Skocz do zawartości

Slonx

Members
  • Postów

    364
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Slonx

  1. Świetny temat, osobiście uwielbiam stać przy garach, to i przekąski do piwa się robi nieraz.

     

    Bardzo lubię kabanosy w cieście francuskim. Zazwyczaj nie chce mi się go robić samemu, to kupuję np. w almie gotowe, świeże ciasto francuskie, kroję w paski, o szerokości centymetra i długości całego arkusza, kroję kabanosy w mniej więcej 5 centymetrowe kawałki i owijam ciastem. Na blachę i do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, po 15 minutach gotowe, znakomite tak na ciepło, jak i na zimno.

     

    Drugą ulubioną przekąską jest kurczak (filet lub polędwiczki) w pikantnej, chrupiącej panierce.

    Kurczaka wcześniej zalewam marynatą z niewielkiej ilości oleju, wody, papryki słodkiej, ostrej, pieprzu cayenne, wciskam czosnek, dodaję trochę vegety i zostawiam na kilka godzin, najlepiej na cały dzień, w lodówce rzecz jasna. Przygotowuję panierkę: płatki kukurydziane mielę, nawet na mąkę, chociaż nie trzeba aż tak drobno, mieszam pół na pół z mąką pszenną. Do tego dosypuję na oko papryki ostrej, trochę pieprzy cayenne, trochę pieprzu białego, szczypta sproszkowanego imbiru i najważniejszy składnik, łyżeczka lub dwie proszku do pieczenia. Maczam w tym kurczaka, gdy już jest dokładnie obtoczony, wkładam go do wody, ostrożnie, by nie wypłukać panierki i jeszcze raz obtaczam. Tak obtoczone kawałki kurczaka wrzucam na gorący, głęboki olej i smażę kilka minut, następnie wyjmuję i na ręcznik papierowy.

    Panierka jest chrupiąca, kurczak soczysty, a że to może trochę tłuste i niezdrowe, to się nie przejmuję. KFC może się schować. W ten sposób można robić małe nuggetsy, skrzydełka, czy filety z piersi.

     

    Inną przekąską są śliwki w boczku. Bardzo prosta sprawa, śliwki wędzone owijam w pokrojony w cienkie plasterki boczek, daję do piekarnika nagrzanego do 200 stopni, 10 minut wystarczy, bywa, że to za długo.

     

    Uwielbiam też nachos, paprykowe z sosem serowym. Własnej roboty.

    Sos serowy robię tak, że biorę mały trójkącik serka topionego, rozpuszczam go z masłem w rondelku (chociaż rama culinesse się bardziej nadaje - w żadnym wypadku olej!) wrzucam starty ser cheddar, czekam, aż się roztopi i mieszam to z jogurtem naturalnym, wystarczy mały kubeczek, na oko, żeby była odpowiednia konsystencja. Jak ktoś chce mocniejszy smak, może dodać trochę startego parmezanu do tego. Dodaję szczyptę słodkiej papryki i dosłownie kropelkę sosu sojowego. Sos jest dobry nie tylko do nachos, ale również do wspomnianych wyżej kawałków kurczaka. Na ciepło, lub na zimno, ale pobyt w lodówce na pewno mu nie pomaga, to mogę zaręczyć, lepiej go spożyć szybko, dlatego nie ma sensu przygotowywanie większych ilości.

     

    Lubię też sałatkę ziemniaczaną. Prosta, smaczna, aczkolwiek ciężka.

    Gotuję ziemniaki w mundurkach, obieram, kroję w kostkę. Do tego jajka, również skrojone w kostkę, podsmażony, skrojony w kostkę boczek i por, również drobno skrojony. Sól i pieprz do smaku, następnie całość zalewam majonezem zmieszanym ze śmietaną i mieszam.

     

    Lubię jeszcze bagietkę pokrojoną w poprzek, jak chleb, posmarowaną serem śmietankowym (np. almette) i na to plaster wędzonego łososia (moja luba kładzie jeszcze na to rukolę).

     

    A jak się nie ma ochoty na ślęczenie w kuchni, to orzeszki, te w polewie paprykowej są zacne, chipsy, najchętniej serowo-cebulowe, suszona wołowina (chociaż drogie to jak cholera).

