Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 614
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Piwo świąteczne, piwo bożonarodzeniowe, piwo adwentowe - do tej pory kojarzyliśmy ten styl warzenia piwa głównie z Bawarią, konserwatywnym i katolickim regionem w Niemczech. Bawarskie browary już od dawna przygotowują na okres świąt specjalne piwa. Okres adwentu, Bożego Narodzenia, a potem sylwestra to czas zimy, często srogiej zimy. Piwo warzone na zimę musi sprostać więc pewnym wymogom. Musi być dość treściwe, tęgie, mocniejsze i masywniejsze niż klasyczne lagery na lato. Takie piwo trzeba czuć w ustach. Musi mieć wyższą moc alkoholu, który doskonale rozgrzewa i rozprasza jesienną melancholię. Musi być bardzo aromatyczne, a najczęściej aromaty te to nuty korzenne, piernikowe, suszonych owoców, słodkiej czekolady, wanilii, rodzynek, śliwek i innych, tradycyjnie kojarzonych ze świątecznymi wypiekami. Oczywiście jak wszystko, również i ten styl zaadaptowali Amerykanie na swoje potrzeby i stworzyli swoją odmianę nazywając go X-MAS. Niemcy przygotowując piwo na święta korzystali zawsze z drożdży dolnej fermentacji. Były to więc aromatyczne i mocne lagery o barwie rubinowo-brązowej. Renifer według receptury Tomasza Kopyry warzony w Browarze Widawa to jednak ale czyli piwo górnej fermentacji z konotacjami amerykańskimi. Jedną z dodatkowych zmian jakie zawdzięczamy piwowarstwu rzemieślniczemu są precyzyjne opisy składu i surowców użytych do uwarzenia piwa. Nie inaczej jest na etykiecie Renifera, która od początku działa na wyobraźnię. Pomysł z reniferami jako wzorem i ściegiem klasycznego, skandynawskiego kilimka, pledu czy swetra jest doskonały i już sam w sobie rozgrzewa i nastraja świątecznie. Zalakowany kapsel to kolejna innowacja w stylistyce opakowań polskich piw - i również bardzo udana. Szyjka butelki przypomina czerwoną świeczkę, co jeszcze bardziej kojarzy nam się ze świętami. No i w końcu skład. Kardamon, cynamon, jałowiec, gałka muszkatołowa, imbir, płatki dębowe wsypane do tanku leżakowego, cztery rodzaje słodów, w tym pszeniczny czekoladowy, trzy rodzaje chmieli - od samego czytania kręci się w głowie i świdruje w nosie, a w powietrzu już chyba unoszą się opary mirry i kadzidła. Jednym słowem: oprawa pierwszorzędna. W aromacie w nos uderza nuta czekolady, czekolady nadziewanej kremem waniliowym. Wyczuć można również nuty głębokich, czerwonych win. Piana jest ładna, dobra, lekko brązowawa, średniotrwała. W barwie piwo wydaje się wręcz czarne. Dopiero pod światło można zauważyć wyraźne rubinowe błyski. Smak jest zaskakujący. Pierwsze wrażenie to słodycz, z jaką również kojarzymy święta. Ale słodycz ta szybko ustępuje miejsca solidnej wytrawności. Wytrawności, w której ewidentnie czuć wpływy drzewa, kory, korka, wina. Czuć moc alkoholu, który przyjemnie rozgrzewa, ale dobrze przykryty jest korpusem słodowym. Piwo jest ciekawe, wielostopniowe w smaku i aromacie. Jednak nie jest to łatwe piwo. Ten świąteczny nastrój na pewno psuje posmak, który jest zbyt mocno goryczkowy, przywodzi skojarzenia z wyługowanym drzewem. To zapewne owe płatki dębowe, które w ustach nadają piwu ciekawy koloryt smakowy, ale w posmaku dominują mocno. Piwo nie jest korzenne, bardziej drzewne, ale to nie drzewa iglaste. To również odejście od klasycznych skojarzeń ze świętami czyli piernikiem, aromatycznym kompotem, jabłecznikiem z cynamonem i aromatem sosny czy jodły. Piwo na pewno jest nietypowe i to jak zwykle kolaborantom obornicko-widawskim udało się osiągnąć. Aromat zapisuję na duży plus, smak, a szczególnie posmak psują jednak trochę świąteczność piwa. Czytaj całość na blogu autora
  2. żeby wywołać szok i niedowierzanie Zastanawiam się jakim cudem polski rynek piwa wygląda tak jak wygląda. Na początku tygodnia Internet obiegła wiadomość, że Pinta Jak w dym będzie dostępne tylko w beczkach. Powodem jest praktycznie brak nagazowania wersji butelkowej. Wywołało to ekstatyczną reakcję tłumu, z pisaniem laurek, rzucaniem kwiatami i podstawianiem cycków do podpisu włącznie. Nie wiem, może ja w innym świecie żyję, ale wydaje mi się, że wycofanie wadliwego, niepełnowartościowego produktu jest całkowicie naturalne i pożądane w przyrodzie. Pinta oczywiście zrobiła prawidłowo. Ale rzeczywiście w warunkach polskiego rynku piwnego wyłamali się z trendu opchnięcia wszystkiego za wszelką cenę. Tylko czy jest to powód do chwały? Jest to natomiast powód, by traktować ich jak poważnego, dorosłego gracza. I uważam, że nie powinni tego piwa wypuszczać mimo namawiania, by sprzedać taniej. Kurde, to jest dopiero jazda. Takie zachowanie uczy innych, że mogą wepchnąć na rynek byle ścierwo, a i tak się sprzeda. Przykład pierwszych warek Antidotum jest tutaj znamienny. Brak daty ważności, piwa ewidentnie skwaśniałe, ale co tam. Tylko o odpowiednim pozycjonowaniu cenowym nie zapomnieli. Reasumując: fajnie ze strony chłopaków, że przyznali się do wtopy. Przykład idący z innych stron jest taki, że albo udaje się, że problem nie istnieje albo wini wszystko łącznie z magnetyzmem Ziemi i aktywnością plam na Słońcu. Wyświetl pełny artykuł
  3. Nim przejdziemy do oceny pierwszego polskiego RISa warto przypomnieć sobie kilka podstawowych informacji na temat historii tego niebanalnego stylu. Pośród 50 najlepszych piw świata zdaniem Rate Beer, ilościową przewagę ma właśnie imperial stout. Obok IPA i double IPA to chyba trzeci najczęściej [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. a browary warzą piwa specjalne Nową tradycją w naszym kraju jest wypuszczenie świątecznych piw w grudniu, tematycznie związanych ze Świętami Bożego Narodzenia. Nie mam nic przeciwko, Christmas Ale jest wyjątkowo wdzięcznym gatunkiem, a i sam w wieczór wigilijny lubię wypić jedno, specjalne piwo. Dzisiejsza recenzja jest potrójna. W dodatku dwa pierwsze piwa piłem z beczki oraz z butelki, co przy browarach rzemieślniczych (jak się okazuje) ma zdecydowane znaczenie. Niedługo żeby wyrazić opinię o piwie trzeba będzie spróbować je w obu wersjach. Trochę to martwiące. Saint No More AleBrowar 55 IBU 16% ekstraktu 6,2% alkoholu Etykieta w turpistycznym stylu do którego AleBrowar już chyba wszystkich przyzwyczaił. Tym razem