
Pierre Celis
Members-
Postów
4 691 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
Tym razem nie spotkaliśmy się na branżowej imprezie zorganizowanej przy browarze lecz na otwartych dla wszystkich urodzinach w referencyjnym lokalu Pracowni Piwa czyli krakowskim Tap House. Był konkurs wiedzy o Pracowni z nagrodami w postaci poręcznych buteleczek Mr. Hard i Mr. Hard’s Rocks, która jedna za drugą wędrowały w ręce prawidłowo odpowiadających. Był oczywiście tort, szkoda że znowu słodki. Tort piwny to byłoby coś! W końcu były nowe piwa. Spróbowaliśmy zatem najnowszej kooperacyjnej Piątki – Pepper Stout oraz Urodzinowego – hefeweizena chmielonego odmianą Nelson Sauvin. Piątka nie okazała się mocno pieprzowa, na języku smakowała jak klasyczny stout i dopiero po przełknięciu czuć było charakterystyczną pikantność w gardle. Ciekawa rzecz. Urodzinowe natomiast nie okazało się nosicielem specyficznego charakteru tej nowozelandzkiej odmiany chmielu. Było dość młode i bardziej we znaki dawała się drożdżowość i banany ale przyznać trzeba, że rześkość była odpowiednia. Jednak rewelacją imprezy okazały się piwa z laboratorium Pracowni. Jako pierwsze zaprezentowane zostało Bardzo Funky Ale czyli jak powiedział mi Tomek Rogaczewski – Brett Sour w typie klasztornego Orvala. To leżakowane przeszło trzy lata i chmielone polskim lubelskim po prostu wyrwało mnie z butów. Przecudne połączenie dzikiego charakteru drożdży Brettanomyces z rześką cytrusową kwaskowością i perfekcyjnie zaznaczoną goryczką. Genialne piwo! Kolejne było Flanders Red Ale w którego aromacie były bretty oraz rześka kwaśność. Tutaj już mieliśmy piwo pełne, słodowe, lekko karmelowe z wyczuwalnym alkoholem i co ciekawe pikantnością. Fajne ale po „Bardzo Funky Ale” naprawdę nie było już co zbierać. Mam nadzieję, że już wkrótce Pracownię Piwa będą opuszczać tak perfekcyjne sour ejle, a póki co czekamy na moją ulubioną linię numeryczną – spodziewajcie się niedługo „300!”. A Pracowni Piwa urodzinowo życzę kontynuowania tej wspaniałej passy. Wszystkiego najlepszego! Wyświetl pełny artykuł
-
Chmiel to tylko przyprawa. Ten pewnik przejawia się przy wszystkich dyskusjach o roli chmielu w piwie lub dyskusjach o wiecznie żywej żółci do piwa dodawanej. Ale czy współcześnie możemy uznać to stwierdzenie za pewnik? Zastanówmy się na początek czym są... Continue Reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Jak smakuje prawdziwe American Barley Wine? – Clown King
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Po ostatnim zamieszaniu wywołanym dwiema polskimi wersjami stylu American Barley Wine z browarów Doctor Brew i AleBrowar, którym znacznie bliżej było do Imperial India Pale Ale, postanowiłem sprawdzić, jak smakuje interpretacja tego stylu stworzona przez Szkotów z Brew Doga. Czy Clown King będzie podobnym piwem do polskich odpowiedników? Czy rzeczywiście American Barley Wine to, jak... Read More The post Jak smakuje prawdziwe American Barley Wine? – Clown King appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
Trzecia edycja Warszawskiej Bitwy Piwnej była dobrą okazją, by w końcu udać się do otwartej równo dwa miesiące temu filii Czeskiej Piviarni na Tarchominie. O samym lokalu na pewno niedługo będzie wpis, bo takich przybytków po prawej stronie Warszawy mocno brakuje. Tymczasem stylem, w którym pojedynkowali się Mateusz Michalski oraz Dawid Wernik było american pale ale. Szczerze mówiąc, mocno się zastanawiałem czy zjawić się na tej edycji. Jak już pisałem poprzednio, poziom zaprezentowany do tej pory przez uczestników był co najwyżej średni. Gdy ogłoszono, że tym razem w niełatwym stylu apa w szranki staną uczestnicy, których doświadczenie to góra rok czasu i dwie warki na koncie pomyślałem, że to będzie ostateczny sprawdzian potencjału WBP. I cóż się okazało? Po pierwsze to, że na miejsce nie dotarł Rafał Kowalczyk, a bez niego impreza sporo traci na uroku Trudno, siła wyższa. We wprowadzeniu na temat stylu zastąpił go jeden z piwowarów z Warszawskiej Akcji Warzelnej. Po kilku słowach od Mateusza i Dawida nadszedł moment prawdy czyli degustacja. No, nareszcie przełom! Piwo Mateusza charakteryzowało się intensywnym, świeżym, cytrusowym i lekko ziołowym aromatem oraz rześkim smakiem z optymalnie zbalansowaną goryczką. Piwo Dawida nie pachniało tak intensywnie, a goryczkę miało lekko garbnikową, na szczęście nie przesadzoną. Co ciekawe, to piwo Dawida było młodsze, a wiadomo że aromaty chmielowe z czasem słabną. Mateusz przyznał, że w świeżym piwie goryczka była naprawdę mocna więc optymalnie trafił z formą piwa akurat na bitwę. Zatem ogólny poziom oceniam jako do tej pory najwyższy i nie pozostaje nic innego jak zaprosić na kolejną edycję, która odbędzie się za dwa tygodnie 29 kwietnia w Piwnej Sprawie! Wyświetl pełny artykuł
-
[No to po...piwku] Biere de brut, czyli mariaż piwa z szampanem
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Ostatnio natrafiłem na informację na temat biere de brut, zwanego też piwem szampańskim. Postanowiłem zgłębić tę kwestię i okazało się, że to bardzo wdzięczny temat na kolejny wpis… Biere de brut (dalej zwane „brut”) jest bardzo rzadkim rodzajem piwa z uwagi na proces produkcyjny, który jest czasochłonny i kosztowny, przez co trunki te nie należą do tanich. Jest to kategoria piw o zaledwie kilkunastoletniej historii, a piwa do niej należące uważane są za ekskluzywne, stanowiące most pomiędzy światem piwa i wina. Z przyczyn formalno-prawnych producenci tego rodzaju piw, które potocznie nazywa się szampańskimi nie mogą używać nazwy „champagne” lub innych odniesień mogących sugerować jakiekolwiek powinowactwo z szampanem, bowiem są one zastrzeżone tylko dla win musujących produkowanych na terenie Szampanii, na bazie tradycyjnej metody, która zostanie zaprezentowana poniżej. Przekonał się o tym Emmanuel de Landtsheer, właściciel browaru Malheur, wobec którego związek francuskich producentów win szampańskich oraz jeden z producentów szampana (Comité Interprofessionnel du Vin de Champagne (CIVC) i Veuve Clicquot Ponsardin S.A.) skierowali wspólnie sprawę sądową, w której rozstrzygnięciu miał swój udział Europejski Trybunał Sprawiedliwości (w trybie prejudycjalnym). Przedmiotem sporu było umieszczenie na etykiecie piwa nazw miejscowości z regionu Szampanii (Reims i Épernay), jednoznacznie kojarzonych przez konsumentów wina z francuskim winem musującym oraz stosowanie nazwy „piwo szampańskie” w materiałach reklamowych. Drugą