Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 691
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. czyli po co pojechałem do Bristolu? Ostatnie nagrania z Bristolu. Po pierwsze ze sposobu nalewania piwa za pomocą pompy. W zasadzie nagrałem to już pierwszego dnia, ale niestety okazało się, że za słabo wcisnąłem spust i nagranie rozpoczęło się wtedy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  2. Dzisiaj przedstawię wam kilka plotek ze świata rodzących się w naszym kraju mikro browarów. Do tej pory mieliśmy jeden warty uwagi przybytek tego typu. Mowa o Browarze Artezan otwartym w zeszłym roku przez trzech piwowarów domowych w podwarszawskim Natolinie. Browar malutki, w którym piwo jest dziełem piwowara, a nie maszyny. Nie trzeba chyba przekonywać o jakości piwa tam powstającego. Takich właśnie mikrusów wkrótce nam przybędzie. Życzyłbym sobie, by były ich tysiące, jak w USA, ale na to musimy jeszcze poczekać. Pewnym jest, że w tym roku ofensywa piwowarów domowych przybierze na sile. Kto śledzi, ten wie, ale dla wielu z was nazwy takie jak Pracownia Piwa czy Ursa Maior są pewnie nowością. Czas zatem zdradzić kilka „tajemnic”. Zacznijmy może od inicjatyw, które powinny wyjść na światło dzienne najszybciej. Browar Szałpiw Browar Szałpiw, źródło: https://www.facebook.com/pages/Browar-Sza%C5%82piw/609954825700052 Wojtka i Janka Szałów znają chyba wszyscy obracający się w światku piwowarów domowych. Ojciec – od wielu lat pracujący w słodowni – zaraził pasją do piwa swego syna. Warzą razem i osiągają sukcesy, z Grand Championem Janka Szały w 2011 roku na czele. Teraz postanowili spróbować swych sił na rynku komercyjnym. Pierwsze swoje piwa uwarzyli w formule kontraktowej (wynajmując browar), w bliżej nieokreślonym browarze, prawdopodobnie gdzieś w Wielkopolsce lub okolicach. Piwa są trzy, jak to określił Janek: „jasne, bursztynowe i ciemne”. Wszystkie trzy to wariacje na temat stylów belgijskich. W jednym wylądował chmiel z Ameryki. Piwo ma trafiać zarówno do kegów, jak i butelek. Na fejsbookowym profilu browaru widać, że w użyciu będą nietypowe kegi o pojemności 10L (zdjęcie powyżej). Premiera pierwszych piw już w maju, podczas Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu. Mam nadzieję, że uda mi się wtedy uzyskać więcej informacji o planach Browaru Szałpiw. Pracownia Piwa To mikrus powstały w dawnej wytwórni ogórków konserwowych w okolicach Krakowa, a dokładniej w Modlniczce koło Wieliczki. Za projektem stoją dwaj utytułowani piwowarzy domowi – Tomek Rogaczewski i Marek Bakalarski. Podobnie jak Artezan, browar budowali wg własnego pomysłu i w dużej mierze „pracą rąk własnych”. Więcej, chcą pomagać innym w budowaniu podobnych browarów wg własnego projektu. Ciekawa to alternatywa dla drogiego sprzętu od renomowanych europejskich producentów. Warzelnia Pracowni ma wybicie 13hl (1300 litrów). Oprócz niej w browarze zainstalowano dwa fermentory i pięć tanków leżakowych o dopasowanych do warzelni pojemnościach. Całkiem nieźle jak na start. Pierwsze warzenie odbywa się pewnie właśnie w tej chwili. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to premierowych piw powinniśmy spróbować już w maju, podczas Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu. Zaraz potem piwo z Pracowni powinno trafić do pubów. Pracownia Piwa, źródło: http://www.cerevisia.pl/wp/?p=658 Jeśli chodzi o style, to na początek uwarzony zostanie bitter oraz piwo pszeniczne w stylu amerykańskim (american wheat) 11blg nachmielone oczywiście po amerykańsku. Następnie do fermentorów trafi coś nieco mocniejszego (14blg). Browar stawia głównie na style brytyjskie i amerykańskie, ale niewykluczone, że pojawi się także coś belgijskiego czy jakiś lager. Panowie nie zamykają się na żaden styl, choć ze względu na możliwości raczej nie należy się spodziewać piw mocnych typu porter bałtycki czy barley wine. Początkowo piwo będzie rozlewane tylko do beczek, ale w miarę szybko powinny się także pojawić butelki. Dystrybuowane będzie głównie na terenie Krakowa i okolic, ale Pracownia nie zamyka się przed innymi. Jest zatem szansa, że napijemy się ich piwa w innych miejscach w Polsce. Zatem, jeśli chcecie spróbować premierowych piw z Pracowni Piwa, to zapraszam do Wrocławia, a wszystkich zainteresowanych otwarciem własnego browaru zachęcam do kontaktu z Tomkiem Rogaczewskim lub Markiem Bakalarskim (można to zrobić za moim pośrednictwem). Ursa Maior Centrum Ursa Maior, źródło: http://www.ursamaior.pl/blog/ Ursa Maior to nie tylko browar, lecz także centrum kulturalne z salą koncertową. W założeniu ma animować życie kulturalne i kulinarne w Bieszczadach. Centrum powstaje w miejscowości Uherce Mineralne, przy głównej drodze prowadzącej w Wysokie Bieszczady. Za piwną częścią projektu stoi Agnieszka Łopata. Utytułowana piwowarka domowa, zdobywczyni wielu nagród i wyróżnień. Do tego znakomita kucharka, autorka bloga Kuchnia Piwowarki Agi, uczestniczka Bitwy na smaki. Ten ostatni program prowadzi nie z kim innym, tylko z Tomkiem Rogaczewskim, o którym wspomniałem nieco wcześniej (Pracownia Piwa). O konkretnych terminach otwarcia centrum i browaru ciężko na chwilę obecną coś powiedzieć. Budynek osiągnął już stan surowy i jest w tym momencie wykańczany. Można prognozować, że Centrum ruszy jeszcze w tym roku, choć ciężko powiedzieć czy będzie to sezon letni czy zimowy. Agnieszka mówi, że za wcześnie jeszcze na zdradzanie szczegółów. Jedno co jest pewne to wielkość warzelni. 