Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 652
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Zmiany, które zachodzą u nas nie obce są również Czechom. W poprzednim roku powstał tam browar kontraktowy Nomad. Sam nazywa się latającym browarem, gdyż nie tyle dzierżawi warzelnię w jednym konkretnym browarze, ile jak ptak fruwa od jednego do drugiego. Nomad to nikt inny, tylko koczownik, wędrowiec bez stałego miejsca zamieszkania. A nomadem tym jest Honza Kočka, który doskonale dał się poznać jako piwowar czeskiego Kocoura. Wypróbował on już kilka warzelni. Warzy trochę tu, trochę tam. Może kiedyś przyfrunie do Polski? A na razie przyleciały jego piwa. We wrocławskiej Drink Hali widziałem w sumie 4 piwa z Nomada. Black Hawk był ok. 2 miesięcy temu. Ostatnio natomiast Pelikan, Karel i Easy Rider. http://3.bp.blogspot.com/-RQD2ZJ_T8uQ/UPnHW7iR4nI/AAAAAAAABsM/S5OS_9McUjo/s400/Nomad+Easy+Rider+Nomad+Pelikan.JPG http://4.bp.blogspot.com/-TISKsU1dgDc/UPnHUZ7MBpI/AAAAAAAABsE/Ir81g8KJGXA/s200/Nomad+Pelikan.JPGPelikan uwarzony został w Brevnovskem klasternim pivovaru Sv. Wojtecha w Pradze we współpracy z Darronem Welchem z Browaru Pelican w stanie Oregon/USA. Parametry tego piwa są mocno wyśrubowane: alkohol 7,8%, IBU 100!!! Wydawało by się, że taka goryczka mogłaby masakrować język i podniebienie. Ale nie - piwo to jest świetnie zrównoważone, gładkie, słód idealnie kontruje goryczkę, nie dając jej poszarżować. Z drugiej strony piwo jest goryczkowe, mocno goryczkowe, ale w posmaku goryczka ta nie jest długa i świetnie współgra z nutami słodowymi. Myślę, że ważne w tym piwie jest dobre nagazowanie. Nie jest przesadzone, ale też nie ma go mało, bo piwo robiło by się zbyt ciężkie. W aromacie królują nuty żywiczne, iglaste, mchu i łąki pokrytej rosą o poranku i otoczonej drzewami iglastymi. Takie miałem skojarzenia. W nosie kręci jeszcze dojrzałe kiwi, mango i marakuja. Ładna ciemnopomarańczowa barwa. Jednym słowem: perfekcyjne piwo, świetnie ułożone, dojrzałe, ale z werwą. http://1.bp.blogspot.com/-PStqA9pWfJQ/UPnHXrWQisI/AAAAAAAABsQ/rtOMzUxzaEs/s320/Nomad+Easy+Rider+Karel+Pelikan+kontretykieta.JPGW przypadku Easy Ridera miałem niestety klasyczne wypienienie. Piana uciekła przez szyjkę butelki. Spowodowało to też podniesienie osadu drożdżowego, który zalegał na dnie butelki - piwo, jak wszystkie z Nomada, jest niefiltrowane i niepasteryzowane. Na szczęście nie odbiło się to na smaku i aromacie, a nawet wyglądzie. Piana ku mojemu zaskoczeniu utworzyła się fantastyczna. Stała jak Góry Skaliste. Aromat to klasyczne chmiele amerykańskie: nuty cytrusów, mango i marakui przeplatają się z krzepką nutą igiełek sosnowych, żywicy, lasu. Smak jest bardzo chmielowy, ale nie tyle goryczkowy co właśnie żywiczny, leśny, szyszkowy. Goryczka jest łagodna, szlachetna i w posmaku dość krótka. Najbardziej niesamowity jest właśnie posmak: cały czas pozostaje ten żywiczny, sosnowy chmiel w ustach - nietypowy dla lubiących zwykłe piwa jasne pełne, ale dla mnie bardzo smaczny. Piwo jest lekkie, orzeźwiające, z werwą. Alkohol 4,8% to tyle co nic. Idealne do ostrzejszych potraw. Jest świetnie pijalne, dzięki swojej łagodności, która jednak nie zabiła charakteru chmielu. Karel to jak głosi etykieta Czeska IPA. Nie amerykańska, nie angielska, tylko czeska. Jej cechą charakterystyczną są czeskie chmiele. Nie są one owocowe, cytrusowe. Mają zieloną barwę aromatu trawy, żywicy, sosny, kwiatów. 78 IBU to solidna dawka goryczki. Ale jest ona naprawdę szlachetna, nie gryząca, nie drażniąca. Szlachetność uwidacznia się również w pięknej, złocistej barwie i idealnym nagazowaniu. Piwo to łączy w sobie lekkość piw sesyjnych z nieco większym wyrafinowaniem i przyjemnością degustacji. View the full article
  2. Zmiany, które zachodzą u nas nie obce są również Czechom. W poprzednim roku powstał tam browar kontraktowy Nomad. Sam nazywa się latającym browarem, gdyż nie tyle dzierżawi warzelnię w jednym konkretnym browarze, ile jak ptak fruwa od jednego do drugiego. Nomad to nikt inny, tylko koczownik, wędrowiec bez stałego miejsca zamieszkania. A nomadem tym jest Honza Kočka, który doskonale dał się poznać jako piwowar czeskiego Kocoura. Wypróbował on już kilka warzelni. Warzy trochę tu, trochę tam. Może kiedyś przyfrunie do Polski? A na razie przyleciały jego piwa. We wrocławskiej Drink Hali widziałem w sumie 4 piwa z Nomada. Black Hawk był ok. 2 miesięcy temu. Ostatnio natomiast Pelikan, Karel i Easy Rider. Pelikan uwarzony został w Brevnovskem klasternim pivovaru Sv. Wojtecha w Pradze we współpracy z Darronem Welchem z Browaru Pelican w stanie Oregon/USA. Parametry tego piwa są mocno wyśrubowane: alkohol 7,8%, IBU 100!!! Wydawało by się, że taka goryczka mogłaby masakrować język i podniebienie. Ale nie - piwo to jest świetnie zrównoważone, gładkie, słód idealnie kontruje goryczkę, nie dając jej poszarżować. Z drugiej strony piwo jest goryczkowe, mocno goryczkowe, ale w posmaku goryczka ta nie jest długa i świetnie współgra z nutami słodowymi. Myślę, że ważne w tym piwie jest dobre nagazowanie. Nie jest przesadzone, ale też nie ma go mało, bo piwo robiło by się zbyt ciężkie. W aromacie królują nuty żywiczne, iglaste, mchu i łąki pokrytej rosą o poranku i otoczonej drzewami iglastymi. Takie miałem skojarzenia. W nosie kręci jeszcze dojrzałe kiwi, mango i marakuja. Ładna ciemnopomarańczowa barwa. Jednym słowem: perfekcyjne piwo, świetnie ułożone, dojrzałe, ale z werwą. W przypadku Easy Ridera miałem niestety klasyczne wypienienie. Piana uciekła przez szyjkę butelki. Spowodowało to też podniesienie osadu drożdżowego, który zalegał na dnie butelki - piwo, jak wszystkie z Nomada, jest niefiltrowane i niepasteryzowane. Na szczęście nie odbiło się to na smaku i aromacie, a nawet wyglądzie. Piana ku mojemu zaskoczeniu utworzyła się fantastyczna. Stała jak Góry Skaliste. Aromat to klasyczne chmiele amerykańskie: nuty cytrusów, mango i marakui przeplatają się z krzepką nutą igiełek sosnowych, żywicy, lasu. Smak jest bardzo chmielowy, ale nie tyle goryczkowy co właśnie żywiczny, leśny, szyszkowy. Goryczka jest łagodna, szlachetna i w posmaku dość krótka. Najbardziej niesamowity jest właśnie posmak: cały czas pozostaje ten żywiczny, sosnowy chmiel w ustach - nietypowy dla lubiących zwykłe piwa jasne pełne, ale dla mnie bardzo smaczny. Piwo jest lekkie, orzeźwiające, z werwą. Alkohol 4,8% to tyle co nic. Idealne do ostrzejszych potraw. Jest świetnie pijalne, dzięki swojej łagodności, która jednak nie zabiła charakteru chmielu. Karel to jak głosi etykieta Czeska IPA. Nie amerykańska, nie angielska, tylko czeska. Jej cechą charakterystyczną są czeskie chmiele. Nie są one owocowe, cytrusowe. Mają zieloną barwę aromatu trawy, żywicy, sosny, kwiatów. 78 IBU to solidna dawka goryczki. Ale jest ona naprawdę szlachetna, nie gryząca, nie drażniąca. Szlachetność uwidacznia się również w pięknej, złocistej barwie i idealnym nagazowaniu. Piwo to łączy w sobie lekkość piw sesyjnych z nieco większym wyrafinowaniem i przyjemnością degustacji. Czytaj całość na blogu autora
