Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 624
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. ser na ziołowych sterydach W zeszłym tygodniu opisywałem podstawową wersję Łomnickiego. Tym razem na deskę trafia zmodyfikowana receptura, do której zmyślny serowar dosypał niebywale pasującej przyprawy – „greckiego siana”. Czy lepsze jest wrogiem dobrego? Wygląd: Wizualnie przypomina „czystą” wersję, logiczne. Z drobną różnicą – miąższ sera upstrzony jest ziarenkami kozieradki. Aromat: Powinniśmy spodziewać się charakterystycznego, szlachetnego i zbalansowanego aromatu Łomnickiego wzbogaconego o lekko sianowate i orzechowe nuty kozieradki. I tak też jest w istocie. Jest to bardzo przemyślany ser, kozieradka idealnie komponuje się z kozimi aromatami. Smak: Niesłychanie przyjemny w konsumpcji, ziarna kozieradki są idealnie wyczuwalne w zwartej strukturze sera. Łomnicki z kozieradką zresztą się „odgryza”, przyjemnie szczypiąc w język. Będąc jednocześnie świeżym i delikatnym. Już zwykła wersja praktycznie od razu wstrzeliła się na moją listę ulubionych serów. Natomiast wersja z kozieradką jest zaprzeczeniem teorii, jakoby nie poprawiało się rzeczy idealnych. Jak widać natura zna takie przypadki. Ale w takim razie jakie piwa będą pasowały? Belgijski Witbier – co może być lepszym akompaniamentem dla tak zbalansowanego sera niż delikatne pszeniczne piwo białe? W zależności od pomysłu browaru bardziej słodkie lub też bardziej wytrawne, ale zawsze z orzeźwiającym aromatem oraz smakiem cytrusów i kolendry. Dodatkowo odpowiedni szczep drożdży sprawia, że bukiet piwa wzbogacony jest o korzenne i pieprzne nuty fenoli. Przykłady: Artezan Witbier, Hoegaarden Wit, Limburgse Witte, Blanche de Namur, Blanche des Bruxelles. Irish Cream Ale – piwo, które wyjątkowo lubi akompaniament serów. Kremowo-orzechowe nuty doskonale będą współgrać z kremową teksturą i smakiem sera oraz ziołowym aromatem kozieradki. Z kolei azotowe wysycenie piwa delikatnie przemywa język przygotowując kubeczki smakowe na kolejny kęs sera. Przykład: Wexford Irish Cream Ale Saison – na trzy gatunki piwa, aż dwa są proweniencji belgijskiej. Nie ma się co dziwić, specjalny ser potrzebuje specjalnego towarzystwa. Jest orzeźwiającym, lekko kwaskowatym piwem o solidnym aromacie owocowo-przyprawkowym oraz stosunkowo wysokim wysyceniu. Orzeźwiająca zadziorność kapitalnie podnosi rangę doznań płynących z konsumpcji Łomnickiego z kozieradką. Przykłady: St Feuillien Saison, Saison Dupont. Jeszcze w ramach ciekawostki. Tekst ten napisałem już jakiś czas temu. Natomiast w zeszłym tygodniu byłem w Belgii i trafiłem w jednym z browarów na bardzo ciekawy pomysł – Hopkaas. Ser z chmielem. Co prawda jest on tam w ilości homeopatycznej, ale za to jest obecna kozieradka. Także okazuje się, że dobór piw jest adekwatny w przypadku użycia „bożej trawki”. Wyświetl pełny artykuł
  2. A w nich zapowiedź rewolucyjnej zmiany na blogu. Będzie częściej, więcej i… Czy mocniej, to się jeszcze okaże. Tymczasem w dzisiejszych piwnych newsach – Książęce Jasne Ryżowe, czyli nowe piwo z Kompanii Piwowarskiej. Cztery nowe piwa pod marką Okocim – … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  3. Ostatnimi czasy w piwnej blogosferze dość dużo szumu na temat oznaczania miejsca produkcji piwa. Grzechem wielkich browarów jest, że produkują piwa marek „regionalnych” w innych miejscach niż to się konsumentowi może wydawać i ukrywają nieco ten fakt. I tak mamy Tyskie z Poznania, czy też Piasta Wrocławskiego ze Szczecina. Inna kwestia to browary kontraktowe. Są takie, które stawiają przede wszystkim na jakość i te zwykle nie starają się niczego ukrywać. Są jednak czarne owce, nastawione głównie na zysk i te, podobnie jak koncerny, działają w konspiracji. Mamy więc Łebskie, Międzyzdrojowe i Sopociaka z … Witnicy, która leży jakieś 180km od morza (w linii prostej). No i padł w końcu pomysł, by bojkotować piwa, które nie mają podanego na etykiecie miejsca produkcji. Tylko po co? Czy to nie jest czasem odwracanie kota ogonem? Ja zawsze stoję na stanowisku, że dobre piwo obroni się samo. Za to grzechy browarów są często dużo poważniejsze niż zatajanie miejsca produkcji piwa. I o tym chciałbym dzisiaj kilka słów napisać. Grzech główny – HGB Sprawa dotyczy największych browarów, które w pogoni za zyskiem stosują metodę HGB (High Gravity Brewing). Po polsku nazywamy to metodą stężonej brzeczki, a polega ona w skrócie na tym, że warzy się gęstą brzeczkę, a następnie dolewa się wody by ją rozcieńczyć do wymaganego stężenia cukru. Dzięki takiemu zabiegowi, można uzyskać więcej piwa z jednego warzenia, zatem osiąga się wyższą wydajność z jednoczesnym niższym zużyciem energii. Do tego można z jednej brzeczki wyprodukować kilka rodzajów piwa różniących się ekstraktem. Z punktu widzenia konsumenta jest to jednak oszustwo. Zamiast pełowartościowego produktu dostajemy piwo z wodą. To tak jakby zamiast soku 100% dostać syrop rozcieńczony wodą. Jest różnica? Surowce niesłodowane Tańsze zamienniki słodu (ryż, kukurydza, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy) to także domena wielkich zakładów piwowarskich, ale nie tylko. O ile w niektórych stylach piwa dopuszczalne jest dodanie nawet 50% surowców niesłodowanych (np. witbier), to w innych jest to jawne oszustwo. Jeśli ktoś do pilsa sypie kukurydzę lub dodaje cukru czy syropu glukozowo-fruktozowego, to jest grzech ciężki. Trudno jest to niestety udowodnić. Można jedynie ostrożnie założyć, że ten kto nie podaje pełnego składu piwa, ma coś do ukrycia. Enzymy „obce” Enzymy pozwalają na rozłożenie skrobi do cukrów fermentowalnych. Występują naturalnie w słodzie, natomiast nie są