwa pliku – 123.pdf. Ja rozumiem, że szukanie logiki w socjaliźmie jest z góry skazane na porażkę. Dodatkowo mamy w Polsce wprawę w braniu pewnych rozwiązań czy to praktycznych czy prawnych z Zachodu i wyrzucaniu z nich wszystkich logicznych elementów zostawiając kalekie wynaturzenie. Ja to wszystko rozumiem. Co nie zmienia faktu, że nadal doprowadza mnie to na skraj apopleksji. Wracając do dokumentu z nie tak już dalekiego Albionu. Musimy zdać sobie sprawę z pewnych dyskretnych, acz znacznych różnic jeżeli chodzi o kwestie spożycia alkoholu oraz tego jak to wygląda w praktyce. Wielu z Was miało już okazję być w UK i doskonale wiecie o co chodzi. Natomiast jeżeli nie byliście to przysłowiowe „angielskie wycieczki” w Krakowie, Poznaniu, Warszawie czy innym większym mieście w punkt oddają tą kwestię. Polecam tutaj lekturę „A man walks into a pub” autorstwa Pete’a Browna. Już na pierwszych stronach ksiażki Pete wymienia 120 określeń w języku angielskim na oddanie różnych stopni upojenia alkoholowego. Ogólnie ponoć jest ponad 800. W ramach tych trzech punktów interesuje nad rozdział 6 dokumentu – Pricing. „ There is a considerable measure of agreement that one of the main causes of binge drinking in the UK is ‘pre-loading’.” Czyli młodzi ludzie zanim wyjdą na balety na miasto (gdzie w knajpach alkohol jest zdecydowanie droższy niż sklepowy) ekonomicznie robią sobie „biforek”. Taka moja uwaga – warto poczytać co tam jest napisane, w przeciwieństwie do naszych oficjalnych dokumentów czyta się jak dobrą prozę: „Needless to say, industry representatives did not agree with this view. Mr Beale’s dismissive comment was: “What often gets in the way of a good story are the facts.”” „ A ban on selling alcohol below the “permitted price” was introduced through the Licensing Act 2003 (Mandatory Conditions) Order 2014140 and came into force on 28 May 2014. The schedule to the Order defines the “permitted price” as the level of alcohol duty plus VAT. This means that a 440 ml can of average strength lager (4% ABV) cannot be sold for less than 40p, a 70 cl bottle of vodka (37.5% ABV) for less than £8.89, or a 75 cl bottle of wine (12.5% ABV) for less than £2.46.141 Sale at these prices still results in a loss to the retailer.” Zwróćcie uwagę na kwoty, jak również stwierdzenie że i tak są one ustalone poniżej jakiejkolwiek marży. Ergo – alkohol sprzedawany jest droższej niż w odgórnie ustalonych minimalnych cenach ze względu na zwyczajne prawidła rynkowe. „ Ms Brown, describing the work of ScHARR, said: “ Their modelling predicts that the people who would benefit the most in terms of reduced rates of liver disease, negative health outcomes and social problems would be the heaviest drinkers from the lowest social economic groups. So this is a specifically targeted policy that could help to reduce the gap in inequalities across the UK. That is such an important message that needs to be understood from the research that is coming out. This is exactly the solution that we want to see, because it does not unfairly penalise responsible drinkers across the board, be they from high or low incomes; it just targets drinkers who drink the very strong, cheap drink.” Ten cytat. Ten konkretny cytat. Zapamiętajcie i miejcie z tyłu głowy przy każdej medialnej dyskusji na temat tego projektu na naszej pięknej ziemi. „ Prof Sheron supported this view: “a minimum unit price does not affect the price of all alcohol, only the price of the cheapest alcohol. Specifically, we are talking about 7.5%, three-litre bottles of electric soup cider, which is what my patients with cirrhosis are drinking—and frankly, if you are drinking that stuff, you have a drink problem. Normal people do not drink that stuff. So it is not perfect, but it is very heavily targeted to where the problem is compared to a general increase in taxation.”” Znowu – celem są ludzie, którzy wypiją absolutnie wszystko co ma alkohol byle tylko dostarczyć go do organizmu. Za wszelką cenę. W teorii są celem ponieważ inna opinia wynikająca z tych samych badań: „ Mr Frost amplified these views: “We think that minimum unit pricing is quite a heavy-handed way of getting people who already drink responsibly to drink slightly more responsibly by making their drink that bit more expensive, while having no effect on those who drink harmfully or hazardously … all the international studies that we are aware of suggest that harmful and hazardous drinkers, in those circumstances [if the price is increased], simply cut other things in order to maintain alcohol consumption or they go to illicit alcohol instead. In other words, the price responsiveness of heavy drinkers is close to zero.”” Oraz następny akapit: „ Mr Beale supported this view and strongly criticised the Sheffield model: “Any economist will tell you that this [MUP] is a population-based measure. It is in no way targeted; it cannot be. As a result, it hits the poorest drinkers hardest. There is no evidence to suggest that they are the most irresponsible drinkers—quite the reverse … Equally, the heaviest drinkers we know very well are the least responsive to price. The only thing I am sure about with minimum unit pricing is disappointment will ensue.”” Najważniejsza kwestia – responsywność cenowa osób uzależnionych od alkoholu jest zerowa. Trudno nie zacytować tutaj starego dowcipu: -Tato,tato! Alkohol znowu podrożał, czy to oznacza że będziesz mniej pić? – Nie, to oznacza że będziesz mniej jeść. I dokładnie tak to będzie w praktyce wyglądało. Ale kogo tam interesują rykoszety, prawda? Zbliżam się do 1700 słów, więc ostatni cytat. Tym razem za Dziennik.pl: „– Polityka cenowa to jeden z najskuteczniejszych elementów walki z alkoholizmem – mówi DGP wiceminister zdrowia Igor Radziwiłł-Winnicki. Jak tłumaczy, w Polsce ok. 60 proc. konsumpcji alkoholu stanowi piwo. – To pokusa dla młodych osób. Ścieżka do szybkiego upicia się. Nie ma kultury spożywania piwa dobrej jakości – komentuje. Zdaniem wiceministra minimalna cena alkoholu byłaby również sposobem na wsparcie polskich producentów. Winnicki popiera także całkowity zakaz reklamy, w tym – dziś dozwolonej – reklamy piwa.” Badania jak widać dowodzą inaczej, ale spoko. „To pokusa dla młodych osób. Ścieżka do szybkiego upicia się. Nie ma kultury spożywania piwa dobrej jakości – komentuje.” I dlatego, że nie ma ukręcimy naszymi działaniami możliwości jej narodzenia się. Panie Wiceministrze, święty Tomasz widzi jak robicie dziwkę z logiki. „Zdaniem wiceministra minimalna cena alkoholu byłaby również sposobem na wsparcie polskich producentów.” Jak? Po prostu zapytam jak? Bo okazuje się, że moja wyobraźnia jednak ma granice. Reasumując – jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Alkoholicy prędzej zrezygnują z jedzenia (nie tylko dla siebie) niż z alkoholu. Dodatkowo powitamy szarą strefę oraz pokątnie pędzony alkohol lub wręcz „z odzysku”. Do obowiązkowego wyposażenia apteczki należy w związku z tym dodać połówkę wódki w celu ratowania człowieka w przypadku zatrucia metanolem. Z punktu widzenia blogera piwnego wyjątkowo nieciekawa jest kwestia „reklamy alkoholu w tym piwa”. O ile zakład, że przy bardzo minimalnym wysiłku i standardowej złej woli blogi piwne zostaną uznane za reklamujące alkohol? Uwaga: w dzisiejszym wpisie bazowałem na informacjach prasowych, wypowiedziach osób w mniejszym lub większym stopniu decyzyjnych oraz dokumencie, który jak mniemam jest trzonem zapowiadanych zmian. Żeby móc odnieść się całkowicie do zapowiadanych zmian musiałbym dostać do rąk dokument, który będę mógł ocenić pod kątem merytoryki i odniesienia do rzeczywistych potrzeb społeczno-rynkowych. Natomiast aktualnie widzę parę zagrożeń dla całego rynku alkoholowego w Polsce, nie tylko branży piwnej. Alkohol jest ksenobiotykiem. Nawet wodą w nadmiarze można się zatruć, z kolei człowiek ma taką psychikę że jest w stanie uzależnić się od czegokolwiek – choćby to było obgryzanie izolacji z kabli czy zlizywanie tynku ze ścian. Czy oznacza to, że należy zmusić producentów do tworzenia tynku smakowego? Jestem przeciwny tworzeniu prawa pod patologię, jednocześnie karząc normalną większość społeczeństwa. Kwestia zależności cenowej kwota/ilość jednostek alkoholu. Jedna miara dla każdego. Już nawet nie wnikając w to ile piw rzemieślniczych ma powyżej 6% zawartości alkoholu. Zastanówcie się co się stanie z wprowadzanymi w bólach alkoholami regionalnymi. Śliwowica Łącka z 80 obrotami? Jaka będzie minimalna cena po wprowadzeniu przepisów? Różnego rodzaju regionalne księżycówki, nalewki itp? Ma to pomóc polskim producentom? Jak? Ograniczenie punktów sprzedaży. Już teraz nowe wielokrany często napotykają problemy z aparatem urzędniczym i pozwoleniami. Jak mamy budować kulturę piwną, jeżeli zacznie być problem z możliwością otworzenia wielokranu czy sklepu specjalistycznego? Reklama. Gwarantuję Wam, że jeżeli to przejdzie to piwne blogi (czy ogólnie blogi zajmujące się alkoholem, choćby sporadycznie) zaczną być traktowane dokładnie tym samym przepisem. W końcu czym jest pozytywna recenzja piwa z zachętą spróbowania jak nie jego reklamą? Przeniesiemy się na zagraniczne serwery i zaczniemy pisać po angielsku/niemiecku/włosku/hiszpańsku? Pozostawiam ten temat pod Wasz osąd i dyskusję. W każdym razie ja osobiście bym tego nie lekceważył. Może wypadałoby, żeby PSPD uaktywniło się politycznie? Bo jak na razie jedyna nadzieja w Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego jako jedyną organizacją z wystarczającą siłą przebicia. Wyświetl pełny artykuł
