
Pierre Celis
Members-
Postów
4 691 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
[Lepsze piwo] POLSKA - NIEMCY 2:1 czyli ALTBIER MADE IN POLAND cz. 2
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Po krótkim wstępie o Altbierach przyszła pora na rozegranie meczu Polska - Niemcy. Składy może trochę nierówne, bo po stronie polskiej są dwa piwa. Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty. Niemcy reprezentuje co prawda tylko jedno piwo, ale za to najbardziej znany na świecie spośród Altów, wzorcowy Diebels. Wynik: 2:1 dla Polski. Przebieg meczu. Pierwsza połowa. Atakuje doświadczony Diebels. W aromacie zdradza delikatny karmel, słód i chmiel. Smak jest jednak czysty lagerowy, półwytrawny. Posmak krótki również półwytrawny. Jedynie sama końcówka jest wytrawna, chmielowa. Barwa brązowa krystaliczna. Ogólnie piwo dość stonowane, nienachalne, nieprzeszkadzające, mało wyraziste i lekkie z 4,9% alkoholu. Altbier przejmuje inicjatywę. Na początku ukazuje cudowną, gęstą, treściwą i trwałą pianę. Ma ona lekko złamany kolor. Barwa piwa jest ciemno rubinowa, mniej brązowa niż Diebels, a z większą domieszką czerwieni. W nos bucha słód, karmel, dojrzały melon i mango. Aromat jest dość gęsty, zawiesisty, treściwy, niemal jak opary. Po takim aromacie pierwszy łyk jest zaskoczeniem: piwo jest subtelne, gładkie, niemal smukłe, cienkie. Treściwość piwa i jego słodowość czuć dobrze dopiero w ustach, kiedy piwo oblepia podniebienie. Dalej jest gładkie, ale już bardziej słodsze, bardziej treściwe. Uwidacznia się suszona na słońcu śliwka, jeżyna, dojrzały arbuz. Ta słodycz towarzyszy nam aż do posmaku. Dopiero tutaj lekko skontrowana jest goryczką chmielową, ale o niskim natężeniu. Ta połowa kończy się remisem. Diebels gra trochę niepewnie, niewyraźnie, boi się zaatakować, otworzyć i czymś zaskoczyć, ale we wszystkich formacjach jest co najmniej poprawny. Altbier natomiast okazał się świetny, ale jako deserowe piwo, stanowiące idealne uzupełnienie do sutego, ostrego obiadu. Pite powinno być jednak dopiero po nim, nie w trakcie. Altbier jest dużo wyraźniejszy i zdecydowany, gubi się jednak trochę w ataku. Uwarzony został w kooperacji z piwowarem domowym Marcinem Chmielarzem. Stroje czyli etykieta jest do poprawki: "Szczodrze chmielone piwo" - Nie, ono jest słodowo-karmelowe, z delikatnym chmieleniem. "Znakomicie współgra z grillowanym mięsem, serem Gouda" - wątpie, dla mnie to dobre piwo deserowe, dość słodkie, owocowe, z krótką goryczką, niskim poziomem chmielu. Alkoholu jest nieznacznie więcej 5,2%, ale treściwość i słodycz jest dużo wyższa. Podsumowując pierwszą połowę: Diebels grał bez pomysłu, ale poprawnie. Altbier grał nieco wyraźniej, ale chmiel atakował anemicznie. Słodowa obrona grała pewnie, ale obroną meczu się nie wygrywa. Generalnie widać odmienne style gry. Druga połowa. Pinta zmienia Manufakturę, stare ALE jare wchodzi zamiast Altbiera. Diebels zaczyna się cofać, gra na własnej połowie, Pinta atakuje. Stare ALE jare to Altbier Sticke czyli tęższa wersja Altów. Piwo Pinty ma niemal taki sam poziom alkoholu (5,0%) jak Diebels, jednak większą gęstość - 14%. Aromat ma równie karmelowy i estrowy jak Diebels, ale mniej słodki od Altbiera. W smaku jest najbardziej wytrawny. Chmiel uwidacznia się od początku. Barwa ciemno bursztynowa. Piwo Pinty jest najbardziej zdecydowanym, konkretnym Altem. Jest trochę krąglejsze w ustach, dobrze ułożone. Końcówkę ma wyraźnie chmielową i wytrawną, choć łagodną. Piwo nie jest deserowe jak Altbier, i nie tak nudne jak Diebels. Dlatego druga połową kończy się zwycięstwem Pinty. Pomeczowy komentarz: wszystkie trzy piwa były zupełnie inne, miały inny charakter. Owszem wszystkie to Alty, ale jednak odmienne w odczuciach. Sam jestem zaskoczony wynikiem. Być może Diebels jest najbardziej wzorcowym Altem, ale też przy polskich wersjach najbardziej nudnym, przewidywalnym, ulizanym. W piłce nożnej jest takie fajne powiedzenie: nazwiska nie grają. Może coś w tym jest i w piwach. Zobacz też: Altbier made in Poland cz. 1 Czytaj całość na blogu autora -
[Smaki Piwa] Porter – z butelki dna, z odmętów czasu.
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Porter to trunek iście historyczny. Nic dziwnego, w końcu piwo tworzone na przestrzeni wieków odzwierciedla swym smakiem przemiany historyczne, socjologiczne, ekonomiczne, technologiczne oraz oczywiście gusta konsumentów. Niegdyś piwo numer jeden w Irlandii, Wielkiej Brytanii oraz Stanach [...] Wyświetl pełny artykuł -
czyli lekki weizen. Dziś piwo w stylu, który nie jest opisany przez BJCP. Jest to lekkie jasne pszeniczne, po niemiecku byłby to leichte Hefeweizen. Co bardzo ciekawe ma ekstrakt (7,8° Plato) niemal identyczny jak Grodziskie. Czy tak lekkie piwo ma … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Za oknem zima. Śniegu nawaliło sporo, no, może nie jak na obrazku poniżej, ale zawsze trochę. Tyle, że moje niskopodwoziowe psy przychodzą do domu oklejone w ten biały puch (co już nie jest takie fajne), a poranne przygotowanie auta zajmuje mi jakieś 3 minuty. W takich to okolicznościach przyrody [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Przez sezon na przeziębienia ominęła mnie w tym roku fala piw dyniowych. Mała to była fala, bo raptem dwa komercyjne piwa, ale jednak dość wysoka, bo wprowadzająca na nasz rynek powiew świeżości. Dynia, ciasto dyniowe, przyprawy, do Bożego Narodzenia też jakoś powinno pasować. Zatem do dwóch piw dyniowych dokładam jedno świąteczne, jedno zimowe i robię mały przegląd piw przyprawionych. Lepiej późno niż później. Naked Mummy – pumpkin ale Ekstrakt 16blg, alk 6,2% Wygląd: kolor bursztynowy, pod światło intensywnie pomarańczowy, lekko opalizujące. Piana w kolorze złamanej bieli, puszysta, początkowo dość obfita, jednak szybko redukuje się, zostawiając ładne firanki na szkle. Aromat: jest świątecznie! Na pierwszym planie imbir (uwielbiam), a za nim kroczy cynamon. Gdzieś dalej pojawia się jeszcze gałka muszkatołowa. W składzie jest więcej przypraw, ale najwyraźniej się gdzieś pochowały. Zapach przypraw jest na tyle intensywny, że nie czuć pod nim piwnej bazy. Wysycenie: niskie, zaskakująco niskie. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale nie spodziewałem się. Przydało by się nieco więcej bąbelków. Smak: pusty, nijaki. Troszkę słodowy, troszkę przyprawowy. Za to goryczka konkretna, ale tępa, nieco ściągająca i pozostająca przez dłuższą chwilę na końcu języka. Czuję też posmak metaliczny, choć test skórny wady nie wykazuje. Być może to wpływ przypraw. Odczucie w ustach: mało treściwe, by nie powiedzieć wodniste. Brak bazy powoduje, że goryczka nie ma na czym się oprzeć i jest niezbyt przyjemna. Wrażenie ogólne: Jestem rozczarowany. Wygląd i zapach zapowiadały piwo co najmniej dobre, jeśli nie rewelacyjne. Po pierwszym łyku czar prysł. Wodniste, za nisko wysycone CO2, z przesadzoną tępą goryczką. Nie mam pojęcia gdzie podziało się 16% ekstraktu, bo w piwie go nie czuć. No może czuć rozgrzewającą moc alkoholu, ale nie jest to jakaś szczególna zaleta. Na plus na pewno całkiem niezła pijalność, tylko nie wiem czy dałbym radę dwóm mumiom pod rząd. Przyprawy potrafią trochę zmęczyć. Mumia jest z pewnością lepsza od Książęcego Korzennego, ale w stosunku do ekipy AleBrowaru mam dużo wyższe oczekiwania, zatem daje tylko pół punktu więcej, licząc na poprawę w przyszłości. Ocena: 5,5 / 10 Dyniamit – pumpkin ale Ekstrakt 16,5blg, alk 6,0% Wygląd: kolor ciemnego bursztynu, mocnej herbaty, lekko opalizujące. Piana kremowa, dość obfita o drobnej fakturze, z pojedynczymi większymi bąbelkami. Długo utrzymuje się na powierzchni i oblepia szkło jak należy. Aromat: Świąteczny. Czego tu nie ma. Na wstępie cynamon i goździki. Zaraz za nimi piękne słodkie owocowe estry (poziomki, śliwki) i ostra imbirowa nuta. W tym wszystkim czuć jeszcze ziołowy aromat chmielu. Kompozycja zachwycająca. Do tego, co ciekawe, w tle czuć aromat dyni, czego nie spotkałem jeszcze w żadnym pumpkin ale. Zwykle aromat przypraw jest tak intensywny, że przykrywa wszystko. Wysycenie: umiarkowane, całkiem dobrze komponuje się z tym trunkiem. Smak: słodowo-karmelowo-przyprawowy z kwaskowatą owocową polewą. Intensywny, lekko pikantny. Zakończony średnio wysoką, pozostającą przez chwilę goryczką. Odczucie w ustach: Dyniamit jest średnio treściwy i charakteryzuje się pewną szorstkością. Wynika ona bardziej z użytych przypraw niż z nagazowania, które nie jest wysokie. Wrażenie ogólne: Bardzo podoba mi się to, że Dyniamit jest przede wszystkim PIWEM! Dominują oczywiście przyprawy, ale czuć chmiel, jest słodowa baza i jest też wyraźna goryczka. Pachnie jak sensownie przyprawiony wyspiarski ejl, a nie jak słodki ulepek udający piwo. Mógłby być nieco łagodniejszy w odbiorze i może nieco pełniejszy, a z drugiej strony wytrawność i pewna pikantność sprawiają, że Dyniamit jest nieźle pijalny. Jedyna niewielka wada, to szorstki przyprawowy posmak, który pozostaje na języku i z czasem zaczyna męczyć. Mimo to żałuję, że jest to piwo sezonowe i próżno już go pewnie szukać w sklepach. Dla mnie bomba i już się nie mogę doczekać Halloween 2013. Ocena: 7 / 10 Saint No More – christmas ale Ekstrakt 16blg, alk 6,2% Wygląd: czarne, nieprzejrzyste. Piana jasno-beżowa, drobnoziarnista, obfita, pięknie oblepia szkło. Aromat: kojarzy się z aromatem stoutu skrzyżowanego z dębową beczką. Jest wyraźna paloność, aromat kawy i gorzkiej czekolady, jest dość intensywna drewutnia, jest też w końcu odrobina estrów kojarzących się z ciemnymi owocami – czarną porzeczką, ciemnymi winogronami. Jak dobrze się potrzęsie, to ujawnia się delikatny rozpuszczalnik, który wydaje się nieodłącznym przyjacielem piw mocnych. Tutaj na szczęście jakoś szczególnie nie przeszkadza. Wysycenie: niskie, bardzo przyjemne, świetnie dobrane. Smak: jak dobrze posłodzona kawa, czyli słodki, ale też nieco kwaśny i .. drewniany. Tutaj także czuć wpływ płatków dębowych. Goryczka na poziomie średnim, fajnie spłukuje nadmiar słodyczy. Odczucie w ustach: gładkie, pełne, wypełniające usta. Wyraźna lepkość nie do końca równoważona jest goryczką i klei nieco usta. Wrażenie ogólne: Ze świętami to mi się ten Mikołaj nie kojarzy mi się w ogóle. No chyba, że ze Świętem Stoutu i to też nie do końca. Jest to na pewno udana wariacja na temat tego stylu. Fakt, udziwniona, ale w sposób całkiem udany. Treściwość i moc idealnie pasują do aktualnej pory roku i sytuacji za oknem. Płatki dębowe dodają charakteru, ba, nawet o nim decydują. Pytanie czy nie dominują tego piwa? Mi się podoba i chętnie poeksperymentuję z tym dodatkiem w swoim domowym browarze. Minus, to brak równowagi pomiędzy słodkim i gorzkim. Trzeba by zmniejszyć ilość słodyczy lub skontrować ją goryczką na odpowiednim poziomie. Tutaj dominuje słodycz. Niby się zgadza – święta, słodycze, ciepło – tylko, że od słodyczy przecież zęby się psują. Ocena: 7 / 10 Perła Winter – christmas ale Ekstrakt nieznany, alk 5% Wygląd: sztuczny czerwony kolor, szampańskie bąbelki i mydlana, szybko znikająca piana. Jeśli miałbym oceniać po wyglądzie, to … przecież nie szata zdobi piwo. Aromat: kompot, sok, na pewno nie piwo. Czuć jabłka wymienione w składzie, jest dzika róża (a’la nadzienie pączkowe), choć w odmianie sztucznej. Dziki bez, hm, chyba tylko w opisie. Wysycenie: wysokie, gryzące, koncernowy standard. Smak: słodko-kwaśny – słodki od cukru (wtf is stevia), a kwaśny od kwasku cytrynowego. Owocowy nie wiem od czego, ale z pewnością nie są to estry wyprodukowane w procesie naturalnej fermentacji. Jest za to sporo sztucznej “dzikiej” róży. Odczucie w ustach: szczypiące i lepkie. W sumie to jedno równoważy drugie, więc nie jest bardzo źle. Wrażenie ogólne: To nie jest piwo! W przeciwieństwie do wcześniej degustowanych specjałów, które z piwem miały mniej lub więcej wspólnego, Perła poszła pod prąd, czyli tak jak można by się spodziewać. Jest alkohol, są bąbelki, są aromaty, tylko piwa brak. Myślę, że ten specyfik może się jednak w pewnych kręgach przyjąć. Jest względnie naturalny i nie zakleja jakoś szczególnie, choć trochę tak. Tak czy inaczej, ja tego nie kupuję. Dla żony/koleżanki/kochanki może się nadać, wielbiciele PIWA powinni omijać szerokim łukiem. Ocena: 3 / 10 Podsumowanie Tak jak w tytule – to były trzy piwa i jedno coś. Jeśli miałbym wybrać jedną butelkę na święta, to wybrałbym zdecydowanie Dyniamit. Piękny aromat, piernikowe przyprawy, owoce – to nieodłącznie kojarzy się ze świąteczną atmosferą. Naga Mumia też niezła, ale przegrywa konfrontację z Pintą. Za to bardzo mi smakował Niezbyt-Święty z AleBrowaru. To bardzo udane, ciekawe piwo. Widziałbym je jako specjał na cały sezon jesienno-zimowy. Tylko Perła odstaje od peletonu oferując napój piwo-podobny. Szkoda, bo czuję, że z dzikiej róży i bzu da się ulepić coś ciekawego. Wyświetl pełny artykuł
-
Po przeczytaniu wpisów o piwowarstwie rzemieślniczym, jakie pojawiły się na blogach ElDesmadre's Beer Vault i MichalSaks.com dorzucę i ja coś od siebie, bo temat jest i ciekawy i aktualny i rozwojowy. No i nie bardzo mi się podoba czyste określenie rzemieślnik. Owszem, jeżeli chodzi o wykonaną pracę, to oczywiście jest to rzemiosło, ale jeżeli chodzi o wizję smaku, to coś dużo więcej. Ja nazwałbym tę sferę piwowarstwem kreatywno-rzemieślniczym. Bo to co odróżnia owo piwowarstwo kreatywno-rzemieślnicze od piwowarstwa wielkoprzemysłowego z jednej strony, a piwowarstwa regionalnego z drugiej, to właśnie świadome, autorskie kreowanie smaku piwa. Tu nic nie jest dane od góry, ani siłą lokalnej tradycji, ani siłą światowego koncernu. W piwowarstwie kreatywno-rzemieślniczym wszystko trzeba zrobić od początku do końca. Od wybudowania browaru, przez wymyślenia piwa, jego uwarzenie po sprzedaż. Dziś ambitny konsument postrzega piwowara jako designera smaku. Artysta to oczywiście za dużo powiedziane, ale określenie rzemieślnik też spłaszcza jego pracę. Jest on kreatorem smaku, który zaczyna się jeszcze przed wrzuceniem do kadzi zaciernej słodu. Ten moment jest zresztą najważniejszy: pomysł, koncepcja, wizja.Takim designerem jest przede wszystkim piwowar, ale może to być również grupa, która bierze odpowiedzialność za efekt końcowy. Tak czy inaczej nie jest to nikt anonimowy, skrywający się za koncernem, spółką czy właścicielem. To ktoś, kto daje konsumentowi jasny przekaz: my to zrobiliśmy. Wielkie browary dzieliły konsumentów