mamy św. Mikołaja-psychopatę. Z tyłu tekst nic nie wnoszący do samego rozpropagowania piw świątecznych, mnie w każdym razie nie przekonał. Szkoda, że kapsel jest złoty, do etykiety pasowałby niebieski. Piana: Mizerna, bardzo szybko opada. W wersji beczkowej była lepsza. Barwa: Buro-ciemnobrązowa. Mętne i nieprzejrzyste. Może kwestia oświetlenia, ale wydaje mi się, że wersja beczkowa była jaśniejsza. Zapach: Głównie miód, wanilia i estry, prawie nieuchwytna czekolada i winne aromaty. Beczka miała zdecydowanie więcej aromatów czekoladowych, zresztą w sumie to wszystkiego miała więcej. I nie jest to kwestia temperatury. Smak: Wysycenie lekko poniżej średniej. No i tutaj też jest gorzej. Beczkowe było bardzo syte, pełne, o solidnym ciele. A z butelki dostałem piwo dosyć płytkie, wodniste o lekkiej kwaskowatości. Posmak miodu, wanilii i lekko czekoladowy finisz. Tutaj bym stawiał, że ekstrakt wyniósł 12% maks. Po bardzo dobrej wersji beczkowej niestety rozczarowanie. Normalnie jakby ktoś zmieszał świetne piwo z wodą. Renifer Browar Widawa, receptura Tomasz Kopyra 16% ekstraktu, 6,2% alkoholu (jak się ładnie oba browary zgrały) Muszę pochwalić twórców za wygląd butelki. Cholernie mi się podoba. Świetny pomysł na etykietę z wzorkiem jak wydziergany sweter. Darowano sobie też pomieszanie języków, jest mniej światowo, ale chwała za to. Patent z zalakowaniem podpieprzony z Maker’s Mark, ale w sumie jak już powielać to z najlepszych. Trzeba jednak popracować nad techniką, żeby lepiej to wyglądało. Aczkolwiek jest cholernie niewygodne do otworzenia, lak był wszędzie. Tak wygląda otwieracz do tego piwa: Piana: Beczka praktycznie brak piany. W wersji butelkowej wysoka, o konsystencji ubitych białek. Barwa: Stoutowata, czarne i nieprzejrzyste. Zapach: Pachnie jak Fortuna Czarna, bez kitu. Dosyć zabawne, że tyle zachodu kosztowało stworzenie czegoś, co już jest na rynku. W tle majaczy DMS i lekki popiół. W przypadku wersji beczkowej dominowała „kolowatość”. Smak: Wysycenie poniżej średniej. W przeciwieństwie do Saint No More czuć ekstrakt, w obu wersjach. Wyraźny alkohol, no i oczywiście posmak Coli. Cierpkość i goryczka przyprawowa na finiszu. Znowu popiół, dokładnie jak w Kawce. Jest jeszcze lekka wanilia. Z butelki jest to dosyć męczące piwo i wygląd nie współgra z zawartością. Wersja beczkowa była przyjemniejsza w odbiorze. Książęce Korzenne Aromatyczne Browar Tychy Piana: Wybitnie bujna, drobno i średniopęcherzykowata z przebiciami większych pęcherzy. Kremowa, oblepia szkło. Barwa: Miodowo-bursztynowa. W zasadzie jak Christmas Ale, które miałem okazję pić. Wydaje mi się, że delikatnie opalizuje. Zapach: Cynamon, pomarańcza, imbir i miód. Czyli w zasadzie wszystko co obiecuje kontretykieta. Bardzo zbalansowany aromat. Nie ma przegięcia w żadną stronę. Smak: Wysycenie wysokie. W smaku najpierw gra imbir i cynamon. Bardzo wyczuwalny miód, praktycznie to on buduje całe ciało tego piwa. Myślę, że spokojnie można je uznać za piwo miodowe. Na finiszu słodycz miodów jest łamana przez korzenne przyprawy. Uważam, że piwo jest bardzo pijalne, szczególnie jeżeli ktoś lubi piwa miodowe. Jestem pewien, że gdyby zostało uwarzone przez browar regionalny czy rzemieślniczy bądź podane w ślepym teście odbiór byłby zupełnie inny w przypadku niektórych konsumentów. Dla mnie szkoda, że piwo nie jest górnej fermentacji. Poza tym mogłoby być bardziej wytrawne i prosi się o niemieckie bądź angielskie chmiele. Ale to już moje fanaberie, bo jestem przekonany, że sprzeda się jak głupie. Wyświetl pełny artykuł
  5. czyli dlaczego w Polsce od piwa bolą zęby. Często w komentarzach pada pytanie jaka jest optymalna temperatura degustowania piwa. Do poruszenia tego tematu skłoniły mnie również opinie dotyczące Brackiego Rauch Bocka, które były dla mnie cokolwiek zaskakujące. Stwierdzenia, że w … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  6. Za nami rok niebywałego rozwoju piwowarstwa rzemieślniczego. Pojawiły się na scenie nowe inicjatywy, pojawiły się nowe piwa. To ledwie początek, dopiero zaczął się tlić lont piwnej rewolucji (ewolucjoniści mogą sobie wstawić w tym miejscu inne słowo). Nikt nie ma wątpliwości, że liczba browarów [...] Wyświetl pełny artykuł
  7. Właśnie ukazał się 8 numer czasopisma Piwowar - kwartalnika Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Obecnie jest to jedyne czasopismo poświęcone tematyce piwowarskiej w Polsce i choćby z tego względu warto po nie od czasu do czasu sięgnąć. Piwowar nie jest jednak osiągalny w powszechnej sprzedaży, można go dostać jedynie w sklepach piwowarskich lub jako prenumeratę. Z tego względu zarówno zasięg jak i nakład ma bardzo ograniczony. Pierwszy, a w zasadzie zerowy numer Piwowara ukazał się w 2010 roku, krótko po ukonstytuowaniu się PSPD. Wydawany i redagowany jest przez grono piwowarów domowych, z tego względu tematyka fokusuje na techniczne aspekty warzenia piwa choć oczywiście nie brak artykułów z szerzej pojętej sceny piwowarskiej. Najnowszy jesienny numer Piwowara to: --- tradycyjny wstępniak Ziemowita Fałata - redaktora naczelnego Piwowara, który już zapowiedział rezygnację z piastowanej funkcji. Nie czuje się on najlepiej w roli reklamodawcy (Browamator), a zarazem redaktora naczelnego czasopisma. Dodatkowo działania wokół projektu Pinta i codzienna praca zabierają mu coraz więcej czasu i energii, której wymaga również Piwowar --- pierwszy artykuł w Piwowarze tradycyjnie zarezerwowany jest dla szefa PSPD. Złota jesień to tytuł aktualnego artykułu Andrzeja Sadownika, w którym podsumowuje ostatnie kwartały roku --- następne w kolejności jest Kalendarium - skrótowy opis najważniejszych wydarzeń w ostatnim kwartale --- ogłoszenie kategorii na Konkurs Piwo Domowych Birofilia 2013 wraz z podstawową charakterystyką stylów to kolejne strony Piwowara --- w ostatnim czasie powstały dwa oddziały terenowe PSPD: Karpacki i Mazowiecki. Szefowie tych oddziałów Robert Orszulak (Mazowiecki) i Paweł Leszczyński przybliżają kulisy powstania i zadania na najbliższe miesiące --- Wczesna Bracka Jesień to tekst Tomasza Kopyry, który jako sędzia Brackiego Konkursu Piw Domowych opisuje przebieg konkursu i wydarzenia podczas Brackiej Jesieni w