Piro jest praktycznie nic nie warte. Tak jak ClO2. Bardzo szybko się ulatnia z takiego roztworu, bulgotanie tylko to wspomaga. Dlatego jak trzymam wino w balonach po burzliwej fermentacji (którą przeprowadzam w fermentorach bez rurek oczywiście, bo nie mam z tego żadnej korzyści poza denerwującym mnie bulgotaniem) to rurkę napycham watą. Wino musi sobie postać, a woda zawsze kiśnie jak się za dużo naleje, a jak za mało to wyparowuje. Najlepszym tutaj rozwiązaniem jest glicerol.
Jeśli usuwacie po przez parowanie całe powietrze z fermentora to co znajduje się w tych 4-5 litrach wolnej objętości po schłodzeniu brzeczki do temperatury zadania drożdży? Nie mówcie mi, że para wodna Raczej wygląda to tak. Wyłączacie grzanie, robicie whirlpool parę minut na opadnięcie chmielin i osadów. Temperatura spada, szybkość parowania również. Dekantujecie brzeczkę, temperatura dalej spada i parowanie. Zamykacie fermentor z rurką, nalewacie trochę wody. Początkowo temperatura jest jeszcze na tyle wysoka, że parowanie choć wolniej to zachodzi dość intensywnie, lekkie H2O ulatnia się przez rurkę. Czemu niby lżejszy gaz miałby usuwać cięższe, o ile przy intensywnym wrzeniu i otwartym wieku to mogłoby mieć jak najbardziej miejsce, ale przy takim małym otworze jak rurka? Potem zgromadzone H2O skrapla się, temperatura spada, ciśnienie w fermentorze maleje i powietrze jest zasysane. Temperatura jest o wiele przyjaźniejsza dla bakcyli i jeżeli zajdą inne korzystne okoliczności dla nich to ryzyko infekcji drastycznie wzrasta.
Chłodzenie no chill to raczej przy zamkniętych fermentorach, potem otworzenie, natlenienie i zadanie drożdży.