Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 691
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. ale nie taki zwykły, tylko hamerykancki. Kolejne piwo z Sierra Nevada. Tym razem o niezwykle skromnej nazwie Stout, po prostu stout. Jednak nie jest to klasyczny dry stout, to piwo które było prekursorem nowego stylu, czyli american stoutu. Po analizie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  2. Tytuł to wbrew pozorom nie określenie panującej w sierpniu pogody, ale nawiązanie do Ciechana Grudniowego, którego nie tak dawno miałem okazję degustować.Na początek kilka słów o produkcie, bo raczej browaru, dość mocno zakorzenionego w świadomości konsumentów poszukujących alternatywy dla [...] Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli co pić? Ponieważ poprzednia edycja wypadła całkiem fajnie, więc postanowiłem powrócić do pomysłu ankiety, w której zapytam Was o to jaką recenzję chcielibyście zobaczyć w najbliższym czasie. A zatem nie przedłużając zapraszam do filmu prezentującego stan magazynu i do … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. odcinek trzynasty. Kolejny odcinek odpowiedzi na Wasze pytania. Już trzynasty, a odpowiadam na ostatnie pytanie z odcinka 7. i wszystkie pytania z odcinka 8. Oczywiście nadal możecie zadawać pytania najlepiej pod tym wpisem. Nie muszą dotyczyć piwa, ale ja też nie muszę … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  5. Bardzo mnie cieszy, że przy (mijającym już nieco) hypie na amerykańskie IPA, oraz lawinowo rosnącej modzie na stouty i witbiery, jest jeszcze ktoś, kto prezentuje nam piwa w stylach może nie do końca urywających cokolwiek, ale za to dotąd w Polsce nieznanych. Taki był Alt Sticke “Stare ale jare”, takie było Sahti “Koniec Świata”, teraz […] Wyświetl pełny artykuł
  6. wydumany styl bez przyszłości Jestem w stanie zrozumieć potrzebę posiadania w piwnym świecie własnego „nowego” stylu. W końcu Jankesi amerykanizują praktycznie już każdy istniejący. Ba, wciąż tworzą nowe. A my? Grodzisz, porter bałtycki i co dalej? Ale zaraz, przecież mamy polskie chmiele! To, że kiedy nasze odmiany były opracowywane i wprowadzane do hodowli nikt nie przewidywał chmielenia piwa do takich poziomów goryczki jakie są aktualnie lansowane jak widać nie jest problemem. Były już różne eksperymenty, chociażby wśród browarów regionalnych, z mocniejszym chmieleniem np. Marynką na goryczkę i każdy kończył się na jednej próbie. To nie są chmiele, których skład czy bukiet aromatyczny zezwala na dowalenie do kotła w ilościach cokolwiek nierozsądnych. Niebo jest granicą, ale warto używać odpowiednich narzędzi do roboty. Ciężko rąbać drzewo śrubokrętem. Niestety wciąż trwają próby wyważania otwartych drzwi. Parę lat temu Pinta wypuściła Ale Szychę, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Miś pity we Wrocławiu smakował jak cytrynowa Nestea. No i teraz pojawił się Prometeusz z nowej inicjatywy kontraktowej Browar Olimp. Polskie chmiele jednak są tutaj najmniejszym problemem. Browar Olimp Prometeusz Piana: Ładna, drobnopęcherzykowata i średniopęcherzykowata, lekko przybrudzona, średniobujna. Barwa: Mahoniowa, pięknie klarowne z iskrą. Zapach: Twaróg ze szczypiorkiem. Masło, maślanka, podbudowa słodowa sprawia, że jeszcze możemy do tego dokooptować kromkę chleba. „Piwo śniadaniowe”. Alkohole wyższe wręcz kręcą po nosie, obecny jest mocny DMS. Same wady, nic ciekawego. Smak: Solidna słodowość i karmelkowatość nie jest w stanie przykryć diacetylu, DMSu i alkoholi wyższych. Mocno rozgrzewa alkoholowo. Piwo jest na pograniczu pijalności. Goryczka nieprzyjemna, pozostająca, szorstka, wyrwana z kontekstu. Wiem, że wyszedł oficjalny komunikat od Browaru Olimp, że piwo ma diacetyl. Zgoda, tylko nie jest na takim poziomie na jakim został tam podany. W dodatku DMS i alkohole wyższe świadczą o tym, że problemem nie była filtracja, tylko praktycznie cała technologia od etapu warzelni po fermentownię. Protip: jeżeli na leżaku nie czuć tak bardzo diacetylu, a pojawia się po pasteryzacji to warto połączyć ze sobą te dwa fakty i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ja naprawdę nie chcę nikogo butować, nie mam zresztą w tym żadnego interesu. Trzeba jednak nazywać rzeczy po imieniu, Prometeusz jest wybitnie nieudanym piwem i żadne życzeniowe myślenie czy czarowanie rzeczywistości tego nie zmieni. Mam nadzieję, że jeszcze uda się chłopakom naprostować sytuację przy kolejnych warkach. Zawsze to dobrze jak się coś dzieje na rynku. Szkoda jednak, że już na starcie utrudnili sobie życie paroma kwestiami. Chociażby wybór szkła. Butelki Euro są nostalgiczne. Solidne, fajnie wyglądają. Tylko, że jest problem z ich kupnem. W zasadzie to już chyba tylko w Bawarii używają ich na szerszą skalę. Rozumiem, że trzeba było się odróżnić od konkurencji na rynku „piw rzemieślniczych”, która to w całości używa butelek NRW/Vichy. Tylko, że jest ku temu konkretny powód. Takie butelki można kupić łatwo, szybko i jak chcemy to są wręcz plug and play – jest znacznie mniejszy problem z ich umyciem. A zakurzone, brudne, wielokrotnie używane butelki? Jeden cykl mycia nie wystarcza, więc od razu dochodzi dodatkowy czas i energia. Plus pomysłowość ludzka jeżeli chodzi o wsadzanie różnych rzeczy do butelek po piwie nie zna granic. Gumy do żucia, kiepy, patyczki od lizaków czy lodów to mały pikuś. Ale trafiają się i igły czy żyletki. Co jeżeli nie zostanie wyłapane na linii i trafi do klienta? Zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz niektórzy będą mnie przekonywali, że ależ polski chmiel jest doskonały i świetnie się nadaje na mocne chmielenie. Niestety, ale nie. Po prostu. Zresztą jest to temat na ciekawy artykuł, będę musiał się tym zająć. Jak wrażenia po premierze Prometeusza? Chcielibyście więcej Polish IPA na rynku, czy może jednak warto by było się skupić na celach osiągalnych, jak na przykład fajnie chmielony polski pils? Wyświetl pełny artykuł
