Pierre Celis
Members-
Postów
4 652 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
[Piwny Garaż] NIESMAKOBURCZY IMPERIAL COFFEE STOUTWylewam pieniądze do zlewu
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
żebyście sami nie musieli tego robić Aktualnie rynek piwny w Polsce przeżywa wyjątkowo żywiołowy rozkwit. Nic więc dziwnego, że ściągane są do kraju różne wynalazki, jak również są takie i u nas warzone. Większość zazwyczaj omija się szerokim łukiem, natomiast czasami diabeł podkusi i szarpniemy się na coś, eufemistycznie ujmując, niestandardowego. Tylko potem głupio się przyznać, że piwo za większe pieniądze zostało po dwóch łykach bezpardonowo zlane do kanalizacji. Są granice brawury i nie ma co się zmuszać do piw, które albo są wstrętne albo wręcz ich wpływ na nasz organizm może być wielką nieznaną i wyprawą na nieodkryte terytoria doznań. Dzisiaj mam akurat trzy takie piwa. Pierwsze dwa to piwa z czeskiego Cieszyna. Jedno i drugie bardzo elegancko opakowane, fajna szata graficzna i etykiety. Chyba jeszcze nie widziałem takiej ilości piktogramów na etykiecie od piwa. Sachsenberg Chilli Piana: Opada minimalnie wolniej niż na coli. Co ciekawe jest różowawa. Barwa: Piękna, rubinowa. Spodziewałem się, że piwo o takiej nazwie może być czerwonawe. Niby jest niefiltrowane, ale mój egzemplarz był idealnie klarowny. Zapach: Cukrowo-żurawinowy. W tle delikatny aromat chilli. W zasadzie nic poza tym. Smak: Kiepskie wysycenie. Samo piwo jest angażujące w smaku, ale jednak nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pierwsze uderzenie to cukrowa ulepkowatość, przechodząca w pikantność kapsaicyny, bo skończyć gryzącym cukrowo-chilli posmakiem. Makabra. Poszło w cholerę do zlewu. Horror. Sachsenberg Peprove Piana: Brązowawa, wytrzymuje trochę dłużej niż w przypadku Chilli. Również pozostawia po sobie wspomnienie. Barwa: Palisander. Tutaj przynajmniej pod światło widać, że jest opalizujące. Zapach: Świeżo zmielony pieprz. I na tym się zaczyna i kończy. Smak: Niskie wysycenie tak jak w przypadku Chilli. Początkowa lekka słodowość przechodzi w pyliste uczucie pieprzności. W dodatku wrażenie jak po kroplach żołądkowych. Podzieliło los poprzednika. Ale to może przynajmniej do jakiejś marynaty do mięs by się nadawało. Shark v2.0 Zastanawiałem się czy nie być złośliwym i nie wstawić tylko zdjęcia z tekstem „Tak wygląda, nie kupujcie. Poczekajcie na v3.0.” No, ale dobra. Przy okazji jest to edycja mocno kolekcjonerska, na półce Piwonii etykiety Shark 2.0 mieniły się całą feerią barw. Piana: Średnio i drobnopęcherzykowata. Początkowo bujna, utrzymuje się w formie dywanika. Śnieżnobiała. Barwa: Miodu lipowego. Nieklarowne. Zapach: Diacetyl i amerykańskie chmiele. Lekka słodowość daje nam wątpliwą przyjemność wąchania chmielonego jogurtu zbożowego. W sumie powtórka z Sępa tylko, że z mocniejszym aromatem chmielowym. Smak: Bardzo niska pełnia, którą jednak podbija diacetyl. Pierwszy, krótki akord słodu przechodzi w chmielową gorycz oraz paskudną, pozostającą goryczkę grejpfrutową. Trzyma dobre 2-3 minuty po łyku. Jeżeli ktoś kiedyś próbował Citrosept to wie jakie to uczucie. Generalnie ma się ochotę wylizać ścianę, żeby to zetrzeć z języka. Tak jak poprzednie poszło do zlewu. Znowu będzie, że się czepiam Kopyra, ale kurde: nie czepiam się człowieka, czepiam się piwa. A to jest mocno słabe. 8 złotych za małą butelkę męczącego i wadliwego piwa? Ja rozumiem, że rynek to nie konkurs, ale takie piwo zostało by odrzucone już w eliminacjach. Wyświetl pełny artykuł -
żebyście sami nie musieli tego robić Aktualnie rynek piwny w Polsce przeżywa wyjątkowo żywiołowy rozkwit. Nic więc dziwnego, że ściągane są do kraju różne wynalazki, jak również są takie i u nas warzone. Większość zazwyczaj omija się szerokim łukiem, natomiast czasami diabeł podkusi i szarpniemy się na coś, eufemistycznie ujmując, niestandardowego. Tylko potem głupio się przyznać, że piwo za większe pieniądze zostało po dwóch łykach bezpardonowo zlane do kanalizacji. Są granice brawury i nie ma co się zmuszać do piw, które albo są wstrętne albo wręcz ich wpływ na nasz organizm może być wielką nieznaną i wyprawą na nieodkryte terytoria doznań. Dzisiaj mam akurat trzy takie piwa. Pierwsze dwa to piwa z czeskiego Cieszyna. Jedno i drugie bardzo elegancko opakowane, fajna szata graficzna i etykiety. Chyba jeszcze nie widziałem takiej ilości piktogramów na etykiecie od piwa. Sachsenberg Chilli Piana: Opada minimalnie wolniej niż na coli. Co ciekawe jest różowawa. Barwa: Piękna, rubinowa. Spodziewałem się, że piwo o takiej nazwie może być czerwonawe. Niby jest niefiltrowane, ale mój egzemplarz był idealnie klarowny. Zapach: Cukrowo-żurawinowy. W tle delikatny aromat chilli. W zasadzie nic poza tym. Smak: Kiepskie wysycenie. Samo piwo jest angażujące w smaku, ale jednak nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pierwsze uderzenie to cukrowa ulepkowatość, przechodząca w pikantność kapsaicyny, bo skończyć gryzącym cukrowo-chilli posmakiem. Makabra. Poszło w cholerę do zlewu. Horror. Sachsenberg Peprove Piana: Brązowawa, wytrzymuje trochę dłużej niż w przypadku Chilli. Również pozostawia po sobie wspomnienie. Barwa: Palisander. Tutaj przynajmniej pod światło widać, że jest opalizujące. Zapach: Świeżo zmielony pieprz. I na tym się zaczyna i kończy. Smak: Niskie wysycenie tak jak w przypadku Chilli. Początkowa lekka słodowość przechodzi w pyliste uczucie pieprzności. W dodatku wrażenie jak po kroplach żołądkowych. Podzieliło los poprzednika. Ale to może przynajmniej do jakiejś marynaty do mięs by się nadawało. Shark v2.0 Zastanawiałem się czy nie być złośliwym i nie wstawić tylko zdjęcia z tekstem „Tak wygląda, nie kupujcie. Poczekajcie na v3.0.” No, ale dobra. Przy okazji jest to edycja mocno kolekcjonerska, na półce Piwonii etykiety Shark 2.0 mieniły się całą feerią barw. Piana: Średnio i drobnopęcherzykowata. Początkowo bujna, utrzymuje się w formie dywanika. Śnieżnobiała. Barwa: Miodu lipowego. Nieklarowne. Zapach: Diacetyl i amerykańskie chmiele. Lekka słodowość daje nam wątpliwą przyjemność wąchania chmielonego jogurtu zbożowego. W sumie powtórka z Sępa tylko, że z mocniejszym aromatem chmielowym. Smak: Bardzo niska pełnia, którą jednak podbija diacetyl. Pierwszy, krótki akord słodu przechodzi w chmielową gorycz oraz paskudną, pozostającą goryczkę grejpfrutową. Trzyma dobre 2-3 minuty po łyku. Jeżeli ktoś kiedyś próbował Citrosept to wie jakie to uczucie. Generalnie ma się ochotę wylizać ścianę, żeby to zetrzeć z języka. Tak jak poprzednie poszło do zlewu. Znowu będzie, że się czepiam Kopyra, ale kurde: nie czepiam się człowieka, czepiam się piwa. A to jest mocno słabe. 8 złotych za małą butelkę męczącego i wadliwego piwa? Ja rozumiem, że rynek to nie konkurs, ale takie piwo zostało by odrzucone już w eliminacjach. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli piwo sosnowo-świerkowe. Kolejne po Fraoch i Profanity Stout piwo ze szkockiego browaru Williams Bros. O samym browarze więcej w tych wcześniejszych wpisach. Tym razem jest to receptura Wikingów, wykorzystująca młode (tu mam zawsze problem) pędy sosny i świerku. Miałem … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[piwolog] Greene King Abbot Ale – wyspiarski “chleb powszedni”