aktywne w surowym ziarnie. Jeśli zatem browar, w pogoni za zyskiem, produkuje piwo z dużą ilością tańszych zamienników słodu, musi się posiłkować dodatkowymi „obcymi” enzymami. Nie wiem dokąd zmierzają koncerny, ale strasznym faktem jest, że już dziś, dzięki obcym (także sztucznym) enzymom, możliwe jest uwarzenie piwa bez słodu. Na szczęście, póki co, jest to nieopłacalne. I mam nadzieję, że za mojej kadencji się to nie zmieni. Skrócone leżakowanie Dawniej panowała zasada, że piwo dolnej fermentacji (a takie w Polsce dominuje) powinno leżakować tyle tygodni, ile ma stopni Plato (ekstraktu). Dla standardowego piwa jasnego o ekstrakcie 12% było to zatem 12 tygodni. Z moich piwowarskich doświadczeń wynika, że jest to jak najbardziej uzasadnione. Świat poszedł jednak do przodu. Technika także. Niestety rozwinęła się także pazerność i pogoń za pieniądzem. Dzisiaj piwo jasne typu eurolager wypychane jest z browaru już po 20 dniach. Fakt, że odpowiednia fermentacja, filtracja i techniki chłodnicze pozwalają na przyspieszenie procesu. Tylko czy to czasem nie odbija się na jakości produktu końcowego? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami. Na koniec krótka anegdota. Emerytowany pracownik browaru Ż. zapytany o jakość dzisiejszego piwa w porównaniu z tym z jego młodości, westchnął tylko ze zrezygnowaniem – „dawniej piwo leżakowało 3 miesiące, dzisiaj ledwie 21 dni”. Z ostatniej chwili – KP zdradza skład nowego Książęcego Książęce Jasne Ryżowe. Źródło: Browar Kopyra – https://www.facebook.com/browar.kopyra Post Jak nas (nie) oszukują na piwie pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  4. Imperial IPA na cześć… kota. Mongo to imię kota. Kota, który jak napisano na etykiecie bardzo szybko zużył swoje 9 żywotów. Ponieważ jednak zapisał się w pamięci ekipy z browaru Port Brewing, postanowiono uczcić go piwem. I to nie byle … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  5. odcinek czwarty. Przedostatni, jak sądzę, odcinek odpowiedzi na Wasze pytania. Udało mi się zakończyć odpowiadanie na te zadane na Facebooku. Zacząłem odpowiadać na te zadane na blogu pod pierwszym wpisem. Następny wpis z serii pojawi się najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  6. Störtebeker Atlantik-Ale – (atlantyckie) pale ale Ekstrakt 11,4%, alkohol 5,1% Skład: woda, słód jęczmienny (pilzeński, crystal i Destilled), chmiel (Magnum, Saphir, Cascade, Amarillo, Citra), drożdże. Serwować w temperaturze 10°C. Piwa spod znaku pirata przyzwyczaiły mnie już do dobrej jakości w przyzwoitej cenie. Straslundzki browar choć nie jest chyba kontraktowy, działa podobnie do naszej Pinty czy AleBrowaru, wypuszczając co rusz piwa w nowych stylach. Dość często są to wariacje stylów wywodzących się z Niemiec, ale nie tylko. Tym razem trafił mi się niezły kąsek – atlantyckie ale. Już sama nazwa na myśl przywodzi nasze Pacific Pale Ale z browaru Artezan. Cóż to w ogóle za styl? Ano nic innego jak nowoczesny ejl nachmielony nowymi odmianami chmielu pochodzącymi z nowego świata, ale nie tylko. W przypadku Atlantik-Ale mamy mieszankę chmielu z USA i z Niemiec, w tym nową niemiecką odmianę Saphir, która ma podobno dawać efekty podobne do chmielu zza oceanu. Czyli powinno być rześko, tropikalnie i aromatycznie. Spróbujmy rozbudzić wiosnę. Wygląd: kolor jasnozłoty, klarowne. Piana bujna, biała, niestety dziurawa jak szwajcarski ser. Utrzymuje się całkiem dzielnie. Aromat: pierwsze skrzypce gra chmiel – głównie trawiasty, ale też nieco cytrusowy. Pod nim czuć lekką słodową bazę. Wysycenie: umiarkowane, całkiem przyjemne. Smak: tu objawia się cała plejada tropikalnych owoców – głównie cytrusów (grejpfrut, pomelo), ale też delikatny ananas. Przyjemna grejpfrutowa goryczka jest na poziomie zaledwie średnim, ale wydaje się być idealnie dobrana do niskiej treściwości piwa. W smaku dość wytrawne, nieco kwaskowate. Odczucie w ustach: lekkie, nawet nieco wodniste, wytrawne. Nieco szorstkie, z wyrazistą goryczką – pobudza do kolejnego łyku. Wrażenie ogólne: Świetne, aromatyczne i stosunkowo delikatne piwo o cytrusowym charakterze. Bardzo podobne do naszego krajowego Pacific Pale Ale z Browaru Artezan. Do tego wybitnie sesyjne. Z przyjemnością wypiłbym jeszcze jedno, gdybym tylko je miał. Stortebeker po raz kolejny pokazuje, że można uwarzyć dobre piwo i nie musi ono wcale kosztować fortuny. Brawo. Ocena: 7.5/10 Post Störtebeker Atlantik-Ale pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  7. czyli lećcie do Bristolu! Nie, to nie tak, że było bardzo tanio. Nie było. Serce mnie trochę zakłuło jak obejrzałem historię operacji na koncie, ale jednak dożyliśmy takich czasów, że możemy sobie polecieć na Wyspy i napić się piwa. I … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  8. lokal w sam raz dla chiliheadów Uwielbiam ostre potrawy. I przez ostre nie rozumiem tutaj „ostre jak Tabasco” tylko „prawie zabronione przez Konwencję Genewską ostre”. Dlatego wizyta w Spoco Loco chodziła za mną od czasu, gdy jeszcze mieścili się w budzie na Bemowie. Jak to sami określają w dużo bardziej offowych okolicznościach przyrody. Natomiast nigdy jakoś nie było mi po drodze. Natomiast sytuacja zmieniła się całkowicie w momencie w którym przenieśli się do Wilanowa. Jasne jest schludniej, jaśniej i generalnie bardziej knajpiano. Ale komu to przeszkadza. Do pijalni piwa czy jadłodajni chodzę w konkretnym celu, a nie podziwiać wystrój wnętrza. W każdym razie wreszcie przy okazji kręcenia się i załatwiania spraw w różnych punktach miasta udało mi się wpaść do chłopaków na obiad. Jak widać już z zewnątrz dają jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z solidnym kalibrem. Wybór