  17. Dziś na blogu wyjątkowy gość – Krzysztof Skiba, lider zespołu Big Cyc, który opowiedział mi trochę o planach związanych z najnowszą płytą zespołu, a także, po raz pierwszy ujawnił szczegóły dotyczące… piwa Big Cyc. Tylko u mnie, ekskluzywnie, przedpremierowo! The post Ekskluzywny wywiad z Krzysztofem Skibą appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  18. Nowa piwna fala zatacza coraz szersze kręgi, czego dowodem jest udostępnianie swoich mocy przez kolejne browary dla ciągle powstających inicjatyw znanych pod pojęciem „browarów kontraktowych”. Mieliśmy już warzący w opolskim Słociaku (choć tam pierwszy był Świnski Ryjek), potem piwny światek zelektryzowała wiadomość o udostępnieniu mocy dla Szpunta przez niesławny browar Koreb. Teraz wystartowały dwie inicjatywy warzące w szczyrzyckiej Marysi. Pierwotnie to był jeden z najmniejszych browarów w Polsce, ale od jakiegoś czasu warzenie odbywa się na sprzęcie o wybiciu 5 hl. Co istotne, właściciel tego browaru ma już właściwie gotowy do uruchomienia zdecydowanie większy zakład urządzony w zabudowaniach dawnego browaru cystersów. To na pewno będzie łakomy kąsek dla kontraktowców. A póki co w Szczyrzycu mamy ich dwóch – Fabrykę Piwa oraz PiwoWarownię. Korzystając z okazji przyjazdu do Krakowa na 2 urodziny Pracowni Piwa, zjawiłem się na premierze tej drugiej inicjatywy. PiwoWarownia to przedsięwzięcie Łukasza Gustkiewicza, a konsultantem do spraw piwa jest prezes małopolskiego oddziału PSPD, Mateusz Górski.W krakowskiej Strefie Piwa zaprezentowano trzy piwa. Na początek wybór wydawał się być idealny – Hop Session w stylu APA. Jakież było moje zdziwienie gdy w aromacie cytrus był śladowy, natomiast bardziej wyrazisty był słód. Smak potwierdził to odczucie – piwo było słodowe, lekko kwaskowe w skutek sporego wysycenia, z umiarkowaną goryczką. No jakby nie patrzeć to był craftowy lager! Przynajmniej tak właśnie powinien smakować ten styl w rzemieślniczym wydaniu. Chłopaki mówili, że tydzień wcześniej cytrusowy aromat był tu naprawdę mocny. Cóż, pozostało po nim tylko wspomnienie. Kolejnym piwem był Flower Piwer czyli żytnia AIPA chmielona odmianą Equinox. W aromacie początkowo nie działo się kompletnie nic. Za to w smaku rewelacyjna żytnia oleistość i treściwość, przy czym udział słodu żytniego w zasypie to tylko 9%! Goryczka była tu co najwyżej średnio intensywna choć lekko zalegająca. Po ogrzaniu w aromacie pojawił się cytrusowy motyw. Ciekawe piwo, głównie ze względu na fantastyczne odczucie żyta. W końcu przyszła kolej na Czarną Mańkę w stylu american stout. Początkowo typowy dla ciemnych piw chmielonych amerykanami, sosnowo-iglasty aromat, potem pojawia się czekolada, a na sam koniec po ogrzaniu wychodzi motyw cykorii charakterystyczny dla kawy zbożowej. W smaku optymalnie zbalansowane – kawa, czekolada i goryczka są tu w równowadze. Piwo zdecydowanie wytrawne, choć i jasne odmiany z PiwoWarowni były na szczęście pozbawione słodkich akcentów. Debiut PiwoWarowni wypadł zatem całkiem nieźle, choć po opisach piw widać że pracy jest tu jeszcze sporo, szczególnie w kwestii aromatu. A ja czekam na pierwsze piwa, które zostaną uwarzone już w nowym „po-cysterskim” browarze! Wyświetl pełny artykuł