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Abbot Ale – premium bitter / ESB Ekstrakt: 12,1Blg, alkohol 5% Wygląd: kolor ciemnej herbaty, klarowne. Piana kremowa, nietrwała, już po chwili znika bez śladu. W zasadzie jest to typowe dla bitterów, więc nie ma się czym przejmować. Aromat: nikły, karmelowy ze śladową domieszką ziemisto-trawiastego chmielu i odrobiną owocowych estrów. Do tego wyraźny skunksik, czyli efekt trzymania piwa w przezroczystej butelce. Jasna butelka nie zabezpiecza piwa przed promieniami UV, więc piwo jest podatne na efekt nasłonecznienia, w wyniku którego przyjemny aromat chmielowy zamienia się w mniej przyjemny (choć przez wielu lubiany) aromat skunksa. Wysycenie: umiarkowane, typowe dla butelkowych wersji wyspiarskich ejli. Smak: słodowo-karmelowy, ale też chmielowy. Goryczka tępa, średnio-wysoka, długo majaczy na tyłach języka. Odczucie w ustach: pełnia niska, lekko w kierunku średniej. Podszczypujące wysycenie i wyraźna goryczka potęgują uczucie wytrawności, nakłaniając do kolejnego łyku. Wrażenie ogólne: Abbot Ale nie oferuje zbyt wiele, ale ma jeden niezaprzeczalny atut – wysoką pijalność, czyli to co bitter ma głównie oferować. Z założenia jest to piwo do gaszenia pragnienia i długich biesiad. I do tego nadaje się znakomicie. Jedynie goryczka do poprawy, bo nie jest udana, a w miarę picia bardziej męczy niż orzeźwia. Ocena: 5.5/10 Wyświetl pełny artykuł -
czyli uczciwy Wojak i rozwadniany Bud. Dziś tylko dwie sprawy i w formule bardziej publicystycznej, niż telexpressowej. Pierwsza dotyczy nowej reklamy Wojaka. Jeśli nie widzieliście jej jeszcze, to musicie to zobaczyć. Druga sprawa, w pewnym sensie zazębia się z pierwszą. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli co trzeba poprawić. Druga warka Sharka nie jest taka jak sobie wymarzyłem. Może to dlatego, że jak degustowałem 4 przeleżakowane IPA, to przechwalałem się, że Shark je wdpecze w glebę. Może by i wdeptał, ale głównie dlatego, że przeciwnik … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Bydlęca żółć, spirytus i puszka to przepis na piwo koncernowe?
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Za sprawą mało znaczącego artykułu na stronie Fakt.pl, który powielają bez jakiejkolwiek refleksji kolejne portale internetowe wraca temat piwnych mitów, czyli tego jak powstaje piwo koncernowe. Otóż wg Fakt.pl „Promocyjne piwo to mieszanina wody z cukrem alkoholem i chemią z … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
http://4.bp.blogspot.com/-Qzn7N0VlcjY/UGSxSLqzypI/AAAAAAAABPw/EE0K4R5sq1U/s200/images.jpg Jeden z największych na świecie koncernów piwnych Anheuser-Busch InBev musi bronić się przed zarzutami rozcieńczania wodą swoich najpopularniejszych marek jak Budweiser, Bud Ice, Bud Light Platinum i in. Amerykańskie Stowarzyszenie Konsumentów złożyło w kilku stanach pozew przeciw koncernowi, że oszukuje konsumentów deklarując nieprawdziwe dane o zawartości alkoholu na etykietach. Stronę skarżącą wspierają byli pracownicy Anheuser-Busch twierdząc, że rozcieńczanie piw typu premium należało do stałych praktyk koncernu. Koncern odpiera te zarzuty twierdząc, że przy swoich piwach trzyma się dokładnie przepisów o znakowaniu napojów alkoholowych i ich nie łamie. View the full article
-
Jeden z największych na świecie koncernów piwnych Anheuser-Busch InBev musi bronić się przed zarzutami rozcieńczania wodą swoich najpopularniejszych marek jak Budweiser, Bud Ice, Bud Light Platinum i in. Amerykańskie Stowarzyszenie Konsumentów złożyło w kilku stanach pozew przeciw koncernowi, że oszukuje konsumentów deklarując nieprawdziwe dane o zawartości alkoholu na etykietach. Stronę skarżącą wspierają byli pracownicy Anheuser-Busch twierdząc, że rozcieńczanie piw typu premium należało do stałych praktyk koncernu. Koncern odpiera te zarzuty twierdząc, że przy swoich piwach trzyma się dokładnie przepisów o znakowaniu napojów alkoholowych i ich nie łamie. Czytaj całość na blogu autora
-
to na pewno przez żółć bydlęcą Akurat kwestia piwnych mitów, a w szczególności oszukiwanie poprzez dodawanie żółci bydlęcej zamiast chmielu, jest tak wyświechtanym tematem, że do tej pory nie chciało mi się nim zajmować. Jakoś tak mam awersję do wymacanych rzeczy. Tylko, że wczoraj jak zobaczyłem na głównej stronie Onetu planszę na ¼ strony alarmującą przed nieuczciwymi producentami pękła mi żyłka pierdząca. Papier jest cierpliwy, z kolei bity (jak pokazuje internetowa rzeczywistość) są jeszcze bardziej. Skoro można na głównej stronie promować artykuł z wypisanymi absolutnymi pierdołami, plus jako źródło podawać tabloid, to zaczynam się zastanawiać dokąd zmierza dziennikarstwo. I jednocześnie obawiać, że przy następnym takim „artykule” dostanę apopleksji. Do tej pory pytanie o dolewanie spirytusu czy właśnie o tą nieszczęsną byczą żółć pojawiało się na każdym evencie czy szkoleniu, który prowadziłem. Ba, nawet ostatnio zostałem zaskoczony mutacją tego mitu, a mianowicie pytaniem czy to prawda, że do piwa dodaje się mocznik bydlęcy. Czyli jednak jest jakaś świadomość istnienia takiego mitu w narodzie, a takie publikacje tylko dowalają do pieca. Bo nie rozwiewają wątpliwości. Ważną kwestią jest ogarnięcie tematu żółci. Co to w ogóle jest i po co jest ssakom? Jeżeli chodzi o kwestię „produkcji” – żółć wydzielana jest przez wątrobę i następnie magazynowana w pęcherzyku żółciowym. Który z kolei jak wiemy z lekcji biologii ma ujście w dwunastnicy. To tak w skrócie. A co się dzieje w dwunastnicy? Odbywają się kolejne etapy trawienia pokarmu. W tym rozbijanie (pięknie zwanym emulgowaniem, stąd też emulgatory) tłuszczy na mniejsze krople, w celu zwiększenia powierzchni trawionego pokarmu. Ot, skuteczniejsze działanie. No dobra, ale żeby żółć mogła rozbić tłuszcze na mniejsze to nie może chyba być za bardzo hydrofilna? Więc właśnie, geniusz natury przerasta percepcję części dziennikarzy. Część molekuł jest hydrofilna, ale część jest hydrofobowa. Nie będę podawał całego składu żółci, ale mamy tutaj też takie substancje jak cholesterol czy lecytynę. Czy w takim razie żółć jest doskonale rozpuszczalna w wodzie? Nie bardzo. Piwo z z jej dodatkiem zasadniczo miałoby piękne oka jak na rosole. Co jednocześnie implikuje brak piany, ponieważ tłuszcze są jednym z jej największych wrogów. Dostaliście piwo z dużą piwną czapą, a nie przepadacie za takim serwowaniem? Potrzyjcie palcem po nosie i dotknijcie nim piany. Et voilà. Ale ale, to skąd w takim razie taki pomysł? Cóż, podania związane z takim procederem są starsze od nas. I zapewne były przekazywane ustnie niepokojącym tonem głosu. Nie udało mi się odnaleźć w źródłach żadnego piwa, które byłoby serwowane z żółcią bydlęcą. Natomiast oczywiście są historie jak to w XV wieku warzono Gruit (piwo bez chmielu, ale z mieszanką