jest przezacny, jeżeli jest się miłośnikiem kuchni Tex-Mex. Dodatkowo do każdego dania jest sos z wybranym przez nas poziomem ostrości. Ja poszedłem drogą rozsądną i na rozpoznanie ogniem wybrałem 5. Adela z kolei jeszcze spokojniej, bo 3. Chrupiące taco są kapitalne, gotowce z marketów mogą się schować. Tak samo nachos, które wybrała Adela. Coś zupełnie odmiennego od nachos do których jesteśmy przyzwyczajeni. Zakładam, że w Meksyku właśnie tak wyglądają i smakują, w końcu tortille w Spoco Loco robione są przez rodowitą Meksykankę. Burrito trzyma poziom przystawek – solidne, sycące danie w którym wszystkich składników jest dokładnie tyle ile bym sobie życzył. Jeżeli chodzi o ostrość to poziom 5 okazał się dokładnie takim samym, który standardowo stosuję do mojego obiadu. Z kolei dla normalnych ludzi pewnie jest już to niezłe piekiełko. Na pewno jeszcze nie raz podjadę do Spoco Loco, chociażby na przekąskę w postaci dwóch taco. Nęcą mnie także kolejne poziomy ostrości. Jeżeli jesteście odważni – warto odwiedzić. Wyświetl pełny artykuł
  9. czyli po co pojechałem do Bristolu? Ostatnie nagrania z Bristolu. Po pierwsze ze sposobu nalewania piwa za pomocą pompy. W zasadzie nagrałem to już pierwszego dnia, ale niestety okazało się, że za słabo wcisnąłem spust i nagranie rozpoczęło się wtedy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. Dzisiaj przedstawię wam kilka plotek ze świata rodzących się w naszym kraju mikro browarów. Do tej pory mieliśmy jeden warty uwagi przybytek tego typu. Mowa o Browarze Artezan otwartym w zeszłym roku przez trzech piwowarów domowych w podwarszawskim Natolinie. Browar malutki, w którym piwo jest dziełem piwowara, a nie maszyny. Nie trzeba chyba przekonywać o jakości piwa tam powstającego. Takich właśnie mikrusów wkrótce nam przybędzie. Życzyłbym sobie, by były ich tysiące, jak w USA, ale na to musimy jeszcze poczekać. Pewnym jest, że w tym roku ofensywa piwowarów domowych przybierze na sile. Kto śledzi, ten wie, ale dla wielu z was nazwy takie jak Pracownia Piwa czy Ursa Maior są pewnie nowością. Czas zatem zdradzić kilka „tajemnic”. Zacznijmy może od inicjatyw, które powinny wyjść na światło dzienne najszybciej. Browar Szałpiw Browar Szałpiw, źródło: https://www.facebook.com/pages/Browar-Sza%C5%82piw/609954825700052 Wojtka i Janka Szałów znają chyba wszyscy obracający się w światku piwowarów domowych. Ojciec – od wielu lat pracujący w słodowni – zaraził pasją do piwa swego syna. Warzą razem i osiągają sukcesy, z Grand Championem Janka Szały w 2011 roku na czele. Teraz postanowili spróbować swych sił na rynku komercyjnym. Pierwsze swoje piwa uwarzyli w formule kontraktowej (wynajmując browar), w bliżej nieokreślonym browarze, prawdopodobnie gdzieś w Wielkopolsce lub okolicach. Piwa są trzy, jak to określił Janek: „jasne, bursztynowe i ciemne”. Wszystkie trzy to wariacje na temat stylów belgijskich. W jednym wylądował chmiel z Ameryki. Piwo ma trafiać zarówno do kegów, jak i butelek. Na fejsbookowym profilu browaru widać, że w użyciu będą nietypowe kegi o pojemności 10L (zdjęcie powyżej). Premiera pierwszych piw już w maju, podczas Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu. Mam nadzieję, że uda mi się wtedy uzyskać więcej informacji o planach Browaru Szałpiw. Pracownia Piwa To mikrus powstały w dawnej wytwórni ogórków konserwowych w okolicach Krakowa, a dokładniej w Modlniczce koło Wieliczki. Za projektem stoją dwaj utytułowani piwowarzy domowi – Tomek Rogaczewski i Marek Bakalarski. Podobnie jak Artezan, browar budowali wg własnego pomysłu i w dużej mierze „pracą rąk własnych”. Więcej, chcą pomagać innym w budowaniu podobnych browarów wg własnego projektu. Ciekawa to alternatywa dla drogiego sprzętu od renomowanych europejskich producentów. Warzelnia Pracowni ma wybicie 13hl (1300 litrów). Oprócz niej w browarze zainstalowano dwa fermentory i pięć tanków leżakowych o dopasowanych do warzelni pojemnościach. Całkiem nieźle jak na start. Pierwsze warzenie odbywa się pewnie właśnie w tej chwili. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to premierowych piw powinniśmy spróbować już w maju, podczas Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu. Zaraz potem piwo z Pracowni powinno trafić do pubów. Pracownia Piwa, źródło: http://www.cerevisia.pl/wp/?p=658 Jeśli chodzi o style, to na początek uwarzony zostanie bitter oraz piwo pszeniczne w stylu amerykańskim (american wheat) 11blg nachmielone oczywiście po amerykańsku. Następnie do fermentorów trafi coś nieco mocniejszego (14blg). Browar stawia głównie na style brytyjskie i amerykańskie, ale niewykluczone, że pojawi się także coś belgijskiego czy jakiś lager. Panowie nie zamykają się na żaden styl, choć ze względu na możliwości raczej nie należy się spodziewać piw mocnych typu porter bałtycki czy barley wine. Początkowo piwo będzie rozlewane tylko do beczek, ale w miarę szybko powinny się także pojawić butelki. Dystrybuowane będzie głównie na terenie Krakowa i okolic, ale Pracownia nie zamyka się przed innymi. Jest zatem szansa, że napijemy się ich piwa w innych miejscach w Polsce. Zatem, jeśli chcecie spróbować premierowych piw z Pracowni Piwa, to zapraszam do Wrocławia, a wszystkich zainteresowanych otwarciem własnego browaru zachęcam do kontaktu z Tomkiem Rogaczewskim lub Markiem Bakalarskim (można to zrobić za moim pośrednictwem). Ursa Maior Centrum Ursa Maior, źródło: http://www.ursamaior.pl/blog/ Ursa Maior to nie tylko browar, lecz także centrum kulturalne z salą koncertową. W założeniu ma animować życie kulturalne i kulinarne w Bieszczadach. Centrum powstaje w miejscowości Uherce Mineralne, przy głównej drodze prowadzącej w Wysokie Bieszczady. Za piwną częścią projektu stoi Agnieszka Łopata. Utytułowana piwowarka domowa, zdobywczyni wielu nagród i wyróżnień. Do tego znakomita kucharka, autorka bloga Kuchnia Piwowarki Agi, uczestniczka Bitwy na smaki. Ten ostatni program prowadzi nie z kim innym, tylko z Tomkiem Rogaczewskim, o którym wspomniałem nieco wcześniej (Pracownia Piwa). O konkretnych terminach otwarcia centrum i browaru ciężko na chwilę obecną coś powiedzieć. Budynek osiągnął już stan surowy i jest w tym momencie wykańczany. Można prognozować, że Centrum ruszy jeszcze w tym roku, choć ciężko powiedzieć czy będzie to sezon letni czy zimowy. Agnieszka mówi, że za wcześnie jeszcze na zdradzanie szczegółów. Jedno co jest pewne to wielkość warzelni. 