  7. czy Best Bitter jest rzeczywiście gorzki? Miał się z rana pojawić kolejny odcinek odpowiedzi na Wasze pytania, ale Youtube sobie nie poradził z plikiem i muszę go przesyłać od nowa. Na szczęście degustacja Tigera z browaru Everards przesłała się bez problemu. Tiger ma … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  8. Efekt zamierzony czy wtopa? Pierwsze na blogu piwo z toruńskiego browaru Jan Olbracht. Pierwsze też z prężnie rozwijającej się serii piw wg receptur piwowarów domowych. White Summer to witbier autorstwa Krzysztofa Juszczaka, czyli popularnego josefika. Na filmie zobaczycie, że postanowiłem … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  9. Do napisania kilku słów skłoniły mnie doświadczenia z warsztatów piwowarskich, które miałem przyjemność prowadzić w miniony weekend. Gdy prowadzi się zajęcia dla ludzi zorientowanych w temacie, człowiek pewnych problemów nie dostrzega. Wyjazd do małego miasteczka pozwala na spojrzenie na rzeczy z całkiem innej perspektywy. W małym miasteczku można spotkać prostych ludzi. Ludzi, którzy swą wiedzę czerpią z rozmowy z sąsiadem lub … z telewizji. Bo w małym miasteczku jest nudno i telewizja jest kluczową rozrywką. Niby mamy internet i jest on dostępny niemal wszędzie, ale przecież nie każdy potrafi z jego dobrodziejstw korzystać. A taka telewizja – naciskamy jeden guzik i jest. I z tej telewizji można się wiele o piwie dowiedzieć. Programów naukowych już nie ma, ale za to reklam o wielkiej wartości edukacyjnej coraz więcej. Jak w telewizji mecz piłki kopanej, to zaraz cała wiedza o piwie w przerwie się przewija. Z relacji naocznego świadka dowiedziałem się, że w jednym bloku reklamowym może się zmieścić cała piwna plejada. I w tym bloku informacji co nie miara. Na przykład, że piwo robi się z chmielu. Niby oczywiste, a przecież nie każdy jest świadom. Więcej, większość piw jest z jakiegoś słodu zrobione. Co to w ogóle ten słód? Piwo powinno być z chmielu i basta. A jak nie jest, to jakieś oszukane. Druga ważna kwestia, to żeby tego piwa nie spasteryzować. Bo przecież pasteryzowane jest be i nie jest trendy, jazzy czy jak to się teraz określa. Dzisiaj ma być naturalne, świeże i bez pasteryzacji. Tylko czy aby nie skwaśnieje szybko? Nieee, przecież data przydatności jest odległa. Można kupować w ciemno! Sąsiadowi nigdy się nie zepsuło. No, może w roku 1973, ale tego już nie pamięta, bo i po co? No i prawdziwe piwo, to musi być z naturalnych składników. Woda musi być koniecznie krystalicznie czysta, z jakiegoś prehistorycznego źródła. Do tego jęczmień ze złocistych kłosów i chmiel w szyszkach. Tylko prawdziwy chmiel, nie jakaś żółć bydlęca. Tony chmielu, bo przecież piwo robi się z chmielu! I ten chmiel musi być nasz, krajowy, a nie jakiś chiński czy (tfu) amerykański. Amerykanie to w ogóle nie potrafią piwa robić. Nie dość, że mało alkoholu, to jeszcze w małych butelkach sprzedają. Sikacze jakieś. Ten chmiel, to pewnie też kiepski. Jak te ich hamburgery i inne śmieciowe żarcie. Nie to co nasze polskie. Receptura – ważne by była prawdziwa i tradycyjna. Tradycyjne jest najlepsze. Nie to co importowane wynalazki. Niech sobie to hipsterzy piją czy inne emo. Prawdziwy Polak lubi melodie, które już wcześniej słyszał. Receptura musi być stara. Najlepiej XIX-wieczna albo i jeszcze starsza. Bo wtedy to wiedzieli jak się piwo robi. KONIEC Jeśli przeczytałeś(aś) ten tekst i ze wszystkim się zgadzasz, to bardzo mi przykro – prawdopodobnie jesteś niereformowalnym(ną) statystycznym(ną) tykopijcą(ką). Jeśli jednak coś cię zaniepokoiło – dobrze dla ciebie – jest iskierka nadziei. Drąż temat i podążaj w kierunku światełka. Post Prawdziwe piwo powstaje z chmielu pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  10. test piw bezalkoholowych na bogato Parę razy pewnie wspomniałem o tym, że w trakcie sezonu często wolę pojechać gdzieś motocyklem niż alternatywnym źródłem transportu. I w związku z tym nie uczestniczyć w wesołym alkoholizowaniu się, jeżeli celem jest ognisko/grill/posiadówka na „daczy”. Szczególnie, że jeżeli chodzi o kwestię promili jestem gorącym zwolennikiem czeskiego podejścia do tematu. Ale co począć w takiej sytuacji? Do tej pory głównym ersatzem piwa był dla mnie Lech Free – szeroko dostępny i całkiem ok jeżeli chodzi o kwestię smaku. Naszła mnie jednak myśl, że nie jestem przecież jedynym, który bywa postawiony przed takim wyborem. Krótka wizyta w Realu, zgarnięcie wszystkich bezalkoholowych wynalazków z półki w dziale piwnym i poniżej jest tego efekt. Wynalazków jest 13. Szczęśliwa to liczba czy pechowa, wyjdzie w praniu. Natomiast od razu może zaznaczę jedną kwestię – część rzeczywiście jest bezalkoholowa. Część mimo nazwy Free/Nealko/Alkoholfrei może mieć do 0,5% alkoholu. Daje to zawartość podobną do tej w kefirze czy kwasie chlebowym. Jednak o ile mało kto wypije przy jednym posiedzeniu 2 litry kefiru, tak już w przypadku dłuższej imprezy może się coś takiego wydarzyć z piwami „bezalkoholowymi”. Warto więc wziąć pod uwagę swoje możliwości oraz masę ciała oraz uważnie czytać etykietki. Test będzie chyba najdłuższy z dotychczas napisanych na PiwnyGaraż.pl, więc żeby nie przedłużać przechodzimy do konkretów. Na pierwszy ogień idzie Bavaria. Pamiętam z lat szczenięcych Bavarię jasną oraz ciemną, mocno słodową. Czasy