kością niezgody było zamieszczenie na etykiecie „méthode traditionelle”, odnoszącego się do określenia sposobu wyrobu szampana. Nakazano usunąć browarowi sporne zapisy i w obecnej wersji etykiety widnieje napis: „à la méthode originale”. Sama nazwa „brut” także budziła zastrzeżenia francuskich producentów wina musującego, jednak sąd oddalił ich roszczenia w tym zakresie. Fot.: Bernt Rostad, Flickr, (CC BY 2.0) Opisywane piwo powstało na początku XXI wieku w belgijskiej wsi Buggenhout, położonej we wschodniej Flandrii. Dwa znajdujące się tam browary (Bosteels i Malheur) rozpoczęły w zbliżonym czasie prace nad nowym rodzajem piwa. Podobno w przedsięwzięciu miał maczać palce sam Michael Jackson (Beer Hunter), jednak obydwa browary stanowczo temu zaprzeczają. W przypadku każdego z tych rodzinnych browarów za bezpośrednią przyczynę powstania piwa szampańskiego podaje się zamiłowanie do obydwu trunków oraz chęć próby połączenia piwa z szampanem. Biere de Brut to bardzo ciekawy trunek z uwagi na proces jego produkcji, który jest analogiczny do wyrobu szampana. Metoda wytwarzania tego francuskiego wina musującego nazywana jest „méthode traditionelle” lub „méthode champenoise”. Początkowy etap produkcji piwa szampańskiego jest taki sam, jak w przypadku każdego innego piwa. Po zakończonej fermentacji, piwo rozlewane jest do butelek wraz ze sporym dodatkiem cukru dla wytworzenia dużego wysycenia dwutlenkiem węgla. Na tym etapie dodawane są także wyselekcjonowane szczepy drożdży szampańskich. Wykorzystywane butelki są wykonane z grubego szkła, ponieważ ciśnienie w ich środku może wynosić od 3,5-7,0 vol. (dolna granica ciśnienia wewnętrznego to górny zakres wartości wysycenia dwutlenkiem węgla w przypadku piwa). W butelkach zachodzi refermentacja, trwająca od 2 miesięcy do roku. Warto zaznaczyć, że butelki na tym etapie produkcji usytuowane są horyzontalnie, aby powstający osad drożdżowy nie osadzał się na dnie. Kolejną czynnością jest proces zwany „rémuage”. Butelki ustawiane są na specjalnych stojakach, w których ich kąt nachylenia wynosi 45 stopni, a korek skierowany w dół. Są one regularnie potrząsane, a ich pozycja systematycznie zmienia się, aby ostatecznie ustawić je pionowo, korkiem w dół. Celem tego procesu jest skierowanie osadu drożdżowego do szyjki butelki. „Dégorgement” to kolejny element w tradycyjnym modelu produkcji szampana (oraz brut). W jego trakcie butelki poddawane są mrożeniu, w taki sposób, aby zamrozić ciecz w szyjce wraz ze znajdującym się w niej osadem drożdżowym. Następnie z butelki usuwany jest korek, a powstałe wewnątrz butelki ciśnienie wypycha lodowy czop z jej wnętrza. Czynność ta wymaga wprawy i szybkości działania, aby zminimalizować straty w zawartości. Powstałe ubytki na tym etapie rekompensowane są uzupełnieniem butelek o młode piwo z dużą zawartością cukrów, po czym butelki są bezzwłoczne korkowane. Ostatnim etapem jest leżakowanie piwa przed jego wypuszczeniem na rynek. Browar Bosteels stosuje praktykę polegającą na tym, że piwo po zakończeniu cichej fermentacji jest transportowane do Épernay, gdzie odbywa się dalsza część produkcji trunku. Złożoność procesu tłumaczy różnicę cenową w odniesieniu do innych piw. Fot.: Paul Ingles, Flickr, (CC BY-NC-ND 2.0) Piwo szampańskie nie jest stylem piwnym. Jest to novum na wśród piw i jego wyznacznikiem jest przede wszystkim proces produkcji, zbliżony do wyrobu szampana. Są to piwa mocne (10-14% alk. obj.) i skąpo chmielone. Brak tutaj kryterium barwy. Istnieją w tej kategorii piwa o jasnozłotym kolorze, a także w wariancie znacznie ciemniejszym. W przypadku niektórych piw z tej kategorii przed ich zabutelkowaniem, poddawane są one leżakowaniu w dębowych beczkach dla wzbogacenia ich smaku. Istotnym komponentem w przypadku tych piw są drożdże. Same browary skąpią informacji na temat swoich piw, ale eksperci podkreślają, że wykorzystywane są zarówno drożdże piwowarskie (szczepy dedykowane do mocnych piw belgijskich) oraz drożdże szampańskie, znacznie lepiej radzące sobie z dużym stężeniem alkoholu etylowego. Smak tego rodzaju napitków opisywany jest jako bardzo złożony. Poza słodowością, wyczuwalne są nuty owocowe, kwaskowe, przyprawowe, a także winne. Biere de brut należy serwować mocno schłodzone, w kieliszkach do szampana. Butelkę należy otwierać tak, aby korek nie wystrzelił. Do pierwszego kieliszka należy odlać pianę, która zapewne będzie wydobywać się z butelki, po czym do kolejnych nalewać piwo tak, aby zbudować ładną pianę. Trunek ten polecany jest przede wszystkim jako aperitif, jednak z powodzeniem można stosować je jako digestif. Jednym z dwóch najbardziej znanych producentów piw szampańskich jest Brouwerij Bosteels, producent takich piw jak „Pauvel Kwak” i „Tripel Karmelitet”, w którego ofercie znajduje się marka „DeuS Burt des Flandres”, piwo zawierające 11,5% alk. obj. Drugi producent, Brouwerij Malheur (po francusku „nieszczęście”), produkuje trzy różne piwa określane jako brut: „Malheur Biere Brut” (11% alk. obj.), „Malheur Cuvee Royale” (9% alk. obj.) oraz „Malheur Dark Brut” (12% alk. obj.). Śladem belgijskich browarów i ich nowatorskiego podejścia do piwa podążyli i inni. Za najlepszy przykład spoza Belgii podawane jest „Infinium”, uwarzone wspólnie w 2010 roku przez Samuel Adams Brewery i Bayerische Staatsbrauerei Weihenstephan. O innych piwach z tej kategorii można poczytać w tym zestawieniu na serwisie BeerAdvocate.com. Na forach piwowarskich można znaleźć informacje, zamieszczane przez osoby, które postanowiły zrobić własne piwo szampańskie. Wszyscy zwracali uwagę na to, aby zakupić do tego eksperymentu odpowiednie, grubościenne butelki z wypukłym dnem, a także na konieczność zachowania szczególnych środków bezpieczeństwa na etapie usuwania drożdży w postaci grubych rękawic, specjalnych gogli i odzieży, które mają pełnić funkcję ochronną na wypadek eksplozji butelki. Ciekawą relację wraz ze szczegółami technicznymi i dobrze udokumentowaną pod względem fotografii można przeczytać na stronie kalifornijskiego klubu zrzeszającego piwowarów domowych „Maltose Falcons” (link). Bibliografia: Drew Beechum: „Et tu Brut: Brewing The Champagne Of Beers”, w: „Zymurgy”, May/June 2006, Horst Dombusch: „Deus: Brut des Flandres”, w: „Brew Your Own”, May/June 2004, Charles D. Cook: „Belgium’s Brut beers: Champagne-style”, http://drinkbelgianbeer.com/breweries/belgiums-brut-beers-champagne-style, Komunikat Trybunału Sprawiedliwości CJE/07/30 z 19 kwietnia 2007 w sprawie C-381/05, http://europa.eu/rapid/press-release_CJE-07-30_pl.htm. Wyświetl pełny artykuł -
