Szkoda gadać Ta warka była drogą przez mękę... Pierwszy raz chmieliłem na zimno; granulat po tygodniu nie do końca opadł na dno fermentora - nieświadomy zagrożenia zlałem piwo do kega. Po 3 tygodniach chciałem pierwszy raz skosztować piwa z kija: odkręciłem butle włączyłem reduktor - poleciało kilka kropel i nic. Po 2 godzinach sprawdzania szybkozłączek, przewodów do piwa, gazu etc... zauważyłem, że kran jest zatkany chmielem. Wyczyściłem go i znowu kilka kropel i piwo zaledwie się sączyło. Na końcu okazało się, że zatkany jest "bagnet" do piwa. Wyczyściłem i po chwili ponownie się zatkał. Wysterylizowałem fermentor zlałem do niego piwo zostawiając w keg-u 1/3 zawartości co by zostawić chmiel z dna w beczce. To wszystko sprawiło, że sprzęt do wyszynku zaczął poprawnie działać - ale samo piwo okazało się niedobre. Nie skwaśniało, nie złapało infekcji ( przynajmniej ja nie wyczułem takowej) ale od tych 4 tygodni chmielu w piwie było strasznie ściągające i garbnikowe. Nie dało się go pić, nikomu w rodzinie nie posmakowało więc wylałem - nie ma się co męczyć z niedobrym piwem. Ktoś bardziej doświadczony w piwowarstwie pewnie by od początku wiedział, że piwa z pływającym chmielem nie można zlewać i szybciej pewnie by doszedł do tego, że to przewody są zatkane chmielem. To była jednak moja pierwsza obsługa systemu keg, więc wszystko szło jak po grudzie. Wiele piwa upłynie w moim browarze zanim zdecyduję się ponownie na chmielenie na zimno - ewentualnie użyję Hop Aroma Tabs.