Pierre Celis
Members-
Postów
4 652 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
cytując klasyka „what could possibly go wrong?” Pierwsza część 11 zapachów w piwie cieszyła się całkiem niezłym powodzeniem. O wszystkim można pisać albo w wersji „dyrektywa unijna” albo normalnej, jak cywilizowany człowiek. Temat jest całkiem wdzięczny i może każdemu kiedyś okazać się przydatny, więc nie ma się co spinać. A czemu znowu 11 a nie 10? 1. Chlorofenol Za co odpowiedzialny: aromaty czegoś, czego nie chcemy w piwie, a więc szpitala, antyseptyków, lizolu. Zwany też pieszczotliwie aptecznym. Czy jest to aromat popularny? W piwach komercyjnych: nie i całe szczęście. Ale warto wiedzieć skąd coś takiego się bierze, bo nie znamy dnia ani godziny. Jeszcze ktoś będzie chciał nam wcisnąć ciemnotę, że <generic statement gównianych browarów on> „tak powinno smakować piwo regionalne” <generic statement gównianych browarów off>. Jeżeli trafimy apteczny w kupnym czy trofiejnym piwie, od razu eleganckim i fachowym ruchem wylewamy je do zlewu, ewentualnie kibla. Szkoda zdrowia. Obecność oznacza bowiem, że piwo/zbiorniki/surowce zostały skażone środkami zawierającymi chlorofenole. Trafił mi się taki przypadek w jednym z agonalnych podrygów Browaru GAB, nie pamiętam już czy to był Dragon’s Blood czy inna cholera. W każdym razie kumpel, doskonały technolog, nie wierzył, że można aż tak bardzo dać dupy i stwierdził, że przesadzam. Do momentu aż sam nie spróbował. Następnego dnia zadzwonił do mnie i nie będę tutaj cytował wypowiedzi, bo staram się dozować przekleństwa na blogu. Jeszcze taki protip: w przypadku piw domowych unikajcie używania wybielaczy, serio serio. Fenole zawsze mogą się trafić w piwie, co w połączeniu z niedopłukaniem jonów chloru da nam piękną aptekę. Są znacznie lepsze środki na rynku i wcale nie są takie drogie. 2. Kwas izowalerianowy Za co odpowiedzialny: zapach przechodzonych skarpet, wyjątkowo cuchnącego sera, starego potu. Jak widać wyjątkowo „przyjemna” przypadłość. W piwie może znaleźć się przez użycie starego, utlenionego chmielu. Lambiki szczęśliwie są delikatnie chmielone takowym, więc nie jest to problematyczne. Natomiast jeżeli trafi się nam taki gagatek to tylko nadmienię, że kwas izowalerianowy jest metabolitem izoleucyny. Którą np. przerabiają bakterie znajdujące się na skórze. Stąd taki aromat. 3. Koci/czarna porzeczka Za co odpowiedzialny: tutaj w zależności od stężenia i naszych doświadczeń będziemy mieli czarną porzeczkę lub kocią sralnię, znaczy kuwetę. W zasadzie jest to oznaka utlenienia. Aczkolwiek w przypadku niektórych Ale, może występować w profilu danego piwa. Ostatnio świetnym przykładem tego aromatu jest Koniec Świata z Pinty i tutaj jest on zdecydowanie na miejscu. 4. Końska derka Za co odpowiedzialny: zapachy kojarzące się ze stajnią (końska derka/mokre siodło), dla mnie to zapach dżdżownicy na haczyku. Jedna z oznak utlenienia piwa, a także zainfekowania szczepami Brettanomyces. Fajne w przypadku specjalnych piw belgijskich, w każdym innym niekoniecznie. 5. Octowy Za co odpowiedzialny: smak i aromat kwasu octowego w piwie. Wyczuwalny po bokach języka. W wyższych stężeniach ślinianki dostają orgazmu i chcą eksplodować. I teraz mamy dwie szkoły: albo w danym piwie jest to jak najbardziej na miejscu i chcemy mieć taki charakter albo spieprzyliśmy sprawę i wyszło cokolwiek nie tak jak powinno. Pamiętacie co napisałem parę punktów wyżej? W Polsce jeszcze żaden browar nie robi Flanders Red Ale czy Oud Bruin także nie, nie jest to aromat charakterystyczny dla piw regionalnych. Jeżeli szynkarz stwierdzi, że takie ma być, bo regionalne – możecie wyszydzić bez litości. Jak trafi nam się w piwie a nie powinno to znaczy, że zalęgły się bakterie Lactobacillus, Pediococcus, Acetobacter albo niektóre szczepy dzikich drożdży. I właśnie, między innymi, dlatego piwo się pasteryzuje, o czym napisałem tutaj. W warunkach domowych jest parę knyfów, których warto się trzymać, by nie było takich szpasów. Jeżeli będzie potrzeba, mogę o tym kiedyś skrobnąć parę akapitów. 6. Popiół Za co odpowiedzialny: aromat popiołu z papierosów, generalnie uczucie jakby lizało się popielniczkę Do tej pory trafiłem tylko w Kawce i Reniferze, dlatego też zainteresowałem się tematem. Jeżeli uda nam się przegrzać piwo na grzałkach, szczególnie jeżeli będzie na etapie zacieru lub warzenia z pierdoletami wsypanymi do brzeczki to taki będzie tego efekt. Nie jestem w stanie zdzierżyć papierosów, więc dla mnie to wada dyskwalifikująca piwo. 7. Rozpuszczalnikowy Za co odpowiedzialny: aromat kleju modelarskiego, rozpuszczalnika do farby, acetonu. Octan etylu w wyższym stężeniu (powyżej 33ppm, mega szał). W zasadzie im więcej alkoholu w piwie tym większe prawdopodobieństwo. Plus jeszcze możemy zaszaleć i zakazić piwo dzikimi drożdżami, na bogato. 8. Świeżo ścięta trawa Za co odpowiedzialny: przyjemny aromat po koszeniu trawnika. Zależne od użytego chmielu, w niektórych piwach jak najbardziej pożądana część składowa bukietu. Do tej pory najpiękniejszy aromat trawiasty miał Tucher Nurnberger Pils. 9. Utleniony Za co odpowiedzialny: w zależności od piwa zapach papieru, mokrego kartonu, ale także miodu, sherry. Są trzy rzeczy, których piwa wybitnie nie lubią: czas, słońce i tlen. Wszystkie te czynniki wpływają na utlenianie piwa. I podobnie jak z winami, nie wszystkie piwa daje się sensownie leżakować. Jasne, lekkie piwa najlepsze są im do bliżej daty butelkowania. Natomiast piwa tęgie, o wysokim ekstrakcie i woltażu (w szczególności jeżeli są ciemne – ciemne słody posiadają właściwości przeciwutleniające) dają się całkiem sensownie leżakować. Co więcej, niektóre wręcz tego wymagają, jak Tomas Hardy’s Ale. Jeżeli utlenią nam się piwa lekkie i jasne, będziemy mieli papier, karton. Natomiast ciemne pójdą w stronę wina, sherry, koniaku, porto, miodu. Także znacznie sensowniej. I dlatego też do tej pory można trafić dawno nieprodukowane portery. Utlenienie jest bardzo fajnie wyczuwalne retronosowo. 10.Wędzony Za co odpowiedzialny: modny aromat wędzonki w piwie. Mamy dwie tradycje wędzenia: szkocką i niemiecką. Szkoci lubią wędzić torfem, trudno się dziwić. Mają tam tego pod dostatkiem. Piwa ze słodem do whisky będą miały bukiet typowy dla szkockiego bimbru na myszach, a więc przede wszystkim torf i całą resztę z tym powiązaną. Natomiast Niemcy uwielbiają buczynę, dzięki czemu będziemy mieli wrażenie, że piwo było pędzone z wędzonego boczku czy szynki. O ile większość ludzi nie będzie miało problemu z pierwszym rodzajem wędzenia, w końcu whisky zdobywa coraz większy segment polskiego rynku mocniejszych alkoholi, tak druga opcja to już zdecydowanie smak nabyty. Jak Marmite. 11. Ziarnisty Za co odpowiedzialny: aromat świeżego ziarna, jasnego słodu Znowu – w niektórych piwach fajnie, że jest. W innych niekoniecznie. Zacnym przykładem bardzo przyjemnie grającej w bukiecie nuty ziarna jest po raz kolejny Tucher Nurnberger Pils. Zresztą jest to ogólnie przyjemne piwo, które mogę polecić każdemu wielbicielowi Pilsa. Jednocześnie z ziarnistym wiąże się problem wypłukiwania garbników z łuski ziarna. Jeżeli mamy sam aromat ziarna, jest dobrze. Jeżeli jednak mamy pełen pakiet, ściągające garbniki będą wyczuwalne w smaku i jest bieda. Standardowo temat nie został wyczerpany. Ale przy sensownej granicy 1000 słów nic więcej nie da się napisać. Także do Komentmobilu! Wyświetl pełny artykuł
