
Pierre Celis
Members-
Postów
4 691 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
[Lepsze piwo] PIWOWARSTWO KRESÓW WSCHODNICH W ALBUMIE S. JĘDRZEJEWSKIEGO
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
"Piwo to napój niezbędny - Przemysł piwowarski na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej" to plon potężnej pracy i birofilistycznej pasji Sławomira Jędrzejewskiego. Książka ta to nie pierwsza pozycja dotycząca piwowarstwa historycznego, ale pierwsza traktująca o Kresach Wschodnich. Określenie książka jest w zasadzie nieodpowiednie. Jest to 276-stronicowy ciężki album z ogromną ilością zdjęć, tabel, informacji i wiedzy. W żadnym razie album ten nie jest powierzchowny, autor potraktował zagadnienie piwowarstwa na Kresach Wschodnich niezwykle skrupulatnie. Całość albumu podzielona jest na dwie części. W pierwszej Jędrzejewski opisuje cały przemysł piwowarski na ziemiach, które przed II wojną światową znajdowały się jeszcze w Polsce, a po jej zakończeniu już nie. Autor w licznych tabelach serwuje dane dotyczące ilości browarów w poszczególnych województwach, ich wyposażenie techniczne, zdolności produkcyjne, zarobki pracowników, produkcję, sprzedaż i spożycie piwa. Następnie przygląda się właścicielom tych browarów, działaniom marketingowym, jakie stosowały. Osobne rozdziały poświęcone są butelkom, etykietom i reklamom dawnych browarów. Część druga albumu to charakterystyka konkretnych browarów z województw białostockiego, wileńskiego, nowogródzkiego, poleskiego, wołyńskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego. Autor opisuje 122 browary z większych i mniejszych miejscowości. Oprócz Lwowa, Grodna czy Wilna mamy tu browary z Łucka, Porycka, Wołkowyj czy Kowela. Całość robi ogromne wrażenie pod każdym względem, zarówno merytorycznym, jak i wydawniczym. "Piwo to napój niezbędny" to absolutna gratka dla miłośników historii piwowarstwa, a przy okazji doskonały przykład, jak trudne i wydawałoby się zapomniane tematy można w sposób atrakcyjny, ciekawy i przystępny ożywić i przede wszystkim ocalić. Zobacz też: Chełmżyński browar - nowa książka Sebastiana Różyńskiego Tożsamość chmielu czyli The Hop Aroma Compendium Czytaj całość na blogu autora -
[Blog Kopyra] Być w Bambergu i nie odwiedzić Schlenkerli…
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. Czyli generalnie trochę oklepane, zwłaszcza jak już raz się było, ale jednak za każdym razem staram się odwiedzić. Marcowe szynkowane wprost z beczki, o tej porze roku również Urbock. No po … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
[Lepsze piwo] IV SZKOLENIE PRZYSZŁYCH JURORÓW PIWNYCH ZA NAMI
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Zakończyła się IV edycja kursu szkoleniowego na sędziów konkursów piw domowych. Został już jedynie egzamin. Na brak wrażeń kursanci z całej Polski, a nawet ze Słowacji narzekać nie mogli. Wykłady teoretyczne przeplatane były ćwiczeniami praktycznymi. Praca domowa została zadana, teraz pozostał już tylko egzamin. Wstępny test na daltonizm smakowy zdali wszyscy. W zamyśle ma on jeszcze przed szkoleniem wykluczyć potencjalnych daltonistów smakowych, ale jak zwykle test zaliczyli wszyscy. Tym razem laboratorium wydziału przygotowało dodatkowo ciekawą zabawę: każdy otrzymał pojemniki z watą nasączoną różnymi aromatami owocowymi, przyprawowymi, ziołowymi itp. Należało je właściwie zidentyfikować. Niby na co dzień obcujemy z wieloma aromatami, ale jak przychodzi do określenia ich w ciemno, to nagle zaczynamy się wahać. Ale to była tylko zabawa na rozgrzewkę. Na początku kursanci zapoznali się z ogólnymi pojęciami z dziedziny sensoryki i organoleptyki i teoretycznie wprowadzeni zostali w świat doznań aromatyczno-smakowych. Kolejnym wykładem była prezentacja technik sensorycznych dotyczących piwa, jak również teoretyczne uwrażliwienie ich na parametry piwa, które podlegają sensorycznej ocenie. Uczestnicy szkolenia zapoznali się z charakterystyką aromatów i smaków, poznali diagram kołowy i terminologię cech smakowo-zapachowych piwa. Pierwszy dzień kursu zakończyły ćwiczenia praktyczne. Przyszli sędziowie przez 3 godziny mogli organoleptycznie zgłębić blisko 20 podstawowych aromatów i smaków obecnych w piwie - zarówno tym dobrym, jak i wadliwym. Na początek było prościej, gdyż smaki i aromaty zaprezentowane zostały jedynie w roztworach wodnych. Dzień drugi rozpoczął się od wykładu na temat surowców i składników piwa, które wpływają na podział typologiczny, na piwną różnorodność. Kursanci zapoznali się również z problematyką organizacji konkursów piw domowych i zasadami ich rzetelnego przebiegu. Następnie ponownie przystąpili do ćwiczenia pamięci sensorycznej. Tym razem smaki i aromaty pojawiły się w piwie. Była to więc sytuacja bardzo zbliżona do tej podczas konkursu, kiedy degustując piwo trzeba scharakteryzować i ocenić jego parametry. Na zakończenie kursu odbyły się ćwiczenia z arkuszem ocen. Piwo domowe prezesa PSPD zostało poddane ocenie, a spostrzeżenia przelane na arkusz ocen. Jako pracę domową każdy z kursantów otrzymał Koźlaka z Browaru Fortuna i zadanie wykonania profesjonalnej oceny piwa z użyciem arkusza ocen. Wszystkim kursantom życzę powodzenia na egzaminie, który będzie miał dwie fazy: sędziowską ocenę piwa, recepcję aromatów i smaków w spreparowanym piwie oraz test pisemny z wiedzy teoretycznej. Szkolenie przeprowadzili: Dr Eliza Kostyra – kierownik pracowni sensorycznej, SGGW Dr Andrzej Sadownik – prezes PSPD, SGGW Rafał Kowalczyk – PSPD Dorota Dobrzyńska – kierownik laboratorium browaru Warka Mirosława Dąbrowska – laborant prowadzący browaru Warka Krzysztof Lechowski – Komisja sędziowska PSPD Czytaj całość na blogu autora -