35hl plasuje Ursa Maior ponad wszystkimi browarami restauracyjnymi, ale raczej poniżej regionalnych średniaków. W samym centrum piwo będzie serwowane z kegów, co wydaje się rozwiązaniem dość nietypowym, ale na pewno ma swoje uzasadnienie. Poza szczytem sezonu turystycznego, większość produkcji będzie zapewne trafiała poza browar. To oczywiście nie koniec ofensywy piwowarów domowych. Będą z pewnością powstawać kolejne mikro browary. To naturalna kolej rzeczy, że ambitni i aktywni piwowarzy chcą ze swoim piwem wyjść do ludzi. Jest jeszcze kilka projektów w fazie, powiedzmy, beta. Nie będę teraz zdradzać szczegółów, by nie zapeszczać. Mam jednak cichą nadzieję, że tegoroczne otwarcia nie zakończą się tylko na wspomnianych wyżej browarach. To będzie z pewnością rok bogaty w piwne premiery. Post Nowe polskie mikro browary pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  11. czyli z Tomkiem Rogaczewskim i Markiem Bakalarskim Do Bristolu na egzamin BJCP przyleciał również Tomek Rogaczewski. Podobnie jak ja postanowił połączyć pożyteczne z przyjemnym, czyli egzamin z pub crawl po Bristolu. Ponieważ włóczenie się po pubach w samotności jest dużo mniej … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  12. BewDog Bristol i Barley Mow W zasadzie, to tylko połowa dnia, natomiast drugą połowę spędziliśmy z Tomkiem Rogaczewskim i Markiem Bakalarskim z Pracowni Piwa. Ponieważ nie chciałbym, żeby wywiad z nimi zginął pośród innych filmów z Bristolu, więc poświęcę mu … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. W sielskim życiu browarów rzemieślniczych często słyszy się określenie kolaboracja, które współcześnie zmieniło nieco swoje pierwotne znaczenie i oznacza po prostu współpracę. Zdarza się tak, że dwa browary wspólnie warzą jakieś piwo. W Polsce mieliśmy kolaborację piwowarów domowych (Tomek Kopyra, Marcin Chmielarz, Bartosz Nowak) z browarami rzemieślniczymi/regionalnymi. Ostatnio kraj obiegła także wiadomość o wspólnym piwie Pinty, AleBrowaru i Piwoteki Narodowej. Dzisiaj jednak nie o współpracy, a wręcz przeciwnie – o tym jak to jeden browar z psem w nazwie rzucił wyzwanie drugiemu browarowi … z psem w nazwie. Amerykański Flying Dog Brewery oraz szkocki Brew Dog postanowiły symultanicznie uwarzyć piwo w stylu IPA. W zasadzie nie byłoby w tym nic ekscytującego gdyby nie to, że oba piwa uwarzono bez udziału chmielu! Tak tak, bezchmielowa IPA. Pomysł na pierwszy rzut oka szalony, ale pamiętajmy, że chmiel w piwie na dobre zagościł dopiero kilkaset lat temu. Wcześniej używano mieszaniny ziół zwanej gruitem (więcej tutaj). Piwo z psich browarów określone zostało jako Zero IBU IPA. Znaczy to mniej więcej tyle, że piwo ma 0 jednostek goryczki. Jest w tym jednak pewien kruczek. IBU oznacza ilość alfa-kwasów z chmielu rozpuszczonych w piwie. To, że piwo nie zawiera chmielu, nie znaczy wcale, że nie ma goryczki. Goryczka ma być i to konkretna, jak na india pale ale przystało. Tyle, że pochodząca od innych składników niż chmiel. Tak więc dwa browary w międzynarodowym wyścigu zbrojeń zmagają się w piwie bez chmielu. Ja niestety mam możliwość sprawdzenia tylko jednego z tych piw. Mam nadzieję, że to wystarczy, by wyrobić sobie zdanie. International Arms Race – Zero IBU IPA (india pale ale) Ekstrakt ??, alkohol 7,5% Wygląd: Kolor bursztynu, piwo jest delikatnie zamglone. Piana beżowa, niezbyt obfita, redukuje się dość szybko do obrączki wokół szkła. Aromat: Ojej, jest dziwnie … świątecznie. Dominuje imbir i kardamon. Nieco dalej żywica, a całość podszyta odrobiną słodkiej pomarańczy i miodu oraz nutą pieprzową. Zapach jest intensywny, nawet nieco gryzący, aczkolwiek bardzo przyjemny. Wysycenie: wysokie, nie za bardzo mi odpowiada. Smak: Owocowy, żywiczny, przyprawowy. Fajna cytrusowa kwaskowatość miesza się tu z ostrym posmakiem żywicy świerkowej. Goryczka nie jest wysoka jak na IPA. Ma charakter żywiczny, przyprawowy, może nieco piołunowy. Jest dobrze skomponowana – trwa krótko i nie męczy. Odczucie w ustach: Musujące, szczypiące, pikantne, rozgrzewające. Piwo jest średnio treściwe, ale kwaskowość, wysycenie i goryczka sprawiają, że jest dość wytrawne w odczuciu. Wrażenie ogólne: Cóż powiedzieć – jestem zachwycony. Brew Dog stworzył bombową mieszankę aromatów, która przywodzi na myśl święta Bożego Narodzenia. Piwo jest przebogate i świetnie skomponowane. Ma charakter degustacyjny, choć pije się je stosunkowo lekko pomimo znacznej zawartości alkoholu (7,5%). Jedynie wysokie wysycenie mi nieco przeszkadza, ale to kwestia gustu. Szczerze polecam. Piwo zostało uwarzone jednorazowo i raczej nie będzie powtarzane. Zatem jeśli gdzieś spotkacie, to bierzcie w ciemno choćby po to, by wyrobić sobie zdanie na temat piwa bez chmielu. No i najważniejsze. Czy to jest IPA? I tak, i nie. Aromat nie jest ani trochę podobny ani do brytyjskiej, ani tym bardziej amerykańskiej interpretacji stylu. Goryczka? Cóż, średnio wysoka, też nie do końca zgodna