różnych ziół, często o działaniu psychotropowym) i między innymi wykorzystywano żółć bydlęcą. Szczerze wątpię, wołowina zawsze była droga. Aż tak wiele z jednej krowy tej żółci się nie wyciśnie. Inna legenda głosi, że po II Wojnie Światowej w Rosji brakło chmielu, więc piwowarowie musieli warzyć piwo z tymże dodatkiem. Ta, no. W Sowieckiej Rosji piwo warzy ciebie. Za Żelazną Kurtyną różne cuda się działy, ale nie sądzę, by w Wódczanej Krainie odbywałaby się taka magia. W zasadzie to po jaką cholerę miałaby być ta żółć dodawana? Przecież to oczywiste: goryczka i kolor. Taki drobny szkopuł: chmiel zawiera kilkaset różnych substancji, żywic i olejków i nie ma szans na jego podrobienie w laboratorium. Słód można zastąpić, chmielu się nie da. Przy okazji, dopiero teraz producenci chmielu zaczęli podawać bardziej zaawansowany skład niż samą zawartość alfa kwasów. A i tak jest to raptem kilka substancji. Co więc wpływa na kolor piwa? słód Podczas produkcji słodu tworzą się melanoidyny w procesie zwanym reakcją Maillarda. Którym to procesem można przy słodowaniu sterować. Dodatkowo słód można prażyć czy palić. woda Im woda, a więc i zacier, są bardziej zasadowe, tym więcej związków barwnych wymywanych jest ze słodu. warzenie Dłuższe, żywiołowe warzenie sprawia, że znowu zachodzi reakcja Maillarda. A nawet karmelizacja. Już w czasie warzenia brzeczka może zauważalnie ściemnieć. W drugą stronę też to działa – podgotowywanie (zamiast porządnego gotowania) sprawi, że nie będzie zimnego i gorącego przełomu i wiele składników zostanie w piwie. Przyciemniając je. fermentacja Część substancji, które wpływają na barwę gotowego piwa może zostać usunięta z tego piwa wraz z komórkami drożdżowymi. Co z kolei rozjaśni barwę. filtracja To akurat rozumie się samo przez się. Spróbujcie nalać pszenicę bez drożdży, oraz nalejcie to samo piwo z drożdżami do drugiego szkła. Które jest ciemniejsze? utlenienie Reakcja piwa z tlenem może przyciemnić barwę. To samo dotyczy gorącej brzeczki zostawionej zbyt długo na whirlpoolu. chmiel Niby jak chmiel może wpłynąć na barwę? Okazuje się, że jeżeli mamy do czynienia z bardzo jasnymi Pale Ale, Pilsami czy India Pale Ale wielokrotne dodawanie chmielu (w tym chmielenie na zimno) może zauważalnie przyciemnić piwo. Skąd w takim razie nadal ten mit jest obecny w kulturze? Abstrahując od krzewienia ciemnoty przez beznadziejne artykuły w internecie. W browarach używane są 2 substancje, które przy sporej dawce samozaparcia (ewentualnie zrobieniu kogoś w jajo i sprzedaniu mu ciemnoty) można uznać za mityczną żółć. Przynajmniej tak wynika z mojego doświadczenia w pracy w browarze. Goryczkowy ekstrakt chmielowy Jak wygląda żółć? Ot takie mało apetyczne paskudztwo, żółto-bure i gęste. A jak ekstrakt goryczkowy? Żółto-zielono-bure, gęste, trochę płynne, a trochę jak scukrzony miód. Przy pewnej dozie krwi w alkoholobiegu można doszukiwać się podobieństw. Szczególnie, jeżeli kogoś zrobi się w konia i powie, że to właśnie jest żółć. Różne pomysły chodzą po ludziach. Przy okazji najstarszy numer świata w browarze polega na daniu do spróbowania takiego ekstraktu. Przez dłuższy czas nie ma się smaku. Ale skoro chmiel jest taki naturalny, to po co coś takiego się stosuje? Czy to już nie oszustwo? Dlaczego niby? To też jest chmiel. Tylko, że w „skompresowanej” formie. Taki chmielowy .zip. Nie jest to może najlepsze porównanie (bo kostki rosołowe mają w cholerę dodatków i uszlachetniaczy), ale to podobna zasada działania i użyteczności co w przypadku kostki rosołowej. Łatwiej zmieścić w kuchni małą paczuszkę z 6 kostkami, niż 6 porządnych brojlerów. Tak samo jest z chmielem. Szyszki zajmują cholernie dużo miejsca, dlatego praktycznie się już ich nie stosuje. To i fakt, że słabo się przechowują w czasie. Granulat pod tym względem jest znacznie bardziej wydajny, ale przy większych ilościach też zaczyna się robić problem. Natomiast jedna puszka takiego ekstraktu jest bardzo wydajna i powierzchniowo ekonomiczna. Drugą substancją jest 80% kwas mlekowy. Jeżeli baniak jest półprzezroczysty to osoba postronna zobaczy gęstą, pomarańczowawą ciecz. No żółć jak nic. Szczególnie, że kwaśno pachnie. Tyle tylko, że kwas mlekowy wykorzystywany jest do korekcji pH wody i zacieru. Żeby uzyskać te 5,2-5,4pH w którym to enzymy mają swoje optimum. Jest jeszcze taka kwestia, że bardzo chciałbym poznać chociażby jednego dziennikarza, który ciemnoty odnośnie żółci puszcza w świat. I zapytać jak wyobraża sobie przemysłowe pozyskiwanie tejże żółci z krów. W skali browaru przemysłowego, chociażby na jeden tankofermentor. Jeżeli ktoś koniecznie chce mieć piwo z żółcią – proszę, tutaj można kupić sobie liofilizowaną żółć w ramach suplementu diety. I następnie dodać do piwa. PS Spirytusu też się nie dolewa do piwa. PS 2 Natomiast można sobie zrobić piwo z kurczakiem. Wyświetl pełny artykuł
-
Dzisiaj dla odmiany temat kulinarny. Żeby jednak nie był całkiem oderwany od tematyki mojego bloga, będzie o specjale nierozerwalnie z piwem związanym. Nakladany Hermelin to popularna czeska przekąska do piwa. Smaczna i sycąca, a do tego bardzo prosta w przygotowaniu. Jest to po prostu ser Camembert marynowany z cebulą (i opcjonalnie papryką) w ziołowej zalewie. Danie jest kontrastowe. Względnie łagodna, kremowa odmiana sera uzupełniona jest pikantnością cebuli, czosnku i chilli. Całość uzupełnia stosunkowo intensywny aromat ziół. Przekąska będzie się zatem dobrze komponować z wyrazistymi i agresywnymi stylami piwa. Czeski pilzner jest tu oczywistością. Inną propozycją może być IPA w stylu angielskim lub amerykańskim. Składniki: 3 sery Camembert 1 duża cebula 6 ząbków czosnku olej rzepakowy lub słonecznikowy zioła prowansalskie słodka papryka kilka owoców jałowca liść laurowy pieprz cayenne Opcjonalnie: papryka konserwowa lub świeża. Zamiast pieprzu cayenne można także użyć papryczki chilli. Istotnym elementem całej zabawy jest słoik o szerokim wlocie lub wiaderko przeznaczone do żywności (np. po twarogu). Dobrze jest dobrać naczynie do rozmiaru serków. Z jednej strony musi być na tyle szerokie, żeby serki się zmieściły. Z drugiej na tyle wąskie, by nie było zbyt dużo wolnej przestrzeni po bokach. Ja użyłem słoika typu wek. Wybór względnie dobry, ale niestety po umieszczeniu składników zostaje sporo miejsca po bokach i trzeba poświęcić sporą ilość oleju. W efekcie tego ostatniego mi zabrakło i będę musiał w trybie pilnym dokupić i dolać, bo zalewa musi przykrywać całość, koniecznie! Serki dzielimy na pół. Jedną połowę posypujemy szczodrze słodką papryką oraz mniej szczodrze lub nawet oszczędnie pieprzem cayenne (wedle uznania). Ponadto wciskamy po dwa ząbki czosnku i składamy do kupy. Cebulę kroimy w plasterki. Ja akurat dzisiaj użyłem odmiany czerwonej, bo chcę sprawdzić jak się sprawdzi, ale oryginalnie stosuje się cebulę białą. W słoiku umieszczamy na przemian serki i cebulę. Wkładamy listek laurowy, wrzucamy kilka ziaren jałowca posypujemy szczodrze ziołami prowansalskimi. Zalewamy całość olejem tak, aby wszystko było dokładnie przykryte. Chowamy do lodówki na 3-5 dni. Warto po kilku godzinach sprawdzić czy poziom oleju nie opadł i uzupełnić ewentualne braki. Odkryty ser dość szybko pleśnieje. W końcu to ser pleśniowy Smacznego! Aha, po zjedzeniu zawartości oliwę z ziołami można (a nawet należy) wykorzystać do smażenia. Jest bardzo aromatyczna, więc szkoda, by się zmarnowała. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli piwne mity odcinek 3. Konserwą pogardliwie określana jest puszka, w którą zapakowane jest piwo. Wśród świadomych piwoszy cieszy się wyjątkowo złą sławą. Tymczasem statystyczny Kowalski uwielbia piwo puszkowe. Piwa w puszce sprzedaje się więcej niż w butelce zwrotnej. Czy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Podróże Kormorana to nowa seria piw Browaru Kormoran, która zapoczątkowana została jesienią zeszłego roku. Seria ma wprowadzać na nasz rynek nowości piwne “w których łączymy charakterystyczne cechy stylu i miejsca”. W pierwszym wydaniu miejscem jest Bawaria, a stylem weizenbock, czyli skrzyżowanie piwa pszenicznego z koźlakiem lub jak kto woli mocniejsza odmiana piwa pszenicznego (choć pierwsza definicja jest bliżej prawdy). Jesień to pora kiedy człowiek szuka czegoś treściwego i rozgrzewającego jednocześnie. Trzeba przyznać Kormoranowi, że ma znakomite wyczucie czasu. Mi z degustacją przyszło trochę poczekać. Po pierwsze dlatego, że Podróże Kormorana dość późno dotarły do mojego miasta, po drugie mam zwyczaju nie spieszyć się z degustacją piw mocnych. Czas zwykle robi im przysługę, więc cierpliwość jest jak najbardziej zalecana. Słyszałem o tym piwie wiele dobrego, szczególnie o wersji beczkowej, której niestety nie było mi dane spróbować. Bądźcie zatem czujni, bo będę oceniać pod wpływem sugestii. Podróże Kormorana – weizenbock Ekstrakt 16,5Blg, alkohol 6,6% Skład: woda, słody jęczmiene, słody pszeniczne, orkisz, miód, chmiel, drożdże. Wygląd: kolor to dość głęboki brąz. Zmętnienie jest średnie, równomierne. Piana beżowa, średnio obfita o fakturze dość grubej jak na piwo pszeniczne. Jest dość trwała, ale niestety znika bezpowrotnie w połowie stosunkowo powolnej degustacji. Aromat: tostowy, opiekany, gruszkowy z odrobiną bananów i drożdży oraz symboliczną nutą miodową. Także fenolowy z tym, że oprócz klasycznego goździka czuć nutę jakby metaliczną (chmiel?). Wysycenie: umiarkowane w kierunku wysokiego. Dobrane idealnie moim zdaniem. Smak: lekka słodowość uzupełniona smakiem jasnych winogron. Końcówka wytrawna, delikatnie kwaskowata. Goryczka niska, krótka, raczej symboliczna. Odczucie w ustach: gładkie, o średnio-wysokiej pełni. Nie musuje w ustach jak piwo pszeniczne, a jedynie delikatnie podszczypuje język. Wystarczająco, by dodać lekkości. Wrażenie ogólne: Plotki się potwierdziły. Weizenbock od Kormorana to naprawdę zacne piwo. Świetnie ułożone, lekkie w odbiorze, aromatyczne, a jednocześnie delikatnie rozgrzewające, dobrze pasujące do zimowej pory. Jedyny mankament to słaba piana, no i może ta nuta metaliczna, która z jednej strony nie przeszkadza, ale z drugiej nieco burzy porządek. Z drugiej strony brawo za miód i sposób jego użycia. Jest delikatny aromat, brak z kolei przesadnej słodyczy i kleistości. Kochane polskie browary – jeśli musicie stosować miód, to zdecydowanie idźcie tą drogą! Ocena: 7,5/10 Na koniec kilka ciepłych słów o oprawie tego piwa. Wypukła etykieta z kompletem informacji, zawieszka, piękny dedykowany kapsel. Po prostu klasa. Jeśli ma istnieć coś takiego jak piwo premium (tfu!) to właśnie tak powinno wyglądać i co najmniej tak smakować. Z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony serii. Na razie ukazała się tylko druga warka weizenbocka (warki są numerowane na etykiecie). Mam nadzieję, że już wkrótce, wczesną wiosną, pojawi się kolejne co najmniej tak samo dobre piwo z Kormorana. Wyświetl pełny artykuł
-
to jest imperialne Jakoś już tak wyszło w piwnym świecie, że najpotężniejsze wersje gatunków zwykło nazywać się imperialnymi. Zasadniczo przyjmuje się, że pierwszym piwem tego rodzaju był Imperial Russian Stout. W teorii piwo imperialne powinno charakteryzować się mocniejszym chmieleniem, wyższym ekstraktem i wyższą zawartością alkoholu. Dlatego też pojawienie się imperialnych pilsnerów, witbierów, czy lagerów było kwestią czasu. Jasne, że sporo to kwestia nazewnictwa. W końcu przymiotnik „imperialny” nadaje z automatu adekwatną (zapewne głównie do ceny) szlachetność. I też ułatwia wypozycjonowanie piwa. AIPA to w końcu nieustający hit, co może zatem pójść nie tak w IIPA czy potrójnym IPA? Anderson Valley Imperial IPA Piana: Śnieżnobiała, bujna, o strukturze i konsystencji ubitego białka. Oblepia szkło. Bardzo trwała. Barwa: Miodu lipowego, nie jest do końca idealnie klarowne. Zapach: Co ciekawe pojawia się zapach herbaty z cytryną. Chmiele są przede wszystkim cytrusowe, bardzo delikatnie żywicznie. Brzoskwinia, mango, miód. Potężna słodowość, podszyta delikatną nutą alkoholu. Bardzo złożony profil aromatyczny, mimo tylu różnych akcentów rozkładają się one w miarę równo jak również wszystkie razem dobrze grają. Zapach zdecydowanie zachęca do spróbowania. Smak: Dosyć mocno wysycone, w smaku również może skojarzyć się herbatą z cytryną. Początkowa słodowść bardzo płynnie przechodzi w cytrusowo-żywiczną goryczkę, by finiszować mocniejszą goryczką i lekką nutą alkoholową. Rozgrzewa w żołądku. Goryczka zresztą mimo tego, że jest dosyć wysoka to muszę przyznać, że jest wyjątkowo ułożona. Ma się ochotę na kolejny łyk piwa. Zacny trunek. Ponoć chmiel został dodany w 20 dawkach, kosmos. Powiem szczerze, że mimo teoretycznie wysokiej mocy jest tak zbalansowane, że jest złudnie lekkie. Pije się jak co najwyżej 6% alk piwo. To pułapka. Nie miałbym problemu z wchłonięciem kilku. Emelisse TIPA Piana: Średniobujna, drobnopęcherzykowata, lekko przybrudzona o żółtawym zabarwieniu. Oblepia szkło. Barwa: Czerwono-bursztynowe, mętne. Zapach: Przejrzałe morele, miód, bardzo słodowe, chmielenie w tej potędze estrów jest bardzo nikłe. Lekko cytrusowe. Lekka wanilia. Smak: Średnie wysycenie, piwo jest bardzo gęste, pełne. Chmielenie czuć już znacznie bardziej niż w zapachu, ale przy tej słodowości i ekstrakcie nie jest tak mocne. Finisz jest mydlano-goryczkowy, przy czym ta goryczka jest mocno cytrusowa. Coś jakby spróbować Citrosept. W zasadzie dwa akordy: potężna pełnia, a potem cytrusowa gorycz. W ramach ciekawostki można, ale nie kupiłbym tego po raz drugi. Anderson Valley IIPA znacznie lepsze. Pozostaje nam poczekać na nową warkę Imperium Atakuje i zobaczyć jak tam polska reprezentacja. Wyświetl pełny artykuł
-
z Brouwerij’t IJ, Brouwers Verzet, Mohawk i St. Eriks. Były wyleżakowane portery, wyleżakowane podwójne koźlaki, czy można leżakować IPA? Niestety nie dotarłem na sobotni powrót Sharka i postanowiłem zrekompensować to sobie degustacją czterech piw w stylu India Pale Ale. Co … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Ponieważ koncepcja się spodobała, teraz przetestujemy formę. Dziś, piwne newsy, w stylu telexpresu. Więcej newsów, a w nich o nowym piwie kolaboracyjnym, powrotach i premierach, browarach otwartych i mających się dopiero otworzyć. Z zagranicy o planach Anchor Brewing i Samuel … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Piwny Garaż] Black IPA, American Black Ale, Cascadian Dark Ale
