Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 626
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. czy potrafią uwarzyć piwo bez chmielu? To nie znaczy, że to jest jakiś gruit, nic z tych rzeczy. Po prostu milk stout to styl, gdzie chmiel, choć użyty do warzenia, nie nadaje charakteru gotowemu piwu. Czy zatem w browarze kontraktowym potrafią … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  2. niektóre sprawy jednak trzeba załatwić Wczoraj był ciekawy dzień. Niby powinienem był korzystać ile tylko się da z tych kilku godzin w górach, kiedy akurat nie załatwiałem żadnych piwnych spraw, ale jakoś średnio to wyszło. Głównie dlatego, że moja cierpliwość i miłosierdzie do bliźniego zostały wyczerpane. Jestem spokojnym człowiekiem, zresztą wychowano mnie w myśl zasady „kto ma miękkie serce to musi mieć twardą dupę”. Do tej pory wycieczki osobiste olewałem. Natomiast jeżeli moje słowa są celowo przeinaczone to uważam za stosowne zareagować. Niektórych zdziwiła moja wczorajsza wrzuta na ścianie fanpejdża. Zdziwiła w tym względzie, że była w dosyć ostrym tonie i w dodatku oficjalnie. Być może nie wypada, jednak tak już bywa z emocjami. W zasadzie chcę załatwić ten temat raz a skutecznie i już nigdy nie musieć do niego wracać. Oczywiście chodzi o dworowanie sobie Kopyra we wczorajszym odcinku „Piwnych Newsów”. Dla osób niezorientowanych – to nie jest pierwszy taki wyskok Tomka. Dość wspomnieć, że już połowa jednego z wcześniejszych odcinków Piwnych Newsów została poświęcona mnie i mojemu życiu, w znaczeniu czy już jestem żonaty, czy jeszcze w narzeczeństwie i pokrewne tematy przez 6 minut. Serio? I to ja niby mam problem? Tak samo kwestia stwierdzenia, że „nie lubię wyraźnych smaków”. Są to wnioski nie poparte niczym i nie mające żadnego związku z rzeczywistością. Odnoszę wrażenie, że zachodzi tutaj pewnego rodzaju pudelkizacja, w założeniu, piwnego bloga. Wracając do głównej kwestii, czyli mojego komentarza będącego przedmiotem sporu. KP nie jest ani pierwszym ani ostatnim browarem wycofującym piwo na rynku. Nie zgadzam się, że jest to prosta operacja. Jest to bardzo skomplikowane działanie, sieć dystrybucyjna, handlowa jak również ilość ludzi zaangażowanych w sprzedaż są ogromne. Wycofanie konkretnych partii z rynku, nie ważne czy to będą kosmetyki, piwo czy leki, jest niebywale skomplikowanym przedsięwzięciem. Paradoksalnie dla małego browaru jest to znacznie łatwiejsze, pod względem logistycznym, zadanie. Bardzo łatwo wyśledzić, gdzie dana partia trafiła. Szczególnie, że kontakt jest albo bezpośredni z browarem albo przez konkretną hurtownię. Jest to natomiast akcja znacznie bardziej kosztowna w porównaniu do skali produkcji. Wielki browar taką ilość wycofanego piwa nawet nie zauważy, co najwyżej nie będzie premii za słupki kwartalne. Dla małego browaru wycofanie nawet jednego zbiornika to są bardzo konkretne pieniądze. I dlatego należy chwalić AleBrowar, Artezana czy Pintę, browary które wprost przyznały, że konkretne piwo nie nadawało się do sprzedaży i poszło w kanał. Jest to cholernie uczciwe podejście, gdzie piwosz nie jest traktowany tylko jako nosiciel portfela, ale jako równoprawna strona. A to nie są jedyne browary. Był przypadek ściągania z knajp beczek z piwem, które nie spełniało wymagań piwowarów. Nie czuję się upoważniony do podania o który browar chodzi, ale mogą być pewni, że o tym pamiętam. Przejście od kwestii ściągnięcia zepsutej partii towaru z rynku do nakładów na marketing jest absurdalne i świadczy o absolutnym niezrozumieniu zarówno głównego problemu jak i samej kwestii niepełnowartościowego towaru. Najwyraźniej Tomek poczuł się osobiście dotknięty, nie mnie już oceniać dlaczego. Może jeszcze raz specjalnie zaznaczę – komentarz miał na celu pochwalenie uczciwej postawy producenta. Nie miałem na myśli żadnego konkretnego małego czy dużego browaru, który leci w kulki. Jakbym miał to bym napisał, zasadniczo się nie szczypię w takich kwestiach. Tu chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość. Tekst ten piszę, ponieważ uznałem, że jako moi czytelnicy zasługujecie na słowa wyjaśnienia dlaczego zalała mnie krew. Nie wątpię, że będą próby scedowania winy na mnie. Każdy niech sam osądzi, nie zamierzam się już w takie gierki bawić. Wyświetl pełny artykuł