z wytycznymi. Mi na myśl bardziej przywodzi piwo świąteczne niż jakiekolwiek IPA, co niezmienia faktu, że wyjątkowo mi smakuje. Na zdrowie! Ocena: 9/10 Post Piwo bez chmielu – Brew Dog – International Arms Race pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  14. jak bardzo piwo pasuje do serów? Dobór odpowiedniego piwa do konkretnego dania w Polsce praktycznie nie występuje. Jest to szczególnie widoczne, dla mnie zwyczajnie irytujące, w restauracjach mających „ambicje”. Najprawdopodobniej trafimy w takiej na rozbudowaną kartę win, pozwalającą na dobranie odpowiedniego wina w zależności od tego czy na naszym talerzu wyląduje ryba, parzystokopytne czy też jakaś zielenina. A jak wygląda wtedy sytuacja z piwem? Na 99,9% lany będzie tylko jasny lager, który ma pasować absolutnie do wszystkiego. No może przy odrobinie szczęścia trafi się jeszcze jakieś ciemne i pszenica. Szaleństwo i rozpusta. Jeżeli coś człowieka irytuje to zdrowym odruchem jest obrona przed takim bodźcem. W tym przypadku jest to zwykła, organiczna praca u podstaw. Dla mnie iskrą, która zrodziła cały ten cykl była audycja Pawła Lorocha w Antyradiu. Czysty przypadek, niedziela, akurat musiałem zrobić trochę kilometrów. A o jedzeniu zawsze przyjemnie posłuchać, nawet w samochodzie. Akurat wtedy gościem Pawła był Gieno Mientkiwiecz. Część pewnie kojarzy kto zacz. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli tej przyjemności pokrótce wyjaśnię. Gieno jest człowiekiem-instytucją i absolutnym autorytetem w kwestii serów. Odkrywa niesamowite polskie serowarnie, ukuł termin „sery zagrodowe”, a przede wszystkim o serach uczy. Co jeszcze robi można by długo wymieniać, natomiast szczęśliwcy posiadający kanał Kuchnia+ mogą rzucić przy okazji okiem na program „Przez dziurkę od sera”. Warto też obserwować bloga Giena. Wracając do głównej narracji. Jadę, słucham audycji i sobie myślę – gość ma dokładnie takie samo podejście do sera jak ja do piwa. Czemu by nie spróbować czegoś razem zdziałać. Po powrocie od razu akcja pt. „To the Google machine!”. Mejl w zasadzie sam się napisał i chyba nawet nie minęło pół godziny, kiedy dotarła do mnie wiadomość zwrotna o prostym przekazie „działamy!”. Od czasu nawiązania kontaktu i pierwszych ustaleń pod koniec zeszłego roku do naszego spotkania na początku lutego zeszło parę miesięcy. Taki los osób aktywnie działających w swojej pasji, grafik jest zawsze napięty. Spotkanie zresztą też nie było standardowe. Miejsce – Solec 44. W tym momencie wszyscy blogerzy kulinarni pokiwali ze zrozumieniem głowami. Dość powiedzieć, że pierwszy raz jadłem tam nereczki z sadłem, a sam lokal słynie z podrobów. Natomiast głównym punktem spotkania były sery. Nie, wróć – Sery. Coś niesamowitego, każdy kolejny coraz bardziej niestandardowy do momentu w którym szczęka mi opadła i boleśnie obiła przyrodzenie. Kozia chałwa? Pieczona ricotta? Coś fantastycznego. Ustaliliśmy wstępny plan i zabraliśmy się do działania. W tak zwanym międzyczasie współprowadziłem jeszcze event piwny na który ściągnąłem dobrych kilka kilogramów wyboru serów od Giena i odzew gości tylko utwierdził mnie w słuszności całej akcji. Czym ja tak właściwie będę się zajmował? W zasadzie wyruszam na nieznane terytoria polskich serów zagrodowych. Wyzłośliwiając się na aktualnej modzie panującej w piwnej branży mogę napisać – serów rzemieślniczych. Serów niejednokrotnie bijących na głowę konkurentów z tak uznanych „serowych” krajów jak Włochy czy Francja. I właśnie do nich dobieram odpowiednie piwa. Celowo założyliśmy 3 kategorie, czy wagi piw: piwa, które trzeba specjalnie poszukać np. w sklepach specjalistycznych, piwa dostępne np. w marketach, piwa dostępne w zasadzie wszędzie. Kategorie nie są w żaden sposób ujmujące któremukolwiek z piw. Wiadomo, że nie wszędzie można trafić sklepy specjalistyczne czy też większe markety. Prawda, na tym etapie rozwoju e-handlu jest już to coraz łatwiejsze. Ale dlaczego piwo, po które możemy pójść do spożywczaka i kupić za 2-4pln miałoby być gorsze, jeżeli ewidentnie do danego sera pasuje? Zostawiam ten fakt pod rozwagę. Na pierwszy wpis idzie jeden z moich ulubionych serów – Łomnicki. Wygląd: Kremowobiałe wnętrze otoczone jest lekko pomarańczowym rondem. Dosyć twardy, łupliwy o charakterystycznym przełomie. Aromat: Ser łomnicki na pierwszy rzut nosa wydaje się całkiem zbalansowany, harmonijny, wręcz grzeczny. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, w tej wzajemnej harmonii aromatów jesteśmy w stanie wyłowić kilka głównych akordów, którym przyjdzie wieść prym. Lekko ostry i szorstki aromat kozy i koziego mleka, orzechy laskowe i świeże siano. Smak: Nie pozostaje w tyle za aromatem. Jest zbalansowany, ale mamy tutaj całą feerię doznań: lekko ostry i kwaskowaty posmak, aksamitność orzechów, kefirową zadziorność. Ser jest bardzo lekki i przyjemny w odbiorze. Tak zbalansowany i ugrzeczniony ser będzie wymagał odrobiny piwnego szaleństwa, garści smakowych i aromatycznych konsonansów mogących rozbudować paletę doznań. Ale jednocześnie muszą to być piwa, które nie przykryją swoim aromatem sera łomnickiego. Piwa mogące wzbogacić kulinarne doznania: Niemiecki Rauchbier – bardzo specyficzne, ciemne piwa mogące pochwalić się charakterystycznym aromatem wędzonej szynki, dymu z buczyny oraz wędzonych śliwek na susz wigilijny. Gatunek, który nie jest sesyjny i w dodatku wymaga amatora. Ale w połączeniu z serem łomnickim będzie stanowił wyjątkowo zgrany duet. Polecam najpierw kolejność ser-piwo, tak by kolejny kęs sera łagodził wędzoność. Przykłady: piwa z browaru Schlenkerla, Grand Champion 2012, Pinta Jak w Dym. Lambik Geuze – wytwór szalonych piwowarów belgijskich, jeden