35hl plasuje Ursa Maior ponad wszystkimi browarami restauracyjnymi, ale raczej poniżej regionalnych średniaków. W samym centrum piwo będzie serwowane z kegów, co wydaje się rozwiązaniem dość nietypowym, ale na pewno ma swoje uzasadnienie. Poza szczytem sezonu turystycznego, większość produkcji będzie zapewne trafiała poza browar. To oczywiście nie koniec ofensywy piwowarów domowych. Będą z pewnością powstawać kolejne mikro browary. To naturalna kolej rzeczy, że ambitni i aktywni piwowarzy chcą ze swoim piwem wyjść do ludzi. Jest jeszcze kilka projektów w fazie, powiedzmy, beta. Nie będę teraz zdradzać szczegółów, by nie zapeszczać. Mam jednak cichą nadzieję, że tegoroczne otwarcia nie zakończą się tylko na wspomnianych wyżej browarach. To będzie z pewnością rok bogaty w piwne premiery. Post Nowe polskie mikro browary pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli z Tomkiem Rogaczewskim i Markiem Bakalarskim Do Bristolu na egzamin BJCP przyleciał również Tomek Rogaczewski. Podobnie jak ja postanowił połączyć pożyteczne z przyjemnym, czyli egzamin z pub crawl po Bristolu. Ponieważ włóczenie się po pubach w samotności jest dużo mniej … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. BewDog Bristol i Barley Mow W zasadzie, to tylko połowa dnia, natomiast drugą połowę spędziliśmy z Tomkiem Rogaczewskim i Markiem Bakalarskim z Pracowni Piwa. Ponieważ nie chciałbym, żeby wywiad z nimi zginął pośród innych filmów z Bristolu, więc poświęcę mu … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  5. W sielskim życiu browarów rzemieślniczych często słyszy się określenie kolaboracja, które współcześnie zmieniło nieco swoje pierwotne znaczenie i oznacza po prostu współpracę. Zdarza się tak, że dwa browary wspólnie warzą jakieś piwo. W Polsce mieliśmy kolaborację piwowarów domowych (Tomek Kopyra, Marcin Chmielarz, Bartosz Nowak) z browarami rzemieślniczymi/regionalnymi. Ostatnio kraj obiegła także wiadomość o wspólnym piwie Pinty, AleBrowaru i Piwoteki Narodowej. Dzisiaj jednak nie o współpracy, a wręcz przeciwnie – o tym jak to jeden browar z psem w nazwie rzucił wyzwanie drugiemu browarowi … z psem w nazwie. Amerykański Flying Dog Brewery oraz szkocki Brew Dog postanowiły symultanicznie uwarzyć piwo w stylu IPA. W zasadzie nie byłoby w tym nic ekscytującego gdyby nie to, że oba piwa uwarzono bez udziału chmielu! Tak tak, bezchmielowa IPA. Pomysł na pierwszy rzut oka szalony, ale pamiętajmy, że chmiel w piwie na dobre zagościł dopiero kilkaset lat temu. Wcześniej używano mieszaniny ziół zwanej gruitem (więcej tutaj). Piwo z psich browarów określone zostało jako Zero IBU IPA. Znaczy to mniej więcej tyle, że piwo ma 0 jednostek goryczki. Jest w tym jednak pewien kruczek. IBU oznacza ilość alfa-kwasów z chmielu rozpuszczonych w piwie. To, że piwo nie zawiera chmielu, nie znaczy wcale, że nie ma goryczki. Goryczka ma być i to konkretna, jak na india pale ale przystało. Tyle, że pochodząca od innych składników niż chmiel. Tak więc dwa browary w międzynarodowym wyścigu zbrojeń zmagają się w piwie bez chmielu. Ja niestety mam możliwość sprawdzenia tylko jednego z tych piw. Mam nadzieję, że to wystarczy, by wyrobić sobie zdanie. International Arms Race – Zero IBU IPA (india pale ale) Ekstrakt ??, alkohol 7,5% Wygląd: Kolor bursztynu, piwo jest delikatnie zamglone. Piana beżowa, niezbyt obfita, redukuje się dość szybko do obrączki wokół szkła. Aromat: Ojej, jest dziwnie … świątecznie. Dominuje imbir i kardamon. Nieco dalej żywica, a całość podszyta odrobiną słodkiej pomarańczy i miodu oraz nutą pieprzową. Zapach jest intensywny, nawet nieco gryzący, aczkolwiek bardzo przyjemny. Wysycenie: wysokie, nie za bardzo mi odpowiada. Smak: Owocowy, żywiczny, przyprawowy. Fajna cytrusowa kwaskowatość miesza się tu z ostrym posmakiem żywicy świerkowej. Goryczka nie jest wysoka jak na IPA. Ma charakter żywiczny, przyprawowy, może nieco piołunowy. Jest dobrze skomponowana – trwa krótko i nie męczy. Odczucie w ustach: Musujące, szczypiące, pikantne, rozgrzewające. Piwo jest średnio treściwe, ale kwaskowość, wysycenie i goryczka sprawiają, że jest dość wytrawne w odczuciu. Wrażenie ogólne: Cóż powiedzieć – jestem zachwycony. Brew Dog stworzył bombową mieszankę aromatów, która przywodzi na myśl święta Bożego Narodzenia. Piwo jest przebogate i świetnie skomponowane. Ma charakter degustacyjny, choć pije się je stosunkowo lekko pomimo znacznej zawartości alkoholu (7,5%). Jedynie wysokie wysycenie mi nieco przeszkadza, ale to kwestia gustu. Szczerze polecam. Piwo zostało uwarzone jednorazowo i raczej nie będzie powtarzane. Zatem jeśli gdzieś spotkacie, to bierzcie w ciemno choćby po to, by wyrobić sobie zdanie na temat piwa bez chmielu. No i najważniejsze. Czy to jest IPA? I tak, i nie. Aromat nie jest ani trochę podobny ani do brytyjskiej, ani tym bardziej amerykańskiej interpretacji stylu. Goryczka? Cóż, średnio wysoka, też nie do końca zgodna z wytycznymi. Mi na myśl bardziej przywodzi piwo świąteczne niż jakiekolwiek IPA, co niezmienia faktu, że wyjątkowo mi smakuje. Na zdrowie! Ocena: 9/10 Post Piwo bez chmielu – Brew Dog – International Arms Race pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  6. jak bardzo piwo pasuje do serów? Dobór odpowiedniego piwa do konkretnego dania w Polsce praktycznie nie występuje. Jest to szczególnie widoczne, dla mnie zwyczajnie irytujące, w restauracjach mających „ambicje”. Najprawdopodobniej trafimy w takiej na rozbudowaną kartę win, pozwalającą na dobranie odpowiedniego wina w zależności od tego czy na naszym talerzu wyląduje ryba, parzystokopytne czy też jakaś zielenina. A jak wygląda wtedy sytuacja z piwem? Na 99,9% lany będzie tylko jasny lager, który ma pasować absolutnie do wszystkiego. No może przy odrobinie szczęścia trafi się jeszcze jakieś ciemne i pszenica. Szaleństwo i rozpusta. Jeżeli coś człowieka irytuje to zdrowym odruchem jest obrona przed takim bodźcem. W tym przypadku jest to zwykła, organiczna praca u podstaw. Dla mnie iskrą, która zrodziła cały ten cykl była audycja Pawła Lorocha w Antyradiu. Czysty przypadek, niedziela, akurat musiałem zrobić trochę kilometrów. A o jedzeniu zawsze przyjemnie posłuchać, nawet w samochodzie. Akurat wtedy gościem Pawła był Gieno Mientkiwiecz. Część pewnie kojarzy kto zacz. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli tej przyjemności pokrótce wyjaśnię. Gieno jest człowiekiem-instytucją i absolutnym autorytetem w kwestii serów. Odkrywa niesamowite polskie serowarnie, ukuł termin „sery zagrodowe”, a przede wszystkim o serach uczy. Co jeszcze robi można by długo wymieniać, natomiast szczęśliwcy posiadający kanał Kuchnia+ mogą rzucić przy okazji okiem na program „Przez dziurkę od sera”. Warto też obserwować bloga Giena. Wracając do głównej narracji. Jadę, słucham audycji i sobie myślę – gość ma dokładnie takie samo podejście do sera jak ja do piwa. Czemu by nie spróbować czegoś razem zdziałać. Po powrocie od razu akcja pt. „To the Google machine!”. Mejl w zasadzie sam się napisał i chyba nawet nie minęło pół godziny, kiedy dotarła do mnie wiadomość zwrotna o prostym przekazie „działamy!”. Od czasu nawiązania kontaktu i pierwszych ustaleń pod koniec zeszłego roku do naszego spotkania na początku lutego zeszło parę miesięcy. Taki los osób aktywnie działających w swojej pasji, grafik jest zawsze napięty. Spotkanie zresztą też nie było standardowe. Miejsce – Solec 44. W tym momencie wszyscy blogerzy kulinarni pokiwali ze zrozumieniem głowami. Dość powiedzieć, że pierwszy raz jadłem tam nereczki z sadłem, a sam lokal słynie z podrobów. Natomiast głównym punktem spotkania były sery. Nie, wróć – Sery. Coś niesamowitego, każdy kolejny coraz bardziej niestandardowy do momentu w którym szczęka mi opadła i boleśnie obiła przyrodzenie. Kozia chałwa? Pieczona ricotta? Coś fantastycznego. Ustaliliśmy wstępny plan i zabraliśmy się do działania. W tak zwanym międzyczasie współprowadziłem jeszcze event piwny na który ściągnąłem dobrych kilka kilogramów wyboru serów od Giena i odzew gości tylko utwierdził mnie w słuszności całej akcji. Czym ja tak właściwie będę się zajmował? W zasadzie wyruszam na nieznane terytoria polskich serów zagrodowych. Wyzłośliwiając się na aktualnej modzie panującej w piwnej branży mogę napisać – serów rzemieślniczych. Serów niejednokrotnie bijących na głowę konkurentów z tak uznanych „serowych” krajów jak Włochy czy Francja. I właśnie do nich dobieram odpowiednie piwa. Celowo założyliśmy 3 kategorie, czy wagi piw: piwa, które trzeba specjalnie poszukać np. w sklepach specjalistycznych, piwa dostępne np. w marketach, piwa dostępne w zasadzie wszędzie. Kategorie nie są w żaden sposób ujmujące któremukolwiek z piw. Wiadomo, że nie wszędzie można trafić sklepy specjalistyczne czy też większe markety. Prawda, na tym etapie rozwoju e-handlu jest już to coraz łatwiejsze. Ale dlaczego piwo, po które możemy pójść do spożywczaka i kupić za 2-4pln miałoby być gorsze, jeżeli ewidentnie do danego sera pasuje? Zostawiam ten fakt pod rozwagę. Na pierwszy wpis idzie jeden z moich ulubionych serów – Łomnicki. Wygląd: Kremowobiałe wnętrze otoczone jest lekko pomarańczowym rondem. Dosyć twardy, łupliwy o charakterystycznym przełomie. Aromat: Ser łomnicki na pierwszy rzut nosa wydaje się całkiem zbalansowany, harmonijny, wręcz grzeczny. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, w tej wzajemnej harmonii aromatów jesteśmy w stanie wyłowić kilka głównych akordów, którym przyjdzie wieść prym. Lekko ostry i szorstki aromat kozy i koziego mleka, orzechy laskowe i świeże siano. Smak: Nie pozostaje w tyle za aromatem. Jest zbalansowany, ale mamy tutaj całą feerię doznań: lekko ostry i kwaskowaty posmak, aksamitność orzechów, kefirową zadziorność. Ser jest bardzo lekki i przyjemny w odbiorze. Tak zbalansowany i ugrzeczniony ser będzie wymagał odrobiny piwnego szaleństwa, garści smakowych i aromatycznych konsonansów mogących rozbudować paletę doznań. Ale jednocześnie muszą to być piwa, które nie przykryją swoim aromatem sera łomnickiego. Piwa mogące wzbogacić kulinarne doznania: Niemiecki Rauchbier – bardzo specyficzne, ciemne piwa mogące pochwalić się charakterystycznym aromatem wędzonej szynki, dymu z buczyny oraz wędzonych śliwek na susz wigilijny. Gatunek, który nie jest sesyjny i w dodatku wymaga amatora. Ale w połączeniu z serem łomnickim będzie stanowił wyjątkowo zgrany duet. Polecam najpierw kolejność ser-piwo, tak by kolejny kęs sera łagodził wędzoność. Przykłady: piwa z browaru Schlenkerla, Grand Champion 2012, Pinta Jak w Dym. Lambik Geuze – wytwór szalonych piwowarów belgijskich, jeden ze stylów mogących pochwalić się spontaniczną fermentacją. Cechuje się absolutnie dzikim i drapieżnym aromatem mogącym kojarzyć się ze stajnią, końską derką, kozami, sianem czy ziemią. Jednocześnie łagodząc szok sensoryczny obecnością akcentów owocowych jak jabłka, cytrusy, ale także rabarbar lub miód. Piwo w smaku kwaśne, czasami lekko słone. Wprowadzi odrobinę nieporządku do harmonicznego świata sera łomnickiego. Tutaj także zalecałbym kolejność ser-piwo. Przykłady: Boon Oude Geuze, Lindemans Geuze. Czeskie piwa ciemne – mieliśmy odrobinę szaleństwa w postaci dwóch poprzednich gatunków. Z kolei tym piwem przedłużymy linię harmonii i sensorycznej doskonałości sera łomnickiego. Delikatne nuty karmelowe kojarzące się z czerwonymi i brązowymi barwami, tak charakterystyczny dla czeskich piw słodkawy maślany diacetyl, niższe wysycenie – wszystko to będzie idealnie korelować z bukietem sera. W tym przypadku obie kolejności ser-piwo oraz piwo-ser są jak najbardziej możliwe. Przykłady: Kozel Cerny, Zlaty Bazant Cerny, Książęce Ciemne Łagodne. W przyszłym tygodniu zajmę się wariacją na temat tego sera, a mianowicie Łomnickim z kozieradką. Do tego czasu zapraszam na serypolskie.pl. Wyświetl pełny artykuł