  19. To że padnie kolejny rekord liczby nowości było do przewidzenia. Ale że będzie blisko setki to chyba nikt się nie spodziewał. 96 nowych piw. Trzy nowe piwa dziennie. Murowany alkoholizm dla kogoś kto chce to wszystko ogarnąć. To, że zestawienie ukazuje się pod koniec kwietnia świadczy o tym, że craft mocno na mnie napiera, ale nie odpuszczam i wciąż walczę! W marcu powitaliśmy aż pięć nowych browarów! Dukla, Słodowy Dwór z Harasimowicz, szczecińskie Nowy Browar oraz Wyszak, w końcu uwarzono własne piwo w Jamrozowej Polanie. A Debiutem Miesiąca zostało: Piwne Podziemie – Smoke and Mirrors Piwo w stylu Smoked Black Rye IPA, 16° Blg, 6,8% alk. To piwo reprezentuje to, co w piwowarstwie cenię najbardziej – kreatywność. Mamy wyznaczone pewne style ale dopiero ich umiejętne łączenie i innowacyjne podejście sprawiają, że piwowarski świat to nieskończona zabawa w tworzenie nowych smaków. Tak właśnie jest w przypadku Smoked and Mirrors. Piwem wyjściowym jest tu amerykańska wersja India Pale Ale. Najpierw więc przechodzimy w jego wersję ciemną, potem dodajemy ok. 20% słodu żytniego, w końcu taką samą proporcję słodu wędzonego. Co z tego wychodzi? Rewelacyjnie kompleksowe i złożone piwo, gdzie poszczególne motywy: wędzonki, żytniej pikantności i pełni, cytrusowości i goryczki idealnie ze sobą współgrają. Brawo Piwne Podziemie! Degustacja piwa na Skoro padł rekord, to i piw zasługujących na wyróżnienie jest całkiem sporo. Bardzo podoba mi się stylistyczny rozstrzał pokazujący jak przeróżne piwa są warzone przez nasze browary. Mamy zatem milk stout, wędzone: porter bałtycki, pszenicę i koźlaka, wiśniowego sour ejla, w końcu różnorodne podejścia do IPA: angielskie, belgijskie, z pszenicą, z ryżem, sesyjnie lekkie woltażowo, a z drugiej strony imperialnie mocne. AleBrowar (Gościszewo) – Hard Bride Ocena piwa Bazyliszek – Cherryniaków Ocena piwa Bednary – Sweet Boy Ocena piwa Gościszewo – Porter Bałtycki Wędzony Ocena piwa Pinta (Browar na Jurze) – Raj z Rajs Ocena piwa Piwne Podziemie – Tropicalia Ocena piwa Pracownia Piwa – Rejbel Ocena piwa Raduga (Witnica) – Naked City Ocena piwa Reden – Banany na Rauszu Ocena piwa Solipiwko (Zarzecze) – 1978 by Andrzej Miler Ocena piwa Trzech Kumpli (Trzy Korony Nowy Sącz) – Pan IPAni Czy w kwietniu padnie granica 100 nowych piw w miesiącu? Jest taka szansa bo przecież odbywają się dwie imprezy: Beer Geek Madness oraz Warszawski Festiwal Piwa! Pozostałe premiery marca 2015: AleBrowar/Artezan (Gościszewo) – So Far, So Dark Artezan – Ostatni Projekt Bazyliszek – Lemingrad, Ulica Miodowa Beer City (Wąsosz) – Krak I, Wit I Bednary – Kostamera, Orange Machine Birbant (Zarzecze) – Miss Big Foot, Brofaktura – 50 Cent, Papkin Brodacz (Stary Browar Kościerzyna) – Americano, Pinki Browar Centralny (Zodiak) – Goldi Basset Chmielogród (Witnica) – Rudobrody Mag Dapper (Zodiak) – American IPA Dukla – , , , Dziedzice – Żytnia AIPA Genius Loci (Słociak) – Kofanatyk, Equinox, Pożytek Inne Beczki (U Koníčka) – Witkac Jamorozowa Polana – Orlickie Złote, Pszeniczny Skarb Jamroza, Muflon Ciemny, Kaliber 5.6 Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy – Szyszak Jasne, Szyszak Ciemne Koreb – American IPA Kraftwerk (MajEr) – Południca Kraftwerk (Reden Świętochłowice) – Kraftwerk (Wąsosz) – M16 Lubrow – Yerba IPA, Milk Jet MajEr – Koźlak Pszeniczny Nowy Browar Szczecin – Pils, Pszeniczne, Ciemne, Lager Olimp (Wąsosz) – Apollo Perun (Wąsosz) – Piwne Podziemie – Underground Cow, It’s a Rainy Day Sunshine Baby, Sesyjny Morderca Piwoteka (Jan Olbracht Browar Rzemieślniczy) – Niezłe Ziółko Piwoteka (Księży Młyn) – Namiętny Otello Podgórz – Owczy Pęd Pracownia Piwa – Smoky Deer, Andrus, Franca Reden Świętochłowice – , Reden Świętochłowice/Kraftwerk – Zabobon Stary Browar Kościerzyna – American Wheat SzałPiw (Wąsosz) – Niuda Słodowy Dwór – Biebrzańskie, Mgły Pszeniczne, Dolina Jakubowa, Białowieskie Szpunt (Koreb) – American Bitter Trzy Korony Puławy – Golden Heart Twigg – Red Bricks 51, Młodości, , Dark MatterUrsa Maior – Ursa Podróżnik Wąsosz – Freddie Widawa – , EquinoxWidawa/Kopyra – Szerszeń Wrężel (Zarzecze) – DIPA Wyszak – Pale Ale, American Amber Ale, Pszenica, Milk Stout Zamkowy Cieszyn – Lager Cieszyński, Mastne Cieszyńskie, Pszeniczne Cieszyńskie, Double IPA Cieszyńskie, Porter Cieszyński Wyświetl pełny artykuł
  20. Tym razem nie spotkaliśmy się na branżowej imprezie zorganizowanej przy browarze lecz na otwartych dla wszystkich urodzinach w referencyjnym lokalu Pracowni Piwa czyli krakowskim Tap House. Był konkurs wiedzy o Pracowni z nagrodami w postaci poręcznych buteleczek Mr. Hard i Mr. Hard’s Rocks, która jedna za drugą wędrowały w ręce prawidłowo odpowiadających. Był oczywiście tort, szkoda że znowu słodki. Tort piwny to byłoby coś! W końcu były nowe piwa. Spróbowaliśmy zatem najnowszej kooperacyjnej Piątki – Pepper Stout oraz Urodzinowego – hefeweizena chmielonego odmianą Nelson Sauvin. Piątka nie okazała się mocno pieprzowa, na języku smakowała jak klasyczny stout i dopiero po przełknięciu czuć było charakterystyczną pikantność w gardle. Ciekawa rzecz. Urodzinowe natomiast nie okazało się nosicielem