Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 652
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. czyli wreszcie mamy sukces, a nawet dwa. BREAKING NEWS / ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ Orkiszowe z miodem zdobyło brąz, a Porter Warmiński złoto w konkursie European Beer Star. BREAKING NEWS / ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ Wyświetl pełny artykuł
  2. a Lagerów w wysokiej. Tako rzekę ja – Internet. Tja. Generalna zasada kciuka jest żywa i biada każdemu, kto od niej stosuje wyjątki. Zostanie odsądzony od czci i wiary oraz skazany na banicję. I dobrze tak odszczepieńcowi, co będzie siał ferment i zamieszanie. Niech wróci jak się douczy z Wikipedii i mądrzejszych od siebie. W nieśmiertelnych słowach dotyczących Kodeksu Piratów – „to bardziej jak wskazówki”. Jasne, są pewne przedziały temperaturowe, w których pewne gatunki będą pokazywały „więcej”. Związki aromatyczne są lotne, także w wyższej temperaturze jest ich więcej. Zupełnie jak ludzie, jak Słońce przygrzeje w lato to niewiasty pokazują więcej ciałka. No dobra, ale jak wygląda kanon? 0-4 °C Wszystko co ma w miarę szybko dostarczyć alkohol do organizmu i niekoniecznie chcemy poznać tego smak. Oraz mieć bąbelki i nie być wódką. Czyli będziemy mieli różne amerykańskie lagery, europejskie lagery w miejscach z wixą i jazdą (ewentualnie w kinach, ale to z innego powodu), malt liquor, cydry. 4-7 °C Tu już mamy szerszy wybór, a i piwa mogące się pochwalić ciekawymi, rześkimi smakami. Chodzi nam o orzeźwienie także temperatura nie jest zbyt wysoka, piwa są też z gatunku mniej alkoholowych. Mamy więc pszenice, belgijskie witbiery, Berliner Weisse, różnego rodzaju belgijskie lambiki, pilsnery, lagery, 8-12 °C Piwa o poważniejszym aromacie, jak również woltażu niż poprzednia grupa. Będą tutaj wyspiarskie ejle, różne piwa belgijskie, portery, stouty, koźlaki, angielskie cydry. 13-16 °C Piwa o potężnym aromacie, jak i zawartości alkoholu. Barley wine, Imperial Stout, koźlaki dubeltowe, Quadrupel, podwójne IPA. 70-80 °C Piwa grzane. Czyli albo nasze swojskie grzańce z przyprawami (Czesi już szykują sznur) albo np. taki ciekawy wynalazek jak Gluhkriek, czyli grzany kriek z przyprawami. Kapitalnie, ale co to dla nas oznacza? Absolutnie nic. Piwo należy pić w takiej temperaturze jaką uznajemy za stosowną. Oczywiście, jeżeli chcemy się pobawić w opis piwa i jego rozpisanie na czynniki pierwsze to lepiej zrobić to z piwem o wyższej temperaturze, przykładowo 11-13°C. Bo widzicie, w tym jest taki knyf: Wyższa temperatura to więcej aromatów, czyli automatycznie wszystkie wady wychodzą na wierzch. Czyli w niższej temperaturze można ukryć część aromatów, np. maślany diacetyl czy wysoki poziom rozpuszczalnikowego octanu etylu. Poza tym bądźmy szczerzy, nie każdy wypija piwo na tyle szybko, szczególnie na imprezach, żeby ostatnie łyki nie były już w temperaturze pokojowej. A przyjemność to praktycznie żadna. Także można trzymać się piwnych kanonów, ale tak jak ze wszystkim co jest piwne, spora dawka zdrowego podejścia i luzu. Niebo nie spadnie nam na głowy jak jakiś gatunek wypijemy dla własnej przyjemności w wyższej bądź niższej temperaturze niż sugerowana. Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli dlaczego nie kręci mnie poetyka LGBT. AleBrowar spóźnił się kilkanaście dni na tytuł pierwszego pumpkin ale w Polsce. Nie wiem czy w związku z tym, ale zdecydowano się na kolejną kontrowersyjną etykietę. Oczami wyobraźni widzę już ekipę AleBrowaru jak … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. W Niemczech, w Północnej Nadrenii Westfalii warzą stare piwo, po ichniemu Altbier. Stare, bo fermentowane tradycyjnie, tj. metodą fermentacji górnej, czyli w dużym przybliżeniu w temperaturze bliskiej pokojowej. To tak w odróżnieniu od fermentacji dolnej, która począwszy od połowy XIX wieku zdominowała Europę i świat. Sezonowo warzy się mocniejszą i bardziej chmieloną wersję altbier, zwaną Sticke, co w lokalnym dialekcie oznacza tajemnicę. Zgłębmy zatem ową tajemnicę i sprawdźmy co kryje się w pięknej butelce przygotowanej dla nas przez browar kontraktowy Pinta. Stare ALE jare – Düsseldorf Altbier / Sticke Ekstrakt 14%, alkohol 5% Skład: woda, słody: monachijski, pilzeński, carared, chmiele: Spalt Select i Hersbrucker, drożdże S-33 Wygląd: kolor herbaciany, miedziany, krystalicznie klarowne, przepiękne. Beżowa piana jest średnio obfita, drobnoziarnista i opada stosunkowo szybko, pozostawiając jednak do końca ślad w postaci obrączki. Aromat: słodowy, lekko opiekany. Karmel w połączeniu z wyraźnym diacetylem odznacza się zapachem toffi, który jednak wpasowuje się nieźle w całość. Aromat jest raczej stonowany, niezbyt intensywny. W miarę ogrzewania pojawiają się delikatne aromaty owocowe w postaci suszonych moreli, rodzynek. Wysycenie: niskie do umiarkowanego. Wydaje mi się, że minimalnie zbyt niskie jak na ten styl, ale jest miłe w odbiorze i dobrze się komponuje. Smak: czysty, słodowy. Bardzo szybko do głosu dochodzi intensywna, piołunowa goryczka, która przejmuje stery i dość długo pozostaje na języku. Odczucie w ustach: treściwość średnia do średnio-wysokiej jest dobrze równoważona solidną goryczką. Dwutlenek węgla nie wtrąca się za bardzo. Moim zdaniem udana kompozycja. Wrażenie ogólne: “Stare” od Pinty to dobre piwo, ale można by nad nim jeszcze trochę popracować. Nie ma tutaj kilogramów chmielu aromatycznego, więc nie ma czym zamaskować wad (diacetyl, estry). Niemniej piwo jest dobrze skomponowane, smaczne i ma pazur w postaci sensownej goryczki. Ni będę miał nic przeciwko, jeśli po drobnych poprawkach na stałe zagości w repertuarze tego sympatycznego browaru. Ocena: 6.5/10 Wyświetl pełny artykuł