-
czy obserwujemy narodziny nowego stylu? ČIPA [wymawiamy: czipa] czyli Česká IPA, tak napisano na etykiecie Karela. Piwa w stylu American IPA, w którym zamiast amerykańskich użyto czeskich odmian chmielu. Powiem szczerze, że byłem nieco sceptyczny wobec wszystkich zachwytów. no bo co można … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli jak z ziarna słodu powstaje płynna brzeczka. Dziś sucha teoria (dosłownie, bo nawet nie miałem piwa do przepłukania gardła). Zacieranie, to kluczowa część procesu warzenia. Tak jak bez słodu nie ma piwa, tak samo bez zacierania. To właśnie w … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Tegoroczny Grand Champion miał swoją premierę ponad tydzień temu. Sądząc po opiniach, odbiór jest bardzo pozytywny. Na tyle, że w niektórych sklepach zapas się dawno wyczerpał, a w innych zostały ostatnie sztuki. Jeśli jeszcze ktoś z was jeszcze nie próbował, a chciałby, to radzę się pospieszyć. Moją recenzję znajdziecie tutaj. Tymczasem dzisiaj biorę się za porównanie Brackiego Rauchbocka z jego protoplastą, czyli piwem, które wygrało konkurs piw domowych Festiwalu Birofilia 2012. Ostatni raz piłem je pół roku temu na wspomnianym festiwalu. Szczerze mówiąc, miałem drobne zastrzeżenia, choć nie bardzo pamiętam jakie. Tak czy inaczej fajnie będzie sprawdzić jak piwo Andrzeja smakuje po niemal roku od zabutelkowania. Na kapslu widnieje data 30.12.11. Wygląd kolor podobny, brązowy z rubinowymi przebyłyskami. Bracki jest minimalnie ciemniejszy (na zdjęciu wygląda to inaczej, ale to kwestia światła). Piana w domowym jest obfitsza, ale ma brzydszą fakturę, z pęcherzykami różnej wielkości. Jest za to trwalsza i więcej jej zostaje do końca. W domowym piana (zgodnie z kolorem) jest nieco jaśniejsza, ładniej też oblepia szkło. Oba piwa nie są idealnie klarowne. Domowe opalizuje mocniej, ale tylko nieznacznie. Aromat: w domowym jest zdecydowanie wyraźniejszy. Więcej w nim bogatej słodowości niż wędzonki. Widocznie z czasem się trochę zredukowała, choć nie zapamiętałem tego piwa jako szczególnie mocno dymionego. Wydaje mi się, że wyczuwam delikatne utlenienie. W piwie Andrzeja jest mniej estrów (aromatów owocowych) i w przeciwieństwie do Brackiego, w ogóle nie czuć alkoholu. Wysycenie: w domowym nieco wyższe niż w komercyjnym, ale przyjemniejsze w odbiorze. Czuć różnicę pomiędzy sztucznym nasyceniem CO2, a naturalnym dwutlenkiem powstałym w wyniku refermentacji w butelce. Smak: tutaj wersja domowa wygrywa pod względem poziomu wędzonki, ma też nutę orzechowo-paloną, której próżno szukać w Brackim. W smaku wersja domowa jest bogatsza, intensywniejsza. Posiada też wyraźniejszą, świetnie skomponowaną goryczkę. Odczucie w ustach: wersja domowa jest zdecydowanie pełniejsza, a wysycenie mniej szczypiące. Do tego bardzo przyjemny krótki goryczkowy finisz. Po brackim na języku pozostaje niewiele, poza posmakiem alkoholu. Domowe pije się z ogromną przyjemnością. Wrażenie ogólne: Dwa piwa tak podobne, a tak od siebie różne. Wygląd, charakter i poziom wędzonki są zbliżone. Cała reszta to jednak sporo różnic. Domowe jest zdecydowanie bogatsze w smaku i aromacie, bardziej treściwe, lepiej ułożone i ma wyraźniejszą, bardzo przyjemną goryczkę. Powoli ulega wpływowi czasu, bo pojawiło się delikatne utlenienie, ale nadal jest to piwo znakomite i po prostu ciężko oderwać usta od szklanki. Zdecydowanie wygrywa tą konfrontację. Bracki Rauchbock jest głębiej odfermentowany, co działa trochę na jego niekorzyść. Kosztem smaku i pełni uzyskano więcej alkoholu. Niestety nie jest to żadna zaleta. Czy zatem w Brackim Browarze Zamkowym udało się uwarzyć piwo godne oryginału? I tak i nie. Wiadomo, że nie da się w sposób idealny przenieść domowej receptury na realia przemysłowe. Użycie tych samych składników to nie wszystko. Inna jest skala, inny sprzęt, w końcu inny czas na przygotowanie i wyleżakowanie gotowego piwa. Do tego filtracja, pasteryzacja, czyli de facto wyjaławianie. Andrzej Miler i piwowarzy z Cieszyna odwalili kawał porządnej roboty i uzyskali naprawdę niezły wynik w postaci udanego, ponadprzeciętnego piwa. Moim zdaniem cel został osiągnięty. Czy można było to zrobić lepiej? Tak, ale komuś brakło jaj albo po prostu odwagi i/lub doświadczenia. Gdyby bardziej skupić się na parametrach fermentacji i wypuścić piwo refermentowane w butelkach … … no dobra, koniec bujania w obłokach. Wyświetl pełny artykuł
-
więc wygląda na to, że w dobrym tonie jest go ściąć Ciechan jest w zasadzie browarem, który rozpoczął tryumfalny pochód piw regionalnych na polskim rynku. Pamiętam jak kupowałem Portera w foliowych zgrzewkach czy Farskie, którego jedną butelkę ciągle trzymam w domu. Nie mówiąc już o tym, że Miodowe było i jest hitem wśród studentek. Marek Jakubiak ma duże ambicje i dobrze zresztą, lubię takich ludzi. W tym momencie posiada browar w Ciechanowie, Lwówku Śląskim, buduje w Darłówku, startował do Zwierzyńca, a może i coś innego się trafi. No i wiadomo jak to wygląda w takich sytuacjach. Nie jest to już małe przedsięwzięcie, więc na produkty nie można patrzeć łaskawym okiem. Trzeba kaprawym. Co jednocześnie nie przeszkadza wielbić Brew Doga, który w nowej siedzibie jest już de facto browarem ostro przemysłowym. Czemu taki przydługi wstęp? Z tego względu, że jak patrzyłem z ciekawości na istniejące już recenzje Marcowego nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że większość szukała dziury w całym. To czy to piwo jest marcowym czy nie, czy w zasadzie nawet jak smakuje to tam nie ważne. Ale czy to jest to samo co Jubilat czy nie? No, to dopiero zagwozdka na skalę naszych możliwości! Piwo dostałem od Łukasza z Ciechana zanim zdążyłem je kupić w osiedlowym sklepiku, dzięki! Do paczki był dołączony list od Krzysztofa Fałdowskiego i tutaj z kolei ja miałem rozterkę. Tomaszu? Jam Michał jest, a mój tata nie ma nic wspólnego z tym