  3. za pierwszym razem Chciałbym się pochwalić, że przed chwilą zdałem BJCP Entrance Exam, który uprawnia mnie do przystąpienia do egzaminu pisemnego na sędziego BJCP. Tak więc lecę w kwietniu do Bristolu. Do egzaminu online można podchodzić dowolną liczbę razy, za … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. Dzisiaj będzie nudny przegląd niezbyt pasujący do sezonu. Oktoberfest daleko za nami, a mi w lodówce zalegają jeszcze 3 piwa festynowe. Piwa, które niespecjalnie nadają się do leżakowania, zatem trzeba w końcu do nich usiąść i sprawdzić co tam w środku. Będą dwie propozycje z Polski i jedna z kolebki stylu, czyli z samego Monachium. Ciekaw jestem jak nasze klony mają się do klasyka serwowanego podczas słynnego Oktoberfest. Zainteresowanych historią i rodowodem stylu odsyłam do mojej październikowej konfrontacji oraz do Wikipedii. Ja tymczasem otwieram pierwszą butelkę. Ciechan Marcowe – marcowe Ekstrakt 13,8blg, alkohol 6,2% Wygląd: bursztynowe, krystalicznie klarowne z pianą w kolorze złamanej bieli, która znika szybciej niż się pojawia. Wysycenie: umiarkowane, jak dla mnie w sam raz. Aromat: początkowo rzuca się do nozdrzy metaliczny chmiel, a zaraz za nim kroczy przyjemny i wyraźny aromat zbożowo-słodowy. Smak: słodowy, ciasteczkowy, ale też odrobinę chmielowy. Goryczka średnio intensywna, nieco pozostająca. Odczucie w ustach: średnia treściwość ładnie skontrowana odpowiednią goryczką. Do tego przyjemne, niezbyt wysokie wysycenie. Wysoce pijalne piwo. Wrażenie ogólne: Wzorzec Sèvres marcowego to to nie jest, natomiast jest to piwo co najmniej udane. Bardzo dobrze spełnia założenia piwa biesiadnego – jest lekkie w odbiorze, sesyjne, nieskomplikowane. I o to przecież tutaj chodzi. Jeśli odnieść się do stylu, to nie za bardzo pasuje tutaj aromat chmielowy, który na dodatek nie jest zbyt interesujący. Reszta się zgadza i jest na prawdę dobrze. Polecam jako piwo codzienne, do gaszenia pragnienia i do dłuższych posiedzeń ze znajomymi. Ocena: 6.5/10 Spaten Oktoberfestbier – marcowe Ekstrakt 13,7blg, alkohol 5,9% Wygląd: jasnozłote, krystalicznie czyste. Chyba nie spotkałem dotąd tak jasnego marcowego. Piana biała, niezbyt obfita, bardzo szybko redukuje się do obrączki wokół szkła. Wysycenie: umiarkowane, lekko w kierunku wysokiego. Nieco wyższe niż w Ciechanie, ale nadal przyjemne.. Aromat: delikatny, ze słodowością przykrytą wyraźnymi owocowymi estrami (jabłka) i symboliczną metaliczną nutą chmielową. Smak: słodowo-owocowy, bardzo wyraźnie czuć smak przypominający sok jabłkowy. Goryczka niska, symboliczna, szlachetna. Odczucie w ustach: pomimo podwyższonego ekstraktu i niezbyt głębokiego odfermentowania Spaten jest zaledwie średnio treściwy, nawet chyba mniej niż Ciechan, choć wrażenie może wynikać z wyższego nasycenia dwutlenkiem węgla. W każdym razie sprawia wrażenie lekkiego, orzeźwiającego. Po przełknięciu jestem od razu gotowy na kolejny łyk. Wrażenie ogólne: Przyjemny sikacz. Do wzorowego marcowego mu daleko i nie po drodze, ale nie można mu odmówić pijalności. Jest fajnie skomponowane, względnie lekkie, przyjemne w odbiorze. Idealne piwo na festyn – wypić ze smakiem i nie zastanawiać się nad nim zbyt długo. Ocena: 5.5/10 Miłosław Marcowe – marcowe Ekstrakt 13,2blg, alkohol 6,0% Wygląd: bursztynowe, krystalicznie z pianą w kolorze złamanej bieli. Piana jest licha, gruboziarnista i bardzo szybko redukuje się. Wysycenie: średnio-wysokie, najwyższe z dzisiejszej trójki. Nie to, by jakoś przeszkadzało, ale może być ciężko wypić kilka sztuk po kolei. Aromat: metaliczny na poziomie hard. Mam tą przypadłość, że metal wyczuwam bardziej niż przeciętny piwosz i nie przepadam za nim. Do tego test skórny ujawnia, że nie jest to aromat chmielu, a efekt skorodowanej instalacji w browarze. Najgorsze jest to, że ciężko doszukać się w aromacie czegoś poza żelazem. Po dłuższych poszukiwaniach znajduję przyjemną słodową nutę. Szkoda, że tak mocno ukrytą. Smak: słodowo-kwaskowaty. To najgłębiej odfermentowane piwo z całej trójki, więc najbardziej wytrawne. Goryczka niska, krótka, przyjemna. Odczucie w ustach: wytrawne, o niewielkiej treściwości i mocno nasycone gazem. Sprawia wrażenie lekkiego i orzeźwiającego, ale też agresywnego. Wrażenie ogólne: Zdecydowanie najgorsze z całej trójki, bo z ewidentną wadą. Metal do mnie nie przemawia i choć wielu bierze go za smak piwa “regionalnego”, to ja będę bezlitosny. Ocena: 4.5/10 Podsumowanie Powiem tak, nie zmęczyłem się przy tym maratonie. No, może zmęczył mnie alkohol przy dopijaniu próbek, natomiast nie zabił mnie nadmiar aromatu czy smaku. Piwo marcowe jest piwem nieskomplikowanym i takie ma być. Ma pasować do festynu, zabawy, luźnej atmosfery. To jest jego podstawowa rola i wszystkie trzy dzisiejsze piwa tą rolę świetnie spełniają. Nie męczą, nie zaklejają, choć potrafią uderzyć do głowy, wywołując radosny nastrój. I to to przecież chodzi! Fajnie, że polskie browary wróciły do marcowego, które dawniej było przecież dość popularne. Tak przynajmniej wynika z lektury zabytkowych etykiet w piwnych muzeach. To jest przyjemny, względnie lekki, sesyjny styl, oferujący nieco więcej od głęboko odfermentowanego euro-lagera. Mam nadzieję, że marcowe zagości na stałe na naszym rynku i będzie szeroko dostępne w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym Wyświetl pełny artykuł
  5. Kolejne piwo z browaru Schlenkerla w Bambergu. Najsłynniejszym jest oczywiście Schlenkerla Rauchbier Maerzen, dość popularne są również Schlenkerla Urbock oraz Schlenkerla Weizen. Mniej znane są Schlenkerla Eiche Doppelbock oraz bohater dzisiejszego odcinka Helles Schlenkerla Lagerbier. To ostatnie piwo, jako jedyne … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  6. Propagowanie kultury piwa, łączenie piwa z jedzeniem, przemycanie potraw wegetariańskich do świata mięsożerców, no i oczywiście dobra zabawa, to cele wspólnego projektu piwowarów – Agi i Tomka. Czytaj całość na blogu autora
  7. W piwnej blogosferze rozgorzała dyskusja na temat rodzącego się w naszym kraju piwowarstwa rzemieślniczego. Rzecz jest w tym jak piwo uwarzone przez mikro browar wyróżnić na rynku. Określenie “piwo rzemieślnicze” nie wyczerpuje niestety tematu, a nawet przeciwnie – wprowadza sporo zamieszania i nieścisłości. Rzemieślnik, to człowiek wytwarzający coś w sposób tradycyjny, pracą własnych rąk. To określenie nijak ma się do nowoczesnych browarów, w których człowieka wspomaga mniej lub więcej automatyki. Czym zatem piwem rzemieślniczym jest piwo z browaru restauracyjnego? Z malutkiego browaru regionalnego? Z mikro browaru zbudowanego chałupniczo (Artezan)? Moim zdaniem NIE. Rzemieślnicze może być co najwyżej piwo uwarzone w domu i to przy założeniu, że jedyną automatyką użytą przy jego produkcji był palnik kuchenki i termometr. Cała reszta to po prostu produkcja przemysłowa. Mniejsza lub większa, ale jednak. Czy zatem potrzebujemy nowego sloganu? Mamy już piwo niepasteryzowane, nieutrwalone, niefiltrowane, regionalne i pewnie jeszcze wiele innych. Żadne z tych określeń nic tak na prawdę nie wnosi, tym bardziej, że często są one zafałszowane. Piwo niepasteryzowane może się okazać pasteryzowanym lub, tfu, niskopasteryzowanym. Piwo niefiltrowane może być sztucznie zmętniane. I tak dalej. Jeśli już chcemy odróżnić piwo dobre od kiepskiego, to może zacznijmy od podstaw, od zdefiniowania czym jest piwo? Czy piwem można nazwać Jagiełło o smaku Pomelo, Gniewosza Grejpfrutowego? Czy piwem można nazwać Perłę Winter? A może Lecha Shandy lub Warkę Radler? Tu jest pies pogrzebany! Niby baza piwna w każdym z tych produktów jest, tylko że próżno jej szukać, bo skutecznie zagłuszona jest przez aromat … identyczny z naturalnym. Sprawmy na początek, by nazywać rzeczy po imieniu. Niech piwem będzie trunek, który odpowiednio wygląda i smakuje. Zabrońmy nazywania tym mianem napojów o smaku wszystkiego, tylko nie piwa (z drobnymi wyjątkami). Daleki jestem od powrotu do prawa czystości, ale pewne ograniczenia wypadało by wprowadzić. Idealnie byłoby zabronić sztucznych dodatków – aromatów, słodzików, kwasów, itp. lub przynajmniej zabronić nazywania produktów z takimi dodatkami PIWEM. Zamiast zajmować się pierdołami i mnożenia sloganów, zajmijmy się tym co istotne! A piwo rzemieślnicze? Będzie lepsze lub gorsze. Będą perełki, ale będą się także zdarzać takie wpadki jak Antidotum. Mam gdzieś czy “rzemieślnicy” będą produkowali “niepasteryzowane” czy “niefiltrowane”, czy będą nas raczyć jasnymi lagerami czy amerykańskimi IPA. Ważne, żeby produkowali PIWO! Grzeczne czy szalone, udane lub mniej udane, ale niech będzie przede wszystkim naturalne! Wyświetl pełny artykuł