przyczynek do dyskusji na temat granicy wymądrzania się W zasadzie dzisiaj miał pójść inny wpis, ale uważam że niektóre kwestie należy rozwiązywać jak najszybciej. Jak już wyfruną w świat to pozamiatane i jak to mówią mieszkańcy Albionu „damage is done”. Tekst jest polemiką z wpisem Bartka Nowaka pt. „Czy polski craft kisi się we własnym sosie?”. „(…)Wszystkie one, choć Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa najmniej, mają jedną wspólną cechę: adresowane są głównie do ludzi, mniej lub bardziej, ale jednak znających się już nieco na piwie.” Argument sortu „wszystkie targi (wstaw jakąkolwiek branżę lub dziedzinę) adresowane są do ludzi, mniej lub bardziej, ale znających się nieco na (powtórz daną branżę lub dziedzinę)”. To trochę jakby czepiać się producentów i importerów motocykli, że wystawiają się na imprezach motocyklowych, gdzie przychodzą ludzie zainteresowani jednośladami zamiast np. na Gminnym Święcie Chleba w Woli Radłowskiej. Nikt przecież nie powiedział, że nie będzie tam nikogo zainteresowanego nowym Ducati Scramblerem zamiast dotychczasowej wysłużonej emzetki. Akapit o wyszydzaniu imprez – kto wyszydza? Browary? Jakoś nie zauważyłem w oficjalnej komunikacji nigdzie. Prędzej blogerzy. „Może warto otworzyć się nie tylko na znajomych i fanów już w piwie zakochanych, ale też na ludzi, którzy wciąż tkwią w koncernowym klinczu, a którzy być może chętnie spróbowaliby czegoś nowego, tylko nie wiedzą, że to istnieje, albo gdzie tego szukać.” Można też domalować sobie do logotypu czerwony krzyż i zacząć współpracę z PAH w ramach programu pomocy wychodzenia z piwa koncernowego. Naprawdę nie rozumiem skąd ta troska o „tych biednych ludzi pijących piwa koncernowe”. I coraz częściej przypomina mi to podejście wojujący weganizm. Piwa z browarów koncernowych stanowią w tym momencie ponad 90% rynku, wątpię żeby browary rzemieślnicze, regionalne i restauracyjne przekroczyły w przewidywalnym horyzoncie czasowym 10% udziału. Mam od groma znajomych pijących zarówno „koncerniaki” jak i piwa rzemieślnicze i nie widzę powodu, by kogokolwiek zbawiać na siłę. Być może dlatego, że siedzę już w tej branży od dekady i okres bycia neofitą mam za sobą. „Pewnie mało kto wie, ale w ubiegły weekend, równo z Beer Geek Madness odbyły się w Łodzi Targi Piw Regionalnych Piwowary. „ I na tym w zasadzie powinno się skończyć artykuł. Skoro mało kto wie to po co jechać? Zresztą nie ukrywajmy – Beer Geek Madness jest imprezą naprawdę potężnego kalibru i sporym wydarzeniem na rodzimym rynku piwa rzemieślniczego. „Mało tego, klientów ze sporym potencjałem lojalnościowym, a nie takich, co to spróbują piwa tylko raz, podczas premiery i jeszcze fukną, że niedobre.” Wróżenie z fusów, równie dobrze mogą to być klienci, którzy spróbują piwa z ciekawości, powiedzą że „dobre i ciekawe” a następnie wrócą do piwa 3-4x tańszego. „Jestem wręcz zdumiony, że na tak dużą ilość nowych inicjatyw tzw. rzemieślniczej nowej fali, rękę po tych ludzi wyciągnęły tylko dwie: Jan Olbracht z Piotrkowa Trybunalskiego i Browar Bednary. (…) Pytanie tylko: czyja to wina?” Zapewne terminu i BGM? Ile polskich browarów rzemieślniczych ma na tyle kapitału i możliwości by postawić dwa stoiska w dwóch różnych miejscach Polski w tym samym terminie? Dodatkowo przyjemnie jest, jeżeli na imprezie pojawiają się najlepiej właściciele i piwowarzy? No właśnie. „I tu dochodzimy do sedna sprawy, mianowicie do roli browarów rzemieślniczych. Czy powinna się ona ograniczać tylko do robienia piwa dla beer geeków, ad hoc, byle tylko znów sypnąć jakąś nowością? (…) Przecież w końcu to one mają w tym największy interes.” Jak to jest, że najwięcej do powiedzenia na temat czyjejś działalności mają osoby, które nie mają absolutnie ku temu żadnych podstaw? Może należałoby odwrócić pytanie i zadać je sobie samemu – gdzie tkwi błąd w mojej logice, że 12 browarów rzemieślniczych było we Wrocławiu zamiast w Łodzi? „Może warto wyściubić nos spoza swojej norki i dostrzec na przykład, co zaczynają robić koncerny.” Też ciekawe, punkt widzenia zależy od postawionej tezy. Jak koncerny „kopiują” rzemieślników to jest wielki rejwach, gewałt i śmiech. A teraz nagle podejście jest w punkt. „Za chwilę to one będą edukować ludzi swoją ofertą „piw rzemieślniczych” na tych wszystkich „wieśniackich” jarmarkach i festynach. Już zaczynają robić to w telewizji. A może nawet zrobią swoją imprezę.” Zakładam, że Niebo nie spadnie nam na głowy a Ziemia nadal będzie krążyć wokół Słońca. „Już widzę tę kolejną falę drwin i szydery, z której pewnie jak zwykle nic nie wyniknie, a sztandary piwnej rewolucji dalej będą nieśli ci, którzy nie powinni tego robić.” Koniecznie powołajmy komisję przyznawania buławy i sztandaru piwnej rewolucji zanim wpadną w niepowołane ręce. Słuchajcie, taka moja mała prośba – nie dajmy się zwariować. Browary rzemieślnicze mają prędzej problem ze zbyt małą ilością piwa niż w drugą stronę. Dodatkowo mamy taki etap rynku, że po prostu fizycznie nie da się być w każdym możliwym miejscu. Można oczywiście wysyłać piwo i załatwić sprawę „zdalnie”. Fajnie jest jednak móc się spotkać ze „spijaczami” swojego piwa i wymienić chociażby i parę zdań. Dla mnie jako piwowara bardzo cenne są uwagi osób, które mają rozeznanie zarówno w rynku polskim jak i zagranicznym i potrafią wypunktować to co im się podoba w piwie jak i nie. W tym miejscu wielkie dzięki dla wszystkich, z którymi udało mi się pogadać we Wrocławiu. Nie można też pominąć aspektu finansowego. Wbrew wierzeniom niektórych rzmieślnicy nie powymieniali wszystkich klamek w domach na złote, a każdy wyjazd wiąże się ze sporymi kosztami. Tym bardziej wyżej przedstawione zarzuty wydają się nietaktowne. Ja nikomu nie mówię jak ma prowadzić swoją działalność. W najbliższym czasie nastąpi po prostu zwykła i naturalna ewolucja rynku, a każdy – tak twórca jak i konsument – będzie miał możliwość wyboru najbardziej atrakcyjnej i ciekawej opcji. I tego wszystkim życzę. Wyświetl pełny artykuł
-