na tych, którzy pragną solidnej dawki alkoholu, ludzi młodych, którzy chcą się zabawić, a piwo wypić na dyskotece czy prywatce, na kibiców sportowych, którzy oglądając mecz otworzą kolejną puszkę piwa. Piwo było to samo, zmieniała się tylko oprawa i skojarzenia. A czy ktoś w ogóle wiedział, kto skomponował dany smak, kto jest odpowiedzialny za wybór tego czy innego stylu? Browarom często zależało, byśmy nie tylko nie wiedzieli, ale nawet by nam nie przyszło do głowy zapytać. Ale kontakt z konsumentem się zmienia. Browary starają się nawiązać emocjonalną więź z odbiorcami, być bliżej nich, pokazać się, wyjść do ludzi. Tworzą przerysowane etykiety, obok których nie da się przejść obojętnie, organizują premiery swoich piw, wprowadzają intrygujące historie, nawiązują kontakt z odbiorcą, który wchodzi w krzyżową rolę konsumenta i autora receptury np. piwowar domowy. No i przede wszystkim personalizują piwo. Tym samym piwa indywidualizują się zarówno smakowo jak i wizualnie. Do tej pory dominowały piwa skierowane do masowego odbiorcy. Obecnie tworzy się powoli rynek dla konsumentów ambitnych, wymagających, poszukujących propozycji ekskluzywnych, unikalnych, z przesłaniem. Dla konsumenta ambitnego ważna jest wysoka jakość i wyrafinowana estetyka. Charakterystycznym jest, że w piwnym menu browarów nie znajdziemy pospolitych piw jasnych pełnych. Królują nowe style, czasami nawet przerysowane w smaku. Dzisiejszy, albo może jutrzejszy casual beer to wyraźny styl, wysoka jakość i wyrafinowana prostota. Wraz z polaryzacją smaków i stylów, polaryzować się będą również konsumenci. Niektórzy będą twierdzić, że dane piwo jest fantastyczne, podczas gdy inni to samo piwo będą publicznie wylewać do zlewu. I może nie być w tym winy piwa. Po prostu niektóre piwa trafią idealnie w nasz smak, inne trafią idealnie w smak innych. View the full article
-
Po przeczytaniu wpisów o piwowarstwie rzemieślniczym, jakie pojawiły się na blogach ElDesmadre's Beer Vault i MichalSaks.com dorzucę i ja coś od siebie, bo temat jest i ciekawy i aktualny i rozwojowy. No i nie bardzo mi się podoba czyste określenie rzemieślnik. Owszem, jeżeli chodzi o wykonaną pracę, to oczywiście jest to rzemiosło, ale jeżeli chodzi o wizję smaku, to coś dużo więcej. Ja nazwałbym tę sferę piwowarstwem kreatywno-rzemieślniczym. Bo to co odróżnia owo piwowarstwo kreatywno-rzemieślnicze od piwowarstwa wielkoprzemysłowego z jednej strony, a piwowarstwa regionalnego z drugiej, to właśnie świadome, autorskie kreowanie smaku piwa. Tu nic nie jest dane od góry, ani siłą lokalnej tradycji, ani siłą światowego koncernu. W piwowarstwie kreatywno-rzemieślniczym wszystko trzeba zrobić od początku do końca. Od wybudowania browaru, przez wymyślenia piwa, jego uwarzenie po sprzedaż. Dziś ambitny konsument postrzega piwowara jako designera smaku. Artysta to oczywiście za dużo powiedziane, ale określenie rzemieślnik też spłaszcza jego pracę. Jest on kreatorem smaku, który zaczyna się jeszcze przed wrzuceniem do kadzi zaciernej słodu. Ten moment jest zresztą najważniejszy: pomysł, koncepcja, wizja.Takim designerem jest przede wszystkim piwowar, ale może to być również grupa, która bierze odpowiedzialność za efekt końcowy. Tak czy inaczej nie jest to nikt anonimowy, skrywający się za koncernem, spółką czy właścicielem. To ktoś, kto daje konsumentowi jasny przekaz: my to zrobiliśmy. Wielkie browary dzieliły konsumentów na tych, którzy pragną solidnej dawki alkoholu, ludzi młodych, którzy chcą się zabawić, a piwo wypić na dyskotece czy prywatce, na kibiców sportowych, którzy oglądając mecz otworzą kolejną puszkę piwa. Piwo było to samo, zmieniała się tylko oprawa i skojarzenia. A czy ktoś w ogóle wiedział, kto skomponował dany smak, kto jest odpowiedzialny za wybór tego czy innego stylu? Browarom często zależało, byśmy nie tylko nie wiedzieli, ale nawet by nam nie przyszło do głowy zapytać. Ale kontakt z konsumentem się zmienia. Browary starają się nawiązać emocjonalną więź z odbiorcami, być bliżej nich, pokazać się, wyjść do ludzi. Tworzą przerysowane etykiety, obok których nie da się przejść obojętnie, organizują premiery swoich piw, wprowadzają intrygujące historie, nawiązują kontakt z odbiorcą, który wchodzi w krzyżową rolę konsumenta i autora receptury np. piwowar domowy. No i przede wszystkim personalizują piwo. Tym samym piwa indywidualizują się zarówno smakowo jak i wizualnie. Do tej pory dominowały piwa skierowane do masowego odbiorcy. Obecnie tworzy się powoli rynek dla konsumentów ambitnych, wymagających, poszukujących propozycji ekskluzywnych, unikalnych, z przesłaniem. Dla konsumenta ambitnego ważna jest wysoka jakość i wyrafinowana estetyka. Charakterystycznym jest, że w piwnym menu browarów nie znajdziemy pospolitych piw jasnych pełnych. Królują nowe style, czasami nawet przerysowane w smaku. Dzisiejszy, albo może jutrzejszy casual beer to wyraźny styl, wysoka jakość i wyrafinowana prostota. Wraz z polaryzacją smaków i stylów, polaryzować się będą również konsumenci. Niektórzy będą twierdzić, że dane piwo jest fantastyczne, podczas gdy inni to samo piwo będą publicznie wylewać do zlewu. I może nie być w tym winy piwa. Po prostu niektóre piwa trafią idealnie w nasz smak, inne trafią idealnie w smak innych. Czytaj całość na blogu autora
-
czyli dry stout z Walii. Do opisu dry stoutu powinienem wybrać Guinnessa, z Irlandii. Wybrałem Blacka z Walii. Ale jest widget z azotem, więc myślę, że dość ortodoksyjnie. Browar Brains darzę wielką sympatią, a właściwie jego piwowara Dona Jeffreya, którego … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
plus zabawa w piwną archeologię AleBrowar jest jedną z ikon „piwnej rewolucji” w Polsce. Weszli elegancko i z faszonem na rynek mocnym uderzeniem w zeszłym roku, a Rowing Jack i Black Hope były ich końmi pociągowymi. I jednocześnie mocnymi reprezentantami mody na, do tej pory, dosyć egzotyczne chmiele. W szczególności to pierwsze piwo. Osobiście preferowałem Black Hope, dla mnie to po prostu mocno chmielony jankeskimi odmianami Foreign Extra Stout. Jak słyszę Black India Pale Ale to mam automatycznie zgagę. A dlaczego archeologię? Kiedy jeszcze nie myślałem o założeniu bloga napisałem dla chłopaków z AleBrowaru recenzje ich piw po premierze. Ot tak, z dobroci serca. Chyba ich nigdzie nie wykorzystali, w takim razie ja to zrobię, bo szkoda mojej pracy. Szczęśliwie udało mi się znaleźć je w dzikiej dżungli mojego dysku. Także na pierwszy rzut lecą recenzje wersji butelkowych z zeszłego roku. W sumie jest całkiem zabawne zobaczyć jak ładnie opisałem piwa. Teraz tak mi się nie chce recenzować. A przynajmniej nie na blogu. Rowing Jack 2012 Piana: Początkowo tworzy czapę, składającą się głównie ze średnich oraz drobnych pęcherzyków. Następnie opada do kożuszka jednocześnie oblepiając szkło. Barwa: Jasnozłota, piwo jest opalizujące. Mieści się w ramach stylu. Zapach: Przede wszystkim cytrusowe i żywiczne, zielone aromaty amerykańskich odmian chmielu. Co jest charakterystyczne dla amerykańskich piw typu IPA wyczuwalny jest delikatny ananas.. Na dalszym planie znajduje się słodycz, pochodząca od słodu i cukrów resztkowych pozostałych po fermentacji. Zapowiada