  8. czyli wrzosowe ale bez chmielu. Dziś piwo bardzo znane, pewnie każdy beer geek na świecie o nim słyszał, jako o piwie uwarzonym bez chmielu. Trochę taka skamielina odkopana z mroków piwowarstwa. Jednocześnie jest to piwo, które rozsławiło browar Williams Bros. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  9. i co to jest dieta przemienna? Dzisiaj będzie kompletnie nietypowy wpis, bo dotyczący mojego nowego blogu, który założyłem na bliźniaczym adresie, czyli dieta.kopyra.com. W jakim celu go założyłem, przecież mogłem pisać tutaj? Pomyślałem jednak, że nie każdy kto interesuje się … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. co na ten temat uważają Jankesi? Tematy piwne nad jakimi deliberuje się, nie tylko w blogosferze, zmieniają się jak w kalejdoskopie. Czasami odnoszę wrażenie, że średni czas skupienia uwagi jest na poziomie naspidowanego kota z ADHD. Teraz smakiem tygodnia są browary rzemieślnicze, a konkretnie kwestia co to jest i jak opisać, żeby było tak jak ma być. Jak mi się będzie chciało, ewentualnie jak będziecie chcieli poznać moją opinię na ten temat to coś skrobnę. Natomiast uważam, że coś za szybko przeszliśmy z tematu diacetylu i czy powinien być czy nie. W momencie w którym pojawia się coraz więcej nowych browarów jest to ważna kwestia. Moje zdanie znacie, uważam go za wadę i dopuszczam tylko w przypadku czeskich pilsów. I to też na poziomie umiarkowanym. Natomiast temat zaciekawił mnie o tyle, że pojawiły się głosy, iż IPA i AIPA mogą mieć diacetyl. Ja nie spotkałem się z tą wadą w żadnym IPA czy AIPA z USA i Anglii jakie miałem przyjemność pić. To jak to w końcu z tym jest? Co też można w takiej sytuacji zrobić? Można, przykładowo, napisać do renomowanych browarów zza granicy. Next level beer blogging maneuver, y’all. Do kogo napisałem? Flying Dog Brewery, Stone Brewing, Anderson Valley Brewing Company. Plus do kumpla, który właśnie został Head Brewer w jednym z regionalnych angielskich browarów. Jesteście ciekawi opinii? Dla mnie nie są szczególnym zaskoczeniem, ale mądrego to i przyjemnie poczytać. Przy okazji, amerykańskie browary mają zajebisty, ale to zajebisty kontakt z klientem. W zasadzie mogli mnie olać. Tak jak to zrobił Browar Czarnków z moim pytaniem o „lekką pasteryzację”. A tu proszę, odpowiedź jeszcze tego samego dnia w dodatku od samego głównego piwowara. Można? Można, tylko trzeba chcieć. Na pierwszy ogień Fal Allen z Anderson Brewing Company. „(…)I think that most people would agree that: 1) Diacetyl should never be found in a lager 2) Diacetyl at low levels is acceptable in some British ales 3) Diacetyl at anything except low levels is generally the sign of a defect 4) High levels of Diacetyl are either an infection (pedio) or signs of an improper fermentation 5) Diacetyl should be very low or absent in American ales (maybe just a hint) That’s what usually gets discussed around the tables at the competition I have judged in.(…)” Translejszyn: (…)Myślę, że większość osób zgodzi się, że: Diacetyl nigdy nie powinien być obecny w lagerach, Diacetyl w małym stężeniu jest akceptowalny w niektórych brytyjskich Ale, Diacetyl w stężeniach innych niż małe jest oznaką defektu, Wysokie stężenia diacetylu są albo z infekcji (bakteriami Pediococcus – przyp. Michał) lub nieprawidłowo przeprowadzonej fermentacji, Diacetyl powinien być na bardzo niskim poziomie albo wręcz nieobecny w amerykańskich Ale (może delikatna nutka). Tak to zazwyczaj wygląda w dyskusjach przeprowadzanych w trakcie konkursów w których sędziowałem.(…)” Fal ma dosyć delikatną opinię, co nie zmienia faktu, że w ich piwach nie ma diacetylu (Hop Ottin IPA oraz Barney Flats Oatmeal Stout). Mitch Steele – Flying Dog Brewery „(…)I don’t like diacetyl in any beer, despite what some people think are acceptable levels for certain beer styles. Particularly not in an IPA, where diacetyl masks hop flavor and makes the beer seem sweet or thick. You lose the hop crispness and hop flavor intensity when there is diacetyl.(…)” „(…)Nie lubię diacetylu w żadnym piwie, nie ważne co niektórzy uważają za akceptowalne poziomy dla konkretnych stylów. W szczególności nie w IPA, gdzie diacetyl maskuje chmielowy smak i sprawia, że piwo wydaje się słodkie albo pełne. Tracisz chmielową rześkość i intensywność smaku tam gdzie jest diacetyl.(…)” Flying Dog robi zacne Snake Dog IPA, więc Mitch chyba wie co mówi. Pora na opinię Bena Saylera ze Stone Brewing „(…)My opinion is that Diacetyl should never be in an IPA. Actually, I do not think Diacetyl should be in any style. Some people feel it can enhance a beer like English Brown Ale, but I disagree. The buttery flavor gets in the way of all the wonderful flavors you seek in a great beer. If I am drinking an IPA, I want to smell and taste hops-not butter. I also do not recommend cutting days from primary fermentation. In my opinion, it is very important to allow the yeast to finish metabolizing before conditioning.(…)” „(…)W mojej opinii diacetyl nigdy nie powinien być w IPA. W zasadzie sądzę, że diacetyl nie powinien być w żadnym stylu. Niektórzy twierdzą, że może wzmocnić piwo jak English Brown Ale, ale nie zgodzę się z tym. Smak masła wchodzi w drogę wszystkim wspaniałym smakom, których poszukujesz w wybitnym piwie. Jeżeli piję IPA to chcę czuć i smakować chmiel – nie masło. Nie zalecałbym również skracania głównej fermentacji. W mojej opinii jest bardzo ważne, aby pozwolić drożdżom skończyć metabolizować zanim zacznie kondycjonować się piwo (dla Amerykanów kondycjonowanie piwa jest naszym leżakowaniem – przyp. Michał).(…)” Nota bene Ben miał jeszcze fajną złotą myśl w trakcie korespondencji, tak zajebiście trafną i akuratną akurat w tym momencie w którym piszę notkę: Nothing better than a war between beer lovers about the specifics of a style. (Nie ma nic lepszego niż wojna między miłośnikami piwa o wyznaczniki danego stylu). No proszę, czyli za Oceanem też drą koty i wcale nie odbywa się wzajemne głaskanie po jajkach i circle jerk? Szoke 100%. Wracając do głównego tematu. Mam jeszcze opinię kumpla odnośnie wyspiarskich IPA. W zasadzie u nich sprowadza się to do tego, że jest to cholernie rozmyty styl. W Polsce jest strasznie dużo opinii, niekoniecznie związanych z prawdą, o tym co to w ogóle za zwierzę to IPA. Na rynku jest ponoć od cholery piw, niby w tym stylu, o zawartości alkoholu nawet 3,7%. Musi co fakt, bo sama CAMRA podaje, że dopiero od 4% można uznawać, że piwo to IPA. 4%? Nieźle. Natomiast jeżeli chodzi o diacetyl to drożdże wykorzystywane do fermentacji są na tyle aktywne i żywotne, że po prawidłowo przeprowadzonej i zakończonej fermentacji nie zostawiają diacetylu w piwie. Reasumując, co to dla nas wszystkich znaczy pod względem technologicznym: jeżeli ktoś twierdzi, że IPA i AIPA są z diacetylem to, delikatnie mówiąc, mija się z prawdą, prawidłowo odfermentowane IPA nie powinny mieć diacetylu. A pod względem praktycznym: Amerykanie nie stosują nazwy AIPA, jest to wymysł BJCP na klasyfikację, jak ktoś ma ochotę zrobić Cream IPA to niech robi. Serio. Ja nie znoszę diacetylu i wolałbym być uprzedzony zawczasu o tym, że piwo będzie go zawierało, bo inaczej się zirytuję. W szczególności jeżeli piwo jest mocno chmielone. Ale, bo zawsze jakieś jest, jeżeli ktoś ma chęć zrobić takie piwo? Wolny kraj. Jeżeli jest to zaprojektowana składowa bukietu to niech będzie. Jeżeli chcecie mogę zrobić szybki tekst o piwach rzemieślniczych. Natomiast w piątek albo sobotę wrzucę tekst o tym co Panowie Fal, Mitch i Ben sądzą o fermentacji i leżakowaniu IPA. Będzie ciekawie i bardziej technologicznie. Wyświetl pełny artykuł