Cieszynie --- Oj chmielu, chmielu to druga część serii Andrzeja Sadownika o chemicznych właściwościach chmielu i możliwościach ich wykorzystania podczas warzenia piwa --- charakterystyką podstawowych infekcji piwa zajął się Marcin Chmielarz w tekście Zakażenia piwa --- cały proces zacierania i jego wpływ na efekt końcowy piwa przybliża Piotr Wypych --- Rauchbock to tytuł artykułu Ziemowita Fałata, w którym opisuje on cechy charakterystyczne stylu dymionego koźlaka, przybliża ikonę stylu czyli schlenkerski Rauchbier Urbock jak i inne ciekawe interpretacje tego stylu --- Piotr Wypych, współwłaściciel Browaru Artezan, pierwszego rzemieślniczego browaru w Polsce dzieli się radami jak założyć własny browar komercyjny i opisuje z jakimi pułapkami formalno-administracyjnymi trzeba przy tym walczyć --- Ofensywa piwowarów domowych to tekst Piotra Kucharskiego o najnowszym zjawisku jakim jest współpraca piwowarów domowych z browarami komercyjnymi. Widawa lub Manufaktura Piwa to najlepsze, ale nie jedyne z przykładów --- Maciej i Daniel Duda wybrali się niedawno na wycieczkę rowerowo-piwną po Morawach. Swoje wrażenia z odwiedzonych browarów i wypitych piw opisują w tekście Rowerem przez piwne Morawy --- 578 amerykańskich browarów i 2778 amerykańskich piw czyli Great American Beer Festival, na którym był Ziemowit Fałat to temat kolejnego artykułu --- książkę Randy`ego Moshera "Tasting Beer" przybliża Piotr Kucharski --- o browarze Widawa w malutkiej Chrząstawie Małej pisze Michał "docent" Maranda --- Piwowara kończy tekst publicystyczny Tomka Kopyry o PSPD, które być może powinno wnet przemianować swoją nazwę na Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych i Rzemieślniczych? Pivaria Pojawienie się Piwowara wypełniło lukę jaka powstała po ukazaniu się w 2009 r. ostatniego jak dotąd numeru Pivarii. Czasopismo to wydawane było własnym sumptem przez Krzysztofa Żurawskiego, birofila, animatora kultury piwnej i szefa szczecińskiego pubu Pivaria. Był on zarówno wydawcą, redaktorem naczelnym jak i autorem licznych tekstów. Ze względu na swoje birofilistyczne zainteresowania zawsze ważną część Pivarii zajmowały artykuły dotyczące kolekcjonowania akcesoriów piwnych. Nie brakowało jednak relacji z bieżących wydarzeń, z wizyt w browarach, na giełdach polskich i zagranicznych czy tekstów poszerzających wiedzę piwną. Pierwszy numer Pivarii ukazał się w 2000 roku. Czasopismo wydawane było nieregularnie, w ilości średnio 2 numerów rocznie. 16 numerów czasopisma stanowi dziś kolekcjonerską gratkę. Pierwszy i ostatni numer Pivarii Piwosz Wydawane w latach 1997-2002 czasopismo Piwosz dorobiło się jak na razie największej ilości numerów. 17 razy wydawany był początkowo Piwosz ilustrowany, następnie po prostu Piwosz, a potem mrugający do konsumentów okiem Piwosz bezalkoholowy. Pomysłodawcą, założycielem i redaktorem naczelnym Piwosza był Ziemowit Fałat, absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i współwłaściciel firmy Browamator. Wraz ze swoim kolegą ze studiów Pawłem Plintą wydali pierwszy numer własnym, skromnym sumptem korzystając ze zwykłej kserokopiarki. Piwosz ilustrowany, Piwosz, Piwosz bezalkoholowy Przez 5 lat Piwosz przyglądał się licznym zmianom na polskim rynku, opisywał piwa, puby, browary, przedstawiał osoby z branży, wydarzenia festiwalowe czy giełdowe. W Piwoszu ukazały się pierwsze teksty Andrzeja Sadownika o domowym warzeniu piwa i rewolucji rzemieślniczego piwowarstwa w USA. Był to jednak również okres silnych konsolidacji na rynku piwa. Duże browary stawały się coraz większe, małe najczęściej kończyły swój żywot. Wielkie koncerny stawały się coraz mniej dostępne, piwa coraz bardziej podobne. Piwosz zakończył swoją działalność, ale Ziemek Fałat 8 lat później ponownie został redaktorem naczelnym. Tym razem Piwowara. Czytaj całość na blogu autora
  8. Bardzo lubię piwa sezonowe. Każda pora roku rządzi się swoimi prawami i każda zasługuje na inne piwo. Latem doskonale gasi pragnienie piwo pszeniczne czy też mocno schłodzony pilsner. Jesień to czas pełnych i rozgrzewających koźlaków. Zimą, szczególnie przy tęgich mrozach nic nie działa tak skutecznie jak portery bałtyckie. Można też przyrządzić grzańca – korzennego i aromatycznego. Dzisiaj drogą pocztową trafił do mnie właśnie taki grzaniec – gotowiec. Trochę się obawiam klimatu typu Tatra Grzaniec. Spróbowałem raz rok temu i do dziś czuję niesmak. Mam nadzieję, że trunek z przyzwoitej poniekąd serii Książęce, będzie przynajmniej trochę lepszy. Książęce Korzenne Aromatyczne – aromatyzowany jasny lager Ekstrakt 13,5Blg, alkohol 5% Skład: słód, miód i delicje. Nie chce mi się przepisywać, ale brawo za podanie pełnego składu. Wygląd: kolor miedziany, wyraźnie opalizujący. Piana w kolorze złamanej bieli, średnio-obfita o ładnej drobnej fakturze. Trzyma się przez chwile w postaci kożuszka i próbuje oblepiać szkło, by po chwili zniknąć bez śladu. Aromat: czego tu nie ma. Pierwsze skrzypce gra trio: skórka pomarańczowa, imbir i goździk. Aromat jest intensywny, nieco nachalny, ale zdaje się, że to efekt zamierzony. W aromacie czuję też coś niepokojącego, co w normalnym piwie mogło by być katastrofalną wadą. Tutaj jednak nie jestem pewien, bo może to być efekt połączenia wielu przypraw (sensoryków zapraszam do komentowania). Wysycenie: wysokie, moim zdaniem zbyt wysokie. Nijak ma się do piwa zimowego, które ma rozgrzewać, a nie orzeźwiać. Smak: spodziewałem się sporej dawki cukru i nie zostałem jakoś szczególnie zaskoczony. Jest miodowa słodycz na poziomie średnio wysokim. Do tego wyraźny smak imbiru, pomarańczy, a na końcu pikantny posmak cynamonu. Występuje subtelna kwaskowatość, która w połączeniu z niską, ale odczuwalną goryczką stara się zrównoważyć miodowy ciężar. Niestety przegrywa tą nierówną walkę. Odczucie w ustach: słodkie, lepkie i szczypiące od nadmiernego nagazowania. Ciężko tutaj mówić o treściwości, bo piwo ma ciało miodowe, a nie słodowe. Nie można się nim najeść, ale można dość skutecznie zakleić. Wrażenie ogólne: Nie jest źle. Książęca “specjalność” ma całkiem przyjemny i przede wszystkim względnie naturalny aromat. Jest miód, są przyprawy, jest fajny świąteczny klimat. Przeszkadza mi zbyt wysokie wysycenie i miodowy ciężar, przez który ciężko jest zmęczyć je do końca. Najbardziej brakuje mi jednak rozgrzewającej mocy alkoholu. Zimowe piwo zawierające 5% alkoholu? To jakiś żart ma być? Może jakby wrzucić je mikrofali, to byłoby lepiej. Odgazowało by się nieco i zadziałało stricte rozgrzewająco. Może kiedyś to sprawdzę, ale pewnie nie, bo w kolejce czeka jeszcze mnóstwo dobrego piwa do zrecenzowania. Ocena: 5/10 Moja ocena dotyczy piwa ogólnie. Gdybym oceniał je w kategorii polskich piw aromatyzowanych, to musiałbym dodać punkt lub nawet półtora, bo jest na pewno powyżej średniej. Wyświetl pełny artykuł