specyficznego charakteru tej nowozelandzkiej odmiany chmielu. Było dość młode i bardziej we znaki dawała się drożdżowość i banany ale przyznać trzeba, że rześkość była odpowiednia. Jednak rewelacją imprezy okazały się piwa z laboratorium Pracowni. Jako pierwsze zaprezentowane zostało Bardzo Funky Ale czyli jak powiedział mi Tomek Rogaczewski – Brett Sour w typie klasztornego Orvala. To leżakowane przeszło trzy lata i chmielone polskim lubelskim po prostu wyrwało mnie z butów. Przecudne połączenie dzikiego charakteru drożdży Brettanomyces z rześką cytrusową kwaskowością i perfekcyjnie zaznaczoną goryczką. Genialne piwo! Kolejne było Flanders Red Ale w którego aromacie były bretty oraz rześka kwaśność. Tutaj już mieliśmy piwo pełne, słodowe, lekko karmelowe z wyczuwalnym alkoholem i co ciekawe pikantnością. Fajne ale po „Bardzo Funky Ale” naprawdę nie było już co zbierać. Mam nadzieję, że już wkrótce Pracownię Piwa będą opuszczać tak perfekcyjne sour ejle, a póki co czekamy na moją ulubioną linię numeryczną – spodziewajcie się niedługo „300!”. A Pracowni Piwa urodzinowo życzę kontynuowania tej wspaniałej passy. Wszystkiego najlepszego! Wyświetl pełny artykuł
  21. Chmiel to tylko przyprawa. Ten pewnik przejawia się przy wszystkich dyskusjach o roli chmielu w piwie lub dyskusjach o wiecznie żywej żółci do piwa dodawanej. Ale czy współcześnie możemy uznać to stwierdzenie za pewnik? Zastanówmy się na początek czym są... Continue Reading → Wyświetl pełny artykuł
  22. Po ostatnim zamieszaniu wywołanym dwiema polskimi wersjami stylu American Barley Wine z browarów Doctor Brew i AleBrowar, którym znacznie bliżej było do Imperial India Pale Ale, postanowiłem sprawdzić, jak smakuje interpretacja tego stylu stworzona przez Szkotów z Brew Doga. Czy Clown King będzie podobnym piwem do polskich odpowiedników? Czy rzeczywiście American Barley Wine to, jak... Read More The post Jak smakuje prawdziwe American Barley Wine? – Clown King appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  23. Trzecia edycja Warszawskiej Bitwy Piwnej była dobrą okazją, by w końcu udać się do otwartej równo dwa miesiące temu filii Czeskiej Piviarni na Tarchominie. O samym lokalu na pewno niedługo będzie wpis, bo takich przybytków po prawej stronie Warszawy mocno brakuje. Tymczasem stylem, w którym pojedynkowali się Mateusz Michalski oraz Dawid Wernik było american pale ale. Szczerze mówiąc, mocno się zastanawiałem czy zjawić się na tej edycji. Jak już pisałem poprzednio, poziom zaprezentowany do tej pory przez uczestników był co najwyżej średni. Gdy ogłoszono, że tym razem w niełatwym stylu apa w szranki staną uczestnicy, których doświadczenie to góra rok czasu i dwie warki na koncie pomyślałem, że to będzie ostateczny sprawdzian potencjału WBP. I cóż się okazało? Po pierwsze to, że na miejsce nie dotarł Rafał Kowalczyk, a bez niego impreza sporo traci na uroku Trudno, siła wyższa. We wprowadzeniu na temat stylu zastąpił go jeden z piwowarów z Warszawskiej Akcji Warzelnej. Po kilku słowach od Mateusza i Dawida nadszedł moment prawdy czyli degustacja. No, nareszcie przełom! Piwo Mateusza charakteryzowało się intensywnym, świeżym, cytrusowym i lekko ziołowym aromatem oraz rześkim smakiem z optymalnie zbalansowaną goryczką. Piwo Dawida nie pachniało tak intensywnie, a goryczkę miało lekko garbnikową, na szczęście nie przesadzoną. Co ciekawe, to piwo Dawida było młodsze, a wiadomo że aromaty chmielowe z czasem słabną. Mateusz przyznał, że w świeżym piwie goryczka była naprawdę mocna więc optymalnie trafił z formą piwa akurat na bitwę. Zatem ogólny poziom oceniam jako do tej pory najwyższy i nie pozostaje nic innego jak zaprosić na kolejną edycję, która odbędzie się za dwa tygodnie 29 kwietnia w Piwnej Sprawie! Wyświetl pełny artykuł
  24. Ostatnio natrafiłem na informację na temat biere de brut, zwanego też piwem szampańskim. Postanowiłem zgłębić tę kwestię i okazało się, że to bardzo wdzięczny temat na kolejny wpis… Biere de brut (dalej zwane „brut”) jest bardzo rzadkim rodzajem piwa z uwagi na proces produkcyjny, który jest czasochłonny i kosztowny, przez co trunki te nie należą do tanich. Jest to kategoria piw o zaledwie kilkunastoletniej historii, a piwa do niej należące uważane są za ekskluzywne, stanowiące most pomiędzy światem piwa i wina. Z przyczyn formalno-prawnych producenci tego rodzaju piw, które potocznie nazywa się szampańskimi nie mogą używać nazwy „champagne” lub innych odniesień mogących sugerować