  11. Po krótkim wstępie o Altbierach przyszła pora na rozegranie meczu Polska - Niemcy. Składy może trochę nierówne, bo po stronie polskiej są dwa piwa. Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty. Niemcy reprezentuje co prawda tylko jedno piwo, ale za to najbardziej znany na świecie spośród Altów, wzorcowy Diebels. Wynik: 2:1 dla Polski. Przebieg meczu. Pierwsza połowa. Atakuje doświadczony Diebels. W aromacie zdradza delikatny karmel, słód i chmiel. Smak jest jednak czysty lagerowy, półwytrawny. Posmak krótki również półwytrawny. Jedynie sama końcówka jest wytrawna, chmielowa. Barwa brązowa krystaliczna. Ogólnie piwo dość stonowane, nienachalne, nieprzeszkadzające, mało wyraziste i lekkie z 4,9% alkoholu. http://2.bp.blogspot.com/-S5A7s9OSbZc/UPZflF0ZNrI/AAAAAAAABq8/DlHqHrr55nY/s400/Diebels+Altbier+sALEj.JPG Altbier przejmuje inicjatywę. Na początku ukazuje cudowną, gęstą, treściwą i trwałą pianę. Ma ona lekko złamany kolor. Barwa piwa jest ciemno rubinowa, mniej brązowa niż Diebels, a z większą domieszką czerwieni. W nos bucha słód, karmel, dojrzały melon i mango. Aromat jest dość gęsty, zawiesisty, treściwy, niemal jak opary. Po takim aromacie pierwszy łyk jest zaskoczeniem: piwo jest subtelne, gładkie, niemal smukłe, cienkie. Treściwość piwa i jego słodowość czuć dobrze dopiero w ustach, kiedy piwo oblepia podniebienie. Dalej jest gładkie, ale już bardziej słodsze, bardziej treściwe. Uwidacznia się suszona na słońcu śliwka, jeżyna, dojrzały arbuz. Ta słodycz towarzyszy nam aż do posmaku. Dopiero tutaj lekko skontrowana jest goryczką chmielową, ale o niskim natężeniu. Ta połowa kończy się remisem. Diebels gra trochę niepewnie, niewyraźnie, boi się zaatakować, otworzyć i czymś zaskoczyć, ale we wszystkich formacjach jest co najmniej poprawny. Altbier natomiast okazał się świetny, ale jako deserowe piwo, stanowiące idealne uzupełnienie do sutego, ostrego obiadu. Pite powinno być jednak dopiero po nim, nie w trakcie. Altbier jest dużo wyraźniejszy i zdecydowany, gubi się jednak trochę w ataku. Uwarzony został w kooperacji z piwowarem domowym Marcinem Chmielarzem. Stroje czyli etykieta jest do poprawki: "Szczodrze chmielone piwo" - Nie, ono jest słodowo-karmelowe, z delikatnym chmieleniem. "Znakomicie współgra z grillowanym mięsem, serem Gouda" - wątpie, dla mnie to dobre piwo deserowe, dość słodkie, owocowe, z krótką goryczką, niskim poziomem chmielu. Alkoholu jest nieznacznie więcej 5,2%, ale treściwość i słodycz jest dużo wyższa. Podsumowując pierwszą połowę: Diebels grał bez pomysłu, ale poprawnie. Altbier grał nieco wyraźniej, ale chmiel atakował anemicznie. Słodowa obrona grała pewnie, ale obroną meczu się nie wygrywa. Generalnie widać odmienne style gry. http://2.bp.blogspot.com/-USOSQxa7iOY/UPZflYJaDzI/AAAAAAAABrA/631xABeHTX4/s320/Altbier+Manufaktura.JPG Druga połowa. Pinta zmienia Manufakturę, stare ALE jare wchodzi zamiast Altbiera. Diebels zaczyna się cofać, gra na własnej połowie, Pinta atakuje. Stare ALE jare to Altbier Sticke czyli tęższa wersja Altów. Piwo Pinty ma niemal taki sam poziom alkoholu (5,0%) jak Diebels, jednak większą gęstość - 14%. Aromat ma równie karmelowy i estrowy jak Diebels, ale mniej słodki od Altbiera. W smaku jest najbardziej wytrawny. Chmiel uwidacznia się od początku. Barwa ciemno bursztynowa. Piwo Pinty jest najbardziej zdecydowanym, konkretnym Altem. Jest trochę krąglejsze w ustach, dobrze ułożone. Końcówkę ma wyraźnie chmielową i wytrawną, choć łagodną. Piwo nie jest deserowe jak Altbier, i nie tak nudne jak Diebels. Dlatego druga połową kończy się zwycięstwem Pinty. Pomeczowy komentarz: wszystkie trzy piwa były zupełnie inne, miały inny charakter. Owszem wszystkie to Alty, ale jednak odmienne w odczuciach. Sam jestem zaskoczony wynikiem. Być może Diebels jest najbardziej wzorcowym Altem, ale też przy polskich wersjach najbardziej nudnym, przewidywalnym, ulizanym. W piłce nożnej jest takie fajne powiedzenie: nazwiska nie grają. Może coś w tym jest i w piwach. Zobacz też: Altbier made in Poland cz. 1 View the full article
  12. Po krótkim wstępie o Altbierach przyszła pora na rozegranie meczu Polska - Niemcy. Składy może trochę nierówne, bo po stronie polskiej są dwa piwa. Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty. Niemcy reprezentuje co prawda tylko jedno piwo, ale za to najbardziej znany na świecie spośród Altów, wzorcowy Diebels. Wynik: 2:1 dla Polski. Przebieg meczu. Pierwsza połowa. Atakuje doświadczony Diebels. W aromacie zdradza delikatny karmel, słód i chmiel. Smak jest jednak czysty lagerowy, półwytrawny. Posmak krótki również półwytrawny. Jedynie sama końcówka jest wytrawna, chmielowa. Barwa brązowa krystaliczna. Ogólnie piwo dość stonowane, nienachalne, nieprzeszkadzające, mało wyraziste i lekkie z 4,9% alkoholu. Altbier przejmuje inicjatywę. Na początku ukazuje cudowną, gęstą, treściwą i trwałą pianę. Ma ona lekko złamany kolor. Barwa piwa jest ciemno rubinowa, mniej brązowa niż Diebels, a z większą domieszką czerwieni. W nos bucha słód, karmel, dojrzały melon i mango. Aromat jest dość gęsty, zawiesisty, treściwy, niemal jak opary. Po takim aromacie pierwszy łyk jest zaskoczeniem: piwo jest subtelne, gładkie, niemal smukłe, cienkie. Treściwość piwa i jego słodowość czuć dobrze dopiero w ustach, kiedy piwo oblepia podniebienie. Dalej jest gładkie, ale już bardziej słodsze, bardziej treściwe. Uwidacznia się suszona na słońcu śliwka, jeżyna, dojrzały arbuz. Ta słodycz towarzyszy nam aż do posmaku. Dopiero tutaj lekko skontrowana jest goryczką chmielową, ale o niskim natężeniu. Ta połowa kończy się remisem. Diebels gra trochę niepewnie, niewyraźnie, boi się zaatakować, otworzyć i czymś zaskoczyć, ale we wszystkich formacjach jest co najmniej poprawny. Altbier natomiast okazał się świetny, ale jako deserowe piwo, stanowiące idealne uzupełnienie do sutego, ostrego obiadu. Pite powinno być jednak dopiero po nim, nie w trakcie. Altbier jest dużo wyraźniejszy i zdecydowany, gubi się jednak trochę w ataku. Uwarzony został w kooperacji z piwowarem domowym Marcinem Chmielarzem. Stroje czyli etykieta jest do poprawki: "Szczodrze chmielone piwo" - Nie, ono jest słodowo-karmelowe, z delikatnym chmieleniem. "Znakomicie współgra z grillowanym mięsem, serem Gouda" - wątpie, dla mnie to dobre piwo deserowe, dość słodkie, owocowe, z krótką goryczką, niskim poziomem chmielu. Alkoholu jest nieznacznie więcej 5,2%, ale treściwość i słodycz jest dużo wyższa. Podsumowując pierwszą połowę: Diebels grał bez pomysłu, ale poprawnie. Altbier grał nieco wyraźniej, ale chmiel atakował anemicznie. Słodowa obrona grała pewnie, ale obroną meczu się nie wygrywa. Generalnie widać odmienne style gry. Druga połowa. Pinta zmienia Manufakturę, stare ALE jare wchodzi zamiast Altbiera. Diebels zaczyna się cofać, gra na własnej połowie, Pinta atakuje. Stare ALE jare to Altbier Sticke czyli tęższa wersja Altów. Piwo Pinty ma niemal taki sam poziom alkoholu (5,0%) jak Diebels, jednak większą gęstość - 14%. Aromat ma równie karmelowy i estrowy jak Diebels, ale mniej słodki od Altbiera. W smaku jest najbardziej wytrawny. Chmiel uwidacznia się od początku. Barwa ciemno bursztynowa. Piwo Pinty jest najbardziej zdecydowanym, konkretnym Altem. Jest trochę krąglejsze w ustach, dobrze ułożone. Końcówkę ma wyraźnie chmielową i wytrawną, choć łagodną. Piwo nie jest deserowe jak Altbier, i nie tak nudne jak Diebels. Dlatego druga połową kończy się zwycięstwem Pinty. Pomeczowy komentarz: wszystkie trzy piwa były zupełnie inne, miały inny charakter. Owszem wszystkie to Alty, ale jednak odmienne w odczuciach. Sam jestem zaskoczony wynikiem. Być może Diebels jest najbardziej wzorcowym Altem, ale też przy polskich wersjach najbardziej nudnym, przewidywalnym, ulizanym. W piłce nożnej jest takie fajne powiedzenie: nazwiska nie grają. Może coś w tym jest i w piwach. Zobacz też: Altbier made in Poland cz. 1 Czytaj całość na blogu autora