blogiem. Aczkolwiek, skoro takie było życzenie to podrzuciłem dwie butelki ojcu i, przy okazji, bratu. Skoro Tomasz miał wystawić opinię, to będzie opinia Tomasza. I w bonusie moja. Co o tym piwie myśli mój tata: „Bardzo ładna bursztynowa barwa. Przyjemny aromat słodów i chmielu. Ma fajny słodowo-goryczkowy posmak, nie przesadzony i pijalny.” Brat niestety nie wypowiedział się na temat, wypił piwo bez rozkminiania. Ale skoro wypił, a nie wylał to znaczy, że smakowało. Na koniec bonus ode mnie: Piana: Bujna, drobnopęcherzykowata, trwała. Długo się utrzymuje i zostawia dywanik. Barwa: Piękny, ciemny bursztyn. Klarowne. Zapach: Słodowy, ziarno, chmiel. Przyjemny, zbalansowany zapach. Octan etylu w postaci lekkiego rozpuszczalnika, przy piwie o czystym profilu zapachowym i wyższej zawartości alkoholu można się tego spodziewać. Wreszcie jakieś piwo bez diacetylu, ale szczęśliwie z tym Ciechan nie miał problemów. Smak: Średnie wysycenie. Na początku mamy słodycz pochodzącą ze słodów karmelowych, która przechodzi w lekki, rozgrzewający alkohol by finiszować chmielową goryczką. Bardzo przemyślane i grzeczne piwo. Przyjemny posmak. Przypomina mi lżejszą, ugrzecznioną wersję Marcowego z Bierhalle. Wg mnie można uznać, że mieści się w ramach stylu, nie wiem do czego się tak ludzie przypieprzali. Fajne, pijalne i sesyjne piwo. Zacny, czysty profil aromatu i smaku. Zdecydowanie znajdzie się na mojej sylwestrowej „plejliście”. Wyświetl pełny artykuł
-
czy rzeczywiście czuć te 100 IBU? Kolejna, po Black Hawk, degustacja piwa z browaru kontraktowego Nomad prowadzonego przez Honzę Kočkę. Tym razem piwo w stylu IPA, uwarzone we współpracy z piwowarem z amerykańskiego browaru Pelican. Na etykiecie zachęcający napis 100 … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Kiedy ostatnio piłem Renifera, który leżakował w dębowych wiórach, pomyślałem że dla porównania sięgnę po jakieś inne piwo też tak przyrządzone. W moich zbiorach znalazłem tylko jedno: Tokyo. A że nie jest to piwo, które można ot tak sobie wypić i napisać swoje wrażenia, więc i tekstu o nim nie można napisać ot tak, na szybko. BrewDog ze szkockiego Fraserburgh należy do tych offowych browarów, które chcą szokować i szokują. Szalona nazwa, szalona grafika, szalone teksty i szalone piwa. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Kiedy w 2009 r. piwo wchodziło na rynek, było najmocniejszym piwem w Wielkiej Brytanii. A tekst jaki znajduje się na etykiecie jednych wprawił w ekstatyczny zachwyt, innych rzucił na front walki z alkoholizmem: "Piwo to zainspirowane zostało grą space invaders, grywaną w 1980 roku na automatach w stolicy Japonii. Zawartość tej butelki wiernie oddaje ironię egzystencjalizmu, parodię istnienia i wewnętrzne sprzeczności postmodernizmu czyli wszystko to, co tak finezyjnie wyraża ta kanciasta i rozpikselizowana zręcznościówka. Nasz imperialny i zabójczy stout uwarzony został z dużą ilością słodów specjalnych, jaśminem i żurawiną. Po fermentacji poddaliśmy go chmieleniu na zimno z solidną dawką naszych ulubionych chmieli, a następnie powolnemu starzeniu we francuskich, prażonych płatkach dębowych. Zachować miarę. Wszystko co się robi z umiarem, samo w sobie zawiera umiar. Logicznym więc jest, że czasami trzeba sobie pozwolić na brak umiaru. I właśnie na te chwile jest to piwo. My w BrewDog jesteśmy unikalni i indywidualni. Jesteśmy drogowskazem nonkonformizmu na coraz bardziej monotonnej pustyni koncernowej. Jesteśmy dumni, że jesteśmy krwistym Dawidem na rozpaczliwym oceanie wodnistych Goliatów. Jesteśmy dumni, że jesteśmy alternatywą." Tym tekstem browar przedstawił swoje piwowarskie credo i rzucił wyzwanie koncernom i ich produktom. Zaraz jednak podniosły się głosy, że browar promuje alkoholizm i picie bez umiaru. Sprzedawcy otrzymali ulotki ostrzegawcze wzywające do usunięcia piwa ze sklepowych półek. Jak to zwykle w takim przypadku bywa tego typu akcja wzbudziła ogólne zainteresowanie i napędziła browarowi klientów. BrewDog nie zmienił ani tekstu ani piwa. Poszedł nawet jeszcze dalej warząc potem dużo mocniejsze trunki. Ale skupmy się na Tokyo. Jest to jedno z najmocniejszych piw regularnie warzonych w Europie. 18,2% alkoholu to ponad trzy razy więcej niż mają standardowe piwa. Słody w zasypie to Marris Otter, Dark Crystal, Caramalt, Chocolate Malt, Roast Barley. Chmiel to amerykańska Galena. Styl to mega imperialny stout. Barwa czarna, nawet pod światło przebłyski rubinowe są ledwie dostrzegalne. W aromacie wyczuć można cechy charakterystyczne dla forsowanych piw w beczkach dębowych. Są to nuty winne, sherry. Otwarcie smakowe to gigantyczna dawka słodyczy, słodyczy wręcz mdłej, przytłaczającej. W ustach wyczuć można likierową konsystencję gęstego piwa i zdublowane z aromatu wtrącenia winne, tym razem wyraźnie kwaskowe. Lekko zielone barwy chmielu wyczuwalne są jedynie retronosowo. Posmak przypomina bardzo mocne, słodkie wino, albo wręcz słodkawy koniak, jest krótki, lekko alkoholowy, czekoladowy i kwaskowy. Owa wspomniana dębina uwidacznia się w postaci nutek winnych, lekko drzewnych - charakterystycznych dla piw starzonych. Ale to tylko przekombinowanie w tym piwie. Może miały one skontrować słodycz ogromnego zasypu, ale wnoszą jedynie nuty smakowego kociokwiku. Intergalaktyczny, fantastyczny stout starzony z użyciem dębiny - taki tekst widnieje na etykiecie. No, no, no, nie ma to jak dobry marketing i świetne samopoczucie. Ani to stout, ani fantastyczny. Mam wrażenie, że w tym piwie cała doktryna rewolucyjna poszła w power czyli w alkohol. Owszem jest on dobrze ukryty, ale otulony tak rozklekotanym smakiem, że nawet kieliszek do likieru jest za duży. Ale tak to już chyba jest z tymi megaalkoholowymi piwami. Jeżeli ktoś nie połakomi się na rewolucyjne piwne hasła, zaoszczędzi kilkadziesiąt złotych. A jak ktoś chce napić się alkoholu to polecam kosmicznie dobre polskie wódki. Czytaj całość na blogu autora
-
[Kuchnia Piwowarki Agi] Affligem Tripel i ananas orientalnie
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Tak się jakoś złożyło ostatnio, że los obdarował mnie ananasami. A że za oknem zimno i biało, to dlaczego nie wprowadzić trochę karaibskiego klimatu? Zapraszam na ananasową potrawkę z ryżem. Czytaj całość na blogu autora -
czyli jeśli wpuścisz lisa do kurnika, to polecą pióra. 14. grudnia wraz z grupą dziennikarzy i Krzysztofem Lechowskim z blogu lepszepiwo.blogspot.com miałem okazję zwiedzić Książęcy Browar w Tychach. Początkowo miałem zamiar nakręcić video z tego wydarzenia, ale jakoś słabo mi … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[piwolog] Czy rewolucja ma smak Angielskiego Śniadania?