  7. Colston Yard, Real Ale Festival w Commercial Rooms, Grain Barge, Portcullis Po pierwszym, jakże udanym, dniu naszego pobytu w Bristolu nadeszła jedna bolesna konstatacja – wydaliśmy znacznie więcej niż zamierzaliśmy. W ramach równoważenia budżetu postanowiliśmy zwiększyć udział butelki w spożywanych … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  8. Szkoci mają inwencję do nazw Williams Bros. Brewing Company to ten drugi dostępny w Polsce, lepszy szkocki browar. Przez pierwszy oczywiście rozumiem Brew Dog’a, którego nie darzę szczególną miłością czy też estymą. Czasami tak jest, że coś do człowieka przemawia od razu. A czasami wprost przeciwnie. W przypadku WB Brewing sprawa jest prosta. Piwa cechują się pewną dozą szkockiego poczucia humoru, bez szczególnego zadęcia. I ewidentnie robione są na luzaku. Nikt nie krzyczy „patrzcie jacy jesteśmy zajebiści i radykalni! Piwo dla punków! 12Pln za butelkę 0,33l kthxbai”. Zresztą fakt nostalgicznego podejścia do piwa i próby warzenia z różnymi roślinami obecnymi w Szkocji jest po prostu fajny. Ilość ich piw w mojej spiżarni przekroczyła wartość krytyczną, w związku z czym zacząłem je konsekwentnie spijać. Tym razem na tapetę trafiło Seven Giraffes, którego nazwa wzięła się z dwóch powodów. Pierwszy – w piwie jest 7 słodów (lager, pale ale, pszeniczny, wiedeński, monachijski, żytni, Crystal). Drugi – skoro jest już tych 7 słodów to warto korespondującą z tym nazwę wykombinować. I wymyśliła ją córka Scotta Williamsa. Przy okazji do kotła wrzucono jeszcze kwiaty dzikiego bzu oraz skórkę cytryny, a chmielono odmianami Cascade, Amarillo i First Gold. Williams Seven Giraffes Piana: Bujna, o konsystencji ubitych białek, drobnopęcherzykowata, śnieżnobiała. Barwa: Złoto-miedziane, lekko opalizujące. Zapach: Pierwsze wrażenie – mamy przed sobą Pale Ale. Silna podbudowa z jasnych słodów, bardzo silne estry kwiatowe spotęgowane zapachem dzikiego bzu. Do tego dochodzą chmielowe-skórkowe cytrusy. Czuć, że nie jest to mocne piwo. Smak: Bardzo lekkie w smaku, wybitnie pijalne o stosunkowo niskiej pełni i średnim wysyceniu. Początkowa słodowość z całej gamy użytych słodów przechodzi w skórkę cytrynową by finiszować cytrusowo-żywiczną, ale delikatną goryczką. W smaku już nie czuć bzu. Piwo bardzo rześkie, z przyjemnością raczył bym się nim w lato. Lekkie, przyjemne, orzeźwiające. Gasi pragnienie i jest bardzo pijalne. Wyświetl pełny artykuł
  9. Bridge Inn, The Cornubia, Seven Stars, BrewDog Bristol, Zero Degrees, Three Tuns. Zaczynam wrzucać materiały z naszej „epickiej” podróży po Bristolu. Napisałem naszej, bo towarzyszył mi Jacek Domagalski znany piwowar domowy z Milickiego Browaru Rynkowego, w internecie występujący jako Jacer. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. Drażni mnie strasznie fakt, że w Polsce zaledwie kilka procent piwa sprzedawane jest prosto z beczki. Dlaczego mnie to irytuje? Ponieważ sprawia to, że piwo beczkowe jest trudno dostępne i mało mamy przez to lokali, w których można by się napić piwa lanego w wyborze większym niż dwa (często koncernowe) rodzaje. Odbija się to także na jakości, bo przecież beczka powinna być rozlana w ciągu wieczora czy dwóch, a gdy tak nie jest, piwo jest narażone na zepsucie. I to jest chyba największy problem. Czym mniej beczkowego piwa sprzedaje się na rynku (a tendencja od wielu lat jest spadkowa), tym dłużej w knajpach zalegają otwarte beczki i tym większe szanse na trawienie piwa nieświeżego. Błędne koło się zamyka. A przecież największą zaletą piwa lanego powinno być to, że jest: ŚWIEŻE Beczka pomiędzy browarem a pubem powinna przemieszczać się szybko i równie szybko powinna być opróżniana w lokalu. Nie wchodząc w różne dywagacje, a tym samym w mrożące krew w żyłach piwne mity, browarowi zależy, by jego piwo było sprzedawane smaczne i świeże (marka, renoma, itp.) i to samo powinno przyświecać knajpie. I często na szczęście tak jest, choć oczywiście zdarzają się odstępstwa. Druga sprawa, to pub jako miejsce spotkań. Piwo jest tylko dodatkiem, ważnym, ale jednak dodatkiem. Jest uprzyjemniaczem spotkań ze znajomymi i z nieznajomymi. Spotkań, które nas relaksują i pozwalają zachować (i rozwijać!) zdolność komunikacji z innymi ludźmi. Piwo w domu to jednak nie to samo. Oczywiście, jest wygodne, ale zamykając się w swoich czterech ścianach stajemy się ubożsi, trochę kalecy. Ostatnio naprawdę dobrze się dzieje, jeśli chodzi o dobre lokale. Coraz więcej uwagi przykłada się do rytuału serwowania – angażują się koncerny, angażują się też restauratorzy. Powoli, ale zmienia się na lepsze. Jednak do pełni szczęścia brakuje większej świadomości wśród konsumentów. Dlatego namawiam was, byście jako świadomi piwosze zamawiali piwo beczkowe zawsze, kiedy jest to możliwe. Czym więcej lanego piwa będziemy wypijać, tym szybciej kegi będą krążyć między pubem a browarem i tym świeższe piwo będzie w kranie. Sprawmy, by piwo beczkowe wróciło do łask! Oczywiście trzeba pamiętać o kilku podstawowych sprawach: 1. Patrzymy na ręce barmanowi. Szklanka ma być czysta, piwo nalane najlepiej na raz, a z pewnością nie dolane do jakiegoś wcześniej odstanego czy wyciągnięte „gotowe” spod baru. 2. Jeśli mamy możliwość wyboru lokalu, to wybierzmy ten bardziej popularny. Więcej ludzi, więcej piwa, szybciej zmieniające się beczki. 