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
a także wiele innych nazw dla tego samego zjawiska AIPA jest zdecydowanie smakiem zeszłego sezonu, a pewnie i w tym pozostanie w czołówce najbardziej pożądanych gatunków piw. W końcu i Rowing Jack i Atak Chmielu, który właśnie wrócił do sklepów, to dwie bardzo silne marki. I zacne piwa. Są jednak tacy ludzie, jak przykładowo ja, którzy mają słabość do ciemniejszych trunków. Co możemy wybrać, jeżeli chcemy ciemne, mocno chmielone piwo? Ano właśnie tzw. Black IPA. Nad nazewnictwem tego konkretnego zjawiska na światowej piwnej scenie napisałem już parę zdań tutaj i nie chce mi się powtarzać. Tak czy siak, ja konsekwentnie będę nazywał ten gatunek American Black Ale. Oddaje to istotę rzeczy. Na naszym rynku oprócz piw zagranicznych mamy dwa ABA – genialnego Black Hope z AleBrowaru oraz, jako jednorazowy wypust, Orkę z Browaru Widawa. Jak polscy przedstawiciele wypadają na tle obcych najeźdzców? Trzeba było się zatowarować i sprawdzić. Emelisse Black IPA Piana: Wybitna, całkowicie drobnopęcherzykowata, beżowa, jak ubite białka i konkretnie oblepia szkło. To chyba najlepsza piana ze wszystkich opisywanych do tej pory piw. Jestem pod wrażeniem. Barwa: Przebija delikatnie na ciemną wiśnię/ciemny palisander. Być może jest lekko opalizujące. Zapach: Chmiel, ale bardzo delikatny, lekko cytrusowy i ziołowy. W tle ciemne słody i aksamitna wanilia. Bardzo zbalansowany, przyjemny. Smak: Średnie wysycenie. Piwo jest treściwe, pełne. Przypomina imperialne wersje stoutów. Pierwszy akord to totalna pełnia, jasne słody, następnie wchodzą ciemne słód, by finiszować chmielowo-słodową goryczką. Jest też cytrusowo-ziołowy posmak, oraz dodatkowa goryczka cytrusowa. Finisz jest niestety pozostający. Całkiem zacne piwo. Po mojemu to mocno chmielony imperialny stout. Niestety cytrusowo-ziołowy, pozostający finisz jest dosyć nieprzyjemny i psuje odbiór piwa. Gdyby nie ten aspekt, Emelisse Black IPA byłoby pewnie częstym gościem w mojej lodówce. Widawa & Kopyra Orka Piwo już opisywałem wstępnie z prób polowych w Po Drugiej Stronie Lustra. Zobaczymy jak będzie z wersją butelkową. Piana: Beżowa i beznadziejnie słaba. Poszarpana, znika praktycznie od razu po nalaniu. Dobrze, że ustawiłem szybką migawkę. Dziwne biorąc pod uwagę, że wersja beczkowa miała naprawdę fajną pianę. Barwa: Czarne, brak jakichkolwiek prześwitów. Zapach: Ciemne słody, lekka czarna porzeczka i cytrusy od Amarillo. Niestety jest także lekki diacetyl i dym papierosowy/popiół. Wraz z ogrzaniem diacetyl i papierosy zaczynają dominować w zapachu. Przechłodzenie w PDSL zdecydowanie posłużyło Orce. „Szanuj Orkę, pij w temperaturze 10-14 stopni” – no nie bardzo. 6 stopni to jest maksimum, żeby mieć jakąś przyjemność. Smak: Pierwszy akord to ciemne słody i subtelna słodycz, następnie przechodzi w aromaty i cierpkość palonych słodów, by finiszować słabą jak na Kopyra goryczką. Niestety Orka pozostawia posmak popiołu i, mimo początkowo niskiej goryczki, nieprzyjemny szorstki finisz. Tym razem kupiłem tylko jedną butelkę, więc tylko jedną oceniam. Wersja lana była zdecydowanie lepsza. Znowu mamy aromaty papierosowe oraz diacetyl. Gdyby nie to i szorstki posmak piwo byłoby znośne. Nic specjalnego, można wypić jedno w knajpie. Brew Dog Libertine Black Ale Piana: Beżowa, średnio i drobnoziarnista. Opada do centymetrowej warstwy i oblepia szkło. Barwa: Czarna, nie prześwitująca. Zapach: Pierwsze co przyszło mi na myśl to Black Hope. Od początku gra chmiel, żywiczny, cytrusowy, lekkie mango, trochę nawet jakby marakuja. Następnie ciemne słody. To chyba najlepiej pachnące piwo Brew Doga z tych, które do tej pory piłem. Co ciekawe, jest to single hop – wykorzystano odmianę Simcoe. Świetny efekt. Smak: Dosyć nisko wysycone. Pierwszy akord to słodowość, następnie delikatna cierpkość ciemnych słodów, by zakończyć chmielowym finiszem. Goryczka jest całkiem zacna, nie jest za długa, jest przyjemna mimo że mocna. Pozostaje trochę pyliste uczucie. Zdecydowanie najlepsze piwo Brew Dog jakie do tej pory piłem. Mogłoby mieć mniej alkoholu, tak to sesyjność jest cokolwiek dyskusyjna. Ale jednak wolałbym kupić Black Hope, bardzo podobne piwo, a jednak ekonomicznie wychodzi lepiej. Plus krajowa produkcja. Left Hand Brewing Fade to Black Vol 4 Piana: Beżowa, bujna, drobnopęcherzykowata. Oblepia szkło. Barwa: Czarne jak krucze skrzydła. Zapach: No coś tu poszło nie do końca tak jak powinno. Amerykańskie chmiele są bardzo nikłe. Obecne są natomiast na początku serowe nuty starego chmielu. Potem wietrzeją. Wyczuwalna są także nuty koniakowe. Po ogrzaniu znacznie lepiej, wychodzą kwiatowe estry oraz ciemne słody. Smak: W smaku znacznie lepsze niż w zapachu. Wysycenie średnie. Startuje przyjemnymi słodowymi nutami, lekkimi rodzynkami, potem wchodzą ciemne słody, czekolada i kawa. Finisz palony, czekoladowy i nie aż tak bardzo goryczkowy. Niby IBU 64, ale w życiu bym nie powiedział. Po ogrzaniu znacznie lepsze. To akurat w przeciwieństwie do Orki zyskało na tym zabiegu. Warto się szarpnąć, ja na pewno jeszcze spróbuję przy okazji. AleBrowar Black Hope Po raz kolejny opisuję to konkretne piwo z AleBrowaru Piana: Genialna, bardzo bujna i o świetnej strukturze ubitego białka. Beżowa. Oblepia szkło i bardzo powoli opada do 0,5cm warstwy. Jest tak dobrze jak w przypadku Emelisse Black IPA. Barwa: Wielkie zaskoczenie, bo również ciemne jak noc w jaskini. Zapach: No cóż, stare dobre Black Hope. Może tym razem trochę bardziej żywiczno-chmielowe. Ale tak to to samo co w poprzednich opisach. Smak: Wysycenie średnie i drobne. Najpierw wchodzą ciemne słody i ogólna słodowość, przechodząca w chmielową goryczkę, by finiszować mocnym chmieleniem oraz paloną goryczką. Aksamitne w smaku. Światowa liga, bez dwóch zdań. Wypadałoby się chyba pokusić o drobne podsumowanie, czy też mini ranking. AleBrowar Black Hope BrewDog Libertine Black Ale Left Hand Brewing Fade to Black Vol. 4 Emelisse Black IPA Widawa&Kopyra Orka Porównywaliście któreś z tych piw? Wyświetl pełny artykuł -
czyli SIP – Smoked Imperial Porter. Tym razem degustacja piwa w stylu, który nie jest stylem opisanym w klasyfikacjach. Rzec można, że stworzonym ad hoc. Wydaje mi się, że takie podejście jest pozytywne z dwóch powodów. Po pierwsze pozwala na … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