  3. Po ostatniej przygodzie z niezbyt smacznym chemicznym radlerze chciałbym dla odmiany opowiedzieć wam o czymś, co powinno być hitem lata. Mowa o piwie bardzo specyficznym i bardzo … kwaśnym. No może nie zawsze mocno kwaśnym, ale stojącym w opozycji do dosładzanych chemicznych wynalazków, po wypiciu których świeci się w nocy. Jak to w ogóle możliwe, że piwo może być kwaśne? Przecież kwaśne kojarzy nam się z zepsutym. Choć nie wiem do końca dlaczego. W kraju, w którym ogół społeczeństwa zajada się kiszonymi (zepsutymi!) ogórkami i takąż kapustą, piwa kwaśne powinny być na porządku dziennym. Tymczasem są w wielkiej … niszy. Mowa o tak zwanych sour ale, czyli z polska kwaśnych ejlach. Za ich ojczyznę uznaje się Belgię, choć można takie trunki spotkać także w Niemczech, a ostatnimi czasy również w innych rejonach świata, jak USA czy Włochy. W Stanach robi się swoista moda na takie piwa, stąd popularne stwierdzenie „sour is new hoppy”. Jeśli jednak mowa o Belgii, to należy wymienić okolice Brukseli (miejscowość Lambeek) oraz Flandrię. To tutaj są najlepsze warunki do produkcji piw, a wynikają one z powietrza. Dokładniej z tego co w tym powietrzu fruwa. Piwa kwaśne, to piwa fermentacji spontanicznej. Co to znaczy? W skrócie – normalnie piwo fermentuje się w zamkniętych zbiornikach, tudzież w otwartych kadziach, jednak raczej w warunkach sterylnych, w zamkniętych czystych pomieszczeniach. Fermentacja spontaniczna, to jakby zaprzeczenie fermentacji klasycznej. Brzeczkę chłodzi się tradycyjnie na wielkich płytkich tacach przy otwartych oknach! Tace takie są zwykle umieszczane na strychach browarów. Po to, by brzeczkę zasiedliły dzikie drożdże oraz specyficzne bakterie. Wysoko nad ziemią, by była poza zasięgiem nieprzyjaznych bakcyli urzędujących w niższych partiach. Oprócz dzikich drożdży odpowiedzialnych za fermentację piwa, do brzeczki trafiają także różne bakterie, w tym bakterie kwasu mlekowego (Lactobacillus) dające piwu właśnie ową przyjemną kwasowość. Ich nazwa jest wam pewnie znana. Te same „robale” używane są do produkcji kefirów i jogurtów. Spośród piw kwaśnych najbardziej rozpowszechnione są lambiki, które swoim charakterem bardziej przypominają białe wino. Czysty lambik jest piwem jasnym, wyraźnie kwaśnym, często nieco ściągającym. W aromacie dominują nuty winne i … końskie. Tak zwany aromat końskiej derki w każdym innym piwie uznany byłby za wadę. W lambiku jest wręcz pożądany. O ile lambik w czystej postaci to rzadkość nawet w Belgii, to wersja z dodatkiem różnych owoców podbija serca koneserów na całym świecie. W przeciwieństwie do naszych krajowych wynalazków, do lambików trafiają prawdziwe owoce – wiśnie, maliny, czarne porzeczki, brzoskwinie. Naturalne, owocowe, orzeźwiające – nie znam kobiety, która by takiego trunku nie doceniła. Więcej, znam wiele takich, które zakochały się od pierwszego łyku. W piwie oczywiście… Druga, nieco mniej popularna frakcja, to piwa flandryjskie. Rozróżnia się flandryjskie czerwone i brązowe. Ze względu na kolor, ale i aromat, zbliżone są do czerwonych win. Są łagodniejsze, z założenia także mniej kwaśne od lambików. Często, pomimo braku dodatku owoców, zdradzają fenomenalne aromaty czerwonych i czarnych owoców. Czasem, dzięki długiemu leżakowaniu w beczkach stają się złożone i upodabniają się do szlachetnego porto czy sherry. Wersje „starzone” mają wybitnie degustacyjny charakter. Choć znakomicie gaszą pragnienie, nie warto się spieszyć z ich piciem. Mniej znane, zapomniane i ledwie uratowane od całkowitej zagłady, są kwaśne piwa rodem z Niemiec. Pierwszym znakomitym przykładem jest Berliner Weisse. Piwo tak kwaśne, że często jest określane jako „cytrynowe, z lekkim aromatem cytryny”. Rzeczywiście poza mocną kwaśnością ciężko szukać w nim innych niuansów. Dlatego turystom jest serwowane z sokiem. Występuje też w wielu wersjach smakowych, dostępnych w butelkach. Niestety, aromaty są identyczne z naturalnymi. Trzeba jednak szczerze przyznać, że piwa aromatyzowane spod znaku Berliner Weisse i tak na głowę biją większość polskich wynalazków z podobnej półki cenowej. Całkowicie odjechane jest Gose. To piwo wywodzące się z Lipska. Jego bazą jest piwo pszeniczne, ale przez użycie słonej wody i zakwaszenie lactobacillusami zyskuje smak słono-kwaśny. Odczucie podczas picia jest wyjątkowe, bo sól sprawia, że z każdym łykiem coraz bardziej chce się pić. Jeśli piwa kwaśne są ci całkiem obce, to polecam na początek poszukać owocowych lambików. Te mają zwykle mocny owocowy aromat i są dosładzane. Niestety często sztucznymi słodzikami. Mimo tego, i tak o cztery