     

    Z dań (bo trudno to nazwać przekąską) uwielbiam do piwa knedle czeskie. Robię je tak:

    Składniki:

    Pół kilo mąki

    łyżeczka soli

    jajko

    szklanka mleka

    10g drożdży (np. S-04 :P)

    pół łyżeczki cukru

    4 czerstwe bułeczki

    opcjonalnie łyżeczka proszku do pieczenia

     

    Podgrzewam mleko, żeby było ciepłe (ale nie gorące). Dosypuję cukier, rozcieram drożdże, odstawiam w ciepłe miejsce na 20 minut. Mąkę z solą wsypuję do miski, dodaję jajko, drożdże i zaczyn, wyrabiam aż przestanie się kleić i odstawiam w ciepłe miejsce na godzinę. Do wyrośniętego ciasta wgniatam pokrojone w drobną kostkę bułki (no i ewentualnie dodaję proszek do pieczenia) i formuję z gotowego ciasta 3 wałki.

    Wrzucam na osoloną wodę, każdy wałek musi się gotować w sumie około 20 minut, po 10 minut z jednej strony (po 10 minutach obracamy). Po wyciągnięciu nakłuwam widelcem i kroję w półtora centymetrowe plastry. Najlepiej smakuje z gulaszem cielęcym, lub wołowym :)

    Jak dla mnie lepsze są bez proszku do pieczenia, ale na większą liczbę osób ten sposób wydaje się bardziej wydajny. Co kto lubi :)

  2. Hefe-Weizen już w butelkach. Fermentował bardzo długo, bo niemal 4 tygodnie, przez cały ten czas był ruch w rurce. W środę zmierzyłem BLG, wynosiło 5, tak jak w teście (coś dużo, ale nie przeszkadza mi to), wczoraj pomiar również wyniósł 5 BLG.

    Ładny ma kolor, w smaku bardzo dobre, czuć w aromacie i goździki, i banany, nie mam chwilowo żadnych zastrzeżeń. Bałem się zakażenia, bo ponoć weizeny są na nie bardzo podatne, ale w smaku nie ma żadnego kwaskowatego akcentu. Coś czuję, że długo to piwo nie postoi, nie chwalę dnia przed zachodem, ale jeżeli nic się z nim złego nie stanie, to będzie to chyba moja najbardziej udana warka.

  3. Co do słodu palonego, to chcę go doddać ponieważ piwo jest zbyt wytrawne, dlatego myślałem też o dekokcie.

     

    Słodu palonego do hefe-weizena?

    Ja przyznam szczerze, że przy tej pszenicy to pokombinowałem jak cholera, wrzucając do gara chyba wszystko, co miałem pod ręką, ale o słodzie palonym nie pomyślałem :P

    Może miałeś na myśli karmelowy? Ja dodałem, nie wiem, jaki będzie efekt, jutro dopiero planuję zrobić rozlew.

  4. Jutro zaczne test odfermentowania i zobaczymy za kilka dni.

     

    Jak to jutro zaczniesz? Z fermentującej już brzeczki?

     

    Nie mam pojecia co to znaczy że drożdze mocn flokują (nic nie wygooglowalem sensownego).

     

    http://www.wiki.piwo.org/Flokulacja

     

    Co sądzicię o dalszej fermentacji, jak długo trzymać, czy przelewać na cichą czy nie, może butelkować i czekać jak tak to ile czasu?

     

    Czekaj, spokojnie, nie od razu Kraków zbudowano, natury nie powinno się poganiać.

    Możesz robić cichą, nie musisz, ja jak robiłem bittera na tych drożdżach, to cichą zrobiłem, piwo wyszło bardzo klarowne, osad drożdżowy na dnie butelki był nieduży, zwarty i zbity. Natomiast przy stoucie pominąłem cichą, przedłużyłem fermentację burzliwą, potrwało to w sumie 4 tygodnie.

  5. Nie wiem dokładnie, jak to jest z tymi drożdżami S-04, ale zrobiłem na nich dwie warki i obie zeszły do 5BLG. Jedna (bitter) z 10, druga (stout) z 15. Te drożdże chyba głęboko nie odfermentowują, ale to nie znaczy, że już po wszystkim, bo sposób zacierania też jest istotny.