  9. nadrabianie „opóźnienia” skutkuje klęską urodzaju Pod wieloma względami ten rok jest co najmniej szalony. O ile jestem w stanie zrozumieć premiery w przypadku piw lanych, tak zabawa w wielką fetę z okazji dostarczenia piwa do sklepów jest przegięciem. Normalnie komuno wróć, rzucili masło i oliwę. Było to ciekawe przez pierwsze parę razy, ale co za dużo i to świnia nie zeżre. Jeżeli chodzi o Żywieckiego Grand Championa rozumiem, że z wielu względów przyjęło się robić szpas (głównie) dla piwowarów domowych 6 grudnia. Frajda dla zwycięzcy, marketingowo też można trochę kuponów przyciąć i jest fajnie. Natomiast nerwowe robienie po nogach, czołobicie z przyplaskiem w stronę browaru w Cieszynie i ogólna atmosfera doniosłości „Największego Święta Piwnego w Polsce” (serio, widziałem coś takiego) skutkują u mnie rzyganiem tęczą. Do wszystkiego trzeba mieć zdrowy dystans. Nie odbieram tutaj niczego zwycięzcy, ba cieszę się razem z nim. W końcu sam sędziowałem w Żywcu. Dodatkowo uważam, że jeżeli się sędziuje to moralnie wątpliwe jest wystawianie własnych piw nawet w innych kategoriach. Mam opory przed ocenieniem tego konkretnego Rauch Bocka. W przeciwieństwie do sporej części, zdaję sobie sprawę z tego, że przeniesienie receptury domowej na skalę przemysłową ot tak jest praktycznie niemożliwe. Nie wierzę w złote strzały. Nie piłem oryginału, nie mam więc żadnego punktu odniesienia. I nie mam ochoty w razie czego psuć Andrzejowi radości z wygranej i z uwarzenia własnego piwa w skali przemysłowej. Gdyby piwo miało wejść na stałe do portfolio, OK wtedy możemy dyskutować. Ale przy jednorazowym wypuście? Wyszło jakie wyszło, ludzie to kupią albo i nie. Wracając do premier. Za frajerstwo podszyte cwaniactwem uważam występowania przed orkiestrę z „przedpremierowymi” opisami czy sprzedażą. Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy dorośli. Moja ulubiona Galeria MiTo wycofywała się z podkulonym ogonem z wyjątkowo udanej akcji marketingowej, a i tak znaleźli się naśladowcy. Nawet jeden z blogerów, bo w końcu trzeba być pierwszym z całej wsi. Ja rozumiem, że większość ludzi ma to głęboko w okrężnicy no ale. Wiadomo, zrobi się smród na fejsbuniu, ludziska zaczną komentować, statystyki FB Insight polecą w górę i jest czad i rockerka. Jestem ciekaw co Wy sądzicie o obfitości premier, tak butelkowych jak i beczkowych. I czy recenzować GCh2012? Wyświetl pełny artykuł
  10. Xmas Ale czy Oak Aged Ale? Renifer, kolejny owoc mojej współpracy z Browarem Widawa, miał być początkowo po prostu świątecznym ale, w amerykańskiej nomenklaturze Xmas Ale. W międzyczasie na Brau Beviale, skąd m.in przywieźliśmy chmiel do Sępa, natknęliśmy się na … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  11. Poniedziałek, bez kawy ani rusz. Zatem do porannej małej czarnej proponuję artykuł o kawie. Dokładniej o kawowym stoucie. Dokładniej o Kawce. Dokładniej o Kawce od kolaborantów. W każdym rasowym stoucie powinien być kawowy aromat. Ktoś jednak kiedyś wpadł na genialny pomysł, by stout zrobić jeszcze bardziej kawowym. Tak narodził się styl coffee stout, czyli piwo wzbogacone świeżo mieloną kawą. Niby pomysł prosty, ale wykonanie niekoniecznie. Kawa to nie jest ulubiony surowiec piwowarów. Po pierwsze zawiera tłuszcz – zabójcę piany. Po drugie jest kwaśna (tak, tak) i ma nieciekawą jak na piwny świat goryczkę – garbnikową, ściągającą. Jest zatem sporym wyzwaniem dodanie małej czarnej do piwa. Przekonajmy się jak sobie z tym wyzwaniem poradzili kolaboranci. Kawka – Coffee/Dry Stout Ekstrakt 12,5Blg, alkohol 5% Wygląd: smoliście czarne, nieprzejrzyste. Piana beżowa dość obfita, raczej drobna i gęsta, ale zdarzają się grube pęcherzyki. Redukuje się dość szybko, ale cienka warstwa pozostaje do końca i ładnie zdobi szkło po każdym łyku. Aromat: Dominuje przypalenie i kwaśność. Do tego trochę kawy, wanilii i popiołu. Wysycenie: bardzo niskie, prawie go brak. Rzadko spotyka się piwa o tak niskim wysyceniu, ale nie jest to żadna wada. Jak najbardziej pasuje do stouta. Smak: przypalony, gorzki z wyraźną dozą kwaskowatości. Goryczka średnia, niezbyt przyjemna, odkładająca się długo na podniebieniu, przypominająca połączenie spalenizny i piołunu. Odczucie w ustach: gładkie, o bardzo niskiej pełni, zdecydowanie wytrawne. Wrażenie psuje niezbyt udana goryczka – ściągająca, wypełniająca całe usta i pozostająca zbyt długo. Wrażenie ogólne: Nie wszystko chyba poszło po myśli piwowarów. Byłoby nawet nieźle, gdyby nie taniny wypłukane prawdopodobnie z kawy (posmak ściągający) oraz zbyt mocna kwaśność od dużej ilości słodów palonych. Życzyłbym sobie też więcej aromatu kawy, a mniej popiołu. Zapach ostatecznie nie jest zły, piwo przyjemnie nisko nagazowane i wytrawne jak na rasowego stouta przystało. Mam nadzieję, że powstaną kolejne warki i uda się poprawić w nich obecne mankamenty. Tymczasem jest co najwyżej przeciętnie. Ocena: 5/10 Wyświetl pełny artykuł
