Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 614
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Dzisiaj niestandardowo bonusowy wpis z recenzjami. A okazja jest zacna – drugi International Stout Day. Po raz pierwszy obchodzony w Polsce z inicjatywy Marcina Chmielarza z portery.pl. I dotyczy wszystkich stoutów, a nie abordażu wersji kawowej z jednego minibrowaru restauracyjnego Nie przypadkowo swoją zabawę z piwowarstwem domowym rozpocząłem od gotowca z „Irish Stout”. Irlandzkie czarne złoto jest moją ulubioną odnogą stylów piwnych i w większości są to piwa, do których chętnie wracam. Zresztą Irlandczycy to mądry naród, jak mawia ich przysłowie „na jednym skrzydle ptak nie lata”, także żeby dzisiaj polecieć skrzydeł mam aż 5. Barney Flats Oatmeal Stout – Anderson Valley Brewing Company Przedstawiciel stoutów z dodatkiem płatków owsianych. Jako, że dzień rozpoczynam od michy gniecionego owsa, piwo w sam raz dla mnie. Piana: Beżowa, początkowo duża. Potem szybko drobne pęcherze przechodzą w większe i piana opada do dosyć trwałego kożucha. Barwa: Blackest of black. Nie ma nawet przebić jaśniejszej barwy. Zapach: Pierwsze co mnie uderzyło to ewidentny zapach czarnych oliwek. Następnie owies, gorzka czekolada, ciemne słody. Nie czuję estrów kwiatowych czy owocowych. Jest natomiast słodycz pochodząca z jasnych słodów oraz lekki alkohol. Dosyć czysty profil. Smak: Ekstra! Profil smakowy równie czysty jak zapach. Aksamitność owsa idealnie współgra z ciemnymi słodami, dając efekt mlecznej czekolady, czuć jasne słody, chyba jest na dosyć miękkiej wodzie. Dosyć wysokie wysycenie, ale nie przeszkadza. Piwo absolutnie pijalne i świetne. Pyszny aftertaste. Profil jest kapitalny. Super paloność. Nie ma przesady w żadną stronę. I co, da się zrobić piwo bez dojebania chmieli? Da. Idealne zbalansowanie, aż chce się smakować i pić więcej. Gdyby było szerzej dostępne miałbym skrzynkę na podorędziu. Kujo Coffee Stout (Wild Dog Series) – Flying Dog Brewery Piana: Brązowa, początkowo średnio wysoka, potem opada do bardzo cienkiego kożuszka. Barwa: Jeszcze ciemniejszy od poprzedniego. Nie wiedziałem, że się da. 8,9% alkoholu, mocarz. Zapach: węgiel drzewny, lukrecja, kawa espresso. I co ciekawe zielona papryka. Nie czuję alkoholu, czy estrów. Pięknie, da się zrobić mocne piwo nie walące fuzlami czy kwietnikiem. Smak: Jakbym wgryzł się z czekoladowo-kawową alkoholizowaną krówkę. Idealny balans goryczki z ciemnych słodów oraz kawy, wraz z jej cierpkością, ze słodami jasnymi i karmelowymi. Alkohol jest ładnie ukryty, aczkolwiek czuć rozgrzewającą moc. Wybitnie pełne. Mimo poważnej mocy jest niesamowicie wręcz pijalny, mógłbym się pokusić i stwierdzenie, że sesyjne. Kolejne piwo ze świetnym posmakiem, który wręcz wyścieła usta przyjemnym dywanikiem karmelowo-goryczkowym. Goryczka chmielowa jest delikatna i niknie w goryczce kawy i słodów. Znowu, da się zrobić piwo, które urywa dupę a jednocześnie nie męczy. Co za czad. Buffalo Belgian Stout Piana: Wyjątkowo wysoka, ale też grubopęcherzykowata. Opada brzydko do cienkiej warstwy. Nędzna taka. Zapach: Pachnie bardziej jak lager zmieszany z cydrem. Ciekawe czy Brettanomyces były grane. Są też estry. Barwa: Jest ciemne, ale takie bardziej brązowawe w przebiciach. Smak: No nie jest to stout. Smakuje jak klasztorniak, w dodatku zaczynam podejrzewać, że rzeczywiście tu było coś grane poza zwykłymi drożdżami. Czuć dodatek cukru. Pijalność średnia. Słodko-kwaśne. Bardzo małe wysycenie. Po jankeskich przedstawicielach nie wiem czy tego nie wyleję w cholerę. 9% alkoholu, męczy mnie okrutnie. Castle Milk Stout Tutaj zacytuję skład, bo jest zacny: woda, słód jęczmienny, ekstrakt z kukurydzy, chmiel, laktoza, karmel. Szczypta afrykańskiej magii (to już moja teoria). Piana: ładna, brunatna i drobnopęcherzykowata. Długo się utrzymuje. Barwa: fajna, głęboka czerń z połyskiem. Zapach: bardzo intrygujący, mleko z miodem i karmelem, przyjemny. Ale piwo pachnące mlekiem to coś zabawnego, lekka słodowość. Brak estrów. Smak: dosyć wodniste, jest słodycz ze słodu i laktozy, ale dominuje paloność. Jest mocno płaskie w smaku, nie ma ciała. Nie smakuje też stoutem, bardziej schwarzbierem. I też nic dziwnego, w końcu to „stout dolnej fermentacji”. Milk Schwarzbier. Nikt mnie nie przekona, że dolna fermentacja może dać udanego stouta. Ale przyznam, że nie jest to złe piwo. Jest całkiem pijalne i sesyjne. Guinness Draught Piana: doskonała, ale trudno żeby było inaczej przy Guinnessie, szczególnie, że puszka ma widget. Barwa: czarna, z lekkim połyskiem, nieprzezroczysta. Klasyka klasyki. Zapach: Guinness, poznam chyba zawsze i wszędzie. Delikatny diacetyl, równie ulotne estry owocowe, aromat palonego słodu. Rześki. Smak: Również poznam zawsze. Nasycone azotem, nie zabija dwutlenkiem węgla. Nie jest treściwe, tylko dosyć wytrawne. W końcu Dry Stout. Czuć ziarnistość, słody jasne i palone oraz charakterystyczną dla Guinnessa lekko kwaśną końcówkę (ponoć część brzeczki fermentuje się Brettanomyces) przepłukująca kubeczki smakowe. Nie zalepia gęby, przygotowując od razu do następnego łyka. Przyznam szczerze, że Guinness to moje ulubione piwo sesyjne i mam w dupie czy jest koncernowe, sztampowe i co tam jeszcze. Często chodzę do knajpy gdzie są świeże beczki witaminy G i piję 2-3 piwa. Zaczynałem pić ciekawsze piwa właśnie od Guinness’a i nadal jest to dla mnie wzór sesyjności. Nie jest to piwo nad którym się człowiek roztkliwia i grzebie nosem niczym warchlak na truflowisku. Idzie się knajpy ze znajomymi i zaprasza Guinnessa do towarzystwa, ot co. Jakie piliście najlepsze Waszym zdaniem stouty? PS. Tak, wiem. Część zdjęć jest centralnie, część do lewego marginesu. Nie mam pojęcia czemu, generalnie silniki java raczej się nie lubią z FireFoxem, szczególnie w moim antycznym wydaniu. Jutro postaram się coś z tym zrobić. Wyświetl pełny artykuł