jakiekolwiek powinowactwo z szampanem, bowiem są one zastrzeżone tylko dla win musujących produkowanych na terenie Szampanii, na bazie tradycyjnej metody, która zostanie zaprezentowana poniżej. Przekonał się o tym Emmanuel de Landtsheer, właściciel browaru Malheur, wobec którego związek francuskich producentów win szampańskich oraz jeden z producentów szampana (Comité Interprofessionnel du Vin de Champagne (CIVC) i Veuve Clicquot Ponsardin S.A.) skierowali wspólnie sprawę sądową, w której rozstrzygnięciu miał swój udział Europejski Trybunał Sprawiedliwości (w trybie prejudycjalnym). Przedmiotem sporu było umieszczenie na etykiecie piwa nazw miejscowości z regionu Szampanii (Reims i Épernay), jednoznacznie kojarzonych przez konsumentów wina z francuskim winem musującym oraz stosowanie nazwy „piwo szampańskie” w materiałach reklamowych. Drugą kością niezgody było zamieszczenie na etykiecie „méthode traditionelle”, odnoszącego się do określenia sposobu wyrobu szampana. Nakazano usunąć browarowi sporne zapisy i w obecnej wersji etykiety widnieje napis: „à la méthode originale”. Sama nazwa „brut” także budziła zastrzeżenia francuskich producentów wina musującego, jednak sąd oddalił ich roszczenia w tym zakresie. Fot.: Bernt Rostad, Flickr, (CC BY 2.0) Opisywane piwo powstało na początku XXI wieku w belgijskiej wsi Buggenhout, położonej we wschodniej Flandrii. Dwa znajdujące się tam browary (Bosteels i Malheur) rozpoczęły w zbliżonym czasie prace nad nowym rodzajem piwa. Podobno w przedsięwzięciu miał maczać palce sam Michael Jackson (Beer Hunter), jednak obydwa browary stanowczo temu zaprzeczają. W przypadku każdego z tych rodzinnych browarów za bezpośrednią przyczynę powstania piwa szampańskiego podaje się zamiłowanie do obydwu trunków oraz chęć próby połączenia piwa z szampanem. Biere de Brut to bardzo ciekawy trunek z uwagi na proces jego produkcji, który jest analogiczny do wyrobu szampana. Metoda wytwarzania tego francuskiego wina musującego nazywana jest „méthode traditionelle” lub „méthode champenoise”. Początkowy etap produkcji piwa szampańskiego jest taki sam, jak w przypadku każdego innego piwa. Po zakończonej fermentacji, piwo rozlewane jest do butelek wraz ze sporym dodatkiem cukru dla wytworzenia dużego wysycenia dwutlenkiem węgla. Na tym etapie dodawane są także wyselekcjonowane szczepy drożdży szampańskich. Wykorzystywane butelki są wykonane z grubego szkła, ponieważ ciśnienie w ich środku może wynosić od 3,5-7,0 vol. (dolna granica ciśnienia wewnętrznego to górny zakres wartości wysycenia dwutlenkiem węgla w przypadku piwa). W butelkach zachodzi refermentacja, trwająca od 2 miesięcy do roku. Warto zaznaczyć, że butelki na tym etapie produkcji usytuowane są horyzontalnie, aby powstający osad drożdżowy nie osadzał się na dnie. Kolejną czynnością jest proces zwany „rémuage”. Butelki ustawiane są na specjalnych stojakach, w których ich kąt nachylenia wynosi 45 stopni, a korek skierowany w dół. Są one regularnie potrząsane, a ich pozycja systematycznie zmienia się, aby ostatecznie ustawić je pionowo, korkiem w dół. Celem tego procesu jest skierowanie osadu drożdżowego do szyjki butelki. „Dégorgement” to kolejny element w tradycyjnym modelu produkcji szampana (oraz brut). W jego trakcie butelki poddawane są mrożeniu, w taki sposób, aby zamrozić ciecz w szyjce wraz ze znajdującym się w niej osadem drożdżowym. Następnie z butelki usuwany jest korek, a powstałe wewnątrz butelki ciśnienie wypycha lodowy czop z jej wnętrza. Czynność ta wymaga wprawy i szybkości działania, aby zminimalizować straty w zawartości. Powstałe ubytki na tym etapie rekompensowane są uzupełnieniem butelek o młode piwo z dużą zawartością cukrów, po czym butelki są bezzwłoczne korkowane. Ostatnim etapem jest leżakowanie piwa przed jego wypuszczeniem na rynek. Browar Bosteels stosuje praktykę polegającą na tym, że piwo po zakończeniu cichej fermentacji jest transportowane do Épernay, gdzie odbywa się dalsza część produkcji trunku. Złożoność procesu tłumaczy różnicę cenową w odniesieniu do innych piw. Fot.: Paul Ingles, Flickr, (CC BY-NC-ND 2.0) Piwo szampańskie nie jest stylem piwnym. Jest to novum na wśród piw i jego wyznacznikiem jest przede wszystkim proces produkcji, zbliżony do wyrobu szampana. Są to piwa mocne (10-14% alk. obj.) i skąpo chmielone. Brak tutaj kryterium barwy. Istnieją w tej kategorii piwa o jasnozłotym kolorze, a także w wariancie znacznie ciemniejszym. W przypadku niektórych piw z tej kategorii