to chyba dynia i marketing Przy okazji premiery Naked Mummy i Dyniamitu wyzłośliwiałem się nad ideą przeniesienia piw dyniowych na polską ziemię. Niestety nie udało mi się porównać wersji beczkowych (z braku piwa AleBrowaru) natomiast jedna szklanka Dyniamitu sprawiła, że do tej pory dostaję szczękościsku i strzela mi szkliwo na samo wspomnienie goździków. Czy wersja beczkowa może różnić się od butelkowej? Trzeba podciągnąć szeleczki, odciążyć portfel i sprawdzić. AleBrowar Naked Mummy Etykiety AleBrowaru są zajebiste i zdecydowanie zwracają na siebie uwagę na sklepowej półce. Ta w dodatku świeci, normalnie nowa jakość na polskim rynku, high life i powiew świeżości. Tak szczerze to fajny bajer, trzeba było nad tym trochę pomyśleć. Na kontretykiecie nawet ciekawy tekst reklamujący piwo, może zachęcić do kupna na próbę. Ale czemu kapsel nie jest pomarańczowy? Piana: Średnio i drobnopęcherzykowata. Dosyć szybko opada, ale oblepia szkło. Barwa: Lekkiej herbaty, wpadająca w bursztynowy. Nieklarowne. Zapach: Cynamon, imbir, gałka muszkatołowa. Co ciekawe pachnie jak fermentowane szczepem T-58, tak jednak nie jest. Tylko czemu w takim razie czuję jałowiec? Smak: Wysycenie spore, przyjemnie pracuje na języku. Mniejsze w takim piwie by się nie sprawdziło. W smaku piwo jest ukierunkowane na goryczkę, jest również lekka słodycz, która ją równoważy. Nawet zbalansowane. Goryczka pozostaje, nie jest natomiast męcząca. Czuć imbir i cynamon, gdzieś tam w tle, przy dużej dozie samozaparcia, majaczy również dynia. Całkiem pijalne piwo, które nie męczy. Wypiłem już kilka butelek i jako „jedno piwo na wieczór przed snem” daje radę. Nie oszukujmy się jednak, jest to bardziej piwo przyprawowe niż dyniowe. Przy okazji czajcie bajer: Pinta Dyniamit Przyjemniejszy papier etykietowy, tekst reklamowy z tyłu mniej ostry niż w przypadku konkurencji, ale też daje radę. No i srogie lokowanie marek. Piana: Początkowo bujniejsza niż u Naked Mummy, ale szybciej opada. Barwa: Trochę jaśniejsze, bardziej miodowe. W sumie można powiedzieć, że dyniowa. Zapach: Festiwal goździków, fenoli i diacetylu. Ten ostatni jest niestety ostatnimi czasy przypadłością piw Pinty, tutaj jednak nie przeszkadza. Co więcej, równoważy moc przyprawowych fenoli. Zapach kojarzy się dosyć słodko. I jest znacznie, ale to znacznie przyjemniejszy niż w wersji beczkowej. Nie jest już konieczna rekomendacja Polskiego Związku Stomatologicznego. Smak: Totalne zaskoczenie. Wersja beczkowa była nędzna, nie wszyscy byli w stanie skończyć jedną szklankę. Tutaj owszem jest goździk, też dominuje w profilu smakowym, ale nie przeszkadza. Piwo jest bardzo słodowe i słodkie, z akuratnym wysyceniem. Finisz jest krótki i nie męczy, nie oblepia paszczy tak dentystycznie jak beczka. Mniej jest przypraw niż w Nagiej Mumii. Muszę przyznać, że jest naprawdę pijalne, w dodatku bliżej mojego wyobrażenia piwa dyniowego (bo słodkie). Aczkolwiek dynia to tutaj też jakoś nieszczególnie wyczuwalna. W zasadzie oba piwa mają więcej różnic nic punktów wspólnych. Pinta jest słodka, AleBrowar wytrawny. Jedno i drugie jest pijalne i ciekawe. Pinta zdecydowanie zaś zatarła pierwsze, parszywe wrażenie wersją butelkową. Czy warto sypnąć groszem i spróbować? Tak. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli wreszcie też możemy podnieść głowę. Jak już wiecie z relacji na żywo Kormoran, a co za tym idzie Polska zdobyła dwa medale, w tym złoty. Co daje nam 8. miejsce w klasyfikacji generalnej, ex equo z Danią i Wielką Brytanią. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Kuchnia Piwowarki Agi] Piwo i jedzenie pod ceglanym sklepieniem
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
W ubiegłą niedzielę w ustrzyckiej kawiarni Piwniczka odbyła się degustacja piw domowych mojego autorstwa. Degustacji towarzyszyło pyszne jedzenie przygotowane i podane przez Agnieszkę, gospodynię Piwniczki. Czytaj całość na blogu autora -
ale się nie ucieszycie… Kiedy okazało się, że przetarg na dzierżawę browaru w Zwierzyńcu, jednym z najstarszych browarów w kraju wygrała lubelska Perła pojawiły się głosy, że to pewnie tylko wybieg. Że przez rok nic nie będą produkować, a potem … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Tytuł może nieco na wyrost, bo udało mi się zwiedzić zaledwie jeden (z dwóch planowanych) browar w Londynie. W zasadzie, to przed wyjazdem wiedziałem tylko o dwóch. Dopiero w trakcie i po powrocie okazało się, że miasto jest pod tym względem bogatsze niż mi się pierwotnie wydawało. O największym londyńskim browarze słyszało pewnie wielu, bo jego piwa można kupić w wielu miejscach poza Wielką Brytanią, nawet w Polsce. I o nim właśnie będzie dzisiaj mowa. Przedstawiam państwu: Fuller’s Brewery, czyli ponad 160 lat tradycji z zachodniego