3. Jeśli czujemy, że piwo beczkowe jest nieświeże, nie wahajmy się je zwrócić, a przynajmniej zwrócić uwagę. Jeśli barman nie przyjmuje krytyki, zawsze możemy zgłosić uwagę bezpośrednio do browaru. Tylko w ten sposób możemy wpływać na jakość podawanego piwa. A co z piwem butelkowym? Butelki niech nam służą tylko wtedy, gdy nie ma w zasięgu piwa beczkowego – w domu, na działce czy w innym plenerze. Dyspensa należy się jedynie tym (w tym mi), których hobby jest dogłębna ocena sensoryczna piwa. Wtedy przydaje się spokojna atmosfera, którą w domu znaleźć najłatwiej. Post Pijmy piwo beczkowe! pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  11. odcinek 3. Powoli zbliżamy się do końca akcji 100 pytań do kopyra, myślę że jeszcze jeden, góra dwa odcinki wystarczą na to, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania. Jeśli chcecie jeszcze zadać pytanie, to śmiało. Można pod tym wpisem (ale niech … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  12. Miłosław pszeniczne – ciemne pszeniczne Ekstrakt 11,8%, alkohol 5,5% Kolejne piwo z serii Miłosław. Tym razem w stylu dunkelweizen – po polsku ciemne pszeniczne. Wciąż trudno znaleźć polskie piwo pszeniczne, któremu blisko będzie do znakomitych bawarskich wzorców. Czy browarowi Fortuna udało się zmienić ten stan? Wygląd: kolor brązowy, ani jasny ani ciemny. Mętne z jasnobeżową pianą, która początkowo próbuje wyjść ze szklanki, by po chwili opaść niemal do zera. Aromat: nikły, winny, owocowy. Nie sposób się doszukać typowych aromatów typowych dla piw pszenicznych. Banana ani odrobiny, a goździk majaczy gdzieś tam w tle, choć nie wiem czy to aby nie autosugestia. Wysycenie: wysokie, jak należy. Smak: wytrawny, kwaskowaty, całkiem przyjemnie owocowy, choć dość nietypowy. Ujawnia się też dziwny posmak alkoholowo-apteczny. Goryczka na odpowiednim poziomie – niska, przyjemna, elegancka. Odczucie w ustach: lekkie, kwaskowate, o niskiej treściwości. Wysokie wysycenie dodatkowo wzmaga uczucie wytrawności. Wrażenie ogólne: Mam mieszane uczucia co do tego piwa. Na pewno daleko mu do wzorca prawdziwej ciemnej pszenicy, a raczej jest na początku drogi, jeśli w ogóle do takiej kategorii pretenduje. Z drugiej strony jest pijalne, lekkie i całkiem smaczne. Trunek bez wad i bez zalet – ot owocowe, musujące piwko na ciepłe dni. Bardziej do gaszenia pragnienia czy popicia grilla, niż do delektowania się. Ocena: 5.5/10 Post Miłosław Pszeniczne pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  13. czyli jaki poziom prezentuje włoskie piwowarstwo. Ten wpis piszę z hotelowego lobby w Bristolu. Wyjazd nad wyraz udany, choć są pewne zaskoczenia. Ale o tym będzie po powrocie. Dziś jeszcze degustacja, którą zrobiłem przed wyjazdem. Piwo z włoskiego browaru del … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  14. czy Rodenbach ma się czego bać? Tak się złożyło, że równo w Dzień św. Patryka magicy z Artezana rozlali chyba najciekawsze jak do tej pory piwo w tym roku. Flanders Red Ale leżakowane w beczce po Bordeaux? Opisywałem już piwo leżakowane w beczce po whiskey, ale czegoś takiego jeszcze na naszym rynku nie było. Rozlali zresztą w ilości mocno limitowanej – 240 butelek i 3 kegów. Dlatego radość moja była wręcz niewymierna, kiedy udało mi się zdobyć jedną butelkę do testów. Jeszcze trochę i zostanę oficjalnym „endorserem” Piwonii Wiedziałem, że zakopana gdzieś w folderach recenzja Rodenbacha kiedyś mi się przyda. Zacznijmy więc od „piwa kalibracyjnego”. Rodenbach Flemish Red-Brown Ale Piana: Bardzo nikła, praktycznie od razu opada. Barwa: Nieklarowne, bardziej brązowe niż czerwone. Zapach: Dzieje się. Z ciekawszych aromatów mamy tutaj ocet, kurnik i mleczno-ziemniaczaną autolizę. Do tego karmel, lekka słodycz oraz owoce, w szczególności zielone jabłka. Plus razowiec na zakwasie. Smak: Ciekawe piwo, kwaskowate na początku, na finiszu zaczyna grać bardzo mocna słodycz pochodząca ze słodów karmelowych. Cierpkie z owocowymi posmakami. Wrażenia podobne towarzyszących jedzeniu mocno kwaśnych jabłek. Profil dosyć ciekawy i zaawansowany, rozwija się w trakcie picia. Bardzo niskie nasycenie. Bardzo fajne, smaczne piwo. Jest to jednak smak z gatunku tych do których się dorasta, smaków nabytych. Nie sądzę, żeby w ilości 0,5l było pijalne, ale w 0,25 jak najbardziej. Artezan Chateau Piana: Drobnopęcherzykowata, lekko przybrudzona, początkowo średniobujna opada do 0,5cm warstwy. Barwa: Opalizujące, piękny rubin. Zapach: Bardzo wysoka owocowość: śliwki, morele, czerwona porzeczka, lekka kwaskowatość. Cierpka żurawina podbudowana karmelową słodowością. Lekkie drewno, delikatny acz wyczuwalny aromat czerwonego wytrawnego wina. Tak jak w przypadku Rodenbacha profil jest skomplikowany i rozwija się w trakcie wąchania i ogrzewania. Jest to piwo nad którym trzeba się zastanowić, żeby móc docenić kunszt piwowarów. Smak: Nisko wysycone o dosyć niskiej pełni. Zaczyna się od orzeźwiających, cierpko-kwaskowatych nut. Następnie przechodzi w czerwone owoce (żurawina, niedojrzałe śliwki, czerwoną