-
Postów
2 172 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
11
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Bogi
-
Istnieje np. zjawisko dipsomanii-nie jest to alkoholizm, bo można z tego wyjść, ale jest też chorobą. Można być gdzieś na początku drogi, w połowie, albo na końcu, w dwóch pierwszych przypadkach, są szanse na wyjście z zaklętych szpon nałogu. Znam osoby, które tkwią i znam, które wyszły. Nie wiem jak ten dziennik jest prowadzony (skąd takie dokładne dane), ale 15 piw co sobotę to rzeczywiście albo młodzieńcza fascynacja-"ile nie potrafię wypić" albo właśnie brak kontroli, ale z pewnością z piwowarstwem nie ma nic wspólnego, bo przy 12tym delikwent nie wie co pije, nie zwraca uwagę na smak, aromat i czy piwo reprezentuje dany styl czy nie, czemu więc takie chwalenie ma służyć?
-
Zestawy, cukier, nagazowanie, gar, drożdże, fermentacja cicha - wiele pytań naraz.
Bogi odpowiedział(a) na heaton124 temat w Piaskownica piwowarska
Fermentacja trwa dopóki jej końca nie ujrzysz. Teoretycznie wystarczy, że blg spadnie do 1/3 wartości początkowej. Praktycznie-jeśli na drugi dzień po pomiarze, nadal tyle samo, burzliwą można uznać za zakończoną; możesz czekać i trzeci dzień, ale po co? 7 dni to są ramy-fermentacja może trwać krócej, a może też trwać dłużej (najdłuższa mi trwała 26 dni). Cicha natomiast trwa dopóki nie przestanie bulkać rurka i też nie ma reguły, że to będzie tydzień-wszystko zależy od piwa. Jeśli przeprowadzasz i burzliwą i cichą, w obu przypadkach zlewaj znad osadu, dobrze żebyś nic nie zmącił, choć jak zmącisz wielkiej tragedii nie będzie, bo piwo i tak dopiero się w butelkach wyklaruje. -
Też zaczynałem od pożyczanej Grety-a że natężenie piwowarów było duże, to były problemy z oddawaniem, bo np. jeszcze za dobrze nie potrzebował jeden, a zaraz drugi wołał. Stwierdziłem, że lepiej mieć ciasną, ale własną i taki zakup nastąpił. Potem kiedy się już wysłużyła, w bardzo dobrej cenie sprowadziłem Grifo i w tej chwili browar ma dwie kapslownice. Podobnie nie radziłbym dzielenia się cukromierzem-raz, że to delikatne, dwa-lepiej mieć zawsze pod ręką-widziałem kiedyś taki piękny francuski zestaw, był cukromierz, alkoholomierz i korkociąg-niestety z XIXego wieku. Pewne składniki trzeba po prostu kupić i mieć (drewniana łyżka do mieszania, siateczka do gotowania chmielu), etc, etc.
-
No tak, ale to już jest zaawansowana choroba. Możesz dać link do tych dzienników?
-
Z braku butelek, poszło do słoików takich dużych jak na ogórki. Parę było szczelnych, więc potem się szło do piwnicy po "słoik piwa", a te co nie były szczelne, poszły na przemiał. Mam nawet historyczne zdjęcie z tego okresu.
-
A ja zacząłem od wiaderka z Tesco, o kapslownicy jeszcze nie śniłem i wstyd się przyznać jak zabutelkowaliśmy pierwsze piwo.
-
No to 5tkę rozlewaj bez cichej albo w plastik na kontrolę, a 15 na cichą do balonu i wszystko gra.
-
Może ma balon?
-
http://www.homebrewing.pl/coopers-brewmaster-wheat-pszeniczne-17kg-p-111.html ten nie sprawiał problemów.