  5. czyli szybkie ogłoszenie parafialne Po raz kolejny wzywa mnie Norymberga, a konkretnie targi branży piwowarskiej Brau Beviale. Jest więc okazja, żeby wypróbować automat i sprawdzić jak się spisze z zaplanowanym wcześniej tekstem. W każdym razie jutro o 12 powinien być nowy wpis. Następny dopiero w niedzielę, ale po powrocie będę miał sporo ciekawego materiału. Także do przeczytania. Wyświetl pełny artykuł
  6. czyli pierwszy polski pumpkin ale. Pierwszy, ale nie jedyny. Mniej więcej w tym samym czasie oprócz Dyniamitu pojawiło się piwo z AleBrowaru pod nazwą Naked Mummy. Dyniowe ale, czyli pumpkin ale to dość popularny za Oceanem styl piwa, zwłaszcza w … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  7. albo przechmielone w opór Flying Dog jest jednym z trzech moich ulubionych amerykańskich browarów. Tylko, że jego dostępność w Polsce jest cokolwiek wątpliwa, nie mówiąc już o ilości dukatów jakimi trzeba sypnąć z sakiewki. Nie mniej jednak przy ilości piw rzemieślniczych na modłę „American” warto sprawdzić ich piwa. Z innej beczki recenzje zaczynają mnie nudzić. Szczególnie, jeżeli są to piwa mocno niszowe i trudne do zdobycia. Nie wątpię, że czytanie o takich wynalazkach może tylko solidnie wkurzyć. Jeszcze zobaczę co z tym fantem zrobię, ale to już po powrocie z Brau Beviale w Norymberdze. Materiału zbierze się tyle, że na trochę starczy. Raging Bitch – Belgian Style India Pale Ale (8,3% alk., 60 IBU) Amerykańska wariacja na temat belgijskiej wariacji angielskiego stylu. Zacnie. Piana: zbudowana z drobnych pęcherzyków, kremowa. Tak jak w innych piwach FD dosyć szybko opada do cienkiej warstwy. Barwa: Pierwsze skojarzenie to miód spadziowy. Nieklarowne. Zapach: Sporo estrów owocowych i kwiatowych, suszone morele, lekkie korzenno-przyprawowe fenole. Delikatny i przyjemny zapach amerykańskich odmian chmielu. Da się w tej materii nie przesadzić. Pojawia się także grejpfrut oraz sosna. W tle nuta miodowa, ale butelka była już pod koniec terminu przydatności, więc może być od utlenienia. W każdym razie komponowała się zresztą. Całość zachęca do spożycia. Smak: Pierwsze co się rzuca w paszczę, to dosyć wysokie wysycenie. Specyficzna, lekko cierpko-goryczkowa słodycz (brzmi to głupio, ale tak jest), jak nic ze słodu typu Crystal. Właściwa goryczka jest solidna, ale krótka i nie męczy. Przyjemnie sycące piwo. Po przełknięciu ma się ochotę na jeszcze, nie zatyka i nie męczy. Warto spróbować. Road Dog Porter (6% alk., IBU 31) Piana: Początkowo wybujała, ale o średnich pęcherzykach. Równie szybko jak w innych opada. Barwa: W szerokim szkle wydaje się wręcz stoutowata, ale pod światło przebija na piękny palisander/ciemną wiśnię. Zapach: Ciemne słody, lekki diacetyl, estry. Pachnie prawie jak czeska wersja Guinness’a (nota bene polecam, zupełnie inne piwo niż to oferowane na nasz rynek). Smak: Lekko kwaskowate od ciemnych słodów, w tle ziarnistość oraz paloność z użytych słodów. Aromat gorzkiej czekolady. Lekkie, sesyjne piwo. Zdecydowanie warto spróbować. Piwo aksamitne, o wysokim potencjale żłopalności. Wysycenie mniejsze niż w Belgian IPA dobrze rokuje do spożycia więcej niż jednej sztuki. Alkohol sprytnie ukryty. Jak widać amerykańskie wariacje na temat klasycznych gatunków nie muszą być totalnie jednowymiarowe i zatracone w idei sypania tyle chmielu ile tylko się zmieści do kotła. Wyświetl pełny artykuł
  8. czyli skąd w Zielonej Górze fascynacja AIPA? Red AIPA uwarzone zostało mniej więcej w tym samym czasie co Shark. Jednak z różnych względów premierę miało dużo później. Piwo do degustacji przekazał mi Krzysztof Kula, czyli Kuli, równo z premierą. Odebrać … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  9. Warzywa w piwie dla wielu muszą być szokiem. Kiedy Browar Kormoran wprowadził pierwsze w Polsce piwo z warzywami, a był to Czarny Dąb z burakiem i cykorią, koneserzy piwni podzielili się na dwa obozy: tych, którzy łapali się za głowę słysząc, że w piwie są buraki, i tych, którzy takie "wynalazki" przyjmowali z otwartymi ramionami. Ja należę do tych drugich, ale znam też takich, którzy boją się na takie piwa spojrzeć, nie mówiąc o kosztowaniu. Z okazji Halloween 2012 dwa wiodące browary kontraktowe zaproponowały nam piwo z dyni. Szok? Dla niektórych pewnie tak, ale Pumpkin Ale tu i ówdzie warzone są już od lat. W Polsce jednak po raz pierwszy. Piwo dyniowe to wdzięczny styl, bo to po prostu radosne piwowarstwo. Z jednej strony nawiązuje