poziomy przebijają piwa „owocowe” krajowych producentów. Drugim, naturalnym krokiem, będzie Faro, czyli czysty lambik dosładzany cukrem kandyzowanym. Trzecim – Gueuze – stary lambik kupażowany z młodym. Z czasem, gdy oswoisz się z kwaśnym smakiem, możesz sięgnąć po piwa flandryjskie, czy nawet czystego lambika (jeśli uda ci się zdobyć). Ostatecznym, najbardziej kwaśnym jest czyste Berliner Weisse. Jeśli to dla ciebie za mało, to udaj się czym prędzej do lekarza, bo masz najprawdopodobniej mocno zajechane kubki smakowe A czy da się piwo kwaśne zrobić w domu? Owszem, choć wymaga dużej cierpliwości. Dojrzewanie piw kwaśnych trwa miesiącami lub nawet latami. Jako, że flora bakteryjna nie jest u nas tak przyjazna jak w Belgii (choć znam przypadki pomyślnej fermentacji spontanicznej na rodzimych bakcylach), to należy użyć gotowych i niestety dość drogich mieszanek drożdży i bakterii (np. Wyeast 3278 Belgian Lambic Blend). Ostateczne efekty są raczej trudne do przewidzenia. Piwo w zasadzie za każdym razem jest inne. Zmiennych jest zbyt wiele, by całkowicie nad nimi zapanować w domowych warunkach. Mój pierwszy (półtoraroczny) labik, a w zasadzie kriek (lambik + wiśnie) jest raczej piwem dla smakoszy. Bardzo wytrawny, mało owocowy (pomimo sporej ilości wiśni), za to mocno „koński” i pestkowy. Pragnienie gasi wzorcowo! Kobietom raczej nie smakuje, bo jest mocno kwaśny i ostry, natomiast niektórzy rasowi kwasożercy byli bliscy zachwytu podczas jego degustacji. By uzyskać łagodniejszy, słodszy smak gotowego lambika, można go dosłodzić. Cukier oczywiście się nie nada, bo momentalnie zostanie skonsumowany przez drożdże i bakterie. Trzeba użyć słodzika. Do tak szlachetnego i wymagającego cierpliwości piwa nie wypada dodawać słodzików sztucznych. Znakomicie sprawdza się za to ksylitol (cukier brzozowy), który nie wnosi żadnych obcych posmaków. Od biedy nada się także stewia, ale mam wrażenie, że wpływa ona na smak, więc nie polecam. Jeśli interesuje was jak dokładnie smakują piwa kwaśne, to zapraszam do archiwum moich degustacji: Ichtegem’s Oud Bruin, Brouwerij Strubbe Bacchus, Van Honsebrouck Framboise Boon, Brouwerij F. Boon Döllnitzer Ritterguts Gose Myślę, że wkrótce przetestuje jeszcze coś kwaśnego. Może pomożecie wybrać coś ze zdjęcia tytułowego? Post Uwaga! Kwaśne piwo! pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  4. czy chmiel uzależnia? Mam jeszcze materiały z Edynburga i z Bułgarii, ale niestety wymaga on sporej obróbki, a jestem zarobiony przy uruchamiania Starej Rozlewni, więc póki co bieżąca degustacja – Double Dealer z Revelation Cat. Double, bo to Double IPA, innymi … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  5. czyli Smoked American Pale Ale. Piwa już niestety nie ma, a więc niestety wpis ten nie podniesie sprzedaży o co najmniej 250%, ale i tak go zamieszczę. Miłego oglądania. Aha, jak ktoś nie śledzi profilu na Facebooku, to po pierwsze … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  6. Dzisiaj trochę nietypowo, bo dałem się z własnej nieprzymuszonej woli skusić na napój aromatyzowany na bazie piwa. PardálOVO bezové to trunek rodem z czeskich Budziejowic, do którego dodano syrop z kwiatów bzu. Jakoś wcześniej nie miałem okazji próbować tak aromatyzowanego „piwa”, więc postanowiłem zaryzykować. Dzień mamy ekstremalnie upalny, więc taki pseudo-radler o zawartości alkoholu zaledwie 2% wydaje się sensownym wyborem. Po lekturze składu, mina mi trochę zrzedła. Trunek składa się oczywiście z piwa i tu nie mam zastrzeżeń, bo jest jak należy. Do tej bazy dodano 6% syropu z kwiatów czarnego bzu, a w nim same smakołyki: cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, kwasek cytrynowy, cukier karmelizowany, guma arabska, itd. Jest też naturalny ekstrakt z kwiatów bzu, więc może nie umrę od razu. Czesi przynajmniej są szczerzy i nie nazywają tego piwem, tylko „mieszanym napojem z piwa”. Psst. Wygląd: słomkowy, cytrynowy kolor i bialutka puszysta piana, która okazuje bardzo ulotna. Aromat: wyraźny aromat kwiatu bzu – naturalny i bardzo przyjemny. Zaraz pod nim czuć brzoskwinię. Trochę mnie to dziwi, bo jakoś nie zapamiętałem, by bzy pachniały brzoskwiniami. Niemniej zapach jest świetny – owocowo-kwiatowy. Wsysycenie: wysokie, eurolagerowe. Z jednej strony orzeźwiające, a z drugiej nieco męczące. Smak: najpierw trochę cukrowej słodyczy, ale szybko do głosu dochodzi nieciekawa kwaskowatość (kwasek cytrynowy) i … subtelna