były jeszcze bardziej cywilizowane, dzieciaki same potrafiły o siebie dbać i nie był roztaczany nam nimi klosz ochronny. Dlaczego o tym wspominam? Dziadek i ojciec dawali czasami mnie i mojemu bratu właśnie Bavarii do spróbowania. Ciemną wspominam ze szczególnym rozrzewnieniem. Bavaria 0,0% Premium Original Barwa: Słomka, klarowne. Piana: Coś nawet się tworzy, ale szału nie ma. Pozostaje cienka warstwa do końca picia. Zapach: Typowy dla piw nisko i bezalkoholowych aromat zielonych jabłek – aldehyd octowy. Do tego słód, ziarno, trochę chmielu. Lekki papier. Pytanie ile stało na półce w markecie. Smak: Smakuje jak oranżadka na słodzie. Wyraźna słodycz cukrów odsłodowych, bardzo niska pełnia, praktycznie jej brak. Tego w piwach bezalkoholowych niestety się nie uniknie, jeżeli nie dowali się od czorta cukru. Bardzo delikatna goryczka chmielowa na finiszu. Bardziej aksamitne od Lecha Free. Bardziej delikatne i aksamitne od Lecha Free. Smakuje jak napój zbożowy. W zasadzie jest całkiem OK, pewnie jak się trafi w sklepie to będę kupował. Dobra alternatywa. Bavaria 0,0% Wit Barwa: Cytrynowe, nieklarowne. Piana: Większa niż w Original, ale średni to sukces. Zapach: Pszenica i akacja. Do tego słód jęczmienny i cytrusy. Oranżadka. Smak: Zdecydowanie mniej piwne i bardziej oranżadkowe niż Original. W sumie ciężko rozpatrywać to w kategoriach piwa. Trąca chemią, pozostawia posmak gumy balonowej. Pyliste. Obok witbiera to ta Bavaria nawet nie stała. Jestem ciekaw po cholerę tutaj akacja. Jak już kupimy to można wypić, ale wolę jednak Original. Natomiast sporej ilości osób smakuje, więc sugeruję żeby samemu obadać sytuację. Bavaria 0,0% Peach Piana: Tak jak i w poprzednich jak na coli. Barwa: Złota, klarowne. Zapach: Nestea Brzoskwiniowa z piwem i lekką ścierką. Smak: Nestea Brzoskwiniowa zmieszana z piwem, przez co lekko gazowana. Jest pewna słodowość, ale przykryta totalną słodyczą tego wynalazku. Powtórzę po raz kolejny, ale nic innego tutaj nie da się powiedzieć. Jest to praktycznie ten sam smak co standardowa, „pełnocukrowa” Nestea Brzoskwiniowa. Dziwny wynalazek. Bavaria 0,0% Apple Piana: Nic nowego. Barwa: Złota, klarowne. Zapach: Jabłkowy ChupaChups połączony z Somersby bez alkoholu. Smak: Smakuje jak gazowany napój jabłkowy, niby ich nie zawiera, ale pozostawia jednak posmak słodzików. Wolałbym się napić soku jabłkowego pół na pół z tonikiem. Bavarie zaliczone, przechodzimy do dwóch Karamalzów. Nazwa ciekawa, zobaczymy jak zawartość. Karamalz Classic Piana: Początkowo średniobujna, średniopęcherzykowata. Od razu zaczyna znikać i zostaje cienki dywanik. Barwa: Piękny, głęboki mahoń. Klarowne. Zapach: Brzeczki po warzeniu. Słód, karmel, delikatny aromat chmielu. Całkiem przyjemny, zachęca, kojarzy się z zapachem warzelni. Smak: Bardzo słodowe, cukrowe wręcz, poziom słodyczy jak od miodu. Czuć słód, karmel, ciemny słód, chmielu niestety w smaku już nie ma. A szkoda, przydałaby się kontra. Ewentualnie mniejsza słodycz. Gdyby było chociaż o połowę mniej słodkie, byłby to świetny napój kojarzący się z dopiero co uwarzoną brzeczką. Jeżeli lubisz słodycze, warto spróbować. Karamalz Lemon Piana: Taka sama jak w Classic. Barwa: O ton jaśniejsza od Classica. Zapach: Mocna, cytrynowa herbata. Tylko, że z limonką zamiast cytryny. Po zamieszaniu wychodzą nuty brzeczkowe i to by było na tyle, jeżeli chodzi o „piwność”. Smak: Słodycz została złamana kwaskiem cytrynowym dzięki czemu Karamalz Lemon jest znacznie bardziej pijalny. Skoro nie ma kontry goryczkowej, kwaśna musi dać radę. I dała radę. Mimo że jest mniej piwne od Karamalz Classic, dzięki temu, że jest mniej słodkie Karmi Classic Znalazło się w teście przypadkiem. Mianowicie zostało zostawione po jednej imprezie, (dzięki Asia;)), gdzie właśnie miało być substytutem piwa dla dzielnej pani kierownik. Piana: Bardzo dobra, drobnopęcherzykowata, bujna, gęsta, oblepia szkło, wolno opada. Barwa: Ciemna wiśnia, przebija przy dnie, klarowne. Zapach: Ale jaja, pierwsza nuta to wędzona śliwka. Nie jestem przekonany czy kiedykolwiek piłem Karmi, jako że jest to marka o pozycjonowaniu wybitnie kobiecym. Jestem mocno zdziwiony, wyraźnie jest wyczuwalne drewno z ogniska i wędzona śliwka, do tego lekki karmel. Smak: Pierwsze, jak na razie, z bardziej zaawansowaną paletą. Na początku wchodzi słodowość, karmel, lekka cierpkość z karmelu, przechodzi ona następnie w solidną słodycz i delikatne, drewniane, nuty palone. Finisz delikatnie goryczkowy. Szczerze, to gdyby nie zbyt wysoka słodycz to byłoby bardzo ciekawą alternatywą. Jestem zaskoczony tymi nutami aromatycznymi. Jakoś nie natknąłem się jeszcze wzmiankę o nich. Inna sprawa, że nie szukałem. Pewnie też mało kto z dwoma różnymi chromosomami Karmi pije, a przynajmniej publicznie się do tego przyznaje. Lech Free Piana: Średnia, drobnopęcherzykowata, dosyć szybko opada i zostawia dywanik. Barwa: Złote, klarowne z iskrą. Zapach: Podobny jak w Bavaria Classic. Typowe dla piw nieskoalkoholowych nuty zielonego jabłka, słodowości, zboża i chmielu. Do tego skunks, cóż – zielona butelka. Smak: Delikatne, dosyć płaskie. Początkowa słodowość przechodzi w lekkie nuty ziarniste, karmelkowe i zielonego jabłka, finisz z wyraźnie zaznaczoną goryczką. Co nie oznacza, że jest ona mocna. Tak jak wspominałem na początku, do tej pory był to mój wybór jeżeli chodzi o piwa bezalkoholowe. Kormoran Podpiwek Warmiński Piana: Wysoka, bujna, drobnopęcherzykowata, beżowa, wolno opada i znaczy szkło. Barwa: Ciemny mahoń, klarowne, przebija na wiśniowo. Zapach: Chleba na zakwasie, lekki aromat słodu, karmelu, drewna z ogniska, kwasu chlebowego. Smak: Bardzo mocna słodowość i karmelowość, nuty razowca na zakwasie, nuty słodowe i słodkie są skontrastowane lekką kwaskowatością. Jest obecna cierpkość karmelu. Gdyby wywalić cukier ze składu byłby bardzo fajny napój piwopodobny. Niestety aktualnie jest za słodkie dla mnie. Svijany Svijansky Vozka Piana: Piękna, bardzo bujna, śnieżnobiała, drobnopęcherzykowata. Bardzo wolno opada. Barwa: Bursztynowa, klarowne. Zapach: Słodowy, lekkie ziarno, chmiel, aldehyd octowy, mydło. Co ciekawe połączenie aldehydu z mydlanością daje efekt płynu do mycia naczyń z sortu „zielone jabłuszko”. Zgroza. Smak: Totalnie wodniste, efekt chmielonej wody z lekką słodowością. Nadal występuje mydlaność i aldehyd. Finisz goryczkowo-mydlano-jabłkowy. Nie do przejścia dla mnie. Nie ma sensu kupować. Primator Nealko Piana: Tak jak i w przypadku Svijany nie ma się czego wstydzić. Barwa: Tak samo, bursztynowe i klarowne. Zapach: Na pierwszym planie aldehyd octowy, zaraz za nim bardzo ulotna słodowość i chmiel. Aromat bardzo nikły, trzeba się mocno dowąchiwać. Smak: Mniej wodniste niż Svijany, ma więcej ciała. Czuć słód, słodowość, potem wchodzi bardzo delikatna goryczka na finiszu. Jest OK, można kupić jeżeli się trafi. Tucher Hefe Weizen Alkoholfrei Piana: Idealna, bardzo bujna, drobnopęcherzykowata, bardzo trwała, gęsta. Barwa: Bursztynowa, nieklarowne. Zapach: Pachnie jak niemiecka pszenica z dodanym cukrem. Jest mocny banan, delikatne goździki, pszeniczność, jasne słody i niszcząca dobre wrażenie toporna słodycz. Smak: Spodziewa się człowiek totalnej pełni, a piwo jest bardzo płaskie, płytkie, nisko wysycone, pełnia jest dramatycznie niska. Przez ten brak ciała dominuje kwaskowatość. Sprawia, że piwo jest niezbalansowane. Rozumiem oczywiście, że jest to piwo bezalkoholowe co już samo z siebie wymusza pewne kompromisy, ale nie smakuje to dobrze. Niska słodowość, od razu kwaskowatość, finisz bananowo-goździkowy. Bardzo delikatny chmiel. Nie warto. Chyba, że modą niemiecką zmiesza się z Colą. Krombacher Weizen Alkoholfrei Piana: Dokładnie taka sama jak w przypadku Tuchera. Barwa: Bardzo nieklarowne, wygląda jak przecier bananowy. Zapach: Ziarnistość, pszenica, nuty bananowe, estry owocowe, bardzo bardzo delikatny goździk, kwaskowatość. Smak: Wysycone jak na pszenicę przystało. Od razu wchodzi słodowość, nuty pszeniczne, finisz bardzo lekko goryczkowy. Wbrew pozorom piwo jest dosyć pełne. I smakuje generalnie jak pełnoprawna pszenica. Kwaskowata kontra do słodowości, jak to w pszenicach bywa. Najlepsza alternatywa ze wszystkich, chyba że ktoś nie przepada za piwami pszenicznymi. Mimo że już w tym momencie test ma nieprzyzwoitą liczbę słów jak na wpis na blogu pokuszę się o drobne podsumowanie. Oczywiście został przeprowadzony w warunkach idealnych. W warunkach polowych w jakich w 99% przypadków piwa bezalkoholowe będą pite można z czystym sumieniem wywalić rubryczki piana, barwa i zapach. Bo nie wierzę, że nie będą pite z butelek. Kolejna rzecz – zalecałbym pić w temperaturze maks 10 stopni Celsjusza, czyli dokładnie tyle ile ma większość lodówek w głównej komorze. Ciepło nie służy akurat tym piwom. Jeżeli lubisz słodycze i smak słodki (ja z wiekiem coraz mniej) w przypadku słodszych wynalazków możesz spokojnie je próbować. Dla mnie najlepszymi alternatywami dla „normalnych” piw są w tym momencie Krombacher Weizen Alkoholfrei, Primator Nealko, Lech Free, Bavaria Original oraz Karamalz Lemon. Jako ciekawostki do odhaczenia z listy sugerowałbym Karmi, Karamalz Original, smakowe Bavarie oraz Podpiwek Warmiński. Ten ostatni zresztą będzie nadawał się do słowiańskiego Black Tooth Grin – whisky/ey zmieszana nie z Colą, ale z kwasem chlebowym (pomysł i wykonanie – Majk). Na Tuchera i Svijany szkoda pieniędzy. Żywca bezalkoholowego nie spotkałem w paru sklepach, a za stary już jestem, żeby specjalnie jeździć i szukać konkretne piwo. Szczególnie bezalkoholowe. Dotarliśmy w ten sposób do szczęśliwego zakończenia. Jeżeli to czytasz to gratuluję. Jestem ciekaw waszych opinii dotyczących piw bezalkoholowych. PS. A jako, że nie przeprowadzałem tego testu sam pojawi się jeszcze bliźniacza, aczkolwiek z kobiecego punktu widzenia, recenzja Adeli na Gotowenapiwo.pl. Wyświetl pełny artykuł
  11. czyli drugie Polish India Pale Ale na świecie. Pierwszy był Miś, choć dla mnie samego było zaskoczeniem, że nikt wcześniej nie spróbował uwarzyć Polish India Pale Ale. Inną sprawą jest, że twórcy Prometeusza mieli zapewne wielkie nadzieje, że będą pierwsi. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  12. niestety English speaking only. Dzisiaj przedstawiam speech Garretta Olivera z Brooklyn Brewery, który wygłosił na European Beer Bloggers Conference 12. lipca 2013 r. Nagranie trwa blisko pół godziny i nie przewiduję tłumaczenia. Osobom, które nie rozumieją po angielsku polecam mój … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. czyli niemiecki browar w najstarszym mieście Bułgarii, a może Europy. Płowdiw (po angielsku Plovdiv, po bułgarsku Плoвдив) to drugie pod względem ludności miasto Bułgarii. Pierwsze ślady osadnictwa pochodzą sprzed 3 tysięcy lat. Jak podaje wikipedia.org ”w roku 342 p.n.e. został on podbity … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  14. Trochę spóźniona degustacja, bo dzisiejsze piwo zadebiutowało na rynku już jakiś czas temu. Niemniej wakacje mamy w pełni, pogoda nas rozpieszcza, więc coś lekkiego i rześkiego powinno mieć nadal duże wzięcie. Kormoran w swoich Podróżach tym razem dotarł do Belgii i zachwycił się stylem nazywanym witbier. Wit to inaczej piwo białe (fr.: bière blanche). To swoista ikona