do modnego w Polsce Halloween, z drugiej do naszej pory roku, czyli sezonu jesienno-zimowego. Takie właśnie radosne piwowarstwo zaprezentowała Pinta, która już z etykiety puszcza do nas oko. Uśmiechnięta dynia, genialna nazwa i to przekręcone i w Dyniamicie od razu wołają: hej, wyluzuj, jesienna depresja na bok, napij się piwa z dyni! Każdy kto pierwszy raz widzi i słyszy taką zbitkę "piwo z dyni" musi być w radosnym szoku. I po wypiciu Dyniamitu w tym radosnym nastroju pozostanie. Dyniamt ma smak bardzo przyjemny, wyraźnie dyniowo-pomarańczowy. Łatwo wyczuć też przyprawy, a w posmaku atakują korzenne goździki i ponownie mieszanka przypraw. Posmak jest półwytrawny, a nawet półsłodki, ale sama końcówka posmaku jest wytrawna. Dyniamit to bardzo dobre piwo na zimę, treściwe, przyjemne i dość mocne pod względem alkoholu, ale jest on fachowo schowany. Piwo też świetnie wygląda, solidna piana i lekko pomarańczowy błysk zachęcają do skosztowania. Mocne musowanie na języku i wysoka pijalność dopełniają wrażenia solidnego rzemiosła. Zupełnie inną wizualno-smakową drogą poszedł AleBrowar, u którego już z etykiety bije strach i przerażenie. Kobieto-mumio-kościotrup o twarzy małpoluda, z którego wyłażą robale mocno utrzymuje nas w nastroju słynnego horroru Johna Carpentera pt. Halloween z psychopatą w białej papierowej masce. W Naked Mummy na pierwszy plan wysuwa się aromat żywicznego chmielu charakterystycznego dla chmielenia na zimo. Z przypraw najbardziej wyczuwalny jest imbir i gałka muszkatołowa, które w posmaku bardzo przyjemnie i delikatnie gryzą podniebienie. Dominuje jednak chmiel i jego charakterystyczna goryczka. Piwo samo w sobie jest zupełnie dobre, jednak jego dyniowość zupełnie się rozmyła i gdzieś zanikła. W tym wypadku do duża wada, bo Pumpkin Ale bez smaku i aromatu dyni to nie Pumpkin Ale. Cała para poszła więc w nastrój horroru dla dorosłych - może i pomysł dobry, ale całość trzeba lepiej wyreżyserować. Czytaj całość na blogu autora
  10. czyli ile w końcu może być tych IBU w piwie? W kontekście cyklu o piwnych etykietach, a szczególnie trzeciego odcinka pojawiły się pytanie dlaczego wstawiam kit, że piwo może mieć maksymalnie ~120 IBU, skoro są na świecie piwa, które mają 1000 … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  11. ale przyjechał Jeż z odsieczą Wczorajszy dzień to ogólne szaleństwo, które zostało zwieńczone drugim International Stout Day. Zdjęć nie mam, aparatu mi się nie chciało ze sobą targać przez pół dnia, a jednak komórka nie sprawdza się wybitnie w średnich warunkach oświetleniowych. Grunt, że w Po Drugiej Stronie Lustra była wuchta ludzi. Powszechnie wiadomo, że Kopyr jest najostrzejszym krytykiem swoich piw. Także z duszą na ramieniu oraz trzęsącymi się rękami zamówiłem u nadobnej barmanki dużą Kawkę. Musiałem wyglądać wyjątkowo słabo, ponieważ zostałem zapytany czy z mlekiem. Szczęśliwie z opresji wybawiła mnie druga barmanka, szybka niczym pistolet, strofując koleżankę, że chodzi mi o piwo. Dziękuję! A teraz już serio, słysząc zapowiedzi o Coffee Stout spod znaku Widawa&Kopyra miałem dwa skojarzenia: 1 – będzie rzut na Kujo Coffee Stout 2 – zostanie to zaprzepaszczone przez przesadę w którymś ze składników Lubię mieć rację, ale stouty równie mocno lubię, więc nie obraziłbym się za porządnego przedstawiciela stylu. Piana była rzeczywiście zacna, barwa takoż. Aromat to już sama kawa, nic poza tym. Aż nasza mnie refleksja czy rzeczywiście nie została nalana mi kawa z pianką. No, ale zakładając, że to Coffee Stout to mimo jedno wymiarowości możemy uznać to za plus. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze jak pachnie Kujo to zapraszam do lektury tutaj. Natomiast smak, hmm. Spośród kilku osób z którymi wymieniłem wrażenia z degustacji w trakcie trwania zabawy tylko Hasintus z Artezana był zachwycony. Reszta, włączając w to mła, stwierdziła kolektywnie co następuje: kawy dopieprzono bez sensu i praktycznie zabiła wszelkie inne aromaty piwo było w cholerę kwaśne i od kawy i od ciemnych słodów zbalansowanie? A co to? za wysokie wysycenie pijalność zerowa, od połowy szklanki język stawał kołkiem Jakbym chciał zamówić półlitrowe espresso to bym je zamówił, nie potrzebuję do tego piwnego ersatzu. A tak niewiele zabrakło. Niższe wysycenie, połowę mniej kawy, więcej słodów karmelowych i byłoby naprawdę zacne piwo. No, ale sukces jest w końcu całe piwo zeszło Mały przerywnik: spróbowałem też Kangura. Z butelki. Ostatni raz kiedy czułem taki bezczelny koci mocz w piwie był parę lat temu jak barman w miejscowości turystycznej nalał mi nadpsutego Murphy’s. I jeszcze lekki DMS, mrau. Znowu się okazało, że piłem inne piwo niż reszta Internetu. Coś nie mam szczęścia. Natomiast dochodzimy tutaj do niespodziewanego przewrotu piwnego. Kiedy chciałem poświęcić się dla sprawy i kupić jeszcze jedną Kawkę, okazało się, że jej już nie ma. Za to był Artezan IPA. Well fuck me sideways, do want! W zgodnej opinii towarzystwa przy stoliku Artezan zarządził zrywając wszystkim bereciki. Piana po prostu książkowa, pozostawiając pięknie wyspiarskie pierścienie po każdym solidnym łyku. Aromat początkowo głównie estrowy, po ogrzaniu uwodził również chmielami. W smaku wytrawniejszy niż poprzednia edycja, ale nadal w stylu i to z szykiem i fasonem. Piwo tak sesyjne jak tylko się da. Trochę lipa, że na ISD najlepszym piwem było IPA. Opresja angielskiej korony, ot co. PS. Jakby co kupiłem jeszcze Kawkę w wersji butelkowej. PS2. W takich okazjach uwielbiam fakt, że jest sporo ludzi do skonfrontowania opinii. Wyświetl pełny artykuł