  13. Porter to trunek iście historyczny. Nic dziwnego, w końcu piwo tworzone na przestrzeni wieków odzwierciedla swym smakiem przemiany historyczne, socjologiczne, ekonomiczne, technologiczne oraz oczywiście gusta konsumentów. Niegdyś piwo numer jeden w Irlandii, Wielkiej Brytanii oraz Stanach [...] Wyświetl pełny artykuł
  14. czyli lekki weizen. Dziś piwo w stylu, który nie jest opisany przez BJCP. Jest to lekkie jasne pszeniczne, po niemiecku byłby to leichte Hefeweizen. Co bardzo ciekawe ma ekstrakt (7,8° Plato) niemal identyczny jak Grodziskie. Czy tak lekkie piwo ma … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  15. Za oknem zima. Śniegu nawaliło sporo, no, może nie jak na obrazku poniżej, ale zawsze trochę. Tyle, że moje niskopodwoziowe psy przychodzą do domu oklejone w ten biały puch (co już nie jest takie fajne), a poranne przygotowanie auta zajmuje mi jakieś 3 minuty. W takich to okolicznościach przyrody [...] Wyświetl pełny artykuł
  16. Przez sezon na przeziębienia ominęła mnie w tym roku fala piw dyniowych. Mała to była fala, bo raptem dwa komercyjne piwa, ale jednak dość wysoka, bo wprowadzająca na nasz rynek powiew świeżości. Dynia, ciasto dyniowe, przyprawy, do Bożego Narodzenia też jakoś powinno pasować. Zatem do dwóch piw dyniowych dokładam jedno świąteczne, jedno zimowe i robię mały przegląd piw przyprawionych. Lepiej późno niż później. Naked Mummy – pumpkin ale Ekstrakt 16blg, alk 6,2% Wygląd: kolor bursztynowy, pod światło intensywnie pomarańczowy, lekko opalizujące. Piana w kolorze złamanej bieli, puszysta, początkowo dość obfita, jednak szybko redukuje się, zostawiając ładne firanki na szkle. Aromat: jest świątecznie! Na pierwszym planie imbir (uwielbiam), a za nim kroczy cynamon. Gdzieś dalej pojawia się jeszcze gałka muszkatołowa. W składzie jest więcej przypraw, ale najwyraźniej się gdzieś pochowały. Zapach przypraw jest na tyle intensywny, że nie czuć pod nim piwnej bazy. Wysycenie: niskie, zaskakująco niskie. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale nie spodziewałem się. Przydało by się nieco więcej bąbelków. Smak: pusty, nijaki. Troszkę słodowy, troszkę przyprawowy. Za to goryczka konkretna, ale tępa, nieco ściągająca i pozostająca przez dłuższą chwilę na końcu języka. Czuję też posmak metaliczny, choć test skórny wady nie wykazuje. Być może to wpływ przypraw. Odczucie w ustach: mało treściwe, by nie powiedzieć wodniste. Brak bazy powoduje, że goryczka nie ma na czym się oprzeć i jest niezbyt przyjemna. Wrażenie ogólne: Jestem rozczarowany. Wygląd i zapach zapowiadały piwo co najmniej dobre, jeśli nie rewelacyjne. Po pierwszym łyku czar prysł. Wodniste, za nisko wysycone CO2, z przesadzoną tępą goryczką. Nie mam pojęcia gdzie podziało się 16% ekstraktu, bo w piwie go nie czuć. No może czuć rozgrzewającą moc alkoholu, ale nie jest to jakaś szczególna zaleta. Na plus na pewno całkiem niezła pijalność, tylko nie wiem czy dałbym radę dwóm mumiom pod rząd. Przyprawy potrafią trochę zmęczyć. Mumia jest z pewnością lepsza od Książęcego Korzennego, ale w stosunku do ekipy AleBrowaru mam dużo wyższe oczekiwania, zatem daje tylko pół punktu więcej, licząc na poprawę w przyszłości. Ocena: 5,5 / 10 Dyniamit – pumpkin ale Ekstrakt 16,5blg, alk 6,0% Wygląd: kolor ciemnego bursztynu, mocnej herbaty, lekko opalizujące. Piana kremowa, dość obfita o drobnej fakturze, z pojedynczymi większymi bąbelkami. Długo utrzymuje się na powierzchni i oblepia szkło jak należy. Aromat: Świąteczny. Czego tu nie ma. Na wstępie cynamon i goździki. Zaraz za nimi piękne słodkie owocowe estry (poziomki, śliwki) i ostra imbirowa nuta. W tym wszystkim czuć jeszcze ziołowy aromat chmielu. Kompozycja zachwycająca. Do tego, co ciekawe, w tle czuć aromat dyni, czego nie spotkałem jeszcze w żadnym pumpkin ale. Zwykle aromat przypraw jest tak intensywny, że przykrywa wszystko. Wysycenie: umiarkowane, całkiem dobrze komponuje się z tym trunkiem. Smak: słodowo-karmelowo-przyprawowy z kwaskowatą owocową polewą. Intensywny, lekko pikantny. Zakończony średnio wysoką, pozostającą przez chwilę goryczką. Odczucie w ustach: Dyniamit jest średnio treściwy i charakteryzuje się pewną szorstkością. Wynika ona bardziej z użytych przypraw niż z nagazowania, które nie jest wysokie. Wrażenie ogólne: Bardzo podoba mi się to, że Dyniamit jest przede wszystkim PIWEM! Dominują oczywiście przyprawy, ale czuć chmiel, jest słodowa baza i jest też wyraźna goryczka. Pachnie jak sensownie przyprawiony wyspiarski ejl, a nie jak słodki ulepek udający piwo. Mógłby być nieco łagodniejszy w odbiorze i może nieco pełniejszy, a z drugiej strony wytrawność i pewna pikantność sprawiają, że Dyniamit jest nieźle pijalny. Jedyna niewielka wada, to szorstki przyprawowy posmak, który pozostaje na języku i z czasem zaczyna męczyć. Mimo to żałuję, że jest to piwo sezonowe i próżno już go pewnie szukać w sklepach. Dla mnie bomba i już się nie mogę doczekać Halloween 2013. Ocena: 7 / 10 Saint No More – christmas ale Ekstrakt 16blg, alk 6,2% Wygląd: czarne, nieprzejrzyste. Piana jasno-beżowa, drobnoziarnista, obfita, pięknie oblepia szkło. Aromat: kojarzy się z aromatem stoutu skrzyżowanego z dębową beczką. Jest wyraźna paloność, aromat kawy i gorzkiej czekolady, jest dość intensywna drewutnia, jest też w końcu odrobina estrów kojarzących się z ciemnymi owocami – czarną porzeczką, ciemnymi winogronami. Jak dobrze się potrzęsie, to ujawnia się delikatny rozpuszczalnik, który wydaje się nieodłącznym przyjacielem piw mocnych. Tutaj na szczęście jakoś szczególnie nie przeszkadza. Wysycenie: niskie, bardzo przyjemne, świetnie dobrane. Smak: jak dobrze posłodzona kawa, czyli słodki, ale też nieco kwaśny i .. drewniany. Tutaj także czuć wpływ płatków dębowych. Goryczka na poziomie średnim, fajnie spłukuje nadmiar słodyczy. Odczucie w ustach: gładkie, pełne, wypełniające usta. Wyraźna lepkość nie do końca równoważona jest goryczką i klei nieco usta. Wrażenie ogólne: Ze świętami to mi się ten Mikołaj nie kojarzy mi się w ogóle. No chyba, że ze Świętem Stoutu i to też nie do końca. Jest to na pewno udana wariacja na temat tego stylu. Fakt, udziwniona, ale w sposób całkiem udany. Treściwość i moc idealnie pasują do aktualnej pory roku i sytuacji za oknem. Płatki dębowe dodają charakteru, ba, nawet o nim decydują. Pytanie czy nie dominują tego piwa? Mi się podoba i chętnie poeksperymentuję z tym dodatkiem w swoim domowym browarze. Minus, to brak równowagi pomiędzy słodkim i gorzkim. Trzeba by zmniejszyć ilość słodyczy lub skontrować ją goryczką na odpowiednim poziomie. Tutaj dominuje słodycz. Niby się zgadza – święta, słodycze, ciepło – tylko, że od słodyczy przecież zęby się psują. Ocena: 7 / 10 Perła Winter – christmas ale Ekstrakt nieznany, alk 5% Wygląd: sztuczny czerwony kolor, szampańskie bąbelki i mydlana, szybko znikająca piana. Jeśli miałbym oceniać po wyglądzie, to … przecież nie szata zdobi piwo. Aromat: kompot, sok, na pewno nie piwo. Czuć jabłka wymienione w składzie, jest dzika róża (a’la nadzienie pączkowe), choć w odmianie sztucznej. Dziki bez, hm, chyba tylko w opisie. Wysycenie: wysokie, gryzące, koncernowy standard. Smak: słodko-kwaśny – słodki od cukru (wtf is stevia), a kwaśny od kwasku cytrynowego. Owocowy nie wiem od czego, ale z pewnością nie są to estry wyprodukowane w procesie naturalnej fermentacji. Jest za to sporo sztucznej “dzikiej” róży. Odczucie w ustach: szczypiące i lepkie. W