imbirowa pikantność. Przyznam, że tego ostatniego się nie spodziewałem. Całkiem ciekawe odczucie, choć po którymś łyku ustępuje i znika bezpowrotnie. Odczucie w ustach: średnio pełne, ale raczej od cukru, niż od słodowości. Do tego gryzące i delikatnie pikantne. Mam mieszane uczucia. Niby jest orzeźwiające, ale ze względu na cukier i wysokie wysycenie dość szybko staje się męczące. Wrażenie ogólne: PardálOVO bezové piwem na pewno nie jest i na szczęście nikt tego nie ukrywa. Nie jest też wprost nazywane radlerem i w sumie jest w tym jakaś racja, bo przecież radler to mieszanina piwa i lemoniady. Jest znośnym, ale szybko męczącym napojem na bazie piwa. O ile aromat mi się bardzo podoba, to już po pierwszym łyku wyłażą wszystkie wady – wysokie nagazowanie, cukier, kwasek cytrynowy. Gdyby zrobić podobne piwo bez chemii, to mogło by się okazać znakomite, a tak nie odbiega od chemicznego trendu, który znamy z polskiego rynku. Ja tego nie kupuję. Znaczy kupiłem raz i wystarczy Ocena: 3/10 Post PardálOVO bezové pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  7. W kolejnym odcinku piwnych newsów prezentuję polemikę Rafała Kowalczyka na temat konkursu Golden Beer Poland. W tym odcinku zajmuję się też tematem zepsutego piwa z małych browarów rzemieślniczych i z wielkich koncernów. A wszystkiemu winne global warming. Jeśli trafiliście na … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  8. przedpremierowo w pubie Stara Rozlewnia w Obornikach Śląskich. Miał być Dry Hop Thriller, lekkie, fajnie nachmielone piwo na upały. No i w sumie było, tylko po raz kolejny nagrałem film bez dźwięku. Zatem do plecaka powędrował California Moonset i udałem … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  9. u stóp Karola Holteia. Kolejna degustacja z serii obornickiej. Tym razem u stóp pamiątkowego obelisku ku czci Karola Holteia. Mam nadzieję, że nie wybuchnie z tego żaden skandal, choć podobno nic tak nie pomaga jak dobry skandal. Piwem był lekki, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. oto piwne jest pytanie We wpisie dotyczącym Kufle i Kapsle poruszyłem temat pomp do piwa, elegancko zwanych beer engine, na polskiej ziemi. Tak jak wspomniałem część branży jest jak najbardziej za, część absolutnie przeciwko. Ale nie łudźmy się, pompy zaskarbiły sobie sympatię piwoszy i będzie coraz więcej knajp mogących się poszczycić przynajmniej jednym piwem lanym w ten sposób. W zasadzie jedno konkretne piwo sprawiło, że postanowiłem poruszyć ten temat w trochę szerszym wpisie – Smoky Joe z AleBrowaru. Mocno torfową whisky wyjątkowo lubię, a połączenie słodu wykorzystywanego do produkcji takowej wraz z moim ulubionym gatunkiem piwa – stoutem – musiało dać w konsekwencji piwo, które złapie mnie za serce i żołądek jednocześnie. Czym w ogóle jest pompa do piwa? Kiedyś niesamowita nowość i zdobycz technologiczna, dzisiaj uroczy przeżytek. Kiedyś, czyli pod koniec XVII wieku. Oficjalna wersja wydarzeń przypisuje wynalazek pompy niderlandzkiemu inżynierowi Janowi Loftingowi, który przeniósł się ze swoim kramem z Amsterdamu do Londynu. Główną zaletą tego wynalazku była możliwość zwiększenia mocy przerobowych przy wyszynku piwa. Wynalazki mają to do siebie, że zawsze jest możliwość ich udoskonalenia. Tak też się stało prawie wiek później, pod koniec XVIII wieku, z naszą pompą do piwa. Angielski wynalazca i ślusarz Józef Bramah udoskonalił jej konstrukcję. Zresztą to nie była jedyna rzecz, którą udoskonalił – dobrał się np. do konstrukcji zaworu w toalecie. Poza tym jest uznawany za jednego z dwóch ojców hydrauliki, jeżeli zastanawialiście się kto pierwszy skonstruował prasę hydrauliczną to już wiecie. Taka dygresja – ciekawie by było zobaczyć listę wynalazków, które miały swój początek związany (mniej lub bardziej) z piwem. I co też ta nasza pompa robi? Generalnie chodzi o wypompowanie piwa z beczki przy pomocy powietrza atmosferycznego. Stąd też ta słynna azotowa kaskada i pianka. W końcu większość mieszanki, którą oddychamy stanowi właśnie azot. Guinness wydał parę milionów funtów na opracowanie technologii pozwalającej przenieść to „pubowe doświadczenie” do domów i w plener – efektem jest widget jaki możemy spotkać w puszkach Guinnessa. Skoro wydano tyle pieniędzy na dosyć prozaiczną kwestię, coś jest na rzeczy. Jaki wpływ na piwo ma taki sposób wyszynku? Beczka musi zostać opróżniona dosyć szybko. O ile keg podłączony do standardowej instalacji wytrzyma 