    Robiłeś test odfermentowania?

    Mimo wszystko, zostaw piwko, niech sobie spokojnie fermentuje, w sumie nie musisz robić cichej, tak mnie się wydaje, bo te drożdże mocno flokują.

  6. Widzę Mateuszu, żeś z Krakowa.

    Podaj swoją lokalizację na mapie, to może się przydać, w Krakowie z tego co zauważyłem jest masa piwowarów i może ktoś ci garnka użyczy. Ja bym ci pożyczył, ale dzisiaj wyjeżdżam, wracam dopiero w niedzielę i chcę warzyć od razu po powrocie, bo właśnie żem surowce otrzymał.

  7. ja podchodzę do tematu w następujący sposób - jak robię piwa z wiki (a na razie takie robię) to pierwsza warka zgodnie z recepturą, żeby wiedzieć czym się wszyscy zachwycali a kolejna warka będzie z modyfikacjami np. chmielenia. Robię tak żeby nabrać doświadczenia i przekonać się co dobre a co złe.

     

    Też tak chciałem, ale skłonności do eksperymentowania skutecznie mi to utrudniają. Zrobiłem trzy warki, pierwsza wedle receptury, reszta kombinowana.

  8. Po otwarciu fermentora moim oczom ukazał się delikatny nalot na powierzchni brzeczki. Nie pokrywał całej powierzchni, był jedynie na środku, taki kożuszek.

    Jeśli na podstawie takiego opisu ktoś stwierdza, że to tlenowiec to gratuluję. To może być wszystko.

     

    Nie ukrywam, że chciałbym móc podzielić się tym widokiem z forumowiczami, ale nie wychodzi mi to na zdjęciach. Musiałbym kogoś zaprosić na butelkowanie, a to chyba mija się z celem. Jeżeli zacznie się psuć, to będę wiedział, że to infekcja.

     

    Może być wszystko albo nic. Ludzie wpadają w panikę z różnego powodu. Jak mordy nie wykręca to butelkuj.

     

    Spoko, zabutelkowane od poniedziałku :)

    Nikt nie zwrócił uwagi na to inne spostrzeżenie. Otóż, czasami mam podobny widok na powierzchni herbaty w szklance, gdy zostawię ją na kilka godzin. Robi się właśnie taki sam kożuszek, delikatny nalot i to mnie trochę uspokaja, bo skoro pojawia się to na herbacie (bez cukru, zwykłej czarnej) którą czasem piję nawet pozostawioną na następny dzień, albo i dłużej i w smaku jest po prostu bardziej hm... cierpkie, to raczej to wiele nie ma wspólnego z infekcją.

    No oczywiście musiałbym zostawić pewnie tę herbatę na dłużej, żeby mieć pewność, ale właściwie, na czym niby mogłyby żerować bakterie w szklance z niesłodzoną, czarną herbatą?

  9. Zlej w butelki, mialem to samo w sierpniu 2012. Sciaglem z grubsza z wierzchu. Dodalem na wzmocnienie do butelek troche drozdzy...zlałem, zakapslowalem. I jest wszystko ok.

    Dzis jak otwieram to nie ma sladu podejrzanych niespodzianek. A kożuch/błone mialem dość znaczną. Nie było żadnego zepsucia w butelkach . Dobre drożdze zjadly przy okazji te beztlenowe.

    Pozdrawiam.

    jk

     

    Czytając komentarze właściwie czuję się uspokojony :)

    Może jestem przewrażliwiony, ale człowiek się naczyta o tych infekcjach i ogarnia go przerażenie. Na dodatek wprawy brak, więc zacieranie pochłania więcej czasu, niż u bardziej doświadczonych piwowarów i wtedy marnowanie piwa mogłoby być wyjątkowo bolesne.

     

    Dekantuj brzeczkę do wiadra plastikowego i wtedy na balkon do chłodzenia (ja tak robię i jest OK). Oczywiście robię whirpoola w garze w celu zebrania osadu i chmielin na środku gara.

     

    Czyli spokojnie można lać, plastik fermentora nie pęknie, jak mniemam.

    No to git, nie mam chwilowo więcej pytań.