sumie to jedno równoważy drugie, więc nie jest bardzo źle. Wrażenie ogólne: To nie jest piwo! W przeciwieństwie do wcześniej degustowanych specjałów, które z piwem miały mniej lub więcej wspólnego, Perła poszła pod prąd, czyli tak jak można by się spodziewać. Jest alkohol, są bąbelki, są aromaty, tylko piwa brak. Myślę, że ten specyfik może się jednak w pewnych kręgach przyjąć. Jest względnie naturalny i nie zakleja jakoś szczególnie, choć trochę tak. Tak czy inaczej, ja tego nie kupuję. Dla żony/koleżanki/kochanki może się nadać, wielbiciele PIWA powinni omijać szerokim łukiem. Ocena: 3 / 10 Podsumowanie Tak jak w tytule – to były trzy piwa i jedno coś. Jeśli miałbym wybrać jedną butelkę na święta, to wybrałbym zdecydowanie Dyniamit. Piękny aromat, piernikowe przyprawy, owoce – to nieodłącznie kojarzy się ze świąteczną atmosferą. Naga Mumia też niezła, ale przegrywa konfrontację z Pintą. Za to bardzo mi smakował Niezbyt-Święty z AleBrowaru. To bardzo udane, ciekawe piwo. Widziałbym je jako specjał na cały sezon jesienno-zimowy. Tylko Perła odstaje od peletonu oferując napój piwo-podobny. Szkoda, bo czuję, że z dzikiej róży i bzu da się ulepić coś ciekawego. Wyświetl pełny artykuł
  17. Po przeczytaniu wpisów o piwowarstwie rzemieślniczym, jakie pojawiły się na blogach ElDesmadre's Beer Vault i MichalSaks.com dorzucę i ja coś od siebie, bo temat jest i ciekawy i aktualny i rozwojowy. No i nie bardzo mi się podoba czyste określenie rzemieślnik. Owszem, jeżeli chodzi o wykonaną pracę, to oczywiście jest to rzemiosło, ale jeżeli chodzi o wizję smaku, to coś dużo więcej. Ja nazwałbym tę sferę piwowarstwem kreatywno-rzemieślniczym. Bo to co odróżnia owo piwowarstwo kreatywno-rzemieślnicze od piwowarstwa wielkoprzemysłowego z jednej strony, a piwowarstwa regionalnego z drugiej, to właśnie świadome, autorskie kreowanie smaku piwa. Tu nic nie jest dane od góry, ani siłą lokalnej tradycji, ani siłą światowego koncernu. W piwowarstwie kreatywno-rzemieślniczym wszystko trzeba zrobić od początku do końca. Od wybudowania browaru, przez wymyślenia piwa, jego uwarzenie po sprzedaż. Dziś ambitny konsument postrzega piwowara jako designera smaku. Artysta to oczywiście za dużo powiedziane, ale określenie rzemieślnik też spłaszcza jego pracę. Jest on kreatorem smaku, który zaczyna się jeszcze przed wrzuceniem do kadzi zaciernej słodu. Ten moment jest zresztą najważniejszy: pomysł, koncepcja, wizja.Takim designerem jest przede wszystkim piwowar, ale może to być również grupa, która bierze odpowiedzialność za efekt końcowy. Tak czy inaczej nie jest to nikt anonimowy, skrywający się za koncernem, spółką czy właścicielem. To ktoś, kto daje konsumentowi jasny przekaz: my to zrobiliśmy. Wielkie browary dzieliły konsumentów na tych, którzy pragną solidnej dawki alkoholu, ludzi młodych, którzy chcą się zabawić, a piwo wypić na dyskotece czy prywatce, na kibiców sportowych, którzy oglądając mecz otworzą kolejną puszkę piwa. Piwo było to samo, zmieniała się tylko oprawa i skojarzenia. A czy ktoś w ogóle wiedział, kto skomponował dany smak, kto jest odpowiedzialny za wybór tego czy innego stylu? Browarom często zależało, byśmy nie tylko nie wiedzieli, ale nawet by nam nie przyszło do głowy zapytać. Ale kontakt z konsumentem się zmienia. Browary starają się nawiązać emocjonalną więź z odbiorcami, być bliżej nich, pokazać się, wyjść do ludzi. Tworzą przerysowane etykiety, obok których nie da się przejść obojętnie, organizują premiery swoich piw, wprowadzają intrygujące historie, nawiązują kontakt z odbiorcą, który wchodzi w krzyżową rolę konsumenta i autora receptury np. piwowar domowy. No i przede wszystkim personalizują piwo. Tym samym piwa indywidualizują się zarówno smakowo jak i wizualnie. Do tej pory dominowały piwa skierowane do masowego odbiorcy. Obecnie tworzy się powoli rynek dla konsumentów ambitnych, wymagających, poszukujących propozycji ekskluzywnych, unikalnych, z przesłaniem. Dla konsumenta ambitnego ważna jest wysoka jakość i wyrafinowana estetyka. Charakterystycznym jest, że w piwnym menu browarów nie znajdziemy pospolitych piw jasnych pełnych. Królują nowe style, czasami nawet przerysowane w smaku. Dzisiejszy, albo może jutrzejszy casual beer to wyraźny styl, wysoka jakość i wyrafinowana prostota. Wraz z polaryzacją smaków i stylów, polaryzować się będą również konsumenci. Niektórzy będą twierdzić, że dane piwo jest fantastyczne, podczas gdy inni to samo piwo będą publicznie wylewać do zlewu. I może nie być w tym winy piwa. Po prostu niektóre piwa trafią idealnie w nasz smak, inne trafią idealnie w smak innych. View the full article
  18. Po przeczytaniu wpisów o piwowarstwie rzemieślniczym, jakie pojawiły się na blogach ElDesmadre's Beer Vault i MichalSaks.com dorzucę i ja coś od siebie, bo temat jest i ciekawy i aktualny i rozwojowy. No i nie bardzo mi się podoba czyste określenie rzemieślnik. Owszem, jeżeli chodzi o wykonaną pracę, to oczywiście jest to rzemiosło, ale jeżeli chodzi o wizję smaku, to coś dużo więcej. Ja nazwałbym tę sferę piwowarstwem kreatywno-rzemieślniczym. Bo to co odróżnia owo piwowarstwo kreatywno-rzemieślnicze od piwowarstwa wielkoprzemysłowego z jednej strony, a piwowarstwa regionalnego z drugiej, to właśnie świadome, autorskie kreowanie smaku piwa. Tu nic nie jest dane od góry, ani siłą lokalnej tradycji, ani siłą światowego koncernu. W piwowarstwie kreatywno-rzemieślniczym wszystko trzeba zrobić od początku do końca. Od wybudowania browaru, przez wymyślenia piwa, jego uwarzenie po sprzedaż. Dziś ambitny konsument postrzega piwowara jako designera smaku. Artysta to oczywiście za dużo powiedziane, ale określenie rzemieślnik też spłaszcza jego pracę. Jest on kreatorem smaku, który zaczyna się jeszcze przed wrzuceniem do kadzi zaciernej słodu. Ten moment jest zresztą najważniejszy: pomysł, koncepcja, wizja.Takim designerem jest przede wszystkim piwowar, ale może to być również grupa, która bierze odpowiedzialność za efekt końcowy. Tak czy inaczej nie jest to nikt anonimowy, skrywający się za koncernem, spółką czy właścicielem. To ktoś, kto daje konsumentowi jasny przekaz: my to zrobiliśmy. Wielkie browary dzieliły konsumentów na tych, którzy pragną solidnej dawki alkoholu, ludzi młodych, którzy chcą się zabawić, a piwo wypić na dyskotece czy prywatce, na kibiców sportowych, którzy oglądając mecz otworzą kolejną puszkę piwa. Piwo było to samo, zmieniała się tylko oprawa i skojarzenia. A czy ktoś w ogóle wiedział, kto skomponował dany smak, kto jest odpowiedzialny za wybór tego czy innego stylu? Browarom często zależało, byśmy nie tylko nie wiedzieli, ale nawet by nam nie przyszło do głowy zapytać. Ale kontakt z konsumentem się zmienia. Browary starają się nawiązać emocjonalną więź z odbiorcami, być bliżej nich, pokazać się, wyjść do ludzi. Tworzą przerysowane etykiety, obok których nie da się przejść obojętnie, organizują premiery swoich piw, wprowadzają intrygujące historie, nawiązują kontakt z odbiorcą, który wchodzi w krzyżową rolę konsumenta i autora receptury np. piwowar domowy. No i przede wszystkim personalizują piwo. Tym samym piwa indywidualizują się zarówno smakowo jak i wizualnie. Do tej pory dominowały piwa skierowane do masowego odbiorcy. Obecnie tworzy się powoli rynek dla konsumentów ambitnych, wymagających, poszukujących propozycji ekskluzywnych, unikalnych, z przesłaniem. Dla konsumenta ambitnego ważna jest wysoka jakość i wyrafinowana estetyka. Charakterystycznym jest, że w piwnym menu browarów nie znajdziemy pospolitych piw jasnych pełnych. Królują nowe style, czasami nawet przerysowane w smaku. Dzisiejszy, albo może jutrzejszy casual beer to wyraźny styl, wysoka jakość i wyrafinowana prostota. Wraz z polaryzacją smaków i stylów, polaryzować się będą również konsumenci. Niektórzy będą twierdzić, że dane piwo jest fantastyczne, podczas gdy inni to samo piwo będą publicznie wylewać do zlewu. I może nie być w tym winy piwa. Po prostu niektóre piwa trafią idealnie w nasz smak, inne trafią idealnie w smak innych. Czytaj całość na blogu autora