  2. czyli wielka premiera Kawki. Zacznę od przeprosin – wymieniając lokale, w których dziś poleje się Kawka zapomniałem o pubie Fama z Milicza, za co przepraszam. Oczywiście Międzynarodowy Dzień Stoutu to nie tylko Kawka. Kiedy 16. sierpnia rzuciłem Marcinowi Chmielarzowi z … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  3. [źródło grafiki] Tak tak, dzisiaj po raz drugi w historii obchodzimy Międzynarodowy Dzień Stoutu. Stoutu, nie stouta. Nie pytajcie mnie dlaczego tak się odmienia, ale tak jest. Język polski piękny jest i basta! Tym razem nie będzie degustacji, bo po pierwsze w lodówce nie mam niczego ciekawego, a po drugie, na innych piwnych blogach pojawi się zapewne milion recenzji, więc będziecie mieli o czym poczytać. O czym zatem będzie? Zaskoczę was – o piwie! Na początek o historii i genezie stylu. Mówiąc w skrócie stout był dawniej mocniejszą odmianą porteru, ale nie polskiego mocnego porteru bałtyckiego, tylko lekkiego porteru brytyjskiego. Stout znaczy tęgi, czyli stout porter to mocny porter. Tak było kiedyś, a jak jest teraz każdy widzi. Tak nam się pomieszało, że brytyjski porter potrafi być czasem mocniejszy od stoutu. Jak zatem odróżnić te dwa style? Nie tak łatwo! Dzisiejsze portery od stoutów różnią się głównie tym, że w zasypie tych drugich znajdziemy jęczmień palony. Oznacza to w efekcie, że stout posiada więcej ciemnych aromatów (gorzka czekolada, kawa), a także specyficzną “paloną” goryczkę. Porter jest nieco łagodniejszy, a goryczkę ma głównie od chmielu. To tak w skrócie, bo poszczególni przedstawiciele obu stylów mogą się znacząco od siebie różnić. Jeśli zatem chcesz zostać ekspertem, pozostaje trening. Najlepiej przekonać się na własnych kubkach smakowych i własnym nosie. Pozostańmy przy stoutach. To bardzo wdzięczny styl piwa, bo po pierwsze naprawdę trudno go zepsuć, a po drugie jest bardzo zróżnicowany. Mamy stouty zwykłe (dry, irish), owsiane (oatmeal), słodkie z dodatkiem laktozy (sweet, cream, milk). Mamy takie doprawiane prawdziwą kawą (coffee stout), a także z dodatkiem … ostryg (oyster stout). W końcu są też mocne odmiany stoutu – umiarkowany foreign extra stout i tęgi russian imperial stout. Do tego stout, chyba jak żadne inne piwo, lubi przyprawy. Szczególnie do jego najmocniejszej wersji dodaje się często wanilię, lukrecję, czekoladę i inne dobra. Stout to najlepsze piwo na świecie. Nie jest to moje zdanie, a zdanie tysięcy piwoszy skupionych wokół portalu RateBeer. W pierwszej 10 najlepszych piw na świecie znajduje się aż 5 stoutów. Dla ścisłości są to imperial stouty. Nie ma się co dziwić. Te piwa są wybitnie degustacyjne, gęste, bardzo aromatyczne i wielowymiarowe. W miarę picia i ogrzewania często odsłaniają swoje kolejne oblicza, zaskakując z każdym łykiem. To po prostu raj dla smakoszy. Wróćmy jednak na chwilę do piw zwariowanych. Pełnym odlotem wydaje się stout ostrygowy (oyster stout). Styl to dziwny, rzadki, nietypowy. Rodowód jego jest brytyjski, choć obecnie na wyspach prawdziwego oyster stoutu ciężko uświadczyć. Dawniej ostrygi traktowano jako odpadek z połowów. Rozdawano je często jako darmową przekąskę do piwa, a najlepiej ponoć smakowały popijane ciemnym stoutem. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by zrobić dwa w jednym, połączyć piwo z aromatem ostryg. Pomysł szalony, ale efekt podobno nie najgorszy. Nigdy nie piłem piwa w tym stylu, bo zdobycie go graniczy z cudem. Podobno ma aromat oceanu. Trzeba wierzyć na słowo. Tak czy inaczej mam nadzieję, że jeszcze kiedyś jakiś prawdziwy oyster stout wpadnie w moje ręce i zagości na tym blogu. Dzisiaj oyster stout to najczęściej chwyt marketingowy. Wiele piw ostrygę ma tylko w nazwie. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż ostrygi są obecnie towarem luksusowym i drogim. Sporą rozrzutnością byłoby pakowanie ich do piwa nie mając 100% pewności, że będzie ono ludziom smakować. Ostatnio trafiłem na ciekawy odcinek Brewing TV odnośnie święta ostryg i warzenia prawdziwego oyster stouta. Jeśli angielski nie jest ci obcy, to zachęcam do obejrzenia: Brewing TV – Episode 48: The World’s Your Oyster Stout To tyle w temacie. Jeśli masz ochotę na więcej, zapraszam do lektury bloga naszego krajowego eksperta – Marcina Chmielarza. Strona Portery.pl to prawdziwe kompedium wiedzy na temat porteru i stoutu. A jeśli masz dzisiaj ochotę uczcić Dzień Stoutu w sposób wyjątkowy, Marcin zamieścił rozkład jazdy dla różnych miast. To tyle. Wznieśmy w górę pintę pysznej nieprzejrzystej cieczy. Zdrowie stoutu!!! Wyświetl pełny artykuł
  4. W warzeniu piwa najpiękniejsza jest możliwość eksperymentowania. Ilość możliwych kompozycji jest w zasadzie nieskończona. Mamy ogromną gamę słodów, chmielów i … przypraw. Piwo lubi przyprawy, szczególnie ciemne piwo, ale o tym jutro. Dzisiaj będzie o trunku jasnym i szokującym. Do tego uwarzonym w Polsce. Nie, nie jest to wynalazek z małego browaru rzemieślniczego czy też kontraktowego. To trunek od regionalnego średniaka – Browaru Kormoran. Browar pokazał, że ma cojones i uwarzył piwo z …. czosnkiem. To, co było pierwotnie żartem prima-aprilisowym stało się faktem. Przedstawiam wam Piwo orkiszowe z czosnkiem. Orkiszowe z czosnkiem – aromatyzowane orkiszowe (pszeniczne) Ekstrakt 12,5%, alkohol 5,1% Skład: woda, słód jęczmienny, orkisz, drożdże, chmiel, czosnek Wygląd: kolor jaśniutki, słomkowy. Ani klarowne, ani mętne – ot średnio opalizujące. Piana biała, gęsta, drobna i lepka, ale niezbyt obfita i całkiem szybko redukuje się do kożuszka. Aromat: czosnek, czosnek i czosnek, a jak się dobrze zaciągnąć, to nawet pszeniczno-słodową bazę można wyczuć. Z upływem czasu nos się przyzwyczaja i czosnek zmienia swoją postać z ostrej na ziołową, aromatyczną, jednocześnie do głosu dopuszczając więcej słodowej bazy. Wysycenie: wysokie, jeszcze bardziej dodające pikantności. Niestety dość szybko traci na animuszu. Smak: tutaj małe zaskoczenie, bo czosnek ustępuje przyjemnej słodowo-pszenicznej bazie. Jest też odrobina kwaskowatości, ale całość podąża bardziej w kierunku słodkiego niż kwaśnego. Goryczka chmielowa niska, ale oprócz niej występuje coś w rodzaju czosnkowej pikantności. Odczucie w ustach: gładkie, o średniej treściwości, nieco pikantne – trochę od czosnku, a trochę od wysokiego wysycenia. Wrażenie ogólne: dla mnie bomba. Piwo jakiego w życiu nie piłem. Odważne, nietuzinkowe i co najważniejsze bardzo dobrze skomponowane i wysoce pijalne. Czosnkowy aromat i ostrość ładnie tutaj współgrają z gładką słodkawą orkiszową bazą. Całość delikatnie uzupełniona lekką kwaskowatością. Nie jest to z pewnością piwo, którym można się jakoś szczególnie delektować. Nie jest to też trunek, którym można pić na co dzień, natomiast idealnie wpasowuje się w obecną porę roku i aurę za oknem. Orzeźwia, a jednocześnie delikatnie rozgrzewa. Zadziwiająca jest też jego sesyjność. Pomimo intensywnego, ostrego aromatu, po wypiciu szklanki, chętnie sięgnąłbym po kolejną. Ocena: 7/10 Wyświetl pełny artykuł