Mówi się, że „kraft to ludzie”. Jest w tym bez wątpienia sporo racji. Browary kojarzone są poprzez pryzmat warzonych przez nie piw, etykiet, czasem jakichś afer, ale każdy z nich jest projektem realizowanym przez jedną lub kilka osób. Być może brzmi to nieco truistycznie, jednak należy mieć to na uwadze w czasie, gdy coraz więcej graczy debiutuje na piwnym rynku. Każdy browar to czyjaś pasja, chęć pogodzenia jej ze sposobem na życie, marzenia, etc. Jako pasjonat piwa, ale także starego kina, postanowiłem zadać kilka pytań Andrzejowi Kiryziukowi, „mózgowi” browaru Raduga. Fot.: Browar Raduga © Maciej Hus: Czym zajmujecie się na co dzień? Andrzej Kiryziuk: Przede wszystkim piciem piwa (śmiech). A na poważnie - na początku istnienia Radugi pracowałem jako kontroler finansowy. Odszedłem z pracy, żeby móc całkowicie oddać się robieniu piwa. Od 6 miesięcy zajmuję się wyłącznie rozwijaniem Radugi. Pomagają mi w zakresie marketingu jeszcze dwie osoby blisko ze mną związane. M.H.: Od jak dawna warzycie piwo w domu? A.K.: Od dwóch lat. M.H.: Natknąłem się na informację, że przy domowym warzeniu piwa – oprócz kotła i wanny –wykorzystywaliście też samochód marki SAAB. Jaką pełnił on funkcję w tym procesie? Wiem, że niektórzy zabierają fermentory z brzeczką „na przejażdżki”, by ją napowietrzyć. A.K.: Mieszkanie, w którym mieszkam nie ma balkonu ani piwnicy. Problem jest więc z właściwym pomieszczeniem do fermentacji - chodzi o odpowiednią temperaturę. Mam za to miejsce na parkingu podziemnym. Na początku piwa fermentowały więc najczęściej w bagażniku Saaba 9-3 na parkingu podziemnym. Było sporo zachodu z wyjmowaniem i noszeniem fermentorów, więc kupiłem lodówkę specjalnie na potrzeby fermentacji. Mimo tego Saaba wciąż używam jako mobilną fermentownię, gdy robię kilka piw na raz. M.H.: Czy to prawda, że nazwa browaru związana jest z Waszym dzieciństwem, a konkretnie z pewną zabawką? A.K.: Szukaliśmy czegoś dobrze brzmiącego i możliwego do wymówienia przez obcokrajowców. Na wakacjach w Tajlandii przypomniałem sobie o samochodziku, który kiedyś miałem będąc dzieckiem. Tak powstała nazwa browaru (śmiech). M.H.: Kiedy podjęliście decyzję o założeniu browaru? Czy długo zastanawialiście się przed jej podjęciem? A.K.: Zacząłem poważnie o tym myśleć jesienią 2013 roku. Tak więc to była raczej szybka decyzja zważywszy na procedury i negocjacje z browarami, które zakończyliśmy w kwietniu 2014. M.H.: Czy założenie działalności gospodarczej jako browar kontraktowy to przysłowiowa „droga przez mękę”? Pytam, bo pewnie niejeden piwosz marzy o warzeniu piwa na komercyjną skalę, a poza tym warzenie kontraktowe wydaje się być prostsze i tańsze od stawiania własnego browaru? A.K.: Głównym problemem jest konieczność posiadania lub wynajmowania zatwierdzonego przez odpowiednie urzędy magazynu. Trzeba oczywiście załatwić też kilka innych zaświadczeń i pozwoleń – najdroższe jest pozwolenie na sprzedaż hurtową – kosztuje 4000. Sprawy urzędowe to jednak nie największy problem. Rzeczą kluczową jest znalezienie browaru, który będzie miał wolne moce i odpowiednią wielkość – a takich browarów w Polsce jest bardzo mało. M.H.: Nazwy Waszych piw („Metropolis”, „Nosferatu”, „Sunset Boulevard”, „Lost Weekend” i „Naked City” ) to tytuły filmów z okresu od lat 20-tych do 50-tych XX wieku. Czy jesteście miłośnikami starego kina? Pytam, bo ja je uwielbiam. A.K.: Idea wykorzystania nazw i motywów starych filmów bardzo pasuje do stylistyki etykiet, jakie zdecydowaliśmy się umieszczać na butelkach. Tak więc była raczej pochodną upodobań graficznych niż miłości do starego kina (śmiech). M.H.: Kto jest autorem Waszych etykiet? Trzeba przyznać, że Wasze „ety” to kawał dobrej roboty. A.K.: Etykiety projektuje Przemek Kędzierski, ale jest nie do podkupienia (śmiech). M.H.: Wracając do piwa, jakie są Wasze ulubione style piwne? A.K.: AIPA, Black IPA, RIS, Barley Wine, Oatmeal Stout, Witbier. M.H.: Jakie piwa zrobiły na Was największe wrażenie? A.K.: Ostatnio „Wheat Wine” z Pracowni Piwa. Poza tym Russian River „Pliny the Younger”, Mikkeller „Beer Geek Brunch Weasel”. M.H.: Wszystkie Wasze dotychczasowe piwa to wariacje na temat stylu IPA. Czy przy kolejnych premierach nie baliście się krytyki i hejtu ze strony konsumentów podnoszących postulat, że polska scena rzemieślnicza jest zdominowana przez ten styl? A.K.: Konsumenci na całym świecie włączając nas uwielbiają IPA i to oni kształtują rynek. Słuchamy krytyki jeśli chodzi o ocenę naszego piwa. Jeśli jednak konsumenci chcą pić IPA, a my uwielbiamy IPA, to nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy działać wbrew im i sobie. Osobiście nie uważam, że w Polsce jest za dużo dobrych IPA (śmiech). M.H.: Czy Wasze kolejne piwa będą kolejnymi wariacjami na ten temat, czy planujecie podążyć innym szlakiem? A.K.: Będziemy warzyć IPA oraz inne style - 11 kwietnia mieliśmy premierę Oatmeal Stout, planujemy Witbier i American Wheat na lato. Marzymy o RISach i BW jeśli tylko będą takie możliwości w browarze. Fot.: Browar Raduga © M.H .: Czy filmowa konwencja Waszych piw zostanie utrzymana? A.K.: Na razie tak, wydaje nam się, że nasze etykiety są udane i dobrze przyjmowane. M.H.: Jak duże warki warzycie? A.K.: 100 hl w Witnicy i 75 hl w Zodiaku. M.H.: Czy przestawienie się z warek o pojemności kilkudziesięciu litrów, warzonych w warunkach domowych, na warki rzędu kilkudziesięciu hektolitrów jest trudne? Co sprawia największe problemy? A.K.: W domu wszystko jest proste i wykonalne – wystarczy tylko mieć Saaba 9-3 (śmiech). W browarze cała przygoda z piwowarstwem zaczyna się od nowa. Ekstrakcja surowców i dodatków ma inną wydajność, co powoduje konieczność skorygowania receptur. Największym problemem są jednak ograniczenia sprzętowe – nie wszystko da się zrobić tak, jak byśmy chcieli i trzeba przemodelować proces produkcji z uwzględnieniem specyfiki danego browaru. M.H.: Planujecie pozostać browarem kontraktowym czy myślicie, aby w przyszłości stać się browarem rzemieślniczym? A.K.: Chcielibyśmy mieć swój własny browar w przyszłości, aby móc urządzić proces produkcji specyficznie pod własne potrzeby i móc go kontrolować na każdym etapie. M.H.: Dziękuję za poświęcony czas i rozmowę. Życzę samych sukcesów, związanych z Radugą i tylko udanych piw. Fot.: Browar Raduga © Wyświetl pełny artykuł
-
Gdy ogłaszano pierwszą edycję tej imprezy, czułem że to może być coś wyjątkowego. I się nie myliłem. Pierwsze BGM, mimo drobnych organizacyjnych niedociągnięć, okazało się wielkim sukcesem. Nie mogło być zatem inaczej, by ten nowy wrocławski festiwal nie wpisał się na stałe do mojego piwnego grafika. Przed wyjazdem nakreśliłem sobie plan, rozrysowałem taktykę niczym słynny […] Post Beer Geek Madness 2 pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Czy polski craft kisi się we własnym sosie?