-
Ale wystarczy popatrzeć na średnią wieku (90 minimum) na wyspie Ikaria-a tam impreza jest codziennie, piją naturalnie wino, jedzą, bawią się, śpią. Była historia, że facet, młody, 50-latek około poczuł się źle-mieszkał w USA, w NY czy w innej dziurze, do lekarzy zaczął chodzić i wszędzie słyszał to samo, że nie wiadomo co mu jest, ale zostało mu dwa miesiące życia. Załamał się, pomyślał na te ostatnie dwa miesiące, wrócę do stron rodzinnych (właśnie do Ikarii). I tak zrobił. Przez pierwszy miesiąc co dzień przychodzili krewni znajomi przynosili wiktuały, tańczyli, jedli, pili, bawili się. Tak minął miesiąc, minął drugi, trzeci, minął rok, a facet żyje-dobrze mu było to nie wracał, ale po 5 latach odkąd wrócił, zdecydował się zaglądnąć do tych lekarzy i pokazać im, że wszystko jest jak ręką odjął. Niestety jak wrócił, to większość zastał na cmentarzu. To jest trochę i przypowieść, jaka na Ikarii krąży, trochę faktów, trochę fantazji, ale coś w tym jest. A alkoholizm zaczyna się wtedy kiedy kończy się przyjemność, a zaczyna się potrzeba. Alkoholik ma wyznaczoną dawkę przez organizm-i tę dawkę musi systematycznie uzupełniać, niemniej jednak żadną z tych dawek się nie delektuje, nie smakuje, dla niego jest ważny związek etanol, a nie ile go tam jest i w wyniku czego powstał, stąd ostatnie fazy to dykta, spryskiwacze etc. Kiedy Gorbaczow wprowadził bardzo błędnie zresztą prohibicję w ZSRR, następowały masowe zatrucia wodą kolońską, bo była wszędzie, była tania i zawierała alkohol. A wcześniej? W Stanach wmówiono ludziom, że są tak rozpici, że dla ich dobra, należy wprowadzić całkowity zakaz dostępu do alkoholu. W efekcie, prohibicja doprowadziła do tego, że Amerykanie zaczęli pić więcej, dostęp do alkoholu był znacznie ułatwiony (speakesies), a na przemycie z Francji/Anglii do Stanów krocie zarobił np. baron Rotschild, Al Capone, którzy oficjalnie popierali Temperance Leagues i więcej alkoholu płynęło do Stanów z Europy niż wcześniej Alkoholik nie odróżnia koloru, smaku, zapachu, mocy, on potrzebuje dawki, żeby funkcjonować. Alkoholizm zaawansowany potrzebuje małej dawki, z tego prostego względu, że osoba chora nie trzeźwieje, ona może wyglądać trzeźwo, albo sprawiać wrażenie takowe, ale zawsze to 0.2-0.5 pro mila (baza taka) pozostaje we krwi, stąd 1 piwo, parę łyków wina czy dwie-trzy krople setki już wystarczą by zacząć od nowa, czyli uzupełnić tę dawkę, której się domaga uzależniony organizm. Mitem jest, że taki alkoholik to wstaje rano, koleżanka szklanka, dwie szklanki, trzy i dopiero się upija. Tutaj kwestia jest identyczna jak z narkotykami, dawki nie muszą być monstrualne, chodzi o właśnie ten jeden brakujący kieliszek.Uzależnienie od alkoholu można porównać do tożsamej sytuacji w przypadku jedzenia. Osoba chora nie je, bo jest głodna, albo chce poznać smak jakiejś potrawy, tylko potrzebuje dawki pokarmu, żeby zaspokoić (na chwilę zresztą) to, co ma w głowie. To są uzależnienia-one zawsze zaczynają się w głowie. A w piciu o to nigdy nie chodzi. Picie to degustacja, rytuał, smakowanie, poznawanie nowych zapachów, smaków, delektowanie się tym alkoholem mocnym czy innym napojem. Ponieważ jestem herbaciarzem (chyba nie herbatnikiem ) wszelkie informacje o szkodliwości herbaty traktuję bardzo poważnie i np. jeśli czytam, że poprzez nadużywanie herbaty może wystąpić od niej uzależnienie i odstawienie jej na jakiś czas wywołać "głód" a co za tym idzie rozdrażnienie, przyspieszone tętno, absmak w ustach itd, to odnoszę to do siebie i jeśli ja OSOBIŚCIE nie mam z tym problemu-bo mogę wypić w ciągu dnia parę litrów herbaty, a mogę wypić jedną filiżankę, to jestem świadomy, że na świecie są ludzie, którzy tak zareagują. Kwestię herbacianą można odnieść do kawy, mamy wśród nas kawoszy, którzy codziennie potrzebują pewnej dawki kofeiny, która przekłada się na 2 kawy np., ale też i na 8. Tak więc esencja uzależnienia sprowadza się do natury danego człowieka, do jego organizmu i potrzeb tegoż. Nigdy przenigdy nie miałem objawów kaca po czerwonym winie czy po koniaku, chociaż nauka uważa, że są to napoje wybitnie kacotwórcze. Wniosek stąd jest taki sam, istnieją jednakże na świecie osoby, które tak właśnie mają. Reasumując, nie jest ważna dawka, rodzaj, ani częstotliwość, ale predyspozycje.