  5. czyli 5 parametrów, które oceniamy podczas testowania Ostatnio kumpel z roku służy mi jako świnka doświadczalna odnośnie terminologii stosowanej na blogu (dzięki Alek!). Zajmuję się tematem piwa tak długo, że w zasadzie nawet nie zastanowiłem się nad faktem, że takie słowa jak wysycenie czy ściągający mogą powodować konsternację i nagłą apopleksję połączoną z wystąpieniem przetoki mózgowej. Dlatego w środowych sesjach publicystycznych zamierzam skupić się na tematach mniej lub bardziej technologiczno-praktycznych. Jak to stwierdzono, jeżeli nie umie się w przystępny sposób przekazać wiedzy to znaczy, że tak naprawdę nic się nie wie. Pewnie cykl zbiorę w jakimś jednym miejscu na blogu, dla dobra naszego i Waszego. Jeżeli musimy ocenić piwo, a nie po prostu je wypić, to aby zabłysnąć trzeba ocenić parę głównych parametrów. Zasadniczo i one i skala ocen może się w jakimś stopniu różnić w zależności od wybranego arkusza, ale jako, że tutaj mamy to w poważaniu nie będziemy bawić się w pierdolety. Co oceniamy? A raczej co ja oceniam i można się tego trzymać: pianę, barwę (z klarownością), zapach, smak, pijalność (ocena ogólna). Co do ogólnej oceny można się bawić w skalę 5, 10, 50 czy 100 punktową. Ja nie bawię się w żadną. Ale czy znacie uproszczoną skalę imprezową? Składa się z 2 punktów: 0 – nigdy 1 – tylko jak jestem pijany/pijana 2 – zawsze Jak widać i w ten sposób można sobie ułatwić życie. No dobra, ale co rozumiemy przez te 5 parametrów? Piana drinkbetterbeer.wordpress.com Ten parametr jest fetyszem dużych browarów, gdzie czas trwania (retencji) czapy liczony jest co do milisekundy. Część ludzi nienawidzi piwa z pianą, część nie może sobie wyobrazić piwa bez niej, a reszta ma to gdzieś. Generalnie fajnie by było, gdyby każde piwo miało jakąś tam pianę. Od gatunku zależy natomiast już jaka ona powinna być. Zasadą kciuka jest, że piana powinna być drobnopęcherzykowata, zwięzła i oblepiać szkło. Barwa thescrewybrewer.com Oczywista oczywistość. Jeżeli piwo jest w jakimś konkretnym stylu/gatunku to powinno łapać się w widełki. Tak samo, jeżeli powinno być klarowne to wszelkie zmętnienie powinno już generować zdrową dawkę zaniepokojenia. Zapach alabev.com I tutaj ważna kwestia, należy rozróżnić smak od zapachu. Nie mamy smaku malinowego, bananowego czy korzennego. To wszystko są związki zapachowe. Przykładowo nie ma smaku schaboszczaka. Na rozpoznawanego przez nas schaboszczaka będzie składał się smak mięsny, aromat mięsa, panierki, karmelizacji na patelni itp. W piwie może być kilkaset różnych substancji zapachowych, co więcej każdy ma inny próg percepcji. Ja np. wyczuwam diacetyl już w bardzo małych stężeniach, dlatego tak mnie wkurza jak pojawia się w piwach w których nie powinien się znajdować. Smak nature.com I teraz knyf, bo mamy nie 4 a 5 smaków. Słodki, słony, kwaśny, gorzki oraz mięsny, czyli tak zwany umami. Każdy może wystąpić w piwie. Jak najlepiej ocenić sam smak? Zatkać nos. Serio, zatkajcie nos i pojeździjcie piwem po języku. Nagle okaże się, że słodkie piwo pszeniczne jest tak naprawdę kwaśne. Pijalność/ocena ogólna Każdy gatunek ma cechy pierwszorzędowe, drugorzędowe i poboczne smaku i aromatu. Sugeruje to pewną harmonię, która powinna występować w danym piwie. Porządne, zacne piwo pracuje na języku tak jak whisky, nie jest jednowymiarowe. Powinno rozwijać swój profil w czasie, ujawniając coraz to nowe akcenty. Sprawiać, że będziemy chcieli sięgnąć po kolejny łyk, delektować się. To jest prawdziwa sztuka, a nie dopieprzenie jednego ze składników w opór tak, że będzie wychodził wszystkimi porami. To tak na krótko i od teoretycznej strony tego aspektu. Jestem ciekaw, które konkrety w ocenie piwa Was najbardziej interesują. Wyświetl pełny artykuł
  6. jest nieźle, ale nie beznadziejnie. Kolejne polskie piwo mieniące się pilsem. Pils z browaru Namysłów w zielonej butelce (brrrr…). Daleko do ideału, ale jest jeden pozytywny aspekt tego piwa. Jaki? Przekonajcie się sami. Czy jest lepsze od Pilsa z Jabłonowa? … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  7. czyli na bezrybiu… W odcinku o czeskim pilsie zapowiedziałem degustację polskich pilsów. Dziś zaczynam od Pilsa z Jabłonowa, który zbiera świetne recenzje. Ogłaszany jest najlepszym, a przez innych jedynym, polskim pilsem. W recepturze piwa maczał palce Marcin Chmielarz, czyli Mason … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  8. czyli jak Brew Dog trzepie kasę na neofitach Jako, że jesteśmy te kilkanaście lat za Zachodem odnośnie piwa, to ostatnimi czasy przedmiotem pożądania „świadomego” (czy może bardziej „uświadomionego przez Internet”) piwosza są produkty szkockiego Brew Doga. TL;DR żeby się nie rozwodzić: dwóch typów otwiera browar, zaczynają od agresywnego marketingu i szokowania produktami (jankeskie style, wyścig na ilość procentów w piwie, takie tam pierdolety) potem jadą na renomie mimo, że cokolwiek im się produkcja zwiększyła. Zasadniczo w Zjednoczonym Królestwie nikt już się nie jara ich produktami, bo są znacznie lepsze i ciekawsze browary i piwa. Natomiast jak czytam sobie recenzje ich piw to odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia z piwną odmianą syndromu sztokholmskiego – „skoro już wydałem 20/30/40pln na ich piwo to ma być ZAJEBISTE i niech inni zazdroszczą, bo nie przyznam się, że sfrajerzyłem i wtopiłem kasę”. Dlatego jak tylko pojawia się kolejna dostawa wszyscy gromadnie wyciągają sakiewki i rzucają złotymi dukatami w sprzedawcę, byle tylko liznąć boskiej ambrozji. Ale! Od czego macie mnie, wystarczy, że ja wtapiam kasę na wynalazki. Wy już nie musicie. Dlatego kupiłem tak zachwalane 5 A.M. Saint i Hardcore IPA w celu sprawdzenia, czy rzeczywiście jest czym się tak grzać. Szczególnie to drugie ma opinię, że wystarczy otworzyć kapsel i już cieknie po nogawce do cholewki. 