  12. W sondażu z pytaniem: Najbardziej lubię porter... oddanych zostało 206 głosów. Zapewne wyłącznie koneserzy wzięli w nim udział, gdyż zaledwie 7% osób stwierdziło, że nie lubi porterów. Mam wrażenie, że w skali całej Polski odsetek ten przekroczyłby grubo ponad połowę pijących piwo. Sondaż zdecydowanie wygrał Porter Łódzki zdobywając 1/4 głosów. Jest to obok żywieckiego najstarszy porter w Polsce, można powiedzieć, że wręcz legendarny. Obecnie dostępny jest jedynie w puszce, ale w praktyce niezwykle trudny do dostania. We Wrocławiu w każdym bądź razie dawno go nie widziałem. Etykieta z butelki, 2010 r. Drugie miejsce zdobył Porter Warmiński, tegoroczny zwycięzca wśród porterów na European Beer Star w Niemczech. Warmiński ma zaledwie trzy lata, ale przebojem wdarł się na rynek i z miejsca zdobył uznanie miłośników porterów, nie tylko w Polsce. Warmiński o trzy punkty procentowe wyprzedził Żywiec Porter i Grand Imperial - dwa dobrze już znane piwa w Polsce. Porter Żywiec wbrew nazwie warzony jest w Cieszynie - to najstarszy polski porter i jeden z najstarszych na świecie. Jest to zarazem jedyne w Polsce stale warzone piwo koncernowe, które cieszy się estymą koneserów. Grand Imperial z Browaru Amber jest natomiast etatowym zwycięzcą plebiscytu forum Browar.biz w swojej kategorii. W ostatnich czterech latach nie oddał pierwszego miejsca żadnemu innemu piwu. Kolejnymi w kolejności ulubionymi porterami są Komes Porter z Browaru Fortuna oraz Black Boss Porter z browaru w Witnicy. Niewiele ponad 3% głosów zdobyły łącznie oba portery z Ciechanowa, mocniejszy o stężeniu 22 stopni Ballinga i słabsza osiemnastka. Pełne wyniki: 1. Łódzki 25% / 53 głosy 2. Warmiński 16% /35 3. Żywiec 13% / 28 4. Grand Imperial 13% / 27 5. Komes 8% / 18 6. Black Boss 5% / 12 7. Ciechan 22 °Blg 3% / 8 8. Okocim 1% / 4 9. Cornelius Baltic 1% / 3 10. Ciechan 18 °Blg 0% / 2 11. Krajan 0% / 0 12. Staropolski 0% / 0 Nie lubię porterów 7% / 17 Czytaj całość na blogu autora
  13. Miłosław Pilzner Miłosław pilzner – pilsner? Ekstrakt 12,2%, alkohol 5,4% Wygląd: złociste, klarowne, z wątłą białą pianą, która tak szybko znika, jak się pojawia. Aromat: wyraźny, chmielowy, kwiatowo-trawiasty na delikatnej słodowej podbudowie – świeży i rześki. Unikat na naszym rynku. Wysycenie: stosunkowo wysokie, właściwe. Smak: chmielowy i … owocowy. Nie wiem czy to aldehyd octowy czy aromat od chmielu czy może od drożdży, ale wyraźnie czuć jabłka. Trochę jak w rasowym koelschu. Może to wada, ale mi się podoba. A goryczka średnia, krótka i przyjemna. Właściwie dobrana do piwa o stosunkowo niskiej pełni. Odczucie w ustach: mało treściwe, lekkie, porządnie wysycone. Bliżej mu do lekkiej 10-tki niż do pełnej 12-tki. Mi się w każdym razie podoba. Wrażenie ogólne: Aromatyczne, lekkie, świeże piwo. Nie trzyma się może stylu, ale nic w tym złego (no może poza mylącą nazwą). Ani to pils, ani pilzner. Z jednej strony mamy wyraźny chmielowy aromat, z drugiej bardzo delikatną goryczkę i niewielką treściwość. Tak mógłby smakować lokalny polski jasny lager. I nie mam nic przeciwko temu, a wręcz przeciwnie. Bardzo dobre “codzienne” piwo o świetnym stosunku ceny do jakości (cena ok. 3zł). Ocena: 7/10 Wyświetl pełny artykuł
  14. czyli korona piwowarskiego stworzenia. Rosyjski Imperialny Stout to, moim skromnym zdaniem, najciekawszy, najdoskonalszy, najbogatszy styl piwa. To gęste, czarne, słodko-gorzkie, intensywnie czekoladowe piwo, często z oszałamiającym aromatem chmielowym, jest tak wielowymiarowe, że można się w nim rozsmakowywać bez końca. 8. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  15. czyli jak wygląda zderzenie z legendą. Chciałem trochę poczekać z wrzucaniem recenzji Brackiego Rauch Bocka, no ale się nie da. Inaczej musiałbym wygadać wszystko w komentarzach, to kto by to potem oglądał. Jeśli nie wiecie jak Rauchbock powinien smakowac zerknijcie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. Wczoraj już przed godziną 18.00 zaczął we Wrocławiu padać pierwszy śnieg. Droga do Almy była okropnie trudna i niejedno auto tańczyło na jezdni. Jak zwykle, a w zasadzie po raz czwarty premiera Grand Championa rozpoczęła się 6.12. o godzinie 6 wieczorem. Tym razem Grupa Żywiec wpadła na pomysł, by przy stoiskach z piwem zamiast hostess znajdował się jeden z piwowarów domowych, który ubrany w fartuch piwowarski mógłby kompetentnie i wiarygodnie promować piwo. Pomysł podchwycony został przez wielu członków Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, których nie zraziła nawet konieczność wyrobienia sobie specjalnie w tym celu książeczki Sanepidu, której wymagał sklep. Specjalne stoisko w sklepie, plakaty, piwowar domowy i darmowy snifter za 4 zakupione butelki limitowanego piwa miały promować Rauchbocka i zachęcać do jego kupna. Jak sam się jednak przekonałem i jak wynika z relacji wielu kolegów zachęcanie Polaków do kupna nieznanego im piwa jest trudnym kawałkiem chleba. Ci co wiedzieli o takiej akcji, przyszli i oczywiście nabyli piwo. Dla bardzo, bardzo wielu innych oprawa była co prawda ciekawa, kręcili z uznaniem głowami, podziwiali, czasami o coś zapytali, ale nieufni do nieznanego im piwa, odchodzili z pustym koszykiem. Niełatwo się zmienia przyzwyczajenia polskich piwoszy. Miejmy jednak nadzieję, że kropla drąży skałę i z każdym miesiącem będzie coraz lepiej. Bo w gruncie rzeczy uwarzenie takiego piwa to coś wyjątkowego. A do wyjątkowego piwa przeciętny Polak przyzwyczajony nie jest. Piwowarstwo domowe, czyli to najmniejsze, mikroskopijne, rodzinne kolaboruje z piwną korporacją, gigantem, który roczną produkcję liczy w milionach hektolitrów, a nie w kilkudziesięciu litrach. Współpraca ta miała zresztą od samego początku i ma nadal wielu przeciwników, którzy negatywnie patrzą głównie na PSPD wspólnie z GŻ tworzące ten projekt. Ale Andrzej Miller, autor tegorocznego Rauchbocka nie jest członkiem PSPD. Wygrał, bo uwarzył najlepsze piwo na konkurs w Żywcu. Lepsze niż 370 innych piw. Wybór Grand Championa 2012 - ostateczne głosowanie Czym jest Rauchbock? Koźlakiem dymionym, czyli wprowadzeniem na etapie receptury do klasycznego koźlaka słodów przydymianych, podwędzanych. Słodów tych musi być na tyle dużo, by w gotowym piwie były w aromacie i smaku dobrze wyczuwalne. Z drugiej strony nie mogą one totalnie zdominować i przykryć charakterystycznych dla koźlaków nut słodowych, melonowych, lekko tostowych i nut suszonych owoców. A jakie jest piwo z Brackiego Browaru Zamkowego w Cieszynie autorstwa piwowara domowego Andrzeja Milera? Na głowę bije pierwszą setkę piw, które najlepiej się w Polsce sprzedają. Udało się rzeczywiście nawiązać do charakterystyki piw domowych. Rauchbock pozbawiony jest koncernowej sieczki i nieidentyfikowalnego smaku. Smak jest największym atutem tego piwa. Jest nienachalnie, szlachetnie dymno-melonowy, wyczuwalne są słody