ze stylów mogących pochwalić się spontaniczną fermentacją. Cechuje się absolutnie dzikim i drapieżnym aromatem mogącym kojarzyć się ze stajnią, końską derką, kozami, sianem czy ziemią. Jednocześnie łagodząc szok sensoryczny obecnością akcentów owocowych jak jabłka, cytrusy, ale także rabarbar lub miód. Piwo w smaku kwaśne, czasami lekko słone. Wprowadzi odrobinę nieporządku do harmonicznego świata sera łomnickiego. Tutaj także zalecałbym kolejność ser-piwo. Przykłady: Boon Oude Geuze, Lindemans Geuze. Czeskie piwa ciemne – mieliśmy odrobinę szaleństwa w postaci dwóch poprzednich gatunków. Z kolei tym piwem przedłużymy linię harmonii i sensorycznej doskonałości sera łomnickiego. Delikatne nuty karmelowe kojarzące się z czerwonymi i brązowymi barwami, tak charakterystyczny dla czeskich piw słodkawy maślany diacetyl, niższe wysycenie – wszystko to będzie idealnie korelować z bukietem sera. W tym przypadku obie kolejności ser-piwo oraz piwo-ser są jak najbardziej możliwe. Przykłady: Kozel Cerny, Zlaty Bazant Cerny, Książęce Ciemne Łagodne. W przyszłym tygodniu zajmę się wariacją na temat tego sera, a mianowicie Łomnickim z kozieradką. Do tego czasu zapraszam na serypolskie.pl. Wyświetl pełny artykuł
  15. Colston Yard, Real Ale Festival w Commercial Rooms, Grain Barge, Portcullis Po pierwszym, jakże udanym, dniu naszego pobytu w Bristolu nadeszła jedna bolesna konstatacja – wydaliśmy znacznie więcej niż zamierzaliśmy. W ramach równoważenia budżetu postanowiliśmy zwiększyć udział butelki w spożywanych … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. Szkoci mają inwencję do nazw Williams Bros. Brewing Company to ten drugi dostępny w Polsce, lepszy szkocki browar. Przez pierwszy oczywiście rozumiem Brew Dog’a, którego nie darzę szczególną miłością czy też estymą. Czasami tak jest, że coś do człowieka przemawia od razu. A czasami wprost przeciwnie. W przypadku WB Brewing sprawa jest prosta. Piwa cechują się pewną dozą szkockiego poczucia humoru, bez szczególnego zadęcia. I ewidentnie robione są na luzaku. Nikt nie krzyczy „patrzcie jacy jesteśmy zajebiści i radykalni! Piwo dla punków! 12Pln za butelkę 0,33l kthxbai”. Zresztą fakt nostalgicznego podejścia do piwa i próby warzenia z różnymi roślinami obecnymi w Szkocji jest po prostu fajny. Ilość ich piw w mojej spiżarni przekroczyła wartość krytyczną, w związku z czym zacząłem je konsekwentnie spijać. Tym razem na tapetę trafiło Seven Giraffes, którego nazwa wzięła się z dwóch powodów. Pierwszy – w piwie jest 7 słodów (lager, pale ale, pszeniczny, wiedeński, monachijski, żytni, Crystal). Drugi – skoro jest już tych 7 słodów to warto korespondującą z tym nazwę wykombinować. I wymyśliła ją córka Scotta Williamsa. Przy okazji do kotła wrzucono jeszcze kwiaty dzikiego bzu oraz skórkę cytryny, a chmielono odmianami Cascade, Amarillo i First Gold. Williams Seven Giraffes Piana: Bujna, o konsystencji ubitych białek, drobnopęcherzykowata, śnieżnobiała. Barwa: Złoto-miedziane, lekko opalizujące. Zapach: Pierwsze wrażenie – mamy przed sobą Pale Ale. Silna podbudowa z jasnych słodów, bardzo silne estry kwiatowe spotęgowane zapachem dzikiego bzu. Do tego dochodzą chmielowe-skórkowe cytrusy. Czuć, że nie jest to mocne piwo. Smak: Bardzo lekkie w smaku, wybitnie pijalne o stosunkowo niskiej pełni i średnim wysyceniu. Początkowa słodowość z całej gamy użytych słodów przechodzi w skórkę cytrynową by finiszować cytrusowo-żywiczną, ale delikatną goryczką. W smaku już nie czuć bzu. Piwo bardzo rześkie, z przyjemnością raczył bym się nim w lato. Lekkie, przyjemne, orzeźwiające. Gasi pragnienie i jest bardzo pijalne. Wyświetl pełny artykuł
  17. Bridge Inn, The Cornubia, Seven Stars, BrewDog Bristol, Zero Degrees, Three Tuns. Zaczynam wrzucać materiały z naszej „epickiej” podróży po Bristolu. Napisałem naszej, bo towarzyszył mi Jacek Domagalski znany piwowar domowy z Milickiego Browaru Rynkowego, w internecie występujący jako Jacer. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  18. Drażni mnie strasznie fakt, że w Polsce zaledwie kilka procent piwa sprzedawane jest prosto z beczki. Dlaczego mnie to irytuje? Ponieważ sprawia to, że piwo beczkowe jest trudno dostępne i mało mamy przez to lokali, w których można by się napić piwa lanego w wyborze większym niż dwa (często koncernowe) rodzaje. Odbija się to także na jakości, bo przecież beczka powinna być rozlana w ciągu wieczora czy dwóch, a gdy tak nie jest, piwo jest narażone na zepsucie. I to jest chyba największy problem. Czym mniej beczkowego piwa sprzedaje się na rynku (a tendencja od wielu lat jest spadkowa), tym dłużej w knajpach zalegają otwarte beczki i tym większe szanse na trawienie piwa nieświeżego. Błędne koło się zamyka. A przecież największą zaletą piwa lanego powinno być to, że jest: ŚWIEŻE Beczka pomiędzy browarem a pubem powinna przemieszczać się szybko i równie szybko powinna być opróżniana w lokalu. Nie wchodząc w różne dywagacje, a tym samym w mrożące krew w żyłach piwne mity, browarowi zależy, by jego piwo było sprzedawane smaczne i świeże (marka, renoma, itp.) i to samo powinno przyświecać knajpie. I często na szczęście tak jest, choć oczywiście zdarzają się odstępstwa. Druga sprawa, to pub jako miejsce spotkań. Piwo jest tylko dodatkiem, ważnym, ale jednak dodatkiem. Jest uprzyjemniaczem spotkań ze znajomymi i z nieznajomymi. Spotkań, które nas relaksują i pozwalają zachować (i rozwijać!) zdolność komunikacji z innymi ludźmi. Piwo w domu to jednak nie to samo. Oczywiście, jest wygodne, ale zamykając się w swoich czterech ścianach stajemy się ubożsi, trochę kalecy. Ostatnio naprawdę dobrze się dzieje, jeśli chodzi o dobre lokale. Coraz