to ciekawy dualizm goryczy ze słodyczą. Smak: Podobnie jak w przypadku zapachu, na pierwszym planie dominuje chmielowa goryczka. Trzeba przy tym przyznać, że mimo wysokiego poziomu IBU jej charakter jest sensowny. Nie pozostaje w ustach, niemile oblepiając podniebienie i język jak to często w przypadku „chmielowych mocarzy” bywa. Tak jak można się było spodziewać po zapachu, odczuwalna jest także słodycz. Piwo mimo ekstraktu 16 jest dosyć zwodnicze, ponieważ pijalność jest na poziomie piwa o ekstrakcie maksymalnie 13. Należy to oczywiście uznać za cechę pozytywną. Wysycenie jest na odpowiednim poziomie. Piwo jest reprezentantem stylu, który w Polsce jest ewidentnie hitem sezonu. Na pewno nie zasmakuje osobom, które nie przepadają za gorzkimi smakami. Natomiast w przypadku osób, które nie posiadają takiego atawizmu ewolucyjnego, jest to piwo o dosyć dużym potencjale sesyjności. Zdecydowanie można wypić więcej niż jedno. Black Hope 2012 Piana: Początkowo wybitna, beżowa, składająca się z drobnych pęcherzyków. W stosunkowo niedługim czasie pęcherzyki łączą się w większe i piana zaczyna opadać, jednocześnie zostawiając ślady na szkle. Barwa: Ciemna jak noc, dodatkowo przy przebiciach promieni słonecznych na dnie szklanki można zaobserwować, że piwo jest niefiltrowane. Kolor którego nie powstydziłby się żaden Stout. Zapach: Bardzo fajną i ciekawą rzeczą jest pewien dysonans poznawczy, którego doznaje się dochodząc do tego etapu oceny Black Hope. Barwa sugeruje, że możemy mieć w szkle wspomnianego wcześniej Stout’a, na co automatycznie nastawiają się zmysły. A tu niespodziewajka, zmysł węchu zostaje zaatakowany doznaniami podobnymi do tych odczuwanych przy Rowing Jack’u, oczywiście w mniejszym stężeniu. Czyli głównie amerykańskie odmiany chmielu z całą baterią związanych z tym aromatów. Na drugim planie majaczy aromat ciemnego słodu. Smak: Podejrzewam, że ciemnego słodu zostało sypnięte od serca, gdyż czuć wyraźną kwasowość pochodzącą od niego. Goryczka jest na mniejszym poziomie niż w przypadku Rowing Jack’a, co w przypadku osób nie lubiących „chmielowych siekier” będzie zdecydowanie zaletą. Dodatkowo czuć jeszcze akcenty słodowe. Trzeba przyznać, że piwo jest bardzo przyjemnie zbalansowane, goryczka jest bardzo dobrze zaakcentowana, jednocześnie nie oblepiając języka. Piwo jest lekko kremowe w odczuciu. Piwo o jeszcze większym potencjale sesyjności niż Rowing Jack. Dla wielbiciela piw mocno chmielonych oraz piw ciemnych jest to wręcz idealna synteza. Jest to moje pierwsze podejście do stylu Black IPA, nie miałem wcześniej żadnej styczności i powiem szczerze, że gdyby nie informacja o tymże stylu sklasyfikowałbym to piwo raczej jako mocno chmielonego Eksportowego Stouta. Zdecydowanie warte polecenia. Prawda, że pięknie? Normalnie jak do żurnala. Dlaczego w ogóle wykopałem takie antyki? Powód jest prosty – w zeszłym tygodniu była okazja spróbować nowych warek RJ i nowej warki BH. Co więcej, Rowing Jack był w wersji 2012 i 2013. Dla sensoryka i blogera to bardzo fajna okoliczność przyrody. Rowing Jack 2012 vs Rowing Jack 2013 (lane) Czy w piwach, które jednak nie były aż tak daleko (pod względem czasowym) od siebie warzone różnica może być wyraźna? Okazuje się, że owszem. Chyba nawet laik nie miałby problemu z odróżnieniem od siebie tych piwa. Zacznijmy od barwy, RJ2012 był już mocno opalizujący. Z kolei funkiel nówka 2013 prawie klarowny. I tak ok i tak ok. Aromat? O, tutaj różnica jest już drastyczna. O ile w RJ2013 aromat został zdominowany przez czarną porzeczkę (nie przepadam, jak już zapewne wiecie), tak RJ2012 miał zajebisty aromat sosnowo-żywiczny, plus lekkie cytrusy. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu wersja „starsza”. Zresztą z rozmów prowadzonych w trakcie wynika, że nie tylko mnie. Natomiast pod koniec picia, ogrzana resztka 2012 sugerowała znacząco, że piwo należy pić szybciej. Także, jeżeli są jeszcze jakieś beczki w knajpach to sugerowałbym ich nie chomikować, bo może się to bardzo źle skończyć. Smak był praktycznie odbiciem zapachu w obu przypadkach, przy czym bardzo cenię w RJ to, że goryczka skontrowana jest słodowością. Piwa mające do zaoferowania tylko gorycz są wg mnie pozbawione sensu. Jeszcze na sam koniec przyjemny wizualnie aspekt – w obu wersjach piana była bajeczna i utrzymywała się do końca. Black Hope 2013 (lane) Co tu dużo pisać, klasa. Wersja butelkowa jest praktycznie taka sama, więc nie będę się powtarzał, bo i tak dużo literek dzisiaj nastukam. Rowing Jack 2013 (butelka) Piana: Biała, o zróżnicowanej strukturze i konsystencji ubitego białka. Oblepia szkło. Barwa: Bursztynowe, nieklarowne. Zmętnienie powyżej opalizującego. Zapach: Żywiczno-trawiasty, lekkie cytrusy, sosna. Nie czuję czarnej porzeczki. Zapach jest świeży, fajny, zachęca do spróbowania. Lekka kontra słodyczy. Smak: Pierwszy akord to solidna, ale nie przesadzona goryczka, która następnie łamana jest słodyczą przechodzącą w smaki żywiczne. Goryczka nie jest szczególnie pozostająca i przy każdym łyku język jest zacnie przemywany. Profil smakowy piwa bardzo fajnie ewoluuje w czasie picia, ukazując pełnię bukietu. Zacne piwo, wnioskuję, że trafiłem butelkę z wersją laną 2012, bo odczucia były bardzo zbliżone. Black Hope 2013 (butelka) Piana: Piękna, beżowa i bujna. Drobnopęcherzykowata, również o konsystencji ubitego białka. Tak samo jak w przypadku Rowing Jack’a oblepia szkło. Barwa: Stout jak się patrzy. Zapach: Wanilia, ciemne słody, w tle lekko cytrusowo-sosnowy aromat. Generalnie aromat jest dosyć delikatny i ułożony. Obecne są również lekkie estry. Smak: Początkowa lekka kwasowość i cierpkość z ciemnych słodów przechodzi w słodycz słodów jasnych i karmelowych, by finiszować lekką i nie nachalną goryczką. Piwo o ułożonym profilu, lekkie w odczuciu. Nie powiedziałbym, ze to 16stka. W smaku również wychodzi lekka wanilia. Wydaje mi się, że BH2013 jest mniej tęgie w smaku niż BH2012. Kwasowość jest mniejsza niż w przypadku wersji zeszłorocznej, to bardzo dobry ruch. W zasadzie piwo mogłoby mieć więcej ciała i będzie zajebiste. Goryczki bym nie zmieniał. Wyszła mi kolejna krowa pod względem treści. Coś ostatnio elaboraty piszę. No nic, trudno już. Piliście nowe wypusty AleBrowaru? Wyświetl pełny artykuł
-
piwo kultowe. Alaskan Smoked Porter od dawna już był na mojej krótkiej liście piw do spróbowania za wszelką cenę. No może nie za wszelką, ale limit był ustawiony naprawdę wysoko. Wreszcie okazało się, że piwo via Holandia, pojawiło się ofercie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Po dwóch polskich altach przyszła kolej na kalibrację niemieckim klasykiem. Diebels, bo o nim mowa, to znany i lubiany przedstawiciel gatunku prosto z okolic Düsseldorfu, czyli kolebki altbiera. Nie będę się rozwodzić o samym stylu, bo robiłem to już dwukrotnie: tu i tu. Dzisiaj zatem przedstawię suche fakty. No, może nie aż tak suche. Diebels Altbier – Düsseldorf Altbier Ekstrakt nieznany, alkohol 4,9% Wygląd: jasnobrązowe, pod światło miedziane, klarowne. Piana jasnobeżowa, początkowo potężna, ale sumarycznie niezbyt trwała. Aromat: słodu i chleba razowego, nieco karmelowy i ziemisty, podbity dobrze wyczuwalnym, choć nieco zakamuflowanym diacetylem. Wysycenie: średnie, perliste, przyjemne. Smak: słodowy, minimalnie przypalony, lekko kwaskowaty. Goryczka na poziomie najwyżej średnim. Trzeba przyznać, że szlachetna i bardzo udana, aczkolwiek zbyt łagodna. Odczucie w ustach: lekkie, o niskiej treściwości, nawet bym powiedział, że ciut wodniste. Nieźle orzeźwia dzięki dobrze dobranemu wysyceniu i fajnej goryczce. Wrażenie ogólne: Troszeczkę jestem zawiedziony. Spodziewałem się klasyka gatunku, który rozwali mnie na łopatki, tymczasem Diebels jest po prostu grzeczny, by nie powiedzieć nieco nudny i wodnisty. Fakt, jest dobrze zbalansowany, przyjemny i wybitnie pijalny. I to są jego niewątpliwe zalety. Nie jest natomiast całkiem stylowy i ma drobne wady w aromacie. Chociaż może się czepiam. Fajne codzienne piwko i tyle! Ocena: 6/10 Wyświetl pełny artykuł