  12. czyli wreszcie mogę polecić pilsa z pełnym przekonaniem. W komentarzach pod wpisem o czeskim pilsie pojawiały się prośby, abym napisał, jakie moim zdaniem piwo jest najlepszym czeskim pilsem, czy też wytypował TOP 5. Ponieważ zwykle pijam piwa jednokrotnie, więc nie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. Wczoraj wszyscy piwowarzy i piwosze świętowali Międzynarodowy Dzień Stoutu. Ja z tej okazji zrobiłam coś ze stoutem i do stoutu – beeramisu. O rety, jakie to dobre! Czytaj całość na blogu autora
  14. Dzisiaj niestandardowo bonusowy wpis z recenzjami. A okazja jest zacna – drugi International Stout Day. Po raz pierwszy obchodzony w Polsce z inicjatywy Marcina Chmielarza z portery.pl. I dotyczy wszystkich stoutów, a nie abordażu wersji kawowej z jednego minibrowaru restauracyjnego Nie przypadkowo swoją zabawę z piwowarstwem domowym rozpocząłem od gotowca z „Irish Stout”. Irlandzkie czarne złoto jest moją ulubioną odnogą stylów piwnych i w większości są to piwa, do których chętnie wracam. Zresztą Irlandczycy to mądry naród, jak mawia ich przysłowie „na jednym skrzydle ptak nie lata”, także żeby dzisiaj polecieć skrzydeł mam aż 5. Barney Flats Oatmeal Stout – Anderson Valley Brewing Company Przedstawiciel stoutów z dodatkiem płatków owsianych. Jako, że dzień rozpoczynam od michy gniecionego owsa, piwo w sam raz dla mnie. Piana: Beżowa, początkowo duża. Potem szybko drobne pęcherze przechodzą w większe i piana opada do dosyć trwałego kożucha. Barwa: Blackest of black. Nie ma nawet przebić jaśniejszej barwy. Zapach: Pierwsze co mnie uderzyło to ewidentny zapach czarnych oliwek. Następnie owies, gorzka czekolada, ciemne słody. Nie czuję estrów kwiatowych czy owocowych. Jest natomiast słodycz pochodząca z jasnych słodów oraz lekki alkohol. Dosyć czysty profil. Smak: Ekstra! Profil smakowy równie czysty jak zapach. Aksamitność owsa idealnie współgra z ciemnymi słodami, dając efekt mlecznej czekolady, czuć jasne słody, chyba jest na dosyć miękkiej wodzie. Dosyć wysokie wysycenie, ale nie przeszkadza. Piwo absolutnie pijalne i świetne. Pyszny aftertaste. Profil jest kapitalny. Super paloność. Nie ma przesady w żadną stronę. I co, da się zrobić piwo bez dojebania chmieli? Da. Idealne zbalansowanie, aż chce się smakować i pić więcej. Gdyby było szerzej dostępne miałbym skrzynkę na podorędziu. Kujo Coffee Stout (Wild Dog Series) – Flying Dog Brewery Piana: Brązowa, początkowo średnio wysoka, potem opada do bardzo cienkiego kożuszka. Barwa: Jeszcze ciemniejszy od poprzedniego. Nie wiedziałem, że się da. 8,9% alkoholu, mocarz. Zapach: węgiel drzewny, lukrecja, kawa espresso. I co ciekawe zielona papryka. Nie czuję alkoholu, czy estrów. Pięknie, da się zrobić mocne piwo nie walące fuzlami czy kwietnikiem. Smak: Jakbym wgryzł się z czekoladowo-kawową alkoholizowaną krówkę. Idealny balans goryczki z ciemnych słodów oraz kawy, wraz z jej cierpkością, ze słodami jasnymi i karmelowymi. Alkohol jest ładnie ukryty, aczkolwiek czuć rozgrzewającą moc. Wybitnie pełne. Mimo poważnej mocy jest niesamowicie wręcz pijalny, mógłbym się pokusić i stwierdzenie, że sesyjne. Kolejne piwo ze świetnym posmakiem, który wręcz wyścieła usta przyjemnym dywanikiem karmelowo-goryczkowym. Goryczka chmielowa jest delikatna i niknie w goryczce kawy i słodów. Znowu, da się zrobić piwo, które urywa dupę a jednocześnie nie męczy. Co za czad. Buffalo Belgian Stout Piana: Wyjątkowo wysoka, ale też grubopęcherzykowata. Opada brzydko do cienkiej warstwy. Nędzna taka. Zapach: Pachnie bardziej jak lager zmieszany z cydrem. Ciekawe czy Brettanomyces były grane. Są też estry. Barwa: Jest ciemne, ale takie bardziej brązowawe w przebiciach. Smak: No nie jest to stout. Smakuje jak klasztorniak, w dodatku zaczynam podejrzewać, że rzeczywiście tu było coś grane poza zwykłymi drożdżami. Czuć dodatek cukru. Pijalność średnia. Słodko-kwaśne. Bardzo małe wysycenie. Po jankeskich przedstawicielach nie wiem czy tego nie wyleję w cholerę. 