więcej uwagi przykłada się do rytuału serwowania – angażują się koncerny, angażują się też restauratorzy. Powoli, ale zmienia się na lepsze. Jednak do pełni szczęścia brakuje większej świadomości wśród konsumentów. Dlatego namawiam was, byście jako świadomi piwosze zamawiali piwo beczkowe zawsze, kiedy jest to możliwe. Czym więcej lanego piwa będziemy wypijać, tym szybciej kegi będą krążyć między pubem a browarem i tym świeższe piwo będzie w kranie. Sprawmy, by piwo beczkowe wróciło do łask! Oczywiście trzeba pamiętać o kilku podstawowych sprawach: 1. Patrzymy na ręce barmanowi. Szklanka ma być czysta, piwo nalane najlepiej na raz, a z pewnością nie dolane do jakiegoś wcześniej odstanego czy wyciągnięte „gotowe” spod baru. 2. Jeśli mamy możliwość wyboru lokalu, to wybierzmy ten bardziej popularny. Więcej ludzi, więcej piwa, szybciej zmieniające się beczki. 3. Jeśli czujemy, że piwo beczkowe jest nieświeże, nie wahajmy się je zwrócić, a przynajmniej zwrócić uwagę. Jeśli barman nie przyjmuje krytyki, zawsze możemy zgłosić uwagę bezpośrednio do browaru. Tylko w ten sposób możemy wpływać na jakość podawanego piwa. A co z piwem butelkowym? Butelki niech nam służą tylko wtedy, gdy nie ma w zasięgu piwa beczkowego – w domu, na działce czy w innym plenerze. Dyspensa należy się jedynie tym (w tym mi), których hobby jest dogłębna ocena sensoryczna piwa. Wtedy przydaje się spokojna atmosfera, którą w domu znaleźć najłatwiej. Post Pijmy piwo beczkowe! pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  19. odcinek 3. Powoli zbliżamy się do końca akcji 100 pytań do kopyra, myślę że jeszcze jeden, góra dwa odcinki wystarczą na to, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania. Jeśli chcecie jeszcze zadać pytanie, to śmiało. Można pod tym wpisem (ale niech … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. Miłosław pszeniczne – ciemne pszeniczne Ekstrakt 11,8%, alkohol 5,5% Kolejne piwo z serii Miłosław. Tym razem w stylu dunkelweizen – po polsku ciemne pszeniczne. Wciąż trudno znaleźć polskie piwo pszeniczne, któremu blisko będzie do znakomitych bawarskich wzorców. Czy browarowi Fortuna udało się zmienić ten stan? Wygląd: kolor brązowy, ani jasny ani ciemny. Mętne z jasnobeżową pianą, która początkowo próbuje wyjść ze szklanki, by po chwili opaść niemal do zera. Aromat: nikły, winny, owocowy. Nie sposób się doszukać typowych aromatów typowych dla piw pszenicznych. Banana ani odrobiny, a goździk majaczy gdzieś tam w tle, choć nie wiem czy to aby nie autosugestia. Wysycenie: wysokie, jak należy. Smak: wytrawny, kwaskowaty, całkiem przyjemnie owocowy, choć dość nietypowy. Ujawnia się też dziwny posmak alkoholowo-apteczny. Goryczka na odpowiednim poziomie – niska, przyjemna, elegancka. Odczucie w ustach: lekkie, kwaskowate, o niskiej treściwości. Wysokie wysycenie dodatkowo wzmaga uczucie wytrawności. Wrażenie ogólne: Mam mieszane uczucia co do tego piwa. Na pewno daleko mu do wzorca prawdziwej ciemnej pszenicy, a raczej jest na początku drogi, jeśli w ogóle do takiej kategorii pretenduje. Z drugiej strony jest pijalne, lekkie i całkiem smaczne. Trunek bez wad i bez zalet – ot owocowe, musujące piwko na ciepłe dni. Bardziej do gaszenia pragnienia czy popicia grilla, niż do delektowania się. Ocena: 5.5/10 Post Miłosław Pszeniczne pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  21. czyli jaki poziom prezentuje włoskie piwowarstwo. Ten wpis piszę z hotelowego lobby w Bristolu. Wyjazd nad wyraz udany, choć są pewne zaskoczenia. Ale o tym będzie po powrocie. Dziś jeszcze degustacja, którą zrobiłem przed wyjazdem. Piwo z włoskiego browaru del … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  22. czy Rodenbach ma się czego bać? Tak się złożyło, że równo w Dzień św. Patryka magicy z Artezana rozlali chyba najciekawsze jak do tej pory piwo w tym roku. Flanders Red Ale leżakowane w beczce po Bordeaux? Opisywałem już piwo leżakowane w beczce po whiskey, ale czegoś takiego jeszcze na naszym rynku nie było. Rozlali zresztą w ilości mocno limitowanej – 240 butelek i 3 kegów. Dlatego radość moja była wręcz niewymierna, kiedy udało mi się zdobyć jedną butelkę do testów. Jeszcze trochę i zostanę oficjalnym „endorserem” Piwonii Wiedziałem, że zakopana gdzieś w folderach recenzja Rodenbacha kiedyś mi się przyda. Zacznijmy więc od „piwa kalibracyjnego”. Rodenbach Flemish Red-Brown Ale Piana: Bardzo nikła, praktycznie od razu opada. Barwa: Nieklarowne, bardziej brązowe niż czerwone. Zapach: Dzieje się. Z ciekawszych aromatów mamy tutaj ocet, kurnik i mleczno-ziemniaczaną autolizę. Do tego karmel, lekka słodycz oraz owoce, w szczególności zielone jabłka. Plus razowiec na zakwasie. Smak: Ciekawe piwo, kwaskowate na początku, na finiszu zaczyna grać bardzo mocna słodycz pochodząca ze słodów karmelowych. Cierpkie z owocowymi posmakami. Wrażenia podobne towarzyszących jedzeniu mocno kwaśnych jabłek. Profil dosyć ciekawy i zaawansowany, rozwija się w trakcie picia. Bardzo niskie nasycenie. Bardzo fajne, smaczne piwo. Jest to jednak smak z gatunku tych do których się dorasta, smaków nabytych. Nie sądzę, żeby w ilości 0,5l było pijalne, ale w 0,25 jak najbardziej. Artezan Chateau Piana: Drobnopęcherzykowata, lekko przybrudzona, początkowo średniobujna opada do 0,5cm warstwy. Barwa: Opalizujące, piękny rubin. Zapach: Bardzo wysoka owocowość: śliwki, morele, czerwona porzeczka, lekka kwaskowatość. Cierpka żurawina podbudowana karmelową słodowością. Lekkie drewno, delikatny acz wyczuwalny aromat czerwonego wytrawnego wina. Tak jak w przypadku Rodenbacha profil jest skomplikowany i rozwija się w trakcie wąchania i ogrzewania. Jest to piwo nad którym trzeba się