co też oferuje nam Google Play ? Aktualnie mam takie nagromadzenie tematów i działań, że bez smartfona czułbym się jak bez ręki. Serio, zakup płaskiej cegły od Samsunga zdecydowanie ułatwił mi ogarnięcie tego co się dzieje z moim czasem. Poza tym z różnych względów zawodowo-blogowych jakoś mi lepiej psychicznie jak mam cały czas możliwość wejścia do sieci. Aczkolwiek fakt noszenia w kieszeni maszynki potężniejszej pod względem architektury niż laptop na którym pracuję jest dosyć zabawny. Wstęp wstępem, ale co ma wspólnego smartfon z piwem? Z rzeczy oczywistych wiadomo: fejsbuczek (a więc fanpejdże knajp i sklepów), przeglądarka do netu czy Tapatalk. Ale jak ze wszystkim, jest popyt – jest podaż. Okazuje się, że w Google Play można znaleźć całkiem sporo programów przydatnych nie tylko konsumentom, ale także piwowarom domowym czy ewentualnie sędziom. Nie wiem jak jest u konkurencji Google, akurat jestem fanem Androida a nie systemu giganta z Cupertino. Zresztą z tego co widzę coraz więcej osób ma w Polsce urządzenia oparte na systemie z zielonym robotem w logo. Dlatego postanowiłem zrobić mini cykl recenzji aplikacji dla piwoszy i piwowarów. Dzisiaj akurat będzie dla szerszej rzeszy konsumentów, ale już w następnym odcinku zajmę się aplikacjami dla piwowarów domowych. Może mi nikt tematu nie podprowadzi BCJP Beer Style Reference (BJCP Droid) Nie ma tutaj co za dużo pisać. Po prostu BJCP w kieszeni. Zamiast korzystać z pliku pdf czy grubego wydruku możemy w każdej chwili sprawdzić co też wymyślono odnośnie każdego z opisanych przez BJCP trunków – nie tylko piw. Wybierasz kategorię, konkretny styl i już możesz chłonąć wiedzę. Dodatkowo jest poglądowa skala SRM. Interfejs jest mocno minimalistyczny, co jest pozytywne. Encyklopedia nie potrzebuje wizualnych wodotrysków, a tak będzie działać nawet na słabszych urządzeniach. Wkurzają jedynie reklamy. BJCP jakie jest każdy wie, można się nie zgadzać. I często wręcz wypada. Ale nie zmienia to faktu, że warto poświęcić trochę pamięci telefonu na tą apkę. PocketBeer Lite Pomysł całkiem zacny: jesteśmy w sklepie, bierzemy nie wypróbowane jeszcze piwo do ręki, skanujemy kod kreskowy i wszechwiedzący internet mówi nam co wie o danym piwie. A potem możemy wrzucić na fejsbuczka co znaleźliśmy. W praktyce z 6 piw odnalazł tylko Anchor Breckle’s Brown. Guinness Draught, Pilsner Urquell, Black Hope, Delirium Christmas i Libertine Black Ale już nie miały takiego szczęścia. Od wersji płatnej różni się tylko możliwością dodania piwa do Ulubionych. Można sprawdzić w ramach krótkiej rozrywki na zasadzie „jakich piw nie znajdzie”. Tak to szkoda czasu. I prawdziwy kombajn na sam koniec. RateBeer for Android Jeżeli ktoś nie ma konta na RateBeer to polecam założyć. Dostępnych jest dzięki temu więcej opcji w samym programie. Dodatkowo konieczne jest zainstalowanie programu Barcode Scanner z którego aplikacja korzysta przy skanowaniu kodów kreskowych. Zaczynając od menu mamy na samej górze następujące opcje: możliwość wyszukania piwa/browaru, możliwość zeskanowania kodu kreskowego, możliwość nie mam pojęcia czego, bo wywala mi program Reszta ikonek jest o tyle logiczna, że nie ma sensu ich wszystkich opisywać dokładnie. Skupię się na de facto najważniejszych. W profilu oczywiście możemy zarządzać swoim kontem na portalu RateBeer. Dodatkowo wyświetlane są skrócone statystyki dotyczące naszej działalności nań: ile piw i lokali oceniliśmy, średnie wyniki jakie przyznaliśmy itp. Beer Styles są o tyle ciekawe, że nie wiedziałem iż jest tyle odmian Sake. Warto mieć dla porównania z BJCP. Style są opisane znacznie krócej, mają dać ogólne pojęcie co to za piwo. Tutaj akurat przykład Black Ale: Offline Notes pozwalają nam na ocenę piwa. Zgodnie z aktualnymi trendami możemy oczywiście oceną pochwalić się na portalach społecznościowych. Places to bardzo fajna i przydatna opcja. Korzystając z BTSów (a i pewnie GPS, jeżeli będziemy mieli włączony odbiornik) określa miejsce w którym się znajdujemy i podaje ciekawe lokale w pobliżu, łącznie z odległością. Punkty lansu tym przyznaję Piwonii, która wyskoczyła jako pierwsza. Co więcej, po kliknięciu na lokal możemy sprawdzić adres, telefon, lokalizację na mapie oraz ofertę. Oczywiście o ile właściciel zadbał o podanie takich informacji. Plus oczywiście „zszerowanie lokalu na sołszjalach” oraz zaznaczenie swojej obecności w przybytku. Events – przyszłościowe dla naszego regionu. Ciekawe który browar jako pierwszy wrzuci event związany z premierą nowego piwa. Pewnie ten, który pierwszy przeczyta ten wpis Best by country – rozumie się samo przez się. Przy okazji narzekania, że Bractwo Piwne przyznało tytuł Porterowi Żywieckiemu, proszę – pierwsze miejsce na RateBeer dla Polski. Aczkolwiek tutaj punkty lansu przyznaję AleBrowarowi za Rowing Jack. Dobra, ale jak jest z użytecznością odnośnie wyszukiwania piw? Z takiej samej próby jak przy PocketBeer Lite tylko dwie nie zakończyły się wynikiem pozytywnym (przynajmniej na początku): Pilsner Urquell oraz Black Hope. Natomiast wystarczy parę kliknięć i już możemy przypisać dany kod kreskowy do konkretnego piwa, co też uczyniłem. Dzięki czemu, jeżeli ktoś będzie chciał teraz wyszukać te dwa piwa w RateBeer to powinny wyskoczyć od razu. Podsumowując, aplikacja zdecydowanie warta zainstalowania na telefonie. Opcji jest multum, użyteczność jest na najwyższym możliwym poziomie, przy okazji nie jest przeładowana wodotryskami a interfejs jest klarowny i nie przeszkadza w korzystaniu z programu. Warto zainstalować także z innego powodu: im więcej Polaków będzie uczestniczyło w RateBeer tym wyniki będą ciekawsze. A polskie piwa będą lepiej rozpropagowane na świecie. Czego i wam i sobie życzę. Przy okazji dajcie znać w komentarzach co sądzicie o takim cyklu. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli kurs sensoryczny odcinek 3. Kolejny odcinek kursu sensorycznego, choć sposoby nalewania piwa pojawiały się wśród pytań wiele razy, więc myślę że jest to w miarę uniwersalne. Jak nalać piwo, żeby mieć wielką, trwałą czapę piany? Dlaczego angielskie bittery nie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Po cichu, bez większego rozgłosu, Browar Fortuna z Miłosławia wypuścił późną jesienią zestaw trzech piw. Jedno wcześniej znane i uznane, ale o zmienionej szacie graficznej i dwa całkowicie premierowe, w mało znanych w naszym kraju stylach. To znane, to Komes Porter, czyli mocny, ciemny i bogaty porter bałtycki o uznanej marce. Ciekawostką może być fakt, że pojawia się raz do roku w ograniczonej ilości i zwykle szybko znika ze sklepowych półek. Świadczy to dobrze o browarze, który nie może poświęcić dużej ilości mocy produkcyjnych na niszowe piwo, ale ma ambicje produkować trunek dobrej jakości. Dbałość o markę przede wszystkim. Premierowe piwa, to w domyśle polska odpowiedź na belgijskie piwa klasztorne – dubbel i tripel. Po naszemu nazwano je Podwójnym Ciemnym i Potrójnym Złotym. Nazwy jak najbardziej adekwatne do belgijskich protoplastów, choć nie jest wprost powiedziane, że to właśnie w te style celowano. To podejście bezpieczne z punktu widzenia mojego ostatniego tekstu odnośnie piwnych styli. Być może browar boi się porównań z belgijskimi klasykami. Mam nadzieję, że nie ma ku temu podstaw. Na pewno brawa należą się za pełną i wyczerpującą informacje na kontrze. Osobiście wyrzuciłbym kilka zbędnych sentencji, ale i tak poziom i jakość informacji