monachijskie i pilzneńskie. Posmak jest półwytrawny o zabarwieniu przypominającym ognisko. Wszystko jest umiejętnie skomponowane i lekko stonowane, przeznaczone na suto zastawione, dostojne stoły klasy średniej, pijącej koźlaka dymionego pewnie po raz pierwszy w życiu. Tym bardziej, że oprawa piwa jest najwyższej klasy. Aromat Rauchbocka jest nikły, trochę za nikły. Spodziewałem się tutaj więcej nut dymno-melanoidynowych. Generalnie piwo musi jeszcze trochę poleżakować, wtedy jeszcze lepiej się ułoży i wtrącenia alkoholowe znikną. Oczywiście trudno nie porównać oryginału domowego piwa Andrzeja z przemysłową wersją Grupy Żywiec. Jako przewodniczący Komitetu Organizacyjnego KPD Żywiec 2012 miałem możliwość całkowicie świadomie napić się właśnie tego piwa, które wówczas wygrało. Jeżeli pamięć sensoryczna mnie nie myli - było mimo wszystko inne. Miało więcej pełni smakowej i więcej charakteru - dzięki któremu wygrało. Ale to już chyba kwestia skali warzenia piwa i takich kwestii jak choćby filtracja. Tak czy inaczej dobrze, że mamy w Polsce dobre piwo w kolejnym nowym stylu, zupełnie nieznanym masowemu odbiory. Może przyzwyczajenia Polaków zaczną się powoli zmieniać. Grand Champion z Birofilów z racji dostępności zawsze gra tutaj główną rolę. Czytaj całość na blogu autora
  17. Mam nadzieję, że genezę tego piwa znają już wszyscy. Jeśli nie, to odsyłam do mojego wczorajszego artykułu. Tymczasem nie czekając i nie owijając w bawełnę prezentuję wam premierę roku – Bracki Rauchbock – Grand Champion Festiwalu Birofilia 2012. Tadaaaaa! Bracki Rauchbock – koźlak dymiony (rauchbock, urbock) Ekstrakt 16Blg, alkohol 6,5% Wygląd: piękny rubinowy kolor ze ślicznymi refleksami. Krystalicznie klarowne. Piana beżowa, niezbyt obfita, o średniej wielkości pęcherzykach. Dość szybko opada tworząc trwały kożuszek, ładnie odznaczając się przy tym na dedykowanym szkle. Aromat: zaskakująco złożony. Wędzonka gra tu oczywiście pierwsze skrzypce, ale nie dominuje. Dość dobrze można wyczuć aromaty bazowe – melanoidową słodycz, słód, suszone śliwki. Te ostatnie bardzo mi się podobają, choć nie są typowe dla stylu. Jest też drobna wada w postaci aromatu alkoholu i rozpuszczalnika (acetonu). Wysycenie: umiarkowane, znakomicie komponujące się z tym trunkiem. Smak: słodowy, ale nie słodki. Oprócz tego nieco estrowy, nasuwający skojarzenie z wiśniami i śliwkami, choć w przeciwieństwie do zapachu mamy tutaj do czynienia ze świeżymi owocami. Goryczka średnia, wyraźna, chmielowo-alkoholowa, pozostawiająca nieprzyjemny posmak na podniebieniu. Alkoholowy posmak sugeruje, że piwo może być zbyt młode. Prawdopodobnie czas dobrze mu zrobi. Warto kupić kilka butelek na zapas i schować przynajmniej do wiosny. Odczucie w ustach: jak na swoje parametry Rauchbock jest wyjątkowo lekki. Nawet za bardzo, bo nie ma pod czym ukryć sporej zawartości alkoholu. Ten ostatni wypełnia całe usta pozostawiając nieciekawy posmak. Gdyby nie to, byłoby bardzo przyjemne w odbiorze. Wrażenie ogólne: “Ja wam mówię: jest dobrze, Jest dobrze, jest dobrze, Ale nie najgorzej jest”. Bracki Rauchbock jest piwem genialnie zbalansowanym o ciekawym aromacie, w którym dym nie zakrywa całkowicie wszystkiego innego. Oprócz niego wyczujemy słodowość i ciekawe owocowe niuanse. Jak na koźlaka rauchbock jest całkiem lekki, przez co wykazuje się sporą sesyjnością. Do tego pięknie wygląda, choć nad pianą można by jeszcze trochę popracować. Miłośnicy radykalnych wędzonek w stylu Schlenkerla Urbock mogą się czuć nieco zawiedzeni. Z drugiej strony nowicjusze mogą się spokojnie zaznajomić ze światem piw dymionych bez ryzyka, że aromat wędzarni będzie im wychodził przez skórę przez kolejny tydzień. Na koniec o jednej zasadniczej i przeszkadzającej mi wadzie – alkoholu. Jest on zbyt mocno wyczuwalny. W aromacie można jeszcze jakoś tolerować, ale posmak alkoholowy wypełnia usta i zostaje długo po przełknięciu. To psuje nieco odbiór. Mocne piwo, jakim jest koźlak wymaga odpowiednio długiego leżakowania, tymczasem Grand Champion został uwarzony dopiero we wrześniu i najzwyczajniej tego czasu nie miał. Mam nadzieję, że ktoś wyciągnie z tego wnioski. Jeśli w przyszłym roku Grand Championem zostanie piwo mocne, to może warto je uwarzyć wcześniej i/lub nagiąć nieco tradycję i przesunąć premierę na czas świąt Bożego Narodzenia. Ocena: 6/10 To nie wszystkie atrakcje, które dla was przygotowałem. Mam w planach bezpośrednie porównanie komercyjnego Championa z jego domowym oryginałem. Tak, tak, będę wkrótce w posiadaniu jednej z ostatnich oryginalnych butelek i nie zawaham się jej użyć. Także bądźcie czujni i wyczekujcie kolejnego artykułu. Wyświetl pełny artykuł
  18. na przykładzie Schlenkerla Urbock. Dziś (6. grudnia 2012r.) premiera Brackiego Rauch Bocka, czyli piwa uwarzonego wg receptury Andrzeja Milera, piwowara domowego ze Szczecina. Piwo to wygrało w jednej z 10 kategorii Konkursu Piw Domowych organizowanego przez PSPD podczas Festiwalu Birofilia. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  19. Grand Champion Festiwalu Birofilia 2012 Już jutro, 6 grudnia, będziemy celebrować premierę roku. Dokładnie o godzinie 18:00 nalane zostaną pierwsze kufle Grad Championa 2012 – Brackiego Rauchbock’a. Czym jest ten Grand Champion? Co to za styl ten Rauchbock? Już wam wszystko wyjaśniam. Co roku w czerwcu odbywa się w Żywcu impreza o nazwie Festiwal Birofilia. Dawniej giełda birofilów, dzisiaj wielkie święto piwa. Jest aleja piw świata, są piwa domowe i rzemieślnicze, w końcu jest też to od czego się wszystko zaczęło czyli giełda birofiliów. Od 10 lat imprezie towarzyszy także konkurs piw domowych – największy i najważniejszy w Polsce. Spośród wszystkich piw nadesłanych do konkursu i wszystkich kategorii (w tym roku było ich 10) wybierane jest piwo najlepsze z najlepszych. Piwowar, który je uwarzy zdobywa tytuł Grand Championa i w nagrodę może uwarzyć swoje piwo w skali przemysłowej w Browarze Zamkowym w Cieszynie. W tym roku zwycięzcą był mój dobry kolega, znakomity piwowar – Andrzej Miler. Piwo, którym się zachwyciło międzynarodowe jury to koźlak dymiony, czyli z niemieckiego rauchbock. Rauchbock to koźlak warzony z udziałem słodu wędzonego, nadającego mu