9% alkoholu, męczy mnie okrutnie. Castle Milk Stout Tutaj zacytuję skład, bo jest zacny: woda, słód jęczmienny, ekstrakt z kukurydzy, chmiel, laktoza, karmel. Szczypta afrykańskiej magii (to już moja teoria). Piana: ładna, brunatna i drobnopęcherzykowata. Długo się utrzymuje. Barwa: fajna, głęboka czerń z połyskiem. Zapach: bardzo intrygujący, mleko z miodem i karmelem, przyjemny. Ale piwo pachnące mlekiem to coś zabawnego, lekka słodowość. Brak estrów. Smak: dosyć wodniste, jest słodycz ze słodu i laktozy, ale dominuje paloność. Jest mocno płaskie w smaku, nie ma ciała. Nie smakuje też stoutem, bardziej schwarzbierem. I też nic dziwnego, w końcu to „stout dolnej fermentacji”. Milk Schwarzbier. Nikt mnie nie przekona, że dolna fermentacja może dać udanego stouta. Ale przyznam, że nie jest to złe piwo. Jest całkiem pijalne i sesyjne. Guinness Draught Piana: doskonała, ale trudno żeby było inaczej przy Guinnessie, szczególnie, że puszka ma widget. Barwa: czarna, z lekkim połyskiem, nieprzezroczysta. Klasyka klasyki. Zapach: Guinness, poznam chyba zawsze i wszędzie. Delikatny diacetyl, równie ulotne estry owocowe, aromat palonego słodu. Rześki. Smak: Również poznam zawsze. Nasycone azotem, nie zabija dwutlenkiem węgla. Nie jest treściwe, tylko dosyć wytrawne. W końcu Dry Stout. Czuć ziarnistość, słody jasne i palone oraz charakterystyczną dla Guinnessa lekko kwaśną końcówkę (ponoć część brzeczki fermentuje się Brettanomyces) przepłukująca kubeczki smakowe. Nie zalepia gęby, przygotowując od razu do następnego łyka. Przyznam szczerze, że Guinness to moje ulubione piwo sesyjne i mam w dupie czy jest koncernowe, sztampowe i co tam jeszcze. Często chodzę do knajpy gdzie są świeże beczki witaminy G i piję 2-3 piwa. Zaczynałem pić ciekawsze piwa właśnie od Guinness’a i nadal jest to dla mnie wzór sesyjności. Nie jest to piwo nad którym się człowiek roztkliwia i grzebie nosem niczym warchlak na truflowisku. Idzie się knajpy ze znajomymi i zaprasza Guinnessa do towarzystwa, ot co. Jakie piliście najlepsze Waszym zdaniem stouty? PS. Tak, wiem. Część zdjęć jest centralnie, część do lewego marginesu. Nie mam pojęcia czemu, generalnie silniki java raczej się nie lubią z FireFoxem, szczególnie w moim antycznym wydaniu. Jutro postaram się coś z tym zrobić. Wyświetl pełny artykuł
  15. czyli wielka premiera Kawki. Zacznę od przeprosin – wymieniając lokale, w których dziś poleje się Kawka zapomniałem o pubie Fama z Milicza, za co przepraszam. Oczywiście Międzynarodowy Dzień Stoutu to nie tylko Kawka. Kiedy 16. sierpnia rzuciłem Marcinowi Chmielarzowi z … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  16. [źródło grafiki] Tak tak, dzisiaj po raz drugi w historii obchodzimy Międzynarodowy Dzień Stoutu. Stoutu, nie stouta. Nie pytajcie mnie dlaczego tak się odmienia, ale tak jest. Język polski piękny jest i basta! Tym razem nie będzie degustacji, bo po pierwsze w lodówce nie mam niczego ciekawego, a po drugie, na innych piwnych blogach pojawi się zapewne milion recenzji, więc będziecie mieli o czym poczytać. O czym zatem będzie? Zaskoczę was – o piwie! Na początek o historii i genezie stylu. Mówiąc w skrócie stout był dawniej mocniejszą odmianą porteru, ale nie polskiego mocnego porteru bałtyckiego, tylko lekkiego porteru brytyjskiego. Stout znaczy tęgi, czyli stout porter to mocny porter. Tak było kiedyś, a jak jest teraz każdy widzi. Tak nam się pomieszało, że brytyjski porter potrafi być czasem mocniejszy od stoutu. Jak zatem odróżnić te dwa style? Nie tak łatwo! Dzisiejsze portery od stoutów różnią się głównie tym, że w zasypie tych drugich znajdziemy jęczmień palony. Oznacza to w efekcie, że stout posiada więcej ciemnych aromatów (gorzka czekolada, kawa), a także specyficzną “paloną” goryczkę. Porter jest nieco łagodniejszy, a goryczkę ma głównie od chmielu. To tak w skrócie, bo poszczególni przedstawiciele obu stylów mogą się znacząco od siebie różnić. Jeśli zatem chcesz zostać ekspertem, pozostaje trening. Najlepiej przekonać się na własnych kubkach smakowych i własnym nosie. Pozostańmy przy stoutach. To bardzo wdzięczny styl piwa, bo po pierwsze naprawdę trudno go zepsuć, a po drugie jest bardzo zróżnicowany. Mamy stouty zwykłe (dry, irish), owsiane (oatmeal), słodkie z dodatkiem laktozy (sweet, cream, milk). Mamy takie doprawiane prawdziwą kawą (coffee stout), a także z dodatkiem … ostryg (oyster stout). W końcu są też mocne odmiany stoutu – umiarkowany foreign extra stout i tęgi russian imperial stout. Do tego stout, chyba jak żadne inne piwo, lubi przyprawy. Szczególnie do jego najmocniejszej wersji dodaje się często wanilię, lukrecję, czekoladę i inne dobra. Stout to najlepsze piwo na świecie. Nie jest to moje zdanie, a zdanie tysięcy piwoszy skupionych wokół portalu RateBeer. W pierwszej 10 najlepszych piw na świecie znajduje się aż 5 stoutów. Dla ścisłości są to imperial stouty. Nie ma się co dziwić. Te piwa są wybitnie degustacyjne, gęste, bardzo aromatyczne i wielowymiarowe. W miarę picia i ogrzewania często odsłaniają swoje kolejne oblicza, zaskakując z każdym łykiem. To po prostu raj dla smakoszy. Wróćmy jednak na chwilę do piw zwariowanych. Pełnym odlotem wydaje się stout ostrygowy (oyster stout). Styl to dziwny, rzadki, nietypowy. Rodowód jego jest brytyjski, choć obecnie na wyspach prawdziwego oyster stoutu ciężko uświadczyć. Dawniej ostrygi traktowano jako odpadek z połowów. Rozdawano je często jako darmową przekąskę do piwa, a najlepiej ponoć smakowały popijane ciemnym stoutem. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by zrobić dwa w jednym, połączyć piwo z aromatem ostryg. Pomysł szalony, ale efekt podobno nie najgorszy. Nigdy nie piłem piwa w tym stylu, bo zdobycie go graniczy z cudem. Podobno ma aromat oceanu. Trzeba wierzyć na słowo. Tak czy inaczej mam nadzieję, że jeszcze kiedyś jakiś prawdziwy oyster stout wpadnie w moje ręce i zagości na tym blogu. Dzisiaj oyster stout to najczęściej chwyt marketingowy. Wiele piw ostrygę ma tylko w nazwie. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż ostrygi są obecnie towarem luksusowym i drogim. Sporą rozrzutnością byłoby pakowanie ich do piwa nie mając 100% pewności, że będzie ono ludziom smakować. Ostatnio trafiłem na ciekawy odcinek Brewing TV odnośnie święta ostryg i warzenia prawdziwego oyster stouta. Jeśli angielski nie jest ci obcy, to zachęcam do obejrzenia: Brewing TV – Episode 48: The World’s Your Oyster Stout To tyle w temacie. Jeśli masz ochotę na więcej, zapraszam do lektury bloga naszego krajowego eksperta – Marcina Chmielarza. Strona Portery.pl to prawdziwe kompedium wiedzy na temat porteru i stoutu. A jeśli masz dzisiaj ochotę uczcić Dzień Stoutu w sposób wyjątkowy, Marcin zamieścił rozkład jazdy dla różnych miast. To tyle. Wznieśmy w górę pintę pysznej nieprzejrzystej cieczy. Zdrowie stoutu!!! Wyświetl pełny artykuł
  17. W warzeniu piwa najpiękniejsza jest możliwość eksperymentowania. Ilość możliwych kompozycji jest w zasadzie nieskończona. Mamy ogromną gamę słodów, chmielów i … przypraw. Piwo lubi przyprawy, szczególnie ciemne piwo, ale o tym jutro. Dzisiaj będzie o trunku jasnym i szokującym. Do tego uwarzonym w Polsce. Nie, nie jest to wynalazek z małego browaru rzemieślniczego czy też kontraktowego. To trunek od regionalnego średniaka – Browaru Kormoran. Browar pokazał, że ma cojones i uwarzył piwo z …. czosnkiem. To, co było pierwotnie żartem prima-aprilisowym stało się faktem. Przedstawiam wam Piwo orkiszowe z czosnkiem. Orkiszowe z czosnkiem – aromatyzowane orkiszowe (pszeniczne) Ekstrakt 12,5%, alkohol 5,1% Skład: woda, słód jęczmienny, orkisz, drożdże, chmiel, czosnek Wygląd: kolor jaśniutki, słomkowy. Ani klarowne, ani mętne – ot średnio opalizujące. Piana biała, gęsta, drobna i lepka, ale niezbyt obfita i całkiem szybko redukuje się do kożuszka. Aromat: czosnek, czosnek i czosnek, a jak się dobrze zaciągnąć, to nawet pszeniczno-słodową bazę można wyczuć. Z upływem czasu nos się przyzwyczaja i czosnek zmienia swoją postać z ostrej na ziołową, aromatyczną, jednocześnie do głosu dopuszczając więcej słodowej bazy. Wysycenie: wysokie, jeszcze bardziej dodające pikantności. Niestety dość szybko traci na animuszu. Smak: tutaj małe zaskoczenie, bo czosnek ustępuje przyjemnej słodowo-pszenicznej bazie. Jest też odrobina kwaskowatości, ale całość podąża bardziej w kierunku słodkiego niż kwaśnego. Goryczka chmielowa niska, ale oprócz niej występuje coś w rodzaju czosnkowej pikantności. Odczucie w ustach: gładkie, o średniej treściwości, nieco pikantne – trochę od czosnku, a trochę od wysokiego wysycenia. Wrażenie ogólne: dla mnie bomba. Piwo jakiego w życiu nie piłem. Odważne, nietuzinkowe i co najważniejsze bardzo dobrze skomponowane i wysoce pijalne. Czosnkowy aromat i ostrość ładnie tutaj współgrają z gładką słodkawą orkiszową bazą. Całość delikatnie uzupełniona lekką kwaskowatością. Nie jest to z pewnością piwo, którym można się jakoś szczególnie delektować. Nie jest to też trunek, którym można pić na co dzień, natomiast idealnie wpasowuje się w obecną porę roku i aurę za oknem. Orzeźwia, a jednocześnie delikatnie rozgrzewa. Zadziwiająca jest też jego sesyjność. Pomimo intensywnego, ostrego aromatu, po wypiciu szklanki, chętnie sięgnąłbym po kolejną. Ocena: 7/10 Wyświetl pełny artykuł
  18. czyli 5 parametrów, które oceniamy podczas testowania Ostatnio kumpel z roku służy mi jako świnka doświadczalna odnośnie terminologii stosowanej na blogu (dzięki Alek!). Zajmuję się tematem piwa tak długo, że w zasadzie nawet nie zastanowiłem się nad faktem, że takie słowa jak wysycenie czy ściągający mogą powodować konsternację i nagłą apopleksję połączoną z wystąpieniem przetoki mózgowej. Dlatego w środowych sesjach publicystycznych zamierzam skupić się na tematach mniej lub bardziej technologiczno-praktycznych. Jak to stwierdzono, jeżeli nie umie się w przystępny sposób przekazać wiedzy to znaczy, że tak naprawdę nic się nie wie. Pewnie cykl zbiorę w jakimś jednym miejscu na blogu, dla dobra naszego i Waszego. Jeżeli musimy ocenić piwo, a nie po prostu je wypić, to aby zabłysnąć trzeba ocenić parę głównych parametrów. Zasadniczo i one i skala ocen może się w jakimś stopniu różnić w zależności od wybranego arkusza, ale jako, że tutaj mamy to w poważaniu nie będziemy bawić się w pierdolety. Co oceniamy? A raczej co ja oceniam i można się tego trzymać: pianę, barwę (z klarownością), zapach, smak, pijalność (ocena ogólna). Co do ogólnej oceny można się bawić w skalę 5, 10, 50 czy 100 punktową. Ja nie bawię się w żadną. Ale czy znacie uproszczoną skalę imprezową? Składa się z 2 punktów: 0 – nigdy 1 – tylko jak jestem pijany/pijana 2 – zawsze Jak widać i w ten sposób można sobie ułatwić życie. No dobra, ale co rozumiemy przez te 5 parametrów? Piana drinkbetterbeer.wordpress.com