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Właśnie ruszył długi sezon piwnych imprez i festiwali. Jeszcze nie opadł kurz po Beer Geek Madness, niedawno odbył się Craft Beer Week w Krakowie, a lada moment czekają nas festiwale w Warszawie i Wrocławiu. Potem jeszcze kilka innych porządnych imprez. Wszystkie one, choć Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa najmniej, mają jedną wspólną cechę: adresowane są głównie... Read More The post Czy polski craft kisi się we własnym sosie? appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
Druga edycja wyjątkowej imprezy piwnej przeszła do historii. Motywem przewodnim było hasło „piwna alchemia” ze względu na gościa specjalnego z USA – browar The Alchemist. Ja jednak skupiam się na piwowarstwie krajowym i moją uwagę zaprzątały przede wszystkim piwa przygotowane specjalnie na BGM. A było na czym się skupiać – polscy rzemieślnicy zaoferowali 13 nowych piw! Zanim jednak o piwie, to kilka słów na temat samej imprezy. Miejsce pozostało to samo czyli wrocławskie Zaklęte Rewiry. Nie wiem jak to się stało, ale dopiero teraz dowiedziałem się, że budynek wchodził w skład browaru Haasego (Haase Brauerei). Zatem lokalizacja na piwną imprezę idealna. Tym razem udostępnione zostało jakieś trzy razy więcej miejsca niż na edycji pierwszej. Gdy Daniel Mielczarek, jeden z organizatorów BGM, oprowadzał nas po terenie imprezy dzień wcześniej, wrażenie było spore. Mnóstwo nowych przestrzeni, na czele ze sporym placem na dachu budynku. Układ pomieszczeń na trzech kondygnacjach powodował, że łatwo się można było zgubić. Gdy dzień później pojawili się w środku ludzie w ilościach idących w tysiące, dobra orientacja w przestrzeni była kluczowa w sprawnym poruszaniu się po Zaklętych Rewirach. Wymieńmy zatem organizacyjne plusy BGM 2: zwiększenie powierzchni na której odbywała się impreza, ciekawe, zróżnicowane aranżacje wielu pomieszczeń, wydzielenie strefy kulinarnej (już nie w przejściu), w końcu piękne i bardzo odporne szkło Sensorik. O wielości piw do spróbowania nawet nie wspominam, to przecież jeden z głównych atutów imprezy. A co należałoby poprawić w kolejnych edycjach? Po pierwsze więcej miejsca do siedzenia! Kilka godzin na nogach może dać nieźle w kość, a dostępne miejsca w strefie kulinarnej opanowanej przez jedzeniowe zapachy nie są kuszącą opcją. Sprawa kolejna to miejsca na zewnątrz. W pewnym momencie uniemożliwione zostało swobodne wychodzenie na schody, gdzie „na dymku” kwitło życie towarzyskie. Nie było opcji by wyjść na chwilę na zewnątrz, a w środku zaczęło robić się duszno. Na szczęście zrezygnowano po jakimś czasie z tej koncepcji. Wcześniejsze niż o północy otwarcie placu na dachu byłoby optymalnym rozwiązaniem. Przyznam też, że ubiegłoroczny model, gdzie piwowar przynajmniej przez jakiś czas osobiście polewał piwo sprzyjał budowaniu więzi browar-klient. Teraz prócz debiutującej Profesji, na stoiskach pojawiły się w większości osoby do nalewania wynajęte, z którymi o specyfice serwowanego piwa raczej trudno porozmawiać. No ale rozumiem, że piwowarzy też chcieli zabawić się na BGM 2, w końcu stoją za nalewakami pozostałych krajowych imprez Niemiłą niespodzianką było też dość szybkie wykończenie lanych piw z USA. Pozostało mi obejść się aromatami pozostałego w nalewarkach piwa…Zresztą i polskie piwa (przynajmniej te premierowe) też w większości uległy wykończeniu sporo przed północą. Większość uwag spowodowana jest bardzo liczną frekwencją, która w tym roku oscylowała wokół 3 tysięcy. Ogólnie BGM 2 jest postępem w stosunku do edycji pierwszej, choć szczerze powiem, że „kameralny” w porównaniu do edycji obecnej klimat chyba bardziej mi pasował. No ale wiadomo jak jest – imprezy z piwowarstwem rzemieślniczym będą tylko coraz większe i okazalsze… A jakie piwa zrobiły na mnie najlepsze wrażenie? Po pierwsze – X z Widawy – leżakowane 4 miesiące w beczce po Jacku Danielsie West Coast IPA, wypychane azotem. Kwaskowo orzeźwiające, z zachowanym cytrusowym i goryczkowym motywem pierwotnego piwa. Bardzo dobrze pokazujące potencjał leżakowania w beczkach po whisky, które wcale nie musi dawać piwu waniliowego charakteru. W dodatku z piękną „azotową” pianą, co było rzeczą unikalną wśród piw serwowanych na BGM2. X zostało wybrane piwem imprezy i sądzę, że jak najbardziej zasłużenie. Ważne też jest, że to Wojtek Frączyk poprzez import drewnianych beczek zrobił najwięcej w kwestii popularyzacji tego sposobu kondycjonowania piwa. Świetnym piwem był Funky Cherry z SzałPiwu. Bardzo rześkie, wyraziście owocowe, z optymalnie wyważonym, „dzikim” motywem drożdży Brettanomyces. Unikalną rzeczą był Wild Wild East z Birbanta. Wyraziście kwaśny, czekoladowy, 24-ballingowy imperialny stout. Prócz kwaskowości i czekolady charakter temu piwu nadawała mocna owocowość jeżyn/ dzikich jagód i dobrze ukryty, rozgrzewający dopiero w żołądku alkohol. Bardzo fajnym piwem było Nigredo z Browaru Stu Mostów. Odpowiednia jak na foreign extra stout treściwość i pełnia czekoladowego aromatu i smaku, świetnie uzupełniona przyjemną miętą. Wśród najlepszych według mnie piw mogła też znaleźć się takAHaka z Pinty o wielce złożonym, kompleksowym smaku. Czego tu nie było – goryczka, cytrusy, czekolada, świetnie ukryta moc. Szkoda tylko, że w aromacie była raczej zbożowa kawa z nutką cykorii. A jak pozostałe piwa? Zdecydowana ziołowość Magic Dragon z Pracowni Piwa nie każdemu mogła przypaść do gustu. Podobnie jak wyczuwalna słodycz w Mgłach Chwaliszewa z Szałpiwu. Tu jednak należy się specjalne wyróżnienie za najbardziej spektakularnie serwowane piwo imprezy – ta dawka mgły w szkle to była prawdziwa alchemia! Dobrze było powitać kolejny nowy browar rzemieślniczy Profesja z Wrocławia. Choć z piwami, jak to na początku bywa, było średnio – Alchemik w stylu Wild IPA był bardziej belgijsko fenolowy niż brettowy, a Bursztynnik zamiast amerykańskiego amber ale, bardziej przypominał takowe brown ale. Wspólną przypadłością witków przygotowanych na BGM, a więc Lunatic z Kingpina oraz Albedo z Piwoteki była obecność siarkowego motywu w aromacie, dobrze że z ich treściwością i pełnią smaku nie było problemu. Bo w takim Rubedo Masona, którego dane mi było trochę spróbować od ekipy Piwnego Lublina nie było właściwie nic. Woda powinna być w gratisie, sorry. Piw z Kraftwerka i Doctor Brew nie zdążyłem spróbować. Widzimy więc, że poziom oferowanych piw był różny, ale może jak w soczewce zobrazował się tu obraz rzemieślniczego rynku A.D. 2015. Czy Beer Geek Madness 3 będzie jeszcze bardziej okazalsze niż miniona edycja? Niby trudno to sobie wyobrazić w przypadku imprezy przeprowadzonej ponownie w tym samym miejscu. Jednak Zaklęte Rewiry to ciągle miejsce z potencjałem. Przestrzeni jest sporo, można ją aranżować w różny sposób i bardziej intensywnie korzystać z miejsca na dachu. A w 2016 ruszyć już na podbój Europy, bo i takie plany są opracowywane w sztabie Beer Geek Madness! Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Beer Geek Madness 2 – relacja z imprezy
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Po ogromnym sukcesie pierwszej edycji, którego dowodem był choćby wynik plebiscytu „Piwne gwiazdy i czarne dziury”, nie mogłem sobie pozwolić na nieobecność na kolejnym Beer Geek Madness. Oczekiwania były spore, czas więc sprawdzić jak wypadły w zderzeniu z brutalną rzeczywistością. 1. Miejsce Zaklęte rewiry to miejsce w bardzo dobrej lokalizacji, dobrze skomunikowane z centrum, położone stosunkowo niedaleko... Read More The post Beer Geek Madness 2 – relacja z imprezy appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
[Piwo i Cydr] Recenzja: Kingston Black Cider, Gwatkin*
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
W poprzedniej recenzji, w której pisałem o jabłkach vintage, wspomniałem także o nadzwyczajnej popularności, jaką cieszy stara odmiana Kingston Black. Nic nie dzieje się bez przyczyny – tradycyjni cydrownicy kochają te jabłka, bo potrafią dać doskonale zbalansowany smakowo cydru. A sprawa wcale nie jest taka prosta. „Skonstruowanie” odpowiednio zbalansowanego cydru wymaga dużej wiedzy i doświadczenia. […] Wyświetl pełny artykuł -
Degustacja piwa będącego blendem imperialnego stoutu (Yin) z imperialnym IPA (Yang). Co wyniknie z takiej mieszanki? Które z piw zdominuje to połączenie? A może piwowarom Eviltwin Brewing udało się osiągnąć idealną równowagę? Piwa będzie można spróbować na odbywającym się dzisiaj Beer Geek Madness we Wrocławiu. The post Yin & Yang – Eviltwin Brewing appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Too Cream Stout z Dark Horse Brewing
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Na rozgrzewkę przed Beer Geek Madness 2 postanowiłem spróbować piwa, które będzie dostępne podczas imprezy, a które akurat miałem w swojej piwniczce. Too Cream Stout to mocny stout mleczny uwarzony w amerykańskim browarze Dark Horse. The post Too Cream Stout z Dark Horse Brewing appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
[Piwo i Cydr] Dobry Cydr – zapraszamy na degustację w Warszawie!