Londynu. Bezpośrednią inspiracją dla tego wypadu był artykuł Grzegorza Zwierzyny z wiosennego Piwowara. Grzesiek odwiedził browar przede mną i z detalami opisał dlaczego warto tam zajrzeć. Potwierdzam – naprawdę warto! Wycieczka zaczyna się w przybrowarnej knajpie, gdzie można spróbować większości piw warzonych na miejscu. Co ciekawe młodzi lokalsi wybierają importowane eurolagery, a po piwa od Fuller’sa sięgają starsi panowie i … turyści. W zasadzie nie ma się co dziwić, wszak mamy kryzys i trzeba zwracać uwagę na ceny, a przecież jedno i drugie kopie tak samo W oczekiwaniu na przewodnika zamówiłem sezonowe Spring Sprinter nachmielone nowozelandzkim chmielem Nelson Sauvin. Nuda, ot takie mało wyraziste, ziemisto-trawiaste ale. Tu od razu krótka dygresja dla wszystkich planujących odwiedziny u Fullers’a – warto zapisać się wcześniej. Mi udało się rzutem na taśmę, ale czasami zainteresowanie jest tak duże, że przewodnik nie zgadza się na zabranie dodatkowych osób. Zwiedzanie trwa około godziny i odbywa się w małych grupach. Ma to uzasadnienie o tyle, że pomieszczenia i przejścia w browarze są ciasne. Całość mieści się w dość wiekowych zabudowaniach, choć ich wnętrza zawierają już całkiem współczesną aparaturę. No może z drobnymi wyjątkami. Ku uciesze miłośników historii przemysłu w browarze zachowano część starego wyposażenia, między innymi zabytkową kadź zacierną, oryginalny kocioł warzelny z 1823 roku (opalany węglem, obudowany cegłami dla mniejszych strat ciepła) i dość niespotykany, dwuczęściowy fermentor. Ten ostatni składa się z wysokiej drewnianej beczki (a raczej beeeki) i znajdującego się pod nią prostopadłościennego koryta. Dawniej pierwsze dni fermentacji odbywały się w beczce. Duża wysokość sprawiała, że w słupie piwa panowało większe ciśnienie, drożdże pracowały więc w większym stresie produkując estry tak pożądane przecież w wyspiarskich ale. Dalej fermentacja odbywała się już spokojniej, w zbiorniku położonym poniżej. Całość oczywiście otwarta. Dzisiaj cała ta magia odbywa się w zamkniętych, nowoczesnych tankofermentorach. Tak jest bezpieczniej i w zasadzie bez szkody dla smaku piwa. Wracając do zwiedzania, to obejmuje ono w zasadzie cały browar i to się chwali. Widziałem kadzie zacierne, warzelne oraz wiekowe już śrutowniki, które ciągle dzielnie pełnią swoją rolę. Ogromne tankofermentory zmieściły się w całości w budynku, ale są upakowane tak ciasno, że ciężko między nimi lawirować. W magazynie surowców mogłem zerknąć jakiego chmielu się w browarze używa, a także co jest warzone aktualnie i co jest zaplanowane na najbliższe dni. Ciekawostką jest, że w browarze używa się tylko jednego rodzaju drożdży, a przecież rodzajów piwa warzy się tam kilkanaście. Fakt faktem, że wszystkie górnej fermentacji i wszystkie (z drobnymi odstępstwami) w stylu “wyspiarskim”. Fotografować można wszystko, z wyjątkiem ludzi przy pracy. Takowych na szczęście nie było zbyt wielu, gdyż pora była już mocno popołudniowa. Fajnie, że Fuller’s nie ma tajemnic i co najważniejsze nie ma się czego wstydzić. Byłem świadkiem jak dba się o linie rozlewu. Po zakończonym dniu pracy wszystko było akurat skrupulatnie myte ciśnieniowo chemią o niezbyt przyjaznym zapachu, zapewne roztworem sody kaustycznej. Z ciekawostek dodam, że znaczna część piwa wędruje do beczek i to różnego rodzaju. Oprócz standardowych europejskich (różnych pojemności), spotykanych i u nas, widziałem pękate brytyjskie beczki do real ale oraz smukłe gładkie podobne do corneliusów (pepsi). Zwiedzanie kończy się degustacją w przybrowarnianym muzeum. Oficjalnie spróbować można sześciu najpopularniejszych piw. W praktyce przewodnik był tak zaangażowany i hojny, że śmiało częstował także piwami specjalnymi z serii Past Masters (znakomity Double Stout) czy też długo leżakowanymi Vintage Ale (w tym przypadku rocznik 2009). Te dwa ostatnie piwa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Past Masters Double Stout, to próba odtworzenia starej receptury, bodajże z XIX wieku. Próba pieczołowicie przygotowana, bo na jej potrzeby przygotowano specjalny słód. I co najważniejsze jakże udana. Chętnie spróbowałbym tego piwa raz jeszcze. Całkowicie głowę urwało mi jednak dopiero Vintage Ale. Coś niesamowitego i niespotykanego. Piwa z tej serii leżakują po kilka lat w drewnianych beczkach nabierając charakteru typowego dla sherry czy brandy. Zupełnie niepowtarzalne, wyjątkowe, wyśmienite. Podobno można je kupić wyłącznie w sklepie przy browarze. Warto do niego wstąpić tak czy inaczej, bo nie wszystkie piwa produkowane w browarze są szeroko dostępne na mieście. Poza piwami są oczywiście gadżety i spory wybór innych alkoholi (głównie wina). Fuller’s to jeden z ciekawszych browarów w jakich byłem. Poszanowanie dla tradycji jest wręcz zadziwiające. Browar mieści się w starych murach, w których zachowano część zabytkowego wyposażenia. To na prawdę godne podziwu i warte powielania w krajowych browarach regionalnych, w których czasem zachowało się nieco zabytkowej aparatury, a czasem jest ona nadal w użytku. To, czego nie udało się w Londynie zobaczyć Meantime Brewery – browar “alternatywny” w dzielnicy Greenwitch. Niestety dni i godziny zwiedzania niezbyt elastyczne i nie udało się