porzeczkę, winogrona). Finisz z karmelowych słodów, lekko rodzynkowy. Delikatnie rozgrzewa. Bardzo delikatne smaki winne. Piwo niesamowicie pijalne, bardzo zbalansowane i przemyślane. Zachwyca skomplikowaniem aromatów. W przeciwieństwie do Rodenbacha jak najbardziej można się nim raczyć w ilości 0,5l, a nawet i większej. Co tu mogę więcej napisać, zdecydowanie wolę polski produkt. Ikony ikonami, ale smak smakiem. Wersja od Jeży jest znacznie bardziej pijalna, przyjemniejsza i po prostu lepsza. Jest jeszcze jedna kwestia nad którą warto się pochylić przy tym piwie. Wyprodukowana ilość była wręcz symboliczna. I mimo tego piwo z numerowanymi etykietami, w normalnej półlitrowej butelce kosztowało w sklepie 10pln. Za produkt unikalny, prezentujący kunszt piwowarów – cena wręcz okazyjna. Oczywiście jest to kamyczek rzucony w stronę piw Kopyra&Widawa, które często wadliwe kosztują po 8-9pln za małą butelkę. Jest to o tyle zabawne, że nie zdziwię się jeżeli najnowszy wynalazek – PIPA Miś, będzie kosztował 10pln za 0,33l. W końcu wyszło mniej piwa niż powinno, więc trzeba na konsumentach odbić. Piszę to na zasadzie „food for thought”. Portfelami też można głosować. A ten rok będzie obfitował w nowe przedsięwzięcia, nowe piwa i nowe nazwiska na scenie piwnej. Wyświetl pełny artykuł
  15. czyli Grodziskie po holendersku. Teoretycznie ukazały się dwie odsłony tego piwa, ta którą degustuję pod nazwą Grätzer i druga pod nazwą Grodziskie. Tej drugiej niestety nie miałem okazji zakupić. Opis składu jest niezwykle zachęcający, bo sugeruje wierne trzymanie się receptury. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. motocyklowa wyprawa po życie Nie samym piwem człowiek żyje, zdarzyło już mi się popełnić parę tekstów motocyklowych. Zresztą parę czeka jeszcze w odpowiednim folderze, trzeba je będzie odkurzyć. Sezon w końcu się zbliża. Dlaczego o tym piszę? Motocykle mogą służyć nie tylko do przemieszczenia się z punktu A do punktu B w szykownym stylu. Motocykle mogą stanowić także tło szczytnych działań. Sam brałem udział w wizycie na dziecięcym oddziale onkologicznym Instytutu Matki i Dziecka zorganizowanej przez Fundację Herosi oraz Stowarzyszenie Motocykliści Dzieciom. Dlatego kiedy Damian zadzwonił do mnie z informacją o akcji, którą organizuje z Piotrem Uljaszem, od razu powiedziałem, żeby wysłał mi wszystkie materiały jakie posiada na ten temat oraz trasówkę. Damiana znam już parę lat, jeszcze z czasów Garażu pod Ryżym Koniem. Wy możecie go kojarzyć z programów emitowanych przez TVN Turbo czy rubryki w MotorManii. Generalnie człowiek orkiestra. Jeszcze chyba tylko nie tańczył i nie śpiewał. Czym jest Ride 2 Life? W maju Damian i Piotr przejadą około 3500km wzdłuż granic Polski w celu zebrania pieniędzy na leczenie Piotra. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – Ride 2 Life ma spopularyzować wiedzę o stwardnieniu rozsianym. Akcja jest zresztą objęta patronatem Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. Jeżeli nie wiecie to SM jest chorobą autoimmunologiczną. Organizm zaczyna atakować własne komórki nerwowe, systematycznie niszcząc otoczki mielinowe. Co z kolei sprawia, że nerwy nie są w stanie normalnie funkcjonować i prawidłowo przekazywać impulsów. To tak jak gdyby systematycznie usuwać warstwami izolację z przewodów sygnałowych. W pewnym momencie przestaną pełnić swoją funkcję. Diagnozę, która zmieniła całe jego dotychczasowe życie, Piotr usłyszał 10 lat temu. To dużo czy mało? Z perspektywy osoby chorej – przypuszczam, że wieczność. Szczególnie, jeżeli informacja przekazana jest na zasadzie „za 4 lata wózek, a potem zobaczymy co dalej”. Piotr szczęśliwie się nie poddał. Wie natomiast z jakimi problemami codziennie spotykają się w Polsce ludzie dotknięci tą chorobą, jak ważne jest odpowiednie leczenie. W dodatku jako motocyklista chce pokazać, że nie jesteśmy wariatami siejącymi pożogę i zniszczenie na drogach. Chyba jak mało która grupa użytkowników określonych pojazdów jesteśmy w stanie się zmobilizować i sprawnie przeprowadzić wiele akcji. Trasa zajmie 10 dni – od 11.05 do 19.05. Całość przedstawia się następująco: Dzień 1 – 11.05.2013 Dzień 2 – 12.05.2013 Dzień 3 – 13.05.2013 Dzień 4 rano – 14.05.2013 Dzień 4 wieczorem Dzień 5 – 15.05.2013 Dzień 6 – 16.05.2013 Dzień 7 rano – 17.05.2013 Dzień 7 wieczorem Dzień 8 – 18.05.2013 Dzień 9 – 19.05.2013 Jest ambitnie, znając część dróg nawet bardzo. Dlatego też sprzęt musi być odpowiedni – Yamaha Motor Polska dostarczyła dwie popularne „Tenerki” XT660Z Tenere. Kusi mnie, żeby przewietrzyć cylindry Smoka chociaż na krótki fragment jakiegoś odcinka. Zobaczę czy obowiązki mi pozwolą na coś takiego. Skoro jesteśmy przy sponsorach, fajnie że parę większych firm dołączyło do sponsorowania całej akcji: Orlen pokrywa koszty paliwa, Fiat Auto Poland zapewnił samochód wsparcia technicznego, Z kolei Carrefour Polska, zarazem pracodawca Piotra od lat wspierający go w walce z chorobą, jest partnerem strategicznym akcji. Myślę, że to nie koniec darczyńców. Jeżeli ktoś jest zainteresowany wsparciem chłopaków i Ride 2 Life to najlepiej ich łapać przez profil na FB. Wyświetl pełny artykuł
  17. odcinek 2 Druga część odpowiedzi na Wasze pytania zadawane na Facebooku. Wcześniejsze odpowiedzi możecie zobaczyć tutaj. Oczywiście nadal można zadawać pytania. Dziś lakonicznie, bo pakuję się do Bristolu, więc nie ma się co rozpisywać. Wyświetl pełny artykuł