2-3 dni, dodatkowo postawiony w chłodni przy dobrych wiatrach nawet do tygodnia, tak w tym przypadku jeden dzień jest wartością dosyć optymalną. Co więcej, w naszych warunkach jeden keg jest rozlewany na kilka mniejszych, dochodzi dodatkowa robota i możliwość ewentualnego zakażenia piwa. Dwutlenek węgla, w zależności oczywiście od wysycenia, będzie mógł wpływać na percepcję pewnej „kwasowości” w piwie. Rozlew przy pomocy powietrza sprawi, że piwo może być bardziej gładkie, aksamitne. Jednocześnie będzie mniej wysycone, przez co bardziej sesyjne, pijalne i mniej wypełniające żołądek. Wydawałoby się, że to w sumie dobry patent. Jak coś jest do wszystkiego to w praktyce jest do niczego. Dla mnie pompa bardzo słabo współpracuje z piwami, które mają sporą goryczkę. Jednak ta goryczka jest w nich potrzebna, a pompa zmniejsza jej percepcję i przenosi akcenty w piwie. Dlatego nie dziwię się Artezanom, że nie życzą sobie podłączania ich piw do pompy. Pacific jest idealny taki jaki jest, nie ma sensu nic tutaj kombinować, bo tylko się zepsuje. Atak Chmielu pity z pompy był bardzo karmelowy i znacznie mniej goryczkowy niż serwowany standardowo. Crack nie miał praktycznie żadnego aromatu chmieli amerykańskich, co z kolei nie miało miejsca przy wypchnięciu piwa dwutlenkiem węgla, gdzie te chmiele jednak były wyczuwalne. Za to Smoky Joe praktycznie został stworzony do takiego sposobu serwowania. Wypchnięcie tego piwa powietrzem wyniosło je na wyższy poziom, mimo wysokiego ekstraktu Smoky Joe stał się piwem niezwykle sesyjnym, aksamitnie gładkim, o wspaniale współgrających aromatach i smakach palonych, torfu i czekolady. Dość powiedzieć, że pierwszą szklankę odstawiłem dopiero jak upiłem połowę zawartości. Co to w praktyce dla nas oznacza? Że tak jak ze wszystkim na naszym rynku piwnym jeszcze jesteśmy na nieodkrytej ziemi. W zasadzie piwiarnie muszą przeprowadzić rozpoznanie bojem i samemu wybierać piwa, które wg ich własnego wyczucia na pompę będą się nadawać, a które nie. Dla mnie takimi piwami są zdecydowanie są stouty (ale nie amerykańskie) i bittery. Jakie jeszcze? Wyjdzie w praniu. Jestem ciekaw jakie macie zdanie na temat pomp. Patrząc po piwnym wyborze gości KiK cieszą się całkiem konkretnym powodzeniem. PS. Odnośnie pomp jest jeszcze kwestia „łabędziej szyi” i sparklera. Ale to już następnym razem, jeżeli temat chwyci. Wyświetl pełny artykuł
  11. i słów kilka o moim rodzinnym mieście Oborniki Śląskie. Pomyślałem sobie, że skoro degustowałem piwo w Łebie, to wypadałoby zrobić jakąś degustację plenerową w Obornikach Śląskich, czyli mojej rodzinnej miejscowości. Wybrałem się w tym celu na Górę Holteia (często błędnie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  12. kultowe piwo na urodziny. Przez wiele lat św. Graal dla mnie i dla wielu piwoszy na świecie. Głównie za sprawą ograniczonej dystrybucji. W ostatnich 2 latach, kiedy Trapiści z opactwa św. Sykstusa rzucili na rynek większą ilość piwa, nieco zmalał … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. Po zamieszaniu i zmianie miejsca warzenia piwo Krakowiak wraca na polski rynek. Obecnie jest warzone w Browarze Grybów. Krakowiak jest zatem tak samo związany z Krakowem, jak z Rzeszowem czy Zakopanym. Jeśli piwo okaże się świetne, to może wybaczę producentowi ten niuans. Zainteresowanych przepychankami, na fali których powstały dwa bliźniaki: Krakowiak i Krakauer, zapraszam do lektury wpisu, w którym przetestowałem piwa spod znaku tej drugiej marki -> Krakauery trzy Długo się zabierałem do tej serii, bo jakoś nie przepadam za słodyczami, a 2 z 3 testowanych dzisiaj trunków ma zadatki na deser. Jak widać już na tytułowym zdjęciu Krakowiaki testowałem w plenerze, używając do tego ordynarnego, ale jakże praktycznego kufla. Pewnie nie wszystko wyłapałem jak należy, ale nie sądzę, by piwa z tego segmentu oferowały jakieś niesamowite odczucia. No to jedziemy. Krakowiak Pils Wygląd: Już na pierwszy rzut oka widać, że Krakowiak pilsem jest tylko z nazwy. Ciemnozłoty kolor kłóci się ze słowami z kontry mówiącymi, że Krakowiak, to „klasyka gatunku”. Piana bialutka, niska, mydlana, znika w mig. Smuteczek. Aromat: Słodowy, podbity dodatkowo landrynkową słodyczą. Mdły. Wysycenie: wysokie – na tyle, że piwo opuściło butelkę po otwarciu. Przegazowane. Smak: słodowy, słodki, landrynkowy i do tego mocno metaliczny. Test skórny potwierdza – piwo jest wyraźnie zażelazione. Intensywność goryczki jest