w nie wpasować. Szkoda, bo piwa ponadprzeciętne i wbrew pozorom trudno dostępne nawet w samym Londynie. Camden Town Brewery – trochę przegapiłem ten rzemieślniczy browar na Camden, a można go zwiedzać w każdy czwartek, a jeśli nawet nie zwiedzać, to na pewno warto spróbować lokalnych piw w przybrowarnym barze. The Kernel Brewery – mały browar rzemieślniczy, który w każdą sobotę serwuje piwo prosto z browaru. … i pewnie jeszcze kilka innych, choć na zwiedzanie małych browarów rzemieślniczych trzeba się zapewne umawiać indywidualnie bezpośrednio z właścicielami, co niekoniecznie musi być łatwe. To na tyle o Londynie. Mam nadzieję, że nieco was zaciekawiłem. Oczywiście miasto ma do zaoferowania także multum poza-piwnych atrakcji, którymi nie chciałem was tutaj zanudzać. Jeśli nie przerażają was wielkie metropolie i … kurs funta, to śmiało rezerwujcie bilet na tanie linie i ruszajcie do stolicy Wielkiej Brytanii. Wyświetl pełny artykuł
-
aby zdobyć chmiel do IPA. Na Brau Beviale (największe targi piwowarskie w Europie) do Norymbergi pojechaliśmy z Wojtkiem Frączykiem między innymi po to, żeby zdobyć amerykański chmiel do naszych piw – Kruka, Sharka, Borsuka i wszystkich tych, których z powodu … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Przedwczoraj ogłoszono wyniki jednego z największych konkursów piw przemysłowych na świecie – European Beer Star. Wbrew nazwie konkurs ma zasięg światowy. Startowały w nim takie piwne potęgi jak Niemcy, Belgia Czechy czy USA, ale także Japonia, Kolumbia, Brazylia czy egzotyczna Namibia. W tym roku wystartował też jeden browar z Polski. I to jak wystartował! Ostatnio ubolewano, że tak mało polskich browarów próbuje swoich sił w konkursach, a przecież są na naszym rynku piwa, którymi śmiało można się chwalić. To chyba zmobilizowało Browar Kormoran, który do konkursu wystawił dwa swoje flagowe produkty. I trafił w dziesiątkę, zdobywając dwa medale. Piwo Orkiszowe z Miodem zdobyło brąz w kategorii Specialty Honey Beer (piwo specjalne miodowe), a Porter Warmiński uznano za najlepszego przedstawiciela porterów bałtyckich. I w sumie nie ma się co dziwić, bo każdy wytrawny piwosz wie, że co jak co, ale z naszych porterów można być naprawdę dumnym. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu niemal całkowicie znikły z rynku. Tymczasem dzisiaj mamy około dziesięciu przedstawicieli tego stylu i mam nadzieję, że na tym nie koniec. Z tej właśnie okazji udałem się do sklepu celem zakupu obu medalowych piw. Wróciłem właśnie zmarznięty do domu, więc z tym większą przyjemnością przystępuję do weryfikacji złotego medalisty European Beer Star, czyli najlepszego na świecie porteru bałtyckiego. Porter Warmiński – Porter Bałtycki Ekstrakt 21%, alkohol 9% Wygląd: czarne, nieprzejrzyste. Piana jasnobrazowa o zmiennej fakturze poczatkowo obfita, ale szybko redukuje sie do obraczki Aromat: kawa, przypalony karmel, wanilia i słód. Po ogrzaniu pojawia się symboliczna owocowa nuta w postaci suszonych śliwek. Wysycenie: umiarkowane w kierunku niskiego, idealne. Smak: słodkawy, ale nie zatykający. Połączenie gorzkiej i słodkiej czekolady, przypalonego słodu oraz orzechów. Czuć rozgrzewającą moc alkoholu, ale jest on znakomicie wkomponowany w całość i ani trochę się nie narzuca. Goryczka głównie od słodów palonych i alkoholu, średnio intensywna, krótka, przyjemna. Odczucie w ustach: tęgie, treściwe, lepkie, rozgrzewające. Dobrze dobrana goryczka i odpowiednie nasycenie dwutlenkiem węgla sprawiają, że mimo wysokiej mocy i gęstości pijalność jest znakomita. Wrażenie ogólne: Idealnie zbalansowany porter o świetnym i przede wszystkim czystym aromacie. Bardzo stylowy i naprawdę smakowity. Czapki z głów. Nagroda na European Beer Star jak najbardziej zasłużona. Ocena: 9/10 Wyświetl pełny artykuł
-
czyli dlaczego nie wzorują się na zagranicznych? Browar w Elblągu będący częścią Grupy Żywiec miałem okazję zwiedzić podczas II Forum Technologii Browarniczych. Wyróżnia się on choćby z tego powodu, że zastosowano w nim filtr zacierny w miejsce kadzi filtracyjnej. Jednak … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[piwolog] Lepiej dać naklejkę w grabę, niźli przysłać piwo słabe
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Choć nie pracuję w marketingu i nie znam się na nim zbytnio, dzisiaj na jednym krótkim przykładzie pokażę, jak go nie prowadzić. Albo inaczej, jak bardzo trzeba uważać, by zamiast pozytywnego PR nie uzyskać efektu odwrotnego. Jako bloger dostaje czasem prezenty od browarów. Najczęściej po prostu piwo, które czasem później recenzuję. Zdarzają się też zaproszenia na imprezy czy jak w przypadku Pinty na wspólne warzenie piwa. Do tej pory wszystkie niespodzianki były mniej więcej trafione. Do dzisiaj. Dzisiejszy prezent wywołał uśmiech na mojej twarzy. Uśmiech wybitnie ironiczny. Zacznijmy jednak od początku. Gdy w poniedziałek z samego rana otrzymałem anonimową przesyłkę zapakowaną niczym matrioszka, byłem nieco zaskoczony. Po odpakowaniu trzech kopert okazało się, że od agencji reprezentującej Grupę Żywiec otrzymałem … naklejkę. Dodam, że nie byle jaką, bo spersonalizowaną, z hasłem wymyślonym specjalnie dla mojego bloga – “Lepiej iść do psychologa, niż nie czytać