polskiej piwnej rewolucji. Oprócz amerykańskiej IPA, to chyba najchętniej warzone piwo w naszych browarach nowofalowych. Że przypomnę tylko Viva La Vita (Pinta), Lady Blanche (AleBrowar), Wit (Artezan). W sezonie wita można spotkać także w browarach restauracyjnych. Więcej, uwarzył go Browar Namysłów, który jest średniakiem jeśli chodzi o wielkość produkcji. Styl jeszcze niedawno skazany na zagładę, dziś coraz bardziej popularny, także w Polsce. I dobrze. Bo wit to świetne piwo na lato. Lekkie, wytrawne, bardzo orzeźwiające. Idealne do gaszenia pragnienia w upalne dni. Podróże Kormorana – Witbier estrakt 12,5%, alkohol 4,6% Partia 001/2013 Wygląd: kolor słomkowy, cytrynowy, piwo jest ładnie zmętnione. Piana drobna, dość obfita, bielutka, szybko redukuje się jednak do kołderki. Za to elegancko oblepia szkło. Aromat: Pierwsze skrzypce gra kolendra. Dalej trochę słodkiej pomarańczy i sporo drożdży. Te ostatnie psują trochę efekt, sprawiając że piwo pachnie nieco mdło. Wysycenie: Wysokie, nawet bardzo wysokie. Orzeźwiające i przyjemne. Smak: cytrusowa, rześka kwaskowatość na słodowej podbudowie. W posmaku daje o sobie znać kolendra. Goryczka niska, jak należy. Odczucie w ustach: w pierwszym odczuciu średnio treściwe, ale finisz już wytrawny, orzeźwiający. Na języku nieco oleiste i gładkie z jednej strony, ale też szczypiące od sporego wysycenia z drugiej. Pijalność na niezłym poziomie, ale jest miejsce na poprawki. Wrażenie ogólne: dobry witbier charakteryzuje się wysoką pijalnością i balansem pomiędzy aromatem kolendry a cytrusami. Podróżom Kormorana do ideału nie brakuje wiele. Jest to bardzo stylowe i smaczne piwo. Jedyne co mi się nie podoba, to mdły drożdżowy aromat, który psuje trochę orzeźwiający efekt tak bardzo oczekiwany w witbierze. Rozumiem, że drożdże mają ładnie zmętnić piwo i sprawić by wyglądało jak białe. Dla mnie jednak od wyglądu ważniejsze są odczucia smakowo-zapachowe. Ocena: 7/10 Post Podróże Kormorana – Witbier pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  15. degustacja Anni-Versary, czyli bułgarskiego Grand Championa, film z antyrządowej demonstracji oraz degustacja bułgarskiego weizena. Moja podróż do Bułgarii jest pokłosiem spotkania z Temelko Pampovem w kwietniu tego roku. Polecam wywiad z Temelko, który przeprowadziłem w Chrząstawie Małej. Oprócz Temelko, drugą … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. czy potrafią uwarzyć piwo bez chmielu? To nie znaczy, że to jest jakiś gruit, nic z tych rzeczy. Po prostu milk stout to styl, gdzie chmiel, choć użyty do warzenia, nie nadaje charakteru gotowemu piwu. Czy zatem w browarze kontraktowym potrafią … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  17. niektóre sprawy jednak trzeba załatwić Wczoraj był ciekawy dzień. Niby powinienem był korzystać ile tylko się da z tych kilku godzin w górach, kiedy akurat nie załatwiałem żadnych piwnych spraw, ale jakoś średnio to wyszło. Głównie dlatego, że moja cierpliwość i miłosierdzie do bliźniego zostały wyczerpane. Jestem spokojnym człowiekiem, zresztą wychowano mnie w myśl zasady „kto ma miękkie serce to musi mieć twardą dupę”. Do tej pory wycieczki osobiste olewałem. Natomiast jeżeli moje słowa są celowo przeinaczone to uważam za stosowne zareagować. Niektórych zdziwiła moja wczorajsza wrzuta na ścianie fanpejdża. Zdziwiła w tym względzie, że była w dosyć ostrym tonie i w dodatku oficjalnie. Być może nie wypada, jednak tak już bywa z emocjami. W zasadzie chcę załatwić ten temat raz a skutecznie i już nigdy nie musieć do niego wracać. Oczywiście chodzi o dworowanie sobie Kopyra we wczorajszym odcinku „Piwnych Newsów”. Dla osób niezorientowanych – to nie jest pierwszy taki wyskok Tomka. Dość wspomnieć, że już połowa jednego z wcześniejszych odcinków Piwnych Newsów została poświęcona mnie i mojemu życiu, w znaczeniu czy już jestem żonaty, czy jeszcze w narzeczeństwie i pokrewne tematy przez 6 minut. Serio? I to ja niby mam problem? Tak samo kwestia stwierdzenia, że „nie lubię wyraźnych smaków”. Są to wnioski nie poparte niczym i nie mające żadnego związku z rzeczywistością. Odnoszę wrażenie, że zachodzi tutaj pewnego rodzaju pudelkizacja, w założeniu, piwnego bloga. Wracając do głównej kwestii, czyli mojego komentarza będącego przedmiotem sporu. KP nie jest ani pierwszym ani ostatnim browarem wycofującym piwo na rynku. Nie zgadzam się, że jest to prosta operacja. Jest to bardzo skomplikowane działanie, sieć dystrybucyjna, handlowa jak również ilość ludzi zaangażowanych w sprzedaż są ogromne. Wycofanie konkretnych partii z rynku, nie ważne czy to będą kosmetyki, piwo czy leki, jest niebywale skomplikowanym przedsięwzięciem. Paradoksalnie dla małego browaru jest to znacznie łatwiejsze, pod względem logistycznym, zadanie. Bardzo łatwo wyśledzić, gdzie dana partia trafiła. Szczególnie, że kontakt jest albo bezpośredni z browarem albo przez konkretną hurtownię. Jest to natomiast akcja znacznie bardziej kosztowna w porównaniu do skali produkcji. Wielki browar taką ilość wycofanego piwa nawet nie zauważy, co najwyżej nie będzie premii za słupki kwartalne. Dla małego browaru wycofanie nawet jednego zbiornika to są bardzo konkretne pieniądze. I dlatego należy chwalić AleBrowar, Artezana czy Pintę, browary które wprost przyznały, że konkretne piwo nie nadawało się do sprzedaży i poszło w kanał. Jest to cholernie uczciwe podejście, gdzie piwosz nie jest traktowany tylko jako nosiciel portfela, ale jako równoprawna strona. A to nie są jedyne browary. Był przypadek ściągania z knajp beczek z piwem, które nie spełniało wymagań piwowarów. Nie czuję się upoważniony do