  10. Ale przecież Ty już zabutelkowałeś, teraz bym tego nie ruszał, tylko spijał po nagazowaniu. Osobiście również zdarzył mi się delikatny nalot na piwie ale żadnych oznak zepsucia nie zauważyłem, nawet w ostatniej butelce, także bądź dobrej myśli.

     

    Stout to piwo sesyjne, można "pić odpowiedzialnie" w dużych ilościach :D

     

    No właśnie. Straszy się tak tymi infekcjami, a ja nawet nie wiedziałem, że poprzednią warkę miałem zainfekowaną. Wspominałem oczywiście dawno temu, że przelewałem na cichą i coś takiego zauważyłem, to mnie uspokojono, że to nie musi być infekcja itp. itd.

    Jak wspomniałem, piwo zbyt długo nie poleżało, bo z półtora miesiąca, ale w smaku się nie psuło, w zapachu też nie.

    Jedyne, co mnie zaniepokoiło wtedy to zapach tuż po otwarciu butelki, który jednak po przelaniu błyskawicznie się ulatniał. Zapaszek był właśnie taki kwaskowaty i był wyczuwalny tylko przez kilka sekund po zdjęciu kapsla.

     

    Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze bardziej przyłożyć się do sterylności swoich procesów. Być może wpływ na to wszystko ma fakt, iż chłodziłem piwo w garnku na balkonie, co trochę trwało. Może inaczej by się sprawa miała, gdybym wlewał gorącą brzeczkę do zdezynfekowanego fermentora i zamykał szczelnie, chłodząc właśnie w nim, w wannie z zimną wodą, tylko tu rodzi się u mnie obawa, czy plastik wytrzyma taką temperaturę i nie pęknie. W sumie przy obydwu butelkowaniach robiłem syrop cukrowy w ilości około litra, wrzący wlewałem do fermentora i od razu dekantowałem na to piwko. Wiem, że w ten sposób ubijam trochę drożdży, ale piwo i tak dało radę się nagazować poprzednim razem, więc pewnie tym razem też będzie podobnie.

  11. Miło wiedzieć, że mam zainfekowane piwo, pierwsza warka w takim razie też była zainfekowana, chociaż się nie zorientowałem :D

     

    Zastanawiające jest to, że ludzie pokazują, jakiego to oni nie mają syfu w fermentorach (przynajmniej na tych zdjęciach). U mnie ten nalot jest bardzo delikatny, trudno dostrzegalna mgiełka, co chyba oznacza, że infekcja nie posunęła się aż tak bardzo, aczkolwiek będzie się niestety rozwijać...

     

    Mam niemniej jednak trochę drożdży, które z powodzeniem mogę zużyć. Czy dobrym wyjściem byłaby pasteryzacja, dodanie drożdży i ponowne zabutelkowanie?

  12. Przedwczoraj butelkowałem stouta. Po otwarciu fermentora moim oczom ukazał się delikatny nalot na powierzchni brzeczki. Nie pokrywał całej powierzchni, był jedynie na środku, taki kożuszek. Miałem coś takiego przy pierwszej warce, tak jak wtedy, tak i przedwczoraj zrobiłem zdjęcie, ale jakbym próbował, nie wychodzi, nie widać tego, więc nic nie wrzucam. Może lepszy aparat by tu pomógł...

    Sprawa mnie intryguje, bo o ile jest ten kożuszek, to tak jak przy pierwszej warce, tak i przy tej w smaku i zapachu piwa nie czuć niczego niepokojącego. Pierwsza warka przetrwała w butelkach z półtora miesiąca, pod koniec piwo smakowało jedynie lepiej, raczej się nie psuło. Dodam jeszcze, że taki sam kożuszek miewam, gdy zaleję sobie herbatę i zapomnę o niej na kilkanaście godzin, więc bardzo prawdopodobne, że to jakiś ze składników mojej kranówki, który po prostu tworzy taki nalot na górze w połączeniu z jakimś innym składnikiem.

     

    Co to może być? Czy ktoś ma podobnie? Wrzuciłbym zdjęcia, ale nic na nich nie widać. Niedługo będę butelkować Hefe-Weizena i tam być może też coś takiego się ukaże, więc pożyczę wtedy lepszy aparat i porobię zdjęcia.

