To, że zawsze tak było to nie znaczy, że tak jest dobrze. Ale nie mnie wyznaczać kierunki, za młody piwowar jestem.
Dla mnie symptomatyczne było pewne wydarzenie z jednego z amerykańskich konkursów - jeden z uczestników wystawił kolońskie w kategorii Dortmunder i ją wygrał. Piwo nie mogło zostać poddane podobnej ocenie, bo przepadłoby w eliminacjach z powodu któregoś z "octanów", jeżeli nie wszystkich. Znaczy, w US of A jednak można w konkursach oceniać na innej zasadzie, niż wyliczenie wad względem stylu, więc jak to działa?
I tu powstaje pytanie, do czego dążymy z naszą amatorską sceną piwowarską? Do modelu niemieckiego (quasi-zawodowstwo zawodnicze), czy amerykańskiego (amatorstwo jako kuźnia kadr rzemieślniczej profeski)?