poniżej średniej. Mogła by być wyższa, by zrównoważyć słodkości. Odczucie w ustach: Piwo jest treściwe, słodkie. Wysycenie tak wysokie, że nieprzyjemnie szczypie i rozdyma żołądek. W sumie nic przyjemnego. Ocena ogólna: Nie wiem skąd takie zamiłowanie wśród polskich browarów do używania słowa Pils. Pils jest jeden – niemiecki. Wytrawny, gorzki, o słomkowym kolorze. I tylko tak mi się kojarzy. Krakowiak pilsem zdecydowanie nie jest, co go oczywiście nie dyskwalifikuje. Jest się niestety do czego doczepić także poza nazwą. Piwo smakuje jak metaliczna landrynka. Mi najzwyczajniej nie smakuje. Może i ciut lepsze od koncerniaka, ale co to zmienia? Ocena: 3.5/10 Krakowiak Miodowy Wygląd: Mętne, ciemnozłote – kanon piwa miodowego. Piana minimalnie trwalsza niż w pilsie, ale szału nie ma. Aromat: Dominuje aromat miodu – całkiem przyjemny, sprawiający wrażenie naturalnego. Pod nim przebija się słodowa baza. Wysycenie: w normie. Przynajmniej nie jest przegazowany jak pils. Smak: słodki, miodowy, lekko słodowy. Metaliczność próbuje ukryć się pod słodyczą, ale nadal daje o sobie znać. Goryczka, cóż, symboliczna. Odczucie w ustach: Pełne, słodkie, lekko kleiste, choć nie jest jakoś strasznie przesłodzone. Ze względu na słodycz pijalność raczej słaba, ale jedno dałem radę wypić bez większego problemu. Ocena ogólna: Przyzwoity, choć metaliczny, przedstawiciel piw miodowych. Plusem jest fakt, że nie jest mocno przesłodzony, a aromat jest całkiem przyjemny, naturalny. Gdyby nie żelastwo, to uplasowało by się pewnie w górnej części stawki. A tak, hm, do poprawki. Ocena: 4/10 Krakowiak Miód-Malina Wygląd: Kolor bursztynowy z różową nakładką. Piana najlepsza z trójcy, ale nie ma się co nad nią rozwodzić, bo szaleństwa i tak nie ma. Aromat: Na pierwszym planie oczywiście maliny i miód. O ile aromat miodu jest całkiem naturalny, to maliny przypominają nieco syrop dodawany do piwa w kiepskich knajpach. Wysycenie: średnio-wysokie, klasyka. Smak: słodki od miodu, ale fajnie złamany kwaskowatością soku malinowego. Samego piwa tutaj niewiele. Goryczka symboliczna, ale jest. Odczucie w ustach: Pełne, słodkie, lecz mniej niż miodowe. Przez to bardziej pijalne. Ocena ogólna: Wbrew pozorom najlepsze piwo z całej trójcy. Nie tak słodkie jak miodowe, z dość przyjemnym aromatem, który skutecznie ukrywa metaliczność (choć fachowiec i tak ją wychwyci). Aromat malin wydaje mi się nieco sztuczny – jakże to typowe dla polskich piw „owocowych”. Na co dzień nie pijam piw aromatyzowanych w ten sposób, ale jak ktoś nie lubi piwa w piwie, to może śmiało sięgnąć po Miód-Malinę. Ocena: 4.5/10 Podsumowanie Pierwsze starcie Krakauera z Krakowiakiem wygrywa zdecydowanie ten pierwszy. Choć Krakauery niczego nie urywają, to przynajmniej nie mają wad. Ot przyzwoite piwo, choć trochę bez charakteru. Krakowiak zostaje w tyle. Metaliczność jest na poziomie hard. Do tego piwa nie są zbyt dobrze skomponowane, a Pils jest przegazowany. Post Krakowiak w nowej odsłonie pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  14. czyli żółć bydlęca w polskim Sejmie i nowy konkurs Golden Beer Poland. Temat żółci w Sejmie i interpelacji którą złożył poseł Jaworski z Prawa i Sprawiedliwości zaczął żyć własnym życiem. Jednak jako pierwsi napisali o tym chyba w Tygodniku Lisickiego Do … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  15. Recenzja specjalna na IPA Day. Niestety jest to powtórna recenzja AIPA z Kormorana, bo wcześniejsza miała miejsce w przepięknych okolicznościach przyrody i tego… i niepowtarzalnej, na falochronie portu w Łebie, lecz niestety przez moją nieuwagę nagrała się bez dźwięku. Nie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. czyli nieważne skąd, nieważne jak, ważne że goryczka niszczy, a chmiel wychodzi uszami. Po rozczarowującym Hop Ottin’ IPA z Anderson Valley, postanowiłem zmienić scenografię i spełnić pomysł o degustacji w odmętach Bałtyku. Padło na piwo z browaru kontraktowego Revelation Cat, w którym … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  17. marketingowa akcja, ale o IPA można pogadać W tym roku o tyle ciekawie się złożyło, że IPA Day wypada w 69 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Ten drugi fakt uważam za ważniejszy, więc siłą rzeczy wypadało mi o nim wspomnieć. Gdyby zdarzyło wam się dzisiaj wychylić szklaneczkę jakiegoś IPA, to wiecie za czyją pamięć pić. Z kolei z okazji IPA Day przypomnę moje teksty dotyczące tego stylu