podania o który browar chodzi, ale mogą być pewni, że o tym pamiętam. Przejście od kwestii ściągnięcia zepsutej partii towaru z rynku do nakładów na marketing jest absurdalne i świadczy o absolutnym niezrozumieniu zarówno głównego problemu jak i samej kwestii niepełnowartościowego towaru. Najwyraźniej Tomek poczuł się osobiście dotknięty, nie mnie już oceniać dlaczego. Może jeszcze raz specjalnie zaznaczę – komentarz miał na celu pochwalenie uczciwej postawy producenta. Nie miałem na myśli żadnego konkretnego małego czy dużego browaru, który leci w kulki. Jakbym miał to bym napisał, zasadniczo się nie szczypię w takich kwestiach. Tu chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość. Tekst ten piszę, ponieważ uznałem, że jako moi czytelnicy zasługujecie na słowa wyjaśnienia dlaczego zalała mnie krew. Nie wątpię, że będą próby scedowania winy na mnie. Każdy niech sam osądzi, nie zamierzam się już w takie gierki bawić. Wyświetl pełny artykuł
  18. Po ostatniej przygodzie z niezbyt smacznym chemicznym radlerze chciałbym dla odmiany opowiedzieć wam o czymś, co powinno być hitem lata. Mowa o piwie bardzo specyficznym i bardzo … kwaśnym. No może nie zawsze mocno kwaśnym, ale stojącym w opozycji do dosładzanych chemicznych wynalazków, po wypiciu których świeci się w nocy. Jak to w ogóle możliwe, że piwo może być kwaśne? Przecież kwaśne kojarzy nam się z zepsutym. Choć nie wiem do końca dlaczego. W kraju, w którym ogół społeczeństwa zajada się kiszonymi (zepsutymi!) ogórkami i takąż kapustą, piwa kwaśne powinny być na porządku dziennym. Tymczasem są w wielkiej … niszy. Mowa o tak zwanych sour ale, czyli z polska kwaśnych ejlach. Za ich ojczyznę uznaje się Belgię, choć można takie trunki spotkać także w Niemczech, a ostatnimi czasy również w innych rejonach świata, jak USA czy Włochy. W Stanach robi się swoista moda na takie piwa, stąd popularne stwierdzenie „sour is new hoppy”. Jeśli jednak mowa o Belgii, to należy wymienić okolice Brukseli (miejscowość Lambeek) oraz Flandrię. To tutaj są najlepsze warunki do produkcji piw, a wynikają one z powietrza. Dokładniej z tego co w tym powietrzu fruwa. Piwa kwaśne, to piwa fermentacji spontanicznej. Co to znaczy? W skrócie – normalnie piwo fermentuje się w zamkniętych zbiornikach, tudzież w otwartych kadziach, jednak raczej w warunkach sterylnych, w zamkniętych czystych pomieszczeniach. Fermentacja spontaniczna, to jakby zaprzeczenie fermentacji klasycznej. Brzeczkę chłodzi się tradycyjnie na wielkich płytkich tacach przy otwartych oknach! Tace takie są zwykle umieszczane na strychach browarów. Po to, by brzeczkę zasiedliły dzikie drożdże oraz specyficzne bakterie. Wysoko nad ziemią, by była poza zasięgiem nieprzyjaznych bakcyli urzędujących w niższych partiach. Oprócz dzikich drożdży odpowiedzialnych za fermentację piwa, do brzeczki trafiają także różne bakterie, w tym bakterie kwasu mlekowego (Lactobacillus) dające piwu właśnie ową przyjemną kwasowość. Ich nazwa jest wam pewnie znana. Te same „robale” używane są do produkcji kefirów i jogurtów. Spośród piw kwaśnych najbardziej rozpowszechnione są lambiki, które swoim charakterem bardziej przypominają białe wino. Czysty lambik jest piwem jasnym, wyraźnie kwaśnym, często nieco ściągającym. W aromacie dominują nuty winne i … końskie. Tak zwany aromat końskiej derki w każdym innym piwie uznany byłby za wadę. W lambiku jest wręcz pożądany. O ile lambik w czystej postaci to rzadkość nawet w Belgii, to wersja z dodatkiem różnych owoców podbija serca koneserów na całym świecie. W przeciwieństwie do naszych krajowych wynalazków, do lambików trafiają prawdziwe owoce – wiśnie, maliny, czarne porzeczki, brzoskwinie. Naturalne, owocowe, orzeźwiające – nie znam kobiety, która by takiego trunku nie doceniła. Więcej, znam wiele takich, które zakochały się od pierwszego łyku. W piwie oczywiście… Druga, nieco mniej popularna frakcja, to piwa flandryjskie. Rozróżnia się flandryjskie czerwone i brązowe. Ze względu na kolor, ale i aromat, zbliżone są do czerwonych win. Są łagodniejsze, z założenia także mniej kwaśne od lambików. Często, pomimo braku dodatku owoców, zdradzają fenomenalne aromaty czerwonych i czarnych owoców. Czasem, dzięki długiemu leżakowaniu w beczkach stają się złożone i upodabniają się do szlachetnego porto czy sherry. Wersje „starzone” mają wybitnie degustacyjny charakter. Choć znakomicie gaszą pragnienie, nie warto się spieszyć z ich piciem. Mniej znane, zapomniane i ledwie uratowane od całkowitej zagłady, są kwaśne piwa rodem z Niemiec. Pierwszym znakomitym przykładem jest Berliner Weisse. Piwo tak kwaśne, że często jest określane jako „cytrynowe, z lekkim aromatem cytryny”. Rzeczywiście poza mocną kwaśnością ciężko szukać w nim innych niuansów. Dlatego turystom jest serwowane z sokiem. Występuje też w wielu wersjach smakowych, dostępnych w butelkach. Niestety, aromaty są identyczne z naturalnymi. Trzeba jednak szczerze przyznać, że piwa aromatyzowane spod znaku Berliner Weisse i tak na głowę biją większość polskich wynalazków z podobnej półki cenowej. Całkowicie odjechane jest Gose. To piwo wywodzące się z Lipska. Jego bazą jest piwo pszeniczne, ale przez użycie słonej wody i zakwaszenie lactobacillusami zyskuje smak słono-kwaśny. Odczucie podczas picia jest wyjątkowe, bo sól sprawia, że z każdym łykiem coraz bardziej chce się pić. Jeśli piwa kwaśne są ci całkiem obce, to polecam na początek poszukać owocowych lambików. Te mają zwykle mocny owocowy aromat i są dosładzane. Niestety często sztucznymi słodzikami. Mimo tego, i tak o cztery poziomy przebijają piwa „owocowe” krajowych producentów. Drugim, naturalnym