-
czyli Wyleżakowane portery odcinek 4. Jak ten czas leci. Komes Porter to piwo, które uznaję za bardzo młode, w tym sensie że całkiem niedawno pojawiło się na rynku, a tymczasem okazuje się, że degustowany egzemplarz miał termin przydatności do maja 2008, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Cały Düsseldorf jest w szoku. Do szpiku kości tradycyjny browar Frankenheim wypuścił 6 grudnia 2012 r. jasnego Alta. I nazwał go jeszcze Blond. Ludzie łapią się za głowę: "Jak to Alt jest jasny. Przecież zawsze był ciemny. To była podstawowa różnica między sąsiednim Kölschem z Kolonii, a Altem. Co oni wyprawiają! Przecież Kölsch to woda bez smaku. Nasze piwo było konkretne." Mieszkańcy Kolonii początkowo zacierali ręce: "No, nareszcie uznają wyższość naszego piwa. Chcą mieć takie piwo jak nasze". Szybko jednak odezwały się głosy zaniepokojenia: "Jeżeli ich Alt będzie taki jak nasz Kölsch, to skąd będzie wiadomo, które piwo jest które?" Gazety kolońskie krzyczą: "Düsseldorf bezwstydnie kopiuje nasze piwo!". Szef Związku Browarów Kolońskich stwierdza: "To koniec Alta. Przecież ludzie nie będą kupować podróby. Sięgną po oryginalnego Kölscha!" Obie nadreńskie metropolie są w szoku. Do dziś nie milkną dyskusje, co z tego wyniknie, jak zmieni się postrzeganie Alta, i jaki wpływ Alt Blond będzie miał na piwo Kolońskie. A Browar Frankenheim się broni: "Altbier potrzebuje świeżego oddechu, nowego impulsu. Nasze piwo jest świeże, jasne i łagodne. Chcemy przekonać do niego nowe grupy klientów: ludzi młodych i kobiety." Beer Wars nad Renem trwają od dawna. Tylko teraz nie wiadomo, czy to Imperium kontratakuje, czy to Nowa nadzieja, czy jednak na przekór barwie Mroczne widmo. http://1.bp.blogspot.com/-TVa02GAoZKg/UPAHW1tHD5I/AAAAAAAABp8/f70oIF3kUx8/s400/Altbier+Farbe.jpgTak zmieniał się kolor Altbiera. Na górze po lewej: klasyczny Atl. Na dole po prawej: Altbier Blond źródło: koeln.de Kölsch uchodził za najjaśniejsze piwo górnej fermentacji. Alt zawsze był ciemniejszy dzięki bardziej ciemniejszym słodom w zasypie. Pozostałe parametry jak ekstrakt (11-12,5%) i alkohol (4,5-5,2%) były niezwykle zbliżone. Altbier klasyczny posiada kolor bursztynowo-miedziany do brązowego. Ma zdecydowany słodowy profil uzupełniony wyraźną goryczką chmielową i lekką nutą estrową. Fermentowany jest drożdżami górnej fermentacji, ale leżakowany w niskich temperaturach. Wzorcowym Altbierem jest Diebels, znany również dobrze w Polsce. http://4.bp.blogspot.com/-C20tqpCBWIU/UPAOJfwLg5I/AAAAAAAABqc/fNpm0wBFyxY/s320/frankenheim_blond.jpgNowa odsłona Alta: Frankenheim Blond źródło: bierspot.de Ciąg dalszy, w którym przedstawię dwóch polskich reprezentantów stylu: Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty nastąpi po niczym nie skrępowanej, swobodnej degustacji bez pośpiechu.View the full article
-
Cały Düsseldorf jest w szoku. Do szpiku kości tradycyjny browar Frankenheim wypuścił 6 grudnia 2012 r. jasnego Alta. I nazwał go jeszcze Blond. Ludzie łapią się za głowę: "Jak to Alt jest jasny. Przecież zawsze był ciemny. To była podstawowa różnica między sąsiednim Kölschem z Kolonii, a Altem. Co oni wyprawiają! Przecież Kölsch to woda bez smaku. Nasze piwo było konkretne." Mieszkańcy Kolonii początkowo zacierali ręce: "No, nareszcie uznają wyższość naszego piwa. Chcą mieć takie piwo jak nasze". Szybko jednak odezwały się głosy zaniepokojenia: "Jeżeli ich Alt będzie taki jak nasz Kölsch, to skąd będzie wiadomo, które piwo jest które?" Gazety kolońskie krzyczą: "Düsseldorf bezwstydnie kopiuje nasze piwo!". Szef Związku Browarów Kolońskich stwierdza: "To koniec Alta. Przecież ludzie nie będą kupować podróby. Sięgną po oryginalnego Kölscha!" Obie nadreńskie metropolie są w szoku. Do dziś nie milkną dyskusje, co z tego wyniknie, jak zmieni się postrzeganie Alta, i jaki wpływ Alt Blond będzie miał na piwo Kolońskie. A Browar Frankenheim się broni: "Altbier potrzebuje świeżego oddechu, nowego impulsu. Nasze piwo jest świeże, jasne i łagodne. Chcemy przekonać do niego nowe grupy klientów: ludzi młodych i kobiety." Beer Wars nad Renem trwają od dawna. Tylko teraz nie wiadomo, czy to Imperium kontratakuje, czy to Nowa nadzieja, czy jednak na przekór barwie Mroczne widmo. Tak zmieniał się kolor Altbiera. Na górze po lewej: klasyczny Atl. Na dole po prawej: Altbier Blond źródło: koeln.de Kölsch uchodził za najjaśniejsze piwo górnej fermentacji. Alt zawsze był ciemniejszy dzięki bardziej ciemniejszym słodom w zasypie. Pozostałe parametry jak ekstrakt (11-12,5%) i alkohol (4,5-5,2%) były niezwykle zbliżone. Altbier klasyczny posiada kolor bursztynowo-miedziany do brązowego. Ma zdecydowany słodowy profil uzupełniony wyraźną goryczką chmielową i lekką nutą estrową. Fermentowany jest drożdżami górnej fermentacji, ale leżakowany w niskich temperaturach. Wzorcowym Altbierem jest Diebels, znany również dobrze w Polsce. Nowa odsłona Alta: Frankenheim Blond źródło: bierspot.de Ciąg dalszy, w którym przedstawię dwóch polskich reprezentantów stylu: Altbier z Manufaktury Piwa i Stare ALE Jare z Pinty nastąpi po niczym nie skrępowanej, swobodnej degustacji bez pośpiechu. Czytaj całość na blogu autora
-
czyli Wyleżakowane portery odcinek 3. Jedyne w tym towarzystwie (Żywiec Porter, Staropolski i Komes) piwo zagraniczne. Co prawda można by powiedzieć, że jako to zagranica? To nasz kochany Lwów, ale nie bądźmy jak Ci organizatorzy z European Beer Star, którzy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Staropolskie Ciemne Mocne ze Zduńskiej Woli
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
czyli Wyleżakowane portery odcinek 2. Staropolskie Mocne Ciemne, to po prostu porter z browaru w Zduńskiej Woli. Niestety 22. października ubiegłego roku złożono wniosek o upadłość Browaru Staropolskiego. Ironią losu jest, że stało się to kiedy browar świętował 120-lecie. Wróćmy jednak … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