Piwologa”. Zabawne, kreatywne, niesztampowe. Niemal od razu wpadła mi do głowy taka parafraza – “Lepiej dać naklejkę w grabę, niźli przysłać piwo słabe”, bo póki co Grupa Żywiec nie ma się za bardzo czym pochwalić przed wymagającym klientem. No może Porter Żywiecki czy piwa z serii Grand Champion zasługują na uwagę. Cała reszta jest dla mnie raczej niepijalna. Dlatego też naklejkę przyjąłem jako substytut piwa. I wszystko byłoby w porządku, ze smakiem i fajnie, gdyby nie to, że dzisiaj dostałem drugą przesyłkę. Otwieram … torba Żywca … nie wierzę … nie, to nie możliwe … czteropak jasnego Żywca. Ktoś tu ewidentnie nie odrobił lekcji. Widocznie akcja jest na tyle masowa, że nie było czasu i mocy, by sprawdzać do kogo się wysyła paczki. Szkoda, bo poczułem się jakbym dostał w mordę. Chociaż pierwszą moją reakcją był szczery śmiech. Moje nieco ironiczne hasło odwróciło się w jednej chwili w konkretny czarny PR. Najgorsze jest to, że nie wiem co z tym fantem zrobić. Wypić? Oddać największemu wrogowi? A może być jeszcze bardziej złośliwym i przeprowadzić degustację z recenzją na blogu? Może wy zdecydujcie. Czekam na wasze komentarze. Wyświetl pełny artykuł -
[Lepsze piwo] PORTER WARMIŃSKI Z OLSZTYNA ZDOBYWA ZŁOTO
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Rozwój European Beer Star w 9 latach trwania konkursu jest niesamowity. Do pierwszej edycji w roku 2004 przystąpiło 271 piw, w tym roku było ich 1366 z łącznie 45 państw. Bez wątpienia można powiedzieć, że EBS należy do trzech największych i najważniejszych konkursów piw przemysłowych na świecie. Tegoroczne jury liczyło 102 ekspertów z 25 państw: piwowarów, sommelierów, piwnych dziennikarzy i fachowców z branży browarniczej. Przez dwa dni oceniali oni piwa w 50 kategoriach pod kątem barwy i piany, aromatu i smaku. Poza stylem sędziowie nie mieli żadnych innych informacji o piwie, nie widzieli butelki, nie wiedzieli skąd ono pochodzi, z jakiego jest browaru. Najlepsze piwa nagradzane są medalami złotym, srebrnym i brązowym. Tym razem dwa medale: złoty i brązowy jadą do Polski, oba do Olsztyna, oba do browaru Kormoran. Najlepszym porterem bałtyckim uznany został Porter Warmiński, natomiast trzecie miejsce wśród piw miodowych zajęło Orkiszowe z miodem. źródło: Browar Kormoran Potrzebowaliśmy tych medali, potrzebowaliśmy tego złota. Wszak sami twierdzimy, że mamy duże tradycje i doświadczenie w produkcji zarówno porterów jak i napitków miodowych różnej maści. Co prawda międzynarodowa opinia o polskich porterach bałtyckich jest już od lat bardzo pochlebna, ale koneserzy piwni w Polsce zawsze byli mocno przekonani, że nasze portery bałtyckie są po prostu najlepsze na świecie. I... rzeczywiście są. Na tegorocznym konkursie w Niemczech Warmiński pokonał dwa inne portery z USA. Ale dla olsztyńskiego porteru, który zadebiutował zaledwie trzy lata temu to nie pierwsza nagroda. Znany jest on świetnie w Rosji, gdzie dwa razy z rzędu zdążył zdobyć I miejsce na Gwiazdkowej Degustacji Porterów i Stoutów w Moskwie. W Polsce zdobył złoty medal w kategorii "Open (piwa ciemne)" w Otwartym Konkursie Piw I Gali Browarników 2009 w Łodzi/Warszawie. Konsumenci i uczestnicy plebiscytu Browar.biz na najlepsze piwo roku dwa razy przyznali mu brązowy medal w kategorii porter bałtycki. Również trzecie miejsce Warmiński zdobył na tegorocznych Chmielakach Krasnostawskich. źródło: Browar Kormoran Orkiszowe z miodem to jeszcze młodszy trunek z Olsztyna. Zaczął być warzony ledwie dwa lata temu szybko zdobywając uznanie konsumentów. Na EBS przegrał jedynie z piwem amerykańskim i belgijskim. Tegoroczne medale olsztyńskich piw nie są pierwszymi nagrodami dla polskich trunków. 7 lat temu złoto przywiozło piwo Heban z nieistniejących już Browarów Warminsko-Mazurskich "Jurand". Srebro zdobywały Lwówek Śląski (Dobre Mocne, obecnie nie warzone), Carlsberg (Harnaś) i również Kormoran (Wiśnia w piwie). Medal brązowy otrzymał Browar Jagiełło (Banana Beer, obecnie nie warzone) i Carlsberg (Okocim Pils). Jednak, mimo że jesteśmy potęgą światową pod względem spożycia piwa na głowę mieszkańca, to piwa polskie są mało znane na świecie, a browary też raczej bojaźliwie podchodzą do międzynarodowych konkursów. Miejmy nadzieję, że niewielki browar z Olsztyna wstrząśnie w tym względzie włodarzami browarów i da im przykład, że tym co jakościowo najlepsze trzeba się chwalić, w Polsce i zagranicą. Konkurs European Beer Star zdominowany został przez piwa niemieckie i amerykańskie. Ale medale pojadą również m.in. do Belgii, Białorusi, Kolumbii, Brazylii, Włoch, Japonii, Czech, Kanady, Wielkiej Brytanii i Polski. Czytaj całość na blogu autora -
czyli wampiry ¡no pasaran! Można by pomyśleć, że piwo czosnkowe to Kormorana odpowiedź na ofensywę inspirowanych Halloween: Dyniamitu i Naked Mummy. W końcu czosnek zabija wampiry, a wampiry to jedne ze stworów pojawiających się podczas tego święta wyszczerzonej dyni. Kiedy usłyszałem, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Kormoran zdobywa medale na European Beer Star
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
czyli wreszcie mamy sukces, a nawet dwa. BREAKING NEWS / ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ Orkiszowe z miodem zdobyło brąz, a Porter Warmiński złoto w konkursie European Beer Star. BREAKING NEWS / ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ Wyświetl pełny artykuł -