aromat ogniska, wędzonych śliwek, wędlin czy serów. Oprócz tego, jak każdy koźlak, charakteryzuje się sporą pełnią i bogatą słodowością oraz zwiększoną zawartością alkoholu. W niemieckim Bambergu, uważanego za kolebkę i ostoję piw dymionych, co roku wczesną jesienią rozpoczyna się sezon na koźlaki. Do miasta zjeżdżają rzesze fanów i turystów, odszpuntowane zostają pierwsze beczki i rozpoczyna się wielkie święto, celebracja tego jakże charakterystycznego stylu. Skąd się w ogóle wziął pomysł by uwędzić słód? Teorie są dwie, obie dość prawdopodobne. Pierwsza jest taka, że w czasach dawnych słód suszono w piecach opalanych drewnem. Zatem każdy słód i każde piwo było mniej lub bardziej dymione. Pewnie jest w tym sporo prawdy. Druga teoria, a raczej legenda, głosi że w bamberskiej słodowni wybuchł pożar i słód się najzwyczajniej uwędził. By nie zmarnować zapasu, postanowiono mimo wszystko uwarzyć na nim piwo. Efekt był na tyle zdumiewający, że postanowiono piwo powtarzać już bez wzniecania pożarów. Dziś Bamberg jest chyba jedynym miejscem na świecie, w którym produkuje się słody wędzone i z pewnością ma największe skupienie piw dymionych w przeliczeniu na mieszkańca. “Wędzonki” znakomicie sprawdzają się w połączeniu z jedzeniem. Lżejsze dobrze komponują się z daniami z grilla czy po prostu z pieczystym. Cięższe, jak koźlak, można przekąsić wędzoną wędliną lub rybą, oscypkiem lub deserem w postaci wędzonych śliwek. Piwa dymione są mało powszechne i raczej marne szanse, by na stałe zagościły na naszych stołach. Ciężko się temu dziwić, bo każdy kto się z nimi spotyka po raz pierwszy jest zwykle zaskoczony, a czasem wręcz zniesmaczony. Wędzonkę się kocha albo nienawidzi. Trzeba się przekonać na własnych kubkach smakowych i najlepiej podejść do tematu co najmniej kilka razy. Mało komu przecież smakował pierwszy w życiu łyk piwa, a jednak się jakoś przekonaliśmy. Czego i wam życzę, bo ja osobiście wędzonki uwielbiam i już się nie mogę doczekać spotkania z Brackim Rauchbockiem, który w moim przypadku czeka już w lodówce na degustację. Uszanuję jednak datę i godzinę premiery, więc recenzja na blogu pojawi się …. 6 grudnia o godzinie 18:01. Bądźcie zatem czujni i nie przegapcie prawdopodobnie drugiej* recenzji w polskiej blogosferze. * niektórzy nie utrzymali moczu i wyrwali się przed szereg, psując nieco zabawę Wyświetl pełny artykuł
  20. inaczej obdarowany może odgryźć rękę W Piwnym glosariuszu branżowym opisałem ciekawą sytuację, dotyczącą „darmoszek” dla piwnych blogerów. O ile w przypadku browarów regionalnych odzew jest generalnie pozytywny, to w przypadku koncernów nie ważne co zrobią, piwo może być dostarczone przez półnagie hostessy z wielkim cycem, a i tak zostaną zniszczeni za całokształt twórczości. Obserwując kolejne wpisy na zasadzie „pochwalę się co dostałem, ale jednocześnie wyrażę dyzgust i skalę obrazy mojej osoby takim podarkiem” zastanawiam się co przyświeca agencjom, które wysyłają piwa. Przecież przy niektórych wpisach mniejszą stratą dla marki byłoby wysłanie kraty na mityng AA czy do noclegowni Markotu. Nie ma żadnego monitoringu feedbacku czy w czym tkwi problem? Rozmawiałem ostatnio z paroma osobami na ten temat, między innymi z Kominkiem. I podał on ciekawy casus firm cukierniczych, które wysyłają np. czekolady tylko do blogerek kulinarnych. Co najmniej jakby na całym bożym świecie tylko one były ludźmi jedzącymi czekoladę. Jestem frajer na czekoladę, zawsze mam tabliczkę gorzkiej w lodówce. Szczególnie, że piję w cholerę kawy, a magnez jest na wagę złota. Czy aby ta sama zasada nie dotyczy piwa? Czy jedynymi osobami, które piją piwo to te co oceniają je kilka razy w tygodniu? Jeden fanpejdż popularnej marki piwa koncernowego ma więcej lajków niż wszyscy blogerzy piwni w Polsce razem wzięci. Ale nie, to przecież w ogóle nie świadczy o rynku. Po co wysyłać piwo do ludzi, którzy i tak z założenia mają je w dupie? Nie lepiej wysłać do, przykładowo, blogerów lifestylowych? Andrzej z jestKultura.pl jest tutaj bardzo pozytywnym przykładem takiej współpracy. Nie mówię, że trzeba od razu wysyłać piwo do Niebezpiecznika i liczyć na recenzję. Mnie zawsze lepiej współpracuje się z kimś kto jest otwarty na nowe poglądy czy spojrzenie na daną kwestię, niż z kimś kto uważa, że wie już wszystko i ma jasno ugruntowane poglądy. Świat piwa zostawia sporo pola do manewru na element zaskoczenia i poznawanie „nowego”, Z drugiej strony, nie rozumiem tego imperatywu pochwalenia się czymś co dostaliśmy za darmo tylko po to, żeby to zjebać dla zasady. Wydaje mi się, że współpraca z firmami w blogosferze jest prosta: jeżeli za coś mi nie płacą w ramach, jasno zaznaczonej, reklamy to nie ma przymusu oceny. Ot prezent ot firmy, miło. Swój czas cenię, a pieniądze choć szczęścia nie dają, to pozwalają inwestować w rzeczy, które są już tego szczęścia bardzo blisko. Chociaż może i rozumiem. Z jednej strony szacun na dzielni, że wielkie firmy traktują domowego skrybę prawie jak Mzimu i za każdym razem wysyłają dary. Z drugiej tagi „Tyskie/Żubr/Żywiec” mogą sprawić, że ktoś przypadkiem kliknie w bloga z wyszukiwarki i przy pewnej dozie szczęścia dojdzie lajk do kolekcji? Jestem ciekaw jak się to rozwinie. Sytuacja w której agencje wysyłają piwa blogerom piwnym niczym wojska angielskie na niemieckie okopy raczej nie potrwa zbyt długo. Jest to absolutnie bez sensu i chwały nikomu nie przynosi. Zresztą wydaje mi się, że obowiązują tutaj elementarne zasady kultury. Nikomu nie przyjdzie chyba do głowy powiedzieć swojej starej ciotce, że sweterek, który znowu nam dała pod choinkę jest chujowy. To skąd taka radość ze skopania innego prezentu? Wyświetl pełny artykuł