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Angielskie Śniadanie – Pinta Piwo, które dzisiaj wam zaprezentuję jest przez niektórych uważane za totalne zaprzeczenie rewolucji. Styl nudny i konserwatywny – jak cała Wielkiej Brytania*. Amerykanie śmieją się z piw wyspiarskich, uważając je za nijakie i archaiczne. Tym samym głosem mówi większość polskiej “nowej” sceny piwowarskiej. Tyle, że ja się nie zgadzam. Ja protestuję! Kocham brytyjskie style – bittery, esb, portery i inne klasyki. Uwielbiam ich odmienność i że są jednak jakieś, że oferują bogactwo smaku i są często oznaką wielkiego kunsztu i wielowiekowej tradycji. To, że nie ma tu cytrusów czy innych mango, że język nie drętwieje od ogromnej goryczki, to nie jest żadna wada. Anglicy słusznie uważają, że nasypać chmielu bez sensu i bez umiaru potrafi każdy, a prawdziwą sztuką jest uwarzyć piwo harmonijne. I ja się pod tym podpisuję obiema lewymi. Polska zasługuje na piwną różnorodność. Zbyt długo tkwiliśmy w marazmie, by rewolucja miała smakować wyłącznie mocno chmielonymi wiosłującymi jackami czy innymi atakami chmielu. Pinta pokazuje nam bogactwo piwnego świata i chwała im za to. Jeśli jeszcze robi to dobrze (a robi), to tym większe uznanie się chłopakom należy. Angielskie śniadanie – Extra Special Bitter Ekstrakt 14Blg, alkohol 5,3% Wygląd: kolor ciemnego bursztynu, mocnej herbaty, miedzi. Piana drobna, koloru kremowego, wątła, nietrwała. Brak piany jest tu raczej normalny i charakterystyczny dla tak nisko wysyconych piw. Wyjątkiem stanowią piwa nasycane azotem -na tych piana potrafi się utrzymać długo pomimo niskiego wysycenia. Aromat: przyjemne i harmonijne zestawienie karmelu, kwiatowego chmielu oraz owoców: moreli, śliwek, dojrzałych truskawek. Karmel delikatnie wybija się na pierwszy plan, ale nie dominuje jakoś specjalnie. Wyczuwalny jest diacetyl (masło), który w tym piwie nie jest jakąś szczególną wadą, a dodaje przyjemnej pełni. Wysycenie: niskie, właściwe dla stylu. Smak: totalne zaprzeczenie aromatu. Tam było słodko i owocowo, tutaj jest gorzko i chmielowo. Jest wyraźna słodowość, ale przede wszystkim bogactwo trawiasto-ziemistego chmielu. Do tego wyrazista i wysoka (ale nie bardzo wysoka) goryczka, pozostająca na języku jeszcze chwilę po przełknięciu. Odczucie w ustach: śniadanie ma dwa oblicza. Pierwsze jest średnio treściwe, słodkie i gładkie. Drugie zdecydowanie gorzkie i nieco pozostające. Coś dla miłośników skrajnych doznań. Wrażenie ogólne: Wybitny przedstawiciel stylu. Myślę, że wiele brytyjskich browarów powinno chylić czoła przed Pintą. Dawno nie piłem tak dobrze skomponowanego i nachmielonego bittera. Wszystko tutaj się zgadza, do tego piękny wygląd i oprawa. Trzeba też wspomnieć o wysokiej pijalności, choć po którejś kolejnej pincie alkohol może nam nieco zaszumieć. Z przyjemnością spędziłbym sobotni wieczór przy beczce takiego śniadania. Ocena: 8/10 Wyświetl pełny artykuł -
czyli belgijskie niebo i piekło. W serii o piwnych stylach nadszedł czas na owocowe lambiki. Chociaż za najlepsze uważam te z Cantillon, to tym razem zdecydowałem się na degustację owocowych lambików z Mort Subite. Marka należąca do Alken Maes, którego … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli nieświetny Xmas Ale Nastał taki czas (świąteczny), że pojawiły się, jak prezenty pod choinką, piwa… świąteczne. Takie też piwo wypuścił AleBrowar. Zapowiedzi już same w sobie zwiastowały spory dysonans, bo z jednej strony 55 IBU, a z drugiej dodatek … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Koniec Świata to moim zdaniem najodważniejszy eksperyment na polskiej scenie piwnej. Odważniejszy nawet od piwa z czosnkiem. To próba wprowadzenia stylu, który jest kompletnie odmienny od tego co znamy. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby kupił je totalny piwny laik. Zapewne wylądowało by w zlewie jako zepsute. Dlaczego? Sahti, bo o tym stylu mowa, to tradycyjne piwo rodem z Finlandii. Komercyjne przykłady, jeśli w ogóle istnieją, można zapewne policzyć na palcach jednej ręki. Jego smak i sposób powstawania jest daleki od tego co znamy. Po pierwsze nie używa się chmielu, a jego zamiennikiem jest jałowiec. Gałązki służą jako sito filtracyjne dla zacieru, a na etapie “chmielenia” dodaje się szyszkojagody i ewentualnie także odrobinę gałązek. Brzeczki nie gotuje się, a jedynie podgrzewa do około 80C celem ubicia bakterii. Coś na wzór pasteryzacji. Na koniec fermentuje się je drożdżami … piekarskimi. Tradycyjnego sahti nie rozlewa się do beczek czy butelek, a serwuje wprost z … wiadra. Nie ma ono zatem gazu, choć oczywiście może być nieco musujące, szczególnie jeśli jest świeże i jeszcze pracuje. Jest żywe, więc z każdym dniem zmienia swój charakter. Od słodkiego, drożdżowego, po wytrawny i alkoholowy. Sahti jest piwem gęstym i mocnym. Znakomicie rozgrzewa i odżywia, co nie jest bez znaczenia w klimacie podbiegunowym. Najciekawsze jest to, że w Polsce mało kto miał okazję próbować piwa w tym stylu i mało kto wie czego można się spodziewać. Mam nadzieję, że ciekawość zwycięży i Koniec Świata mimo swojej odmienności będzie kolejnym sukcesem projektu Pinta. Ja miałem okazję próbować go już 2 grudnia na oficjalnej premierze w warszawskiej Gorączce Złota. Nalane jak przykazano – chochlą z wiadra – nie zrobiło na mnie jednak szczególnego wrażenia. Z recenzją chciałem jednak poczekać do czasu, gdy będę mógł na spokojnie delektować się wersją butelkowaną. Ten czas właśnie nadszedł. Koniec Świata – sahti Ekstrakt 19,1Blg, alkohol 7,9% Wygląd: jaskrawo-pomarańczowe, kompletnie mętne. Gdyby nie brak piany (pojawia się tylko na moment), to wyglądem przypominałoby do złudzenia piwo pszeniczne. Aromat: Dominują drożdże i banany, duuuużo bananów. Jałowcowy aromat jest tak nikły, że w ślepym teście mógłbym go nie odnaleźć. Jest za to wyraźna nuta czarnej porzeczki, tudzież kociego moczu, która normalnie wynika z utlenienia (starzenia się), ale tutaj musi mieć raczej inne pochodzenie, bo przecież piwo jest jeszcze świeże. Jest też odrobina siarkowodoru. Te dwie ostatnie cechy należałoby traktować jako wady. O ile w wersji beczkowej wydawały mi się one bardziej nachalne, to w wersji butelkowej uznałbym je za prawie pomijalne. Wysycenie: niskie, ale istniejące. Oryginalne sathi podobno w ogóle nie ma bąbelków. Smak: słodki, bananowo-drożdżowy, ale też nieco cytrusowy. Czuć trochę więcej jałowca niż w aromacie, ale nadal