[Piwny Garaż] Nie będziesz serwował Ale w niskiej temperaturze
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
a Lagerów w wysokiej. Tako rzekę ja – Internet. Tja. Generalna zasada kciuka jest żywa i biada każdemu, kto od niej stosuje wyjątki. Zostanie odsądzony od czci i wiary oraz skazany na banicję. I dobrze tak odszczepieńcowi, co będzie siał ferment i zamieszanie. Niech wróci jak się douczy z Wikipedii i mądrzejszych od siebie. W nieśmiertelnych słowach dotyczących Kodeksu Piratów – „to bardziej jak wskazówki”. Jasne, są pewne przedziały temperaturowe, w których pewne gatunki będą pokazywały „więcej”. Związki aromatyczne są lotne, także w wyższej temperaturze jest ich więcej. Zupełnie jak ludzie, jak Słońce przygrzeje w lato to niewiasty pokazują więcej ciałka. No dobra, ale jak wygląda kanon? 0-4 °C Wszystko co ma w miarę szybko dostarczyć alkohol do organizmu i niekoniecznie chcemy poznać tego smak. Oraz mieć bąbelki i nie być wódką. Czyli będziemy mieli różne amerykańskie lagery, europejskie lagery w miejscach z wixą i jazdą (ewentualnie w kinach, ale to z innego powodu), malt liquor, cydry. 4-7 °C Tu już mamy szerszy wybór, a i piwa mogące się pochwalić ciekawymi, rześkimi smakami. Chodzi nam o orzeźwienie także temperatura nie jest zbyt wysoka, piwa są też z gatunku mniej alkoholowych. Mamy więc pszenice, belgijskie witbiery, Berliner Weisse, różnego rodzaju belgijskie lambiki, pilsnery, lagery, 8-12 °C Piwa o poważniejszym aromacie, jak również woltażu niż poprzednia grupa. Będą tutaj wyspiarskie ejle, różne piwa belgijskie, portery, stouty, koźlaki, angielskie cydry. 13-16 °C Piwa o potężnym aromacie, jak i zawartości alkoholu. Barley wine, Imperial Stout, koźlaki dubeltowe, Quadrupel, podwójne IPA. 70-80 °C Piwa grzane. Czyli albo nasze swojskie grzańce z przyprawami (Czesi już szykują sznur) albo np. taki ciekawy wynalazek jak Gluhkriek, czyli grzany kriek z przyprawami. Kapitalnie, ale co to dla nas oznacza? Absolutnie nic. Piwo należy pić w takiej temperaturze jaką uznajemy za stosowną. Oczywiście, jeżeli chcemy się pobawić w opis piwa i jego rozpisanie na czynniki pierwsze to lepiej zrobić to z piwem o wyższej temperaturze, przykładowo 11-13°C. Bo widzicie, w tym jest taki knyf: Wyższa temperatura to więcej aromatów, czyli automatycznie wszystkie wady wychodzą na wierzch. Czyli w niższej temperaturze można ukryć część aromatów, np. maślany diacetyl czy wysoki poziom rozpuszczalnikowego octanu etylu. Poza tym bądźmy szczerzy, nie każdy wypija piwo na tyle szybko, szczególnie na imprezach, żeby ostatnie łyki nie były już w temperaturze pokojowej. A przyjemność to praktycznie żadna. Także można trzymać się piwnych kanonów, ale tak jak ze wszystkim co jest piwne, spora dawka zdrowego podejścia i luzu. Niebo nie spadnie nam na głowy jak jakiś gatunek wypijemy dla własnej przyjemności w wyższej bądź niższej temperaturze niż sugerowana. Wyświetl pełny artykuł -
czyli dlaczego nie kręci mnie poetyka LGBT. AleBrowar spóźnił się kilkanaście dni na tytuł pierwszego pumpkin ale w Polsce. Nie wiem czy w związku z tym, ale zdecydowano się na kolejną kontrowersyjną etykietę. Oczami wyobraźni widzę już ekipę AleBrowaru jak … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
W Niemczech, w Północnej Nadrenii Westfalii warzą stare piwo, po ichniemu Altbier. Stare, bo fermentowane tradycyjnie, tj. metodą fermentacji górnej, czyli w dużym przybliżeniu w temperaturze bliskiej pokojowej. To tak w odróżnieniu od fermentacji dolnej, która począwszy od połowy XIX wieku zdominowała Europę i świat. Sezonowo warzy się mocniejszą i bardziej chmieloną wersję altbier, zwaną Sticke, co w lokalnym dialekcie oznacza tajemnicę. Zgłębmy zatem ową tajemnicę i sprawdźmy co kryje się w pięknej butelce przygotowanej dla nas przez browar kontraktowy Pinta. Stare ALE jare – Düsseldorf Altbier / Sticke Ekstrakt 14%, alkohol 5% Skład: woda, słody: monachijski, pilzeński, carared, chmiele: Spalt Select i Hersbrucker, drożdże S-33 Wygląd: kolor herbaciany, miedziany, krystalicznie klarowne, przepiękne. Beżowa piana jest średnio obfita, drobnoziarnista i opada stosunkowo szybko, pozostawiając jednak do końca ślad w postaci obrączki. Aromat: słodowy, lekko opiekany. Karmel w połączeniu z wyraźnym diacetylem odznacza się zapachem toffi, który jednak wpasowuje się nieźle w całość. Aromat jest raczej stonowany, niezbyt intensywny. W miarę ogrzewania pojawiają się delikatne aromaty owocowe w postaci suszonych moreli, rodzynek. Wysycenie: niskie do umiarkowanego. Wydaje mi się, że minimalnie zbyt niskie jak na ten styl, ale jest miłe w odbiorze i dobrze się komponuje. Smak: czysty, słodowy. Bardzo szybko do głosu dochodzi intensywna, piołunowa goryczka, która przejmuje stery i dość długo pozostaje na języku. Odczucie w ustach: treściwość średnia do średnio-wysokiej jest dobrze równoważona solidną goryczką. Dwutlenek węgla nie wtrąca się za bardzo. Moim zdaniem udana kompozycja. Wrażenie ogólne: “Stare” od Pinty to dobre piwo, ale można by nad nim jeszcze trochę popracować. Nie ma tutaj kilogramów chmielu aromatycznego, więc nie ma czym zamaskować wad (diacetyl, estry). Niemniej piwo jest dobrze skomponowane, smaczne i ma pazur w postaci sensownej goryczki. Ni będę miał nic przeciwko, jeśli po drobnych poprawkach na stałe zagości w repertuarze tego sympatycznego browaru. Ocena: 6.5/10 Wyświetl pełny artykuł