czyli Wyleżakowane portery odcinek 1. Zaczynamy serial pt. Wyleżakowane portery. Pilot serialu, czyli wstęp teoretyczny tutaj, a wykład teoretyczny o stylu jakim jest porter bałtycki tutaj. Jako pierwsze do degustacji idzie piwo najmłodsze, czyli Żywiec Porter – 12,5 miesiąca po … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czasami się udają, czasami nie Poprzedni rok, a w szczególności okres letni, zdecydowanie był pod znakiem radlera. Desant takich mieszanek piwno-oranżadowych był całkiem srogi pod względem liczebności, zresztą na naszym rynku zostały wypuszczone chociażby Lech Shandy i Warka Radler. Aczkolwiek pojawiały się i takie paskudztwa jak tutaj. W zasadzie nic nie mam przeciwko takim wynalazkom. U Niemców radler to normalny napój, mający swoje użyteczne uzasadnienie. Mieszanka piwa (głównie pilsa) pół na pół z oranżadą (w dzisiejszych czasach taką rolę odgrywa Sprite) świetnie nadaje się w momencie, gdy niemiłosiernie grzeje słońce. Raz, że mniejsza zawartość alkoholu tak szybko nie ścina w momencie przygrzania, a dwa, że w sumie ciężko to traktować jako piwo. Ot, oranżadka. Na szkoleniach staram się mieć Corneliusa Grejpfrutowego, o ile grupa jest mieszana. Prawda jest taka, że to piwo cholernie smakuje płci pięknej. Browar z Piotrkowa ma chyba tendencję do wypuszczania takich mieszanek po sezonie. Ostatnio do sprzedaży trafiły Corneliusy Banan i Cytryna. Tak jak i Grejpfrut oparte na jasnej pszenicy. Co poradzić, trzeba sprawdzić. Cornelius Pszeniczne Banan Z nowego wypustu chyba bardziej obawiałem się tego piwa. O ile cytryna jakoś się zakorzeniła w radlerowym świecie, tak pszenica z dodatkiem banana? Skąd zło? Piana: Beznadziejna, opadła w czasie robienia zdjęć. Barwa: Złoty, mętny i nieprzejrzysty. Zapach: Przejrzałe banany, takie co już zaczynają się same rozpływać. Plus maślany diacetyl. Smak: Mózg rozjebany. Smakuje jak musujący koktajl bananowy zmieszany z piwem, być może nawet i pszenicznym. Zostawia dziwne uczucie kłucia na języku. W zasadzie nie wiem co mogę napisać o tym wynalazku. To po prostu cholernie dziwny pomysł. Ale z drugiej strony mocno schłodzone, pite z butelki na jakiejś imprezie może się i sprawdzić. Szczególnie w przypadku dziewcząt, które nie przepadają za goryczkowymi piwami. Czy też piwami w ogóle. Cornelius Pszeniczne Cytryna Piana: Bujna, biała, opada do dywanika. Czyli zupełne przeciwieństwo bliźniaka. Barwa: Nomen omen cytrynowe. Nieklarowne. Zapach: Cytryna, ale co ciekawe w tle aromat pieprzowych fenoli. Smak: Tak jak w poprzednim, ciężko wyczuć, że to jest pszenica. Mocno kwaśne, cytrynowe, co ciekawe trochę słone. Cierpkie i lekko mydlane. Co ciekawe, banan był lepszy. To jest jeszcze dziwniejsze niż poprzednie. Dobra, to teraz zobaczymy jak sobie radzą mieszkańcy Albionu z bananem w piwie. W końcu to surowiec, który raczej byśmy trzymali z daleka od piwa. Banana Bread Beer Piana: Biała, drobna, pozostawia kożuszek. Barwa: Bursztynowa, klarowne. Zapach: Sztuczny aromat bananów, guma balonowa jak jasna cholera i kukurydza. Smak: Płaski a paskudny. Jestem ciekaw jak im się to udało, w dodatku piwo szczypie w boki języka. Posmak gumy Donald, podszyty chmielową goryczką. I to by było na tyle. Co za świństwo. Widząc ten wynalazek na sklepowej półce trzymajcie mocno portfele. Jest to autentycznie jedno z najgorszych piw jakie zdarzyło mi się pić. Mała konkluzja na koniec: „piwa” mocno wydziwione. Natomiast jeżeli koniecznie, ale to cholernie koniecznie chcecie spróbować którekolwiek z opisanych tutaj piw – Cornelius Banan będzie wystarczający. Są pewne granice. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli, po co pić przeterminowane piwo. O tym, że picie przeterminowanego piwa nie grozi zejściem śmiertelnym pisałem już dawno temu. Ale żeby świadomie kupować piwo i czekać aż się przeterminuje? Czy w tym szaleństwie jest metoda? Owszem, pod warunkiem, że … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Szkoda, że to piwo nie nazywa się Dębowe, Drwal cza jakoś podobnie. Wtedy wszystko byłoby OK. A tak, wiele osób pokręci głową pijąc Saint No More z AleBrowaru. Sięgnąłem po to piwo nie tylko dlatego, że pozycjonowane jest jako Christmas Ale, ale przede wszystkim w celach poznawczo-rozpoznawczych smaków płatków dębowych dodawanych podczas produkcji piwa. http://4.bp.blogspot.com/-nB8KsqDsFcA/UO2WqPeRiBI/AAAAAAAABpY/i-67z5y57iI/s320/IMG_0671.JPG Wcześniej opisywałem Gonzo z Flying Dog, leżakowane w dębowych beczkach po winie, Renifera z Widawy z dodatkiem czipsów dębowych i Tokyo z BrewDoga również z płatkami. Saint No More wypadł zdecydowanie najbardziej "dębowo, drzewnie, lesiście". Już aromat przywodzi na myśl drzewo, korę, las, wióry, dąb. W tle majaczy słodycz jabłka i wanilii. Smak to znowu skojarzenia lesiste, drzewiaste z dobrze ułożoną goryczką. Piwo jest półwytrawne, z wytrawną końcówką. Nie jest to piwo świąteczne w klasycznym rozumieniu: słodkie, mocne, korzenne, piernikowe, owocowe itp. To piwna specjalność wyłącznie dla koneserów. Masowy klient nie będzie zadowolony, a koneserów piwa w Polsce dużo nie ma, więc pewnie kolejna edycja tego piwa będzie już inna. Spośród piw z dodatkiem płatków dębowych, jakie degustowałem, to miało najbardziej charakterystyczny rys drzewa dębowego - czuć go było w ustach. Ale z tego powodu piwo to nie jest łatwe. Trzeba lubić ten odcień smakowy, trzeba być na niego przygotowanym, inaczej można kręcić głową. To kolejne offowe piwo AleBrowaru. Jeżeli ktoś szuka nietypowego smaku w piwie będzie zadowolony, jeżeli chce sprawdzić jak smakuje piwo z dodatkiem dębiny, nich spróbuje Saint No More. Ale jak ktoś szuka klasycznego piwa na święta czy karnawał, to się zawiedzie. Ale może tak właśnie należy rozumieć nazwę piwa: świąteczne - nieświąteczne?View the full article
-
Szkoda, że to piwo nie nazywa się Dębowe, Drwal cza jakoś podobnie. Wtedy wszystko byłoby OK. A tak, wiele osób pokręci głową pijąc Saint No More z AleBrowaru. Sięgnąłem po to piwo nie tylko dlatego, że pozycjonowane jest jako Christmas Ale, ale przede wszystkim w celach poznawczo-rozpoznawczych smaków płatków dębowych dodawanych podczas produkcji piwa. Wcześniej opisywałem Gonzo z Flying Dog, leżakowane w dębowych beczkach po winie, Renifera z Widawy z dodatkiem czipsów dębowych i Tokyo z BrewDoga również z płatkami. Saint No More wypadł zdecydowanie najbardziej "dębowo, drzewnie, lesiście". Już aromat przywodzi na myśl drzewo, korę, las, wióry, dąb. W tle majaczy słodycz jabłka i wanilii. Smak to znowu skojarzenia lesiste, drzewiaste z dobrze ułożoną goryczką. Piwo jest półwytrawne, z wytrawną końcówką. Nie jest to piwo świąteczne w klasycznym rozumieniu: słodkie, mocne, korzenne, piernikowe, owocowe itp. To piwna specjalność wyłącznie dla koneserów. Masowy klient nie będzie zadowolony, a koneserów piwa w Polsce dużo nie ma, więc pewnie kolejna edycja tego piwa będzie już inna. Spośród piw z dodatkiem płatków dębowych, jakie degustowałem, to miało najbardziej charakterystyczny rys drzewa dębowego - czuć go było w ustach. Ale z tego powodu piwo to nie jest łatwe. Trzeba lubić ten odcień smakowy, trzeba być na niego przygotowanym, inaczej można kręcić głową. To kolejne offowe piwo AleBrowaru. Jeżeli ktoś szuka nietypowego smaku w piwie będzie zadowolony, jeżeli chce sprawdzić jak smakuje piwo z dodatkiem dębiny, nich spróbuje Saint No More. Ale jak ktoś szuka klasycznego piwa na święta czy karnawał, to się zawiedzie. Ale może tak właśnie należy rozumieć nazwę piwa: świąteczne - nieświąteczne? Czytaj całość na blogu autora
-