  19. czyli dry stout z Walii. Do opisu dry stoutu powinienem wybrać Guinnessa, z Irlandii. Wybrałem Blacka z Walii. Ale jest widget z azotem, więc myślę, że dość ortodoksyjnie. Browar Brains darzę wielką sympatią, a właściwie jego piwowara Dona Jeffreya, którego … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. plus zabawa w piwną archeologię AleBrowar jest jedną z ikon „piwnej rewolucji” w Polsce. Weszli elegancko i z faszonem na rynek mocnym uderzeniem w zeszłym roku, a Rowing Jack i Black Hope były ich końmi pociągowymi. I jednocześnie mocnymi reprezentantami mody na, do tej pory, dosyć egzotyczne chmiele. W szczególności to pierwsze piwo. Osobiście preferowałem Black Hope, dla mnie to po prostu mocno chmielony jankeskimi odmianami Foreign Extra Stout. Jak słyszę Black India Pale Ale to mam automatycznie zgagę. A dlaczego archeologię? Kiedy jeszcze nie myślałem o założeniu bloga napisałem dla chłopaków z AleBrowaru recenzje ich piw po premierze. Ot tak, z dobroci serca. Chyba ich nigdzie nie wykorzystali, w takim razie ja to zrobię, bo szkoda mojej pracy. Szczęśliwie udało mi się znaleźć je w dzikiej dżungli mojego dysku. Także na pierwszy rzut lecą recenzje wersji butelkowych z zeszłego roku. W sumie jest całkiem zabawne zobaczyć jak ładnie opisałem piwa. Teraz tak mi się nie chce recenzować. A przynajmniej nie na blogu. Rowing Jack 2012 Piana: Początkowo tworzy czapę, składającą się głównie ze średnich oraz drobnych pęcherzyków. Następnie opada do kożuszka jednocześnie oblepiając szkło. Barwa: Jasnozłota, piwo jest opalizujące. Mieści się w ramach stylu. Zapach: Przede wszystkim cytrusowe i żywiczne, zielone aromaty amerykańskich odmian chmielu. Co jest charakterystyczne dla amerykańskich piw typu IPA wyczuwalny jest delikatny ananas.. Na dalszym planie znajduje się słodycz, pochodząca od słodu i cukrów resztkowych pozostałych po fermentacji. Zapowiada to ciekawy dualizm goryczy ze słodyczą. Smak: Podobnie jak w przypadku zapachu, na pierwszym planie dominuje chmielowa goryczka. Trzeba przy tym przyznać, że mimo wysokiego poziomu IBU jej charakter jest sensowny. Nie pozostaje w ustach, niemile oblepiając podniebienie i język jak to często w przypadku „chmielowych mocarzy” bywa. Tak jak można się było spodziewać po zapachu, odczuwalna jest także słodycz. Piwo mimo ekstraktu 16 jest dosyć zwodnicze, ponieważ pijalność jest na poziomie piwa o ekstrakcie maksymalnie 13. Należy to oczywiście uznać za cechę pozytywną. Wysycenie jest na odpowiednim poziomie. Piwo jest reprezentantem stylu, który w Polsce jest ewidentnie hitem sezonu. Na pewno nie zasmakuje osobom, które nie przepadają za gorzkimi smakami. Natomiast w przypadku osób, które nie posiadają takiego atawizmu ewolucyjnego, jest to piwo o dosyć dużym potencjale sesyjności. Zdecydowanie można wypić więcej niż jedno. Black Hope 2012 Piana: Początkowo wybitna, beżowa, składająca się z drobnych pęcherzyków. W stosunkowo niedługim czasie pęcherzyki łączą się w większe i piana zaczyna opadać, jednocześnie zostawiając ślady na szkle. Barwa: Ciemna jak noc, dodatkowo przy przebiciach promieni słonecznych na dnie szklanki można zaobserwować, że piwo jest niefiltrowane. Kolor którego nie powstydziłby się żaden Stout. Zapach: Bardzo fajną i ciekawą rzeczą jest pewien dysonans poznawczy, którego doznaje się dochodząc do tego etapu oceny Black Hope. Barwa sugeruje, że możemy mieć w szkle wspomnianego wcześniej Stout’a, na co automatycznie nastawiają się zmysły. A tu niespodziewajka, zmysł węchu zostaje zaatakowany doznaniami podobnymi do tych odczuwanych przy Rowing Jack’u, oczywiście w mniejszym stężeniu. Czyli głównie amerykańskie odmiany chmielu z całą baterią związanych z tym aromatów. Na drugim planie majaczy aromat ciemnego słodu. Smak: Podejrzewam, że ciemnego słodu zostało sypnięte od serca, gdyż czuć wyraźną kwasowość pochodzącą od niego. Goryczka jest na mniejszym poziomie niż w przypadku Rowing Jack’a, co w przypadku osób nie lubiących „chmielowych siekier” będzie zdecydowanie zaletą. Dodatkowo czuć jeszcze akcenty słodowe. Trzeba przyznać, że piwo jest bardzo przyjemnie zbalansowane, goryczka jest bardzo dobrze zaakcentowana, jednocześnie nie oblepiając języka. Piwo jest lekko kremowe w odczuciu. Piwo o jeszcze większym potencjale sesyjności niż Rowing Jack. Dla wielbiciela piw mocno chmielonych oraz piw ciemnych jest to wręcz idealna synteza. Jest to moje pierwsze podejście do stylu Black IPA, nie miałem wcześniej żadnej styczności i powiem szczerze, że gdyby nie informacja o tymże stylu sklasyfikowałbym to piwo raczej jako mocno chmielonego Eksportowego Stouta. Zdecydowanie warte polecenia. Prawda, że pięknie? Normalnie jak do żurnala. Dlaczego w ogóle wykopałem takie antyki? Powód jest prosty – w zeszłym tygodniu była okazja spróbować nowych warek RJ i nowej warki BH. Co więcej, Rowing Jack był w wersji 2012 i 2013. Dla sensoryka i blogera to bardzo fajna okoliczność przyrody. Rowing Jack 2012 vs Rowing Jack 2013 (lane) Czy w piwach, które jednak nie były aż tak daleko (pod względem czasowym) od siebie warzone różnica może być wyraźna? Okazuje się, że owszem. Chyba nawet laik nie miałby problemu z odróżnieniem od siebie tych piwa. Zacznijmy od barwy, RJ2012 był już mocno opalizujący. Z kolei funkiel nówka 2013 prawie klarowny. I tak ok i tak ok. Aromat? O, tutaj różnica jest już drastyczna. O ile w RJ2013 aromat został zdominowany przez czarną porzeczkę (nie przepadam, jak już zapewne wiecie), tak RJ2012 miał zajebisty aromat sosnowo-żywiczny, plus lekkie cytrusy. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu wersja „starsza”. Zresztą z rozmów prowadzonych w trakcie wynika, że nie tylko mnie. Natomiast pod koniec picia, ogrzana resztka 2012 sugerowała znacząco, że piwo należy pić szybciej. Także, jeżeli są jeszcze jakieś beczki w knajpach to sugerowałbym ich nie chomikować, bo może się to bardzo źle skończyć. Smak był praktycznie odbiciem zapachu w obu przypadkach, przy czym bardzo cenię w RJ to, że goryczka skontrowana jest słodowością. Piwa mające do zaoferowania tylko gorycz są wg mnie pozbawione sensu. Jeszcze na sam koniec przyjemny wizualnie aspekt – w obu wersjach piana była bajeczna i utrzymywała się do końca. Black Hope 2013 (lane) Co tu dużo pisać, klasa. Wersja butelkowa jest praktycznie taka sama, więc nie będę się powtarzał, bo i tak dużo literek dzisiaj nastukam. Rowing Jack 2013 (butelka) Piana: Biała, o zróżnicowanej strukturze i konsystencji ubitego białka. Oblepia szkło. Barwa: Bursztynowe, nieklarowne. Zmętnienie powyżej opalizującego. Zapach: Żywiczno-trawiasty, lekkie cytrusy, sosna. Nie czuję czarnej porzeczki. Zapach jest świeży, fajny, zachęca do spróbowania. Lekka kontra słodyczy. Smak: Pierwszy akord to solidna, ale nie przesadzona goryczka, która następnie łamana jest słodyczą przechodzącą w smaki żywiczne. Goryczka nie jest szczególnie pozostająca i przy każdym łyku język jest zacnie przemywany. Profil smakowy piwa bardzo fajnie ewoluuje w czasie picia, ukazując pełnię bukietu. Zacne piwo, wnioskuję, że trafiłem butelkę z wersją laną 2012, bo odczucia były bardzo zbliżone. Black Hope 2013 (butelka) Piana: Piękna, beżowa i bujna. Drobnopęcherzykowata, również o konsystencji ubitego białka. Tak samo jak w przypadku Rowing Jack’a oblepia szkło. Barwa: Stout jak się patrzy. Zapach: Wanilia, ciemne słody, w tle lekko cytrusowo-sosnowy aromat. Generalnie aromat jest dosyć delikatny i ułożony. Obecne są również lekkie estry. Smak: Początkowa lekka kwasowość i cierpkość z ciemnych słodów przechodzi w słodycz słodów jasnych i karmelowych, by finiszować lekką i nie nachalną goryczką. Piwo o ułożonym profilu, lekkie w odczuciu. Nie powiedziałbym, ze to 16stka. W smaku również wychodzi lekka wanilia. Wydaje mi się, że BH2013 jest mniej tęgie w smaku niż BH2012. Kwasowość jest mniejsza niż w przypadku wersji zeszłorocznej, to bardzo dobry ruch. W zasadzie piwo mogłoby mieć więcej ciała i będzie zajebiste. Goryczki bym nie zmieniał. Wyszła mi kolejna krowa pod względem treści. Coś ostatnio elaboraty piszę. No nic, trudno już. Piliście nowe wypusty AleBrowaru? Wyświetl pełny artykuł