i wszystkiego co z nim związane. Część z was może ich nie znać, a więc nie zaszkodzi zagregować je w jednym miejscu z małym komentarzem. Co do samej idei takich „świąt”, niewątpliwie jest to akcja ostro marketingowa, zresztą tak samo jak w przypadku International Stout Day. Czy to źle? Nie, pozwala knajpom piwnym na zorganizowanie ciekawych eventów czy aktywności, a przez to dotrzeć do nowych piwoszy. Win-win. Dobra, to zaczynamy odmieniać IPA przez przypadki. Najpierw przypomnę co to w ogóle jest za styl, a już w szczególności europejski hit sprzedażowy jakim jest AIPA – Piwny Glosariusz Branżowy. Warto też zastanowić się nad tym czym IPA powinno się cechować. Dla niektórych wielkim szokiem był bardzo krótki czas leżakowania zwycięskiego AIPA Czesława Dziełaka – ile (A)IPA powinno w takim razie leżakować? Jak również czy w tym stylu dopuszczalna jest obecność diacetylu – Diacetyl a IPA. I w ten oto sposób dochodzimy do recenzji piw: Hardcore IPA z Brew Dog’a – jak zachwyca skoro nie zachwyca? Atak Chmielu vs Rowing Jack – czy można uznać, że któreś z tych piw jest lepsze? Flying Dog, Brew Dog, Anderson Valley, Widawa&Kopyra – zagraniczni zawodnicy kontra niesławny Sęp Southern Tier razy 3 – między dwoma imperialnymi stoutami zawieruszyło się imperialne IPA Imperium Atakuje vs Torpedo IPA – polska ikona stylu kontra jankeska ikona stylu Imperialne IPA razy dwa – Anderson Valley jak zawsze nie zawodzi Machete i piwo w puszce? - dla mnie etykieta miesiąca Może trochę klasyki? – brytyjskość od Artezanów Tutaj też trochę tego – w dodatku porównania wariantów Rowing Jack w paru wariantach – trochę piwnej archeologii Trochę linków i tekstu do przeczytania, prawda? W sumie to sam się zdziwiłem ile razy ten styl pojawił się na Piwnym Garażu. A u was jak często pojawia się w kuflu w knajpie albo w lodówce? Wyświetl pełny artykuł
  18. czyli zaczynamy IPA day z wysokiego C. Hop Ottin’ IPA z Anderson Valley wielkim India Pale Ale jest. 97 punktów na Ratebeerze. Pytanie czy zachwyca? To moje kolejne podejście do tego piwa i do piwa z Anderson Valley. I niestety … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  19. IPA żyje, a nawet świętuje już 3. międzynarodowy IPAday. Już jutro IPAday, który przypada w pierwszy czwartek sierpnia. W tym roku tak się złożyło, że jest to 1. sierpnia. Co mnie niezmiernie cieszy, bo to dzień moich urodzin. Dlaczego więc, ten … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. i kolejny test szklanki typu shaker. Piwo Hollyrood ze Stewart Brewing, postanowiłem wypić w przywiezionej z Edynburga szklance. Rozum podpowiadał szkło Samuela Adamsa, a serce firmową szklankę Stewart Brewing. W końcu postanowiłem po raz kolejny porównać wrażenia z degustacji tego … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  21. i są nim warszawskie Kufle i Kapsle Tekst miał się pojawić w zeszłym tygodniu, ale kto nie pracuje ten nie ma za co zatankować motocykla. Poza tym w pośpiechu o wielokranach pisać niepodobna. Czy Kufle spełniają oczekiwania? Warto wybrać się ze znajomymi na jedno, dwa, ewentualnie pięć piw? Każdy wielokran jest w czymś wyjątkowy. Czym w takim razie cechuje się ta konkretna piwiarnia? Mają dwie pompy do piwa. Co do samych pomp zdania są podzielone. Część jest zachwycona, część z kolei uważa, że w przypadku korzystania z kegów jest to całkowicie bez sensu. I jedna i druga strona mają rację. Pompy oraz cały proces nalewania piwa jest widowiskowy, co dla gościa lokalu jest ciekawym piwnym przeżyciem. Dla piwiarni jest to o tyle ważne, że może decydować o wyborze konkretnego miejsca przez piwosza. Samo piwo będzie zresztą się różniło od normalnie serwowanego z typowego kranu. Tylko, że może się różnić zarówno na korzyść jak i wprost przeciwnie. Belhaven Black lany z pompy był idealny. Ale już piw z Artezana nigdy z pompy nie spróbujemy i myślę, że chłopaki mają w tej materii rację. Czy warto się przejść spróbować i wyrobić swoje własne zdanie – zdecydowanie tak. Za barem można spotkać prezesa Mazowieckiego Oddziału Terenowego PSPD Pawła Leszczyńskiego. Paweł jest społecznikiem, udzielającym się w wielu różnych inicjatywach, nie tylko piwnych. I oczywiście zna się na piwie. Można więc mieć gwarancję, że doskonale doradzi w kwestii wyboru konkretnego trunku. Klimat przedwojennej kamienicy. W zasadzie tyle powinno wystarczyć, jeżeli chodzi o ten punkt. Cegły swoje przeżyły. Przechodząc do swobodnego strumienia