-
czyli szybkie ogłoszenie parafialne Po raz kolejny wzywa mnie Norymberga, a konkretnie targi branży piwowarskiej Brau Beviale. Jest więc okazja, żeby wypróbować automat i sprawdzić jak się spisze z zaplanowanym wcześniej tekstem. W każdym razie jutro o 12 powinien być nowy wpis. Następny dopiero w niedzielę, ale po powrocie będę miał sporo ciekawego materiału. Także do przeczytania. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli pierwszy polski pumpkin ale. Pierwszy, ale nie jedyny. Mniej więcej w tym samym czasie oprócz Dyniamitu pojawiło się piwo z AleBrowaru pod nazwą Naked Mummy. Dyniowe ale, czyli pumpkin ale to dość popularny za Oceanem styl piwa, zwłaszcza w … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
albo przechmielone w opór Flying Dog jest jednym z trzech moich ulubionych amerykańskich browarów. Tylko, że jego dostępność w Polsce jest cokolwiek wątpliwa, nie mówiąc już o ilości dukatów jakimi trzeba sypnąć z sakiewki. Nie mniej jednak przy ilości piw rzemieślniczych na modłę „American” warto sprawdzić ich piwa. Z innej beczki recenzje zaczynają mnie nudzić. Szczególnie, jeżeli są to piwa mocno niszowe i trudne do zdobycia. Nie wątpię, że czytanie o takich wynalazkach może tylko solidnie wkurzyć. Jeszcze zobaczę co z tym fantem zrobię, ale to już po powrocie z Brau Beviale w Norymberdze. Materiału zbierze się tyle, że na trochę starczy. Raging Bitch – Belgian Style India Pale Ale (8,3% alk., 60 IBU) Amerykańska wariacja na temat belgijskiej wariacji angielskiego stylu. Zacnie. Piana: zbudowana z drobnych pęcherzyków, kremowa. Tak jak w innych piwach FD dosyć szybko opada do cienkiej warstwy. Barwa: Pierwsze skojarzenie to miód spadziowy. Nieklarowne. Zapach: Sporo estrów owocowych i kwiatowych, suszone morele, lekkie korzenno-przyprawowe fenole. Delikatny i przyjemny zapach amerykańskich odmian chmielu. Da się w tej materii nie przesadzić. Pojawia się także grejpfrut oraz sosna. W tle nuta miodowa, ale butelka była już pod koniec terminu przydatności, więc może być od utlenienia. W każdym razie komponowała się zresztą. Całość zachęca do spożycia. Smak: Pierwsze co się rzuca w paszczę, to dosyć wysokie wysycenie. Specyficzna, lekko cierpko-goryczkowa słodycz (brzmi to głupio, ale tak jest), jak nic ze słodu typu Crystal. Właściwa goryczka jest solidna, ale krótka i nie męczy. Przyjemnie sycące piwo. Po przełknięciu ma się ochotę na jeszcze, nie zatyka i nie męczy. Warto spróbować. Road Dog Porter (6% alk., IBU 31) Piana: Początkowo wybujała, ale o średnich pęcherzykach. Równie szybko jak w innych opada. Barwa: W szerokim szkle wydaje się wręcz stoutowata, ale pod światło przebija na piękny palisander/ciemną wiśnię. Zapach: Ciemne słody, lekki diacetyl, estry. Pachnie prawie jak czeska wersja Guinness’a (nota bene polecam, zupełnie inne piwo niż to oferowane na nasz rynek). Smak: Lekko kwaskowate od ciemnych słodów, w tle ziarnistość oraz paloność z użytych słodów. Aromat gorzkiej czekolady. Lekkie, sesyjne piwo. Zdecydowanie warto spróbować. Piwo aksamitne, o wysokim potencjale żłopalności. Wysycenie mniejsze niż w Belgian IPA dobrze rokuje do spożycia więcej niż jednej sztuki. Alkohol sprytnie ukryty. Jak widać amerykańskie wariacje na temat klasycznych gatunków nie muszą być totalnie jednowymiarowe i zatracone w idei sypania tyle chmielu ile tylko się zmieści do kotła. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli skąd w Zielonej Górze fascynacja AIPA? Red AIPA uwarzone zostało mniej więcej w tym samym czasie co Shark. Jednak z różnych względów premierę miało dużo później. Piwo do degustacji przekazał mi Krzysztof Kula, czyli Kuli, równo z premierą. Odebrać … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Lepsze piwo] PIWO DYNIOWE CZYLI PUMPKIN ALE MADE IN POLAND
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Warzywa w piwie dla wielu muszą być szokiem. Kiedy Browar Kormoran wprowadził pierwsze w Polsce piwo z warzywami, a był to Czarny Dąb z burakiem i cykorią, koneserzy piwni podzielili się na dwa obozy: tych, którzy łapali się za głowę słysząc, że w piwie są buraki, i tych, którzy takie "wynalazki" przyjmowali z otwartymi ramionami. Ja należę do tych drugich, ale znam też takich, którzy boją się na takie piwa spojrzeć, nie mówiąc o kosztowaniu. Z okazji Halloween 2012 dwa wiodące browary kontraktowe zaproponowały nam piwo z dyni. Szok? Dla niektórych pewnie tak, ale Pumpkin Ale tu i ówdzie warzone są już od lat. W Polsce jednak po raz pierwszy. Piwo dyniowe to wdzięczny styl, bo to po prostu radosne piwowarstwo. Z jednej strony nawiązuje do modnego w Polsce Halloween, z drugiej do naszej pory roku, czyli sezonu jesienno-zimowego. Takie właśnie radosne piwowarstwo zaprezentowała Pinta, która już z etykiety puszcza do nas oko. Uśmiechnięta dynia, genialna nazwa i to przekręcone i w Dyniamicie od razu wołają: hej, wyluzuj, jesienna depresja na bok, napij się