krokiem, będzie Faro, czyli czysty lambik dosładzany cukrem kandyzowanym. Trzecim – Gueuze – stary lambik kupażowany z młodym. Z czasem, gdy oswoisz się z kwaśnym smakiem, możesz sięgnąć po piwa flandryjskie, czy nawet czystego lambika (jeśli uda ci się zdobyć). Ostatecznym, najbardziej kwaśnym jest czyste Berliner Weisse. Jeśli to dla ciebie za mało, to udaj się czym prędzej do lekarza, bo masz najprawdopodobniej mocno zajechane kubki smakowe A czy da się piwo kwaśne zrobić w domu? Owszem, choć wymaga dużej cierpliwości. Dojrzewanie piw kwaśnych trwa miesiącami lub nawet latami. Jako, że flora bakteryjna nie jest u nas tak przyjazna jak w Belgii (choć znam przypadki pomyślnej fermentacji spontanicznej na rodzimych bakcylach), to należy użyć gotowych i niestety dość drogich mieszanek drożdży i bakterii (np. Wyeast 3278 Belgian Lambic Blend). Ostateczne efekty są raczej trudne do przewidzenia. Piwo w zasadzie za każdym razem jest inne. Zmiennych jest zbyt wiele, by całkowicie nad nimi zapanować w domowych warunkach. Mój pierwszy (półtoraroczny) labik, a w zasadzie kriek (lambik + wiśnie) jest raczej piwem dla smakoszy. Bardzo wytrawny, mało owocowy (pomimo sporej ilości wiśni), za to mocno „koński” i pestkowy. Pragnienie gasi wzorcowo! Kobietom raczej nie smakuje, bo jest mocno kwaśny i ostry, natomiast niektórzy rasowi kwasożercy byli bliscy zachwytu podczas jego degustacji. By uzyskać łagodniejszy, słodszy smak gotowego lambika, można go dosłodzić. Cukier oczywiście się nie nada, bo momentalnie zostanie skonsumowany przez drożdże i bakterie. Trzeba użyć słodzika. Do tak szlachetnego i wymagającego cierpliwości piwa nie wypada dodawać słodzików sztucznych. Znakomicie sprawdza się za to ksylitol (cukier brzozowy), który nie wnosi żadnych obcych posmaków. Od biedy nada się także stewia, ale mam wrażenie, że wpływa ona na smak, więc nie polecam. Jeśli interesuje was jak dokładnie smakują piwa kwaśne, to zapraszam do archiwum moich degustacji: Ichtegem’s Oud Bruin, Brouwerij Strubbe Bacchus, Van Honsebrouck Framboise Boon, Brouwerij F. Boon Döllnitzer Ritterguts Gose Myślę, że wkrótce przetestuje jeszcze coś kwaśnego. Może pomożecie wybrać coś ze zdjęcia tytułowego? Post Uwaga! Kwaśne piwo! pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  19. czy chmiel uzależnia? Mam jeszcze materiały z Edynburga i z Bułgarii, ale niestety wymaga on sporej obróbki, a jestem zarobiony przy uruchamiania Starej Rozlewni, więc póki co bieżąca degustacja – Double Dealer z Revelation Cat. Double, bo to Double IPA, innymi … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. czyli Smoked American Pale Ale. Piwa już niestety nie ma, a więc niestety wpis ten nie podniesie sprzedaży o co najmniej 250%, ale i tak go zamieszczę. Miłego oglądania. Aha, jak ktoś nie śledzi profilu na Facebooku, to po pierwsze … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  21. Dzisiaj trochę nietypowo, bo dałem się z własnej nieprzymuszonej woli skusić na napój aromatyzowany na bazie piwa. PardálOVO bezové to trunek rodem z czeskich Budziejowic, do którego dodano syrop z kwiatów bzu. Jakoś wcześniej nie miałem okazji próbować tak aromatyzowanego „piwa”, więc postanowiłem zaryzykować. Dzień mamy ekstremalnie upalny, więc taki pseudo-radler o zawartości alkoholu zaledwie 2% wydaje się sensownym wyborem. Po lekturze składu, mina mi trochę zrzedła. Trunek składa się oczywiście z piwa i tu nie mam zastrzeżeń, bo jest jak należy. Do tej bazy dodano 6% syropu z kwiatów czarnego bzu, a w nim same smakołyki: cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, kwasek cytrynowy, cukier karmelizowany, guma arabska, itd. Jest też naturalny ekstrakt z kwiatów bzu, więc może nie umrę od razu. Czesi przynajmniej są szczerzy i nie nazywają tego piwem, tylko „mieszanym napojem z piwa”. Psst. Wygląd: słomkowy, cytrynowy kolor i bialutka puszysta piana, która okazuje bardzo ulotna. Aromat: wyraźny aromat kwiatu bzu – naturalny i bardzo przyjemny. Zaraz pod nim czuć brzoskwinię. Trochę mnie to dziwi, bo jakoś nie zapamiętałem, by bzy pachniały brzoskwiniami. Niemniej zapach jest świetny – owocowo-kwiatowy. Wsysycenie: wysokie, eurolagerowe. Z jednej strony orzeźwiające, a z drugiej nieco męczące. Smak: najpierw trochę cukrowej słodyczy, ale szybko do głosu dochodzi nieciekawa kwaskowatość (kwasek cytrynowy) i … subtelna imbirowa pikantność. Przyznam, że tego ostatniego się nie spodziewałem. Całkiem ciekawe odczucie, choć po którymś łyku ustępuje i znika bezpowrotnie. Odczucie w ustach: średnio pełne, ale raczej od cukru, niż od słodowości. Do tego gryzące i delikatnie pikantne. Mam mieszane uczucia. Niby jest orzeźwiające, ale ze względu na cukier i wysokie wysycenie dość szybko staje się męczące. Wrażenie ogólne: PardálOVO bezové piwem na pewno nie jest i na szczęście nikt tego nie ukrywa. Nie jest też wprost nazywane radlerem i w sumie jest w tym jakaś racja, bo przecież radler to mieszanina piwa i lemoniady. Jest znośnym, ale szybko męczącym napojem na bazie piwa. O ile aromat mi się bardzo podoba, to już po pierwszym łyku wyłażą wszystkie wady – wysokie nagazowanie, cukier, kwasek cytrynowy. Gdyby zrobić podobne piwo bez chemii, to mogło by się okazać znakomite, a tak nie odbiega od chemicznego trendu, który znamy z polskiego rynku. Ja tego nie kupuję. Znaczy kupiłem raz i wystarczy Ocena: 3/10 Post PardálOVO bezové pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  22. W kolejnym odcinku piwnych newsów prezentuję polemikę Rafała Kowalczyka na temat konkursu Golden Beer Poland. W tym odcinku zajmuję się też tematem zepsutego