nie jest to jakaś mocna cecha. Co ciekawe w ogóle nie czuć alkoholu, a wg etykiety jest go na prawdę sporo. Goryczka jest niska, na poziomie polskich “jasnych pełnych”. Odczucie w ustach: tak pełne, że może spokojnie zastąpić posiłek. Natomiast nie jest zaklejające, co należałoby uznać za dużą zaletę. Pijalność jak na tak “duże” piwo jest niezła, choć oczywiście po jednym człowiek jest syty i … wesoły. Wrażenie ogólne: Nie będzie to z pewnością mój ulubiony styl, ale też nie mogę powiedzieć, żeby mi nie smakowało. Przypomina mocne piwo pszeniczne, coś a’la podwójny weizenbock (koźlak pszeniczny). Jest gęste, treściwe, bardzo sycące i trochę zdradliwe, bo w ogóle nie czuć sporej ilości alkoholu. Jestem nieco zawiedziony nikłym aromatem jałowca. Spodziewałem się czegoś całkowicie przeciwnego. No, ale nie ma co narzekać. Brawo za odwagę i wprowadzenie na rynek piwa tak niszowego. Lećcie do sklepu i bierzcie póki jest. Nie wiadomo kiedy dane nam będzie znowu spróbować fińskiego sahti. Oceny dzisiaj nie będzie. Jest to pierwsze moje sahti i nie mam żadnego odniesienia. Potraktuje je więc jako ciekawostkę i coś czego każdy odważny piwosz spróbować powinien. Choćby w celach poznawczo-edukacyjnych. Smacznego! Wyświetl pełny artykuł
-
[Lepsze piwo] RENIFER CZYLI X-MAS ALE BY KOPYRA & WIDAWA
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Piwo świąteczne, piwo bożonarodzeniowe, piwo adwentowe - do tej pory kojarzyliśmy ten styl warzenia piwa głównie z Bawarią, konserwatywnym i katolickim regionem w Niemczech. Bawarskie browary już od dawna przygotowują na okres świąt specjalne piwa. Okres adwentu, Bożego Narodzenia, a potem sylwestra to czas zimy, często srogiej zimy. Piwo warzone na zimę musi sprostać więc pewnym wymogom. Musi być dość treściwe, tęgie, mocniejsze i masywniejsze niż klasyczne lagery na lato. Takie piwo trzeba czuć w ustach. Musi mieć wyższą moc alkoholu, który doskonale rozgrzewa i rozprasza jesienną melancholię. Musi być bardzo aromatyczne, a najczęściej aromaty te to nuty korzenne, piernikowe, suszonych owoców, słodkiej czekolady, wanilii, rodzynek, śliwek i innych, tradycyjnie kojarzonych ze świątecznymi wypiekami. Oczywiście jak wszystko, również i ten styl zaadaptowali Amerykanie na swoje potrzeby i stworzyli swoją odmianę nazywając go X-MAS. Niemcy przygotowując piwo na święta korzystali zawsze z drożdży dolnej fermentacji. Były to więc aromatyczne i mocne lagery o barwie rubinowo-brązowej. Renifer według receptury Tomasza Kopyry warzony w Browarze Widawa to jednak ale czyli piwo górnej fermentacji z konotacjami amerykańskimi. Jedną z dodatkowych zmian jakie zawdzięczamy piwowarstwu rzemieślniczemu są precyzyjne opisy składu i surowców użytych do uwarzenia piwa. Nie inaczej jest na etykiecie Renifera, która od początku działa na wyobraźnię. Pomysł z reniferami jako wzorem i ściegiem klasycznego, skandynawskiego kilimka, pledu czy swetra jest doskonały i już sam w sobie rozgrzewa i nastraja świątecznie. Zalakowany kapsel to kolejna innowacja w stylistyce opakowań polskich piw - i również bardzo udana. Szyjka butelki przypomina czerwoną świeczkę, co jeszcze bardziej kojarzy nam się ze świętami. No i w końcu skład. Kardamon, cynamon, jałowiec, gałka muszkatołowa, imbir, płatki dębowe wsypane do tanku leżakowego, cztery rodzaje słodów, w tym pszeniczny czekoladowy, trzy rodzaje chmieli - od samego czytania kręci się w głowie i świdruje w nosie, a w powietrzu już chyba unoszą się opary mirry i kadzidła. Jednym słowem: oprawa pierwszorzędna. W aromacie w nos uderza nuta czekolady, czekolady nadziewanej kremem waniliowym. Wyczuć można również nuty głębokich, czerwonych win. Piana jest ładna, dobra, lekko brązowawa, średniotrwała. W barwie piwo wydaje się wręcz czarne. Dopiero pod światło można zauważyć wyraźne rubinowe błyski. Smak jest zaskakujący. Pierwsze wrażenie to słodycz, z jaką również kojarzymy święta. Ale słodycz ta szybko ustępuje miejsca solidnej wytrawności. Wytrawności, w której ewidentnie czuć wpływy drzewa, kory, korka, wina. Czuć moc alkoholu, który przyjemnie rozgrzewa, ale dobrze przykryty jest korpusem słodowym. Piwo jest ciekawe, wielostopniowe w smaku i aromacie. Jednak nie jest to łatwe piwo. Ten świąteczny nastrój na pewno psuje posmak, który jest zbyt mocno goryczkowy, przywodzi skojarzenia z wyługowanym drzewem. To zapewne owe płatki dębowe, które w ustach nadają piwu ciekawy koloryt smakowy, ale w posmaku dominują mocno. Piwo nie jest korzenne, bardziej drzewne, ale to nie drzewa iglaste. To również odejście od klasycznych skojarzeń ze świętami czyli piernikiem, aromatycznym kompotem, jabłecznikiem z cynamonem i aromatem sosny czy jodły. Piwo na pewno jest nietypowe i to jak zwykle kolaborantom obornicko-widawskim udało się osiągnąć. Aromat zapisuję na duży plus, smak, a szczególnie posmak psują jednak trochę świąteczność piwa. Czytaj całość na blogu autora -
żeby wywołać szok i niedowierzanie Zastanawiam się jakim cudem polski rynek piwa wygląda tak jak wygląda. Na początku tygodnia Internet obiegła wiadomość, że Pinta Jak w dym będzie dostępne tylko w beczkach. Powodem jest praktycznie brak nagazowania wersji butelkowej. Wywołało to ekstatyczną reakcję tłumu, z pisaniem laurek, rzucaniem kwiatami i podstawianiem cycków do podpisu włącznie. Nie wiem, może ja w innym świecie żyję, ale wydaje mi się, że wycofanie wadliwego, niepełnowartościowego produktu jest całkowicie naturalne i pożądane w przyrodzie. Pinta oczywiście zrobiła prawidłowo. Ale rzeczywiście w warunkach polskiego rynku piwnego wyłamali się z trendu opchnięcia wszystkiego za wszelką cenę. Tylko czy jest to powód do chwały? Jest to natomiast powód, by traktować ich jak poważnego, dorosłego gracza. I uważam, że nie powinni tego piwa wypuszczać mimo namawiania, by sprzedać taniej. Kurde, to jest dopiero jazda. Takie zachowanie uczy innych, że mogą wepchnąć na rynek byle ścierwo, a i tak się sprzeda. Przykład pierwszych warek Antidotum jest tutaj znamienny. Brak daty ważności, piwa ewidentnie skwaśniałe, ale co tam. Tylko o odpowiednim pozycjonowaniu cenowym nie zapomnieli. Reasumując: fajnie ze strony chłopaków, że przyznali się do wtopy. Przykład idący z innych stron jest taki, że albo udaje się, że problem nie istnieje albo wini wszystko łącznie z magnetyzmem Ziemi i aktywnością plam na Słońcu. Wyświetl pełny artykuł
-
[Smaki Piwa] Imperial stout – fakty, mity i dwie recenzje.