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Z wielką przyjemnością zapraszamy na naszą degustację cydrów podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa. W piątek 24 kwietnia zaprezentujemy Wam kilka doskonałych cydrów brytyjskich. Chcemy pokazać, jak ciekawym i szerokim tematem jest cydr. Jak wiele smaków i nieoczekiwanych doznań może kryć się w jabłeczniku. Opowiemy nieco o historii, rodzajach cydru oraz sposobach degustacji. Jeśli lubicie cydr i […] Wyświetl pełny artykuł -
Jeśli jesteście miłośnikami nowofalowego piwa, wiecie, że jest składnik, który w ostatnich latach wywrócił do góry nogami cały świat piwowarstwa: amerykański chmiel. Nazwa brzmi zupełnie niepozornie: po prostu chmiel zza oceanu. W Wielkiej Brytanii są nazwy, które w równym stopniu elektryzują cydrowników. Kingston Black i Stoke Red to odmiany jabłek. Zwykła sprawa? Otóż zupełnie nadzwyczajna. […] Wyświetl pełny artykuł
-
Po ostatnich podróżach, wieńczonych zwykle wizytami w rozmaitych przybytkach z dobrym piwem, przybyło mi sporo notatek idealnie pasujących do cyklu „Jedno, do pięciu”. Pora więc zacząć nadrabianie zaległości. Na pierwszy rzut idzie deska piw zamówiona w katowickiej Kontynuacji. Swoją drogą, deska piw to coś absolutnie fantastycznego, a w knajpach z kranami w liczbie powyżej 10, wręcz... Read More The post [Jedno, do pięciu] Strzała Południa, Raj z Rajs, Południca, Winter in Bangalore i Józek z pompy appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
-
Samo słowo „gyle” w języku angielskim posiada kilka znaczeń: może to być ogół odebranej (nieprzefermentowanej) brzeczki, może ono oznaczać brzeczkę per se lub zbiornik służący do jej fermentacji. Parti-gyle to stara technika piwowarska polegająca na tym, że po skończeniu zacierania nie wysładzano złoża do uzyskania odpowiedniej ilości brzeczki przedniej lub do określonej gęstości wody wysłodkowej, ale odbierano część płynną, pozostawiając śrutę, którą ponownie zalewano wodą, zacierano (lub nie) i odbierano brzeczkę przednią. Czynność tę wykonywano dwu, trzy lub nawet czterokrotnie, w razie potrzeby dodając słód lub inne źródła cukru przy kolejnych brzeczkach przednich, z których każda miała coraz niższy ekstrakt. Każdą z nich gotowano i fermentowano osobno. Metoda ta była od niepamiętnych czasów wykorzystywana w angielskim piwowarstwie. Parti-gyle w szkockim browarnictwie jest kwestią dyskusyjną jeżeli chodzi o powszechność stosowania tej praktyki. Według jednych, była ona bardzo popularna w Szkocji, inni zaś twierdzą, że odgrywała w szkockiej tradycji piwowarskiej nieszczególnie znaczną rolę. Wiadomo też, że z owej metody korzystali piwowarzy belgijscy i właśnie jej zastosowanie ma być genezą dla dzisiejszych nazw piw klasztornych, znanych jako Dubbel i Tripel. Dawniej istniała także kategoria piwa klasztornego zwanego Enker (najsłabsze z warzonych piw, które dziś warzone jest w niektórych klasztorach pod nazwą „petit”, będące cienkuszem wytwarzanym na potrzeby mnichów). Wiadomo, że z wód wysłodkowych po mocniejszych piwach belgijskich (np.: Peeterman) warzono piwa słabsze określane petite biere. Najlepiej udokumentowane jest wykorzystywanie tej techniki w piwowarstwie angielskim. Dziś owa metoda polegająca na uzyskaniu kilku piw z jednej kadzi zaciernej jest stosowana niezwykle rzadko. W XVIII wieku sytuacja w Anglii wyglądała zupełnie inaczej. Piwa warzono praktycznie wyłącznie z użyciem partii-gyle. Uzyskiwano w sten sposób najczęściej trzy piwa o różnej zawartości alkoholu: strong (stock), common (middle) oraz small (table). Moc spożywanego piwa najczęściej skorelowana była z zasobnością portfela konsumenta. Bogatsi obywatele pili piwa mocniejsze, a ubogim pozostawało „small beer”. Narodziny porteru w XVIII wieku, zaczęły nieco przewartościowywać podejście angielskich piwowarów do partii-gyle. Porter był piwem nowofalowym, które w odróżnieniu od londyńskiego Brown Ale, było piwem ciemniejszym (ale nie palonym), mocniej chmielonym, relatywnie mocnym (co predestynowało je do leżakowania – „stale porter”). Zanim porter upowszechnił się pod jego obecnym mianem, często nazywano to piwo „entire” z dwóch powodów. Po pierwsze, było ono nalewane z jednej beczki, w odróżnieniu od popularnego w owym czasie „three threads”, czyli połączenia trzech różnych piw. Drugi i ważniejszy powód to sposób, w jaki postępowano w nim podczas zacierania. Całość odebranej brzeczki przedniej łączono w kotle warzelnym, a następnie poddawano fermentacji. I tak obok partii-gyle pojawiło się określenie entire-gyle (single-gyle). Dużym ułatwieniem dla angielskich piwowarów (i nie tylko) stały się wynalazki z okresu epoki oświecenia i początków rewolucji przemysłowej. Jednym z nich – obok termometru – był areometr. Dzięki niemu piwowar, wiedział, jaką gęstość posiada uzyskana przez niego brzeczka. W efekcie w XIX wieku angielscy piwowarzy zaczęli mieszać ze sobą poszczególne brzeczki, dzięki czemu posiadając trzy receptury mogli wytworzyć nawet kilkanaście różnych piw. W owym czasie do Anglii dotarła praktyka wysładzania złoża filtracyjnego, powszechnie stosowana za Kanałem La Manche. W XX wieku praktykę tę stosowano coraz rzadziej w Anglii i obecnie wykorzystywana jest ona w kilku małych, rodzinnych browarach. Szkoci mieli stosować partii-gyle tylko w przypadku warzenia najmocniejszych piw, a wysłodzin z wysoko ekstraktywnych brzeczek częstokroć używali jako zamiennika wody przy zacieraniu kolejnej warki.. Nie stosowali oni angielskiej maniery, określanej przez nich jako „double mash”. Zamiast tego, paktykowali najczęściej wysładzanie i single-gyle. Wiadomo, że w XX wieku Szkoci opanowali tę sztukę do perfekcji i istniały browary, które na bazie jednej receptury mogły wytworzyć wszystkie warzone przez siebie piwa poprzez kombinację brzeczek. Zachowały się informacje o szkockich piwach stołowych, które otrzymywano z wysłodzin, przepłukując śrutę po odebraniu wysoko ekstraktywnej brzeczki. Piwa te miał charakteryzować wyraźny posmak torfowy, i fenolowy na skutek wypłukiwania z łuski zbożowej garbników. Piwa te porównywano do smaku oleju napędowego. Parti-gyle stosowane jest często przez piwowarów domowych, zwłaszcza, gdy warzone jest mocne piwo. Po odebraniu konkretnej ilości wysoko ekstraktywnej brzeczki przedniej, w młócie pozostaje jeszcze sporo cukrów, z których będzie można uwarzyć drugie, słabsze piwo. Niewątpliwym plusem tej metody jest możliwość uwarzenia dwóch różnych piw, przy czym warto mieć na uwadze, że barwa i inne właściwości tego mocnego determinują profil piwa słabszego. W wymiarze komercyjnym jej zwolennicy podkreślają, że browar może tak podzielić brzeczkę, że odebrana zostanie niewielka jej ilość, która w zamierzeniu będzie piwem mocnym, nie sprzedającym się tak dobrze jak piwa z regularnej oferty, które powstanie z pozostałej części brzeczki, co pozwoli uniknąć strat. Spotkałem się z opiniami, że przy podziale zacieru 1/3 i 2/3 uzyskuje się mniej więcej równy podział cukrów, zatem piwo z pierwszej