5 A.M. Saint Iconoclastic amber ale (ale także uber-hoppy red ale, niechże się zdecydują). Barwa: bardziej rubin niż bursztyn. Nieklarowne. Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada. Zapach: miodowy z cytrusami pochodzącymi z chmieli. Plus estry owocowo-kwiatowe i lekkie fuzle. Generalnie bardzo fajny, zbalansowany bukiet. W tle bardzo, ale to bardzo delikatna autoliza, brak natomiast DMS czy diacetylu. Podoba mi się. Smak: Po zapachu spodziewałem się słodkiego, słodowego i pełnego piwa. Jest wprost przeciwnie. Bardzo wytrawne, ale jednocześnie żałośnie płaskie i mało treściwe. Niefajnie kwaskowate od użytych ciemnych słodów. Goryczka początkowo spora, bardzo szybko zanika co akurat jest OK, bo nie męczy. Dodatkowa goryczka jest także od użytych słodów. Lekka ziemistość w smaku. Jeżdżąc piwem po języku to praktycznie pijemy cierpką wodę z goryczką, zaczerpniętą z kałuży na trawniku. A na koniec pozostawia jeszcze dziwny posmak. Jeszcze mogę siedzieć, bo dupy to mi nie urwało. Nic szczególnie ciekawego, jeżeli jest do kupienia za więcej niż 10pln to nie warto, chyba że ma się mega ciśnienie na ciekawostkę i blichtr wśród znajomych. Hardcore IPA Explicit Imperial IPA, czyli tak ukochany przez nasze browary kontraktowe styl. Barwa: Bursztynowa. To jest bardziej amber niż 5 A.M Saint. Nieklarowne. Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada. Zapach: W zasadzie baza podobna do 5 A.M. Plus nuty ananasowe, mango, brzoskwinie oraz alkoholowo-rozpuszczalnikowy akcent. Parfuma po prostu. Chyba mi się amerykańskie chmiele przejadły. Wszyscy zaczynają ich wpieprzać bez sensu i umiaru i każde piwo pachnie przez to podobnie. A taka różnorodność i wybór niby. Smak: Czuć, że ma ponad 9% alkoholu, a więc i adekwatny ciężar gatunkowy ekstraktu. Piwo co ciekawe jest słone i to mocno. Goryczka jest zalegająca, ale jest to w miarę niwelowane przez słodowość. Na pewno przez to, że jest treściwe jest już lepsze niż 5 A.M. Ale i tak można je streścić w trzech słowach: goryczkowe, kwaśne, słone. Browar reklamuje się hasłem „Beer for punks!”, może należy w takim razie ich piwa pić mocno zmrożone prosto z butelki? Przypuszczam, że wtedy byłyby lepsze. Jeżeli w tym kierunku chcą podążać w Polsce browary rzemieślnicze czy kontraktowe to nie ma przyszłości. Już nie tylko trzeba będzie pakować piwa w butelki 330ml (bo 500ml naraz będzie nie do przeskoczenia), ale i pić je w zmrożonych szotach. Protip: chcecie wydać więcej niż 10pln na zagraniczne piwo z psem w nazwie? Kupcie sobie coś z Flying Dog czy Dogfish Head. Na Brew Doga szkoda pieniędzy. Ale butelki, etykiety i kapsle mają ładne, to trzeba im przyznać. No i oprawa graficzna jest przemyślana. Tyle, że to strzelanie na wiwat, ot i tyle. Wyświetl pełny artykuł
  9. czyli czy angielscy lordowie mają big cojones? Kolejny odcinek poświęcony stylom piwa. Po czeskim pilsnerze, czyli przynajmniej w teorii jednym z najpopularniejszych stylów, czas na coś zdecydowanie bardziej niszowego, a mianowicie barley wine. Dosłownie można tę nazwę przetłumaczyć jako wino … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  10. czyli dlaczego nonic popadł w niełaskę. Kangaroo powoli przechodzi do historii. Niestety po raz kolejny opowiadam o naszym piwie, które już właściwie jest niedostępne. Obiecuję, że w przypadku Kawki się poprawię. Za to, zaintrygowany symultaniczną degustacją Pilsnera z kufla i … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  11. ale z piwem i whiskey jest lepsza Wychodząc z założenia, że co za dużo to niezdrowo, a już na pewno nudno w cholerę, tydzień zamierzam kończyć wpisem średnio piwnym. Lub też z piwem praktycznie nie związanym. Dzisiaj akurat piwo znajdzie się jako składnik, aczkolwiek tutaj „piwo” jest trochę naciągane, bo mowa o Primatorze 24%. Trzeba sporej dawki samozaparcia, aby wypić całą butelkę. Sezon się zaczął, więc można kupić w warzywniakach i na bazarach świeżą żurawinę. Która to, tak jak i piwo, pasuje do wielu okazji konsumpcyjnych. Desery, mięsa, warzywa pewnie też (wychodzę z założenia, że warzywo to dodatek do mięsa a nie pełne danie). Pod wpływem impulsu kupiłem ćwierć kilo żurawiny, bez konkretnej wiedzy co ja z tym zrobię. Jako człowiek renesansu z radością przyjąłem fakt, że znajomość chemii organicznej przydała mi się do ekscesów kuchennych. Żelowanie pektyn, fuck yeah. Nie chce mi się rozwodzić nad przepisem, więc będzie krótko. Co potrzebujemy: - żurawinę (herp derp) - ¼ szklanki cukru (ja jestem wystarczająco słodki, jak ktoś jest mniej to niech sypnie więcej) - Primator 24% (ale równie dobrze może być każde inne mocne, słodkie piwo, np. koźlak) - limonka - papryczka habanero - owoc granatu - shot JD Co z tym szpejem zrobić: 1. Żurawina, posiekana papryczka i piwo do rondla. Fajerkę na pełny ogień 2. Jak się zagotuje, zmniejszamy ogień i i niech sobie pyrka. 3. Dodajemy cukier, wyciśnięty sok z limonki i dalej grzejemy. 4. Zasadniczo wypadałoby to ciągle mieszać. 5. Jak dojdziemy do wniosku, że wygląda tak jak powinien wyglądać dżem, dodajemy granat. 6. Grzejemy jeszcze z 5 minut, wrzucamy shot Jack’a Daniel’sa i styknie. Przewalamy to do pojemnika i myk do lodówki. Można tak trzymać spokojnie z dwa tygodnie. Protip: to jak Kodeks Piratów, bardziej jak zbiór wskazówek. Bazę powinna stanowić żurawina, cukier, coś kwaśnego (that pH), rozpuszczalnik (mokre ma być). A dalej to już jak fantazja poniesie. Ponieważ porządny piwowar i piwosz nie może być kiepskich kucharzem. Wyświetl pełny artykuł