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Nim przejdziemy do oceny pierwszego polskiego RISa warto przypomnieć sobie kilka podstawowych informacji na temat historii tego niebanalnego stylu. Pośród 50 najlepszych piw świata zdaniem Rate Beer, ilościową przewagę ma właśnie imperial stout. Obok IPA i double IPA to chyba trzeci najczęściej [...] Wyświetl pełny artykuł -
a browary warzą piwa specjalne Nową tradycją w naszym kraju jest wypuszczenie świątecznych piw w grudniu, tematycznie związanych ze Świętami Bożego Narodzenia. Nie mam nic przeciwko, Christmas Ale jest wyjątkowo wdzięcznym gatunkiem, a i sam w wieczór wigilijny lubię wypić jedno, specjalne piwo. Dzisiejsza recenzja jest potrójna. W dodatku dwa pierwsze piwa piłem z beczki oraz z butelki, co przy browarach rzemieślniczych (jak się okazuje) ma zdecydowane znaczenie. Niedługo żeby wyrazić opinię o piwie trzeba będzie spróbować je w obu wersjach. Trochę to martwiące. Saint No More AleBrowar 55 IBU 16% ekstraktu 6,2% alkoholu Etykieta w turpistycznym stylu do którego AleBrowar już chyba wszystkich przyzwyczaił. Tym razem mamy św. Mikołaja-psychopatę. Z tyłu tekst nic nie wnoszący do samego rozpropagowania piw świątecznych, mnie w każdym razie nie przekonał. Szkoda, że kapsel jest złoty, do etykiety pasowałby niebieski. Piana: Mizerna, bardzo szybko opada. W wersji beczkowej była lepsza. Barwa: Buro-ciemnobrązowa. Mętne i nieprzejrzyste. Może kwestia oświetlenia, ale wydaje mi się, że wersja beczkowa była jaśniejsza. Zapach: Głównie miód, wanilia i estry, prawie nieuchwytna czekolada i winne aromaty. Beczka miała zdecydowanie więcej aromatów czekoladowych, zresztą w sumie to wszystkiego miała więcej. I nie jest to kwestia temperatury. Smak: Wysycenie lekko poniżej średniej. No i tutaj też jest gorzej. Beczkowe było bardzo syte, pełne, o solidnym ciele. A z butelki dostałem piwo dosyć płytkie, wodniste o lekkiej kwaskowatości. Posmak miodu, wanilii i lekko czekoladowy finisz. Tutaj bym stawiał, że ekstrakt wyniósł 12% maks. Po bardzo dobrej wersji beczkowej niestety rozczarowanie. Normalnie jakby ktoś zmieszał świetne piwo z wodą. Renifer Browar Widawa, receptura Tomasz Kopyra 16% ekstraktu, 6,2% alkoholu (jak się ładnie oba browary zgrały) Muszę pochwalić twórców za wygląd butelki. Cholernie mi się podoba. Świetny pomysł na etykietę z wzorkiem jak wydziergany sweter. Darowano sobie też pomieszanie języków, jest mniej światowo, ale chwała za to. Patent z zalakowaniem podpieprzony z Maker’s Mark, ale w sumie jak już powielać to z najlepszych. Trzeba jednak popracować nad techniką, żeby lepiej to wyglądało. Aczkolwiek jest cholernie niewygodne do otworzenia, lak był wszędzie. Tak wygląda otwieracz do tego piwa: Piana: Beczka praktycznie brak piany. W wersji butelkowej wysoka, o konsystencji ubitych białek. Barwa: Stoutowata, czarne i nieprzejrzyste. Zapach: Pachnie jak Fortuna Czarna, bez kitu. Dosyć zabawne, że tyle zachodu kosztowało stworzenie czegoś, co już jest na rynku. W tle majaczy DMS i lekki popiół. W przypadku wersji beczkowej dominowała „kolowatość”. Smak: Wysycenie poniżej średniej. W przeciwieństwie do Saint No More czuć ekstrakt, w obu wersjach. Wyraźny alkohol, no i oczywiście posmak Coli. Cierpkość i goryczka przyprawowa na finiszu. Znowu popiół, dokładnie jak w Kawce. Jest jeszcze lekka wanilia. Z butelki jest to dosyć męczące piwo i wygląd nie współgra z zawartością. Wersja beczkowa była przyjemniejsza w odbiorze. Książęce Korzenne Aromatyczne Browar Tychy Piana: Wybitnie bujna, drobno i średniopęcherzykowata z przebiciami większych pęcherzy. Kremowa, oblepia szkło. Barwa: Miodowo-bursztynowa. W zasadzie jak Christmas Ale, które miałem okazję pić. Wydaje mi się, że delikatnie opalizuje. Zapach: Cynamon, pomarańcza, imbir i miód. Czyli w zasadzie wszystko co obiecuje kontretykieta. Bardzo zbalansowany aromat. Nie ma przegięcia w żadną stronę. Smak: Wysycenie wysokie. W smaku najpierw gra imbir i cynamon. Bardzo wyczuwalny miód, praktycznie to on buduje całe ciało tego piwa. Myślę, że spokojnie można je uznać za piwo miodowe. Na finiszu słodycz miodów jest łamana przez korzenne przyprawy. Uważam, że piwo jest bardzo pijalne, szczególnie jeżeli ktoś lubi piwa miodowe. Jestem pewien, że gdyby zostało uwarzone przez browar regionalny czy rzemieślniczy bądź podane w ślepym teście odbiór byłby zupełnie inny w przypadku niektórych konsumentów. Dla mnie szkoda, że piwo nie jest górnej fermentacji. Poza tym mogłoby być bardziej wytrawne i prosi się o niemieckie bądź angielskie chmiele. Ale to już moje fanaberie, bo jestem przekonany, że sprzeda się jak głupie. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli dlaczego w Polsce od piwa bolą zęby. Często w komentarzach pada pytanie jaka jest optymalna temperatura degustowania piwa. Do poruszenia tego tematu skłoniły mnie również opinie dotyczące Brackiego Rauch Bocka, które były dla mnie cokolwiek zaskakujące. Stwierdzenia, że w … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Za nami rok niebywałego rozwoju piwowarstwa rzemieślniczego. Pojawiły się na scenie nowe inicjatywy, pojawiły się nowe piwa. To ledwie początek, dopiero zaczął się tlić lont piwnej rewolucji (ewolucjoniści mogą sobie wstawić w tym miejscu inne słowo). Nikt nie ma wątpliwości, że liczba browarów [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Właśnie ukazał się 8 numer czasopisma Piwowar - kwartalnika Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Obecnie jest to jedyne czasopismo poświęcone tematyce piwowarskiej w Polsce i choćby z tego względu warto po nie od czasu do czasu sięgnąć. Piwowar nie jest jednak osiągalny w powszechnej sprzedaży, można go dostać jedynie w sklepach piwowarskich lub jako prenumeratę. Z tego względu zarówno zasięg jak i nakład ma bardzo ograniczony. Pierwszy, a w zasadzie zerowy numer Piwowara ukazał się w 2010 roku, krótko po ukonstytuowaniu się PSPD. Wydawany i redagowany jest przez grono piwowarów domowych, z tego względu tematyka fokusuje na techniczne aspekty warzenia piwa choć oczywiście nie brak artykułów z szerzej pojętej sceny piwowarskiej. Najnowszy jesienny numer Piwowara to: --- tradycyjny wstępniak Ziemowita Fałata - redaktora naczelnego Piwowara, który już zapowiedział rezygnację z piastowanej funkcji. Nie czuje się on najlepiej w roli reklamodawcy (Browamator), a zarazem redaktora naczelnego czasopisma. Dodatkowo działania wokół projektu Pinta i codzienna praca zabierają mu coraz więcej czasu i energii, której wymaga również Piwowar --- pierwszy artykuł w Piwowarze tradycyjnie zarezerwowany jest dla szefa PSPD. Złota jesień to tytuł aktualnego artykułu Andrzeja Sadownika, w którym podsumowuje ostatnie kwartały roku --- następne w kolejności jest Kalendarium - skrótowy opis najważniejszych wydarzeń w ostatnim kwartale --- ogłoszenie kategorii na Konkurs Piwo Domowych Birofilia 2013 wraz z podstawową charakterystyką stylów to kolejne strony Piwowara --- w ostatnim czasie powstały dwa oddziały terenowe PSPD: Karpacki i Mazowiecki. Szefowie tych oddziałów Robert Orszulak (Mazowiecki) i Paweł Leszczyński przybliżają kulisy powstania i zadania na najbliższe miesiące --- Wczesna Bracka Jesień to tekst Tomasza Kopyry, który jako sędzia Brackiego Konkursu Piw Domowych opisuje przebieg konkursu i wydarzenia podczas Brackiej Jesieni w Cieszynie --- Oj chmielu, chmielu to druga część serii Andrzeja Sadownika o chemicznych właściwościach chmielu i możliwościach ich wykorzystania podczas warzenia piwa --- charakterystyką podstawowych infekcji piwa zajął się Marcin Chmielarz w tekście Zakażenia piwa --- cały proces zacierania i jego wpływ na efekt końcowy piwa przybliża Piotr Wypych --- Rauchbock to tytuł artykułu Ziemowita Fałata, w którym opisuje on cechy charakterystyczne stylu dymionego koźlaka, przybliża ikonę stylu czyli schlenkerski Rauchbier Urbock jak i inne ciekawe interpretacje tego stylu --- Piotr Wypych, współwłaściciel Browaru Artezan, pierwszego rzemieślniczego browaru w Polsce dzieli się radami jak założyć własny browar komercyjny i opisuje z jakimi pułapkami formalno-administracyjnymi trzeba przy tym walczyć --- Ofensywa piwowarów domowych to tekst Piotra Kucharskiego o najnowszym zjawisku jakim jest współpraca piwowarów domowych z browarami komercyjnymi. Widawa lub Manufaktura Piwa to najlepsze, ale nie jedyne z przykładów --- Maciej i Daniel Duda wybrali się niedawno na wycieczkę rowerowo-piwną po Morawach. Swoje wrażenia z odwiedzonych browarów i wypitych piw opisują w tekście Rowerem przez piwne Morawy --- 578 amerykańskich browarów i 2778 amerykańskich piw czyli Great American Beer Festival, na którym był Ziemowit Fałat to temat kolejnego artykułu --- książkę Randy`ego Moshera "Tasting Beer" przybliża Piotr Kucharski --- o browarze Widawa w malutkiej Chrząstawie Małej pisze Michał "docent" Maranda --- Piwowara kończy tekst publicystyczny Tomka Kopyry o PSPD, które być może powinno wnet przemianować swoją nazwę na Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych i Rzemieślniczych? Pivaria Pojawienie się Piwowara wypełniło lukę jaka powstała po ukazaniu się w 2009 r. ostatniego jak dotąd numeru Pivarii. Czasopismo to wydawane było własnym sumptem przez Krzysztofa Żurawskiego, birofila, animatora kultury piwnej i szefa szczecińskiego pubu Pivaria. Był on zarówno wydawcą, redaktorem naczelnym jak i autorem licznych tekstów. Ze względu na swoje birofilistyczne zainteresowania zawsze ważną część Pivarii zajmowały artykuły dotyczące kolekcjonowania akcesoriów piwnych. Nie brakowało jednak relacji z bieżących wydarzeń, z wizyt w browarach, na giełdach polskich i zagranicznych czy tekstów poszerzających wiedzę piwną. Pierwszy numer Pivarii ukazał się w 2000 roku. Czasopismo wydawane było nieregularnie, w ilości średnio 2 numerów rocznie. 16 numerów czasopisma stanowi dziś kolekcjonerską gratkę. Pierwszy i ostatni numer Pivarii Piwosz Wydawane w latach 1997-2002 czasopismo Piwosz dorobiło się jak na razie największej ilości numerów. 17 razy wydawany był początkowo Piwosz ilustrowany, następnie po prostu Piwosz, a potem mrugający do konsumentów okiem Piwosz bezalkoholowy. Pomysłodawcą, założycielem i redaktorem naczelnym Piwosza był Ziemowit Fałat, absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i współwłaściciel firmy Browamator. Wraz ze swoim kolegą ze studiów Pawłem Plintą wydali pierwszy numer własnym, skromnym sumptem korzystając ze zwykłej kserokopiarki. Piwosz ilustrowany, Piwosz, Piwosz bezalkoholowy Przez 5 lat Piwosz przyglądał się licznym zmianom na polskim rynku, opisywał piwa, puby, browary, przedstawiał osoby z branży, wydarzenia festiwalowe czy giełdowe. W Piwoszu ukazały się pierwsze teksty Andrzeja Sadownika o domowym warzeniu piwa i rewolucji rzemieślniczego piwowarstwa w USA. Był to jednak również okres silnych konsolidacji na rynku piwa. Duże browary stawały się coraz większe, małe najczęściej kończyły swój żywot. Wielkie koncerny stawały się coraz mniej dostępne, piwa coraz bardziej podobne. Piwosz zakończył swoją działalność, ale Ziemek Fałat 8 lat później ponownie został redaktorem naczelnym. Tym razem Piwowara. Czytaj całość na blogu autora
-
Bardzo lubię piwa sezonowe. Każda pora roku rządzi się swoimi prawami i każda zasługuje na inne piwo. Latem doskonale gasi pragnienie piwo pszeniczne czy też mocno schłodzony pilsner. Jesień to czas pełnych i rozgrzewających koźlaków. Zimą, szczególnie przy tęgich mrozach nic nie działa tak skutecznie jak portery bałtyckie. Można też przyrządzić grzańca – korzennego i aromatycznego. Dzisiaj drogą pocztową trafił do mnie właśnie taki grzaniec – gotowiec. Trochę się obawiam klimatu typu Tatra Grzaniec. Spróbowałem raz rok temu i do dziś czuję niesmak. Mam nadzieję, że trunek z przyzwoitej poniekąd serii Książęce, będzie przynajmniej trochę lepszy. Książęce Korzenne Aromatyczne – aromatyzowany jasny lager Ekstrakt 13,5Blg, alkohol 5% Skład: słód, miód i delicje. Nie chce mi się przepisywać, ale brawo za podanie pełnego składu. Wygląd: kolor miedziany, wyraźnie opalizujący. Piana w kolorze złamanej bieli, średnio-obfita o ładnej drobnej fakturze. Trzyma się przez chwile w postaci kożuszka i próbuje oblepiać szkło, by po chwili zniknąć bez śladu. Aromat: czego tu nie ma. Pierwsze skrzypce gra trio: skórka pomarańczowa, imbir i goździk. Aromat jest intensywny, nieco nachalny, ale zdaje się, że to efekt zamierzony. W aromacie czuję też coś niepokojącego, co w normalnym piwie mogło by być katastrofalną wadą. Tutaj jednak nie jestem pewien, bo może to być efekt połączenia wielu przypraw (sensoryków zapraszam do komentowania). Wysycenie: wysokie, moim zdaniem zbyt wysokie. Nijak ma się do piwa zimowego, które ma rozgrzewać, a nie orzeźwiać. Smak: spodziewałem się sporej dawki cukru i nie zostałem jakoś szczególnie zaskoczony. Jest miodowa słodycz na poziomie średnio wysokim. Do tego wyraźny smak imbiru, pomarańczy, a na końcu pikantny posmak cynamonu. Występuje subtelna kwaskowatość, która w połączeniu z niską, ale odczuwalną goryczką stara się zrównoważyć miodowy ciężar. Niestety przegrywa tą nierówną walkę. Odczucie w ustach: słodkie, lepkie i szczypiące od nadmiernego nagazowania. Ciężko tutaj mówić o treściwości, bo piwo ma ciało miodowe, a nie słodowe. Nie można się nim najeść, ale można dość skutecznie zakleić. Wrażenie ogólne: Nie jest źle. Książęca “specjalność” ma całkiem przyjemny i przede wszystkim względnie naturalny aromat. Jest miód, są przyprawy, jest fajny świąteczny klimat. Przeszkadza mi zbyt wysokie wysycenie i miodowy ciężar, przez który ciężko jest zmęczyć je do końca. Najbardziej brakuje mi jednak rozgrzewającej mocy alkoholu. Zimowe piwo zawierające 5% alkoholu? To jakiś żart ma być? Może jakby wrzucić je mikrofali, to byłoby lepiej. Odgazowało by się nieco i zadziałało stricte rozgrzewająco. Może kiedyś to sprawdzę, ale pewnie nie, bo w kolejce czeka jeszcze mnóstwo dobrego piwa do zrecenzowania. Ocena: 5/10 Moja ocena dotyczy piwa ogólnie. Gdybym oceniał je w kategorii polskich piw aromatyzowanych, to musiałbym dodać punkt lub nawet półtora, bo jest na pewno powyżej średniej. Wyświetl pełny artykuł