  13. Stout zabutelkowany. Trochę się martwię, bo gdy otworzyłem fermentor, zobaczyłem delikatny, choć łatwo dostrzegalny biały nalot na powierzchni. Nie mam pojęcia, co to może być, ale w smaku i zapachu piwko było dobre, lekko kwaskowate, ale ta kwaskowatość na bank pochodzi od palonych ziaren. W pierwszej warce też miałem taki nalot i piwo również w smaku i zapachu było dobre. Nie mam pojęcia, co to może być takiego. Może wczesne stadium infekcji, nie wykluczam. Będę monitorował sytuację na bieżąco, za jakiś czas butelkuję Hefe-Weizena i zobaczę, czy tam również coś takiego się pojawi.

  14. chcesz mieć porównywalne wyniki i testu i faktycznego odfermentowania??? Rób test w podobnych warunkach w jakich stoi fermentator właściwy z zachowaniem czystości i sterylności dla testu. A tak... co chcesz porównywać? Zepsute piwo z testu i pracujące w fermentatorze.

     

    Zwyczajny błąd nowicjusza.

    Przy poprzednich dwóch warkach robiłem test w szklance, nakrywałem folią, ściągałem to gumką recepturką (nie miałem akurat wolnych słoiczków, buteleczek itp) i po tygodniu mierzyłem, w smaku i zapachu było ok.

    Teraz o tym zapomniałem, zwyczajne zagapienie, do samej fermentacji nie podchodzę tak nonszalancko.

  15. Kocham tematy o butelkach :D

    a ja wolę to co w środku :P

     

    Czyli w tym wypadku pleśń? :P

     

    Ja tam miałem pełno takich butelek, zapleśniałych itp. Wsadziłem je do wanny (w liczbie ponad 40), wlałem trochę płynu do mycia naczyń, zalałem ciepłą wodą, zostawiłem na noc.

    Następnego dnia wszystko elegancko się wypłukało, nie trzeba było szorować.

    Potem tylko dezynfekcja piro i lejemy piwko.

    Tak zrobiłem przy butelkowaniu swej pierwszej warki, nie było żadnego problemu.

  16. bo gdy spróbowałem testu (oczywiście zaczął się już psuć)

     

    Psuć w sensie infekcji? W jakich warunkach trzymałeś?

    U mnie jak na razie się nie zdarzyło mimo otwierania słoiczka, wąchania, mieszania, przelewania wte i wewte do niezdezynfekowanej menzurki na pomiary i ogólnie obchodzenia się z testami niezbyt profesjonalnie. Gdybym wyczuł jakieś podejrzane smaki w teście to trochę bym się bał o fermentujące piwo.

     

    Tak, zakaził się. Temperatura pokojowa, bez przykrycia. Następnym razem może faktycznie będę robił test w słoiczku.

  17. Taa.. ciekawy sposób myślenia. Wiesz, że wciąż fermentuje, a jednocześnie jesteś pewny, że nic nie odfermentuje.

     

    Oczywiście nie lać wody, HGB to nie jest sposób na dobre piwo, to sposób na większe zyski koncernów.

     

    Wyższe odfermentowanie daje więcej alkoholu, ale mniej ekstraktu, nie rzadko piwa słabiej odfermentowane są lepsze w smaku.

     

     

     

    Po prostu myślałem, że wynik testu odfermentowania powinien się pokrywać z pomiarem BLG piwa z fermentora.

    Dzięki za rady, już wiem, że tego nie rozcieńczę. Powąchałem sobie z ciekawości rurkę przy fermentorze i aromat bananów niemalże zwalił mnie z nóg :)

  18. Uprzejmie donoszę, że może nawet nie będzie tragedii. Po trzech tygodniach piwo zlane na cichą. Cienkusz trochę, ale za to bardzo fajna goryczka w smaku. W zasadzie, nawet bez nagazowania smakowało mi jak próbowałem. Może jeszcze będzie coś z tego.

     

    Jak BLG początkowe 8-9 to jaki cienkusz? :) Dobre piwko sesyjne z tego wyjdzie, a jak smakuje ci nawet odgazowane, to będzie smakować tym bardziej nagazowane :)

    P.S. Manowar to świetny zespół :)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.