piwa z małych browarów rzemieślniczych i z wielkich koncernów. A wszystkiemu winne global warming. Jeśli trafiliście na … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  23. przedpremierowo w pubie Stara Rozlewnia w Obornikach Śląskich. Miał być Dry Hop Thriller, lekkie, fajnie nachmielone piwo na upały. No i w sumie było, tylko po raz kolejny nagrałem film bez dźwięku. Zatem do plecaka powędrował California Moonset i udałem … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. u stóp Karola Holteia. Kolejna degustacja z serii obornickiej. Tym razem u stóp pamiątkowego obelisku ku czci Karola Holteia. Mam nadzieję, że nie wybuchnie z tego żaden skandal, choć podobno nic tak nie pomaga jak dobry skandal. Piwem był lekki, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  25. oto piwne jest pytanie We wpisie dotyczącym Kufle i Kapsle poruszyłem temat pomp do piwa, elegancko zwanych beer engine, na polskiej ziemi. Tak jak wspomniałem część branży jest jak najbardziej za, część absolutnie przeciwko. Ale nie łudźmy się, pompy zaskarbiły sobie sympatię piwoszy i będzie coraz więcej knajp mogących się poszczycić przynajmniej jednym piwem lanym w ten sposób. W zasadzie jedno konkretne piwo sprawiło, że postanowiłem poruszyć ten temat w trochę szerszym wpisie – Smoky Joe z AleBrowaru. Mocno torfową whisky wyjątkowo lubię, a połączenie słodu wykorzystywanego do produkcji takowej wraz z moim ulubionym gatunkiem piwa – stoutem – musiało dać w konsekwencji piwo, które złapie mnie za serce i żołądek jednocześnie. Czym w ogóle jest pompa do piwa? Kiedyś niesamowita nowość i zdobycz technologiczna, dzisiaj uroczy przeżytek. Kiedyś, czyli pod koniec XVII wieku. Oficjalna wersja wydarzeń przypisuje wynalazek pompy niderlandzkiemu inżynierowi Janowi Loftingowi, który przeniósł się ze swoim kramem z Amsterdamu do Londynu. Główną zaletą tego wynalazku była możliwość zwiększenia mocy przerobowych przy wyszynku piwa. Wynalazki mają to do siebie, że zawsze jest możliwość ich udoskonalenia. Tak też się stało prawie wiek później, pod koniec XVIII wieku, z naszą pompą do piwa. Angielski wynalazca i ślusarz Józef Bramah udoskonalił jej konstrukcję. Zresztą to nie była jedyna rzecz, którą udoskonalił – dobrał się np. do konstrukcji zaworu w toalecie. Poza tym jest uznawany za jednego z dwóch ojców hydrauliki, jeżeli zastanawialiście się kto pierwszy skonstruował prasę hydrauliczną to już wiecie. Taka dygresja – ciekawie by było zobaczyć listę wynalazków, które miały swój początek związany (mniej lub bardziej) z piwem. I co też ta nasza pompa robi? Generalnie chodzi o wypompowanie piwa z beczki przy pomocy powietrza atmosferycznego. Stąd też ta słynna azotowa kaskada i pianka. W końcu większość mieszanki, którą oddychamy stanowi właśnie azot. Guinness wydał parę milionów funtów na opracowanie technologii pozwalającej przenieść to „pubowe doświadczenie” do domów i w plener – efektem jest widget jaki możemy spotkać w puszkach Guinnessa. Skoro wydano tyle pieniędzy na dosyć prozaiczną kwestię, coś jest na rzeczy. Jaki wpływ na piwo ma taki sposób wyszynku? Beczka musi zostać opróżniona dosyć szybko. O ile keg podłączony do standardowej instalacji wytrzyma 2-3 dni, dodatkowo postawiony w chłodni przy dobrych wiatrach nawet do tygodnia, tak w tym przypadku jeden dzień jest wartością dosyć optymalną. Co więcej, w naszych warunkach jeden keg jest rozlewany na kilka mniejszych, dochodzi dodatkowa robota i możliwość ewentualnego zakażenia piwa. Dwutlenek węgla, w zależności oczywiście od wysycenia, będzie mógł wpływać na percepcję pewnej „kwasowości” w piwie. Rozlew przy pomocy powietrza sprawi, że piwo może być bardziej gładkie, aksamitne. Jednocześnie będzie mniej wysycone, przez co bardziej sesyjne, pijalne i mniej wypełniające żołądek. Wydawałoby się, że to w sumie dobry patent. Jak coś jest do wszystkiego to w praktyce jest do niczego. Dla mnie pompa bardzo słabo współpracuje z piwami, które mają sporą goryczkę. Jednak ta goryczka jest w nich potrzebna, a pompa zmniejsza jej percepcję i przenosi akcenty w piwie. Dlatego nie dziwię się Artezanom, że nie życzą sobie podłączania ich piw do pompy. Pacific jest idealny taki jaki jest, nie ma sensu nic tutaj kombinować, bo tylko się zepsuje. Atak Chmielu pity z pompy był bardzo karmelowy i znacznie mniej goryczkowy niż serwowany standardowo. Crack nie miał praktycznie żadnego aromatu chmieli amerykańskich, co z kolei nie miało miejsca przy wypchnięciu piwa dwutlenkiem węgla, gdzie te chmiele jednak były wyczuwalne. Za to Smoky Joe praktycznie został stworzony do takiego sposobu serwowania. Wypchnięcie tego piwa powietrzem wyniosło je na wyższy poziom, mimo wysokiego ekstraktu Smoky Joe stał się piwem niezwykle sesyjnym, aksamitnie gładkim, o wspaniale współgrających aromatach i smakach palonych, torfu i czekolady. Dość powiedzieć, że pierwszą szklankę odstawiłem dopiero jak upiłem połowę zawartości. Co to w praktyce dla nas oznacza? Że tak jak ze wszystkim na naszym rynku piwnym jeszcze jesteśmy na nieodkrytej ziemi. W zasadzie piwiarnie muszą przeprowadzić rozpoznanie bojem i samemu wybierać piwa, które wg ich własnego wyczucia na pompę będą się nadawać, a które nie. Dla mnie takimi piwami są zdecydowanie są stouty (ale nie amerykańskie) i bittery. Jakie jeszcze? Wyjdzie w praniu. Jestem ciekaw jakie macie zdanie na temat pomp. Patrząc po piwnym wyborze gości KiK cieszą się całkiem konkretnym powodzeniem. PS. Odnośnie pomp jest jeszcze kwestia „łabędziej szyi” i sparklera. Ale to już następnym razem, jeżeli temat chwyci. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.