  12. czyli wśród ślepców jednooki jest królem. Tym wpisem rozpoczynam opisywanie stylów piwa. Na początek wszędobylski zdawałoby się pilsner, czyli pils czeski. Teoretycznie ten styl dominuje na sklepowych półkach. Niestety teoria z praktyką zgadza się tylko w teorii. Pilsa w Polsce … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. czyli kopyra parcie na szkło. Vlog, czyli video blog wydawał mi się ciekawym i kuszącym pomysłem od jakiegoś czasu, ale miałem trochę obaw, że obróbka filmów zabierze mi nawet więcej czasu niż tradycyjne wpisy. Po drugie miałem obawy, że poetyka … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  14. które każdy dżentelmen znać powinien Każdej damie z dobrego domu imponuje zacna wiedza jak również fachowa terminologia. Zdobądź szacunek w stadzie dzięki zapamiętaniu tych prostych związków i powiązanych z nimi okoliczności przyrody i żywiołów mających swoje odbicie w jakże szlachetnym trunku jakim jest piwo! A teraz już zupełnie poważnie. Zwrócono mi uwagę, że fajnie byłoby gdybym zrobił wpis quasi fachowy o aromatach jakie można znaleźć w piwie. Nikt nie ma ochoty czytać w przerwie na kawę artykułu biochemicznego, w dodatku pisanego z zadęciem godnym lepszej sprawy. Dlatego przyjmijmy konwencję Playboy Companion. Myślę, że w przypadku bycia pasjonatem, który lubi pić piwo, ale nie jest w żaden sposób związany z branżą nie ma sensu bawić się w jakieś mega duże i jeszcze nudniejsze opracowania. Także prezentuję mój Top 11 aromatów. Dlaczego 11? 1. Diacetyl, mój ulubiony. Za co odpowiedzialny: słodki aromat mleka, maślanki, masła. W ekstremalnych przypadkach piwo będzie waniało jak jogurt zbożowy. Dopuszczam diacetyl tylko w przypadku czeskich piw jasnych, czy niektórych wyspiarskich Ale, a i to w rozsądnych stężeniach. W teorii jest to najwyraźniejszy wskaźnik niedojrzałości piwa. Produkowany przez drożdże, powinien zostać zredukowany jeszcze w czasie fermentacji. W Polsce idealny przykład to Lubuskie z Witnicy, zresztą zaczynam podejrzewać, że ten browar to tak naprawdę zakamuflowana centrala mleczarska. Obecność w piwie w którym nie powinien się znaleźć może oznaczać, że drożdże w browarze zapieprzają za miskę węglowodanów jak chińskie dzieci w fabryce zagranicznego koncernu i już nie miały siły nic z tym związkiem zrobić. Ewentualnie może wskazywać również na zakażenie bakteryjne (patrz Antidotum). 2. Octan izoamylu Za co odpowiedzialny: aromat bananów, przede wszystkim w piwach pszenicznych. Nie ma się nad tym co rozwodzić. Produkowany przez drożdże, będzie obecny w każdym piwie, ale szczepy pszeniczne lecą z tym po bandzie. W zasadzie jeden z wyznaczników stylu. 3. Octan etylu Za co odpowiedzialny: aromat rozpuszczalnika/acetonu. Produkowany przez drożdże, obecny w każdym piwie. Szczególnie w mocarzach o masywnym ekstrakcie. Jeżeli zgrywa się zresztą bukietu to luz, jeżeli wali po nosie to piwo jest niezbalansowane i nie ma co twierdzić inaczej. 4. Chmiel Za co odpowiedzialny: zaskoczenie, bo za aromaty chmielowe. Odmian mamy od groma, więc aromaty mogą być korzenne, ziołowe, trawiaste, żywiczne, cytrusowe i cholera jeszcze wie jakie. Niemcy ostatnio zarejestrowali odmianę cechującą się aromatem lodowca. Pewnie do ice bocka. Ostatnio jest moda na używanie amerykańskich i nowozelandzkich odmian, wpieprzanie ich wagonami do kotła w chmielowym swingers party albo jako nowoczesnego singla. Tyle, że najfajniej chmielonym i jednocześnie mega pijalnym piwem jakie piłem był Tucher Nurnberger Pils. Jak będę miał ochotę na zatykającą gorycz to poliżę chininę, także dzięki. 5. Autoliza Za co odpowiedzialny: aromat śmierci i zniszczenia, co w praktyce oznacza przypalone mleko lub pieczone ziemniaki. Apokalipsa będzie pachnieć pyrą z przypalonego garnka po mleku. Przetrzymamy zbyt długo piwo na drożdżach, użyta gęstwa będzie przechodzona i wyjdą wtedy takie cymesy. Nie musi występować tylko w piwach niefiltrowanych, równie dobrze może trafić się w każdym innym. 6. Reszta estrów (bo octan izoamylu i etylu to także estry) Za co odpowiedzialne: aromaty ogólnie przyjemne, ale to w zależności od kontekstu. Mamy więc całą gamę owoców (banany, jabłka, truskawki, gruszki, brzoskwinie), kwiaty, słodycze. Dlaczego ogólnie przyjemne? Jak dostaniecie pierwszego lagera pachnącego truskawkami to, o ile nie był to zamysł autora, zachwyceni nie będziecie. Zasada jest prosta w piwach górnej fermentacji (a więc fermentowanych w wyższych temperaturach) estrów będzie więcej i powinny razem pięknie grać. Patrz wyspiarskie piwa typu Ale. Z kolei piwa dolnej fermentacji (a więc fermentowane w niższych temperaturach) powinny mieć czysty profil, skupiony na dwóch punktach: słodzie i chmielu. Lager czy Pils z wysokim stężeniem estrów jest żenujący i idealnie służy do czyszczenia zlewu. 7. DMS Za co odpowiedzialny: piwo będzie ordynarnie walić kukurydzą z puszki i gotowanymi warzywami. Jeżeli ktoś pamięta Smoki z Fortuny ten na pewno wie co to za piękny aromat. Aktualnie wystarczy się przejść do któregoś z nowszych minibrowarów i zamówić Pilsa. W 8 przypadkach na 10 będziemy mieli i DMS i diacetyl. Miodowa kukurydza, po prostu orgazm. W Warszawie do takiego szkolenia polecam Browar de Brasil. DMS jest wyznacznikiem tego, że piwo nie było warzone/było warzone za krótko/nie było wystarczająco szybko schłodzone/słód był lichy. 8. Kiblowy Za co odpowiedzialny: nazwa mówi sama za siebie. Dzięki rozwojowi browarów restauracyjnych oraz coraz to nowym inicjatywom kontraktowym myślę, że będziemy częściej witali ten wątpliwy aromat. Odpowiedzialne za to mogą być dwa związki: merkaptan i indol. Pierwszy oznacza, że znowu mamy komfort pracy drożdży w głębokim poważaniu. Często będzie występował z autolizą i DMS. Indol z kolei oznacza zakażenie bakteryjne. Tak czy siak należy wylać do zlewu i się nie męczyć. Nie mylić z siarkowodorem (zgniłe jaja), który to może być skutkiem daremnej kontroli nad drożdżami lub zakażenia bakteryjnego. 