czyli dlaczego Polacy piją etykiety? Z piwem niepasteryzowanym spotkał się każdy miłośnik piwa w Polsce. W powszechnej świadomości jest ono lepsze od piwa pasteryzowanego. W czym lepsze? No jak to w czym? Jest zdrowsze, ma witaminy, no i przede wszystkim … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
nemesis, przekleństwo czy nic nie znaczący szczegół? Dobra, wpis z partyzanta. Nie planowałem dzisiaj niczego szczególnego wrzucać na bloga, ale wczoraj pieprznęła w środowisku piwnym solidna bomba. I to z gatunku mocno okopanych w glebie, dzięki czemu odłamkami i błotem zostali obrzuceni wszyscy choć trochę zbliżeni do tematu. Zacznijmy od samej sensoryki diacetylu, którego to obecność w piwie już zresztą opisywałem tutaj. Można kupić Lubuskie z Witnicy, ale w sumie jeżeli dokładnie nie wiemy czego w piwie szukamy to tak trochę czcza gadanina. Jak ktoś chciałby już nie mieć żadnych wątpliwości to w warunkach domowych robimy taką akcję: kupujemy dwa jasne, koncernowe lagery (koncernowe dlatego, że mają czysty profil). Byle w brązowej butelce, ewentualnie puszce. I tej samej serii, tak na wszelki. Strzeżonego i tak dalej. kupujemy maślaną zaprawkę (aromat) cukierniczą. Jak nie będzie w naszym ulubionym sklepie to spokojnie można znaleźć w jednym z dziesiątków sklepów z tego rodzaju produktami w necie. Piwo chłodzimy w lodówce do, powiedzmy, 10 stopni. W zasadzie większość lodówek ma mniej więcej taką temperaturę jako standard w komorze chłodniczej. Po schłodzeniu przelewamy do dwóch takich samych szklanek/kufli/pokali. I zaczynamy alchemię. Do pierwszego szkła dodajemy jedną kroplę aromatu, mieszamy i wąchamy. Potem wąchamy „czyste” piwo. Jest różnica? No to dodajemy kolejną kroplę i powtarzamy czynności. I kolejną. I tak dalej do kiedy uznamy za stosowne przestać. W ten oto sposób zrobiliśmy sobie piwo naszprycowane diacetylem. Dzięki bezpośredniemu porównaniu z takim samym piwem, ale saute, wiemy gdzie tkwi różnica i czym ten zapach charakteryzuje się w piwie. OK, to teraz podnosimy poprzeczkę i trochę teorii. Szczęśliwie czytają mnie ludzie inteligentni, więc będę miał z tego frajdę. Nie mam natomiast zamiaru zarzucać nazwami wszystkich związków, reakcji i cholera wie czego jeszcze. Tu nie szkoła. Jak już wspominałem, diacetyl w piwie możemy mieć z trzech powodów: doszło do zakażenia bakteriami Pediococcus, drożdże były zmaltretowane, zmutowane i już nie dały rady nic z tym zrobić, błędu w sztuce. Diacetyl jest w każdym możliwym źródle podawany jako oznaka niedojrzałego, młodego piwa. Na czym cały wic polega? Drożdże w trakcie swojego metabolizmu tworzą coś takiego jak AAL. Sam ten związek jest bezzapachowy. Natomiast w trakcie fermentacji przechodzi w diacetyl, który zapach już jak najbardziej ma. O ile drożdże nie mogły szarpnąć AAL, tak diacetyl już z przyjemnością oszamią. I przerobią na związek, który ma bardzo wysoki próg wyczuwalności. Im wyższa temperatura, tym cały proces szybciej zachodzi. Reasumując wygląda to tak: tworzenie prekursorów → przekształcenie prekursorów → zredukowanie diacetylu Załóżmy, że w piwie będącym przedmiotem wojny domowej i darcia szat nie było ani zakażenia ani za niskiej dawki drożdży (czy też drożdży w nędznej kondycji). Co z tego wynika? Że w procesie technologicznym był ostry fakap. Pierwsze o czym wszyscy pomyśleli to niedoleżakowanie piwa. Czym w zasadzie jest leżakowanie? Patent polega na tym, że w piwie mamy od groma związków chemicznych. To nie jest gorzała, gdzie w zasadzie chodzi nam o przefermentowanie czegośtam i destylację. Piwo żyje, zmienia się, dojrzewa. Związki, które w procesie destylacji lecą do kosza, w piwie zostają i coś musi się z nimi stać. Smaki, aromaty muszą się ułożyć. Wiadomo, że leżakowanie odbywa się w bardzo niskiej temperaturze. Ale reakcje nadal zachodzą, tyle, że wolniej. Ile powinno trwać leżakowanie? Stara szkoła, z gatunku przekazywanych ustnie z nutką bogobojnej trwogi w głosie, twierdzi, że w przypadku lagerów mamy dać jeden tydzień leżakowania na jeden stopień ekstraktu. W przypadku górniaków tyle tygodni ile wynosi połowa ekstraktu. W zasadzie w warunkach domowych nikomu to nie szkodzi, szczególnie, że piwo refermentuje w butelce. Ale nikt nie będzie zajmował leżaka na 3 miesiące dla lekkiego lagera, bo to bez sensu. Piwa, którym najlepiej robi dłuższe leżakowanie są tęgie, mocne, a najlepiej jeszcze ciemne. Lekkie, jasne piwa powinny szybciej wylatywać z browaru. No i ok, ale dlaczego konsumenci podnieśli argument „niedoleżakowania”? Wspomniałem parę akapitów wcześniej o tym, że diacetyl jest uznawany za najlepszy wskaźnik niedojrzałego piwa. Niedojrzałe → niedoleżakowane, dosyć logiczny ciąg dla osoby nie związanej z technologią. Jak również i skrót myślowy, tak jak przykładowo wszystkie buty sportowe nazywamy adidasami. Przyjęło się i już. Dobra, to ile przedmiot sporu powinien leżakować? Wg prawideł, około 7 tygodni. Wg mnie i mojego doświadczenia, biorąc pod uwagę skalę mikrobrowarową i wycelowanie w chmiel, około 5 tygodni. Wynika z tego, że i tak leżakował za krótko, także protekcjonalne traktowanie, bądź co bądź, klientów jest chyba nie na miejscu. Ale mamy tutaj regułę wahadła, właśnie odbiło w drugą stronę. Wracając do meritum, skąd takie różnice między butelkami i tak wysoki poziom masła? Sprawa wyjaśniła się w postaci scenariusza, którego ja bym nie przewidział. Mianowicie została przerwana główna fermentacja. Ucięto gdzieś ze 2-3 dni, bo był wolny tank i piwo zostało przepompowane. Przetaczanie piwa w trakcie fermentacji jest jednym z wektorów stresu środowiskowego dla drożdży, który skutkuje właśnie większym stężeniem diacetylu. Nie będę wnikał dlaczego tak zrobiono, skutek w każdym razie jest jaki jest. Piwo zostało wg mnie przetoczone kiedy jeszcze wesoło pływały sobie prekursory diacetylu. Teraz w zależności od tego jak butelka złapie temperaturę, AAL przechodzi w diacetyl i mamy masło. Czy w związku z tym krótsze leżakowanie jest w tej sytuacji błędem? W zasadzie nie. Taki fakap jaki tutaj zaszedł jest już nie do naprawienia. Jedyne czym można się ratować to właśnie krótsze leżakowanie, aczkolwiek nie wiem czy to wyszło w tej sytuacji przypadkiem czy specjalnie. Jeżeli ktoś jeszcze ma Sępa to zalecałbym go trzymać w lodówce i wypić jak najszybciej. Masło będzie tylko się wzmagać. Już tak całkowicie prywatnie ode mnie: nie mogę się oprzeć wrażeniu, że piwo padło ofiarą pogoni za chmielem i aromatem chmielowym. W trakcie fermentacji piwo traci i na goryczce i na aromacie. Związki z chmielu oblepiają komórki drożdżowe (małe, pazerne łajzy!) i są wraz z nimi usuwane, czy to w postaci gęstwy czy deki. Tak samo aromat zmniejsza się wraz z leżakowaniem. Przy okazji moje zdanie na temat leżakowania. Nie wiem czy ktoś kojarzy taką jankeską whiskey jak Maker’s Mark. Mają bardzo fajne motto: „We age Maker’s Mark to taste, not to age”. A i jeszcze jedna sprawa. Ja nie stoję po żadnej stronie barykady innej niż moja własna. Próba zaszufladkowania i nałożenia mi jakichkolwiek ram jest bez sensu i z góry skazana na porażkę. Wszystkie ramy są tylko i wyłącznie ograniczaniem horyzontu poznawczego. Wolę sobie wesoło harcować. Kuźwa, a miał być krótki tekst. Radzę go zresztą traktować czysto technologicznie, zgodnie z moją intencją. Co miałem do powiedzenia na temat Sępa czy sytuacji na rynku, powiedziałem już wcześniej. Wyświetl pełny artykuł