  21. czyli reklamacja to prezent od klienta. W zasadzie już w podtytule masz odpowiedź. Jeśli tak się zdarzy, że kupisz zepsute piwo, powinieneś je zareklamować. Przy czym od razu zaznaczmy, zepsute, a nie niesmaczne. Piwo, z DMSem, diacetylem, z aromatem mokrego … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  22. W trójmiejskim dodatku Gazety Wyborczej ukazał się artykuł pt. “Mamy dość piwa produkowanego przez wielkie koncerny. Małe browary rządzą.” traktujący o trendach w polskim piwowarstwie. Miałem okazję się wykazać i dorzucić kilka słów od siebie. Pomimo moderacji nie udało się uniknąć kilku bolesnych, kardynalnych błędów. Tak czy inaczej całość niesie jakieś przesłanie i mam nadzieję, że nawróci kilka zbłąkanych trójmiejskich owieczek na właściwą drogę. Najbardziej podoba mi się mój nowy tytuł. Tak tak, zostałem ogłoszony PIWOLOGIEM i jestem z tego dumny. Nie ważne, że taka specjalność dotąd nie istniała, a geneza samego neologizmu była całkiem inna. Pierwotnie piwolog, to miał być taki luźny zlepek: piwo + blog czy też po informatycznemu piwo + log (dziennik). Sumarycznie brzmi rzeczywiście trochę jak profesja, jak bym był jakimś lekarzem specjalistą. Niech będzie i tak. Od dziś będę leczyć wasze dusze. Jeśli macie problem z piwem, śmiało walcie do PIWOLOGA. Na koniec kilka wyjaśnień odnośnie samego artykułu. Najpopularniejszym stylem piwa w Polsce nie jest ani stout, ani pszeniczne. Dominuje oczywiście eurolager w różnych jego wydaniach (lekkich, mocnych, smakowych). Pszenic i stoutów mamy wprawdzie kilka(naście), ale są to ciągle piwa niszowe i niezbyt szeroko dostępne. Drugie sprostowanie należy się wam odnośnie piwowarstwa w USA. Trendy rzeczywiście płyną stamtąd, ale … rewolucja za wielką wodą rozpoczęła się ponad 30 lat temu, a dominowały wówczas 3 wielkie koncerny, a nie 4-5 jak przekręcono w artykule. No i na koniec – koncernowe szczyny nie są “mniej sfermentowane”, a raczej głębiej odfermentowane, przez co rzeczywiście mniej w nich smaku, a więcej alkoholu. Wyświetl pełny artykuł
  23. wbrew pozorom nie recenzja porno dla gerontofili Nazwy piw w Polsce są coraz dziwniejsze. Nie jestem do końca przekonany czy powinniśmy się z tego cieszyć. O ile w przypadku piw Pinty Koniec Świata był trafny w odniesieniu do sahti, tak ta nazwa jest dla mnie już wymuszona. Rozumiem, że stary gatunek piwa, rozumiem, że Ale. Ale Alt jary nigdy nie był. Alt i Kolsch są gatunkami, które spróbowałem kiedyś i trzeba było mnie ratować bezpośrednim podaniem adrenaliny. Inaczej groziła mi nagła śmierć od zanudzenia. Są to takie mocno podstarzałe drag queen w świecie piwa: nigdy nie były popularne, przebierają się w fatałaszki nie przypisane sobie i egzaltują swoje istnienie. Piana: Początkowo wybitna, drobno i średnio pęcherzykowata. Lekko przybrudzona, fajna. Opada do kożuszka. Barwa: Piękny mahoń. Wyjątkowo mi się podoba. Zapach: A cóż to kot przyniósł? Chmiele i autoliza? Aromat chmielowy bardzo fajny, mocny, ale w tradycyjnie europejskiej wersji. Natomiast ta autoliza znowu zastanawia mnie co do cholery dzieje się z drożdżami w Zawierciu? Oczywiście jest też firmowy diacetyl. Smak: Jest znośnie, co prawda finisz to trochę przydługa goryczka i nadal wyraźna autoliza. Ale ogólnie fajny karmel, fajne ciemne słody, dosyć orzeźwiające. Jest pijalne, przy ekstrakcie 14 jeszcze ewentualnie można pokusić się o stwierdzenie sesyjności. Wysycenie jest adekwatne, nie męczy. Gdyby nie to, że znowu są zamęczone drożdże to byłoby naprawdę fajne piwo do „posiedzenia przy” w knajpie. Wyświetl pełny artykuł
  24. na przykładach: Jever Pilsener, Flensburger Pilsener i Herrenpils. Kolejny odcinek z serii stylów piwa. Bezpośrednio wywodzący się z czeskiego pilznera, jego niemiecka interpretacja ma jednak charakterystyczne cechy. Jest to przede wszystkim głębsze odfermentowanie, co za tym idzie bardziej wytrawny charakter … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  25. cywilizacja przetrwała Początkowo Pinta planowała wypuścić swoją wersję fińskiego sahti bezpośrednio przed kolejnym przewidywanym terminem ostatecznego końca cywilizacji człowieka. Przypuszczam, że to częściowy powód takiej a nie innej nazwy nowego piwa. Tak się jednak nie stało i wzbogacić swoje piwne doświadczenia można było już w zeszłą sobotę. Pierwsza zaskoczka na plecy to sam fakt wybrania sahti jako kolejnego dzieła Pinty. Drugą metoda serwowania tego wynalazku w wybranych lokalach. Ależ Michale, co też można wymyślić nowego w tej materii? Nowego, raczej nic. Można natomiast sięgnąć do piwnego pogaństwa i polewać z wiadra chochlą. Jak kompot na koloniach. Ambitnie i z jajami. Czy sahti to piwo? Ciężko stwierdzić, z tendencją raczej na nie. Niby używa się słodu, niby się zaciera, ale jednocześnie warzenie jest symboliczne lub wręcz go brak. Filtracja odbywa się przez gałęzie jałowca, używane są drożdże piekarnicze i inne bajery. Jak ktoś jest ciekawy to sobie sprawdzi. Jeszcze jedna rzecz, po raz pierwszy byłem w warszawskiej Gorączce Złota na Wilczej 29. Knajpa zdecydowanie w moich klimatach, przemiła właścicielka, twarde drewniane ławy. Jeżeli komuś, tak jak mnie, cierpnie dupa od samego przejścia obok Galerii Mito to Gorączka wita normalnością. Nota bene w sobotę było tutaj największe zagęszczenie blogerów piwnych na metr kwadratowy w kraju. Piana: była i jej nie ma. Barwa: My dostaliśmy przecier bananowy. Ale to chyba zależało od rejonu wiadra, ponieważ kumpel miał piwo wyglądające już jak bardziej mętna pszenica. Zapach: Drożdże z zaczynu do ciasta. Do tego czarna porzeczka granicząca z kocią kuwetą, siarka i bardzo delikatny aromat jałowca. Jeżeli dostałbym w ramach ślepego testu po samym zapachu bałbym się spróbować i bym zrejterował. Smak: Delikatnie gorzkie, mocno słodkie i lekko kwaskowate. Obawiałem się, że zostanę powalony przez fermentację mlekową, ale szczęśliwie tak się nie wydarzyło. Praktycznie brak wysycenia. Czuć ekstrakt, ale czy ma zakładaną zawartość alkoholu – wątpię. Każdy na pytanie jak smakuje odpowiadał „dziwnie”. W zasadzie najbardziej trafne określenie. Najdziwniejszy piwny wynalazek jaki w życiu piłem. Smakuje jak brzeczka zmieszana z drożdżami. W odbiorze podobne jest do mocnego kozicaka, przy czym chyba jednak wolałbym wypić właśnie kozicaka, który nie zabija drożdżami. Na wszelki wypadek po wchłonięciu takiej ilości komórek po przyjściu do domu zdezynfekowałem się Jagerem. W każdym razie warto spróbować, sam pewnie kupię jeszcze wersję butelkową aby porównać do lanej. Propsy dla Pinty, że rzucili się na głęboką wodę z takim eksperymentem, ale nie rozumiem czemu nie woleli zrobić naszego rodzimego piwa kozicowego. Może następnym razem. Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.