  21. piwo kultowe. Alaskan Smoked Porter od dawna już był na mojej krótkiej liście piw do spróbowania za wszelką cenę. No może nie za wszelką, ale limit był ustawiony naprawdę wysoko. Wreszcie okazało się, że piwo via Holandia, pojawiło się ofercie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  22. Po dwóch polskich altach przyszła kolej na kalibrację niemieckim klasykiem. Diebels, bo o nim mowa, to znany i lubiany przedstawiciel gatunku prosto z okolic Düsseldorfu, czyli kolebki altbiera. Nie będę się rozwodzić o samym stylu, bo robiłem to już dwukrotnie: tu i tu. Dzisiaj zatem przedstawię suche fakty. No, może nie aż tak suche. Diebels Altbier – Düsseldorf Altbier Ekstrakt nieznany, alkohol 4,9% Wygląd: jasnobrązowe, pod światło miedziane, klarowne. Piana jasnobeżowa, początkowo potężna, ale sumarycznie niezbyt trwała. Aromat: słodu i chleba razowego, nieco karmelowy i ziemisty, podbity dobrze wyczuwalnym, choć nieco zakamuflowanym diacetylem. Wysycenie: średnie, perliste, przyjemne. Smak: słodowy, minimalnie przypalony, lekko kwaskowaty. Goryczka na poziomie najwyżej średnim. Trzeba przyznać, że szlachetna i bardzo udana, aczkolwiek zbyt łagodna. Odczucie w ustach: lekkie, o niskiej treściwości, nawet bym powiedział, że ciut wodniste. Nieźle orzeźwia dzięki dobrze dobranemu wysyceniu i fajnej goryczce. Wrażenie ogólne: Troszeczkę jestem zawiedziony. Spodziewałem się klasyka gatunku, który rozwali mnie na łopatki, tymczasem Diebels jest po prostu grzeczny, by nie powiedzieć nieco nudny i wodnisty. Fakt, jest dobrze zbalansowany, przyjemny i wybitnie pijalny. I to są jego niewątpliwe zalety. Nie jest natomiast całkiem stylowy i ma drobne wady w aromacie. Chociaż może się czepiam. Fajne codzienne piwko i tyle! Ocena: 6/10 Wyświetl pełny artykuł
  23. czyli Wyleżakowane portery odcinek 4. Jak ten czas leci. Komes Porter to piwo, które uznaję za bardzo młode, w tym sensie że całkiem niedawno pojawiło się na rynku, a tymczasem okazuje się, że degustowany egzemplarz miał termin przydatności do maja 2008, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. Cały Düsseldorf jest w szoku. Do szpiku kości tradycyjny browar Frankenheim wypuścił 6 grudnia 2012 r. jasnego Alta. I nazwał go jeszcze Blond. Ludzie łapią się za głowę: "Jak to Alt jest jasny. Przecież zawsze był ciemny. To była podstawowa różnica między sąsiednim Kölschem z Kolonii, a Altem. Co oni wyprawiają! Przecież Kölsch to woda bez smaku. Nasze piwo było konkretne." Mieszkańcy Kolonii początkowo zacierali ręce: "No, nareszcie uznają wyższość naszego piwa. Chcą mieć takie piwo jak nasze". Szybko jednak odezwały się głosy zaniepokojenia: "Jeżeli ich Alt będzie taki jak nasz Kölsch, to skąd będzie wiadomo, które piwo jest które?" Gazety kolońskie krzyczą: "Düsseldorf bezwstydnie kopiuje nasze piwo!". Szef Związku Browarów Kolońskich stwierdza: "To koniec Alta. Przecież ludzie nie będą kupować podróby. Sięgną po oryginalnego Kölscha!" Obie nadreńskie metropolie są w szoku. Do dziś nie milkną dyskusje, co z tego wyniknie, jak zmieni się postrzeganie Alta, i jaki wpływ Alt Blond będzie miał na piwo Kolońskie. A Browar Frankenheim się broni: "Altbier potrzebuje świeżego oddechu, nowego impulsu. Nasze piwo jest świeże, jasne i łagodne. Chcemy przekonać do niego nowe grupy klientów: ludzi młodych i kobiety." Beer Wars nad Renem trwają od dawna. Tylko teraz nie wiadomo, czy to Imperium kontratakuje, czy to Nowa nadzieja, czy jednak na przekór barwie Mroczne widmo. http://1.bp.blogspot.com/-TVa02GAoZKg/UPAHW1tHD5I/AAAAAAAABp8/f70oIF3kUx8/s400/Altbier+Farbe.jpgTak zmieniał się kolor Altbiera. Na górze po lewej: klasyczny Atl. Na dole po prawej: Altbier Blond źródło: koeln.de Kölsch uchodził za najjaśniejsze piwo górnej fermentacji. Alt zawsze był ciemniejszy dzięki bardziej ciemniejszym słodom w zasypie. Pozostałe parametry jak ekstrakt (11-12,5%) i alkohol (4,5-5,2%) były niezwykle zbliżone. Altbier klasyczny posiada kolor bursztynowo-miedziany do brązowego. Ma zdecydowany słodowy profil uzupełniony wyraźną goryczką chmielową i lekką nutą estrową. Fermentowany jest drożdżami górnej fermentacji, ale leżakowany w niskich temperaturach. Wzorcowym Altbierem jest Diebels, znany również dobrze w Polsce. http://4.bp.blogspot.com/-C20tqpCBWIU/UPAOJfwLg5I/AAAAAAAABqc/fNpm0wBFyxY/s320/frankenheim_blond.jpgNowa odsłona Alta: Frankenheim Blond źródło: bierspot.de Ciąg dalszy, w którym przedstawię dwóch polskich reprezentantów stylu: Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty nastąpi po niczym nie skrępowanej, swobodnej degustacji bez pośpiechu.View the full article
  25. Cały Düsseldorf jest w szoku. Do szpiku kości tradycyjny browar Frankenheim wypuścił 6 grudnia 2012 r. jasnego Alta. I nazwał go jeszcze Blond. Ludzie łapią się za głowę: "Jak to Alt jest jasny. Przecież zawsze był ciemny. To była podstawowa różnica między sąsiednim Kölschem z Kolonii, a Altem. Co oni wyprawiają! Przecież Kölsch to woda bez smaku. Nasze piwo było konkretne." Mieszkańcy Kolonii początkowo zacierali ręce: "No, nareszcie uznają wyższość naszego piwa. Chcą mieć takie piwo jak nasze". Szybko jednak odezwały się głosy zaniepokojenia: "Jeżeli ich Alt będzie taki jak nasz Kölsch, to skąd będzie wiadomo, które piwo jest które?" Gazety kolońskie krzyczą: "Düsseldorf bezwstydnie kopiuje nasze piwo!". Szef Związku Browarów Kolońskich stwierdza: "To koniec Alta. Przecież ludzie nie będą kupować podróby. Sięgną po oryginalnego Kölscha!" Obie nadreńskie metropolie są w szoku. Do dziś nie milkną dyskusje, co z tego wyniknie, jak zmieni się postrzeganie Alta, i jaki wpływ Alt Blond będzie miał na piwo Kolońskie. A Browar Frankenheim się broni: "Altbier potrzebuje świeżego oddechu, nowego impulsu. Nasze piwo jest świeże, jasne i łagodne. Chcemy przekonać do niego nowe grupy klientów: ludzi młodych i kobiety." Beer Wars nad Renem trwają od dawna. Tylko teraz nie wiadomo, czy to Imperium kontratakuje, czy to Nowa nadzieja, czy jednak na przekór barwie Mroczne widmo. Tak zmieniał się kolor Altbiera. Na górze po lewej: klasyczny Atl. Na dole po prawej: Altbier Blond źródło: koeln.de Kölsch uchodził za najjaśniejsze piwo górnej fermentacji. Alt zawsze był ciemniejszy dzięki bardziej ciemniejszym słodom w zasypie. Pozostałe parametry jak ekstrakt (11-12,5%) i alkohol (4,5-5,2%) były niezwykle zbliżone. Altbier klasyczny posiada kolor bursztynowo-miedziany do brązowego. Ma zdecydowany słodowy profil uzupełniony wyraźną goryczką chmielową i lekką nutą estrową. Fermentowany jest drożdżami górnej fermentacji, ale leżakowany w niskich temperaturach. Wzorcowym Altbierem jest Diebels, znany również dobrze w Polsce. Nowa odsłona Alta: Frankenheim Blond źródło: bierspot.de Ciąg dalszy, w którym przedstawię dwóch polskich reprezentantów stylu: Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty nastąpi po niczym nie skrępowanej, swobodnej degustacji bez pośpiechu. Czytaj całość na blogu autora
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.