piwa z dyni! Każdy kto pierwszy raz widzi i słyszy taką zbitkę "piwo z dyni" musi być w radosnym szoku. I po wypiciu Dyniamitu w tym radosnym nastroju pozostanie. Dyniamt ma smak bardzo przyjemny, wyraźnie dyniowo-pomarańczowy. Łatwo wyczuć też przyprawy, a w posmaku atakują korzenne goździki i ponownie mieszanka przypraw. Posmak jest półwytrawny, a nawet półsłodki, ale sama końcówka posmaku jest wytrawna. Dyniamit to bardzo dobre piwo na zimę, treściwe, przyjemne i dość mocne pod względem alkoholu, ale jest on fachowo schowany. Piwo też świetnie wygląda, solidna piana i lekko pomarańczowy błysk zachęcają do skosztowania. Mocne musowanie na języku i wysoka pijalność dopełniają wrażenia solidnego rzemiosła. Zupełnie inną wizualno-smakową drogą poszedł AleBrowar, u którego już z etykiety bije strach i przerażenie. Kobieto-mumio-kościotrup o twarzy małpoluda, z którego wyłażą robale mocno utrzymuje nas w nastroju słynnego horroru Johna Carpentera pt. Halloween z psychopatą w białej papierowej masce. W Naked Mummy na pierwszy plan wysuwa się aromat żywicznego chmielu charakterystycznego dla chmielenia na zimo. Z przypraw najbardziej wyczuwalny jest imbir i gałka muszkatołowa, które w posmaku bardzo przyjemnie i delikatnie gryzą podniebienie. Dominuje jednak chmiel i jego charakterystyczna goryczka. Piwo samo w sobie jest zupełnie dobre, jednak jego dyniowość zupełnie się rozmyła i gdzieś zanikła. W tym wypadku do duża wada, bo Pumpkin Ale bez smaku i aromatu dyni to nie Pumpkin Ale. Cała para poszła więc w nastrój horroru dla dorosłych - może i pomysł dobry, ale całość trzeba lepiej wyreżyserować. Czytaj całość na blogu autora -
czyli ile w końcu może być tych IBU w piwie? W kontekście cyklu o piwnych etykietach, a szczególnie trzeciego odcinka pojawiły się pytanie dlaczego wstawiam kit, że piwo może mieć maksymalnie ~120 IBU, skoro są na świecie piwa, które mają 1000 … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
ale przyjechał Jeż z odsieczą Wczorajszy dzień to ogólne szaleństwo, które zostało zwieńczone drugim International Stout Day. Zdjęć nie mam, aparatu mi się nie chciało ze sobą targać przez pół dnia, a jednak komórka nie sprawdza się wybitnie w średnich warunkach oświetleniowych. Grunt, że w Po Drugiej Stronie Lustra była wuchta ludzi. Powszechnie wiadomo, że Kopyr jest najostrzejszym krytykiem swoich piw. Także z duszą na ramieniu oraz trzęsącymi się rękami zamówiłem u nadobnej barmanki dużą Kawkę. Musiałem wyglądać wyjątkowo słabo, ponieważ zostałem zapytany czy z mlekiem. Szczęśliwie z opresji wybawiła mnie druga barmanka, szybka niczym pistolet, strofując koleżankę, że chodzi mi o piwo. Dziękuję! A teraz już serio, słysząc zapowiedzi o Coffee Stout spod znaku Widawa&Kopyra miałem dwa skojarzenia: 1 – będzie rzut na Kujo Coffee Stout 2 – zostanie to zaprzepaszczone przez przesadę w którymś ze składników Lubię mieć rację, ale stouty równie mocno lubię, więc nie obraziłbym się za porządnego przedstawiciela stylu. Piana była rzeczywiście zacna, barwa takoż. Aromat to już sama kawa, nic poza tym. Aż nasza mnie refleksja czy rzeczywiście nie została nalana mi kawa z pianką. No, ale zakładając, że to Coffee Stout to mimo jedno wymiarowości możemy uznać to za plus. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze jak pachnie Kujo to zapraszam do lektury tutaj. Natomiast smak, hmm. Spośród kilku osób z którymi wymieniłem wrażenia z degustacji w trakcie trwania zabawy tylko Hasintus z Artezana był zachwycony. Reszta, włączając w to mła, stwierdziła kolektywnie co następuje: kawy dopieprzono bez sensu i praktycznie zabiła wszelkie inne aromaty piwo było w cholerę kwaśne i od kawy i od ciemnych słodów zbalansowanie? A co to? za wysokie wysycenie pijalność zerowa, od połowy szklanki język stawał kołkiem Jakbym chciał zamówić półlitrowe espresso to bym je zamówił, nie potrzebuję do tego piwnego ersatzu. A tak niewiele zabrakło. Niższe wysycenie, połowę mniej kawy, więcej słodów karmelowych i byłoby naprawdę zacne piwo. No, ale sukces jest w końcu całe piwo zeszło Mały przerywnik: spróbowałem też Kangura. Z butelki. Ostatni raz kiedy czułem taki bezczelny koci mocz w piwie był parę lat temu jak barman w miejscowości turystycznej nalał mi nadpsutego Murphy’s. I jeszcze lekki DMS, mrau. Znowu się okazało, że piłem inne piwo niż reszta Internetu. Coś nie mam szczęścia. Natomiast dochodzimy tutaj do niespodziewanego przewrotu piwnego. Kiedy chciałem poświęcić się dla sprawy i kupić jeszcze jedną Kawkę, okazało się, że jej już nie ma. Za to był Artezan IPA. Well fuck me sideways, do want! W zgodnej opinii towarzystwa przy stoliku Artezan zarządził zrywając wszystkim bereciki. Piana po prostu książkowa, pozostawiając pięknie wyspiarskie pierścienie po każdym solidnym łyku. Aromat początkowo głównie estrowy, po ogrzaniu uwodził również chmielami. W smaku wytrawniejszy niż poprzednia edycja, ale nadal w stylu i to z szykiem i fasonem. Piwo tak sesyjne jak tylko się da. Trochę lipa, że na ISD najlepszym piwem było IPA. Opresja angielskiej korony, ot co. PS. Jakby co kupiłem jeszcze Kawkę w wersji butelkowej. PS2. W takich okazjach uwielbiam fakt, że jest sporo ludzi do skonfrontowania opinii. Wyświetl pełny artykuł