zastanowić, żeby móc docenić kunszt piwowarów. Smak: Nisko wysycone o dosyć niskiej pełni. Zaczyna się od orzeźwiających, cierpko-kwaskowatych nut. Następnie przechodzi w czerwone owoce (żurawina, niedojrzałe śliwki, czerwoną porzeczkę, winogrona). Finisz z karmelowych słodów, lekko rodzynkowy. Delikatnie rozgrzewa. Bardzo delikatne smaki winne. Piwo niesamowicie pijalne, bardzo zbalansowane i przemyślane. Zachwyca skomplikowaniem aromatów. W przeciwieństwie do Rodenbacha jak najbardziej można się nim raczyć w ilości 0,5l, a nawet i większej. Co tu mogę więcej napisać, zdecydowanie wolę polski produkt. Ikony ikonami, ale smak smakiem. Wersja od Jeży jest znacznie bardziej pijalna, przyjemniejsza i po prostu lepsza. Jest jeszcze jedna kwestia nad którą warto się pochylić przy tym piwie. Wyprodukowana ilość była wręcz symboliczna. I mimo tego piwo z numerowanymi etykietami, w normalnej półlitrowej butelce kosztowało w sklepie 10pln. Za produkt unikalny, prezentujący kunszt piwowarów – cena wręcz okazyjna. Oczywiście jest to kamyczek rzucony w stronę piw Kopyra&Widawa, które często wadliwe kosztują po 8-9pln za małą butelkę. Jest to o tyle zabawne, że nie zdziwię się jeżeli najnowszy wynalazek – PIPA Miś, będzie kosztował 10pln za 0,33l. W końcu wyszło mniej piwa niż powinno, więc trzeba na konsumentach odbić. Piszę to na zasadzie „food for thought”. Portfelami też można głosować. A ten rok będzie obfitował w nowe przedsięwzięcia, nowe piwa i nowe nazwiska na scenie piwnej. Wyświetl pełny artykuł
  23. czyli Grodziskie po holendersku. Teoretycznie ukazały się dwie odsłony tego piwa, ta którą degustuję pod nazwą Grätzer i druga pod nazwą Grodziskie. Tej drugiej niestety nie miałem okazji zakupić. Opis składu jest niezwykle zachęcający, bo sugeruje wierne trzymanie się receptury. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. motocyklowa wyprawa po życie Nie samym piwem człowiek żyje, zdarzyło już mi się popełnić parę tekstów motocyklowych. Zresztą parę czeka jeszcze w odpowiednim folderze, trzeba je będzie odkurzyć. Sezon w końcu się zbliża. Dlaczego o tym piszę? Motocykle mogą służyć nie tylko do przemieszczenia się z punktu A do punktu B w szykownym stylu. Motocykle mogą stanowić także tło szczytnych działań. Sam brałem udział w wizycie na dziecięcym oddziale onkologicznym Instytutu Matki i Dziecka zorganizowanej przez Fundację Herosi oraz Stowarzyszenie Motocykliści Dzieciom. Dlatego kiedy Damian zadzwonił do mnie z informacją o akcji, którą organizuje z Piotrem Uljaszem, od razu powiedziałem, żeby wysłał mi wszystkie materiały jakie posiada na ten temat oraz trasówkę. Damiana znam już parę lat, jeszcze z czasów Garażu pod Ryżym Koniem. Wy możecie go kojarzyć z programów emitowanych przez TVN Turbo czy rubryki w MotorManii. Generalnie człowiek orkiestra. Jeszcze chyba tylko nie tańczył i nie śpiewał. Czym jest Ride 2 Life? W maju Damian i Piotr przejadą około 3500km wzdłuż granic Polski w celu zebrania pieniędzy na leczenie Piotra. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – Ride 2 Life ma spopularyzować wiedzę o stwardnieniu rozsianym. Akcja jest zresztą objęta patronatem Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. Jeżeli nie wiecie to SM jest chorobą autoimmunologiczną. Organizm zaczyna atakować własne komórki nerwowe, systematycznie niszcząc otoczki mielinowe. Co z kolei sprawia, że nerwy nie są w stanie normalnie funkcjonować i prawidłowo przekazywać impulsów. To tak jak gdyby systematycznie usuwać warstwami izolację z przewodów sygnałowych. W pewnym momencie przestaną pełnić swoją funkcję. Diagnozę, która zmieniła całe jego dotychczasowe życie, Piotr usłyszał 10 lat temu. To dużo czy mało? Z perspektywy osoby chorej – przypuszczam, że wieczność. Szczególnie, jeżeli informacja przekazana jest na zasadzie „za 4 lata wózek, a potem zobaczymy co dalej”. Piotr szczęśliwie się nie poddał. Wie natomiast z jakimi problemami codziennie spotykają się w Polsce ludzie dotknięci tą chorobą, jak ważne jest odpowiednie leczenie. W dodatku jako motocyklista chce pokazać, że nie jesteśmy wariatami siejącymi pożogę i zniszczenie na drogach. Chyba jak mało która grupa użytkowników określonych pojazdów jesteśmy w stanie się zmobilizować i sprawnie przeprowadzić wiele akcji. Trasa zajmie 10 dni – od 11.05 do 19.05. Całość przedstawia się następująco: Dzień 1 – 11.05.2013 Dzień 2 – 12.05.2013 Dzień 3 – 13.05.2013 Dzień 4 rano – 14.05.2013 Dzień 4 wieczorem Dzień 5 – 15.05.2013 Dzień 6 – 16.05.2013 Dzień 7 rano – 17.05.2013 Dzień 7 wieczorem Dzień 8 – 18.05.2013 Dzień 9 – 19.05.2013 Jest ambitnie, znając część dróg nawet bardzo. Dlatego też sprzęt musi być odpowiedni – Yamaha Motor Polska dostarczyła dwie popularne „Tenerki” XT660Z Tenere. Kusi mnie, żeby przewietrzyć cylindry Smoka chociaż na krótki fragment jakiegoś odcinka. Zobaczę czy obowiązki mi pozwolą na coś takiego. Skoro jesteśmy przy sponsorach, fajnie że parę większych firm dołączyło do sponsorowania całej akcji: Orlen pokrywa koszty paliwa, Fiat Auto Poland zapewnił samochód wsparcia technicznego, Z kolei Carrefour Polska, zarazem pracodawca Piotra od lat wspierający go w walce z chorobą, jest partnerem strategicznym akcji. Myślę, że to nie koniec darczyńców. Jeżeli ktoś jest zainteresowany wsparciem chłopaków i Ride 2 Life to najlepiej ich łapać przez profil na FB. Wyświetl pełny artykuł
  25. odcinek 2 Druga część odpowiedzi na Wasze pytania zadawane na Facebooku. Wcześniejsze odpowiedzi możecie zobaczyć tutaj. Oczywiście nadal można zadawać pytania. Dziś lakonicznie, bo pakuję się do Bristolu, więc nie ma się co rozpisywać. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.