9. Fenole Za co odpowiedzialne: aromaty korzenne, pieprzowe, „pikantne”. W piwach pszenicznych jak najbardziej pożądany aromat goździków. Produkowane przez drożdże pszeniczne oraz specjalne, jak np. szczep T-58. Ale także drożdże dzikie, więc jeżeli piwo wali fenolami a nie powinno no to mamy zakażenie. Idealny przykład fenoli to Dyniamit, jest tam tego jak w przeciętnym gabinecie dentystycznym, zarówno z przypraw jak i użytych drożdży. 10. Metaliczny Za co odpowiedzialny: metaliczny posmak piwa, czasami nawet aromat. Idealny przykład: Brackie. I teraz możemy zrobić bardzo prosty test czy metaliczny posmak jest z powodu chmielu (bo może tak być) czy od jonów żelaza (czy to z wody czy ze zbiorników). Maczamy palec w piwie i rozcieramy na nadgarstku. Panie wiedzą o czym ja tutaj piszę. Jeżeli pachnie ziołami – metaliczność jest z chmielu. Jeżeli krwią/atramentem – od jonów żelaza. Et voila. 11. Nasłoneczniony, elegancko zwany skunksem Za co odpowiedzialny: za ten jakże szczególny a specyficzny aromat piwa w zielonej butelce. Dlatego właśnie mówi się, że Heineken pachnie marihuaną, Carlsberg nikotyną itp. Zielona butelka przepuszcza więcej światła od brązowej, dzięki czemu szybciej zachodzą reakcje chemiczne w piwie. Interesującą nas tutaj reakcją jest ta związana ze związkami z chmielu. Sprowadza się to do, przyjmijmy taką konwencję na rzecz tego artykułu, magicznej przemiany złota w ołów. To znaczy chmielu w skunksa. Aczkolwiek wystarczy postawić nawet brązową butelkę na solidnym słońcu i będzie dobrze. Mieszkańcy Albionu radzą sobie z tym problemem lejąc w jasne butelki piwo potraktowane zmienionym chemicznie chmielem. Ot, zabejcowanym przed słońcem. Jeszcze taki protip: piwu szkodzą trzy rzeczy: czas, światło i temperatura. Zapamiętać i przyswoić. A potem sprawdzić w jakich warunkach sprzedawane są piwa. Np. bardzo ładnie wyeksponowane belgijskie piwa na najwyższej półce idealnie pod świetlówką. Delicje. Słowo na koniec Wyszło ponad 1000 znaków, więc wyczerpałem sensowny limit na wpis. Temat jest cokolwiek liźnięty, jeżeli będzie zainteresowanie możemy zrobić z tego cykl lub rozwinąć dyskusję w komentarzach. Albo jedno i drugie, na bogato. Wyświetl pełny artykuł
  15. czyli najlepsi przyjaciele człowieka. Po wodzie, słodzie i chmielu, czas na kolejny kluczowy składnik, bez którego nie byłoby piwa. Mowa oczywiście o drożdżach. Bez drożdży nie byłoby ani piwa, ani wina, ani w ogóle alkoholu. Teoretycznie można by jeszcze ratować … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. czyli najmocniej chmielone piwo w Polsce. Jak już pisałem wczoraj dostałem wyniki badania IBU Sharka. Kiedy pisałem wczorajszą Łamiącą Wiadomość, jeszcze nie wiedziałem, że znane są wyniki tego badania dla Ataku Chmielu i Imperium Atakuje z Pinty. To pierwsze ma … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  17. czyli znamy IBU Sharka i Borsuka. Jednym z najczęstszych pytań, jakie słyszałem w kontekście Sharka było – ile to piwo ma IBU? Odpowiadałem że z wyliczeń wynikało ok. 60 IBU, ale to były bardzo teoretyczne wyliczenia, bo badania laboratoryjne były … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  18. ale też jest zajebiście 27.10 miała mieć miejsce premiera dwóch piw dyniowych z najbardziej ambitnych browarów kontraktowych – AleBrowaru i Pinty. Uważam, że w poszukiwaniu nowości i nieodkrytych lądów piwnych zaczynamy powoli dochodzić do ściany, ale co poradzić. Najwyraźniej mamy zacięcie, by w ciągu roku/dwóch nadrobić dwie dekady dzielące nas od Stanów. Kronikarski obowiązek nakazuje montować ekipę i sprawdzić temat. Wyprawa w sile 7 osób: Adela z Gotowenapiwo.pl, Magdalena (nie piwoszka), Mateusz (piwowar domowy), Majk (zacięty piwosz), Tomek i Jacek (okazjonalni piwosze) oraz Wasz ulubiony piwny bloger. I jestem z tego cholernie zadowolony, grupa była na tyle zróżnicowana, że opinie uważam za cenne. Mogłem przy okazji stwierdzić, że jednak nie jestem wredne, głupie bydlę, w dodatku złośliwe. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Spiskowców Rozkoszy, gdzie lany był Dyniamit Pinty. Chłopaki się pewnie wkurzą za zdjęcia, ale piwo zostało nalane do szkła Antidotum. Smuteczek, ale nie było szkła dedykowanego. Natomiast korzystając z okazji stwierdzam, że obsługa w Spiskowcach jak zwykle fachowa i elegancka. Na pewno będę tam częściej witał. Z ciekawości spojrzałem na pierwsze recenzje w Internecie i ja chyba żyję w innym świecie. Odnoszę też wrażenie, że cierpimy tutaj na pewnego rodzaju syndrom neofity, w dodatku wybiórczy. Jakiekolwiek będzie nowe piwo, 11/10, Grammy, Emmy, Pulitzer i Pokojowa Nagroda Nobla. Pinta w szkle Antidotum. Nic nie wybuchło. Dyniamit 16,5 Barwa: Chyba dyniowa. Ciężko stwierdzić ze względu na warunki oświetleniowe. Mętne, ale bez przesady. Jest ok. Zapach: Tu jest dynia w ogóle? Może gdzieś tam jakieś lekkie akcenty, ale to już przy dłuższym myszkowaniu w zapachu i dużej dawce samozaparcia podszytego dobrą wolą. Podobnie ma się tutaj sprawa z cynamonem. Pachnie jak Weizen/Roggen, dosyć słodko, od cholery fenoli, goździki i lekkie mydło. Sukcesem jest, że nie czuć diacetylu. Pewnie dlatego, że został użyty nowy szczep drożdży i nie zdążył jeszcze zostać zmaltretowany w browarze. Smak: Nie ma dyni, nie ma. Ostatnio jest sezon, więc już różne żarcie z dynią kombinowałem, autorytarnie stwierdzam, że tutaj jej nie czuć. Smakuje natomiast gorzkim piernikiem, jałowcem, goździkami, wręcz jak dentystyczna płukanka do ust. Strzelam w ciemno, że było fermentowane szczepem T-58. Jeżeli tak, to przy dowaleniu do pieca tak agresywnych przypraw jest to sroga pomyłka. Goryczka jest beznadziejna, zalegająca i w dodatku goździkowa. To piwo po prostu męczy. Gremium stwierdziło jednogłośnie, że po raz pierwszy zdarzyła się potrzeba popicia piwa. Najlepiej piwem albo wodą. Rzeczywiście, paskudny goryczkowy posmak goździków sprawił, że miałem ochotę lizać śnieg. Pijalność zerowa. Nie miałem wcześniej okazji pić piwa dyniowego, ale jeżeli to jest prawidłowy wyznacznik stylu to nic nie straciłem. Wypiłem jedno i więcej nie zamierzam. Tak samo reszta. Poza Adelą, która piwa nawet nie dopiła. Tatra Grzaniec reloaded. Quiz: znajdź znajome twarze Przenieśliśmy