świadomości. Cieszy mnie niezmiernie, że warszawska scena knajpiana rośnie jak na, nomen omen, drożdżach. Żeby założyć wielokran trzeba jednak w pewnym stopniu być piwnym pasjonatem, jest to wręcz punkt wymagany w CV. Co już samo w sobie jest gwarancją, że będzie ciekawie. Nie miałem okazji poznać wszystkich współwłaścicieli, ale za to Ela i Piotr są kapitalnymi ludźmi, ostro zarażonymi piwnym bakcylem. To właśnie dzięki Eli w KiK można napić się St Bernardus Abt 12. Nie wiecie co to za piwo? A kojarzycie Westvleteren XII? To zamiast wydawać co najmniej stówkę na butelkę możecie napić się właśnie St Bernardusa za znacznie bardziej rozsądne pieniądze. Przy czym sami Belgowie twierdzą, że jest to nawet lepsze piwo. Tylko nie został nakręcony taki hype jak na W XII. 12 kranów to bardzo zacna liczba. Z czego jak już wspomniałem dwa w postaci pomp. Na razie jeszcze nie trafiłem na sytuację w której nie byłoby piwa, które albo chciałbym spróbować albo lubię i z przyjemnością zrobię dawkę utrwalającą. Dodatkowo mamy jeszcze deskę piw, czyli 4 próbki. To powinien być obowiązek we wszystkich knajpach z dużą ilością kranów. Można co prawda przyczepić się, że desek jest za mało i zdarza się, że chwilę trzeba poczekać, ale obsługa stara się je sprawnie zorganizować. Jestem w stanie się założyć, że liczba desek się zwiększy skoro jest na nie takie zapotrzebowanie. Skoro o zapotrzebowaniu mowa. Doszły mnie pojękiwania niektórych na temat obsługi w KiK. Serio? Ja rozumiem, że niektórzy oczekują od piwiarni czerwonego dywanu i obsługi poza oficjalną kolejką. Ale to może na takie okazje warto wdziać szarfę Zasłużonego Dla Ruchu Spółdzielczego? Ani razu nie zauważyłem, by obsługa była słaba, powolna czy niechętna do współpracy na linii barman-gość. Być może dla niektórych kilka minut stania w kolejce bez alkoholowego strzału w tętnicę jest problemem, ale dla większości ludzi jednak nie. Przy takiej ilości ludzi i przelanego piwa uważam, że system działa bardzo sprawnie i płynnie. Czy brak zaplecza gastronomicznego jest problemem? Jakieś przekąski i tarty są, ponoć dobre. Nie próbowałem, więc na ten temat ciężko mi się wypowiedzieć. Natomiast lokalizacja sprawia, że w odległości trzech rzutów średnią cegłą mamy całkiem szeroki wybór lokali gastronomicznych: od popularnych sieciówek, po nowe podejście do tradycyjnych zapiekanek i burgerów. A już szczególnie Barn Burger na Złotej, do którego ostatnio należy moje serce. Będę musiał w końcu coś o nich napisać, to tak przy okazji. Warto odnotować jeszcze jeden fakt – w Kuflach zlikwidowano rezerwacje. O obłożenie i tak nie muszą się martwić, a przy aktualnej aurze ogródek letni jest dobrym wyborem. W każdym razie – 5 gwiazdek, dwa kciuki w górę, przyjaciołom polecam. Jedna z moim ulubionych warszawskich piwiarni. A jak spotkacie mnie w Kuflach to zawsze można pogadać o piwie. PS. Dla czepliwych – piwo z ikony nie jest niedolane. Zresztą w KiK nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby piwo nie było wręcz przelane ponad cechę na szkle. Wyświetl pełny artykuł
  22. o piwnej rewolucji, piwach kasztanowych, polskim smaku piwa i lądowaniu Jankesów w Sztokholmie. Wywiad z Garrettem Oliverem – głównym piwowarem Brooklyn Brewery przeprowadziłem podczas 3. Europejskiej Konferencji Blogerów Piwnych w Edynburgu. Garrett był głównym mówcą konferencji. Zgodnie z Waszymi sugestiami … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  23. Czy rzeczywiście Mocno Chmielony? Z Kormoranem Jasnym Mocno Chmielonym wiązałem spore nadzieje kiedy się pojawił. Miał to być pierwszy, uczciwy, polski pils, z wyraźną goryczką, z aromatem chmielu. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. W rzeczywistości dostaliśmy piwo, w którym aromat … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. czyli jak warzono piwo w Szkocji 2 wieki temu. Powiem szczerze, że sam browar nie jest szczególnie imponujący. Fakt, że jest używany jedynie kilka razy w roku też nie powala. Zwłaszcza w kontekście nie pokazania nam współczesnego browaru. Jednak możliwość … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  25. Czy oprócz piw AleBrowaru potrafią tam warzyć piwo? Kiedy pierwszy raz usłyszałem, że AleBrowar zamierza warzyć swoje piwo w Gościszewie, złapałem się za głowę. Browar ten miał bowiem u mnie bardzo kiepskie notowania. Jeden z pierwszych prywatnych browarów powstałych po … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.