Ten parametr jest fetyszem dużych browarów, gdzie czas trwania (retencji) czapy liczony jest co do milisekundy. Część ludzi nienawidzi piwa z pianą, część nie może sobie wyobrazić piwa bez niej, a reszta ma to gdzieś. Generalnie fajnie by było, gdyby każde piwo miało jakąś tam pianę. Od gatunku zależy natomiast już jaka ona powinna być. Zasadą kciuka jest, że piana powinna być drobnopęcherzykowata, zwięzła i oblepiać szkło. Barwa thescrewybrewer.com Oczywista oczywistość. Jeżeli piwo jest w jakimś konkretnym stylu/gatunku to powinno łapać się w widełki. Tak samo, jeżeli powinno być klarowne to wszelkie zmętnienie powinno już generować zdrową dawkę zaniepokojenia. Zapach alabev.com I tutaj ważna kwestia, należy rozróżnić smak od zapachu. Nie mamy smaku malinowego, bananowego czy korzennego. To wszystko są związki zapachowe. Przykładowo nie ma smaku schaboszczaka. Na rozpoznawanego przez nas schaboszczaka będzie składał się smak mięsny, aromat mięsa, panierki, karmelizacji na patelni itp. W piwie może być kilkaset różnych substancji zapachowych, co więcej każdy ma inny próg percepcji. Ja np. wyczuwam diacetyl już w bardzo małych stężeniach, dlatego tak mnie wkurza jak pojawia się w piwach w których nie powinien się znajdować. Smak nature.com I teraz knyf, bo mamy nie 4 a 5 smaków. Słodki, słony, kwaśny, gorzki oraz mięsny, czyli tak zwany umami. Każdy może wystąpić w piwie. Jak najlepiej ocenić sam smak? Zatkać nos. Serio, zatkajcie nos i pojeździjcie piwem po języku. Nagle okaże się, że słodkie piwo pszeniczne jest tak naprawdę kwaśne. Pijalność/ocena ogólna Każdy gatunek ma cechy pierwszorzędowe, drugorzędowe i poboczne smaku i aromatu. Sugeruje to pewną harmonię, która powinna występować w danym piwie. Porządne, zacne piwo pracuje na języku tak jak whisky, nie jest jednowymiarowe. Powinno rozwijać swój profil w czasie, ujawniając coraz to nowe akcenty. Sprawiać, że będziemy chcieli sięgnąć po kolejny łyk, delektować się. To jest prawdziwa sztuka, a nie dopieprzenie jednego ze składników w opór tak, że będzie wychodził wszystkimi porami. To tak na krótko i od teoretycznej strony tego aspektu. Jestem ciekaw, które konkrety w ocenie piwa Was najbardziej interesują. Wyświetl pełny artykuł
  19. jest nieźle, ale nie beznadziejnie. Kolejne polskie piwo mieniące się pilsem. Pils z browaru Namysłów w zielonej butelce (brrrr…). Daleko do ideału, ale jest jeden pozytywny aspekt tego piwa. Jaki? Przekonajcie się sami. Czy jest lepsze od Pilsa z Jabłonowa? … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  20. czyli na bezrybiu… W odcinku o czeskim pilsie zapowiedziałem degustację polskich pilsów. Dziś zaczynam od Pilsa z Jabłonowa, który zbiera świetne recenzje. Ogłaszany jest najlepszym, a przez innych jedynym, polskim pilsem. W recepturze piwa maczał palce Marcin Chmielarz, czyli Mason … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  21. czyli jak Brew Dog trzepie kasę na neofitach Jako, że jesteśmy te kilkanaście lat za Zachodem odnośnie piwa, to ostatnimi czasy przedmiotem pożądania „świadomego” (czy może bardziej „uświadomionego przez Internet”) piwosza są produkty szkockiego Brew Doga. TL;DR żeby się nie rozwodzić: dwóch typów otwiera browar, zaczynają od agresywnego marketingu i szokowania produktami (jankeskie style, wyścig na ilość procentów w piwie, takie tam pierdolety) potem jadą na renomie mimo, że cokolwiek im się produkcja zwiększyła. Zasadniczo w Zjednoczonym Królestwie nikt już się nie jara ich produktami, bo są znacznie lepsze i ciekawsze browary i piwa. Natomiast jak czytam sobie recenzje ich piw to odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia z piwną odmianą syndromu sztokholmskiego – „skoro już wydałem 20/30/40pln na ich piwo to ma być ZAJEBISTE i niech inni zazdroszczą, bo nie przyznam się, że sfrajerzyłem i wtopiłem kasę”. Dlatego jak tylko pojawia się kolejna dostawa wszyscy gromadnie wyciągają sakiewki i rzucają złotymi dukatami w sprzedawcę, byle tylko liznąć boskiej ambrozji. Ale! Od czego macie mnie, wystarczy, że ja wtapiam kasę na wynalazki. Wy już nie musicie. Dlatego kupiłem tak zachwalane 5 A.M. Saint i Hardcore IPA w celu sprawdzenia, czy rzeczywiście jest czym się tak grzać. Szczególnie to drugie ma opinię, że wystarczy otworzyć kapsel i już cieknie po nogawce do cholewki. 5 A.M. Saint Iconoclastic amber ale (ale także uber-hoppy red ale, niechże się zdecydują). Barwa: bardziej rubin niż bursztyn. Nieklarowne. Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada. Zapach: miodowy z cytrusami pochodzącymi z chmieli. Plus estry owocowo-kwiatowe i lekkie fuzle. Generalnie bardzo fajny, zbalansowany bukiet. W tle bardzo, ale to bardzo delikatna autoliza, brak natomiast DMS czy diacetylu. Podoba mi się. Smak: Po zapachu spodziewałem się słodkiego, słodowego i pełnego piwa. Jest wprost przeciwnie. Bardzo wytrawne, ale jednocześnie żałośnie płaskie i mało treściwe. Niefajnie kwaskowate od użytych ciemnych słodów. Goryczka początkowo spora, bardzo szybko zanika co akurat jest OK, bo nie męczy. Dodatkowa goryczka jest także od użytych słodów. Lekka ziemistość w smaku. Jeżdżąc piwem po języku to praktycznie pijemy cierpką wodę z goryczką, zaczerpniętą z kałuży na trawniku. A na koniec pozostawia jeszcze dziwny posmak. Jeszcze mogę siedzieć, bo dupy to mi nie urwało. Nic szczególnie ciekawego, jeżeli jest do kupienia za więcej niż 10pln to nie warto, chyba że ma się mega ciśnienie na ciekawostkę i blichtr wśród znajomych. Hardcore IPA Explicit Imperial IPA, czyli tak ukochany przez nasze browary kontraktowe styl. Barwa: Bursztynowa. To jest bardziej amber niż 5 A.M Saint. Nieklarowne. Piana: Średnio i grubopęcherzykowata. Dosyć szybko opada. Zapach: W zasadzie baza podobna do 5 A.M. Plus nuty ananasowe, mango, brzoskwinie oraz alkoholowo-rozpuszczalnikowy akcent. Parfuma po prostu. Chyba mi się amerykańskie chmiele przejadły. Wszyscy zaczynają ich wpieprzać bez sensu i umiaru i każde piwo pachnie przez to podobnie. A taka różnorodność i wybór niby. Smak: Czuć, że ma ponad 9% alkoholu, a więc i adekwatny ciężar gatunkowy ekstraktu. Piwo co ciekawe jest słone i to mocno. Goryczka jest zalegająca, ale jest to w miarę niwelowane przez słodowość. Na pewno przez to, że jest treściwe jest już lepsze niż 5 A.M. Ale i tak można je streścić w trzech słowach: goryczkowe, kwaśne, słone. Browar reklamuje się hasłem „Beer for punks!”, może należy w takim razie ich piwa pić mocno zmrożone prosto z butelki? Przypuszczam, że wtedy byłyby lepsze. Jeżeli w tym kierunku chcą podążać w Polsce browary rzemieślnicze czy kontraktowe to nie ma przyszłości. Już nie tylko trzeba będzie pakować piwa w butelki 330ml (bo 500ml naraz będzie nie do przeskoczenia), ale i pić je w zmrożonych szotach. Protip: chcecie wydać więcej niż 10pln na zagraniczne piwo z psem w nazwie? Kupcie sobie coś z Flying Dog czy Dogfish Head. Na Brew Doga szkoda pieniędzy. Ale butelki, etykiety i kapsle mają ładne, to trzeba im przyznać. No i oprawa graficzna jest przemyślana. Tyle, że to strzelanie na wiwat, ot i tyle. Wyświetl pełny artykuł
  22. czyli czy angielscy lordowie mają big cojones? Kolejny odcinek poświęcony stylom piwa. Po czeskim pilsnerze, czyli przynajmniej w teorii jednym z najpopularniejszych stylów, czas na coś zdecydowanie bardziej niszowego, a mianowicie barley wine. Dosłownie można tę nazwę przetłumaczyć jako wino … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  23. czyli dlaczego nonic popadł w niełaskę. Kangaroo powoli przechodzi do historii. Niestety po raz kolejny opowiadam o naszym piwie, które już właściwie jest niedostępne. Obiecuję, że w przypadku Kawki się poprawię. Za to, zaintrygowany symultaniczną degustacją Pilsnera z kufla i … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. ale z piwem i whiskey jest lepsza Wychodząc z założenia, że co za dużo to niezdrowo, a już na pewno nudno w cholerę, tydzień zamierzam kończyć wpisem średnio piwnym. Lub też z piwem praktycznie nie związanym. Dzisiaj akurat piwo znajdzie się jako składnik, aczkolwiek tutaj „piwo” jest trochę naciągane, bo mowa o Primatorze 24%. Trzeba sporej dawki samozaparcia, aby wypić całą butelkę. Sezon się zaczął, więc można kupić w warzywniakach i na bazarach świeżą żurawinę. Która to, tak jak i piwo, pasuje do wielu okazji konsumpcyjnych. Desery, mięsa, warzywa pewnie też (wychodzę z założenia, że warzywo to dodatek do mięsa a nie pełne danie). Pod wpływem impulsu kupiłem ćwierć kilo żurawiny, bez konkretnej wiedzy co ja z tym zrobię. Jako człowiek renesansu z radością przyjąłem fakt, że znajomość chemii organicznej przydała mi się do ekscesów kuchennych. Żelowanie pektyn, fuck yeah. Nie chce mi się rozwodzić nad przepisem, więc będzie krótko. Co potrzebujemy: - żurawinę (herp derp) - ¼ szklanki cukru (ja jestem wystarczająco słodki, jak ktoś jest mniej to niech sypnie więcej) - Primator 24% (ale równie dobrze może być każde inne mocne, słodkie piwo, np. koźlak) - limonka - papryczka habanero - owoc granatu - shot JD Co z tym szpejem zrobić: 1. Żurawina, posiekana papryczka i piwo do rondla. Fajerkę na pełny ogień 2. Jak się zagotuje, zmniejszamy ogień i i niech sobie pyrka. 3. Dodajemy cukier, wyciśnięty sok z limonki i dalej grzejemy. 4. Zasadniczo wypadałoby to ciągle mieszać. 5. Jak dojdziemy do wniosku, że wygląda tak jak powinien wyglądać dżem, dodajemy granat. 6. Grzejemy jeszcze z 5 minut, wrzucamy shot Jack’a Daniel’sa i styknie. Przewalamy to do pojemnika i myk do lodówki. Można tak trzymać spokojnie z dwa tygodnie. Protip: to jak Kodeks Piratów, bardziej jak zbiór wskazówek. Bazę powinna stanowić żurawina, cukier, coś kwaśnego (that pH), rozpuszczalnik (mokre ma być). A dalej to już jak fantazja poniesie. Ponieważ porządny piwowar i piwosz nie może być kiepskich kucharzem. Wyświetl pełny artykuł
  25. czyli wśród ślepców jednooki jest królem. Tym wpisem rozpoczynam opisywanie stylów piwa. Na początek wszędobylski zdawałoby się pilsner, czyli pils czeski. Teoretycznie ten styl dominuje na sklepowych półkach. Niestety teoria z praktyką zgadza się tylko w teorii. Pilsa w Polsce … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.