się do Galerii MiTo. Może krótko o miejscu, bo nie wiem skąd jego wybór (to znaczy rozumiem względy pragmatyczne, OK, patrząc na to wybór był adekwatny). Oświetlenie jak w komorze bezcieniowej, generalnie miejsce ewidentnie dla właścicieli produktów Apple chodzących w lato w kardiganach i dezajnerskich dzierganych szalach. Ale za to kanapki mają dobre. VJa tylko już bym więcej nie zapraszał na premiery, puszczał „muzykę” z jutuba, która miała po 5 wyświetleń i ewidentnie wszystkie tego gościa. Reasumując, na piwo to ja tutaj nie przyjdę, bo nie jestem targetem. Sweet Cow – bardzo pijalne, sesyjne, świetne piwo. Amber Boy (nowa wersja) – gdyby nie kolor to praktycznie Rowing Jack. Znacznie bardziej goryczkowe niż pierwotnie. W porównaniu do RJ ma więcej nut karmelowych. Nie wiem czy jest sens posiadania dwóch takich chmielowych mocarzy w portfolio, szczególnie, że oba piwa są w tym momencie bardzo podobne. Lepiej było zostawić mniejsze chmielenie, pierwsza wersja zdecydowanie bardziej mi podchodziła. Mummy – oficjalnie nie było. Nie będę wnikał kto dał dupy, faktem jest, że do kegów trafiła gęstwa drożdżowa. Przesrane, nie mieć clue programu na zorganizowanej z pompą premierze. Chłopaków znam i lubię, więc nie zamierzam ich tutaj z tego powodu butować. Już i tak pewnie dostali swoją część hejtu w różnych częściach polskiego Internetu. Natomiast dobitnie pokazuje to jaką mają jazdę z Gościszewem. Czego się obawiałem jak tylko usłyszałem gdzie będą warzyć. Rowing Jack – nie miałem ochoty na AIPA, więc spróbowałem tylko łyk. Zbyt mało by ocenić. Lincz na Dionizosie Nie zamierzam butować, bo sami doskonale wiedzą jaki to przypał. A ja z kolei mam życie, które nie kończy się na piwie, więc i tak byłem zadowolony, że mogłem spotkać się ze swoimi prywatnymi znajomymi jak również ze znajomymi z branży. Aczkolwiek tylko przez fakt, że użyli innego szczepu drożdży od Pinty mogli wygrać ten pojedynek. Udało mi się stestować „gęstwę” i stawiam kule przeciwko orzechom, że piwo będzie delikatniejsze, być może przez to bardziej pijalne. Na pewno do tego tematu wrócę. Czy warto było się jarać? Nie. Ja wciąż czekam na fajne, jasne, sesyjne piwo o małym ekstrakcie. Na razie idziemy w wynalazki, w końcu to się znudzi. Piwo dyniowe to wg mnie zabieg czysto marketingowy, w dodatku na rynek stricte jankeski. W końcu Halloween. PS. Tak wiem, że to tradycyjny styl. Rozumiem też, że indyki, indianie i bizony średnio fermentują, więc siłą rzeczy z braku słodu wybrali dynię. Nie zmienia to jednak faktu, że powrót do tego wynalazku uważam za marketing i granie pod marketingowo-komercyjny aspekt Halloween, bez przełożenia na polski rynek. Wielkie dzięki dla ekipy, myślę, że taka konwencja testowania nowości w knajpach jest zacna i trzeba będzie ją praktykować. A już niedługo premiera Orkiszowego z Czosnkiem. Trzeba będzie wymyślić coś z jajem. Z kolei na środę planuję coś specjalnego Wyświetl pełny artykuł
  19. czyli za co kochamy piwo. Chmiel, wbrew temu co się powszechnie sądzi, nie jest koniecznym składnikiem piwa, jak woda czy słód. Można uwarzyć piwo bez chmielu i nadal będzie to piwo. Co więcej, o ile historia piwa to kilka tysięcy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. czyli bez zboża nie ma piwa. Po wodzie, bez której nie ma piwa, ale też wielu innych napojów, teraz surowiec który w piwie znaleźć się musi, czyli słód, czy szerzej zboże. Najczęściej jęczmień, ale również pszenica, żyto, owies, kukurydza, ryż … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  21. Gdy spoglądamy na półki superhipermarketów, to bardzo szybko znajdziemy mnóstwo produktów, które są swojskie, wiejskie i naturalne. Prawdziwej natury często nie ma w nich ani trochę. Ot, chwyt marketingowy, który najwidoczniej dobrze się sprzedaje. Tylko, że tak naprawdę, żeby dostać dobre jadło, trzeba się wybrać na wieś i wiedzieć gdzie szukać. Kto raz spróbuje prawdziwych jajek czy domowego chleba, wie o czym mówię. A piwo? Czy piwo może być swojskie? Butautu Dvaro Alus Šviesus – jasny lager Ekstrakt nieznany, alkohol 5.1% Wygląd: ciemnozłote, mocno opalizujące. O pianie ciężko cokolwiek powiedzieć, bo znikła tak szybko, że nawet nie zdążyłem jej się dobrze przyjrzeć. Aromat: słód, zboże i siano, czyli wiejskie klimaty. Do tego nieco miodu i ślad chmielu. Bardzo przyjemne i naturalne. Podoba mi się bardzo. Wysycenie: niskie, zbyt niskie, hm, czyżby? Właśnie, że nie! Fakt, że niepodobne do eurolagerów i niezgodne ze stylem, ale ważne jest to, że się dobrze komponuje. Smak: słodowo-miodowy złamany delikatną metaliczną nutą. Goryczka niska, ale zauważalna, przyjemna, świetnie skomponowana. Odczucie w ustach: średnia treściwość, średnia goryczka, średnie, a nawet niskie wysycenie. Grzecznie, miło i przyjemnie. Wrażenie ogólne: Baaardzo smaczne piwo. Dosłownie chleb w płynie. Delikatne, aromatyczne, bardzo dobrze skomponowane. Gdyby nie piana, której nie ma i nuta metaliczna (na swój sposób przyjemna), byłoby dla mnie wzorcem Sèvres piwa “swojskiego”. To piwo jest znakomitym przykładem na to, jaką przewagę mają piwa prawdziwie żywe – niepasteryzowane, niefiltrowane, refermentowane w butelkach, z żywymi drożdżami. To jest piwo PRAWDZIWE! Ocena: 7/10 P.S. W Auchan widziałem jeszcze ostatnie sztuki na półce. Moje miało datę do listopada, także trzeba się spieszyć. Ja na pewno jeszcze zapoluję, Wyświetl pełny artykuł