odebranej części powinno być dwa razy mocniejsze od drugiego. Jeśli zastosować podział 50/50, wtedy w pierwszej części znajdzie się około 58% cukrów, a w drugiej – 42%. Informacje na temat sposobu koniecznych obliczeń znajdują się w tym artykule oraz tutaj. Autorzy źródeł, z których korzystałem, podkreślają, że partii-gyle to metoda raczej dla doświadczonych piwowarów. Po pierwsze, już samo warzenie mocnego piwa jest wyzwaniem, wymaga wprawy, zaplecza sprzętowego i pewnej wiedzy. Mocne piwa mogą sprawiać problemy przy filtracji, ich fermentacja często też nastręcza kłopotów (efekt Crabtree), należy przegotować solidny starter drożdżowy, etc. Jest to także technika polecana wyłącznie piwowarom warzącym piwa z użyciem słodów. Uwarzenie dwóch piw nawet z jednego zacieru to dwa razy więcej pracy i czasu, zwłaszcza jeśli korzysta się tylko z jednego kotła warzelnego. Reszta to precyzyjne obliczenia związane z gęstością początkową obydwu brzeczek, barwy, zasypu, poziomu goryczki, etc. Niemniej, jeśli piwowar porywa się na uwarzenie czegoś mocnego, to grzechem byłoby zmarnować cukry zawarte w młócie, z których można zrobić bardzo dobry pożytek… Bibliografia: Ron Pattinson: „Parti-gyle: Deburking The Myths”, w: „Zymurgy”, November.December 2014, Chris Colby: „Parti-gyle Brewing: One Mash, Three Beers: Getting The Most From Your Grains”, w: „Brew Your Own”, Jannuary 2001, Randy Mosher: „Parti-gyle Brewing”, w: „Brewing Techniques”, March/April 1994, wersja online tekstu dostępna tutaj, Terry Foster: „Parti-gyle Brewing: Techniques”, w: „Brew Your Own”, Jannuary/February 2010, wersja online dostępna tutaj, http://www.homebrewtalk.com/wiki/index.php/Parti-gyle, Gregory J. Noonan: „Scotch Ale”, Brewers Publications, 1993, Dan Rabin, Carl Forget: „Dictionary Of Beer And Brewing”, Brewers Publications, 1998, Second Edition. Wyświetl pełny artykuł
-
Zapraszam na degustację piwa Mózg w stylu Extra Special Bitter, uwarzonego w Starym Browarze Kościerzyna przez browar kontraktowy Brodacz. Jest to dobra okazja do sprawdzenia, czy na polskim rynku jest miejsce na klasyczne style i czy rzeczywiście klasyka musi oznaczać nudę. Przy okazji współpracy z Browarem Brodacz zapraszam na premiery Mózgu i Bez Sensu, które... Read More The post Mózg z browaru Brodacz appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
-
Niewątpliwą zaletą warszawskich bitew piwnych jest rotacyjność lokali goszczących u siebie to wydarzenie. Inauguracyjna bitwa odbyła się w Spiskowcach Rozkoszy, natomiast edycja druga przeprowadzona została w Hopsters. Stylem obowiązującym tym razem był dry stout, a piwa przygotowali Adam Szewczyk oraz Dariusz Chachulski. Bitwę wygrał ten drugi ale mam wrażenie, że głównie wskutek tego, że piwo Adama nie mieściło się w ramach stylu. Przy 18,2° Blg był to raczej foreign extra stout, w dodatku z laktozą i kawą. Po drugiej bitwie mam niezbyt wesołą refleksję odnośnie poziomu zaprezentowanych do tej pory piw. Albo sporo im brakuje do wytycznych stylu w ramach których dokonujemy oceny albo mają wady, głównie utlenienie. Cóż, przyzwyczajony jestem do naprawdę wysokiej klasy piw uwarzonych przez domowych piwowarów ale może tylko ich najlepszymi piwami jestem częstowany No nic, mam nadzieję, że w kolejnych edycjach będzie już tylko lepiej. Okazja do sprawdzenia będzie już w środę 15 kwietnia – spotykamy się w Czeskiej Piwiarni Tarchomin na ocenie american pale ale! Wyświetl pełny artykuł
-
Sint Bernardus vs Sint Sixtus Mam nadzieję, że nie wyjdą z tego wpisu zamieszki. W końcu bardzo długo Westvleteren XII otaczał nimb sławy, co dodatkowo było podbite słabą dostępnością. Co w praktyce oznaczało, że jak już pojawiły się w sprzedaży pojedyncze butelki to potrafiły kosztować i ponad 100 złotych. Czy jest tego warte? Nie ma co powtarzać wcześniejszego wpisu. Jak to wygląda z St. Bernardusem Abt 12 i Westvleteren 12 opisałem już tutaj. Warto rzucić okiem, żeby było wiadomo o co chodzi. Natomiast najważniejsza uwaga przed resztą tekstu – Belgowie siedzący w branży (z którymi miałem przyjemność rozmawiać) większą estymą darzą jednak browar z Watou niż z mitycznego Westvleterena. Pewnie wynika to z faktu, że Belgię można przerzucić kamieniem i akurat tam te piwa aż tak bardzo nie są niedostępne. Plus bądźmy szczerzy – cała otoczka związana z rezerwacją piwa jest dość karykaturalna – telefoniczne umówienie się na dany termin wraz z podaniem numeru rejestracji pojazdu, cała tabelka z możliwymi terminami. Perfekcyjnie ograny tandem popyt/podaż. St. Bernardus Abt 12 vs Westvleteren 12 St. Bernardus Abt 12 piana: bujna, widać, że z wynika to z wysokiego wysycenia. Kremowa, dość szybko opada znacząc szkło i zostawia cienki dywanik. Westvleteren 12 piana: tutaj historia początkowo jest podobna. Opada jednak odrobinę wolniej i zostawia ciut grubszą warstwę. St. Bernardus Abt 12 barwa: mocno ciemny i intensywny mahoń, opalizujące. Westvleteren 12 barwa: o ton ciemniejsze od piwa z Watou. Natomiast mimo odstania bardzo dużo zawiesiny w środku. Stąd też może być różnica w barwie, jest wręcz upstrzone kłaczkami. St. Bernardus Abt 12 aromat: pełen przegląd owocowych estrów – ciemne dojrzałe wiśnie, morele, brzoskwinie, gruszki, rodzynki. Pełno jest również nut typowo winnych, lekko beczkowych, porto, sherry. Solidna dawka słodowości i słodów karmelowych, leciutka przyprawkowość kojarzy się z Belgią. Bernardus nie zawodzi. Westvleteren 12 aromat: Alkoholowe, estry głównie brzoskwiniowe, trochę wiśni. Utlenienie poszło w gorszą stronę niż w przypadku Bernardusa, wydaje się wręcz zleżałe co jest dość szokujące przy tego typu piwie. Słodowość nikła, nie ma tak przyjemnych nut jak w przypadku piwa z Watou. Nie ma też nut typowo „belgijskich”. W tym momencie pojawia się pierwsza znacząca różnica pomiędzy tymi piwami. W porównaniu do St. Bernardusa aromat Westvleteren jest wręcz ubogi. Nie dość, że bardzo mało się dzieje, to jeszcze jest wybitnie alkoholowe i zleżałe. Zdecydowanie pojedynek w tej rundzie wygrywa Watou. St. Bernardus Abt 12 smak: Mocno musujące. Kolejny raz piję to piwo i kolejny jestem zachwycony jak bardzo jest ono ułożone. Pierwszy akord brzmi pełnią, słodowością, lekką wręcz oleistością. W drugim następuje potężne uderzenie smaków i aromatów: wszystkie owocowe estry, karmelowe słody, suszone owoce, lekka likierowość, pikantność. Finisz mocno rozgrzewający i lekko drapieżny z delikatną, ale pasującą do całości goryczką. Westvleteren 12 smak: Średnie wysycenie, po pianie spodziewałem się większego. Podobnie jak w przypadku aromatu. Nie czuć mocy, strasznie ciężko mi uwierzyć w to 10,2%. Pierwszy akord jest znacznie mniej dobitny niż w przypadku Watou, bardzo szybko też mija. W drugim pojawiają się czerwone owoce, brzoskwinia, bardzo dużo karmelu, trochę nut winnych. Finisz wyjątkowo nijaki. Brak goryczki, dość wyczuwalny alkohol. Zero goryczki. No i trochę głupio. Westvleteren otacza nimb epickości, „hype” jest wręcz niesamowity, dodatkowo podbijany przez lata przekazami słownymi. Jak