  18. Od Browaru Południe otrzymałem przesyłkę z trzema nowymi piwami i prośbą o opinię na ich temat ich wyglądu i zawartości. Zacznę może od wyglądu, bo jest w zasadzie wspólny dla wszystkich piw. Mi się podoba. Jest czytelnie, elegancko i z gustem. Jedynie napisy na kontrze bym powiększył, bo starsi ludzie bez lupy mogą sobie nie poradzić. Nie podoba mi się natomiast sama nazwa. Niby kojarzy się z Krakowem, ale brzmi jakoś twardo, germańsko, nie po naszemu. Bardziej niż nazwa czy wygląd butelek interesuje mnie ich zawartość. Zanim zacznę degustację, to jeszcze kilka słów wyjaśnienia, bo nowa marka może się niektórym wydać znajoma. Krakauer to nowa linia piw z Browaru Południe. Wcześniej ten sam browar na zlecenie zewnętrzne produkował do złudzenia podobne Krakowiaki. Podmioty się ostatnio rozstały, ale chyba żadna ze stron nie chciała się rozstać z marką i produktem. W efekcie będziemy mieć na rynku Krakauery i Krakowiaki (warzone już gdzieś indziej). Nie będę wchodził w politykę i wyjaśnianie kto komu co i dlaczego. Zajmę się wyłącznie tym, co w butelce. Mnie od nadmiaru głowa nie boli, byle piwo było dobre. Krakauer Niefiltrowany – jasny lager Ekstrakt: 12Blg, alkohol 5,5% Skład: woda, słód pilzeński i karmelowy, chmiel, drożdże. Wygląd: złote, lekko opalizujące, jednakże dalekie od mętnego. Piana biała, drobna, średnio obfita, krótkotrwała. Aromat: całkiem wyraźny jak na jasnego lagera. Słodowy, lekko miodowy. Czuć także delikatną kwiatową nutę (chmiel?). W sumie takie regionalny klasyk. Przyjemny, ale niczym nie zaskakuje. No, może zaskakuje lekkim siarkowodorem przy pierwszym niuchnięciu. Wysycenie: nieco za wysokie, rozdymające. Smak: wyraźnie kwaskowaty, minimalnie słodowy, czuć też odrobinę miodu. Goryczka w zasadzie nie istnieje – jest bardzo symboliczna. Odczucie w ustach: lekkie, o niskiej treściwości, nawet zahaczające o wodnistość (gdzie się podziało 12% ekstraktu?). Dwutlenek węgla miło podszczypuje język. Pije się nieźle. Wrażenie ogólne: Krakauera niefiltrowanego podsumuję jednym słowem – nijakie. Kompozycja nie jest ani zła, ani dobra. Aromat w sumie nawet przyjemny. Smak rozczarowuje – mocno kwaskowate, niemal bez goryczki. Do tego w odczuciu wodniste. Można wypić do obiadu czy grilla, ale nie ma zbytnio na czym nosa i języka zawiesić. Ocena: 5.5/10 Krakauer Miodowy – aromatyzowany lager Ekstrakt: 12Blg, alkohol 5,2% Skład: woda, słód pilzeński i karmelowy, chmiel, miód gryczany, drożdże. Wygląd: złote, lekko opalizujące, wygląda jak brat bliźniak niefiltrowanego. Piana także podobna, choć nieco trwalsza. Aromat: miód, sztuczny miód przede wszystkim, a nie żaden gryczany, jak mi ktoś próbuje wmawiać na etykiecie. W sumie to nawet lubię ten zapach, bo przypomina mi dzieciństwo. Kto lata młodości miał w latach 80-tych, wie o czym mówię. Wysycenie: średnio-wysokie, może być. Smak: słodki, ale też lekko kwaśny (jak w niefiltrowanym). Dzięki tej kwaśności daje się pić, bo słodyczy jest sporo, ale jest odpowiednio skontrowana. Goryczka jakaś jest, choć raczej symboliczna. Odczucie w ustach: lekko klejące od miodu, ale spore wysycenie i goryczka zdają się ratować sytuację. Jak na piwo miodowe pije się całkiem przyjemnie. Wrażenie ogólne: Piwa miodowe nie mają miejsca w moim codziennym menu, ale czasem jak widać trafiają do moich rąk i z ciekawością sprawdzam wtedy co tam znowu bystrzy piwowarzy nawarzyli. Krakauer miodowy jest całkiem pijalnym piwem o aromacie miodu sztucznego. Miód naturalny występuje chyba tylko na etykiecie. Jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę słodyczy, to śmiało może sięgnąć po Krakauera. Na plus na pewno jest fakt, że piwo nie jest ulepkiem. Da się wypić całą butelkę bez ryzyka omdlenia od nadmiaru cukru. Ocena: 5.5/10 Krakauer Miodowo-malinowy – aromatyzowany lager Ekstrakt: 12Blg, alkohol 5,3% Skład: woda, słód pilzeński i karmelowy, chmiel, miód gryczany, sok malinowy, drożdże. Wygląd: kolorem przypomina kompot z rabarbaru – coś pomiędzy pomarańczowym a czerwonym, wyraźnie opalizujące. Piana biała, lekko zabarwiona, drobna, początkowo dość obfita, ale szybko opada. Aromat: dominuje sztuczny miód, w tle czuć także śladowy aromat syropu malinowego. Wysycenie: średnio-wysokie, może być. Smak: początkowo słodki, miodowy, ale szybko do głosu dochodzi kwaskowatość piwa bazowego podkreślona nieco smakiem soku z malin. Co najważniejsze, maliny smakują całkiem naturalnie i mogą się podobać. Goryczka jak w pozostałych Krakauerach – raczej symboliczna. Odczucie w ustach: podobne do miodowego, ale nieco wytrawniejsze, bardziej pijalne. Nie jest źle. Wrażenie ogólne: Daleki jestem od zachwytu, lecz muszę przyznać, że połączenie miodu i malin nie wypada tutaj źle. Do tego piwo nie jest przesadnie słodkie (choć trochę jest). Jeśli masz ochotę na mocno aromatyzowane piwo i nie przeszkadza ci aromat sztucznego miodu, to możesz śmiało sięgnąć po Krakauera Miodowo-Malinowego. Ocena: 5.5/10 Jeszcze kilka słów podsumowania. Krakauery to piwne średniaki. Ciężko się nad nimi zachwycać, ale też trudno doszukać się wielkich wad. Jedynie co mnie ubodło, to aromat sztucznego miodu. Jestem miłośnikiem miodu gryczanego i doskonale znam jego aromat. Niestety w Krakauerach występuje on tylko na etykiecie. W zamian dostajemy aromat identyczny z naturalnym. Trochę to nie fair wobec konsumenta. Post Krakauery trzy pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  19. odcinek 1. Mówiłem, że będę odpowiadał na pytania dopiero po powrocie z Bristolu, ale nie dałem rady. Pierwsza część odpowiedzi już dzisiaj. Jeśli nie wiecie o czym mowa, zerknijcie na profil Browaru Kopyra na Facebooku. Tam