  22. czyli to, czego jest najwięcej w piwie. Składnik wydawałoby się banalny. Jednak na pewno ważny. Z drugiej strony jeszcze z 50 lat temu był kluczowy, dziś każdy browar może mieć taką wodę jaką sobie wymarzy. Zwykle wielkich kombinacji nie ma, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  23. Szkocki browar Belhaven jest znany. Raczej znany i raczej duży. Przynajmniej tak mi się wydaje. W zasadzie nie chce mi się teraz sprawdzać. Spotkałem się z ich produktami już wcześniej i zapamiętałem całkiem niezłe Wee Heavy oraz inne przysmaki z beczki, które miałem okazję testować na corocznym Berlińskim Festiwalu Piwa. Tak czy inaczej zakładam, że Belhaven jest solidnym szkockim browarem i piwo kupione na promocji w Netto będzie co najmniej przyzwoite, choć cena jak na wyspiarskie produkty trochę nieprzyzwoita. Raz nerkom śmierć! Belhaven Best – bitter Ekstrakt niewielki, alkohol 3.5% Wygląd: kolor bursztynu czy też herbaty, klarowne. Piana jak śmietana – kremowa, gęsta, trwała, do tego wzorowo oblepia szkło. Azot czyni cuda Aromat: coś ze mną nie tak, bo ostatnio każde piwo odbieram tak jak ono wygląda. To wygląda jak herbata i pachnie jak herbata. Herbata z odrobiną …. jabłka?! Aromat jest nikły, stłumiony przez azotową pianę, więc ciężko cokolwiek więcej o nim powiedzieć. Wysycenie: niskie i takiego się właśnie spodziewałem. Smak: jest dziwny i niespotykany. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Kwaskowaty, podbity słodowością, a zakończony grzeczną stosunkowo niską goryczką, zupełnie niepodobną do bittera. Odczucie w ustach: Pełnia raczej niska, ale jak spojrzeć na zawartość alkoholu, to można czuć się pozytywnie zaskoczonym. Dzięki niskiemu wysyceniu i niskiej goryczce wchodzi gładko i sprawnie. Wrażenie ogólne: Dziwne to piwo, któremu bliżej do herbaty z jabłkiem niż do rasowego bittera. W zasadzie to jest smaczne i wyyyysoce pijalne. Można żłopać jedno za drugim, nie martwiąc się o stan własnej głowy. I chyba o to autorom chodziło i chwała im za to. Szału nie ma, ale chętnie sprawdzę wersję beczkową, jak uda mi się kiedyś dolecieć do Szkocji. Ocena: 5/10 P.S. Technicznie to piwo jest słabe. Mamy aldehyd octowy (zielone jabłka) na wysokim poziomie, do tego bylejakie nachmielenie. Mój problem polega na tym, że mi smakuje i pozytywnie zaskoczyło mnie swą odmiennością. Wyświetl pełny artykuł
  24. czyli rozpoczynamy nowy cykl filmów. Rozpoczynam kolejny cykl dotyczący podstaw, a więc tego jak i z czego warzy się piwo. Dla wielu moich dotychczasowych czytelników, szczególnie spośród tych, którzy warzą piwo w domu, są to rzeczy oczywiste, ale ponieważ wierzę, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  25. przynajmniej, jeżeli chodzi o pasteryzację. Zastanawiam się czy nową świecką tradycją stanie się moja polemika z Kopyrem. W ostatnim vlogu raczył stwierdzić, że nie ma czegoś takiego jak „niska pasteryzacja”, w końcu nie można być częściowo w ciąży. Nie wiem czy Kopyr ma jakieś zwierzęta domowe, chyba nie, bo inaczej wiedziałby o takim zjawisku jak ciąża urojona. Gdyby życie było proste, pasteryzacja byłaby systemem zero-jedynkowym. Ale nie jest. Dlatego jest analogowa, jak wszystko co piękne i tradycyjne. Stąd możemy mieć pasteryzację LTLT, HTST, UHT, miotaczem płomieni, a jak jeszcze wchodzą w grę Jednostki Pasteryzacji (PU) to już w ogóle mamy ostrą jazdę bez trzymanki na śliskim i pod górkę. SPOILER ON – WIEDZA UŻYTECZNA TYLKO DLA PASJONATÓW Co to w ogóle jest pasteryzacja? Zasadniczo eliminacja mikroorganizmów przez podgrzewanie produktu. Roztwory kwaśne, a takim jest piwo, pasteryzują się w niższych temperaturach. W przypadku piwa jest to od 10 do 20 minut w 60-62°C. Nauka nie znosi próżni, więc wszystko można określić liczbami. Jednym z parametrów, którymi można określić piwo jest wspomniane PU, 1PU jest ekwiwalentem 1 minuty w 60°C. Jest oczywiście odpowiedni wzór do obliczania, ale nie jest to tutaj do szczęścia potrzebne. Piwo niepasteryzowane powinno więc mieć 0 PU. Teoretycznie więc do spasteryzowania piwa powinno wystarczyć 14-15 PU. Ale im większy syf w browarze i więcej szczurów moczy ogony tym bardziej, co logiczne, musimy dopieprzyć mikrobom. Dlatego drugim często stosowanym zakresem jest 22-27 PU. 10 jednostek powinno wystarczyć na ubicie najbardziej denerwujących bakterii gram-, Lactobacillus brevis i Pediococcus damnosus. SPOILER OFF – MOŻNA OTWORZYĆ OCZY Co oznacza to w praktyce? Skoro coś możemy określić jakąś wartością, to możemy mieć czegoś mało, średnio lub dużo. W tym przypadku pasteryzacji. Czy należy tak samo traktować piwo, które ma 10 jednostek jak to, które ma ich 50? To mniej więcej tak samo jakby traktować każde piwo jako chmielone. Jest chmiel? Jest. To czego się czepiają? A jednak browary kontraktowe zaczęły bawić się w podawanie IBU. Nota bene, paradoksalnie, koncernowe browary w których panuje sterylna czystość mogą sobie pozwolić na „niższe” pasteryzowanie niż część browarów regionalnych w których panuje dżuma, syf i malaria. Nie twierdzę oczywiście, że 10 PU oznacza, że piwo nie jest pasteryzowane. Oczywiście jest. Ale czy, jak w przypadku Noteckiego, lekko pasteryzowane nie jest określeniem w sumie na miejscu? Oczywiście o ile rzeczywiście jest mniej podgrzane. Ciężko stwierdzić, pamiętam jaki w tym browarze był syf. Nie mniej jednak napisałem do nich z prośbą o wyjaśnienie, zobaczymy co odpiszą. Jeżeli odpiszą. Nie pamiętam czy uściśliłem w którymś z moich wpisów jaki mam stosunek do pasteryzacji. Streszczając: ani mnie ziębi ani grzeje. Piwo ma być bez wad, pijalne i w stylu (jeżeli się w jakimś określa złotymi ustami producenta). Czy ono będzie pasteryzowane czy też nie, nic mi to nie zmienia. Jeżeli nie jest przepasteryzowane, to nie będzie miało wpływu na smak. Natomiast niech św. Gambrynus ma w opiece browar, który sprzeda mi za moje ciężko zarobione pieniądze zepsute piwo, bo mieli akurat fantazję jego nie pasteryzować. I nie interesuje mnie wtedy czy to ze względu na bogate życie mikrobiologiczne browaru, tumiwisizm hurtowni, czy trzymanie w sklepie przy kaloryferze. Wg mnie rynek nie jest gotowy w tym momencie na dużą ilość piw niepasteryzowanych, hurtownie i sklepy nie mają jak i gdzie tego trzymać. Natomiast są dwie sytuacje w których brak pasteryzacji ma sens: piwa refermentowane w butelkach absolutne zabezpieczenie całego łańcucha dostawy i wyszynku, jak w przypadku Tyskiego Prosto z Tanka, czy takich samych instalacji Kozla i Pilsnera Urquella. PS. Akurat z ciekawości kupiłem Noteckie. I powiem szczerze, że poza wyjątkowo niskim nasyceniem Eire oba piwa był poprawne. Będę musiał zrewidować swoje poglądy, czyli w najbliższym czasie machnę test. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.