-
nadrabianie „opóźnienia” skutkuje klęską urodzaju Pod wieloma względami ten rok jest co najmniej szalony. O ile jestem w stanie zrozumieć premiery w przypadku piw lanych, tak zabawa w wielką fetę z okazji dostarczenia piwa do sklepów jest przegięciem. Normalnie komuno wróć, rzucili masło i oliwę. Było to ciekawe przez pierwsze parę razy, ale co za dużo i to świnia nie zeżre. Jeżeli chodzi o Żywieckiego Grand Championa rozumiem, że z wielu względów przyjęło się robić szpas (głównie) dla piwowarów domowych 6 grudnia. Frajda dla zwycięzcy, marketingowo też można trochę kuponów przyciąć i jest fajnie. Natomiast nerwowe robienie po nogach, czołobicie z przyplaskiem w stronę browaru w Cieszynie i ogólna atmosfera doniosłości „Największego Święta Piwnego w Polsce” (serio, widziałem coś takiego) skutkują u mnie rzyganiem tęczą. Do wszystkiego trzeba mieć zdrowy dystans. Nie odbieram tutaj niczego zwycięzcy, ba cieszę się razem z nim. W końcu sam sędziowałem w Żywcu. Dodatkowo uważam, że jeżeli się sędziuje to moralnie wątpliwe jest wystawianie własnych piw nawet w innych kategoriach. Mam opory przed ocenieniem tego konkretnego Rauch Bocka. W przeciwieństwie do sporej części, zdaję sobie sprawę z tego, że przeniesienie receptury domowej na skalę przemysłową ot tak jest praktycznie niemożliwe. Nie wierzę w złote strzały. Nie piłem oryginału, nie mam więc żadnego punktu odniesienia. I nie mam ochoty w razie czego psuć Andrzejowi radości z wygranej i z uwarzenia własnego piwa w skali przemysłowej. Gdyby piwo miało wejść na stałe do portfolio, OK wtedy możemy dyskutować. Ale przy jednorazowym wypuście? Wyszło jakie wyszło, ludzie to kupią albo i nie. Wracając do premier. Za frajerstwo podszyte cwaniactwem uważam występowania przed orkiestrę z „przedpremierowymi” opisami czy sprzedażą. Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy dorośli. Moja ulubiona Galeria MiTo wycofywała się z podkulonym ogonem z wyjątkowo udanej akcji marketingowej, a i tak znaleźli się naśladowcy. Nawet jeden z blogerów, bo w końcu trzeba być pierwszym z całej wsi. Ja rozumiem, że większość ludzi ma to głęboko w okrężnicy no ale. Wiadomo, zrobi się smród na fejsbuniu, ludziska zaczną komentować, statystyki FB Insight polecą w górę i jest czad i rockerka. Jestem ciekaw co Wy sądzicie o obfitości premier, tak butelkowych jak i beczkowych. I czy recenzować GCh2012? Wyświetl pełny artykuł
-
Xmas Ale czy Oak Aged Ale? Renifer, kolejny owoc mojej współpracy z Browarem Widawa, miał być początkowo po prostu świątecznym ale, w amerykańskiej nomenklaturze Xmas Ale. W międzyczasie na Brau Beviale, skąd m.in przywieźliśmy chmiel do Sępa, natknęliśmy się na … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Poniedziałek, bez kawy ani rusz. Zatem do porannej małej czarnej proponuję artykuł o kawie. Dokładniej o kawowym stoucie. Dokładniej o Kawce. Dokładniej o Kawce od kolaborantów. W każdym rasowym stoucie powinien być kawowy aromat. Ktoś jednak kiedyś wpadł na genialny pomysł, by stout zrobić jeszcze bardziej kawowym. Tak narodził się styl coffee stout, czyli piwo wzbogacone świeżo mieloną kawą. Niby pomysł prosty, ale wykonanie niekoniecznie. Kawa to nie jest ulubiony surowiec piwowarów. Po pierwsze zawiera tłuszcz – zabójcę piany. Po drugie jest kwaśna (tak, tak) i ma nieciekawą jak na piwny świat goryczkę – garbnikową, ściągającą. Jest zatem sporym wyzwaniem dodanie małej czarnej do piwa. Przekonajmy się jak sobie z tym wyzwaniem poradzili kolaboranci. Kawka – Coffee/Dry Stout Ekstrakt 12,5Blg, alkohol 5% Wygląd: smoliście czarne, nieprzejrzyste. Piana beżowa dość obfita, raczej drobna i gęsta, ale zdarzają się grube pęcherzyki. Redukuje się dość szybko, ale cienka warstwa pozostaje do końca i ładnie zdobi szkło po każdym łyku. Aromat: Dominuje przypalenie i kwaśność. Do tego trochę kawy, wanilii i popiołu. Wysycenie: bardzo niskie, prawie go brak. Rzadko spotyka się piwa o tak niskim wysyceniu, ale nie jest to żadna wada. Jak najbardziej pasuje do stouta. Smak: przypalony, gorzki z wyraźną dozą kwaskowatości. Goryczka średnia, niezbyt przyjemna, odkładająca się długo na podniebieniu, przypominająca połączenie spalenizny i piołunu. Odczucie w ustach: gładkie, o bardzo niskiej pełni, zdecydowanie wytrawne. Wrażenie psuje niezbyt udana goryczka – ściągająca, wypełniająca całe usta i pozostająca zbyt długo. Wrażenie ogólne: Nie wszystko chyba poszło po myśli piwowarów. Byłoby nawet nieźle, gdyby nie taniny wypłukane prawdopodobnie z kawy (posmak ściągający) oraz zbyt mocna kwaśność od dużej ilości słodów palonych. Życzyłbym sobie też więcej aromatu kawy, a mniej popiołu. Zapach ostatecznie nie jest zły, piwo przyjemnie nisko nagazowane i wytrawne jak na rasowego stouta przystało. Mam nadzieję, że powstaną kolejne warki i uda się poprawić w nich obecne mankamenty. Tymczasem jest co najwyżej przeciętnie. Ocena: 5/10 Wyświetl pełny artykuł
-
W sondażu z pytaniem: Najbardziej lubię porter... oddanych zostało 206 głosów. Zapewne wyłącznie koneserzy wzięli w nim udział, gdyż zaledwie 7% osób stwierdziło, że nie lubi porterów. Mam wrażenie, że w skali całej Polski odsetek ten przekroczyłby grubo ponad połowę pijących piwo. Sondaż zdecydowanie wygrał Porter Łódzki zdobywając 1/4 głosów. Jest to obok żywieckiego najstarszy porter w Polsce, można powiedzieć, że wręcz legendarny. Obecnie dostępny jest jedynie w puszce, ale w praktyce niezwykle trudny do dostania. We Wrocławiu w każdym bądź razie dawno go nie widziałem. Etykieta z butelki, 2010 r. Drugie miejsce zdobył Porter Warmiński, tegoroczny zwycięzca wśród porterów na European Beer Star w Niemczech. Warmiński ma zaledwie trzy lata, ale przebojem wdarł się na rynek i z miejsca zdobył uznanie miłośników porterów, nie tylko w Polsce. Warmiński o trzy punkty procentowe wyprzedził Żywiec Porter i Grand Imperial - dwa dobrze już znane piwa w Polsce. Porter Żywiec wbrew nazwie warzony jest w Cieszynie - to najstarszy polski porter i jeden z najstarszych na świecie. Jest to zarazem jedyne w Polsce stale warzone piwo koncernowe, które cieszy się estymą koneserów. Grand Imperial z Browaru Amber jest natomiast etatowym zwycięzcą plebiscytu forum Browar.biz w swojej kategorii. W ostatnich czterech latach nie oddał pierwszego miejsca żadnemu innemu piwu. Kolejnymi w kolejności ulubionymi porterami są Komes Porter z Browaru Fortuna oraz Black Boss Porter z browaru w Witnicy. Niewiele ponad 3% głosów zdobyły łącznie oba portery z Ciechanowa, mocniejszy o stężeniu 22 stopni Ballinga i słabsza osiemnastka. Pełne wyniki: 1. Łódzki 25% / 53 głosy 2. Warmiński 16% /35 3. Żywiec 13% / 28 4. Grand Imperial 13% / 27 5. Komes 8% / 18 6. Black Boss 5% / 12 7. Ciechan 22 °Blg 3% / 8 8. Okocim 1% / 4 9. Cornelius Baltic 1% / 3 10. Ciechan 18 °Blg 0% / 2 11. Krajan 0% / 0 12. Staropolski 0% / 0 Nie lubię porterów 7% / 17 Czytaj całość na blogu autora