przed ich zabutelkowaniem, poddawane są one leżakowaniu w dębowych beczkach dla wzbogacenia ich smaku. Istotnym komponentem w przypadku tych piw są drożdże. Same browary skąpią informacji na temat swoich piw, ale eksperci podkreślają, że wykorzystywane są zarówno drożdże piwowarskie (szczepy dedykowane do mocnych piw belgijskich) oraz drożdże szampańskie, znacznie lepiej radzące sobie z dużym stężeniem alkoholu etylowego. Smak tego rodzaju napitków opisywany jest jako bardzo złożony. Poza słodowością, wyczuwalne są nuty owocowe, kwaskowe, przyprawowe, a także winne. Biere de brut należy serwować mocno schłodzone, w kieliszkach do szampana. Butelkę należy otwierać tak, aby korek nie wystrzelił. Do pierwszego kieliszka należy odlać pianę, która zapewne będzie wydobywać się z butelki, po czym do kolejnych nalewać piwo tak, aby zbudować ładną pianę. Trunek ten polecany jest przede wszystkim jako aperitif, jednak z powodzeniem można stosować je jako digestif. Jednym z dwóch najbardziej znanych producentów piw szampańskich jest Brouwerij Bosteels, producent takich piw jak „Pauvel Kwak” i „Tripel Karmelitet”, w którego ofercie znajduje się marka „DeuS Burt des Flandres”, piwo zawierające 11,5% alk. obj. Drugi producent, Brouwerij Malheur (po francusku „nieszczęście”), produkuje trzy różne piwa określane jako brut: „Malheur Biere Brut” (11% alk. obj.), „Malheur Cuvee Royale” (9% alk. obj.) oraz „Malheur Dark Brut” (12% alk. obj.). Śladem belgijskich browarów i ich nowatorskiego podejścia do piwa podążyli i inni. Za najlepszy przykład spoza Belgii podawane jest „Infinium”, uwarzone wspólnie w 2010 roku przez Samuel Adams Brewery i Bayerische Staatsbrauerei Weihenstephan. O innych piwach z tej kategorii można poczytać w tym zestawieniu na serwisie BeerAdvocate.com. Na forach piwowarskich można znaleźć informacje, zamieszczane przez osoby, które postanowiły zrobić własne piwo szampańskie. Wszyscy zwracali uwagę na to, aby zakupić do tego eksperymentu odpowiednie, grubościenne butelki z wypukłym dnem, a także na konieczność zachowania szczególnych środków bezpieczeństwa na etapie usuwania drożdży w postaci grubych rękawic, specjalnych gogli i odzieży, które mają pełnić funkcję ochronną na wypadek eksplozji butelki. Ciekawą relację wraz ze szczegółami technicznymi i dobrze udokumentowaną pod względem fotografii można przeczytać na stronie kalifornijskiego klubu zrzeszającego piwowarów domowych „Maltose Falcons” (link). Bibliografia: Drew Beechum: „Et tu Brut: Brewing The Champagne Of Beers”, w: „Zymurgy”, May/June 2006, Horst Dombusch: „Deus: Brut des Flandres”, w: „Brew Your Own”, May/June 2004, Charles D. Cook: „Belgium’s Brut beers: Champagne-style”, http://drinkbelgianbeer.com/breweries/belgiums-brut-beers-champagne-style, Komunikat Trybunału Sprawiedliwości CJE/07/30 z 19 kwietnia 2007 w sprawie C-381/05, http://europa.eu/rapid/press-release_CJE-07-30_pl.htm. Wyświetl pełny artykuł
  25. przyczynek do dyskusji na temat granicy wymądrzania się W zasadzie dzisiaj miał pójść inny wpis, ale uważam że niektóre kwestie należy rozwiązywać jak najszybciej. Jak już wyfruną w świat to pozamiatane i jak to mówią mieszkańcy Albionu „damage is done”. Tekst jest polemiką z wpisem Bartka Nowaka pt. „Czy polski craft kisi się we własnym sosie?”. „(…)Wszystkie one, choć Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa najmniej, mają jedną wspólną cechę: adresowane są głównie do ludzi, mniej lub bardziej, ale jednak znających się już nieco na piwie.” Argument sortu „wszystkie targi (wstaw jakąkolwiek branżę lub dziedzinę) adresowane są do ludzi, mniej lub bardziej, ale znających się nieco na (powtórz daną branżę lub dziedzinę)”. To trochę jakby czepiać się producentów i importerów motocykli, że wystawiają się na imprezach motocyklowych, gdzie przychodzą ludzie zainteresowani jednośladami zamiast np. na Gminnym Święcie Chleba w Woli Radłowskiej. Nikt przecież nie powiedział, że nie będzie tam nikogo zainteresowanego nowym Ducati Scramblerem zamiast dotychczasowej wysłużonej emzetki. Akapit o wyszydzaniu imprez – kto wyszydza? Browary? Jakoś nie zauważyłem w oficjalnej komunikacji nigdzie. Prędzej blogerzy. „Może warto otworzyć się nie tylko na znajomych i fanów już w piwie zakochanych, ale też na ludzi, którzy wciąż tkwią w koncernowym klinczu, a którzy być może chętnie spróbowaliby czegoś nowego, tylko nie wiedzą, że to istnieje, albo gdzie tego szukać.” Można też domalować sobie do logotypu czerwony