-
Swego czasu recenzowałem, dostałem szklankę od Fuller'sów: Brewer's reserve: piana krótka, wysycenie średnie, kolor lekko opalizujący i koniakowy rzecz jasna. Aromat to przede wszystkim dębina, wanilia, rodzynki, trochę przeplatającego się alkoholu. Zapach czysty, niezmącony. W smaku ewidentnie czuć beczkę. Piwo jest ciężkie, ale orzeźwiające, nie posiada nut winnych, choć na finiszu bogactwo tanin przywołuje koniak, nadal mocno rozcieńczony. Nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak India Pale Ale, niemniej jednak nie jest to piwo, które możnaby pić na codzień. Barwą i aromatem bardzo zachęca do degustacji, choć jest piwem niełatwym w odbiorze. Osoby, których smak został zabradziażony psuedo lagerami i pilznerami nie odnajdą głębi i bogactwa aromatów, jakie oferuje ten napój. Jeśli trzeba porównać to z koniakiem, są małe konotacje, ale można je postawić na równi z młodą single malt whisky. Bo takie pozostawia po sobie wrażenie. (20.04.2012) a tak smakuje to piwo przed wlaniem w beczki. Golden Pride: W aromacie atak chmielów, a właściwie ich orgia, zapach jest gęsty, winny, bardzo mocny, ale alkoholu nie czuć, nuty lukrecji tu i ówdzie, nawet jakaś kwiatowość. Nadal jednak pachnie jak konkretne treściwe piwo. Smak wyrazisty, dość gorzki, gorycz ujawnia się stopniowo czyli jakbyśmy szli po 3ech stopniach goryczy-każda z innego chmielu, jeden z nich ewidentnie dominuje, bo finisz jest długi, złożony i gorzki jak goryczka, nie jest to piwo tak gorzkie jak IPA, ale stary Żywiec, który był dość chmielony przy tym smakowałby jak lemoniada. Piwo męskie, jak w pysk strzelił, posilne i wystarczająco mało gazowane, żeby pozwolić orgii chmielu nas ponieść. Z tego co Fuller's ma do zaoferowania Polsce to Golden Pride i IPA to pozycje obowiązkowe, zaś Discovery pozycja dodatkowa. Jeśliby w taki sposób zrobili swojego portera, tzn. idąc tropem tej treściwości i gęstości, to również i on mógłby dołączyć.
-
Co za matoły-jak oni nie wywalą tej całej hałastry, to będzie jeszcze gorzej. Swoją drogą, wódka nadal podejrzanie tania-szkoda, że autor nie sprecyzował, że na pewno chodzi o jakąś najtańszą tanią.
-
I jakie wrażenia?
-
Oby był bogaty w premiery nowych piw, oby pozbawił nas strachu do eksperymentowania, oby spełnił marzenia wszystkich i...wszystkiego najlepszego!
-
Twoje zdrowie!
-
Na koniec starego roku postanowiliśmy porównać dwa dębowe. Jedno było już w butelkach i zostało nagle z nich przelane do beczki, drugie swą cichą i dalej spędziło od razu w beczce, a do butelek trafiło potem. Wnioski: pierwsze ma ewidentnie genialne nagazowanie typowo angielskie, w smaku przypomina bardzo ułożone, ciekawe wino, poprzeplatane nutami wanilii i delikatnej goryczki na finiszu. Drugie jest jaśniejsze w kolorze, piana również zniknęła, gazowane bardziej, ale tylko przez chwilę. W aromacie nuty rumowe, sherry amontillado, bardziej przyprawowe i nawet lekka kawa-z niedojrzałych owoców pomarańczy jak mniemam. W smaku jest bardziej pikantne, bardziej głębokie i nadal na granicy piwa/wina. Wychodzi na to, że lepiej dawać piwo do beczki od razu po burzliwej, wtedy wszystkie nuty będą głębsze i ciekawsze.
-
Jak kiedyś kupowałem Coopers'y to w ichniej instrukcji było, że są na 20 litrów, a Munton's na 23 nawet.
-
Na początek są dobre, niektóre (jak się pomiesza lub zwiększy ilość) coś tam robią, ale parę razy zdarzyło mi się, że nie ruszyły dlatego moja obawa, a osobiście uważam, że na jedną warkę lepiej żeby tych drożdży było więcej, dlatego opcja 11,5g jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
-
One są sprzedawane osobno, a nie pod puszką. Nie miałem z nimi do czynienia, poza tym ich cena jest dość wysoka gdyby to były identyczne co pod puszką. Wybór na szczęście jest-są safale, są s-33, są danstar'y, po co się rozdrabniać?
-
Te, co są pod puszką, to rzadko są prawdziwe-albo przeterminowane albo dziwnie trawią, 2 x 7g owszem, ale jednak lepiej zainwestować.
-
Że się nadaje do dalszej działalności.
-
Ale nie chodzi o to, żeby wysnuć wniosek, że zapach przełoży się na smak, tylko o samą kwestię sprawdzania co się dzieje. Pamiętam jak dziś jak "jechało" mi pszeniczne, bałem się, że nawet nie da się potem zagęścić, a po prostu był taki zapach, a piwo wyszło bardzo fajne.
-
Jak nie wącha, jak wącha, każdy napój na każdym etapie należy wąchać, smakować, analizować pod każdym względem, dzięki temu unikniemy błędów a wyczujemy chwilę, że to "już".
-
Prawdziwe 11,5g. Miód na aromat, wygładzenie, smak i blg.
-
Dziś wypiłem zakitrane przez teścia 2-letnie nasze ostatnie pszeniczne mocne (16 blg 8% z miodem, etc). Piana jest, gaz jest, wyklarowało się, bardzo rześkie, z elementu pszenicznego pozostały posmak bananowy, goździki ulecieli, chmielu ani pół. Co ciekawe, piwo się nie zepsuło, choć profil zmienił się diametralnie i bliżej mu do jakichś dziwactw z Belgii niż do wit'a.