wyróżnia się na polskim rynku in plus. Opisane parametry (alkohol, ekstrakt, surowce), smak, aromat, sposób przechowywania/leżakowania i serwowania. To jest właściwa droga! Do tego rocznik na krawatce – dla miłośników kitrania piwa w piwnicy. Prosta rzecz, a cieszy. Schodzisz do piwnicy, wybierasz rocznik i już. Bez konieczności szukania dat czy porównywania etykiet. Do tego refermentacja w butelce. Co to w ogóle oznacza? Tyle, że piwo nie jest filtrowane i pasteryzowane, zatem zawiera żywe drożdże. Jeśli na etapie butelkowania damy im coś do zjedzenia (cukier, glukoza, cokolwiek fermetowalnego), to drożdżaki wyprodukują nam w butelce naturalny dwutlenek węgla i będą konkurować z bakcylami sprawiając, że piwo uzyska wyjątkową trwałość. Tu browar określa ją na poziomie 18 miesięcy, ale jestem przekonany, że przy tym poziomie alkoholu piwo może leżakować znacznie dłużej. Dość tego słodzenia, czas na degustację. Komes Potrójny Złoty – belgijski tripel? Ekstrakt 19Blg, alkohol 9% Skład: woda, słód jęczmienny jasny, cukier, chmiel aromatyczny Styrian Goldings, chmiel goryczkowy, drożdże. Cukier w składzie? Jak to? Oszukują nas? Nic bardziej mylnego! To klasyczny dodatek do mocarzy w stylu belgijskim. Dodaje procentów, nie zwiększając treściwości piwa. Dzięki temu piwo jest bardziej pijalne i zyskuje specyficzny, delikatnie bimbrowy aromat. Wygląd: ciemne złoto, tudzież jasny bursztyn. Klarowne (mimo refermentacji w butelce i osadu na dnie), efektowne. Piana biała gruboziarnista, pojawia się tylko na moment, by po chwili zniknąć całkowicie (to pewna norma przy tym poziomie alkoholu). Aromat: W pierwszym momencie delikatny chmiel i słód, po chwili bimbrowa nuta alkoholowa. Do tego landrynkowa słodycz na poziomie umiarkowanym. Całość raczej subtelna. Wysycenie: średnio-wysokie, przyjemnie musujące, naturalne. Smak: słodu i jasnych owoców (morele), czuć też dość wyraźny smak chmielu. Goryczka średnia, alkoholowo-chmielowa. Alkohol niezbyt intensywnie, ale jednak wypełnia usta i zostaje po przełknięciu. Odczucie w ustach: stosunkowo wytrawne w odczuciu jak na swoje parametry. Czuć gęstość i moc, ale nie zakleja, nie męczy. Spore wysycenie dodaje lekkości, a wyrazista goryczka poprawia pijalność. Wrażenie ogólne: Mam mieszane uczucia. Z jednej strony browar zachęca do leżakowania piwa nawet do 18 miesięcy, z drugiej nie powinien wypuszczać na rynek produktu, który nie jest gotowy. Alkohol nie zdążył się ułożyć – jest zbyt mocno wyczuwalny i z każdym łykiem męczy coraz bardziej. Nie ma jednak co narzekać, wszak z piwami z ojczyzny stylu też czasami nie bywa lepiej. One po prostu potrzebują czasu. Jeśli zatem upolujesz Potrójnego, to schowaj go do piwnicy i wyciągnij za rok. Z pewnością czas zrobi mu przysługę. Ocena: póki co 5/10 z nadzieją na wyższą notę po dłuższym leżakowaniu. Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Bracki Koźlak Dubeltowy i Aecht Schlenkerla Eiche Doppelbock
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
czyli „Wyleżakowane doppelbocki”. Za oknem zima, więc pomyślałem, że nakręcę kolejny odcinek „Wyleżakowanych porterów„, ale w piwnicy natknąłem się na Aecht Schlenkerla Eiche, czyli większego brata Urbocka, i przypomniało mi się, że wielu z Was pytało o leżakowanie koźlaków. Do … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
czyli IJHARS, lawenda w piwie i dlaczego należy przejrzeć szafkę pod zlewem? Testuję nową formę ekspresji, a mianowicie piwne newsy, czyli mój bieżący komentarz, do wydarzeń w branży piwnej. W pierwszym odcinku będzie ciąg dalszy o raporcie IJHARS, trochę o … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Do napisania kilku słów skłonił mnie kolega po fachu. Nie będę tutaj udowadniać, że cały piwny świat powinien opierać się na wytycznych spisanych przez kilku miłych panów z BJCP. Chcę tylko udowodnić, że klasyfikacja jest czasem przydatna. Kiedy? Wszystko zależy od potrzeb. Inaczej piwo postrzega sędzia konkursu piw domowych czy komercyjnych, a inaczej przeciętny, niezbyt rozeznany, konsument. Konsument Jesteśmy w punkcie, w którym na rynku zaczyna pojawiać się coraz więcej piw nie pasujących do kategorii “jasne pełne”. O ile każdy piwny freak wie czym jest IPA i z czym się je cream stout, to już przeciętny Kowalski na podobne hasło zrobi wielkie oczy i zastanowi się, czy ktoś go aby czasem nie obraża. Dlatego optymalnie by było, gdyby każde piwo w “nowym” stylu było dobrze opisane i oznaczone. Jest to niezbędne, jeśli chcemy edukować i szerzyć kulturę piwną. Konsument biorąc do ręki butelkę powinien uzyskać pełną informację jakiego typu jest to piwo i czego spodziewać się w środku. Kiedyś w pewnym amerykańskim browarze restauracyjnym trafiłem na wzorcową kartę piw. Każde piwo było dokładnie opisane. Oprócz podstawowych parametrów takich jak kolor, zawartość alkoholu czy IBU, w opisie znajdował się opis smaku i aromatu. Nikt nie musi być znawcą piwnych stylów, by z takiej karty wybrać coś dla siebie. Inna kwestia jest taka, że jeśli już ktoś cokolwiek o stylach wie, to powinno mu być łatwiej poruszać się pomiędzy półkami z piwem. Niestety nie do końca tak jest. Weźmy dla przykładu piwo pszeniczne. Tym mianem przyjęło się nazywać w Polsce coś co niemcy określają jako hefe-weizen, czyli dosłownie “drożdżowe-białe”, a w domyśle jasne pszeniczne z osadem drożdżowym. Zakładam, że takie piwo będzie mętne, lekko kwaskowate, o aromacie banana i goździka. Tak mówi opis stylu i tak mówi mi doświadczenie po dogłębnej lekturze niemieckich klasyków. Tyle, że rodzime piwa potrafią spłatać psikusa. Nie zawsze to, co spotkamy w butelce z etykietą “pszeniczne”, będzie odpowiadało temu, co znamy z rynku niemieckiego. I tu jest pies pogrzebany. W jaki sposób przeciętny Kowalski ma się odnaleźć i wyedukować, jeśli pod nazwą “pszeniczne” sprzedaje mu się jasnego lagera z słodem pszenicznym w zasypie, który nijak ma się do piwa w stylu hefe-weizen? Jak czuje się konsument, który zna styl i trafił na takie dzieło nie muszę chyba tłumaczyć? Jeśli nie wiesz o czym piszę, zrób test porównawczy jasnego Paulanera i Książęcego Pszenicznego albo, jeszcze lepiej, Lubuskiego Pszenicznego. Sędzia Tutaj sprawa jest przykra dla sędziego. Chcąc nie chcąc musi być obiektywny i musi się trzymać wytycznych. Jakoś to piwo w końcu trzeba ocenić. I tutaj klasyfikacja stylu wydaje się niezbędna. Nie musi to być klasyfikacja BJCP czy PSPD, ale z drugiej strony po co wymyślać koło na nowo, skoro wszystko już nieźle opisano. Inna sprawa to sędzia jako cywil. Niestety nie każdy potrafi rozgraniczyć czas sędziowania od czasu zwykłej piwnej biesiady. Nie chcę nikomu nic wytykać, ale znam takich którzy po prostu przesadzają. Trochę im współczuję, bo ocenianie to praca, przyjemna, ale jednak praca. Warto zatem czasem wrzucić na luz i po prostu napić się piwa bez sprawdzania czy mieści się ono w stylu czy też nie. Bloger Blogerzy dzielą się na tych wykwalifikowanych i nie. Jedni przeszli szkolenia, inni są certyfikowanymi sędziami, a niektórzy po prostu lubią piwo i