krzyż i zacząć współpracę z PAH w ramach programu pomocy wychodzenia z piwa koncernowego. Naprawdę nie rozumiem skąd ta troska o „tych biednych ludzi pijących piwa koncernowe”. I coraz częściej przypomina mi to podejście wojujący weganizm. Piwa z browarów koncernowych stanowią w tym momencie ponad 90% rynku, wątpię żeby browary rzemieślnicze, regionalne i restauracyjne przekroczyły w przewidywalnym horyzoncie czasowym 10% udziału. Mam od groma znajomych pijących zarówno „koncerniaki” jak i piwa rzemieślnicze i nie widzę powodu, by kogokolwiek zbawiać na siłę. Być może dlatego, że siedzę już w tej branży od dekady i okres bycia neofitą mam za sobą. „Pewnie mało kto wie, ale w ubiegły weekend, równo z Beer Geek Madness odbyły się w Łodzi Targi Piw Regionalnych Piwowary. „ I na tym w zasadzie powinno się skończyć artykuł. Skoro mało kto wie to po co jechać? Zresztą nie ukrywajmy – Beer Geek Madness jest imprezą naprawdę potężnego kalibru i sporym wydarzeniem na rodzimym rynku piwa rzemieślniczego. „Mało tego, klientów ze sporym potencjałem lojalnościowym, a nie takich, co to spróbują piwa tylko raz, podczas premiery i jeszcze fukną, że niedobre.” Wróżenie z fusów, równie dobrze mogą to być klienci, którzy spróbują piwa z ciekawości, powiedzą że „dobre i ciekawe” a następnie wrócą do piwa 3-4x tańszego. „Jestem wręcz zdumiony, że na tak dużą ilość nowych inicjatyw tzw. rzemieślniczej nowej fali, rękę po tych ludzi wyciągnęły tylko dwie: Jan Olbracht z Piotrkowa Trybunalskiego i Browar Bednary. (…) Pytanie tylko: czyja to wina?” Zapewne terminu i BGM? Ile polskich browarów rzemieślniczych ma na tyle kapitału i możliwości by postawić dwa stoiska w dwóch różnych miejscach Polski w tym samym terminie? Dodatkowo przyjemnie jest, jeżeli na imprezie pojawiają się najlepiej właściciele i piwowarzy? No właśnie. „I tu dochodzimy do sedna sprawy, mianowicie do roli browarów rzemieślniczych. Czy powinna się ona ograniczać tylko do robienia piwa dla beer geeków, ad hoc, byle tylko znów sypnąć jakąś nowością? (…) Przecież w końcu to one mają w tym największy interes.” Jak to jest, że najwięcej do powiedzenia na temat czyjejś działalności mają osoby, które nie mają absolutnie ku temu żadnych podstaw? Może należałoby odwrócić pytanie i zadać je sobie samemu – gdzie tkwi błąd w mojej logice, że 12 browarów rzemieślniczych było we Wrocławiu zamiast w Łodzi? „Może warto wyściubić nos spoza swojej norki i dostrzec na przykład, co zaczynają robić koncerny.” Też ciekawe, punkt widzenia zależy od postawionej tezy. Jak koncerny „kopiują” rzemieślników to jest wielki rejwach, gewałt i śmiech. A teraz nagle podejście jest w punkt. „Za chwilę to one będą edukować ludzi swoją ofertą „piw rzemieślniczych” na tych wszystkich „wieśniackich” jarmarkach i festynach. Już zaczynają robić to w telewizji. A może nawet zrobią swoją imprezę.” Zakładam, że Niebo nie spadnie nam na głowy a Ziemia nadal będzie krążyć wokół Słońca. „Już widzę tę kolejną falę drwin i szydery, z której pewnie jak zwykle nic nie wyniknie, a sztandary piwnej rewolucji dalej będą nieśli ci, którzy nie powinni tego robić.” Koniecznie powołajmy komisję przyznawania buławy i sztandaru piwnej rewolucji zanim wpadną w niepowołane ręce. Słuchajcie, taka moja mała prośba – nie dajmy się zwariować. Browary rzemieślnicze mają prędzej problem ze zbyt małą ilością piwa niż w drugą stronę. Dodatkowo mamy taki etap rynku, że po prostu fizycznie nie da się być w każdym możliwym miejscu. Można oczywiście wysyłać piwo i załatwić sprawę „zdalnie”. Fajnie jest jednak móc się spotkać ze „spijaczami” swojego piwa i wymienić chociażby i parę zdań. Dla mnie jako piwowara bardzo cenne są uwagi osób, które mają rozeznanie zarówno w rynku polskim jak i zagranicznym i potrafią wypunktować to co im się podoba w piwie jak i nie. W tym miejscu wielkie dzięki dla wszystkich, z którymi udało mi się pogadać we Wrocławiu. Nie można też pominąć aspektu finansowego. Wbrew wierzeniom niektórych rzmieślnicy nie powymieniali wszystkich klamek w domach na złote, a każdy wyjazd wiąże się ze sporymi kosztami. Tym bardziej wyżej przedstawione zarzuty wydają się nietaktowne. Ja nikomu nie mówię jak ma prowadzić swoją działalność. W najbliższym czasie nastąpi po prostu zwykła i naturalna ewolucja rynku, a każdy – tak twórca jak i konsument – będzie miał możliwość wyboru najbardziej atrakcyjnej i ciekawej opcji. I tego wszystkim życzę. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.