też można zadawać kolejne … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. Brown Porter to drugie, po Pacific Pale Ale, piwo z Browaru Artezan, które jest mi dane testować w wersji butelkowej. Ciekawe jest już samo opakowanie piwa, które wygląda jak produkt rodem z browaru domowego. Swojska zastępcza etykieta wygląda totalnie amatorsko, ale dla mnie jako piwowara domowego ma niepowtarzalny urok. Pomysł na to piwo powstał podobno spontanicznie. W browarze zostało sporo ciemnych słodów po i trzeba było je jakoś spożytkować. Sprawdźmy zatem co piwowarzy Artezana potrafią ukręcić z „resztek”.Artezan Brown Porter Ekstrakt: 13Blg, alkohol 5% Skład: woda, słód, chmiel, drożdże Wygląd: ciemno brązowe, pod światło hebanowe. Piana beżowa, bardzo nietrwała, znika w przeciągu chwili. Aromat: dzieje się dość sporo pomimo tego, że aromat nie jest jakoś szalenie intensywny. Jest bogata słodowość w wydaniu ciemnym, aromat opiekany, chleba razowego, a także odrobina kawy i orzechów. Wysycenie: niskie, delikatne, perliste, właściwie dobrane i bardzo przyjemne. Smak: słodowy, nawet nieco słodki, ale finisz jest kwaskowaty, zwieńczony dobrze dobraną, krótką i przyjemną goryczką. Odczucie w ustach: piwo jest średnio treściwe, ale sumarycznie wytrawne (kwaskowatość, wysycenie, goryczka). Bardzo pijalne. Wrażenie ogólne: Aromatyczne i harmonijne, do tego ekstremalnie pijalne. Ma wszystko, co piwo w tym stylu mieć powinno. Ktoś może powiedzieć, że Brown Porter jest nudny i rzeczywiście miłośnicy mocnych wrażeń mogą się czuć zawiedzeni. Jeśli jednak szukasz ponadprzeciętnego piwa codziennego, to jest to propozycja dla ciebie. To zdecydowanie jedno z najlepszych ciemnych piw na polskim rynku. Ocena: 7.5/10 Post Artezan Brown Porter pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  21. i 100 pytań do kopyra. Dzisiaj recenzja Rauchbocka z Pinty, czyli Jak w Dym. Pierwsza warka opisana była tutaj. Tymczasem na profilu Browaru Kopyra na Facebooku pękła magiczna bariera 1000 obserwujących. Z tej okazji postanowiłem odpowiedzieć na Wasze pytania, takie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  22. Alebrowar przyzwyczaił nas już do bezkompromisowych niespodzianek. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dziecka tej kontraktowej inicjatywy. Smoky Joe to piwo określone jako Whisky Extra Stout. Tłumacząc na zrozumiały język jest to mocniejsza odmiana stoutu uzupełniona aromatem whisky. Nie znaczy to jednak, że ktoś dodał do tego piwa wódy na myszach. Aromat whisky, to w przypadku piwa aromat słodu whisky. Jest to rodzaj słodu używanego także do produkcji myszowatej. Słód taki jest wędzony (suszony) w piecach opalanych torfem. W wyniku tego zabiegu uzyskuje unikalny aromat, określany dość brzydko jako zapach asfaltu czy spalonej gumy. W praktyce nie jest aż tak źle. To po prostu rodzaj wędzonki, choć nieco innej niż ta, którą znamy ze swojskich wędlin. Smoky Joe – dymiony (extra) stout Ekstrakt: 16Blg, alkohol 6,2% Skład: woda, słody, owies, jęczmień palony, chmiel, drożdże Wygląd: smoliście czarne, nieprzejrzyste jak na stout przystało. Piana beżowa, obfita, gęsta, drobna, choć z większymi pęcherzykami. Jest wzorcowa, utrzymuje się dzielnie i pięknie rysuje firanki na szkle. Aromat: przy pierwszym podejściu czuć głównie popiół. Czuję go tak wyraźnie, jak bym wąchał popielniczkę. Dalej jest już lepiej – ujawniają się aromaty typowe dla stoutu – czekolada, kawa, akcenty słodowe i palone. Wysycenie: niskie, jak należy. Smak: w pierwszym odczuciu sporo słodyczy. Retronosowo mocno zarysowuje się torfowa wędzoność, która nomen omen nie była zbytnio wyczuwalna w zapachu. Finisz jest delikatnie kwaskowaty (z czasem coraz bardziej) z mocno zaznaczoną goryczką, która rozwija się jeszcze po przełknięciu i daje o sobie znać przez dłuższą chwilę. Odczucie w ustach: początek przyjemny – średnio-wysoka pełnia w połączeniu z aksamitną gładkością sprawia fajne wrażenie. Końcówkę psuje jednak cierpka, nieco zalegająca goryczka. Mimo podkręconego ekstraktu, piwo jest wysoce pijalne (sesyjne). Wrażenie ogólne: Nie do końca rozumiem zachwyty nad Dymionym Józkiem. Choć piwo ma sporo zalet (począwszy od piany, poprzez przyjemną bazę i wysoką pijalność, po przyjemny dymiono-torfowy posmak) to ma także kilka wad. Pierwsza z nich to aromat popiołu. Nigdy w żadnym piwie nie spotkałem go na takim poziomie. Palaczom może się podobać, mi nieco przeszkadza. Druga rzecz, to niezbyt udana goryczka – długa, cierpka, zalegająca. Sumarycznie jest dobrze, ale do doskonałości sporo brakuje. Mam nadzieję, że zapowiedziane już kolejne warki będą wyzbyte tych niedociągnięć i Smoky Joe dociągnie do poziomu reszty piw z alebrowarowego podwórka. Ocena: 6.5/10 Post Przydymiony Józek pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  23. Już dawno opadł kurz po pierwszej, drugiej i trzeciej, Agi i Tomka bitwie na smaki. Dania przygotowywane są zawsze do konkretnego piwa, tak aby piwo i jedzenie dobrze do siebie pasowały. Czytaj całość na blogu autora
  24. Już dawno opadł kurz po pierwszej, drugiej i trzeciej, Agi i Tomka bitwie na smaki. Dania przygotowywane są zawsze do konkretnego piwa, tak aby piwo i jedzenie dobrze do siebie pasowały. Czytaj całość na blogu autora
  25. Już dawno opadł kurz po pierwszej, drugiej i trzeciej, Agi i Tomka bitwie na smaki. Dania przygotowywane są zawsze do konkretnego piwa, tak aby piwo i jedzenie dobrze do siebie pasowały. Czytaj całość na blogu autora
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.