pragną poznawać nowe smaki, bez zbytniego zagłębiania się w temacie. Każdy z nas ocenia piwo względnie subiektywnie. Taki nasz przywilej. Każdy ocenia tak, jak ma ochotę. Jeden weryfikuje czy piwo jest w stylu, inny nie. Jeden piętnuje piwa nie mieszczące się w widełkach, inny ma to gdzieś. Ja jestem umiarkowanym zwolennikiem szufladkowania. Umiarkowanym, ponieważ zawsze staram się oceniać przede wszystkim walory piwa. Natomiast jeśli piwo jest opisane, że zostało uwarzone w jakimś stylu (a większość jest), to staram się odnieść także do tego czy jest zgodne ze stylem. Taki mój feler, że lubię sprawdzać prawdziwość słowa pisanego i nie znoszę, gdy ktoś mnie oszukuje. Nie bronię nikomu sprzedawania “mocno chmielonego, imperialnego hefe-weizena”, o ile będzie tak właśnie opisany na etykiecie. Jeśli jednak ktoś mi go będzie wciskać jako “Pszeniczne łagodne”, to nie ma litości! Piwowar Piwowar jest jak kucharz. Wybitny potrafi kreować nowe smaki i nie trzyma się żadnych ram. Tutaj opis stylu jest całkiem zbędny, a przynajmniej powinien być. Piwo to nieskończona ilość smaków i aromatów. Nie powinno się tego w żaden sztuczny sposób ograniczać. Stawiam tylko jeden warunek – jak wyżej. Jeśli piwo trafia do sprzedaży, to musi być dobrze opisane. Jeśli jest zbliżone do jakiegoś stylu, to powinno się jasno napisać “podobne do …, lecz …”. Jeśli natomiast jest totalnym odlotem, to wypadało by w kilku słowach opisać jego walory. Tylko tyle i aż tyle. Dla wielu browarów jest to niestety zbyt trudne do przyjęcia. Na szczęście powoli idzie ku dobremu. Podsumowanie Style piwne istnieją i z nich korzystajmy, jeśli korzystać musimy. Jeśli ktoś celuje w opisany styl i używa jego nazwy, to niech upewni się, że nikogo tym nie wprowadza w błąd. Nie ma nic gorszego niż wkurzony konsument. Chyba, że tym konsumentem jest bloger. Wyświetl pełny artykuł
-
piwa, które mogą zmieniać rynek Niedawno zostały podane wyniki Plebiscytu 2012 portalu Browar.biz. Jeżeli chodzi o kwestię konsumenckich konkursów piwnych, jest to w tym momencie najbardziej miarodajny konkurs. Czy się to komuś podoba czy nie. Wiadomo, można się z wynikami nie zgadzać. W paru przypadkach sam byłem zdziwiony. Sporo zależy i od marketingu, jak również dostępności. Ale Roma locuta, causa finita. Nie widzę potrzeby robienia przeciwwagi dla Plebiscytu. Jest to już wyrobiona marka, samo sprawdzenie bazy danych to tytaniczna praca. Natomiast im więcej konkursów, tym ciekawsze mogą być wyniki. Może kiedyś powstanie jakaś wspólna inicjatywa piwnej blogosfery, ale to pewnie jeszcze sporo wody w Wiśle upłynie do tego czasu. Stwierdziłem natomiast, że wypadałoby chociażby symbolicznie uhonorować piwa, które uważam za mocne wyznaczniki tego, co aktualnie dzieje się na rynku. Piwa, które nie tylko są reakcją na potrzeby rynku, ale jednocześnie ten rynek zaczynają kreować, stanowić element kultury piwnej. Stąd standardowe już dla mnie Top 11. Dlaczego 11? Przy okazji, toplista jest alfabetyczna. Nie podejmuję się oceny, które piwo jest „lepsiejsze”. Jestem zresztą pewien, że część z moich wyborów będzie dla niektórych co najmniej kontrowersyjna. Czy mnie to boli? AleBrowar Black Hope Nadal będę twierdził, że ten styl to po prostu amerykański Extra Stout. Stouty uwielbiam, piwo było świetne zarówno w edycji 2012 jak i najnowszej 2013. Zresztą w tym tygodniu porównam w zestawieniu 5 różnych CDA/BIPA/ABA. AleBrowar Rowing Jack W Plebiscycie 2012 uzyskało tytuł Debiut Roku 2012 i Piwo Roku 2012. Jak najbardziej zasłużenie. Atak Chmielu Pinty i Rowing Jack to ścisła, światowa liga. Bardziej podchodzi mi AIPA w wykonaniu AleBrowaru, dlatego w tym miejscu nie znajduje się Atak Chmielu. Ale jeżeli chcesz spróbować porządne, krajowe AIPA – wiesz czego szukać. AleBrowar Sweet Cow Słodki stout, piwo kapitalnie sesyjne o niższym ekstrakcie. Piłem chociażby w zeszłą sobotę w PDSL, cały czas trzyma formę. Artezan IPA Są AIPA, jest i przykład tradycyjnego IPA. Chwała Artezanowi, że porwali się na „tak nieciekawy” gatunek. Czekam na nową warkę ze zmienionym chmieleniem. Artezan Wit Gatunek idealny na lato. W momencie, gdy był dostępny miałem lodówkę zawaloną butelkami z tym Witem. Ciechan Marcowe Pierwsze z serii czterech piw imprezowych. Zacne, sesyjne piwo o sporym potencjale żłopalności. Książęce (seria) Już widzę ten rejwach jaki się podniesie, jak to, bloger piwny mający nieść kaganek oświaty i dissować koncerny przy każdej okazji robi taki przewrót pałacowy? Prawda jest taka, że jeżeli tylko przestanie się złośliwie kontestować rzeczywistość to włożenie do tego rankingu Książecego ma sens. Nie było od czasu wprowadzenia ich na rynek ani jednej domówki na którą ktoś by nie przyniósł Czerwonego Lagera czy Ciemnego Łagodnego. To w takim razie kreuje to rynek czy nie? Lwówek Belg Tak samo jak w przypadku Książęcego, praktycznie było na każdej domówce na jakiej byłem. Otwiera się lodówkę i można być pewnym, że będzie Lwówek Belg oraz Książęce. Lwówek Wrocławskie Jakże brakuje mi na naszym rynku odpowiedników czeskich desitek. Piw lekkich, sesyjnych, a nie siekier o potężnym ekstrakcie. Stąd też moje uwielbienie do Sweet Cow i Wita. Pinta Koniec Świata Trzeba mieć jaja, żeby uwarzyć sahti na polskim rynku. A trzeba mieć jeszcze większe, żeby zaordynować serwowanie piwa z gara chochlą. Mam jeszcze jedną butelkę zachomikowaną, chyba będzie trzeba niedługo sprawdzić jak tam się pozmieniało. Manufaktura Piwna Bury Kocur Wielką stratą dla popularności tego piwa był fakt, że było tylko w wersji lanej. Sam je spróbowałem dopiero w Setce po Piwny Blog Day 1.0. Czy w momencie w którym Artezan wypromował świetnego Brown Portera, Bury Kocur ma szansę powrotu? Prawda, że dosyć kontrowersyjnie? Inna sprawa, że musiałem się mocno zastanowić nad tymi 11 piwami. Jest jeszcze parę fajnych piw z ciekawych browarów (Pinta, Kormoran, Konstancin, Ciechan – to tak w ramach przykładu), które z powodu ograniczenia miejsca nie załapały się do listy. Część z piw z rankingu używałem jako przykłady podczas szkoleń i eventów. Prawie połowa moich typów to AleBrowar i Artezan. Cóż, głosowałem tutaj portfelem. To były najczęściej kupowane przeze mnie piwa. Zarówno w wersji lanej jak i butelkowej. Jestem przekonany, że zaraz wyleje się na mnie przepyszna rzeka pomyj oraz argumentów rodem z horror szoł, dlaczego mój ranking jest debilny, a ja sam jestem głupszy od pierwotniaka z autyzmem. Problem polega na tym, że nie jestem li tylko konsumentem. Sam również kreuję rynek, nie tylko swoimi wpisami na blogu. Szkolenia, eventy dla różnych środowisk, spotkania branżowe pozwalają mi spojrzeć na znacznie szerszy horyzont, tak kulturalny jak i przyczynowo-skutkowy. Feedback jest często bardzo ciekawy. I jakże różny od wizji często kreowanych w internecie, a nie mających odzwierciedlenia w zastanej rzeczywistości. Coś czuję moim piwnym instynktem, że ten rok będzie intensywny. Nie zgadzasz się z moją listą? Napisz swoją w komentarzu. Sam jestem ciekaw co uważacie za najlepsze dla Was. Wyświetl pełny artykuł