już wspomniałem na początku sporą wyrwą w tej opowieści była wizyta w Belgii w 2013 podczas której autochtoni jednak starali się trochę naprostować poglądy. Nie dziwię im się, St Bernardus Abt 12 jest piwem do którego wracam często. Bezbłędne, potężne i przede wszystkim porządnie zrobione i przemyślane. Westvleteren 12 okazał się w bezpośredniej konfrontacji po prostu biedny, połowa smaku i aromatu. Być może w innych okolicznościach przyrody, na miejscu, bez skupiania się na szczegółach byłoby to ciekawe doznanie. Brutalnego testu najzwyczajniej na świecie nie przetrwał. Paradoksalnie można napisać, że z tego względu Westvleteren 12 jest bardziej pijalnym piwem, „łatwiej wchodzi”. Ale nie ukrywajmy – nie tego oczekujemy przy piwie takiego kalibru i renomy. Trochę z rozpędu zobaczmy jak tam przedstawia się sytuacja w przypadku ósemek. St Bernardus Prior 8 vs Westvleteren 8 St Bernardus Prior 8 piana: Bujna, beżowa, ale o dość słabej strukturze. Szybko opada do cienkiego dywanika na którym widać znaczne musowanie. Westvleteren 8 piana: Sytuacja analogiczna jak przy 12. I tutaj zostaje trochę więcej piany niż w piwie z Watou. St Bernardus Prior 8 barwa: Bardzo ciemna wiśnia/mahoń, opalizujące. Na zdjęciu ustawienie lampy trochę prześwietliło toń. Westvleteren 8 barwa: Bardzo ciemna wiśnia/mahoń. Pływa bardzo dużo strzępków. Westvleteren wydaje się o ton ciemniejszy, ale jest to wg mnie spowodowane niesamowitą ilością zbitego w kłaczki osadu jaki pływa w piwie. Naprawdę jest tego od groma, piwo wręcz się skrzy przypominając zabawkowe kule śniegowe. St Bernardus Prior 8 aromat: Bardzo podobny do Abt 12. Trochę bardziej w stronę dojrzałych moreli, mirabelek, lekko kwaskowaty aromat typowy dla belgijskiego ciemnego syropu cukrowego. Pełny, bogaty, ułożony. Absolutnie pierwszym skojarzeniem jest „klasztorność”. Westvleteren 8 aromat: Ponownie dużo mniej intensywny. Dojrzałe jabłko, klapsa, w tle czai się jakiś dziwny dysonans aromatyczny. Bardzo rozpuszczalnikowe. W zasadzie ciężko tutaj cokolwiek powiedzieć pozytywnego. Przy usilnym wwąchaniu jest trochę słodowości, estrów owocowych, karmelu. St Bernardus Prior 8 smak: Bardzo mocno wysycone, musujące wręcz. Jest to o tyle dobre, że kwaskowatość związana z dwutlenkiem węgla ożywia profil, działając z pełnią. Pierwszy akord brzmi pełnią, słodowością karmelem, lekkim kwaskiem wysycenia. W drugim pojawia się pełen zakres czerwonych owoców, dalej brzmi karmel wespół z posmakami typowymi dla wspomnianego w aromacie syropu cukrowego. Lekkie nuty klasztorne. Finisz zbalansowany, przyjemny, o delikatnej goryczce. Alkohol pojawia się dopiero po pewnym czasie od przełknięcia. Klasa. Westvleteren 8 smak: Mniejsze wysycenie, ale również w zakresie uznawanym za musujące. Wydaje się bardziej ulepkowate, cukrowe. Wprost niesamowicie rozpuszczalnikowe. Pierwszy akord słodki, pełny, ulepkowaty. W drugim kontynuowana jest cukrowość i słodycz, pojawia się potężny rozpuszczalnik. W tle majaczą estry owocowe, głównie wspomniane jabłko i gruszka. Finisz totalnie rozpuszczalnikowy, nieułożony, szorstki. Cóż. Tutaj ewidentnie przydałoby się je potrzymać w piwnicy jeszcze ze dwa lata. Traktujcie to porównanie w kategorii ciekawostki etnicznej. Czy tak samo będzie Westvleteren smakował w Belgii pity w knajpie obok browaru? Nie wiem, kiedyś się pewnie przekonam z ciekawości. Prawda natomiast jest taka, że St. Bernardus to browar, który bardzo często przewija się u mnie w domu czy też w szkle w knajpie, jeżeli akurat jest na kranie. I od 2013 nie trafiłem jeszcze słabej warki, może miałem szczęście a może aż tak bardzo dbają o swoje piwa. Może jedno i drugie. Czy warto spróbować Westvleteren? Paradoksalnie – myślę, że tak (aczkolwiek nie za 100pln – taka mała uwaga). I dobrze by było właśnie porównać z browarem z Watou. W degustacjach piwnych trzeba gromadzić wszelką wiedzę i doświadczenia, te negatywne również. I wyrabiać sobie swoje własne zdanie. Wyświetl pełny artykuł
-
Po gdańskiej Piwowar Battle oraz Szczecińskiej Lidze Piwowarów przyszedł czas na przeprowadzenie takiej imprezy w Warszawie, wszak piwowarów domowych mamy tu pokaźne grono. Zasady są proste – dwóch piwowarów staje w bezpośrednie szranki w uprzednio wylosowanym stylu. Jako że bitwa przeprowadzana jest w lokalu, wygrany wybierany jest przez przybyłą publiczność (aczkolwiek wymagane są uprzednie zapisy na degustację). Następnie systemem turniejowym wybierany jest zwyciężca całego cyklu. Warszawskie Bitwy Piwne organizowane są przez pasjonatów domowego piwowarstwa skupionych w Warszawskiej Akcji Warzelnej. Pierwszy pojedynek odbył się w Spiskowcach Rozkoszy, a przedmiotem oceny były piwa w stylu Witbier uwarzone przez Łukasza Sędzielowskiego oraz Tomasza Tymińskiego. Cóż, styl to nie łatwy i można było to odczuć podczas degustacji próbek przygotowanych przez obydwu piwowarów. W Rudym Witku od Tomasza mieliśmy miodowy akcent od utlenienia i zbyt wyraźną słodycz w smaku, natomiast St. Vitus Dance Łukasza charakteryzowało się zbyt mocną goryczką i obecnością cynamonu w aromacie. Ostatecznie wygrał Tomasz ale najważniejsze było wspólne spotkanie fascynatów piwa, którzy szczelnie zapełnili piwniczną salkę Spiskowców. Nie pozostaje zatem nic innego jak zjawić się na kolejnej bitwie, która odbędzie się już w tę środę, 8 kwietnia w Hopsters. Tym razem naprzeciwko siebie staną Adam Szewczyk i Dariusz Chachulski, a oceniać będziemy piwa w stylu dry stout! Wyświetl pełny artykuł
-
Długo dochodziłam do idealnej receptury na lekkie orzeźwiające American Wheat. Amerykańska pszenica to jedno z najczęściej warzonych piw w uCiesznym Browarku. Nie jest to receptura dla miłośników mocnej goryczki i intensywnego aromatu amerykańskich chmieli, za to zadowoli wszystkich którym marzy się jasne, lekkie, sesyjne piwo, które można pić jedno po […] Wyświetl pełny artykuł
-
[piwolog] Organic Chocolate Stout :: Piwne osobliwości
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
W niedawno zakończonym Szczecińskim Konkursie Piw Domowych mieliśmy kategorię „Piwo czekoladowe”. By odpowiednio się przygotować, postanowiłem spróbować kilku dostępnych na rynku piw czekoladowych. Skutek był delikatnie mówiąc – taki sobie. Większość piw, w tym ikony „stylu”, nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, a kilka srogo mnie zawiodło. Inaczej było z Organic Chocolate Stout z brytyjskiego […] Post Organic Chocolate Stout :: Piwne osobliwości pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł -
Podczas krakowskiego Craft Beerweek doszło do spotkania na szczycie. Na dachu klubu Fabryka, gdzie odbywał się festiwal, razem z ekipą HoppyNews.com przeprowadziłem trzyczęściową rozmowę z Tomkiem Kopyrą. W pierwszej części opowiada on o swojej drodze do zostania najbardziej rozpoznawalnym polskim piwnym blogerem, w drugiej części ja opowiadam swoją historię, a w części ostatniej zastanawiamy się nad perspektywami rozwoju polskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Wyświetl pełny artykuł