-
Pod względem cen piwa poprzedni rok był niezwykle ciekawy. Na początku do głosu doszły dyskonty, które oferowały piwo nawet poniżej 2,00 zł. Oczywiście było to możliwe dzięki kooperacji największych browarów z największymi sieciami handlowymi. Kompania Piwowarska czy Grupa Żywiec twierdzą, że dzięki cenom dyskontowym udało im się utrzymać, a nawet zwiększyć produkcję i sprzedaż piwa. I to mimo coraz gorszych nastrojów społecznych związanych z kryzysem. Ogromna polaryzacja cen nastąpiła jednak dopiero w drugim półroczu, kiedy nastąpił wysyp piw niszowych z browarów kontraktowych, restauracyjnych, rzemieślniczych i regionalnych. Konsument zobaczył nagle ceny grubo ponad 5,00 zł, a nawet ponad 10,00 za 0,5 l piwa. Różnica między najtańszymi piwami z największych browarów, a najdroższymi piwami z najmniejszych browarów może być nawet cztero- pięciokrotna. Dotyczy to zresztą nie tylko polskich piw. Coraz więcej mamy piw zagranicznych z Niemiec, Czech, Belgii, USA. Stoimy przed półką i widzimy ich cenę. Pytanie jest gdzie leży granica między piwami tanimi, a drogimi. Jakie mamy pierwsze odczucia widząc w sklepie cenę jakiegoś piwa? Ile jesteśmy w stanie wydać za butelkę piwa w ciemno, nie zastanawiając się zbytnio nad ceną? Gdzie w końcu leży granica cenowa, za którą zaczniemy się wahać: kupić czy nie kupić? Wypełnij ankietę na lewym panelu i zaznacz opcję cenową, od której dla Ciebie zaczyna się drogie piwo. powyżej 3zł powyżej 4 zł itd. Ankieta jest anonimowa, trwa 14 dni. Czytaj całość na blogu autora
-
[piwolog] Potrzebuję antidotum, żeby mi się nie poprzewracało
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Czasami człowiek pije tyle zacnego piwa, że już przestaje doceniać jego walory i stara się znaleźć dziurę w całym. A to aromat nie taki, a to goryczka nieprzyjemna. Klęska urodzaju normalnie. Czasem jednak trzeba zejść na ziemię, wyskalować się na nowo. Wlać w siebie coś gorszego, by docenić to co naprawdę dobre. I tak właśnie dochodzę do meritum czyli Antidotum, nazywanego przez niektórych anty-piwem. Debiut tego browaru kontraktowego był tragiczny. Wadliwe piwa, bez daty przydatności, często przeterminowane i kwaśne. Zgniłe jajo w pięknym opakowaniu. Pierwszy wypust ominąłem szerokim łukiem, ale przy drugiej serii nie zdołałem się oprzeć. Mam nadzieję, że moje egzemplarze przynajmniej nie będą popsute. “Prawdziwe” pszeniczne Ekstrakt 12Blg alkohol 4,7% Wygląd: kolor złoty, intensywny, ładna mętność. Piana biała, puszysta, niezbyt obfita, lecz trwała i ładnie oblepia szkło. Aromat: bananowo-ciasteczkowy, słodki, całkiem przyjemny. Goździka ciężko się doszukać. Gdzieś tam jednak w postaci śladowej występuje. Byłoby nieźle, gdyby nie stęchlizna, która z czasem coraz bardziej daje o sobie znać, skutecznie zniechęcając do dalszego picia. Wysycenie: średnie, do tego szybko się odgazowuje. Do poprawy! Smak: mdły, słodowy z lekką kwaskowatością. Goryczka śladowa, jak należy. Odczucie w ustach: piwo jest dość treściwe i zbyt nisko nagazowane, przez co sprawia wrażenie ciężkiego i mdłego. Po kilku łykach po prostu zatyka. Wrażenie ogólne: Prawdziwie Pszeniczne jest imitacją dobrego piwa. Jest znakomitym przykładem na to, że przy kupnie piwa nie warto kierować się wyglądem butelki. Bo schludna, elegancka etykieta, to w zasadzie jedyna mocna strona tego piwa. Zawartość jest grubo poniżej przeciętnej. Może gdyby je schłodzić i wypić bez wąchania, to dało by radę. Ja wymiękam po kilku łykach. Ocena: 2.5/10 “Prawdziwy” pilzner Ekstrakt 12Blg alkohol 4,9% Wygląd: elegancki złoty kolor i stosunkowo obfita biała piana, która pięknie zdobi szkło po każdym łyku. Tylko, że w piwie pływają drobne farfocle. Czyżby było zepsute? Aromat: wzorowy warzywniak. Dawno nie spotkałem takiej ilości gotowanej kukurydzy (dms – dwusiarczej metylu) w komercyjnym piwie. Ewitentny błąd. Oprócz DMS’u występuje aromat słodowy, a daleko w tle odrobina trawiastego chmielu. To ma być pilzner? Wysycenie: średnie, zbyt małe jak na styl, ale mi nawet odpowiada. Smak: wyraźny, słodowo-chmielowy. Do tego przyjemna średnio-wysoka goryczka. Tu jest zdecydowanie lepiej niż w aromacie. Odczucie w ustach: średnia treściwość i odpowiednio dobrana do niego goryczka. Hm, całkiem przyzwoita kompozycja. Wysycenie mogłoby być minimalnie wyższe, ale nie ma się co czepiać. Gdyby nie miało zapachu, piło by się przyjemnie. Wrażenie ogólne: Prawdziwy Pilzner to to nie jest, choć ma pewne zadatki na dobre piwo. Baza smakowa jest przyzwoita. Jak by dodać więcej chmielu na aromat i wywalić warzywka, było by nieźle. Na razie jest piwo ze sporymi wadami. Do tego te farfocle. Prawdziwemu pilznerowi farfocle nie przystoją. Starając się nie wąchać, wypiłem do końca. Jest zdecydowanie bardziej pijalne od pszenicznego, ale do pełni szczęścia dużo jeszcze brakuje. Ocena: 3/10 “Prawdziwy” Dunkel Ekstrakt 13Blg alkohol 5,2% Wygląd: bardzo atrakcyjny brązowy kolor o czerwonych przebłyskach. Piwo jest na tyle jasne, że przejrzyste, klarowne. Piana koloru jasnobeżowego jest początkowo bardzo obfita, ale szybko też redukuje się do cieniutkiej kołderki. Aromat: słodki, karmelowy, opiekany, toffi, chleba pumpernikiel. Jest też wyraźny DMS (aromat gotowanych warzyw), który tutaj ma się w czym zakamuflować. Nie przeszkadza aż tak bardzo jak w pilznerze. Wysycenie: umiarkowane, dobrze dobrane. Smak: słodowe, ale w odbiorze nieco kwaskowate (czyżby efekt psucia?). Ujawniają się lekkie aromaty opiekane, palonych brak. Goryczka chmielowa niska, symboliczna, ale wyczuwalna Odczucie w ustach: treściwość średnia do niskiej, wysycenie wyraźne. Sprawia wrażenie lekkiego, wysoce pijalnego. Wrażenie ogólne: Powtórka z rozrywki. Znowu piwo, które ma zadatki na niezły trunek, ale ma zasadniczą wadę – DMS. Bardzo mi się podba jego lekkość i brak przesadzonej słodyczy, która jest wspólnym mianownikiem większości polskich piw ciemnych. Jako, że DMS jest mniejszy lub po prostu lepiej ukrywa się w innych aromatach, piwo otrzymuje ocenę najwyższą z trójcy Antidotum. Ocena: 3.5/10 Bardzo obawiałem się tej degustacji. Po opiniach krążących po internecie można się było spodziewać najgorszego, z piwem zepsutym włącznie. Sam podkręciłem sobie jeszcze stopień ryzyka, bo piwo leżąc u mnie w lodówce przekroczyło termin spożycia o dwa dni. Przy każdym innym piwie niczego złego bym się nie obawiał, ale nie w przypadku Antidotum. Sumarycznie trafiło mi się jedno piwo wypijalne (dunkel), jedno ledwie pijalne (pilzner) i jedno niepijalne (przeniczne). Antidotum ma przed sobą jeszcze dużo pracy, jeśli chce celować wyżej od regionalnych cieniaków typu Witnica czy inny Koreb. Piwa mają ewidentne wady i na chwile obecną nie są warte nawet połowy swojej ceny. Poza tym istnieje spore ryzyko trafienia piwa zepsutego. Już lepiej kupić taniochę z Biedry czy innego Lidla niż ryzykować Antidotum. Jeśli jednak lubisz dreszczyk emocji, możesz zainwestować swoje złoto w kupno butelki spod znaku Antidotum. Tylko żeby nie było, że Piwolog cię nie ostrzegał! Wyświetl pełny artykuł